marca 30, 2025

marca 30, 2025

No i przespałam...

No i przespałam...

 


Nie wiem jak to się stało, ale jakoś przespałam marzec. Znaczy ciągle się zbierałam do napisania i za każdym razem coś mi przeszkadzało. Tłumaczyłam sobie - spokojnie, miesiąc długi, nadrobisz. No i co? No i już musztarda po obiedzie. Rzutem na taśmę wrzucę post o swoim spacerach. A miały być kolory zła i jeszcze jedna szalenie pokręcona książka, która to ojejuśku zmasakrowała mi głowę;). Pytanie tylko - czy pozytywnie? ;) 

W każdym razie marzec, to nie do końca przespany miesiąc dosłownie. W sensie fizycznym śpię jakoś mniej, ale bywa, że nawet czuję się wyspana. Na pewno było bardzo pracowicie, ale też starałam się pomalutku rozruszać mięśnie. Zimą więcej kocykowałam, no i efekty są troszkę słabe. Na szczęście przebudziłam swoje lenistwo i mam zamiar wziąć za siebie. 


No więc, gdy tylko widziałam słońce, musiałam niczym ta ćma, wylecieć na spacer. Wprawdzie skrzydeł brakuje, w sumie to lepiej, bo musiałyby być ogromne żeby mnie unieść;).  Dlatego w moim przypadku chodzenie, chodzenie i jeszcze raz chodzenie. Tuptałam sobie radośnie pewnej słonecznej niedzieli. Podziwiałam widoki, które znudzić się nie mogą, aż w pewnym momencie udziabał mnie pies. A raczej suczka, która chwilę wcześniej miała być tylko szczekająca, a właścicielka niespecjalnie przejmowała się agresywnym zachowaniem pieskowej i stała nawołując, bo przecież w jakim celu ruszyć cztery litery i zabrać zwierzę? 

Na szczęście udziabanie było z tych niegroźnych, niemniej jakoś zniechęciło mnie do dalszego spacerowania. Czasem mam wrażenie, że ludzie powinni mieć testy na odpowiedzialność posiadania futrzaka...


Widoki miałam naprawdę zacne, temperatura również sprzyjała przebywaniu na zewnątrz. W pewnym momencie - zanim doszło do udziabania. Straciłam wręcz rachubę czasu. Tak sobie szłam i szłam. I doszłam do wniosku, że samotne wyjścia są naprawdę spoko - pod warunkiem, że nic nas nie atakuje;). 

W moim ulubionym Cieplickim parku zaczyna się robić zielono, więc i spacery będą przyjemniejsze. Już nie mogę się doczekać na wybuch soczystej zieleni. Jest to mój ulubiony czas w roku. Kiedy mogę siedzieć non stop na łące i gapić się w tę zieleń. Jak jakaś uzależniona.


A tutaj dla odmiany kontrast. Jejku jaki ten widok mógłby być piękny... a jest szary, bury i ponury. Wręcz depresyjny. Co zrobić. Ostania wyprawa była jakaś nieudana. Nawet widok nadgryzionego słońca mnie nie ucieszył. Miały być piękne widoki i w ogóle. 


Jak widać, skrzydła mi nie urosły, polatać nie mogę. Entuzjazmu też specjalnego nie było. Ale jak tak sobie dreptałam po bezdrożach, to zastanawiałam ile jeszcze będę musiała czekać aż zrobi się zielono. Bo niby nie jest za zimno, nawet całkiem ciepło, a ta szarość coś nie chce zmienić koloru, a ja nie lubię zbyt długo czekać. I jak tak dalej pójdzie. Zacznę malować wszystko na zielono! Mówię Wam! Tak zrobię;) 

Muszę w końcu zabrać się za opisanie Bieli i Żółci, no i nawet zdążyłam przeczytać najnowszy Błękit. Tyle do nadrobienia...ale opiszę. Obiecuję!  Idę do Was:). 

marca 15, 2025

marca 15, 2025

Karnawał

Karnawał

 


Książki Alicji Sinickiej są ciekawe i dobrze się czyta, pod warunkiem, że zrobi się odstępy między kolejnymi tytułami. Akurat byłam po dłuższym nieczytaniu autorki, więc postawiłam sprawdzić co tam w trawie piszczy, czy pewna powtarzalność dalej ma się dobrze, czy jednak poszła troszkę dalej w swojej twórczości.  

Tym razem padło na Karnawał - książkę kupiłam jakoś w grudniu, przeczytałam w lutym, a opiszę teraz. Lekkie obsunięcie, ale to nic. Pamiętam dobrze o czym fabuła i nawet jakie towarzyszył mi wrażenia w trakcie i na zakończenie.


Mija dziesięć lat od tragicznej nocy na wyspie Czarci Ostrów. Amelia - jedna z ocalałych studentów, jakoś poukładała swoje życie. Mimo potwornych wspomnień starała się normalnie funkcjonować, chociaż trudno jest powiedzieć, że po czymś takim jeszcze kiedykolwiek będzie "normalnie". W każdym razie, teraz miała córeczkę, dzięki której jej życie miało sens i chciała stawiać czoła przeciwnościom losu. W końcu tamta noc minęła bezpowrotnie, uciekli z wyspy i wszystko się ułożyło. 

Tak jej się wydawało. Do czasu, gdy otrzymała list. Nagle przeniosła się w czasie. Do tamtej grudniowej nocy, kiedy mieli w planie świetną zabawę. A jedyną osobą, która "dobrze się bawiła", był morderca przed, którym starali się uciec i ocalić życie.  Była świadoma, że poszukiwania tamtego człowieka nic nie dały. Nie dowiedzieli się kim był. Pytania powracają wraz zawartością listu od nieznanego nadawcy. Amelia zdaje sobie sprawę, że to nie może być przypadek. Przeszłość powraca i wie, że znowu zaczyna się gra z czasem. Tylko czy i tym razem kobiecie uda się ocalić nie tylko swoje życie, ale i córki? 



Jak wspomniałam na początku, byłam bardzo ciekawa konstrukcji fabuły. Po dosyć długiej przerwie od książek autorki miałam nadzieję, na pewną zmianę. W pewnym sensie muszę przyznać, że  było lekko inaczej, stary schemat gdzieś jakby się zatarł, albo to właśnie zasługa czasu. Muszę sobie porównać z innymi aktualnymi tytułami Sinickiej.  

Tymczasem Karnawał - warto nie warto? Zacznijmy od początku. Fabuła podzielona na dwie płaszczyzny czasowe. Czyli noc tytułowego karnawału, kiedy to grupa studentów wyrusza na wyspę, gdzie planują urządzić zabawę sylwestrową. W zamyśle mają się przebrać, a kto nie będzie chętny może włożyć maskę. Właśnie ta maska stanie się symbolem śmierci. Bo do zabawy dołączy morderca ukrywający twarz za maską. 

Akcja to retrospekcje z przeszłości jednego z mężczyzn będących  wtedy na wyspie i wrzutki nawiązujące do sytuacji, którą w danej chwili przeżywa Amelia. Po tych dziesięciu latach, jest niby bardziej doświadczona, ale stare lęki pozostały. Z ich grupy przeżyło jeszcze trzy osoby. Jednym z nich, jest mężczyzna, który był dla niej bardzo bliski. Jednak po wydarzeniach tamtej nocy ich drogi się rozeszły. Kobieta pomału się dźwignęła, poznała męża urodziła córkę i nawet zdążyła się rozwieść. By po latach, zupełnym przypadkiem znowu go spotkać. Kiedyś był dla niej ważny i jak się okazało, czas tego nie zmienił. Razem będą próbowali stawić czoła temu, który już raz prawie zniszczył ich życie. 

Karnawał jest ciekawie skonstruowaną książką, trudno jest mi określić thrillerem, ponieważ nie czułam aż takich emocji. Bardziej mogłabym sklasyfikować do dobrego kryminału. Jest tu zagadka kto zabijał przed laty i wraca po dekadzie. Potężnych emocji nie odczuwałam, gdzieś miałam z tyłu głowy - będzie wszystko okej. A w końcu nie o to chodzi podczas czytania thrillera. Niemniej, szacunek za końcowy plot twist, którego kompletnie się nie spodziewałam i mnie kompletnie rozbił. Nie umiem stwierdzić, czy samo zakończenie do mnie przemówiło. Mimo wszystko, to była dobra książka i mogę polecić. 


marca 08, 2025

marca 08, 2025

Melduję się w marcu! :)

Melduję się w marcu! :)

 


W końcu marzec! Czyli miesiąc w którym nawet jeśli będzie zimno, to nic. Bo marzec = wiosna. Więc już musi być dobrze. Nie ukrywam, luty od zawsze jest dla mnie miesiącem, który się ciągnie i kojarzy z szarością. Od wielu lat nie ma zimy, więc patrzenie na bury krajobraz nie napawa optymizmem. Na szczęście jest już marzec. Co za tym idzie, pierwsze przedwiosenne spacery, bo w końcu astronomicznie jeszcze zima, której nie ma ;). 

Popędziliśmy  więc w poprzedni weekend w teren, moim celem było szukanie wiosny. Jeszcze średnio z roślinami. Gdzieś tam widziałam pojedyncze przebiśniegi, ale ogólnie krucho. Po śniegu zostało błotko. Na szczęście słońce rekompensowało wszystkie niedogodności. 



Wybraliśmy się niedaleko, do pobliskiej wioseczki. Bardzo lubię jej położenie. Jak już się wjedzie na szczyt rozpościerają się przepiękne widoki na wszystkie pasma gór, bo i Karkonosze i Izery można podziwiać. Jest to miejsce, gdzie mogłabym mieć dom. Póki co, pozostają mi wycieczki i małe zachwyty podczas spacerów. Teraz jeszcze nie ma tego uroku. Jak już zrobi się zielono, postaram się uchwycić więcej. 

Pozostałości pieca wapiennika w kamieniołomie w Radomicach 

                            Góra pieca, tak sobie stanęliśmy żeby z cienia wyszło "oko" ;) 


Bardzo lubię odkrywać ciekawostki w miejscu, które jest blisko. Niby w Radomicach bywałam często na spacery, ale do kamieniołomu nie zachodziłam i pieca nie widziałam. 


Lubię ruiny starych zabudowań, mają w sobie pewną tajemnicę. Czym dawniej były, kto tam przebywał. Jakie wspomnienia zostały zatrzymane w tych resztkach ścian? 


Jak napisałam na początku - tutaj wypatrywałam wiosny i pierwszego ciepłego powiewu, zwiastującego koniec zimna :)


         Na koniec wycieczki uwieczniłam ciekawy mural zatytułowany "Gniazdowanie" 

                 Tydzień temu szukałam wiosny, a dziś już znalazłam! :) 


Nie ma co ukrywać, zimno z pewnością jeszcze wróci, a razem z nimi kurtki, czasem może i czapki. Jednak powtórzę. Marzec to wiosna i nic mi już humoru nie popsuje ;). 
 
Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger