sierpnia 19, 2019

sierpnia 19, 2019

Moja Jane Eyre

Moja Jane Eyre



Kto nie słyszał o historii miłosnej Jane Eyre? I chociaż wydawać się może ona, naiwna i dosyć naciągana. To ja sama, nie potrafię powiedzieć, by nie miała w sobie czegoś. Pamiętam, jak pierwszy raz czytałam książkę, a później obejrzałam mini serial BBC, byłam wręcz oczarowana. Kto jak kto, ale Charlotte Bronte potrafiła pięknie pisać. No i teraz, została napisana i wydana nieco zmieniona wersja sławnej klasyki, jak wyszła? Czy owa przeróbka nie zaszkodziła? I jak się czytało?
 


Jane Eyre jest nauczycielką w Lowood, ale ma ciche marzenie wyjechać i zostać prawdziwą guwernantką. Niestety ma jeden maleńki problem. Nie wie, jak powiadomić o tym, swoją przyjaciółkę.

W dodatku w okolicy pojawiają się ludzie z Towarzystwa, zajmującego się relokowaniem duchów. Tak, dokładnie tak. Łapią delikwentów i coś z nimi interesującego robią, ale tego zdradzić nie mogę. Członkowie owej organizacji, są wyjątkowi, albowiem nie każdy człowiek może zobaczyć umarłego, to też każdy potencjalny widzący jest na wagę złota.

Sprawa zaczyna się komplikować, kiedy jeden z głównych pracowników, dowiaduje się o tajemnicy Jane Eyre, która potrafi nie tylko zobaczyć zjawę, ale w dodatku się z nimi porozumiewać. Stawka wysoka, Towarzystwo na gwałt potrzebuje zwerbować w swoje szeregi kogoś z podobnymi cechami. I kiedy przedstawiają swoją ofertę pannie Eyre, okazuje się, że ta tak po prostu ją odrzuca. I wyjeżdża.

Wtedy z pomocą towarzystwu, przychodzi przyjaciółka Jane, która od lat jest zafascynowana opowieściami związanymi z wyłapywaniem duchów. Żeby było zabawniej, tą przyjaciółką jest Charlotte Bronte.

Uciekająca Jane Eyre, podejmująca pracę guwernantki u Edwarda Rochestera. Goniące za nią Towarzystwo i duchy. Mieszanka wybucha? A i owszem.


Ciekawe to było spotkanie, niby starzy, dobrzy bohaterowie, a w tak ciekawiej i zgrabnie wykreowanej odsłonie, aż z radością śledziło się kolejne rozdziały. Bo postać Jane Eyre widzącej duchy, ba! nawet przyjaźniącej się z jednym, było niebywale ciekawym zwrotem akcji. I mnie się ta odmiana bardzo, ale to bardzo spodobała. Co więcej, nasza bohaterka była tutaj nieco bardziej konkretna, umiała kategorycznie powiedzieć nie — chociaż ja bym z chęcią popracowała w takim towarzystwie.

Kolejna sprawa to wpleciona w fabułę postać Charlotte Bronte, nie mam pojęcia, jaka była naprawdę. Jednak tutaj, autorki świetnie stworzyły jej osobę. Bardzo polubiłam Szarlotkę, która jak nikt inny potrafiła obserwować i wykorzystywać spostrzeżenia do tworzenia planów. A te są bardzo przydatne, zwłaszcza kiedy chce się współpracować z Towarzystwem.

Zawsze powtarzałam, że jestem zagorzałą fanką klasyków. I to się nie zmieniło. Jednak kiedy przeczytałam Moją Lady Jane i ta forma opowiedzianej historii przypadła mi do gustu, postanowiłam zapoznać się z kolejną. I chociaż Jane Eyre w pierwotnej wersji zawsze będzie moją ukochaną, to nie mogę przyznać, że ta odsłona jest zła. Wręcz przeciwnie. Świetnie autorki nakombinowały, jestem jak najbardziej na tak. Mam nadzieje, że jeszcze coś stworzą i będę mogła z radością przeczytać.

Tymczasem szczerze polecam Moją Jane Eyre, dla tych, którzy znają oryginał i tym, co jeszcze nie mieli odwagi po niego sięgnąć. Może ta wersja ich przekona.



sierpnia 09, 2019

sierpnia 09, 2019

Nie wiem, gdzie jestem

Nie wiem, gdzie jestem



Do przeczytania książki Gayle Forman robiłam kilka podejść. Nie byłam pewna, czy akcja wpasuje się w mój gust. 
Pobrałam sobie na półeczkę i czekałam, aż pojawi się opinia, której w pełni będę mogła zaufać. I ukazała się, od zaufanej recenzentki. Nie pozostawało nic innego jak czytać. A czy i mnie przedstawiona opowieść się spodobała?



Freya ma kryzys. Nikt nie wie, co się stało. Nagle jej piękny głos znikł. I żaden lekarz nie potrafi stwierdzić dlaczego, gdzie tkwi problem. Najgorsze jest to, że wszystko zdarzyło się podczas nagrań do jej pierwszej i wyczekanej płyty. Właśnie w takim momencie. Bezradność młodziutkiej dziewczyny, nacisk ze strony producenta i ogromne oczekiwania matki.

Pośrodku tego wszystkiego, jest ona, zagubiona i nie do końca szczęśliwa. Nie wiedząca gdzie jest i co ma zrobić ze swoim życiem. I nagle, świat jej zabiera grunt pod nogami, dosłownie i w przenośni.

Harun chce postawić wszystko na jedną kartę. Gdy uświadamia sobie, że wybór, przed jakim został postawiony, go unieszczęśliwi, decyduje się na ucieczkę. Tak po prostu. Chce zostawić rodzinę, przyjaciół i uciec. Czy jest to gest odwagi? Czy może raczej przejaw tchórzostwa?

No i wreszcie Nathaniel, przyleciał do Nowego Jorku w jednym celu. Musi tylko odnaleźć wyznaczone miejsce i plan, który został mu wyznaczony, dopełni. Zanim jednak to nastąpi. Spotka na swojej drodze, dwoje przypadkowych osób. I to spotkanie ukaże przed chłopakiem świat z zupełnie innej perspektywy.

Każde z tej trójki odczuwa samotność.
Nie ważne czy mają obok siebie bliskich. Można doświadczać boleśnie wyobcowanie wśród tłumu ludzi. Nie ma reguły. Zrządzenie losu sprawi, że się spotkają. A porozumienie, które się między nimi urodzi, z pozoru egoistycznych pobudek, pomoże rozumieć coś bardzo ważnego.

Tytuł tej książki jest po prostu świetny. Celny pod wszystkimi względami. I gdy tak czytałam sobie o losach Frei, Haruna i Nathaniela, zastanawiałam się, jak często my sami, nie wiemy, gdzie jesteśmy. Mimo że często otoczenie, jest nam jak najbardziej znane. Tutaj chodzi o coś zupełnie innego. Nie ma nic gorszego, jak nie wiedzieć, gdzie się znajduje we własnym życiu. Co zrobić? Jaką podjąć decyzje? Gdzieś pójść..

Nasi bohaterowie są różni, jedyne co ich ze sobą łączy, to zakręt, na którym się znaleźli. Razem, zupełnie przypadkowo. Teraz zbierają swoje siły, by pomóc jeden drugiemu. Ich motywy nie do końca są szczere. Oczywiście nie chcą skrzywdzić jeden, drugiego. Po prostu niekiedy brak odwagi, kieruje nasze decyzje tak, by obejść problem szerokim łukiem. Jednak na końcu i tak, trzeba będzie się z nim zmierzyć. O czym dowiedzieli się również, nasi bohaterowie.

Nie bardzo chcę pisać, z jakimi trudnościami zmierzali się Freya, Harun i Nathaniel, dla mnie najlepszym było odkrywanie ich tajemnic, skrawek po skrawku. Zrozumienie każdego z nich, wczucie w sytuacje. I tak naprawdę, te historie, mimo że różne, sprawiły, że można odnaleźć, chociaż cząstkę siebie.

Jestem pod niesamowitym wrażeniem książki. Fabuła nie jest szalona, wręcz przeciwnie, snuje się miarowo, a jednak czytanie było cudowne. Autorka wspaniale poruszyła wiele problemów. Powtórzę co napisałam na instagramie, za mało jest o tym tytule, nad czym ogromnie ubolewam. Takie książki powinny być polecane. Jeśli ktoś tak jak ja, ma wątpliwości przed czytaniem, niech się czym prędzej ich pozbędzie. Warto!


sierpnia 02, 2019

sierpnia 02, 2019

Przeznaczenie i pierwszy pocałunek

Przeznaczenie i pierwszy pocałunek


Dawno nie przychodziłam tutaj z tekstami, co nie oznacza, że przestałam czytać. Przeciwnie, ale jakoś straciłam serce do tego miejsca. I chyba poczułam lekką niechęć, bo kto jeszcze zagląda na blogi i czyta? Chyba nieliczni. Mam nadzieje jednak, że jakaś maleńka część jest wierna blogom i tekstom, a nie tylko przewijaniu zdjęć na instagramie.

No ale, do rzeczy. Jakiś czas temu przeczytałam kolejną książkę Kasie West. Autorka ma to do siebie, że historie z pozoru kierowane tylko do młodzieży, trafiają również do tych starszych — przynajmniej ja tak mam. W każdym razie jest to już chyba jedna z nielicznych pisarek, które mimo tematyki z chęcią podczytuje. Dziś słów kilka na temat — Przeznaczenia i pierwszego pocałunku.
 


Główną bohaterką jest Lancey, aspirująca nastolatka do kariery aktorki. Ma już sobą kilka mniejszych produkcji, kamery i wcielanie się w różnie role nie sprawiają jej trudności. Od zawsze czuła się stworzona do tej pracy, którą zresztą z radością chce wykonywać. Niestety na chwilę obecną ma kilka przeszkód. Jedną z nich jest niepełnoletność i nieukończona szkoła. Godzenie nauki ze zdjęciami na planie jest trudne. Na szczęście nie niemożliwe. Tylko tutaj pojawia się zdaniem Lancey kolejny problem. W osobie nadopiekuńczego ojca, który co do minuty pilnuje czas spędzony na planie i nauki.

Nastolatka bardzo często czuje się ograniczana i wręcz pozbawiona chwili wytchnienia od oczekiwań ojca. W dodatku, gdy pojawia się kłopot z pewną rolą, tatuś dochodzi do wniosku, że dla jego córki potrzebny jest korepetytor. Właśnie teraz, gdy Ona ma do zagrania być może, najważniejszą rolę swojego życia. Wśród obsady są bardzo znane i rozpoznawane gwiazdy, dla niej, jest to ta chwila, by się wybić. A odrabianie lekcji, zwłaszcza z nudnym korepetytorem znajduje się na ostatnim miejscu.

I kiedy problemy mniejsze i większe zaczynają się nawarstwiać, Lancey odkrywa, że ktoś próbuje zaszkodzić jej wizerunkowi. Co może zaważyć na dalszej przyszłości, a nawet karierze aktorskiej. Pozostaje więc odnaleźć wroga i dowiedzieć się, kto nim jest i dlaczego to robi? Z pomocą, nieoczekiwanie przyjdzie, nie kto inny, jak Donovan. Chłopak od korepetycji.
 


Nie wiem, dlaczego ta książka ma aż tak płytko brzmiący tytuł, a jeszcze bardziej beznadziejny opis. Szczerze mówiąc, gdyby nie fakt, że znam już dosyć dobrze pióro West, w życiu nie zdecydowałabym się przeczytać. Nie zachęca też okładka. Ta książka po prostu całą sobą na pierwszy rzut wydaje się nijaka. A to błąd.

Bo owszem, Lancey jest młodą, jeszcze raczkującą aktorką. Tylko całość została naprawdę ciekawie i mądrze opisana. Są tutaj typowe dla autorki, problemy młodzieży, ładnie i zgrabnie ubrane. Dzięki czemu całość od razu wciąga i nie ma się odczucia — starości pokoleniowej. Naprawdę fajnie było przebywać na planie zdjęciowym, pomału poznawać nowego znajomego, który na początku wydawał się okrutnie nudny i bez wyrazu.

Jest tutaj również pewien konflikt między córką i ojcem, ale raczej chodzi o brak zaufania obu stron, do wykonywanych czynności. Myślę, że bardzo ciekawe autorka się tym zajęła, ponieważ chęć troszczenia o dzieci, a dokładniej zbyt wielka opiekuńczość potrafi zniechęcić nastolatka, który po prostu poczuje się niewystarczająco samodzielny. A w końcu rodzice muszą pozwolić, by ich dzieci, samodzielnie podejmowały swoje decyzje i również, ponosiły ich konsekwencje.

Bardzo przyjemnie spędziłam czas podczas lektury. Wprawdzie dosyć długo zwlekałam z zabraniem się do czytania, ale kiedy już to nastąpiło, było mi żal rozstawać z bohaterami. Jakoś tak jest, kiedy Kasie West napisze książkę, zakończenie bywa wręcz rozstaniem. Nie napiszę jednak, że ten tytuł jest najlepszy, bo nie jest. Ja mam cały czas swoją faworytkę, ale Przeznaczenie i pierwszy pocałunek śmiało, można przeczytać. Jest lekko, przyjemnie i subtelnie. Polecam.



Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Feeria Young.

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger