Syczeń już za pasem. Jeszcze chwilę temu, pisałam post Noworoczny, a tutaj zanim się obejrzymy, wjedzie luty. Średnio lubiany przeze mnie miesiąc, ale w tym roku ferie zimowe zajmą połowę miesiąca, więc jakoś zleci.
Póki co, jest styczeń, troszkę trzeba z siebie wykrzesać energii do pracy i codzienności. Zima jakaś taka falowa i niestabilna. Trochę mrozi, trochę posypie, by za chwilę spłynąć smutno, bo plus wylatuje za wysoko. I teraz już sama nie wiem, czy chcę jeszcze zimę, czy może już się nastrajać wiosennie.
Ostatnio przed pracą witały mnie takie piękne wschody słońca. Widzę, że kolory lekko się rozjechały, bo w rzeczywistości lepiej się prezentowały.
Styczeń jest miesiącem szalenie intensywnym pod każdym możliwym względem, ale.. udało się nawet wyłuskać kilka chwil na spotkanie z przyjaciółką. Radość tym większa, ponieważ była tylko na chwilę w Polsce, więc bardzo wyczekiwałam naszego spotkania. Niby jest kontakt telefoniczny, jednak jestem z epoki spotkań na żywo. Żadna inna alternatywa nie daje tyle radości, co ploteczki przy herbatce czy kawie.
Pamiętacie jak pisałam o akcji z kamykami, zostawianymi w różnych miejscach do znalezienia? Jest też podobna, ale z robaczkami:) Robaczki są dziergane na szydełku, wyglądają przeuroczo. Mają przy sobie liścik z informacją - nie zgubiłem się, szukam nowego domu. Również można znaleźć w przypadkowych lokalizacjach. I właśnie, pewnego mroźnego poranka, gdy czekałam na koleżankę z pracy, przycupnęłam sobie pod przystankiem, by nie zawiewało zimnem. Spoglądnęłam na tablicę z rozkładem jazdy autobusów, a przy niej, "siedział" sobie robaczek :). Nie ukrywam, wywołał uśmiech na mojej twarzy, niby nic, a sprawiło radość na sam początek dnia.
Zimowy robaczek :)
Później po tych ochłodzeniach, kiedy to musiałam ubrać rękawiczki, a nawet jednego dnia czapkę - bardzo unikam okryć głowy. W każdym razie, za kilka dni, zrobiło się ciepło. Do tego stopnia, że nawet ptaszki zaczęły radośnie ćwierkać, a ja wystrzeliłam do lasu, jakbym całe wieki w nim nie była. No ale to te ptaki:). Słońce przygrzewało, więc nie zastanawiając się długo, złapałam za kubek z herbatą, wdrapałam się na moją ulubioną górkę, wygrzewałam radośnie w tych dosyć ciepłych promieniach styczniowego słonka.
No i później znowu zrobiło się zimno, wróciły mrozy, gdzieś popadał śnieg, nawet były zawieje, które utrudniały jazdę. Później znowu się trochę ociepliło, a teraz niby nie jest zimno, ale nie ciepło. Bo nocami mrozi, ale w dzień jest przyjemnie. Czyli ta pogoda, której nie specjalnie lubię. Myślę, że już jestem przychylniej nastawiona w stronę wiosny, do której jeszcze sporo nam zostało. Bo i luty potrafi się wykazać, a i marzec nie pozostaje często dłużny... Cóż poradzić, taki mamy klimat ;).
Za to odwiedziłam nasze jelonki, sprawdziłam czy nie marzną, ale są zadbane. Opatulone szaliczkami:)
Standardowo, nie obiecam, kiedy następny wpis. Miejmy nadzieję, że już nie będzie tak długiej przerwy. Bo mogę powiedzieć, że największe stresy dziś mi odeszły, więc postaram się być systematyczna. Jak wyjdzie w rzeczywistości? Któż to wie.. :) Idę do Was :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz