maja 25, 2024

maja 25, 2024

Jak trafić do piekła

Jak trafić do piekła


Tytuł od razu przyciąga uwagę prawda? Miałam podobnie. Nawet jeśli niekoniecznie poczujecie ochotę przeczytania. To trudno jest na chwilę nie przystanąć nad nim. Przynajmniej ja tak miałam, kiedy trafiłam na opinię, a po jej przeczytaniu wiedziałam. Muszę przeczytać. Pobrałam książkę na półkę i jak zawsze czekałam na odpowiedni momnt, który w końcu nadszedł. A teraz będę mogla podzielić się swoimi wrażeniami. 


Wyobraźcie sobie, że po śmierci trafiacie do poczekalni, która również jest nazywana czyśćcem. Wśród tłumu zmarłych, zostajecie przez kogoś wybrani.  Postać, która zarządza piekłem. Oficjalnie nazywana Panem S. 

Madi nie wie dlaczego zwróciła swoją uwagę. Nie pamięta dlaczego umarła, nie wie kim była jeszcze żyjąc. Jednak jedno wie na pewno. Chce zostać Strażniczką Piekła, ale droga do tego awansu wymaga od niej wykonania wielu zadań. Gdy w końcu otrzymuje szasnę  będącego o krok do wymarzonego stanowiska. Okazuje się, że wcześniejsze misje były niczym w porówaniu do tego z czym przyjdzie się zmierzyć. 

Złamanie piątego przykazania. Musi do niego nakłonić najbardziej dobrego człowieka. Niby nic trudnego, Madi była przekonana, że jak z każdym człowiekiem, nie będzie większych kłopotów. Jakież było jej zdziwnie gdy mężczyzna, którego spotkała nie reagował na żadne sztuczki. A wręcz przeciwnie, zaczął ukazywać Madi świat z zupełnie innej perspektywy. 

Wizja dotarcia do celu zaczęła się pewnym momencie coraz bardziej oddalać, a dziewczyna czuła, że jej kontrola nad ludźmi za bardzo rozjechała. Do tej pory nikomu nie współczuła, nie obchodziły jej emocje spotykanych osób. Aż nagle, ze zgrozą uświadomił sobie, że zaczyna współczuć.  Pozostało tylko jedno wyjście, poprosić o pomoc strażnika, który jako pierwszy podważył jej umiejętność wykonania zadania. Teraz jednak nie miała wyboru, musiała sięgnąć po każdą skuteczną metodą. Czy z oczekiwanym rezultatem? 



Nie będę ukrywała, jest to książka, którą postawiłam bardzo wysoko w tegorocznym rankingu przeczytanych książek. Zacznijmy jednak od początku. 

Jeśli poznaliście kiedyś serial "Lucyfer", to klimatem, ale powtarzam, tylko klimatem, może się właśnie z tym kojarzyć. Fabuła jest zupełnie inna, niektóre postaci nie do końca są odkryte i tak naprawdę, nawet po zakończeniu, nie dowiadujemy się kim byli - co mam nadzieję, zostanie uzupełnione w kolejnej części, której ze zniecierpliwieniem wyczekuję. 

Zacznijmy od głównej bohaterki - Madi. Jak pisałam wcześniej, jest zawieszona pomiędzy. Jej ciało nie żyje, ale może z niego korzystać. Taka forma iluzji dla ludzi na ziemi. Co za tym idzie, jej wygląd różni się od tego, który miała za prawdziwego życia. Dlatego nie martwi się, że chodząc ulicami miasta w którym prawodopodbnie jest pełno jej znajomych, a może nawet rodzina, zostanie rozpoznana. Ona sama, nie pamięta życia przed śmiercią. Ma w głowie jakieś niekompletne urywki, strzępki wspomnień. Jednak nie potrafi odpowiedzieć jakim była człowiekiem, dlaczego zmarła w młodym wieku. I najważniejsze, co zrobiła złego, że nie trafiła prosto do nieba, tylko do poczekalni? Te wszystkie nieścisłości sprawiają, że Madi wie o sobie jedno - musiała zrobić coś na tyle złego, by nie chcieli jej w niebie, ale zbyt mało, żeby od razu trafić do piekła. Dzięki temu ma szansę, być kimś ważnym. W miejscu, do którego poczuła, że pasuje. 

Kolejna postać to David. Nie ukrywam, kiedy padło hasło, że to musi być idealny człowiek. Nieco się obawiałam, jak zostanie ukazany. Czy nie będzie przesłodzony, aż do mdłości. Na szczęście ku mojej ogromnej radości, postać pana lekarza onkologa, została wyśmienicie wykreowana. David jest facetem, który twardo stąpa po ziemi, swoją pracę wykonuje najlepiej jak potrafi. Jego relacja z Madi została fantastycznie ukazana. Bałam się cukierkowego love story, jak to anioł przekonuje diablicę do dobra. Nie, tutaj relacja tych dwojga wspaniale się przez siebie przenika. Nie chcę pisać zbyt wiele, ponieważ najlepiej samemu doświadczyć. Chcę was tylko zapewnić, że jeśli przez chwilę ktoś pomyślał jak będzie, to na pewno błędnie. Serio. 

W książce jest wiele kluczowych postaci. Nie sposób wymienić, ale uwierzcie każdy jest ważny i odgrywa kluczową rolę w całości. Będzie wiele elementów zaskoczenia. Może niektórych ktoś się domyśli. Niemniej, ten najważniejszy, który do końca nie został wyjaśniony jest na samym końcu. Ostatni rozdział po prostu pozostawił mnie z otwarty ustami. Dosłownie siedziałam i miałam wielko Ooo. Nie mogę się doczekać kiedy będzie kontynuacja. Zbrodnią jest, że nie można od razu przeczytać następny. Cóż.  Będę wyczekiwała. Tymczasem, polecam wam szczerze. Jeśli lubicie podobne klimaty, nie zastanawiajcie się, tylko czytajcie. Warto!





maja 15, 2024

maja 15, 2024

Wyjazd majowy part.1 - Szczeliniec wielki

Wyjazd majowy part.1 - Szczeliniec wielki

 

Słowiem wstępu zanim przejdę do właściwego tematu postu. Maj i czerwiec jest bardzo intensywny w pracy i w domu. W pracy wiadomo, nie będę się rozpisywała. A w domu właściwie też, bo zawsze coś się znajdzie, zwłaszcza gdy wiosna już na całego, ogród i cała reszta. My w tym roku postanowiliśmy zrobić porządny taras, mam jeszcze kilka swoich planów remontowych i wygląda to tak, że na blog brakuje czasu. A szkoda, bo mam sporo materiałów i o czym pisać. Tylko jakoś nie mam kiedy.. Teraz złapałam chwilę postoju, więc siedzę przed domem i piszę. Mam w planach też Was odwiedzić! :) 

Ale post nie o moim braku czasu, a majówce, która już została miłym wspomnieniem, A działo się sporo i było naprawdę super. Mnóstwo wrażeń, swoich pierwszych razów i przełamywań  strachów :))). 

To zaczynamy! 


Szczeliniec wielki 919 m usytuowany w górach stołowych, dostać się można z miejscowości Karłów. I właśnie tam pojechałam z Kudowy Zdroju, w której przez kilka dni odpoczywałam. Wyprawa na Szczeliniec była moim pierwszym razem - mianowicie, pierwszy raz szłam sama. Zazwyczaj w każdą trasę górzystą wybieram się z moim R. Tym razem, stwierdziłam, że chcę iść sama. Nie powiem, było to dla mnie wyzwanie. Pod wieloma względami. Jednak dotarcie na samą górę, postawienie stopy przed cudną panoramą było czymś niesamowitym. Nie ukrywam,  zupełnie inaczej przebywa się trasę w swoim towarzystwie. Gdy nie ma tego kogoś obok. Czy było gorzej? Absolutnie nie! Było wspaniale, inaczej ale również przyjemnie. No i duma! Kto mnie dobrze zna, wie jak trudny był to krok, ale dałam radę. Podreptałam sama i stałam nad przepaścią konfrontując się z lękiem wysokości. To było wspaniale i niesamowite doświadczenie:). 

Wróćmy jeszcze do trasy.


Gdy dojedziecie do Karłowa - radzę być w godzinach wczesnych. Ja byłam lekko po 8.00 więc miejsca parkingowe wolne. Gdy schodziłam, nie było już nawet pół miejsca;). A poważnie, to parking nie jest zbyt wielki i naprawdę trzeba być wcześniej. Cena to 25 zł za cały dzień. Mnie trochę zabolało, ponieważ cały pobyt zajął mi jakąś godzinę z hakiem.. no naciągając niepełne dwie godzinki.Od parkingu trzeba kierować się w stronę widczonej góry - uwierzcie zabłądzić nie można, jakby był kłopot pan z parkingu pokieruje. Jak widać na zdjęciu powyżej, docieramy do takiego pięknego wejścia i tutaj bez żadnych tajemnic, trasa pnie się po schodach ;)))). Tak, jako przeciwniczka schodów,  to jedno mnie zniechęcało, ale byłam przygotowana. Wcześniej o tym przeczytałam. Na szczęście są też fajne kładki. 



Schodki przeplatają się z takimi właśnie kładkami, więc można odetchnąć i przespacerować się w komfortowych warunkach. Chociaż dalej będę się upierała,że co natura to natura.. no ale.  Jeśli ktoś jest ciekawy, podejście zajmuje nie więcej jak 30 min. Mnie się weszło jakoś szybciej, aż byłam zdziwiona, bo wcale jakoś nie goniłam, zwłaszcza, że byłam nie do końca zdrowa. Przed samą majówką dopadła mnie infekcja i w rezultacie jechałam z zapasem chusteczek i tabeltek od gardła ;). Jednak na Szczeliniec wejść musiałam i żaden katar mi w tym przeszkodzić nie mógł. 


Po dotarciu na miejsce oczom ukazuje się ten oto widok. Jest naprawdę przepiękny, pogodę miała wyśmienitą. więc tylko stałam i się zachwycałam. Naprawdę warto poświęcić czas na to miejsce. Szybka trasa i później można siedzieć i siedzieć.. No ale, jest jeszcze coś do zobaczenia. Idąc dalej możemy wykupić bilet i pochodzić pomiędzy skalnymi przejściami. Noo, było tam ciekawie... nie powiem. 

Te skalne przejścia na początku wyglądały dosyć niewinnie, były momentami węższe, było ciemno, mokro i nieprzyjemnie. Jednak interesująco i dodawało pewnej aury spacerowi. Naprawdę nie miałam problemu z tymi szczelinami. Aż do tej jednej. Nie mam zdjęcia, bo skupiłam się na maksa, żeby przez nią przejść i nie odlecieć. Było wąsko - ramionami ocierałam się o ściany, pod stromą górę i trzymając łańcucha wspinałam. Gdyby nie to poczucie ciasnoty byłoby ok, ale oprócz lęku wyskości, mam jeszcze gorszą klaustorofobię i mnie totalnie odcina. Jak tylko jest ciasno, zaczynam się dusić, a świat rozmywa. No więc trzymam tego łańcucha, kontroluje oddech i patrzę w stronę słońca, byle tylko mieć już za sobą. Na szczęście odcinek nie był zbyt długi, dałam radę. Jakoś ;). 

A później to można podziwiać widoki :)








 Kolejnym moim sukcesem było wyjście na punkt widokowy ;). Ogólnie nigdy tego nie robię, zazwyczaj czekam grzewcznie na dole. Po prostu się boję i unikam sytuacji kiedy mój lęk się nasila. Jednak tamten dzień, był moim dniem przełamywania barier. I poszłam lekko zestresowana i nawet zrobiłam zdjęcia, ale wyszłam jak kasztaniak, więc wam nie pokażę ;)). 


                          Wielka stropa Trolla ;)  znaczy ja tak nazwałam, że to trollowa stopa ;)

 

                                         Tutaj jest podest przed punktem widokowym ;) 

                    Ten tutaj też mi coś przypominał, ale pozostawiam do Waszej interperetacji :) 

 

Tak kochani wygląda Szczeliniec wielki. Naprawdę warto podjechać będąc w okolicy. Tylko jak wspomniałam, lepiej być rano, nie jest to trudna trasa, ale trzeba być przygotowanym na schody. Jeśli nie lubicie, lepiej się zastanowić - nie jest trudno! Aha, na jednym z "tarasów", niestety nie mam zdjęcia, bo wiał tak silny wiatr, że wyrywało mi telefon z ręki. Pan schodzący od razu mnie uprzedził bym zdjęła okulary bo mi porwie - miał rację, osoby które nie posłuchały straciły czapki i okulary.. Porywy były tak silne, że zapierało dech.  Na szczęście tylko w jednym miejscu. Tak naprawę nie wiedziałam, że wieje wiatr, mimo, że szłam u samej góry, ale dookoła były drzewa i osłaniały od wiatru. Zejście jest równieąż schodami,  o wiele szybciej, więc całość nie zajmuje zbyt wiele czasu. Jeszcze jedna informacja dla zainteresowanych - na górze można zjeść coś ciepłego, ja akurat nic nie kupowałam, ale słyszałam, że maja dobre gofry:). Dajcie znać, czy byliście, albo planujecie lubi dopiero się dowiedzieliście o Szczelińcu?

 





maja 04, 2024

maja 04, 2024

Nie mów nikomu

Nie mów nikomu

 

Do przeczytania tej książki skłonił mnie krótki fragment filmu, jaki został wrzucony w mediach społecznościowych. Fragment był na tyle interesujący, że w komentarzach wyszukałam tytuł filmu, ponieważ chciałam go zobaczyć. Jakież było moje zdziwienie, że jest on na podstawie właśnie tej książki. Dlatego zamiast szukać filmu, pobrałam książkę i mogłam sprawdzić, czy zobaczony kadr był tylko jedynym interesuącym momentem, a może całość zapowiadała naprawdę dobrze? W ten oto sposób zaczęłam czytać - Nie mów nikomu.

 

 Minęło osiem lat od śmierci żony Davida Becka. Może się wydać, że po takim czasie, człowiek powinien pójść dalej i ułożyć swoje życie na nowo. W końcu trudno jest wracać do przeszłości, która nie wróci, a śmierci się nie cofnie. David doskonale sobie zdawał z tego sprawę, jednak z natury nie był typem przebojowego mężczyzny. Jako lekarz pediatra prowadzi ustabilizowane, ale wręcz nudną egzystencje. Często wraca do tamtego dnia, kiedy ukochana była przy nim i nagle tragedia spadła na oboje. Mężczyzna zdaje sobie sprawę z tego jak wygląda jego codzienność, prowadzenie gabinetu gdzie leczy dzieci praktycznie za grosze. Tylko co w zaistniałej sytuacji jest mu potrzebne? Każdy dzień wygląda tak samo, aż do tego pamiętnego, do chwili gdy otworzył email od nieznanego adresu..

Otwarcie poczty jest dla Davida momentem zwrotnym. W całym ośmioletnim byciu pomiędzy teraz, a wtedy. Teraz w głowie lekarza pojawia się milion pytań i jeszcze więcej wątpliwości. Głównie, to czy ktoś robi sobie z niego żarty, czy może do reszty postradał rozum i nie potrafił wyłapać pierwszych symptomów. Bo w treści wiadomości otrzymał link, który przekierował go do kamery miejskiej, Niby nic nadzywczjnego, możliwa zwykła pomyłka. Tylko David z czystej ciekawości przez kilka minut przyglądał się miejscu i ludziom przechodzącym, aż w pewnym momencie na wprost kamery, zatrzymała się kobieta. 

Kobieta, która wyglądała identycznie jak jego zamarła żona. Wpatrywał się w ekran monitoru i nie miał pojęcia, czy to co widzi jest prawdą, czy omamem. Kobieta po kilku minutach wypowiedziała słowo - przepraszam. I sobie poszła. David z kolei siedział ogłuszony, nie majac pojęcia, co sie właśnie wydarzyło. Jedno było pewne. Wiadomość z linkiem do niego doszła, a jakaś kobieta, wyglądała identycznie jak jego Elizabeth. Co w takim razie stało się osiem lat temu? Przecież wiedział czyje ciało znaleziono. W końcu w identyfikacji zwłok brał udział ojciec zmarłej, a ojciec chyba potrafi poznać własną córkę?



Właśnie ten fgrament został ukazany w filmie, nie ukrywam bardzo mnie zaciekawił. Lubię takie budowanie tajemnic i stoponiowanie napięcia. Wiadome było, że tamtego feralnego dnia coś złego sie wydarzyło, ale David za bardzo skupił na własnej tragedii. Nie drążył dlaczego to właśnie jego żona padłą ofiarą. Czy rzeczywiście seryjny morderca wyśledził akurat Elizabeth i przyczaił się nad jeziorem? 

Jeśli rzeczywiście żyła, to jakim cudem się jej udało i dlaczego ojciec, który był przy identyfikacji zwłok potwierdził tożsamość córki? Jako policjant miał wgląd do wszystkich akt, jego zdanie było przekonywujące. David jako współofiara - również ucierpiał tamtego wieczoru, nie mógł być przy identyfikacji, po prostu otrzymał wiadomość o śmierci ukochanej. 

Nagle po ośmiu latach sprawa wraca. Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego przez tyle lat kobieta utrzymywała, że zmarła, a teraz próbuje się skontaktować z mężem. W co była zamieszana Elizabteh, że musiała zdecydować się na taki krok do ucieczki.

Razem z Davidem rozpoczynamy śledztwo i szukanie informacji, które mogą w jakikolwiek sposób naprowadzić na rozwiązanie zagadki. Niestety są ludzie, którzy od wielu lat obserwują lekarza, śledzą każdy krok, podsłuchują rozmowy i sprawdzają pocztę elektroniczną. Niczego nieświadomy David, swoim zachowaniem zwraca uwagę bardzo groźnych ludzi. Później sprawy zaczynają bardzo szybko nabierać tempo. 

Gdy skrawek po skrawku dowiadujemy się kto z kim, jakie miał powiązania, czytanie zaczyna wywoływać wiele emocji. Tak naprawdę na początku nie bardzo ogarniałam koligacje pewnych osób, ale później już wszystko ładnie się wyjaśniło. Akcja szybko się rozwij i rozwiązania zaczynają wychodzić jendo po drugim. Zakończenie, było dla mnie zaskoczniem, mimo poprowadzenia pewnego wątku, czułam jakby coś poszło za łatwo. Jednak nie typowałam właśnie tej osoby. Może za mało się skupiłam, a może autor sprytnie zwodzi czytelnika. 

Jak dotąd nie miałam okazji czytać książek Harlana Cobena, ale po lekturze Nie mów nikomu, z chęcią sięgnę po kolejne. Rzecz jasna, nie od razu, ponieważ coś czuje, że to autor, kórego trzeba sobie przerywać innymi pozycjami, by nie poczuć powtarzalności. Niemniej,  ciekawe pióro, zgrabnie poprowadzone wątki dla zmylenia czytelnika i co najważniejsze - Ciekawość rośnie z każdą kolejną stroną. Napięcie nie opada, a właśnie o to chodzi w kryminale.



maja 01, 2024

maja 01, 2024

Dwanaście! :)(:

Dwanaście! :)(:

 


Dziś króciutki wpis. Jednak przy tak ważnej dacie nie mogłam nic nie napisać. W końcu 1 maja  to urodziny bloga! ❤️🍸🎂

Blog jest dzięki Wam! Tak więc, dziękuję każdemu kto czyta, komentuje i razem ze mną współtworzy  to miejsce. Wiem,  że  nie zawsze odpisuje, ale naprawdę wszystko czytam. I wasze komentarze  są dla mnie ważne. Staram się odpisywać, czasem to robię z opóźnieniem.  Jednak chce żebyście  wiedzieli  - jeśli nie odpowiem,  to nie z powodu  ignorancji, tylko nie ogarnięcia życiowego 🙈😂


Jak pisałam w poprzednim poście. Jestem na wyjeździe.  Odpoczywam, chociaż przyznam szczerze nie umiem zbyt długo być poza domem...w każdym razie. Będzie relacja! 


Jest tak..😎



Teraz troszkę Was poodwiedzam, bo mam chwilę balkonu. Zbieram siły na jutrzejszą wycieczkę;). Mam nadzieję, że Wasza majówka jest przyjemna. 


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger