stycznia 24, 2025

stycznia 24, 2025

Styczniowe o wszystkim i o niczym :)

Styczniowe o wszystkim i o niczym :)


Syczeń już za pasem. Jeszcze chwilę temu, pisałam post Noworoczny, a tutaj zanim się obejrzymy, wjedzie luty. Średnio lubiany przeze mnie miesiąc, ale w tym roku ferie zimowe zajmą połowę miesiąca, więc jakoś zleci. 

Póki co, jest styczeń, troszkę trzeba z siebie wykrzesać energii do pracy i codzienności. Zima jakaś taka falowa i niestabilna. Trochę mrozi, trochę posypie, by za chwilę spłynąć smutno, bo plus wylatuje za wysoko. I teraz już sama nie wiem, czy chcę jeszcze zimę, czy może już się nastrajać wiosennie. 

Ostatnio przed pracą witały mnie takie piękne wschody słońca. Widzę, że kolory lekko się rozjechały, bo w rzeczywistości lepiej się prezentowały. 




Styczeń jest miesiącem szalenie intensywnym pod każdym możliwym względem, ale.. udało się nawet wyłuskać kilka chwil na spotkanie z przyjaciółką. Radość tym większa, ponieważ była tylko na chwilę w Polsce, więc bardzo wyczekiwałam naszego spotkania. Niby jest kontakt telefoniczny, jednak jestem z epoki spotkań na żywo. Żadna inna alternatywa nie daje tyle radości, co ploteczki przy herbatce czy kawie. 



Pamiętacie jak pisałam o akcji z kamykami, zostawianymi w różnych miejscach do znalezienia? Jest też podobna, ale z robaczkami:) Robaczki są dziergane na szydełku, wyglądają przeuroczo. Mają przy sobie liścik z informacją - nie zgubiłem się, szukam nowego domu. Również można znaleźć w przypadkowych lokalizacjach. I właśnie, pewnego mroźnego poranka, gdy czekałam na koleżankę z pracy, przycupnęłam sobie pod przystankiem, by nie zawiewało zimnem. Spoglądnęłam na tablicę z rozkładem jazdy autobusów, a przy niej, "siedział" sobie robaczek :). Nie ukrywam, wywołał uśmiech na mojej twarzy,  niby nic, a sprawiło radość na sam początek dnia. 


                                                                Zimowy robaczek :)



Później po tych ochłodzeniach, kiedy to musiałam ubrać rękawiczki, a nawet jednego dnia czapkę - bardzo unikam okryć głowy.  W każdym razie, za kilka dni, zrobiło się ciepło. Do tego stopnia, że nawet ptaszki zaczęły radośnie ćwierkać, a ja wystrzeliłam do lasu, jakbym całe wieki w nim nie była. No ale to te ptaki:). Słońce przygrzewało, więc nie zastanawiając się długo, złapałam za kubek z herbatą, wdrapałam się na moją ulubioną górkę, wygrzewałam radośnie w tych dosyć ciepłych promieniach styczniowego słonka. 



No i później znowu zrobiło się zimno, wróciły mrozy, gdzieś popadał śnieg, nawet były zawieje, które utrudniały jazdę. Później znowu się trochę ociepliło, a teraz niby nie jest zimno, ale nie ciepło. Bo nocami mrozi, ale w dzień jest przyjemnie. Czyli ta pogoda, której nie specjalnie lubię. Myślę, że już jestem przychylniej nastawiona w stronę wiosny, do której jeszcze sporo nam zostało. Bo i luty potrafi się wykazać, a  i marzec nie pozostaje często dłużny... Cóż poradzić, taki mamy klimat ;). 

Za to odwiedziłam nasze jelonki, sprawdziłam czy nie marzną, ale są zadbane. Opatulone szaliczkami:) 



Standardowo, nie obiecam, kiedy następny wpis. Miejmy nadzieję, że już nie będzie tak długiej przerwy. Bo mogę powiedzieć, że największe stresy dziś mi odeszły, więc postaram się być systematyczna. Jak wyjdzie w rzeczywistości? Któż to wie.. :)  Idę do Was :)


stycznia 01, 2025

stycznia 01, 2025

Cześć w 2025 :) (:

Cześć w 2025 :) (:

 


Witajcie kochani w 2025 roku!  Zmieniła się cyfra w kalendarzu i przez najbliższe dni, witaj pomyłko w zapisywaniu daty;). 

U mnie, już tradycyjnie był Noworoczny wyjazd. Niedaleko, bo jakieś 20 km przy Lwówku Śląskim znajdują się Płakowice. A tam, nawet nie miałam pojęcia, pyszni się przepiękny renesansowy zamek z bardzo bogatą historią! 

Otóż budowla została wzniesiona w 1563 roku przez włoskiego architekta (a dokładnie to on raczej zaplanował, a reszta nie wspomniana od czarnej roboty, męczyła się w budowaniu) Franciszka Parra, no więc to jego nazwisko zbiera laury za efekt dzieła. A przyznać trzeba, że bryła robi wrażenie. 



Mam nadzieję, że te przepiękne krużganki doczekają się odnowienia i będą prawdziwą ozdobą. Bo nawet w tej formie jakiej są teraz, ukazują piękno i kunszt wykonanej pracy. Aż żal żeby niszczały. A należy wspomnieć, że Zamek jest czynny, można z tego co się dowiedziałam, wynająć pokoje. Nawet dziś spotkaliśmy wyjeżdżających gości, którzy chyba świętowali koniec roku. Patrząc na historię budowli, średnio miałabym ochotę w nim spać, aczkolwiek może dla dreszczyku emocji.... ;) 

Zamek ma bogatą przeszłość, zaliczył nawet najazd francuzów podczas wojny napoleońskiej. Czy sam Napoleon w nim gościł?  Nie mam pojęcia, nie doczytałam żadnej informacji, kto wie? Może był, tylko nikt nie zapisał.. W każdym razie, gmach miał swoje wzloty i upadki, by wreszcie w roku 1824 otworzono w nim szpital psychiatryczny. Na samą myśl, że w tamtych czasach, funkcjonowała właśnie taka placówka przechodzą mnie dreszcze -  chyba większość wie, w jaki sposób odbywało się "leczenie" osób chorych psychicznie bądź zaburzonych.  Na myśl o lobotomii robi mi się słabo, a były o wiele gorsze formy "terapii". Z tego co wyczytałam, w czasie drugiej wojny przeprowadzano również eutanazje w ramach programu T4,  natomiast ciała palono w pobliskim krematorium. Szpital działał  przez 118 lat, do roku 1945. 

Tak więc sami rozumiecie, patrząc na choćby ten urywek przeszłości. Nie bardzo miałabym ochotę nocować w murach przesiąkniętych wspomnieniami tylu ludzkich dramatów. Ale co było po szpitalu?

 





 Po zakończeniu drugiej wojny, na terenie byłego szpitala psychiatrycznego działał dziecięcy dom opieki dla dzieci z Korei Północnej. Również umieszczone były sieroty z Polski. Jednak największą ciekawostką są właśnie dzieci z odległej Korei, które trafiły właśnie do Polski w w ramach akcji pomocy dla krajów bloku socjalistycznego - były to ofiary wojny koreańskiej. 

Kiedyś przypadkiem trafiłam w telewizji na dokument poświęcony właśnie tym dzieciom. Wypowiadali się pracownicy, jak dzieci były bardzo zżyte z polskimi rodzinami, nauczyły się języka i normalnie funkcjonowały daleko od swojego ojczystego kraju. Całe działanie objęte było tajemnicą. 

Niestety po kilku latach wychowankowie musieli wrócić do Korei. Ze wspomnień pracowników i rodzin, które zajmowały się dziećmi, wynikało jak bardzo rozpaczały, często te rozstania były dramatyczne i bolesne dla obu stron. 



Od roku 1992 zamek należy do Chrześcijańskiego Ośrodka "Elim", który jest kierowany przez kościół Baptystów. Aktualnie trwają prace remontowe, jednak główna część zamku jest zamieszkała, można również wynająć pokój, o czym wspomniałam na początku. Cena z tego co udało mi się dowiedzieć to pierwsza noc 90 zł, a kolejne 80 zł. Czy warto? Nie wiem.  Mogłam zapytać pana, którego spotkałam podczas oglądania głównego dziedzińca;).  


Tymczasem, próbowałam ustrzelić zorzę, bo warunki cudowne, niestety pogoda jest lekko na bakier.. Cóż.. mam tyle co nic, musiałam obejść się smakiem. Może innym razem :). 


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger