grudnia 29, 2021

grudnia 29, 2021

Magiczny ekspres - Między światłem a cieniem

Magiczny ekspres - Między światłem a cieniem

 







Pamiętam zapowiedzi pierwszej części Ekspresu - gdy był on porównywany do Harrego Pottera, pamiętam również, jak bardzo się cieszyłam, że nigdy nie przeczytałam tej serii, która zyskała tylu fanów. Bo nie musiałam się zastanawiać, czy nowa seria, która właśnie wkraczała na rynek wydawniczy, będzie przypominała przygody Pottera.  

A później, później już czułam ogromną radość z czytania i przeżywania przygód razem z pasażerami magicznego Ekspresu. Zakończenie przyszło zbyt szybko, pozostało czekanie na kontynuację i ponownego przejazdu tajemniczym pociągiem, który przemierzał wszystkie kontynenty szukając dzieci z magicznymi cechami. 

Dlatego wyczekiwałam daty premiery, wręcz przytupywałam z niecierpliwością, aż w końcu przyjechała do mnie. Druga część Magicznego Ekspresu - czy moje oczekiwanie nie przemieniło się w rozczarowanie? Czy tym razem, wydarzenia były równie wciągające? 

Flinn nareszcie będzie pełnoprawnym uczniem Ekspresu. Wie, że jej pojawienie się w pociągu, nie było przypadkowe. I może wreszcie, odnajdzie więcej wskazówek dotyczących zaginięcia Jontego. 

Zdaje sobie sprawę, że coś musiało się wydarzyć, co sprawiło, że jej brat w niewytłumaczalny jak dotąd sposób, opuścił to miejsce. Tylko dlaczego i czy grozi mu jakieś niebezpieczeństwo? 

Tymczasem nowi znajomi, wciągają koleżankę w życie ucznia. Opowiadają różne historyjki, dzielą się swoimi problemami. Dzięki Pegs, Flinn ma okazję dowiedzieć ważnych ciekawostek. Natomiast Kasim, nakreśli nieco, kim są Szopy Pracze w pociągu i dlaczego mogą być w posiadaniu ważnych informacji dotyczących Jontego. 

Między zbieraniem informacji, a próbami pobierania nauki, po którą w końcu została tu wskazana, Flinn zwróci uwagę na dziwne zdarzenia, które będą miały miejsce w przedziałach pociągu. Pewne osoby zaczną wydawać się podejrzane. Aż wreszcie, niektóre zagadki zostaną rozwiązane, co nie oznacza, że wprowadzą spokój wśród mieszkańców Ekspresu. I wreszcie Flinn, kóra zostanie z jeszcze większą niepewnością na temat brata i jego wizerunku, który miała do tej pory w pamięci. Czy jest możliwe, że ta osoba, z którą niegdyś łączyła silna więź, mogła być inna?


Wiecie jak to jest, gdy długo się wyczekuje książki, tego wyglądania daty premiery, aż wreszcie jest! Teraz tylko musi do nas dotrzeć. I ten moment, kiedy rozpoczyna się czytanie. Ja bardzo długo wyobrażałam sobie, co będzie się działo, w jakim kierunku potoczy się fabuła, a wraz z nią, zagadka dotycząca zaginionego młodzieńca i kilku innych osób. 

Gdybym opinie do tej książki pisała moja wersja sprzed 8 lat, z pewnością byłabym bardziej surowa i może zbyt brutalna w ocenie. Aktualnie, myślę, że tę książkę można podzielić na dwie części. Pierwsza - w której nie dzieje się zupełnie nic ciekawego, Anca Sturn, chyba zrobiła bardzo brzydki zabieg, którego nie lubię u autorów. Mianowicie, postanowiła  przegadać, wcisnąć nijakie wątki i dialogi, byle tylko nastukać tekst. Dlatego zostaje serwowany, bardzo nieudolny wątek, nawet nie umiem nazwać uczucia, bardziej dziecinnego zadurzenia między Flinn, a Feodrem - chłopcem, który zrezygnował z nauki w ekspresie i podjął się pracy w kotłowni. Ładnie nazywany, przez innych mieszkańców - węglarczykiem.  Otóż należy mieć na uwadze, że Flinn jest trzynastolatką, ja wiem, dziewczynki w tym wieku mogą poczuć jakąś tam sympatię do chłopca, ale nie przesadzajmy, co na tym polu można było więcej zrobić? No nic, Dlatego, właśnie przez pierwszą połowę, jesteśmy świadkami dziecinnych kłótni, a raczej sprzeczek między tym dwojgiem. Bardzo naiwnych rozmyślań dziewczynki,nad zachowaniem Fedora. Cóż, no, ja mając 13 lat bawiłam się lalkami. Jestem z epoki, gdy dzieciństwo było dłuższe.  Trudno jest mi ocenić, o czym dziewczynka w tym wieku można marzyć w relacji z przyjacielem. 

Zostawmy te rozważania, ponieważ nie o tym jest książką - a jednak, przez połowę tekstu, niestety czytelnik musi sobie z nimi poradzić. By w końcu, po przekroczeniu magicznej strony. Nagle nasz pociąg, dostał wiatru w żagle, albo dokładkę do pieca - węglarczyk wziął się wreszcie za robotę, zamiast marzyć o małolacie. 

Akcja nabiera takiego tempa, że naprawdę się bałam, że ten nasz ekspres się wreszcie wykolei i nici z rozwiązania zagadki.  I teraz jest problem natury takiej, autorka - wprawdzie jest to druga książka  w dorobku, dlatego jestem łaskawa, ale jednak. Pokusiła się o znanych wśród pisarzy chwyt, mielenia o niczym w pierwszej części, by później zaserwować jazdę bez trzymanki, rozwalić wszystko i zostawić czytelnika z chaosem w głowie.  Naprawdę, nienawidzę tego, bo jestem zła. Mam świadomość, że jest wielkie prawdopodobieństwo powtórki w trzecim tomie. I ja, teraz co mam zrobić? Zostawić, serię, która naprawdę miała świetne rokowania. Może dalej nie jest zła - tylko mój wiek, lekko nie odnajduje się w aż tak młodzieńczych relacjach uczuciowych. Bo sama przygoda i zamysł, jest w bardzo moim guście. 

Rozpisałam się szaleńczo, ale to dlatego, że po limicie tekstu na Instagramie (tak, tam też jestem) miałam okropny niedobór słów I teraz, gdy nikt już mnie nie blokuje, czuje radość z pisania. Potrzebowałam sporo czasu by wrócić na stare śmieci, więc teraz będą lekko długie te moje teksty. 

Wracając do Magicznego Ekspresu - nie chcę jednoznacznie krytykować, ponieważ opisywane przygody są naprawdę ciekawe i potrafią w świetny sposób wprowadzić czytelnika w wykreowany świat. Myślę, że nie zawsze się to udaje pisarzowi, a zwłaszcza temu rozpoczynającemu. Dlatego nie chcę, zniechęcać ani siebie, a tym bardziej potencjalnych zainteresowanych serią. Mimo to, muszę być szczera, początek drugiego tomu, jest nudnawy, trzeba przez niego przebrnąć. A później, później leci samo. Czy polecam? Tak, ale trzeba mieć świadomość o wadach - chociaż są one w subiektywnej ocenie, innym mogą się podobać. 



grudnia 22, 2021

grudnia 22, 2021

Wigilia z nieznajomym

Wigilia z nieznajomym

 


Zazwyczaj nie czytuję książek w klimacie świątecznym. Wiadomo, musi być zachowana pewna konwencja, która mnie nie do końca przekonuje. Co innego, kiedy chodzi o książki Nataszy Sochy, jest to autorka, której styl, odbiega od tych cukierkowych, często przesłodzonych. Dlatego, nawet jeśli tytuł ma coś wspólnego ze świętami, czytelnik może być pewny, że ukazana historia, nie będzie powielaniem szablonów.
Gdy ukazała się zapowiedź niniejszej książki, byłam ciekawa, co tym razem, pisarka postanowiła ukazać czytelnikom. 
Z ciekawością zasiadałam do czytania, by poznać nowych bohaterów i ich historię. A jaka ona była?

Poznajemy Antoninę, kobietę, która jest w kwiecie wieku, mimo odchowanych dzieci. Jej życie do tej pory kręciło się wokół wychowywania córek, zajmowania domem, no i rzecz jasna pracą. Lubiła tę rolę, nawet trudy przygotowywania idealnie nastrojowych świąt, mimo że często była przemęczona. W końcu nadeszła pora, gdy jej córki stały się samodzielne - wręcz już dorosłe. A ona, nie musiała się martwić, czy wigilia będzie taka, jaką sobie wymarzyły. W pewnym sensie, odkąd dziewczynki wyrosły, coraz częściej miała ochotę na zupełnie inną wigilię. Taką po swojemu, według własnych zasad. Bez zastanawiania się, jaką potrawę ma zrobić w kolejności, czy makowiec wyszedł idealny i wreszcie, nie będzie musiała być idealną żoną, matką i gospodynią.
W tę wigilię Antonina wstała z mocnym postanowieniem, że przeżyje ten dzień inaczej jak do tej pory, nie będzie się przed nikim tłumaczyła, bo po prostu nie musi. Podjęła decyzję i wyszła z domu, nie mówiąc nic mężowi. Po prostu ubrała się i wyszła na ulicę. Zdecydowała na spacer, a później samotne wypicie kawy, bez przymusu rozmowy z kimkolwiek. Po prostu pobędzie sama, daleko od gotowania i pełnego stresu przygotowywania wieczornej uroczystości. Bo nie chce i nie musi.

Marcel również od dłuższego czasu, nie odczuwał radości z nadchodzących świąt. Coś sprawiło, że w jego życie wdarła się monotonia i rutyna. Tego dnia, postanowił wyjść na spacer z psem, żeby nie musieć myśleć o tym, co będzie działo się później. Następnie trafił do małej kawiarenki, jednej z nielicznych otwartej o wczesnej porze, która była klimatyczna i nienachalna. Chciał się napić kawy, w samotności i przemyśleć kilka spraw. Nie spodziewał się jednak, że na podobny pomysł wpadła jeszcze jedna osoba.

Gdy Antonina i Marcel, próbowali zaplanować wigilię po swojemu, nie wchodząc sobie wzajemnie w drogę, otrzymali niepokojącą wiadomość ze szpitala. Ich młodsza córka, miała poważne problemy z nerkami. I gdy padła decyzja o dłuższym zatrzymaniu na oddziale, poprosiła rodziców, by, zamiast siedzieć wraz z nią przy łóżku, spędzili ten czas wspólnie, robiąc rzeczy, których do tej pory nie mieli okazji.
Dla obojga był to pomysł dziwny, a nawet absurdalny. Zwłaszcza dla Antoniny, która miała na ten dzień, nieco inne plany. Dalekie od tego, by spędzić z własnym mężem. Niestety obiecała córce, że spełni jej prośbę i bez entuzjazmu, w towarzystwie małżonka opuściła szpital. I tak rozpoczęli wigilię w zupełnie inaczej, niż sobie planowali, a nadchodzące wydarzenia, były pełne nieprzewidzianych zbiegów okoliczności.

Zastanawiam się, od czego zacząć i czego nie napisać, by nie zdradzić zbyt wiele. Może zacznę od tego, że bardzo, ale to bardzo nie polubiłam Antoniny. Była to osobowość kobiety, której na pewno bym nie obdarzyła sympatią. Jej postępowanie i tłumaczenie swoich zachowań i decyzji, dla mnie były po prostu żenujące. Ja mam świadomość, że jest to postać fikcyjna, jednak takich Antonin z pewnością można wiele spotkać, albo na pewno minąć na ulicy, nie mając nawet świadomości, jak łudząco przypominają bohaterkę z kart stron książki.
Według mnie jest to postać egoistyczna i tchórzliwa, dokładnie tak i w tej kolejności. Nie mogę za wiele napisać, jestem jednak ciekawa, czy tylko we mnie, jej postępowanie i tłumaczenia, wzbudzały po prostu politowanie. No nie, nie umiem napisać niczego pozytywnego i chyba przez tę postać, ta książka była dla mnie męcząca w czytaniu.
Marcel, chociaż był ukazany w roli biernego męża, który nie potrafił odpowiednio komunikować się z własną żoną, wychodząc z założenia, że skoro mieszkają ze sobą, to właściwie nie ma sensu robić nic więcej, faktycznie gdzieś rozluźnił relację między nimi.

Niestety w moim odczuciu, wcale się temu mężczyźnie nie dziwiłam i każdy, kto pozna tajemnicę Antoniny, myślę, że będzie wiedział, co mam na myśli.

Przejdę zatem do wydarzeń, które zaczynają się dziać w momencie wyjścia naszych bohaterów ze szpitala. Bo ta chwila, proszę mi wierzyć, sprawia wrażenie, jakby nagle ktoś nacisnął przycisk - całe oczy zwrócone na tych dwoje, bo tylko im trafiały się tak przedziwne sytuacje. Nie wiem, niby było czasami ciekawie, gdzieś tam po drodze wesoło, a nawet nostalgicznie.

Mam niestety wrażenie, jakby kilka wątków z różnych książek, zostało wrzuconych do jednego, wymieszane i wyszło takie miszmasz. Oczywiście pojawiają się ciekawe postaci, które wzbudzają podczas czytania wesołość. Jest też rzecz jasna ukazanie wątku moralizatorskiego - tak zwany głębszy przekaz. Bo w końcu to książka świąteczna, w święta muszą być przemyślenia i wyciąganie wniosków. I później zakończenie, które pojawiło się nagle, bez wyjaśnienia tych wszystkich wątków. Jakbyśmy mieli sobie dopisać w głowie, co było dalej? Szczerze? Ja nie znoszę takich zabiegów. Nigdy nie byłam zwolenniczką otwartych zakończeń. A w tym przypadku, nie było nawet wyjaśnienia większości. Ja cały czas miałam wrażenie, że zabrakło przynajmniej jednego rozdziału. Ostatnia strona była dla mnie rozczarowaniem. Po nieco nudnawym początku i jako takim rozwinięciu, gdzie do zakończenia działo się dosłownie wszystko - brakowało latających małp - chociaż zwierząt naprawdę było wiele. Zakończenie wydało się po prostu przypadkowym. Ot, jakby nagle skończyły się pomysły na to, co dalej. I trzeba było wszystko zmieścić dosłownie w dwóch zdaniach.

Do mnie nie przemawia takie zakończenie i ja naprawdę, nie twierdzę, że jest to zła książka. Uważam ten tytuł za niedopracowany i jakby pisany na siłę bądź zbyt szybko. Czytałam sporo książek autorki, dlatego czuję się mocno zawiedziona. No cóż. Mam nadzieje, że to tylko moje odczucia.


Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKa
Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger