Dzięki udanemu spotkaniu z twórczością Horna, oczekiwałam ze zniecierpliwieniem i ciekawością dalszych losów mieszkańców Savannah. Ród
wpasował się w moje gusta literackie, więc z pewną obawą wyczekiwałam
kolejnego tomu. Jak każdemu wiadomo, nie zawsze kontynuacja utrzymuje
poziom. Prawdą jednak jest, że autor pokazał się z jak najlepszej
strony, więc po otrzymaniu Źródła zasiadłam do lektury i znowu przeniosłam się do miejsca gdzie prawami rządziła magia...
Mercy próbuje dojść do ładu z jakże
odmienionym życiem. Do tej pory była przekonana, że jest zwykłą
nastolatką, nie posiada żadnych umiejętności władania mocami, tylko jej
siostra bliźniaczka. Kiedy prawda w dość brutalny sposób wyszła na jaw,
dziewczyna nie dość, że musiała pogodzić się z poważną oraz
odpowiedzialną rolą kotwiczącej, to w dodatku utraciła siostrę. Gdy
myślała, że już nic się nie wydarzy odkryła, że jest w ciąży. Zbyt
wiele, w zbyt krótkim czasie. Nie ma czasu na rozczulanie. Mercy musi
działać, uczyć się wszystkiego czego powinna była przez całe swoje
dzieciństwo. Nie jest łatwo zaufać tym, którzy okazali się zdrajcami,
albo nawet wrogami, Tęsknota za Maisie jest dotkliwa, trudno pogodzić
się ze zdradą i utratą ukochanej bliźniaczki. Młoda kotwicząca chce za
wszelką ceną ją uratować. Niestety sprawa nie jawi się prosto. Przede
wszystkim musi zdobyć odpowiednią wiedzę, nauczyć się posługiwać magią
no i znaleźć miejsce do którego została pochłonięta dziewczyna.
By naszej bohaterce nie było łatwo,
sprawy obiorą nieoczekiwany zwrot, gdy już nic nie będzie wstanie
zaskoczyć, na horyzoncie pojawi się zmarła matka. Dlaczego przez tyle
lat ukrywała swojej istnienie? Co było powodem ucieczki i porzucenia
własnych dzieci? Kim są nowo przybyli ludzie o podejrzanych intencjach,
dlaczego coraz częściej nastolatka odczuwa dziwny niepokój względem
własnej rodziny oraz ukochanego? Ile jeszcze ukrytych tajemnic wypłynie
na światło dzienne?
Pamiętam chwile gdy opisywałam wrażenia po zakończeniu Rodu,
byłam pod ogromnym wrażeniem tego w jaki sposób autor zaprezentował
klimat i cała otoczkę kojarzoną z wiedźmami, magią, a nawet demonami.
Nie była to książka nijaka, od początku do końca trzymała w napięciu.
Biorąc do ręki kolejną zastanawiałam czy tym razem poczuje ten dreszczyk
emocji, czy znowu będę miała ciarki podczas czytania.
W tej części zagłębiamy się w tajemnicę
rodziny Taylorów, i chociaż nie wszystko zostaje nam ukazane to możemy
utwierdzić się w przekonaniu co do swoich typów. Wielkim zaskoczeniem
było pojawienie się mamusi bliźniaczek. Tak, Emily zagościła po cichutku
i dość niepewnie, ale bardzo szybko nadgoniła "straty". Chyba dawno nie
byłam w tak wielkim szoku, jak właśnie dzięki tej bohaterce.
Muszę wspomnieć o Jilo, którą polubiłam
od samego początku, mało tego niesamowicie zżyłam się z niezbyt
przyjemną staruchą, której bał się każdy w mieście. Podświadomie czułam
sympatię do tej postaci. Intrygował mnie Emmet, odnoszę wrażenie, że
jeszcze sporo namiesza w życiu głównej bohaterki.
Teraz zastanawiam się dlaczego przez
chwile poczułam zwątpienie. Tak naprawdę bezpodstawne, bo kto miał
styczność z piórem autora powinien przyznać, że na bardzo wysokim
poziomie prowadzi czytelnika po wykreowanym przez siebie świecie, o ile
przy pierwszym spotkaniu opowiadałam, że byłam zafascynowana i
pochłonięta, tak teraz Horn mnie po prostu wrzucił do pralki. W
pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kiedy rozpoczęłam czytanie okazało
się, że nie ma mowy o chwili wytchnienia. Praktycznie od pierwszych
stron zaczyna się akcja, rozpędza się, nabiera tempa i zwalnia dosłownie
na chwilę, by później znowu rzucić nas w przepaść. I tak do samego
końca. Bywały momenty gdy byłam przerażona, tym co wydarzy się na
kolejnej stronie. Śledziłam poczynania bohaterów, czułam strach i
niepewność. Chyba już dawno nie bałam się czytania, odwracałam strony i
czułam niepewność.
Podsumowując, książka utrzymuje naprawdę
bardzo, bardzo wysoki poziom. Wydaje mi się, że autor dopiero w finale
pokaże na co go stać, w pewnym sensie bardzo mnie to cieszy, z drugiej
strony już czuję wychodzącą gęsią skórkę. Bo wiedźmy nie są jakąś tam
bajeczką, jak wspomniałam autentyczność i klimat są głównymi atutami,
przez co możemy poczuć strach i napięcie. Czyli wszystko czego potrzeba
do odwzorowania mrocznej historii. Cóż mogę powiedzieć, po Źródło po prostu trzeba sięgnąć. Nie ma mowy o rozczarowaniu, wręcz przeciwnie. Szczerze polecam.
Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Secretum
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki.
No wiedziałam, że ci się spodoba :D
OdpowiedzUsuńI chyba nie możemy wybaczyć autorowi tego samego :( Jak mógł?!
O, lubię takie uczucie, ten niepokój, co będzie dalej. Znaczy, że taka książka jest dobra:)
OdpowiedzUsuńMam na półce pierwszy tom i muszę wreszcie po niego sięgnąć, żeby się przekonać, czy przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńNie mam na razie czasu, bo mam zawał pracy, ale jak się trafi wolniejsza chwila to przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze pierwszego tomu, więc wszystko przede mną.
OdpowiedzUsuńPrawie wszyscy chwalą te książki, więc i ja nabrałam na nie ochoty, mimo że tematyka związana z wiedźmami i magią jakoś niespecjalnie do mnie przemawia. Ale dla tych powieści zrobię wyjątek i zabiorę się za czytanie :)
OdpowiedzUsuń