źródło |
Odkąd pamiętam, lubiłam historie opowiadane o przyjaźni między
człowiekiem a zwierzęciem. Nie wiem dlaczego, ale wywołują we mnie
wzruszenie. Dlatego po przeczytaniu opisu książki o więzi między chłopcem a
kangurem, zapragnęłam bliżej się z nią zapoznać. Mały chłopiec ratujący
kangurzątko. Zapowiadała się naprawdę ciekawe i oczywiście poruszająca.
Czy aby na pewno taka była?
Kuba mieszka ze swoim tatą, mają dom i małe gospodarstwo. Chłopiec przyzwyczajony jest do samotności, kiedy tato zamyka się za dnia, w swojej pracowni malując, on przemierza okolice w towarzystwie pieska. Taki tryb życia jest mu od zawsze znany, nie odczuwa z tego powodu dyskomfortu. Jest niesamowicie niewymagającym chłopcem. Do pewnego zdarzenia, kiedy zagłębiając się w buszu, jest świadkiem śmierci dorosłej kangurzycy. Sytuacja wytrąca chłopca, bo zdaje sobie sprawę, że właśnie na jego oczach zwierzę zakończyło życie. I nagle, zauważa pewien ruch, z torby kangurzycy, niezdarnie wychodzi jej maleństwo.
Chłopiec nie zastanawia się długo, nie może pozwolić by, tej małej istocie przytrafiła się krzywda. Zabiera Kangę do domu. Jeszcze nie wie, jak poradzi sobie z małym kangurkiem, ale wie jedno, musi się nim zaopiekować, teraz gdy został sam na świecie.
Opieka nad dzikim zwierzątkiem wygląda zupełnie inaczej, jak nad tymi, które mieszkają przy domu. Gdzieś w głowie chłopca, czai się myśl, że natura będzie wzywała nowego mieszkańca, w chwili, gdy osiągnie odpowiedni wiek, ale czy więź, jaką poczuł z Kangą będzie w stanie przetrwać?
Z zapowiedzi wynikało, że książka będzie z grupy wzruszających i tych, które powinny zostać na długo w pamięci. W końcu historia dla dzieci o dziecku - można by nawet powiedzieć, małym bohaterze. I o przyjaźni. Tylko tutaj, chyba komuś pomyliły się pojęcia. Bo o ile uczucia, jakim chłopiec obdarzył kangurka, faktycznie były silne i na upartego, można nazwać przyjaźnią, tak nie mogę tego już przyznać o postawie Kangi, Zwłaszcza kiedy autorka ukazuje nam tę relację, z jej perspektywy.
I tak naprawdę, nie mam pojęcia, w jakim celu był zastosowany ten zabieg. Bo jeśli do pewnego momentu czytelnik może odnosić wrażenie, że uczucie, jakie zaczęło się pojawiać między dzieckiem a kangurzątkiem, to przyjaźń. Tak przy rozdziale poświęconym zwierzątku, te nadzieje zostają rozwiane. Autorka ukazała tę postać, jako egoistyczną i zapatrzoną w swoją wyjątkowość. Kanga nie czuła nawet sympatii do swojego wybawcy. Może wdzięczność, ale raczej na zasadzie, „dobrze, dzięki Tobie żyję, ale nie masz prawa mnie więzić". Ona przez cały czas pragnęła opuścić zagrodę ludzi.
Mam sporo mieszanych uczuć, oczekiwałam zupełnie innej historii. Może nie oczekiwałam ogromnej miłości kangurzycy do dziecka, jednak myślałam, że będzie tu ukazana pewna nić porozumienia, między dzikim ocalonym zwierzęciem do człowieka. Ukaże nam, jak dzikość natury, można przybliżyć. W dodatku autorka snuła swoją opowieść, bez tego czegoś. Całość była dosyć płaska. Niby kierowana do dzieci, a niezbyt przychylnie. Chyba najbardziej zawiodłam się na rozdziałach z kangurem. Myślę, że mogą bardzo rozczarować najmłodszych czytelników.
Nie wiem, czy poleciłabym ten tytuł dzieciom. Nie do końca przemówiła do mnie forma, jaką zastosowała Ursula Dubosarsky.
Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Znak Emotikon.