Pamiętam zapowiedzi pierwszej części Ekspresu - gdy był on porównywany do Harrego Pottera, pamiętam również, jak bardzo się cieszyłam, że nigdy nie przeczytałam tej serii, która zyskała tylu fanów. Bo nie musiałam się zastanawiać, czy nowa seria, która właśnie wkraczała na rynek wydawniczy, będzie przypominała przygody Pottera.
A później, później już czułam ogromną radość z czytania i przeżywania przygód razem z pasażerami magicznego Ekspresu. Zakończenie przyszło zbyt szybko, pozostało czekanie na kontynuację i ponownego przejazdu tajemniczym pociągiem, który przemierzał wszystkie kontynenty szukając dzieci z magicznymi cechami.
Dlatego wyczekiwałam daty premiery, wręcz przytupywałam z niecierpliwością, aż w końcu przyjechała do mnie. Druga część Magicznego Ekspresu - czy moje oczekiwanie nie przemieniło się w rozczarowanie? Czy tym razem, wydarzenia były równie wciągające?
Flinn nareszcie będzie pełnoprawnym uczniem Ekspresu. Wie, że jej pojawienie się w pociągu, nie było przypadkowe. I może wreszcie, odnajdzie więcej wskazówek dotyczących zaginięcia Jontego.
Zdaje sobie sprawę, że coś musiało się wydarzyć, co sprawiło, że jej brat w niewytłumaczalny jak dotąd sposób, opuścił to miejsce. Tylko dlaczego i czy grozi mu jakieś niebezpieczeństwo?
Tymczasem nowi znajomi, wciągają koleżankę w życie ucznia. Opowiadają różne historyjki, dzielą się swoimi problemami. Dzięki Pegs, Flinn ma okazję dowiedzieć ważnych ciekawostek. Natomiast Kasim, nakreśli nieco, kim są Szopy Pracze w pociągu i dlaczego mogą być w posiadaniu ważnych informacji dotyczących Jontego.
Między zbieraniem informacji, a próbami pobierania nauki, po którą w końcu została tu wskazana, Flinn zwróci uwagę na dziwne zdarzenia, które będą miały miejsce w przedziałach pociągu. Pewne osoby zaczną wydawać się podejrzane. Aż wreszcie, niektóre zagadki zostaną rozwiązane, co nie oznacza, że wprowadzą spokój wśród mieszkańców Ekspresu. I wreszcie Flinn, kóra zostanie z jeszcze większą niepewnością na temat brata i jego wizerunku, który miała do tej pory w pamięci. Czy jest możliwe, że ta osoba, z którą niegdyś łączyła silna więź, mogła być inna?
Wiecie jak to jest, gdy długo się wyczekuje książki, tego wyglądania daty premiery, aż wreszcie jest! Teraz tylko musi do nas dotrzeć. I ten moment, kiedy rozpoczyna się czytanie. Ja bardzo długo wyobrażałam sobie, co będzie się działo, w jakim kierunku potoczy się fabuła, a wraz z nią, zagadka dotycząca zaginionego młodzieńca i kilku innych osób.
Gdybym opinie do tej książki pisała moja wersja sprzed 8 lat, z pewnością byłabym bardziej surowa i może zbyt brutalna w ocenie. Aktualnie, myślę, że tę książkę można podzielić na dwie części. Pierwsza - w której nie dzieje się zupełnie nic ciekawego, Anca Sturn, chyba zrobiła bardzo brzydki zabieg, którego nie lubię u autorów. Mianowicie, postanowiła przegadać, wcisnąć nijakie wątki i dialogi, byle tylko nastukać tekst. Dlatego zostaje serwowany, bardzo nieudolny wątek, nawet nie umiem nazwać uczucia, bardziej dziecinnego zadurzenia między Flinn, a Feodrem - chłopcem, który zrezygnował z nauki w ekspresie i podjął się pracy w kotłowni. Ładnie nazywany, przez innych mieszkańców - węglarczykiem. Otóż należy mieć na uwadze, że Flinn jest trzynastolatką, ja wiem, dziewczynki w tym wieku mogą poczuć jakąś tam sympatię do chłopca, ale nie przesadzajmy, co na tym polu można było więcej zrobić? No nic, Dlatego, właśnie przez pierwszą połowę, jesteśmy świadkami dziecinnych kłótni, a raczej sprzeczek między tym dwojgiem. Bardzo naiwnych rozmyślań dziewczynki,nad zachowaniem Fedora. Cóż, no, ja mając 13 lat bawiłam się lalkami. Jestem z epoki, gdy dzieciństwo było dłuższe. Trudno jest mi ocenić, o czym dziewczynka w tym wieku można marzyć w relacji z przyjacielem.
Zostawmy te rozważania, ponieważ nie o tym jest książką - a jednak, przez połowę tekstu, niestety czytelnik musi sobie z nimi poradzić. By w końcu, po przekroczeniu magicznej strony. Nagle nasz pociąg, dostał wiatru w żagle, albo dokładkę do pieca - węglarczyk wziął się wreszcie za robotę, zamiast marzyć o małolacie.
Akcja nabiera takiego tempa, że naprawdę się bałam, że ten nasz ekspres się wreszcie wykolei i nici z rozwiązania zagadki. I teraz jest problem natury takiej, autorka - wprawdzie jest to druga książka w dorobku, dlatego jestem łaskawa, ale jednak. Pokusiła się o znanych wśród pisarzy chwyt, mielenia o niczym w pierwszej części, by później zaserwować jazdę bez trzymanki, rozwalić wszystko i zostawić czytelnika z chaosem w głowie. Naprawdę, nienawidzę tego, bo jestem zła. Mam świadomość, że jest wielkie prawdopodobieństwo powtórki w trzecim tomie. I ja, teraz co mam zrobić? Zostawić, serię, która naprawdę miała świetne rokowania. Może dalej nie jest zła - tylko mój wiek, lekko nie odnajduje się w aż tak młodzieńczych relacjach uczuciowych. Bo sama przygoda i zamysł, jest w bardzo moim guście.
Rozpisałam się szaleńczo, ale to dlatego, że po limicie tekstu na Instagramie (tak, tam też jestem) miałam okropny niedobór słów I teraz, gdy nikt już mnie nie blokuje, czuje radość z pisania. Potrzebowałam sporo czasu by wrócić na stare śmieci, więc teraz będą lekko długie te moje teksty.
Wracając do Magicznego Ekspresu - nie chcę jednoznacznie krytykować, ponieważ opisywane przygody są naprawdę ciekawe i potrafią w świetny sposób wprowadzić czytelnika w wykreowany świat. Myślę, że nie zawsze się to udaje pisarzowi, a zwłaszcza temu rozpoczynającemu. Dlatego nie chcę, zniechęcać ani siebie, a tym bardziej potencjalnych zainteresowanych serią. Mimo to, muszę być szczera, początek drugiego tomu, jest nudnawy, trzeba przez niego przebrnąć. A później, później leci samo. Czy polecam? Tak, ale trzeba mieć świadomość o wadach - chociaż są one w subiektywnej ocenie, innym mogą się podobać.