Byłam niezmiernie ciekawa czwartej już części, sławnej serii, która w moim odczuciu zaczęła się niepozornie, by później wiele razy zaskakiwać i pobudzać wyobraźnię. Trzeci tom zaserwował sporo ciekawych wydarzeń, które w wielu kwestiach położyły cień na dalsze losy Kylie. Zakończenie nie do końca udzieliło odpowiedzi, wprawdzie wraz z bohaterką dostajemy informacje do jakiego rodzaju, a dokładnie, gatunku przynależy nastolatka, ale na tym koniec. Otrzymaliśmy odpowiedź na jedno pytanie, by zyskać kolejne. Zastanawiałam się w jaki sposób i czy w ogóle zaskoczy mnie Hunter w Szeptach, mam wiele mieszanych odczuć, ale przejdźmy do zarysu fabuły.
Dziewczyna już wie, jest kameleonem, ale co dalej? Jak dotąd nie spotkała się z żadną istotą tego pochodzenia, co gorsza nie potrafi sobie wyobrazić siebie jako... jaszczurki. Niby może powiedzieć kim jest, ale sytuacja nadal pozostaje taka sama, w dalszym ciągu nie można odczytać wzoru, który dla każdego z obozowiczów oraz wychowawców jest zagadką. Na domiar złego nawiedza ją duch Holiday, która żyje i ma się całkiem dobrze. Czy odwiedziny zjawy mają być zapowiedzią czegoś strasznego, zaś życie komendantki obozu zostanie zagrożone? Tego Kylie będzie musiała dowiedzieć się sama. Ponieważ nie wyobraża sobie by poinformować bliską osobę o niepotwierdzonych obawach.
Nawet w sprawach sercowych nastolatka nie może czuć się pewnie, Lukas silnie przynależący do swojej watahy musi lojalnie spędzać większość czasu w grupie. Co często oznacza długie rozłąki zakochanych, wiele razy Kylie zostaje sama właśnie wtedy gdy potrzebuje wsparcia ukochanego. W trudnych chwilach pojawia się Derek, wyczuwający targające emocje dziewczyny, zdającej sobie sprawy z uczuć jakimi darzy ją półelf. Nic nie jest takie jak powinno, nawet długo oczekiwana wizyta dziadka staje pod wielkim znakiem zapytania.
Do obozu zostają przyjęci nowi nauczyciele, matka Kylie przyjedzie z osobą towarzyszącą odwiedzić córkę, sytuacja z pozoru mająca wyglądać niewinnie będzie miała ciekawy finał, ale co najważniejsze. Kameleon-ka odkryje nowe zdolności, bardzo interesujące....
Zastanawiam się od czego zacząć. Przede wszystkim czuję pewien niedosyt, a może to już rozczarowanie? Zaczynam obawiać się, że Wodospady Cienia dotknęła tendencja spadkowa, autorka rozkręciła się w drugiej i trzeciej części, dała nadzieje i pobudziła ciekawość "co będzie dalej", by teraz najnormalniej w świecie grać nie na emocjach, a na nerwach. Od pierwszego tomu przed czytelnikami zostaje postawione pytanie – Kim jest Kylie? No i dobrze, zastanawiamy się, przeżywamy wraz bohaterką przygodny, niekoniecznie wesołe, chwilami tragiczne. Kiedy wreszcie zostaje rzucone to, na co tyle czekamy, zostajemy z niczym. Okazuje się, że nikt nigdy nie słyszał o gatunku jakim jest dziewczyna, niby są pewne mdłe wzmianki nie wnoszące żadnych istotnych informacji. W dalszym ciągu czekamy, na rozwój wypadków. Między czasie Hunter postanowiła skupić się na miłosnym trójkąciku, który jak miałam ogromną nadzieje, zostanie jakoś zakończony w tym tomie. Niestety, tak się nie dzieje. Rozumiem, że życie uczuciowe nastolatków jest niezwykle burzliwe, zaś sytuacja potrafi się zmienić jak w kalejdoskopie, ale... litości. Nie chcę się czepiać, ale osobiście mam dosyć Wilka, więc albo niech się autorka zdecyduje czy jaszczurka ma biegać z pieskami po lesie, czy może zaserwuje trzecią postać i wtedy będzie tak zwany nieoczekiwany zwrot akcji ( na co po cichutku liczę) Fakt, polubiłam Dereka, ale odnoszę wrażenie, że raczej odpada w przedbiegach, i albo dziewczyna będzie z wyjącym do księżyca, albo ja się poddaje.
Druga sprawa, zanim otrzymamy jakiekolwiek przesłanki na temat bycia kameleonem, i tego co ze sobą niesie ten zaszczyt, nie dzieje się nic. Duchy przychodzą, muszą wszak mamy do czynienia z zaklinaczką, dlatego ta sytuacja mnie przestała zaskakiwać, bądź trzymać w napięciu jak to bywało podczas lektury poprzednich części. Skoro jestem przy duchach, osobiście zaczęłam się nudzić kiedy po raz enty, Hunter próbowała budować napięcie kreując ducha na niemotę, nie potrafiącą przez połowę książki powiedzieć kim jest, jak zginęła po co i dlaczego. Można było pokusić się o coś ciekawszego, a nie za każdym razem pielgrzymki zjawy wyglądają tak samo.
Jak wspomniałam na początku, Szepty o wschodzie księżyca nie porwały mnie w takim stopniu, jakim oczekiwałam. Było poprawnie, wydaje mi się, że z przywiązania do bohaterów i ogólnego klimatu książki czytało się lekko. Polubiłam serię i mam ogromną nadzieje, że tutaj przydarzyło się coś niefortunnego, zaś kolejne spotkanie będzie lepsze.
Nie mogę powiedzieć, że całość jest słaba, było wiele ciekawych, a nawet zabawnych sytuacji, nawet zachowanie Kylie pozytywnie mnie zaskoczyło, co uważam za wielki plus w jej zmianie, ponieważ pokazała, że umie powiedzieć na głos co jej się nie podoba. W końcu! Przestała być nijaka.
Mimo wielu uchybień, które jak sądzę przeszkadzają tylko mnie. Książkę należy przeczytać, ponieważ dowiecie się ciekawych rzeczy o Kylie, jej byciu kameleonem w praktyce, oraz starciu córki z partnerem matki... (moja ulubiona scena).
Oczekuję numeru pięć i tego z czym przyjdzie się nam, czytelnikom zmierzyć, czy koniec będzie zaskoczeniem?
Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Feeria.
Książkach bierze udział w wyzwaniach - 52 książki oraz Czytam fantastykę.