września 26, 2015

września 26, 2015

Ps Kocham Cię...

Ps  Kocham Cię...

Poznać człowieka z którym spędzi się resztę życia, niby prosto, ale jednak nie do końca. Spotkać osobę, która stanie się nie tylko naszą miłością, ale i przyjacielem, to już wyższy poziom. Trafić na mężczyznę, bez którego nie można wyobrazić sobie dalszego życia. Jest prawdziwym szczęściem. Można dzielić ze sobą życie i czuć się samotnie. Można jeść wspólnie śniadania, z obowiązku. Razem, a jednak osobno. Związki nie zawsze jawią się idealnie...
Tak, poznać człowieka, który stanie się przyjacielem, powiernikiem i miłością to jak los na loterii. Nie każdy może tego dostąpić. Gorzej, gdy ten los na loterii nagle, brutalnie zostaje odebrany, bez podania przyczyny. Za szybko. Jak żyć, kiedy zostało  się pozbawionym  tego co było najważniejsze? Gdzie szukać motywacji, pocieszenia, czy jest ono w ogóle możliwe? 

Od śmierci Gerrego minęło zaledwie kilka miesięcy, dla Holly wydaje się jakby czas przestał mieć jakiekolwiek znacznie, że już nic nie będzie takie jak do tej pory. A skoro nie będzie, to jaki jest sens podnieść się z łóżka? Wykonać normalną, codzienną czynność. Nie, teraz nawet umycie włosów wydaje się bezsensowne. Gerry odszedł. Wraz z jego śmiercią odeszło wszystko. Życie przestało mieć sens, pusty i głuchy dom bez przerwy o tym przypominał. Przepłakane, nieprzespane noce. Niekończący się ból i tęsknota. Młoda wdowa popadła w otępienie, aż w końcu świat, a dokładniej jej własna matka przypomniała, że ona nadal żyje. I nawet jeśli zapomniała o życiu, to ono nie zapomniało o niej. Niespodziewana przesyłka, która rozbudza cień nadziei w kobiecie. Gdy otwiera kopertę z  dopiskiem "Lista" wie, że on nie zapomniał. Dawno temu, śmiali się z pomysłu, to były tylko żarty. Teraz stały się rzeczywistością. W kopercie znajdowały się listy, na każdy miesiąc, z zadaniami do wykonania dla Holly.
Gdy wydawało się, że gorzej być nie może, obudziła się maleńka iskierka nadziei. Bo choć ukochany nie wrócił, to pozostawił po sobie cząstkę będącą wyznacznikiem, w którą stronę ma podążyć zrozpaczona Holl. Wydawało się jakby on był, tylko gdzieś z daleka wysyłał listy...

Czytając książkę po raz pierwszy, zastanawiałam się jakie to uczucie poznać swoją drugą połowę, ale nie kogoś kto po prostu będzie. Mam męża, bo mieć muszę. Tylko kogoś ważnego, przyjaciela. Do kogo, mimo kłótni będzie się tęsknić.Tak jak Holly. Byłam wstrząśnięta emocjami towarzyszącymi głównej bohaterce. 
Minęło ładnych parę lat, ponownie zmierzyłam się z tragedią, która tak bardzo mnie poruszyła. Myślałam, że teraz nie poczuje tego co wtedy. W końcu wiedziałam jak potoczą się losy bohaterów, wiedziałam czego mam się spodziewać, ale nie. Autorka w niezrozumiały dla mnie sposób wciąga czytelnika, nakazuje mu wczuć się w rolę tego kto cierpi. Poczuć jego ból, rozpacz i zagubienie. 
I tak, razem z Holly przemierzałam mieszkanie bez celu, dzwoniąc na numer nieżyjącego męża, ponieważ mogła usłyszeć jego głos. Wyobrażałam sobie rozpacz kiedy musiała pożegnać z rzeczami, które były tak ukochane. 
Nawet w otoczeniu przyjaciół, którzy dzielnie wspierali, byli w pobliżu, nie potrafiła pozbyć się tej dotkliwej pustki. Bo jaki jest czas na pogodzenie się z utratą ukochanej osoby? Czy jest limit bólu?  

Polubiłam większość postaci, autorka postarała się o różnorodność charakterów. Od postrzelonej Ciary, po poukładanego, niemalże perfekcyjnego Richarda. Rodzeństwo Holly różniło się od siebie, nawet bardzo. Jednak każde w swoim czasie musiało dojrzeć by pojąć problemy tego drugiego. Im bardziej zagłębiałam się w fabułę, tym moja opinia do poszczególnych osób ulegała zmianie. Na oczach czytelnika rozgrywa się wiele zdarzeń, za sprawą których następuje metamorfoza. Chyba, a raczej na pewno dzięki właśnie tak realnie ukazanej sytuacji, na przestrzeni roku życia Holly wczuwamy się w fabułę. Przyglądając się, analizując, czasami wzruszając i nawet śmiejąc.  Cała paleta emocji, tak bliskich każdemu człowiekowi. Cecelia Ahern wspaniale poradziła sobie z ukazanym problemem, jak odnaleźć się po wielkiej tragedii. Śmierć, w każdym wywołuje dreszcze. Większość milknie, nie wie co powiedzieć, gdy o niej słyszy. A czasami wystarczy zachować się całkiem normalnie.  Bez zbędnego roztrząsania, lamentu.  
Wydaje się, że historia jest banalna, ileż to zostało napisanych książek o podobnym dramacie. Tak, to prawda. Dla mnie jednak ta właśnie, jest najpiękniejsza i najsmutniejsza. Żadnej nie przeżywałam tak intensywnie. Płakałam i śmiałam się razem z Holly, rozumiałam jej złość i rozczarowanie. Wczułam  w jej postać do tego stopnia, że miałam wrażenie jakbym to ja sama utraciła ukochanego...

Wydaje mi się, że powyższą książkę przeczytał już niemal każdy, jeżeli jednak znajdzie się osoba nie mająca pewności co do tego tytułu. Powiem jedno, czytaj!
Nie zaczynajcie od filmu, bo film według mnie jest okropny, wręcz obraźliwy. Nie wiem jak można było zmarnować tak piękną książkę. Reżyser, czy scenarzysta, powinien się wstydzić tego wytworu. 

 Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Akurat.
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki.  



września 24, 2015

września 24, 2015

Źródło

Źródło


Dzięki udanemu spotkaniu z twórczością Horna, oczekiwałam ze zniecierpliwieniem i ciekawością dalszych losów mieszkańców Savannah. Ród wpasował się w moje gusta literackie, więc z pewną obawą wyczekiwałam kolejnego tomu. Jak każdemu wiadomo, nie zawsze kontynuacja utrzymuje poziom. Prawdą jednak jest, że autor pokazał się z jak najlepszej strony, więc po otrzymaniu Źródła zasiadłam do lektury i znowu przeniosłam się do miejsca gdzie prawami rządziła magia...

Mercy próbuje dojść do ładu z jakże odmienionym życiem. Do tej pory była przekonana, że jest zwykłą nastolatką, nie posiada żadnych umiejętności władania mocami, tylko jej siostra bliźniaczka. Kiedy prawda w dość brutalny sposób wyszła na jaw, dziewczyna nie dość, że musiała pogodzić się z poważną oraz odpowiedzialną rolą kotwiczącej, to w dodatku utraciła siostrę. Gdy myślała, że już nic się nie wydarzy odkryła, że jest w ciąży. Zbyt wiele, w zbyt krótkim czasie. Nie ma czasu na rozczulanie. Mercy musi działać, uczyć się wszystkiego czego powinna była przez całe swoje dzieciństwo. Nie jest łatwo zaufać tym, którzy okazali się zdrajcami, albo nawet wrogami, Tęsknota za Maisie jest dotkliwa, trudno pogodzić się ze zdradą i utratą ukochanej bliźniaczki. Młoda kotwicząca chce za wszelką ceną ją uratować. Niestety sprawa nie jawi się prosto. Przede wszystkim musi zdobyć odpowiednią wiedzę, nauczyć się posługiwać magią no i znaleźć miejsce do którego została pochłonięta dziewczyna.
By naszej bohaterce nie było łatwo, sprawy obiorą nieoczekiwany zwrot, gdy już nic nie będzie wstanie zaskoczyć, na horyzoncie pojawi się zmarła matka. Dlaczego przez tyle lat ukrywała swojej istnienie? Co było powodem ucieczki i porzucenia własnych dzieci? Kim są nowo przybyli ludzie o podejrzanych intencjach, dlaczego coraz częściej nastolatka odczuwa dziwny niepokój względem własnej rodziny oraz ukochanego? Ile jeszcze ukrytych tajemnic wypłynie na światło dzienne?

Pamiętam chwile gdy opisywałam wrażenia po zakończeniu Rodu, byłam pod ogromnym wrażeniem tego w jaki sposób autor zaprezentował klimat i cała otoczkę kojarzoną z wiedźmami, magią, a nawet demonami. Nie była to książka nijaka, od początku do końca trzymała w napięciu. Biorąc do ręki kolejną zastanawiałam czy tym razem poczuje ten dreszczyk emocji, czy znowu będę miała ciarki podczas czytania.
W tej części zagłębiamy się w tajemnicę rodziny Taylorów, i chociaż nie wszystko zostaje nam ukazane to możemy utwierdzić się w przekonaniu co do swoich typów. Wielkim zaskoczeniem było pojawienie się mamusi bliźniaczek. Tak, Emily zagościła po cichutku i dość niepewnie, ale bardzo szybko nadgoniła "straty". Chyba dawno nie byłam w tak wielkim szoku, jak właśnie dzięki tej bohaterce.
Muszę wspomnieć o Jilo, którą polubiłam od samego początku, mało tego niesamowicie zżyłam się z niezbyt przyjemną staruchą, której bał się każdy w mieście. Podświadomie czułam sympatię do tej postaci. Intrygował mnie Emmet, odnoszę wrażenie, że jeszcze sporo namiesza w życiu głównej bohaterki.
Teraz zastanawiam się dlaczego przez chwile poczułam zwątpienie. Tak naprawdę bezpodstawne, bo kto miał styczność z piórem autora powinien przyznać, że na bardzo wysokim poziomie prowadzi czytelnika po wykreowanym przez siebie świecie, o ile przy pierwszym spotkaniu opowiadałam, że byłam zafascynowana i pochłonięta, tak teraz Horn mnie po prostu wrzucił do pralki. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kiedy rozpoczęłam czytanie okazało się, że nie ma mowy o chwili wytchnienia. Praktycznie od pierwszych stron zaczyna się akcja, rozpędza się, nabiera tempa i zwalnia dosłownie na chwilę, by później znowu rzucić nas w przepaść. I tak do samego końca. Bywały momenty gdy byłam przerażona, tym co wydarzy się na kolejnej stronie. Śledziłam poczynania bohaterów, czułam strach i niepewność. Chyba już dawno nie bałam się czytania, odwracałam strony i czułam niepewność.

Podsumowując, książka utrzymuje naprawdę bardzo, bardzo wysoki poziom. Wydaje mi się, że autor dopiero w finale pokaże na co go stać, w pewnym sensie bardzo mnie to cieszy, z drugiej strony już czuję wychodzącą gęsią skórkę. Bo wiedźmy nie są jakąś tam bajeczką, jak wspomniałam autentyczność i klimat są głównymi atutami, przez co możemy poczuć strach i napięcie. Czyli wszystko czego potrzeba do odwzorowania mrocznej historii. Cóż mogę powiedzieć, po Źródło po prostu trzeba sięgnąć. Nie ma mowy o rozczarowaniu, wręcz przeciwnie. Szczerze polecam.

Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Secretum 
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki.  

września 21, 2015

września 21, 2015

ZAROBEK NA RECENZJACH: Handel dobrym słowem...

ZAROBEK  NA  RECENZJACH:  Handel dobrym słowem...




Czy kiedykolwiek jakiś blogger w szczególności książkowy zastanawiał się nad tym, żeby jego praca nie tylko przynosiła zadowolenie i uznanie wśród innych czytelników, ale również zysk? Na pewno tak, bo przecież to pieniądz jest teraz w modzie. Można kombinować z reklamami na blogu, ogłaszać się w Internecie, że chętnie odstąpimy na naszej stronie trochę miejsca, by kliknięciami dorobić sobie marnego grosza. Czy po przeczytaniu pierwszego pytania od razu na myśl nasunęły wam się reklamy? Mam nadzieję, że tak, bo przecież inne formy zarobku mogą przynieść jedynie... hańbę.
Do czego zmierzam? Słyszeliście kiedyś o płatnych recenzjach? Powiedzmy, że znajomy znajomego mojej koleżanki mi doniósł, że na tym można sobie nieźle dorobić. Polega to na tym, że blogger – znany i bardzo poczytny – pobiera opłatę od autora i dodatkowo egzemplarz książki, obiecując, że recenzja spod jego pióra wychwali powieść pod niebiosa. Niby bardzo szczwany pomysł, ale czy nie godzi w nasz bloggerską zasadę bezgranicznego obiektywizmu oraz zaufania?
Załóżmy, że prowadzenie bloga książkowego nie służy jedynie zdobywaniu darmowych egzemplarzy recenzenckich. Chodzi przecież o zdobywanie nowych czytelników, nawiązywanie znajomości – z własnego doświadczenia wiem, że mogą się bardzo przydać w życiu – a wreszcie kontakt z ludźmi z całego kraju, z którymi dzielimy coś wielkiego – pasję. No właśnie. Prowadzenie bloga przede wszystkim jest i powinno prowadzić do rozwijania własnej pasji. Co więc sądzicie o tym, że ktoś nie robi tego dla przyjemności, ale mówiąc kolokwialnie, bierze za to kasę?
Gdy założymy już tego wymarzonego bloga i wypieścimy go, w końcu przyjdzie pora na nawiązanie współpracy z wydawnictwami, autorami lub innymi bloggerami. To nieuchronne, a często bardzo wyczekiwane. Bierzemy wtedy jednak na swoje barki niesłychaną odpowiedzialność, często nie wiedząc, co tak naprawdę nas czeka. Sam fakt, że ktoś nam zaufał na tyle, by z nami współdziałać powinno już dać do myślenia – za to należy się szacunek i szczerość, a nie chciwe spojrzenie na książkę.
Trzeba również spojrzeć na sprawę oczami autora, który mógłby dostać taką propozycję od bloggera. Pisarz na pewno chce, by jego książka była poczytna, a w głębi duszy marzy mu się bestseller. Wydanie w naszym kraju nie jest łatwizną i często się zdarza, że pisarz musi zapłacić przynajmniej część. A tu jeszcze każą mu płacić za recenzję? Zapewniam was, że autor nie chce, by każdy wychwalał jego książkę – choć cieszy się, jeśli powieść rzeczywiście przypadła do gustu – a jeśli tacy są, to niech przez chwilę się zastanowią, czy szczera opinia, a nawet krytyka nie jest lepsza i nie motywuje do działania?
I wreszcie sprawa najważniejsza – czytelnicy. Czy taka wykupiona recenzja nie będzie godzić w ich zaufanie? Co, jeśli książka nie będzie się im podobać i nie mówię tutaj o gustach, bo one są różne. Jeśli jednak jeden, drugi, trzeci czytelnik kupi poleconą przez bloggera książkę i się na niej zawiedzie, to o czym to świadczy? Bloggerski świat jest duży, ale często niedoceniany. Dlaczego inni mają cierpieć przez jednego, któremu żądza zysku przesłoniła oczy?
Dla mnie kupno recenzji jest jak handel dobrym słowem, który nie niesie za sobą nic dobrego, a tylko stek kłamstw, które mydlą oczy nieświadomym czytelnikom i dodatkowo stawiają autora w niekorzystnym świetle. Głębsze przemyślenia pozostawiam wam. Czy jest to etyczne zachowanie? Czy nie godzi w świat dumnych bloggerów, którzy przecież czerpią zyski, ale nie pieniężne. Dla mnie to zachowanie nie do przyjęcia, któremu należy powiedzieć stanowcze: nie!

* Powyższy tekst powstał w oparciu o prawdziwe zdarzenie, które miało i chyba nadal ma miejsce, jednak nie chcemy upubliczniać danych osoby, która "dopuściła" się naszym zdaniem tego niezbyt pochlebnego czynu, gdyż zależy nam na dyskusji, która ma na celu zorientowania się jakie jest wasze zdanie w tej kwestii, jak czujecie się wiedząc, że są osoby,które pobierają opłaty za coś, co my robimy bezinteresownie i  radością, ciesząc się samą satysfakcją. 



 Nałogowy Książkoholik przy współpracy z Niekończącymi się Marzeniami
 
 

września 16, 2015

września 16, 2015

Stosik stosik!! :)

Stosik stosik!! :)


Dawno nie było stosiczka, więc i przyszła pora by pochwalić się tym co uzbierałam (nie wszystkim bo gapa zapomniała o dwóch pozycjach :D ) w każdym razie to co mam do zaprezentowania jest i tak imponujące więc.. nie przynudzając wstępami zacznijmy opis tego co nagromadziłam :)


1.  "Ten jeden rok" Forman - Recenzje już macie, dodam tylko, że warto przeczytać :)

2. "Pułapka uczuć" Hoover - Musiałam, no musiałam nabyć książki tej autorki. 

3. "Nieprzekraczalna granica" Hoover - Wiadome, że najlepiej w komplecie. Super wymianka z Angeliką :)

4. "Nomen Omen" Kisiel - Tyle się o niej nasłuchałam. Na szczęście już mam! :) jestem szczęśliwa. 

5. "Tease" Maciel - Ughh no zobaczymy czy te nastolatki i ich problemy nie wyjdą mi bokiem :)

6. "P.s Kocham Cię" Ahern - Co tutaj dużo mówić. Tylko czytać! :)

7. " Lato koloru Wiśni" Bartsch - Lato już się kończy, ale przeczytać zawsze można, Irenka jak będzie nudna to już nie odeślę :) xD 

8. "Sisi. Cesarzowa mimo woli" Pataki - Odkąd pamiętam interesowałam się losami słynnej cesarzowej, mam nadzieje, że książka odkryje coś o czym nie wiedziałam.

9. "Gwiazda Wschodu" Wiśniewska - Recenzja już na stronie, a książka jest naprawdę zaskakująca!

10. "Pięć minut" Wiśniewska - Ciekawa jestem czym tutaj autorka mnie zaskoczy, niebawem się przekonam.

11. " Nieprzewidziane konsekwencje miłości" Mansell - Miłość jesienią też musi być, więc.. sami rozumiecie, nawet czarownice czasem lubią, poczytać..

12. "Pierwsze koty" Nowak - recenzja również do odnalezienia. Bardzo pouczająca dla młodzieży.

13. "Serce ze szkła" Lange - Okładka taka śliczna :D no ale opis też mnie przyciągnął. 

14. " Klątwa utopców" Banach - Spodobał mi się klimat w jakim pisze autorka, ciekawa jestem tej pozycji. Babie lato jeszcze nigdy mnie nie zawiodło. 

15. "Terry Pratchett. Życie i praca z magią w tle" Cabell - bardzo zaciekawiła mnie ta książka, obym się nie rozczarowała. 

16. "Wybrana o zmroku" Hunter - No i stało się. Nadchodzi koniec z wodospadami. Aż mi smutno. 

17. "Źródło. Wiedźmy z Savannah" Horn - Kontynuacja, oj namieszał autor, namieszał aż strach :D

18.  " Co z tym szczęściem? " Kucharewicz - Trzeba się dowiedzieć gdzie szukać szczęścia, może książka podpowie ? No dobra, naiwna jestem i wmawiam sobie xD 


To by było na tyle. Brakuje na stosiku "Wstyd" Van Dyken, ostatniej części zatraconych, niestety książki u mnie chwilowo nie ma, ale recenzja zapewne niebawem na blogu.  Jak zwykle zapraszam was kochani do przeglądu zdjęć:) i oczywiście podzielcie się własnymi spostrzeżeniami. 

                                                      Obie okładki w odcieniach niebieskiego, widać wydawca lubi ten kolor;) ogólnie ta pierwsza jakoś bardziej przyciąga:)

                                 Szczerze mówiąc obie są byle jakie, ale ta pierwsza jakoś mi się opatrzyła i nawet polubiłam całość. Druga to typowe romansidło xD

                                          O jaaa! para na drugiej okładce to ta sama co w gwieździe wschodu! Aaa tutaj jakoś lepiej wyglądają:)

                                             Achh Nomen Omen, ta okładka jest po prostu genialna! Druga taka wiosenna, ale Nomen Omen... ochy i achy :) 

                                                 Tease to tragedia chodząca, a raczej okładkowa, a serduszko jest cudne, no tak mi się spodobało mimo różu :):)

                                            Obie mają coś w sobie, oczywiście druga i tak podoba mi się najbardziej, sama nie wiem dlaczego:)

                                Będę szczera, okładki wydawnictwa Feeria, są cudowne, dopracowane w każdym calu, wiedźmy! no przepiękne!

                                              Tak, obie są bardzo magiczne i klimatyczne. Może tylko ja tak odbieram, ale są przyciągające. No i Sisi!! :)

                                   Nie będę ukrywała, pierwsza jest po prostu brzydka, no brzydka jak nie wiem co, druga już bardziej znośna;)


Tak to wygląda u mnie. Jestem zadowolona z nowych nabytków, oby żaden nie przyniósł rozczarowania. 




września 12, 2015

września 12, 2015

ten jeden rok

ten jeden rok



Oczekiwałam tej pozycji, zakończenie pierwszej a raczej poprzedniej części podsyciło moją ciekawość. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się co wydarzyło się u schyłku dnia, który odmienił życie Allyson, dlaczego Willem nie wrócił skoro obiecał. Czy po roku poszukiwania, dniach, które wiele razy kazały zwątpić, można jeszcze znaleźć siłę na sklejenie czegoś co trwało tylko jeden dzień? Może cała podróż ku odnalezieniu odpowiedzi nie miała sensu?

Willem czuje, że coś poszło nie tak. W prawdzie, nie wie o co dokładnie chodzi, ale ma przeczucie, że zgubił, a raczej zapomniał o czymś bardzo ważnym. Niestety ból głowy jest zbyt silny by mógł racjonalnie myśleć. Miniony czas nie był dla młodzieńca zbyt łatwy. Zagubił się w swoim własnym życiu. Śmierć ojca sprawiła, że utracił nie tylko ważnego członka rodziny, ale jakby bardzo istotną cząstkę własnej egzystencji.

Teraz musi zdecydować co zrobić dalej. Podróżował po całym świecie. Zwiedził miejsca na prawdę godne uwagi,  ale dalej nie czuje się szczęśliwy. Poznał masę kobiet, wdał się w przeróżne relacje trwające dłużej i krócej. Żadnej nie obiecywał, że wróci, nie składał deklaracji. Korzystał z tego co mu oferowano, ale ta jedna dziewczyna, ten jeden dzień w Paryżu odmienił wszystko. Sprawił, że poczuł cel, za wszelką cenę chce ją odnaleźć. Tylko jak szukać kogoś o kim nic się nie wie, nie znając nawet imienia. Posiadając tylko wspomnienia?

Wraz z Willemem udajemy się w podróż do miejsc, które odegrają bardzo ogromne znaczenie w jego dalszym postępowaniu. Poznamy przyjaciół, którzy z jednej strony pomocni, będą chwilami uciążliwi, ale uświadomią jedno. Przypadkiem poznana dziewczyna była kimś więcej, skoro do tego stopnia wryła się w pamięć.

Tęsknota za ojcem, za utraconymi więziami rodzinnymi, nikłe relacje z matką, która postanowiła odnaleźć spokój daleko w Indiach. Czas poszukiwania Allyson będzie naprawdę burzliwy, ale i ciekawy oraz bogaty w doświadczenia. Nie zabraknie wrażeń, refleksji a także tego szczególnego klimatu stworzonego w poprzedniej części.

Przede wszystkim nie powiedziałabym, że Ten jeden rok jest kontynuacją. Autorka przedstawiła wydarzenia tym razem z perspektywy Willema. I tak łącząc  obie książki możemy przyglądać się jak wyglądały poszukiwania Allyson i Willema. Zrozumieć co wydarzyło się tamtego feralnego poranka kiedy dziewczyna czekała, dlaczego młodzieniec nie dotarł, skoro zostawił wiadomość, że wróci. 

Osobiście spodziewałam się, że to faktycznie będzie dalszy ciąg historii, ale okazało się inaczej. Kolejny raz udajemy się wraz z bohaterem w poszukiwanie zagubionej połówki. Nie mogę powiedzieć, że czuje się rozczarowana. Nie. Życie Willema jest na tyle bogate, że ani przez chwilę się nie nudziłam.
Pani Forman bardzo ciekawie skonstruowała fabułę i każdy kto ma w pamięci Ten jeden dzień zauważy zbieżności w kilku sytuacjach. Aż ma się ochotę powiedzieć bohaterowi "Idź tam, jesteś tak blisko". Podróżując po Indiach możemy dowiedzieć się sporo ciekawostek. Kolejny raz muszę wspomnieć o tym jak autorka dokładnie nakreśla najdrobniejsze elementy, tutaj nie ma mowy o niedociągnięciach czy chaosie.  Znowu jestem pod wrażeniem wiedzy i umiejętności połączenia z fabułą wielu przydatnych informacji.

Co najważniejsze, książkę czyta się jednym tchem, akcja toczy się miarowo dzięki czemu nie można narzekać na nudę. Jednak mam jedno małe, ale... zakończenie. Czuje niedosyt, nie było tym czego oczekiwałam, na co tak długo czekałam. Miałam nadzieje na coś bardziej "mocnego?.  Jak widać, autorka miała inny zamiar. 
Podsumowując, każdy kto zapoznał się z poprzedniczką powinien, a wręcz musi przeczytać Ten jeden rok by dowiedzieć się i zrozumieć co kierowało Willem. Kim naprawdę był i przede wszystkim czy jego droga połączyła się ze ścieżką Allyson.


Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKa.
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki. 

 

września 10, 2015

września 10, 2015

Gwiazda Wschodu

Gwiazda Wschodu


Twórczość Igi Wiśniewskiej miałam przyjemność poznać dzięki historii złośliwej Malice, którą to z miejsca polubiłam i stałam się jej wielką fanką. Kiedy okazało się, że mogę przeczytać inną książkę autorki niezmiernie się ucieszyłam. O Gwieździe Wschodu słyszałam jakiś czas temu, od razu mnie do siebie przyciągała mimo, że historia nie wydawała się niczym zaskakującym, ale... ten kto poznał Igę wie, że żadna z opisanych historii nie będzie powieleniem tematu i rozczarowanie nie zagrozi czytelnikowi.
Jakie są więc moje wrażenia po zakończonej lekturze i czy czuję się usatysfakcjonowana? 

 Anabel jest zwyczajna, można powiedzieć, że wręcz pospolita. Chodzi sobie do szkoły,  zbiera figurki przedstawiające aniołki,ponieważ te właśnie istoty są bliskie jej sercu z bardzo ważnej przyczyny, ma nawet jedną koleżankę z którą trzyma sztamę,,. Opowiadają sobie najskrytsze sekrety i dzielą niechęć do wspólnych wrogów. Do czasu, aż pewnego dnia w szkole, zauważa bardzo urodziwego młodzieńca. Jak się okazuje nie tylko ona zwróciła uwagę na chodzące zjawisko. Nikt nie wie skąd pochodzi nieznajomy uczeń, i dlaczego pojawił się w zapadłej mieścinie. 
Kiedy Aleksander, zjawia się w pobliżu nastolatki  wszystko zaczyna się zmieniać. Jak dotąd bardzo dobre relacje z koleżanką ulegają zmianie, Anabel staje się być zauważona przez uczennice, które jak dotąd nie traktowały jej jako "zagrożenia".  Jednak dla dziewczyny świat zaczyna kręcić się tylko wokół Aleksandra, który zdaje się być idealny.  Fakt chwilami zastanawia się dlaczego ukochany czasami zachowuje się dziwnie, albo znika na jakiś czas, jednak zawsze ma wytłumaczenie rozwiewające jej niepewność. Do tego stopnia, że zapomina o najbliższej osobie, która do tej pory była zawsze obecna w jej życiu. Dlaczego piękny Aleksander zwrócił uwagę właśnie na Anabel? Czy kryje się za tym jakaś mroczna tajemnica?

Zapewne większość z was, zapoznawszy się z powyższym fragmentem pomyśli, że książka nie dość, że nie wydaje się być porywająca, to w dodatku poruszony temat nie wygląda na zbyt intrygujący. Sama na początku czułam się  nieco rozczarowana, bo i bohaterka jakaś taka mdła i bez wyrazu, później jeszcze ten cały Aleksander, który mnie osobiście niezmiernie irytował. Sama nie wiem. Coś mi w całości nie pasowało. Nie pasowało mi do Igi Wiśniewskiej, ponieważ już wiem jak pisze i mam świadomość, że coś tak płytkiego jak tania historyjka miłosna sierotki z przystojniakiem nie mogłaby mieć miejsca. Dlatego czytałam cierpliwie. Znosiłam coś czego nie znoszę, o czym zawsze będę musiała powtarzać, ponieważ jest moją zmorą. Tak to właśnie to "zagryzanie wargi". Anabel ciągle, ale to ciągle zagryzała wargi.  Dzielnie znosiłam i czytałam, powolutku nie odkrywając tajemnicy na którą czekałam. 
Książka wydaje się być niczym innym jak romansidełkiem z elementem tajemniczości.Czyli nic nowego. Do czasu. Kiedy nagle, niespodziewanie BUM! Zapoznałam się z wieloma opiniami. Większość z nich zachwalała koniec, że to właśnie on jest zwieńczeniem całości, że nadaje smaku i ogólnie najmocniejszy punkt historii. Wierzyłam, że tak będzie, ale... No naprawdę nie spodziewałam się właśnie tego. Kiedy dotarłam do punktu kulminacyjnego, kiedy już stało się co miało stać. Osłupiałam, naprawdę oczy prawie mi wypadły z wrażenia. Cofnęłam się o kilka stron, przeczytałam ponownie i... dalej trwałam zawieszona. Dawno, naprawdę dawno nic mnie nie zaskoczyło do tego stopnia.  Bo o ile przez całość nie działo się nic specjalnego, ot historyjka miłosna jakich wiele, tak zakończenie... Każdy musi przekonać się sam. Ja dodam tylko, że byłam w szoku, chociaż z drugiej strony autorka nie byłaby sobą gdyby nie sprezentowała czegoś właśnie takiego. Szczerze polecam i nie dajcie się zwieść z pozoru lekkiemu klimatowi. 


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Igi Wiśniewskiej.
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki. 

września 09, 2015

września 09, 2015

Lifelista - czyli nietypowe nominacje :)

Lifelista - czyli nietypowe nominacje :)
Muzykę kocha chyba każdy, sama nie wyobrażam sobie życia bez ukochanych piosenek.  Dlatego gdy dostałam nominacje od Angeliki z  Lustro Rzeczywistości , ucieszyłam się na wzięcie udziału w tak nieco skomplikowanej zabawie :) Nie wiem jak mi pójdzie, jest tyle utworów odgrywających ogromne znaczenie w moim życiu.  No nic, nie przedłużam. Zaczynamy zabawę :) 


Z dzieciństwem kojarzy mi się kilka utworów, ale pamiętam jak jeden z nich wrył się w moją pamięć, wtedy nie bardzo rozumiałam znaczenia tekstu, ale to było tak piękne. Pamiętam jak czatowałam przy magnetofonie żeby nagrać sobie na kasetę, to było latem, wakacje. U nas na ośrodku wypoczynkowym organizowano zabawy w soboty, zawsze wyobrażałam sobie, że gdy dorosnę też tam pójdę tańczyć ;) 

Tyle chciałem Ci dać - Bajm/Univerce
                                                                         1995

 


Wiele osób stało się fanami zespołu "Ich troje", dopiero gdy dołączyła nowa wokalistka Justyna, ale ja kochałam się w ich piosenkach u początku kariery. I tak jako mała dziewczynka zasłuchiwałam się w kasecie zatytułowanej "Intro" a ulubionym utworem było...  Ależ ja kochałam ten kawałek, no do tej pory pamiętam jak słuchałam niczym zaczarowana. Z czym mi się kojarzy?  Chyba z takim niezbyt przyjemnym okresem w dzieciństwie. Moja mama bardzo chorowała, była w szpitalu. Później przestałam słuchać tej kasety xD 

Prawo - Ich troje
                                                                         1996-1997

 

 Nadchodzi millenium, wielkie oczekiwanie na to co stanie się kiedy kartka kalendarza pożegna się z epoką wieku XX i przywitamy XXI ;) w tym czasie powstało wiele ciekawych pozycji. Między innymi piosenka, która w późniejszym czasie odgrywała ważną rolę w moim życiu uczuciowym :)

 Born To Make You Happy - Britney Spears

                                                                              2000



Aaaa i przyszła pora na piosenkę, której szczerze nie znoszę! Ale ona tak bardzo mi przypomina moją kolonię, na której zaczęłam rozglądać się z chłopcami, i no nie uwierzycie, ale miałam wielbicieli! ( ale jak to możliwe??) Ogólnie pamiętam, że każdy, ale to każdy ją śpiewał. Boże! coś niesamowitego, nawet chyba skradłam jednego pocałunka (w policzka hehehe) i dostałam pierwszą w życiu różę! Czerwoną :):) Romantiko 

 Baśka - Wilki
                                                                             2002


No i powoli zbliżamy się do czasów.. tak tak. Pierwsze wagary. Oj wagarowałam, będę szczera;) kombinowałam ile się dało żeby tylko nie siedzieć na lekcjach. Pod tym względem moja mama miała ze mną ogromne problemy. Ta piosenka to już wspomnienie pierwszych takich zakochań "bardziej na poważnie", ochh ileż wtedy się wydarzyło w moim życiu szkolnym i nie tylko... ;)

Ecstasy - ATB 
 
                                                                     2004-2005



 Tak i były pierwsze łzy, pierwsze nadgryzione serduszko. Płakało się po cichutku w poduszkę. Snuło korytarzami szkoły i szukało sensu tego co utracone. Boże, jak teraz przypomnę sobie te piosenki, które tak namiętnie słuchałam to zastanawiam się co z moją głową było nie tak??? No ale cóż. Przyznam się, słucham i tego xD 

Trochę ciepła - Gosia Andrzejewicz 


                                                                             2006


Nie mogę zsumować dwóch lat, ponieważ już za rok wydarzyło się coś co naprawdę odmieniło życie.  Brzydkie kaczątko, niepozorne i nieśmiałe zaczęło wychodzić z cienia. Wprawdzie dalej było brzydkie, ale jakby przestało się tym przejmować. No więc kaczuszka zaczęła kwakać i korzystać z nastoletniego życia towarzyskiego:)

The Way I Are - Timbaland feat. Keri Hilson 

                                                                            2007


 W roku, który teraz zaprezentuje nastąpiło wiele wydarzeń. Przekonałam się, że życie jest bardzo kruche i tak naprawdę wystarczy chwila by się z nim pożegnać. Tak, to był bardzo trudny, a zarazem bardzo pouczający czas. Zrozumiałam wiele rzeczy, przede wszystkim jak jedna chwila przekreśla znajomości. Jak jedno wypowiedziane zdanie może odmienić wszystko. Dosłownie wszystko. Ta piosenka za każdym razem przypomina mi o tamtym okresie... 

This is the life - Emy Macdonald

                                                                           2008


 Gdy zmiany zrobiły swoje, nastąpił względny spokój. Rozpoczęło się życie studenckie. Może nie takie typowe, gdyż zaoczne, ale nie narzekam. Ten okres wspominam naprawdę pozytywnie. Poznałam wielu ludzi i chyba nigdy wcześniej, ani później nie czułam się tak bardzo beztrosko:) 

 Paparazzi - Lady Gagi 

                                                                              2009


 I kolejne zawirowanie, kolejne radości i kolejne smutki. Smutki, które pozostawiły trwały ślad w moim sercu i pamięci. Piosenka, najpierw ukochana, a później znienawidzona...

  Whataya Want From Me - Adam Lambert

                                                                         2010



 Kiedy łzy przestały płynąć, gdy rezygnacja i zawieszenie zaczęło się rozwiewać, pojawiła się piosenka oraz człowiek dzięki, któremu słońce zyskało barwę, dom przestał być bryłą z czterema ścianami.  Świat znowu zaczął wydawać się odrobinę przyjazny.  Patrząc z perspektywy czasu,zauważyłam jakie dziwne się wydaje przypisywanie utworów danym osobom, w zasadzie zawsze identyfikowałam ze zdarzeniami. W tym przypadku z konkretnym  człowiekiem. 

Next to me - Emeli Sande 

                                                                    2011 - 2012 


Dziwne, ale nie mogę sobie przypomnieć co działo się później. Chyba musiałam prowadzić nad wyraz nudne życie. Cóż poradzę czasem musi być nudnawo, żeby później było ciekawie;) moja teoria. W każdym razie ten utwór wrył mi się w pamięć :) 
Aha, wiem! Wtedy marzyłam o szalonej imprezie organizowanej gdzieś tam ;) 

Wake me up - Avici 
                                                                           2013



 Ubiegły rok minął mi pod znakiem utworów piosenkarki, która pojawiła się nagle i podbiła chyba wszystkie listy przebojów. Z czym kojarzona? Boże, ja nie wiem.  Co się działo, że ja nie pamiętam nic, mam jakieś zaniki pamięci czy jak? Muszę poprawić swoje życie... Podjęłam kilka marnych decyzji, trwałam sobie z blogiem i... nuda!  tragedia. No tragedia. chociaż z drugiej strony... coś mi zaczyna świtać hi hi hi :)




Derniere danse - Indilla 

                                                                             2014


Co gra w mojej duszy w tym roku? Cóż takiego się do tej pory wydarzyło? Kochani, będę szczera, minione lata nie obfitowały w tyle nieprzewidzianych zdarzeń  co minione 8 miesięcy.  W końcu czuję, że naprawdę żyje. Jak będzie dalej, co mnie czeka. Któż to wie?  Na chwilę obecną jestem zasłuchana w tym... 

                                                                        2015



Angelika, bardzo Ci dziękuję za nominację, to była bardzo ciekawa podróż w przeszłość. Powinnam kogoś nominować, no więc wywołuję do tablicy... Paulę, Awiolę,  Agatę Kądziołka, Kasię O.  :)  
Gdybym miała stworzyć pełną playlistę to chyba miejsca by brakło na bloggerze:)


 

września 03, 2015

września 03, 2015

Pierwsze koty

Pierwsze koty


Nie znam osoby, która w swoim życiu nie popełniła błędu. Chyba najwięcej można ich policzyć wspominając wiek dorastania. Wtedy każdy nastolatek chce udowodnić swoją dojrzałość, zaistnieć w grupie, pokazać się z wielu jak najlepszych stron. Tak, czasem chęć zaimponowania zagłusza rozsądek. Mając odpowiednie wzorce, wsparcie u boku kogoś komu możemy zaufać pomaga w przejściu, przez nieco skomplikowany etap dojrzewania. 
Ewa Nowak w chyba każdej swojej powieści ukazuje świat młodzieży z różnych perspektyw. Poruszając tematy znane, ale chyba nie do końca zagłębianie przez społeczeństwo. W końcu łatwo jest przechodzić obok cudzej tragedii. Ignorować i drwić. 
Jak poradzić sobie w grupie, która jest niechętnie nastawiona, co zrobić by uwolnić się od rodzinnego terroru i dlaczego ukochany może zmienić się tak nagle? Czy Adzie uda się znaleźć własne szczęście? 

Szczęście, ile osób, tyle opinii dotyczących tego pojęcia. Dla Ady szczęście jawi się spokojnym powrotem do domu gdzie nie będzie miała wyliczanych szklanek wody, zużytej rolki papieru toaletowego czy innego marnotrawienia pieniędzy. Dom. W którym zamiast z radością siadać do posiłku, ze wstrętem odwraca się głowę czując zapach znienawidzonej potrawy. 
Będąc córką ojca o bardzo surowym podejściu do rozporządzania pieniędzy, musiała nauczyć się sztuczek, które pomogą uniknąć niepotrzebnych kłótni. Obie z siostrą z doświadczenia wiedzą, że najlepszym sposobem jest cisza, przemilczeć nadciągającą burzę. Jednak życie pod presją musi pozostawić ślad w psychice. Bez względu jak udane byłby relacje z resztą członków rodziny. 
Pierwsze uczucie, pierwsze spotkania i zaangażowanie w relację z drugą osobą są bardzo delikatne, ale mogą nieść konsekwencje w dalszym życiu, w wyborach, które dokonamy. Ada, spotykająca się z Konradem czuje się zadowolona ze związku, chyba. Bo od pewnego czasu między nią, a ukochanym zaczyna się coś psuć. Nie mając odpowiedniego wzorca w domu, próbuje wytłumaczyć niestosowne zachowanie chłopca.  Zauroczenie bardzo często odsuwa w dal rozum, oddając pole uczuciom, niekiedy naiwnym. 

Gdy Adrianna poznaje małą Helcię oraz jej rodzinę, zauważa rażącą różnicę, jaka panuje w jej domu, w relacjach między żoną a mężem, ojcem i córkami. Dostrzega jak wiele straciła nie mając kochającego tatusia u boku, jak inaczej może wyglądać dom bez wyliczania każdego grosza. Dosłownie grosza. W dodatku Michał, ojciec małej Heli w oczach Ady staje się ideałem i wzorcem, którego bardzo szybko idealizuje. 
Przed gimnazjalistką z dnia na dzień coraz więcej się dzieje, wybór nowej szkoły, co raz gorsza sytuacja między rodzicami oraz kłopoty w związku. Kiedy na horyzoncie pojawiają się zupełnie inni mężczyźni niż ci, z którymi do tej pory miała styczność dociera do niej, że musi podjąć decyzje, o zmianie swojego życia. 

Powoli stanę się monotematyczna, ale nie umiem wymyślić nic nowego, kiedy nastaje chwila w opisaniu wrażeń po lekturze książek Ewy Nowak.  Z każdego spotkania wynoszę nowe nauki, nowe spostrzeżenia względem odbioru młodych ludzi, tego jak należy postępować, czego unikać. Zawsze podziwiam zmysł obserwacji autorki, dzięki któremu możemy śledzić z pozoru banalne życie bohaterów, by później przekonać się jakie przesłanie niosła każda scena. Do czego dążyła w swym zamyśle autorka. 
I tak na przykładzie Ady, jesteśmy świadkami sytuacji, które bardzo często mają miejsce tuż obok, tylko tak naprawdę nie zdajemy sobie z nich sprawę. Może nieświadomie, czasem celowo. Bo lepiej nie widzieć i nie zwracać uwagi ne "nie moje" kłopoty.  
Bardzo często oceniamy kogoś pochopnie, rozprawiamy o tym w jaki sposób postąpiłoby się na miejscu głównej zainteresowanej. Jednak w praktyce wszystko wygląda inaczej. Mnie samej podczas czytania towarzyszyło wiele skrajnych uczuć, i kiedy już myślałam, że wiem co się wydarzy, zostawałam zaskakiwana. Dzięki temu uświadamiałam sobie jak mało wiem o ludziach, jak prosto jest osądzić, wydać wyrok. 
Pierwsze koty kierowane są przede wszystkim do młodzieży, jednak uważam, że tę pozycję powinien przeczytać każdy. Ponieważ niesie ze sobą wiele lekcji i przesłań. Szczerze polecam. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Egmont.
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki. 

Premiera:  23 września 2015

września 02, 2015

września 02, 2015

Wycieczkowałam ;):)

Wycieczkowałam ;):)
Tak, czasem i ja wycieczkuję. W zasadzie mam swoje ulubione miejsca wakacjowania i zwiedzania. Może i nie jestem odkrywcą, ale cóż poradzić, lubię na nowo odkrywać uroki znanych mi miejsc. I tak jak kocham Karpacz i jego okolice, tak też pokochałam tereny Krakowa :) Cóż za zbieg okoliczności jedno i drugie na literkę :)(: . Po kilku latach nieobecności, powróciłam. No i... zakochałam się w cudnych widokach, które wam kochani, zaraz zaprezentuję.  Szkoda, że miałam tak malutko czasu, ale to nic. Napatrzyłam się i chłonęłam klimat ukochanych gór całą sobą:) 


               Widok na zamek, a raczej to co z niego zostało. Znajduje się w przepięknej Niedzicy, szczerze polecam odwiedzić, jest tam wprost cudownie!! :)



                       Uwaga! straszę! wprawdzie nikt nie mówił, że szukają rudego straszydła, ale... i tak przybyłam xD z kochaną bratanicą Madziunią u boku :)

                                 Imponująca tama, naprawdę robi wrażenie, na żywo można siedzieć patrzeć i patrzeć i tak cały czas.. :)

                                                                            A tutaj już wejście do Zamku w Niedzicy. Na zdjęciu wygląda jakoś ładniej niż w rzeczywistości ;) 

                                                          Piękny zalew, wody nie było zbyt wiele, ale gdyby poziom był wyższy z pewnością nie stałabym tak spokojnie i robiła zdjęcia ;) 

                                                                                            Każdy kto znalazł się na zaporze mógł podziwiać takie piękne malowidło :) 


                                                                               Zamku! nadchodzimy! ;D strzeżcie się wrogowie, oto mury zyskały nowe rude straszydło :D xD ;) 


                                                                                          To miejsce już każdy zna, przedstawiać nie muszę, ach och, mogłabym tam chadzać na spacery :) :) 

                                                                           Dopiero przed wstawieniem zauważyłam "mistrza" drugiego planu ;)  ciekawe co tam dopadł i pochłaniał ;)


Czas zakończyć relację z jakże krótkiego pobytu, jak to mówią wszystko co dobre szybko się kończy. Kraków pożegnał mnie przepiękną pogodą, aż żal było wyjeżdżać. Na szczęście wspomnienia pozostaną na długo. Kto wie? Może niebawem znowu tam zawitam?  
 
Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger