września 28, 2016

września 28, 2016

Prawo Mojżesza

Prawo Mojżesza


Internet został chyba już niemalże z każdej strony "zaatakowany" opiniami do Prawo Mojżesza. Dosyć długo zastanawiałam się czy i ja również chcę poznać  historię, która jak głosi okładka - nie kończy się happy endem. Do bólu poruszająca, łzy same płyną i tak dalej. Ciekawość wzbierała, czasem lubię poczytać coś tkliwego, wyrywającego duszę z zawiasów. Gdy nadarzyła się możliwość, zasiadłam do lektury, a moje wrażenia są następujące...


Mojżesz jest bardzo nietypowym nastolatkiem, nie bardzo rozumiem dlaczego został określony jako niebezpieczny. Widać nawet w dzisiejszych czasach, mimo postępu widmo grzechów rodziców ciągnie się za dziećmi, które muszą pokutować.
Z punktów medycznych przesądzone zostało, że będzie miał takie, a nie inne dolegliwości. Tak musi być i koniec. No i jest. Dziecko urodziło się genetycznie obciążone - bo musiało.
Faktem jest, że młodzieniec jest dosyć specyficzny, nie potrafi usiedzieć na miejscu - co jak twierdzą specjaliści jest spadkiem po matce narkomance. Szkoda tylko, że osobiście sama znam wiele dzieci mających zdrowych rodziców, które są niebywale pobudzone. Cóż, Mojżesz jest dzieckiem Cracka, a co za tym idzie. Wszystko co dziwne i najgorsze musi być do niego przyczepione.
Po śmierci matki, która kilku godzinnego chłopca pozostawiła w koszu na brudną bieliznę, chętnych do opieki zabrakło. Bo kto by chciał wychowywać dziecko upadłej kobiety - narkomanki. Z góry spisane na straty.  
Lata lecą i w końcu już pełnoletni Mojżesz zjawia się w miasteczku swojej babci, która jako jedyna nie bała się nietypowego zachowania wnuka, potrafiła znaleźć wyjście z różnych sytuacji.  Dlatego też na nadmierną ruchliwość odpowiednia była praca. Jak widać chcieć, to móc. 
 I tym sposobem niebezpieczny, ale zarazem egzotyczny młody mężczyzna trafia na farmę rodziców Georgii. 

Dziewczyna słyszała historie krążące na temat matki oraz samego Mojżesza. Dlatego  w pewnym sensie odczuwała lęk i fascynację tym nieobliczalnym chłopcem. I kiedy zjawia się do pracy w obejściu, przyciąga uwagę młodziutkiej kobietki. Z jednej strony Georgia wie, że ich znajomość jest dosyć dziwna, bo sam Mojżesz nigdy nie powiedział otwarcie czy i co do niej czuje, ale jest między nimi przyciąganie. Z dnia na dzień coraz mocniej angażuje się w tę relacje, która nie powinna mieć miejsca. Zakazane uczucie, wspomnienia od których nie można się uwolnić, czy miłość potrafi zdziałać cuda? Pęknięcia Mojżesza staną się mniejsze, a on sam otworzy na coś innego niż to, co otrzymywał do tej pory? 

Po ukończeniu książki byłam przepełniona wieloma uczuciami. Jednak zabrakło tych wszystkich, które rzekomo miały być dominujące, czyli ból, smutek i nie wiem - czarna rozpacz. Ukazana historia była interesująca, chociaż mnie wiele wątków drażniło, wydawało się z góry narzucone, niektóre wręcz stereotypowe. 
Jak napisałam, Mojżesz był dotknięty przypadłościami, które w świetle nauk medycznych musiały mieć, ponieważ jego matka podczas ciąży cały czas, albo w większej części była pod wpływem narkotyku. No dobrze, niechaj tak będzie. Jednak nigdy nie jest powiedziane, że dziecko narkomanki czy też alkoholiczki musi urodzić się z syndromem. Jest wiele przypadków zupełnie zdrowych dzieci. Dlatego mnie raziło ciągłe nawiązywanie do dziecka cracka, do jego ułomności, do tego, że nikt nie potrafił sobie z nim poradzić. Naprawdę? Skoro z góry lekarze przewidzieli ewentualne dolegliwości, to chyba powinni byli być przygotowani i od najwcześniejszego dzieciństwa otoczyć odpowiednią opieką, wdrożyć terapię. Dlaczego więc Mojżesz był uznawany za wariata, nikt go nie rozumiał, no przepraszam, mamy XXI wiek, nie średniowiecze. Od kiedy osoby nadpobudliwe muszą być faszerowane psychotropami?  Nie te czasy, z tego co się orientuje, leki psychotropowe są już ostatecznością, medycyna poszła o tyle do przodu, że można poradzić w inny sposób. Bez otępiania. I szkoda, że na genialny pomysł zajęcia młodzieńca pracą wpadła babcia, a nie genialni terapeuci. Coś się tutaj autorce nie udało, chyba za bardzo chciała ukazać nierozumienie przez otoczenie oraz dramat Mojżesza. Cóż, dla mnie wyszło mało wiarygodnie. Oczywiście mogę się nie znać. 

Nie mogę powiedzieć, że książka jest zła. Ponieważ gdyby nie fakt troszkę dziwnego leczenia i podejścia do chłopca, później młodzieńca, który musiał być "uszkodzony", reszta jawiła się znośnie. Relacja Mojżesza i Georgii rozwijała się nawet ciekawie. Nie było zbyt wolno, ani szybko. Miało być bez dobrego zakończenia, no i musiała wydarzyć się tragedia, w sumie to nie tylko jedna. W każdym razie po tych dziwnych zdarzeniach, akcja robi się interesująca.
Autorka nie chciała stworzyć jakiejś tam dramatycznej historyjki, dlatego też pokusiła się o wątki metafizyczne, a co za tym idzie. Chwilami jest strasznie, dzieją się zjawiska trudne do wytłumaczenia, nawet dla samego głównego zainteresowanego. Tutaj plus, pomysł był ciekawy, przemówił do mnie. 

Niestety, nie odczułam przywiązania do bohaterów. Ani Mojżesz, ani Georgia nie trafili do mojego serca. Przez co nie przeżywałam ich uczucia, rozterek i całej reszty, która powinna sprawić mi ból. Nie czułam nic, ewentualne zainteresowanie w jaki sposób potoczą się losy tych dwojga, w którą stronę skręci fabuła. Tylko tyle. 
I chociaż wytknęłam więcej wad, aniżeli zalet to jakimś dziwnym sposobem książkę oceniam na plus. Uważam, że mimo wszystko warto zwrócić uwagę na ten tytuł, chociażby ze względu na to coś, co wzbudza lęk...




września 25, 2016

września 25, 2016

Załącznik

Załącznik


Zastanawiałam się od czego zacząć swoją opinię. Ponieważ do twórczości pani Rowell mam sprzeczne uczucia. Z jednej strony mam taki jakby sentyment po Eleonorze i Parku, z drugiej strony zawiodłam się na innej publikacji. Tym razem miałam dać szansę, bo jak wiadomo niewypał może się trafić, co nie oznacza natychmiastowego skreślenia i wrzucenia do zakładki nie lubię. 
Dlatego kiedy ukazała się zapowiedź Załącznika pomyślałam, że oto nadeszła chwila by sprawdzić, jak to jest między mną a pisarką. Książkę przeczytałam, teraz przyszła pora abym opisała swoje wrażenia oraz  tego czy nasza wspólna literacka droga będzie miała przyszłość... 


Lincoln nie lubi swojej pracy, jednak z dziwnego i niezrozumiałego powodu nie szuka nowej. Tkwi więc na stanowisku kogoś kto musi przechwytywać pocztę prywatną ludzi z firmy.  Posada jaką otrzymał nosi bardzo poważną i w pewnym sensie obiecującą nazwę, w rzeczywistości jednak zajmuje się czytaniem e-maili. Tych, które nie dotyczą pracy. Jednym słowem grzebie w prywatnej korespondencji. Tak kochani. W wielkich firmach tak właśnie się dzieje, dlatego jeżeli myślicie to tylko historyjka w książce, ja już wam mogę powiedzieć, że nie. W urzędach czy innych korporacjach, specjalnie wyznaczone jednostki cały czas monitorują wiadomości fruwające po miejscu pracy. Delikwentom zwierzającym się  kolegom z działu zostają wysyłane upomnienia.  Typu - Treść zawiera informacje prywatne, nie mające wspólnego z pracą. Co jak powszechnie wiadomo nie sprawia, że taki Kowalski nagle zacznie pracować na konkretnych obrotach. Życie kołem się toczy i nie o samym zarabianiu na wypłatę przez pół dnia się myśli. O czym przekonuje się nasz bohater, gdy w specjalnej skrzynce na "prywaty" znajduje maile od dwóch koleżanek.  

Mężczyzna powinien wysłać kobietką powiadomienie, aby zaprzestały ploteczek w godzinach przeznaczonych na coś zupełnie innego, zwłaszcza kiedy adres email jest służbowy. Powinien, tylko tego nie robi. Dlaczego? Ponieważ podczas nudnych nocnych dyżurów czytanie wiadomości Beth i Jennifer zaczyna się mu podobać.  Koleżanki są zabawne, ich tematy do "rozmów" jeszcze bardziej i z dnia na dzień coraz trudniej Lincolnowi zrobić to, co powinien. Czyta namiętnie korespondencje i w końcu uświadamia sobie, że polubił dwie nieznajome i z ciekawością śledził wydarzenia z ich życia. 

W końcu nadchodzi moment kiedy między jedną nocą w pracy, a drugą - dokładniej mówiąc północką. Bo Lincoln pracuje z tego co dobrze zapamiętałam do pierwszej w nocy. W każdym razie dochodzi do mężczyzny, że zakochał się w Beth. I bardzo chciałby ją poznać. No, ale sprawa nie jest taka łatwa. Zwłaszcza kiedy nie ma się tej pewności siebie. No i nadal mieszka z matką. Tak. Niespełna trzydziestoletni, niezależny finansowo facet mieszka radośnie z mamą i nie widzi niczego dziwnego kiedy interesuje się każdym jego krokiem i ciągle pilnuje aby zjadł... 
Bo jest dzidziusiem i jak  nie zje to umrze z głodu. Moja mama mnie nie kocha - nie pilnuje mojego żywienia. Straszne.
Ogólnie problem samodzielności Lincolna denerwuje jego siostrę, która uparcie twierdzi, że jako facet dawno temu powinien odstąpić od ramionek mamy i być sam. Ponieważ żadna kobieta go nie zechce kiedy ciągle będzie mieszkał z mamą. Przyznam się, coś w tym jest. Mamisynki to tragedia.  

 Nasz bohater ma trudne życie, to znaczy trudno jest mu nawiązać kontakt z płcią piękną, dlatego gdy uświadamia sobie uczucie do Beth nie wie co zrobić. Z matką porozmawiać nie może, praktycznie z nikim nie może, bo jak wyjawić skąd ją zna? Co ma powiedzieć swojej potencjalnej ukochanej?  I przede wszystkim, czy odważy się na tak poważny krok? No i czy wyprowadzi od mamy.... 

Nie wiem od czego mam zacząć, bo trudna była dla mnie lektura tejże książki. Co gorsza nie nastawiałam się na Bóg wie jaką emocjonującą petardę. Niestety, początek okazał się gorszy niż mogłam przypuszczać. Praktycznie przez całą pierwszą połowę zanudzałam się na śmierć. Czytałam po kilkanaście stron i odpływałam w niebyt. Wszechobecna nuda mnie zabijała. I patrząc ile przede mną książki - czułam przerażenie. Naprawdę.
Lincoln była nijaki, nic nie czułam do niego. Ani nie lubiłam, ani mnie nie drażnił. Siedział z matką, dobrze gotowała. Na co miał się wyprowadzać i jadać obiadki z mrożonki. Rozmowa z kobietami nie szła, ale cóż, takie widać jego przeznaczenie. Szczerze nie umiem nic ciekawego o nim napisać. Taki był przez bardzo, bardzo długi okres.
Beth i Jennifer, one również bardzo długo były płaskie. Dosłownie. Ich e-maile są tragiczne. Nie mogłam pojąć jak kobieta, autorka mogła skonstruować aż tak drętwe wiadomości przyjaciółek. Nie umiem tego określić, ale wystarczyło doradzić się kogoś. Czytałam i zasypiałam nad tymi pseudo zabawnymi opowiastkami.  Przez cały czas zastanawiając się, co aż tak podobało się Lincolnowi. Bo mnie osobiście dobijało czytanie tych wypocin. 

I kiedy już byłam zrozpaczona i dosłownie spisałam książkę na straty... stało się "coś"!  Nagle jakby Rainbow Rowell w trakcie pisania zrozumiała, że nadal stoi w martwym punkcie fabuły i trzeba rozruszać akcję. Byłam w kompletnym szoku, jakby książka pisana była przez dwie osoby, jedna zaczynała i w połowie dała sobie spokój. Przyszła druga i postawiła to, co leżało i wołało o pomstę do niebios na nogi. Szok i niedowierzanie. 

Teraz mam ogromny problem jak podsumować całość. Ponieważ w pewnym sensie historia wybroniła się i przy końcówce zainteresowały mnie losy postaci. Niestety początek był gehenną, przez którą nie potrafię być łaskawsza. Cała konstrukcja, zamysł fabuły nie był niczym powalającym na kolana.  Historia przewidywalna i rzekłabym nawet, że banalna. I wszystko dobrze, takie również są potrzebne. Tylko dlaczego autorka potrzebowała aż tylu stron by się obudzić, by nadać całości emocji, wyrazu. Zainteresować odbiorcę? Z jednej strony nie chcę całkiem zniechęcać potencjalnych czytelników, ani nawet samej siebie do Pani Rowell, ale z drugiej nie mam pojęcia czy jestem na siłach znosić podobnie rozwleczone wprowadzenie.  Książkę oceniam na plus, można przeczytać. 


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Harper Collins

września 22, 2016

września 22, 2016

O serialu, który pokochałam - Lucifer ;);)

O serialu, który pokochałam - Lucifer  ;);)
Lucifer fox lucifer morningstar tom ellis lucifer on fox
źródło


Jak wielokrotnie wspominałam, nie tylko książkami się żyje, to znaczy ja nie tylko książki wielbię ponad wszystko. Od czasu do czasu popadam w stan kiedy muszę odbyć seansy filmowe odcięta od rzeczywistości. I chociaż od porządnego serialu jaki naprawdę zawrócił mi w głowie minęło dosyć sporo czasu, to nie czułam się specjalnie zmartwiona. TEN serial musiał nadejść, i nadszedł. Oczywiście nie sam. Bo któż by inny jak nie wskazywana paluszkiem Sylwia, mogła mnie zmaltretować stosując przypominajki praktycznie codziennie - "Pamiętaj o Luciferze" Pamiętałam. Przez chwilę. Później owa pamięć szła sobie w las na grzyby których nie ma i nie oglądałam. 
W końcu jednak nadszedł dzień, który zmienił moje życie. Otóż zaczęło się od tego, że padał deszcz. Deszcz kocham miłością szczerą i prawdziwą. Słońce mnie męczy, jestę wampirę. Zawsze o tym wiedziałam. Tylko Edka mi do szczęścia brakuje. Cóż nie można mieć wszystkiego. Nie ma Edzia, za to jest deszcz. Jak deszcz to i koc, jak koc to książka albo film. Jako, że okulary już mało pomagają, bo szkła dawno powinnam wymienić, postanowiłam pomaltretować piękne oczęta moje filmem. Oglądanym online, bo przecież monitor wcale nie jest taki zły xD.  
Zasiadłam więc przed stroną zawierającą seriale online, odpaliłam pierwszy odcinek. I....
Boże mój kochany, nie wiem czy grzeszę, ale pokochałam Lucifera. To znaczy nie pokochałam go w sensie, że jakie z niego ciacho i tak dalej, ponieważ aktor - Tom Ellis , nie należy do typów z którym mogłabym mieć dziecko, ogólnie zapłaciłabym za ślub z nim, ale... Jaki On ma GŁOS!!!! O Lucyferze! No za takim głosem to ja bym poszła daleko, oj bardzo daleko. No ale jeszcze nie o tym. Wspomnieć należy cóż tam reżyser ze scenarzystą zmontowali i dlaczego każdy zachwyca się filmem, i dlaczego ludzie tam gdzieś chyba w Stanach buntowali się przed jego emisją. 

Lucifer (Morningstar) bierze urlop. Od piekła. Znudziło się biedakowi wymierzanie kar na nikczemnikach i postanawia wyjść z czeluści piekielnej do miejsca grzechu i rozrywki. Czyli ziemi, a dokładniej mówiąc Los Angeles. Sprawia sobie klub nocny w którym radośnie urzęduję wraz z towarzyszką piekielną. Lucek gania sobie po ulicach jako przystojniacha, z uroczym ironicznym uśmieszkiem na twarzy.  Wykorzystuje pewną nadprzyrodzoną moc do uzyskiwania informacji od ludzików i jakoś sobie tam egzystuje. 

Czekajcie, teraz nastąpi wsparcie estetyczne :) 

źródło
W końcu nasz Lucyferek poznaje panią Detektyw, która o dziwo nie jest podatna na sztuczki, którymi się posługuje aby wywabić od ludzi tajemnice. Niestety, Chloe jest odporna. Nie, nie to żaden przypadek Bellopodobny. Sprawa wygląda zupełnie inaczej. Relacja tych dwojga wygląda dosyć zabawnie, On cały czas próbuje udowodnić jej, że naprawdę jest diabłem, Ona mimo wielu dziwnych sytuacji mu nie wierzy, albo... nie chce uwierzyć. Grunt, że razem zaczynają "współpracować", czyli tropią morderców i takie tam. Ogólnie można by powiedzieć, że ot kolejny kryminalny serialik, tylko między wszystkim pomyka Lucyferek. No i może poniekąd tak jest, ale... Kto uważnie ogląda wychwyci pytania, które rzuca w przestrzeń nasz upadły aniołek. Bo chyba większość wie kim jest Lucyfer. Jego w pewnym sensie rozterki dają sporo do myślenia. I chyba za ten zabieg należy pogratulować twórcom, bo z jednej strony mamy tego złego,  ponieważ pod ludzką postacią nie zmienia się w chodzące dobro. Ani nic z tych rzeczy. Postać została ukazana z wielu perspektyw, można sobie spekulować, analizować i tworzyć własne domniemania. Jakby to było gdyby rzeczywiście Lucyfer pocinał po ziemi, dlaczego został strącony do piekła, ukochany synuś tatusia - odrzucony. Niby wyjaśnienie gdzieś jest, ale jaka prawda? Tego nie wie nikt, tutaj na ziemi rzecz jasna. I przyznam się szczerze sporo sobie tak podczas oglądania myślałam, najbardziej przy jednym z odcinków - z księdzem. Kto oglądał będzie wiedział o co chodzi, zainteresowani zwrócą może bardziej uwagę gdy dotrą do tej części. Chyba przy scenach rozgrywających się z ojczulkiem widzowie otrzymują pytania, pytania na które nie ma odpowiedzi.  Jednak robią swoje, możecie mi wierzyć :).


Lucifer fox lucifer morningstar tom ellis red eyes
źródło

Długo zabierałam się za Lucifera, teraz kiedy obejrzałam wszystkie odcinki, nie wiem jak mam dalej żyć. No niby zaczął się drugi sezon, ale to oczekiwanie na każdy kolejny nowy jest tragiczny. Chciałabym znowu mieć przed sobą całą serię i po kilka dziennie oglądać. Po pamiętnikach wampirów - które do któregoś sezonu były moim numerem jeden myślałam, że już nic mnie nie podbije, a tutaj proszę. W prawdzie Damona kochała będę zawsze, no ale Lucifer... ten serial ma klimat, nie jest straszny, chociaż momentami, jak widzicie wyżej bywa nieswojo, ale nie jest to żaden horror. Tego bym nie przetrawiła. Gra aktorów fajna, chyba do nikogo nie mogę się przyczepić. Nie chcę ich wymieniać, bo każdy kto będzie zainteresowany obejrzeniem pozna ich sam., tak jak ja to zrobiłam. Nie czytałam żadnych zajawek, tylko polecankę, dlatego i Wam piszę pobieżnie. Tyle ile wypada. Reszta należy do osobistej decyzji:) Dla głosu Ellis-a Warto! Uwielbiam jak woła "Detektyw!" 


września 18, 2016

września 18, 2016

Sekrety książniczki

Sekrety książniczki

Chyba większość ludzi miewa tajemnice, które pilnuje i nie chce aby ujrzały światło dzienne. Normalne.  Z pewnością wielu się zastanawiało jakie sekrety skrywane są za drzwiami komnat rodziny królewskiej, a już tym bardziej kiedy sprawy dotyczą krajów Bliskiego Wschodu. Bo jak wiadomo temat jak najbardziej na czasie, co się dzieje każdy wie, odczuwa większe lub mniejsze lęki. Zrozumiałe, pytanie czy tak ważni ludzie również mają powody do obaw? W końcu mogą wszystko. Z jakimi problemami muszą zmierzyć się kobiety żyjące w Arabii Saudyjskiej oraz państwach ościennych? Dotkniętych wojną, która zbiera żniwo w niewinnych ludziach... 

Otrzymując książkę byłam niezmiernie ciekawa tego co zawiera wnętrze, ponieważ opowieści kobiet, które opowiadały własne mniej, lub bardziej poważne historie wabiła. Oczywiście w telewizji dosyć często są podawane informacje o tragicznych zdarzeniach napadów na muzułmańską kobietę, która w brutalny sposób została "ukarana" przez członków rodziny. Jednak ciekawiło mnie życie księżniczki Sułtany, czy i jakie decyzje mogła podejmować w sprawach tak ważnych jak bezpieczeństwo dziewcząt i kobiet. 
Mówią, że dobry muzułmanin strzeże swoich sekretów, jednak nie Ona, nie księżniczka. Postanowiła opowiedzieć o sprawach, które były i są poważne. 
Jak większości wiadomo, to rodzice decydują kiedy i dla kogo oddadzą swoją córkę za żonę, teoretycznie nie można poślubiać, a dokładniej mówiąc współżyć z dziewczynkami do póki nie osiągną odpowiedniego wieku. Teoretycznie. Praktyka jest o wiele bardziej brutalna. Często o wiele starsi mężczyźni nie zważając na wiek i rozwój dziewczynki przemocą zmusza do "spełniania obowiązków małżeńskich", i między innymi z tym największym problemem walczy księżniczka, by w końcu państwo zakazało na tego typu okrutne zdarzenia. Ponieważ brak ograniczenia wiekowego dziewczynek zbierał wiele ofiar. Dziewczynki po brutalnej nocy poślubnej umierały, zaś te które przeżyły musiały zmierzać się co noc ogromnym cierpieniem. Nie tylko fizycznym, ale i w głównej mierze psychicznym. Nie wyobrażam sobie oddać dziesięcioletnią córkę jakiemuś czterdziestoletniemu mężczyźnie... Coś takiego po prostu nie mieści się w mojej głowie. 

Nie tylko ten temat został poruszony, ale i również problem wojny w Jemenie oraz Syrii. Zagrożenia jakie niesie również dla samej rodziny królewskiej. Księżniczka opowiada o własnym życiu często posiłkując się retrospekcją z minionych czasów, które miały wpływ na aktualne zdarzenia. Możemy również dowiedzieć się w jaki sposób pałacowe pokoje w których mieszka rodzina zostały zabezpieczone przed atakiem rebeliantów. Bo i takich możliwości nie można wykluczyć. 

Można podejrzewać, że ludzie żyjący dostatnio - jak w przypadku księżniczki i jej rodziny, nie wiele interesują się cierpiącymi, zmuszonymi do poniewierki. Jak się okazuje jest ono błędne. Ponieważ nie tylko Sułtana, ale również kobiety z jej otoczenia aktywnie wspierają poprzez fundacje poszkodowane kobiety. Szukając wpływów by ich losy i niezależność w końcu znalazły swoją akceptację w państwie i przede wszystkim w oczach mężczyzn, bo to głównie przez nich dostarczane było i jest cierpienie. 
Niesamowitą postawą wykazała się córka Sułtany - Maha. W tajemnicy udająca się na tereny obozów dla uchodźców z Syrii, pod fałszywym nazwiskiem. Pomagając jako wolontariuszka.  Twierdząc, że skoro dostała tak wiele od losu, urodziła się w zamożnej i dobrej rodzinie, mieszkała w pałacu, więc teraz powinnością jest niesienie pomocy poszkodowanym. Bardzo odważne i godne pochwały zachowanie. 

Mam mieszane uczucia względem książki. Z jednej strony jak wspomniałam na początku interesowały mnie historie kobiet, jednak jak się okazało. Zostały one według mnie potraktowane zbyt powierzchownie. Ponieważ opowieść w głównej mierze skupia się na rozważaniach i przemyśleniach Sułtany, która bardzo często wtrąca poboczne historie, które mnie tak szczerze mówiąc niewiele interesowały. Na przykład w jaki sposób siostra poznała męża. Podobnym sytuacji jest naprawdę sporo. A ja najnormalniej w świecie oczekiwałam konkretnych historii. Owszem coś niecoś dowiadujemy się czegoś na temat Italii, ale została ona ukazana jako kobieta tylko i wyłącznie wykorzystująca swoją urodę do życia na odpowiednim poziomie. Gdzieś tam są wtrącenia, że pomaga przyjaciółce w przedsięwzięciu. Tak naprawdę postacią wiodącą jest Sułtana, jej głębokie rozważania, wspomnienia i rozterki. 
Bywały momenty kiedy odczuwałam znużenie, ponieważ księżniczka chwilami rozwodziła się nad sprawami mniej istotnymi, kiedy omawiany był inny temat nagle wtrącały się wspomnienia. Żeby to były tylko urywki, ale nie. Czytałam o zupełnie innej historii, nie mającej wiele wspólnego do omawianej... 

Z drugiej jednak strony uważam, że książka jest ważna, porusza tematy ignorowane, kobiety a w szczególności ich prawa są uznawane za nieważne. I nawet kiedy dotknięte zostają tragedią, to tak naprawdę nikt się nimi nie zajmuje, nie obroni. Dlatego ważne jest by mówić, nie zbywać milczeniem gwałtu na dziewczynkach czy oblewaniu kwasem za wyimaginowane przewinienie. To nie historia o pięknym życiu księżniczek jak w bajce, bo chociaż wielu z nich się poszczęściło, należy pamiętać o innych, które potrzebują pomocy. 
Uważam, że książkę warto przeczytać, zapoznać się i zrozumieć jak sprawy wyglądają z innej perspektywy.


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Znak literanova.

września 11, 2016

września 11, 2016

Kolejna odsłona Libster Blog Award

Kolejna odsłona Libster Blog Award



Dostałam jakiś czas temu nominację, zacną i to bardzo. Od Kasiek Z pasją o dobrych książkach - która chyba przestała mnie kochać...:(. Na pytania mimo wszystko odpowiem, bo również lubię wszelakie zabawy blogowe. 


1. Czy jest książka do której ciągle wracasz? 

Tak. Ogólnie bardzo często wracam do pewnych tytułów, mam tak zwanych poprawiaczy humoru, po które często sięgam kiedy wpadam w totalnego, katastroficznego doła. A mowa o Natalii 5 - przyznać muszę, że egzemplarze są już mocno zniszczone. Chyba pora zaopatrzyć się w nowe. 

2. W której książce zakończenie zbulwersowało cię do tego stopnia, że chciałbyś/chciałabyś je zmienić? 

Cholera, nie wiem. Tyle zakończeń było nie takich jak chciałam. Ostatnio to chyba książką, która wzbudziła wiele emocji, Jojo Moyes,  Chyba większość wie jak się zakończyła. No i ja tak bardzo nie chciałam żeby stało się co i tak było przesądzone i do samego końca miałam nadzieje, że będzie dobrze, ale nie było i zostałam z pustką i bólem serca. No więc to zakończenie bym zmieniła. Na lepsze. Tylko w sumie dla kogo...

3.  Której książki lub książkowego cyklu nie chcesz przeczytać?

Taaak, teraz swoim wyznaniem narażę się na niezrozumienie a nawet potępienie. Bo nigdy nie chciałam i dotąd się mi nie odmieniło, nie chcę i nie przeczytam, ani nie obejrzę... Harrego Pottera.  Nie przemawia do mnie ta seria, ani film z beznadziejnym dubbingiem. Nie mam pojęcia czy jest jakaś inna wersja, ale nasz dubbing jest straszny. Książki mnie nie przyciągają. Więc no... już wiadomo. HP nie dla mnie. 

4.    Której bohaterki/bohatera tak bardzo nie znosisz, że najchętniej zabiłabyś/zabiłbyś go już w pierwszym rozdziale?

Najbardziej drażniące postaci były w erotykach, ale do tej pory pamiętam jak w słynnym Collide drażniła mnie ta tępa bohaterka i jej zidiociały facet. Boże! Jak sobie przypomnę to od razu dostaję telepawki. No nie znoszę tych kreacji. I cały czas łudzę się, że po świecie jednak nie chodzą tego typu idiotki. Bo, że kretynów nie brakuje to już niestety wiem. Cóż... Jak widać collide pozostawiło trwały ślad w mojej psychice, powinnam rościć o odszkodowanie za straty :) 

5. Czy kiedykolwiek fabuła książki owładnęła Tobą tak bardzo, że zakradła się do Twoich snów? Jeśli tak, podaj tytuł i autora.

Ha! No dobrze, mam gdzieś co i kto sobie o mnie pomyśli ;) Ale książka a dokładniej jaka seria, którą przeżywałam całą sobą to był  ZMIERZCH i naprawdę śniło mi się po nocach, że biegam po łące za Edkiem, po czym budziłam się rozczarowana, że to był tylko sen, zaś Edziu nie stoi ukryty za regałem i nie spogląda jak się ślinię podczas snu;). O wstawieniu czajnika bez wody na kawę nie wspomnę.... Tak. To były piękne czasy, a zmierzcha kocham do tej pory. Za te wspomnienia!:)
 
6.  Po jaki rodzaj książek sięgasz najchętniej?
 
Nie mam ulubionego gatunku, ale nie przeczytam szmirowatych erotyków i przerażających horrorów. 
 
7.   Czy zdarza Ci się mówić cytatami?
 
Tak, ale to wszystko przez moją mamę, która jest bardzo oczytana no i jej konikiem są wszelakie cytaty z klasyki, więc siłą rzeczy chcąc dotrzymać poziomu sama zaczęłam to robić:)  
 
8.   Czy lubisz e-booki i audiobooki? Uzasadnij krótko odpowiedź.

E-booki czytam kiedy muszę, na przykład gdy książka została wydana tylko w takiej formie. Czytam bo innego wyjścia nie ma, a lubię autora więc robię wyjątek. Jednak nie lubię i nie będę fanką czytników. Co do audiobooków... Zgiń przepadnij siło nieczysta! Boże drogi jedyny, do tej pory pamiętam cierpienia gdy pierwszy tom Trylogii Czasu dostałam w tymże wydaniu i czytała beznadziejna Dereszowska  czy jak ona ma, nie lubię tej aktorki, nie trawię jej głosu. Nie mam do niej nic, ale nie jestem masochistką i słuchać nieudolnej modulacji było czymś czego nie uniosłam. Innych nawet nie chcę sprawdzać. Mam traumę.  No chyba, że... czytałby Piotr Fronczewski. Wtedy nawet Mógłby czytać mi kołtuna, a ja byłabym uszczęśliwiona;)  Miało być krótko! o kurde...
 
9. Książka zdecydowanie nie trafia w Twój gust. Czytasz do końca, czy rezygnujesz?
 Różnie bywa. W zasadzie staram się męczyć u dokończyć, ale jest kilka tytułów, które po prostu wyeksmitowałam bez żadnych wyrzutów sumienia. 

10 . Z którym bohaterem książkowym najbardziej się utożsamiasz?

Z wieloma postaciami potrafię się utożsamić. To zależy w jakim etapie emocjonalnym aktualnie się znajduje...

11.   Którą książkę uważasz za tak słabą, że nie powinna była nigdy zostać napisana?

 Oooo to pytanie bardzo mnie się podoba. Wszystkie części Greya, Barwy czegoś tam, COLLIDE i tym podobne. Uważam, że te książki są zbędne i niepotrzebne. Bo ani poziomu, ani niczego. Dno, pod którym już nawet nie puka beznadziejność. Ktoś mądry powinien zakazać wydawać badziewia, bo naprawdę szkoda biednych drzew:( 


Dziękuję za uwagę. Miło się odpowiadało, ale koniec nadszedł i trzeba nominować kogoś. Maszyna losująca idzie w ruch.... No i ... :

Zapraszam następujące osoby - 

- Agata Kądziołka ( Nie masz lekko ze mną) 
- Kasia Krasoń ( żebyś miała troszkę zabawy) 
- Chiyome  ( bo chyba jeszcze się w to nie bawiłaś) 



 Pytania pozostawiam te same ponieważ są bardzo ciekawe:)

 



 

września 09, 2016

września 09, 2016

Szczęście na Wagę

Szczęście na Wagę


Czasami nadchodzi taki dzień kiedy budzimy się i nagle czujemy, że coś jest inaczej, nie tak jak do tej pory. Bo niby wszystko jak wcześniej, ale nie do końca. Jakby człowiek obudził się nie tylko z krótkiego snu odpoczynku, ale jeszcze innego. Dochodzi do świadomości myśl, że życie nie wygląda tak jak sobie wymarzyło. Miało być spełnione, ale między jednym obiadem, a kolejną kolacją umknęło coś istotnego. I w natłoku codzienności nie było czasu, a nawet i chęci by zatrzymać się i zastanowić nad dalszą przyszłością, czy aby zmierza w dobrym kierunku? 
Podobnie było z główną bohaterką książki Szczęście na wagę,  o czym opowiada jej historia i czy trafiła w mój czytelniczy gust? 

Ewie niczego nie brakuje, pracuje jako nauczycielka, chociaż tak szczerze mówiąc wcale nie musi tego robić. Bo jak twierdzi mąż kobiety, on zarabia wystarczająco by utrzymać rodzinę na dobrym poziomie. Jednak ona chce pracować, mieć własne pieniądze i coś dzięki czemu wstaje i odrywa się od domowej codzienności. I nie chodzi o to, że Ewa nie lubi zajmować się domem. Bo wcale tak nie jest. Szykowanie obiadów czy inne obowiązki nie powodują u niej poczucia niewolnictwa. Problem tkwi gdzie indziej. Mianowicie, od dłuższego czasu jej relacje z mężem ograniczyły się do krótkich wymian informacji, spojrzeń przelotem podczas posiłków - i to nie zawsze. W dodatku córka również ochłodziła swoje nastawienie, do obojga rodziców. I Ewa poczuła się niepotrzebna. Zrozumiała, że coraz częściej  lubi zostawać w szkole po godzinach niż spędzać wolny czas w domu gdzie nie ma z kim porozmawiać.  Niestety nie zdaje sobie sprawy, że milczenie i opryskliwość córki to wierzchołek góry lodowej, zaś częste wyjazdy męża mają inne oblicze. 

Od pewnego czasu zdawała sobie sprawę, że Klaudia waży o wiele za dużo, próbowała na różne sposoby podejść jedynaczkę, zmotywować do odchudzania, albo chociaż zmniejszenia posiłków.  Niestety za każdym razem spotykała się z oporem i coraz większą opryskliwością dziewczyny. Gdyby wtedy wiedziała, że tusza to jeden z mniejszych problemów...  W dodatku małżeństwo Ewy jakby traci na mocy, na światło dzienne wychodzą kłamstwa i drugie życie męża, zaś na horyzoncie pojawia się inny mężczyzna, który zajmuje coraz więcej czasu w myślach kobiety. Jak wszystkie sprawy się potoczą, gdzie znajdzie się finał walki o córkę i utraconą małżeńską więź? 


Książka Pani Olejnik dosyć długo musiała czekać aż przyjdzie dla mnie odpowiednia pora bym się z nią zapoznała. Nie miałam jeszcze przyjemności poznać autorkę od strony "dla starszych czytelników", ale jakoś czułam, że polubię pióro  pani Agnieszki w tym wydaniu. Kiedy więc rozpoczęłam czytanie  fabuła momentalnie mnie pochłonęła, a  losy  Ewy stały tak bardzo namacalne. Wraz z nią spisywałam zadania do wykonania, kibicowałam kiedy postanowiła zapisać do szkoły językowej, jednocześnie zastanawiając się nad swoim własnym życiem. Jak często my sami odkładamy na później realizację nawet tych najmniejszych marzeń, planów, które mogą odmienić naszą samoocenę. Bo przecież przeszkody są po to by je pokonywać, a nie siedzieć pod nimi i się użalać, że nie damy rady. I właśnie z własnymi "później" zmagała się Ewa. Zawsze chciała nauczyć się angielskiego ale jakoś nie wyszło, dom i dziecko. Nie było jakoś czasu. Wymarzony ogródek zszedł do podziemi ponieważ mąż sobie nie życzył, dom również urządzony był pod gusta współmałżonka. Ona czuła, że tak powinno być, do pewnego czasu oczywiście...W końcu sobie uświadamia, że jest jakby obok samej siebie, zapuściła się, lata gdy miała ciekawą figurę przeminęły, garderoba pozostawia wiele do życzenia. Nie czuła by miała motywację do poprawienia siebie, własnego wizerunku. Mąż nie zwracał na nią uwagi, sypiali w osobnych pokojach bo tak wyszło. Zresztą od dawna nie czuli do siebie cieplejszych uczuć, Ewie wystarczał fakt, że po prostu był. Częste wyjazdy nie przeszkadzały, skoro i tak nie rozmawiali ze sobą. 

Problemy z mężem i nieoczekiwana choroba córki. Najgorsze jest gdy cierpi nie tylko ciało, ale i dusza - z tym niekiedy o wiele trudniej się walczy. Znaleźć sposób by dotrzeć do zagubionej, odseparowanej od większości ludzi nastolatki ciężka droga. Lecz dla matki, która kocha swoje dziecko, nie ma rzeczy niemożliwych. I nawet kiedy nadchodzą beznadziejne dni, że czuje własną porażkę to wstaje i mimo wszystko walczy. Ewa musiała zmierzyć się z okrutną prawdą, musiała sprostać niesamowicie poważnemu wyzwaniu. Męcząca terapia, dieta i ćwiczenia, z pozoru nic wielkiego. Pozory.  

Autorka w genialny sposób poruszyła sprawy z którymi zmierza, lub może zmierzyć się każdy z nas. I chociaż zdawać by się mogło, że nic nowego, to uważam, że nie spotkałam się jeszcze z tak dobrze zarysowaną problematyką, z perspektywy kilku stron. Chorej, wspierającej, winnego i jeszcze kogoś. Balansujemy pomiędzy emocjami, które kumulują się, wybuchają i opadają. Byłam i jestem pod wrażeniem. Szczęście na wagę to nie jest jakaś książka, to opowieść przy której trzeba się zatrzymać, przemyśleć. Zastanowić się na jakim jesteśmy etapie, czy aby sami nie powinniśmy interweniować. We własnym interesie, a może nie zauważamy problemu bliskiej osoby, bo tak wygodnie? Bo skoro się nie odzywa znaczy, że nie chce? Cisza nie zawsze oznacza, że nie ma o czym rozmawiać. Przez ciszę bardzo często można usłyszeć krzyk.... 

Cóż jeszcze mogę dodać, szczerze i od serca polecam książkę. Pozostaje w pamięci przez długi czas. Cieszę się, że niebawem druga część. 


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Czwarta strona.




września 05, 2016

września 05, 2016

Hormonia

Hormonia


Być kobietą, być kobietą... nie jest łatwo. Od najwcześniejszy lat dzieciństwa każda dziewczynka ma wpajane do głowy odpowiednie zachowania, bo kobiety to jedno powinny, a drugiego kategorycznie nie wolno. Tak, bycie kobietą nie jest łatwe, zwłaszcza kiedy do głosu dochodzą ukochane... hormony. To właśnie przez ich ingerencje płaczemy, złościmy się albo odczuwamy dyskomfort fizyczny.  Uwierzyć we własną kobiecość nie jest łatwo, tym bardziej gdy od zawsze żyje się pod dyktando bardzo silnej i despotycznej matki.  Przez lata można się podporządkowywać, ale przychodzi taki okres w życiu KAŻDEJ kobiety kiedy racjonalne myślenie schodzi na dalszy plan, do głosu dochodzą nieznane reakcje, chęć ryzyka i posłuchania czegoś innego. Bo gdy hormony odbierają stabilną harmonię życiową nic nie może być takie samo... 

Odkąd pamięta funkcjonowała w rytmie jaki został ustalony przez matkę. To ona decydowała co będzie jadła, kiedy i w jaki sposób. Nawet wygląd Kaliny musiał być zgodny z jej kryteriami.  I chociaż córka dawno przestała być małą dziewczynką to jakoś nigdy nie potrafiła sprzeciwić się decyzjom, które wiele razy nie podeszły w jej gust. Matki spojrzenie wystarczało by Kalina rezygnowała z jakichkolwiek potencjalnych zmian. Żyła życiem matki, jej zachciankami i fanaberiami.  Nawet kiedy poznała mężczyznę i zaszła z nim w ciąże, to oddech i spojrzenia rodzicielki nie opuściły nowej rodziny. 
Dominacja kobiety nad kobietą. Jednak pewnego przypadkowego dnia, gdy do świadomości dojrzałej fizycznie, lecz niekoniecznie emocjonalnie córki dochodzi, że o to najlepsze lata jej życia upłynęły, do drzwi zapukała menopauza, a ona nie przeżyła ani jednego dnia tak jak sama by tego chciała. Poczuła, że musi coś zrobić. Pod wpływem impulsu, wewnętrznej przekory decyduje się odpowiedzieć na anons matrymonialny zamieszczony w jakimś pisemku. Tak naprawdę ani przez moment nie zdając sobie sprawy, że ta z pozoru nic nie znacząca chwila odmieni praktycznie wszystko.
Lecz zanim do tego dojdzie Kalinę czeka wiele decyzji, sygnalizujących zmianę. Uśpiona czujność matki nie wychwyta w porę planów jakie podjęła dotąd posłuszna córka. Jaka więc będzie reakcja na niesubordynację ? Do czego może doprowadzić wieloletnie odkładanie własnego życia na drugi plan? 


Przeczuwałam, że pani Natasza Socha stworzy niebanalną i wciągającą historię, ponieważ już po moim pierwszym spotkaniu z twórczością autorki  zwróciłam uwagę nie tylko na sam styl. Również trafność w spostrzeganiu otaczających zachowań była tym co mnie podbiło. Opisywana zwykła codzienność, problemy które spotykają każdego z nas. A jednak. Poprowadzone w tak genialny sposób, że trudno się oderwać podczas czytania. Cięty język, nazywanie rzeczy po imieniu - to coś co charakteryzuję panią Nataszę. Kiedy przeczytałam Rosół z kury domowej byłam pod ogromnym wrażeniem. Dlatego zależało mi by Hormonia jak najprędzej trafiła w moje ręce. I owszem, trafiła, w dodatku z wpisem od samej autorki! Coś wspaniałego. Jednak nie o tym miałam, a o fabule. 

Poznajemy Kalinę, nauczycielkę, matkę i zarazem córkę. Z tą różnicą, że kobieta będąc w wieku 46 lat dalej żyje pod kloszem tej, która od dawna powinna zająć się prędzej sprawami wnuczki aniżeli dojrzałej córki. Niestety. Kalina musi żyć pod dyktando, nie mogąc spokojnie wyjść sama na miasto, zjeść  śniadanie dla odmiany - w łóżku. Bo są takie dni gdy nawet okruchy nie przeszkadzają. Niestety. W domu tej, która wychowała i praktycznie wychowuje dalej nie może. Lata mijały, jej małżeństwo się rozpadło. Nie ma czemu się dziwić. Który mężczyzna wytrzyma wszechobecną teściową? Żaden. Kalina postanawia jedno - nie ingerować w życie własnej córki. Do tego stopnia, że w zasadzie wcale nie interesuje się sprawami dziecka. Mając na głowie spełnianie zachcianek seniorki rodu.
Żyje, ale tak jakby obok własnego życia i w końcu nadchodzi dzień kiedy budzi się z letargu. Niespodziewanie, nieśmiało. Lista marzeń spisywana, ukryta leży. Czy wystarczy jej odwagi by w końcu zrealizować najbardziej skrywane marzenia? 

Wykreowane postaci są bardzo różnorodne, Kalina borykająca się z przezwyciężeniem nad zdaniem  matki, mimo posiadania własnego dziecka, będąca pod ogromnym wpływem swojej własnej. Cicha i spokojna, nie pamięta kiedy mogła zrobić coś o tak, więc gdy życie daje jej znak łapie się go i chce wydrzeć z niego jak najwięcej może, czy i jakie będą konsekwencje decyzji, decyzji z pozoru zwykłej, ale nie dla Kaliny. Dla niej samodzielny wyjazd jest czymś abstrakcyjnym, o czym marzyła odkąd pamięta. Dlaczego tak bardzo podporządkowała się będąc dorosłą, dlaczego nie umiała stanowczo powiedzieć, że ma własne życie i potrzeby? 
Co do wspomnianej mamusi, och cóż za drażniąca istota, nie dość, że ekscentryczna to tak niesamowicie wredna i złośliwa, że normalnie miałam ochotę przywalić jej patelnią po głowie. Dawno nie odczuwałam tego typu odczuć względem postaci, tym bardziej starszej pani, ale matka Kaliny - Konstancja to typowa wredna i wyrachowana baba. 
Z całego serca kibicowałam Kalinie w jej próbie wyzwolenia, ale kiedy mamuśka zaczęła kombinować dosłownie szczęka opadła mi z wrażenia. I tak się zatrzymałam, zastanowiłam. Czy rzeczywiście są takie matki? Nie potrafiące w odpowiednim momencie odciąć pępowiny?

Nie polubiłam Konstancji, podła  egoistka, zapatrzona we własne fanaberie. Robiła wszystko pod samą siebie nie zważając, że niszczy własną Córkę. Legalnie ubezwłasnowolniła Kalinę sztuczkami, które perfidnie stosowała. 
Żałowałam Kaliny, równocześnie ciesząc się, że w końcu ocknęła się i zareagowała na te nietypowe ogłoszenie matrymonialne. Bo i sam nadawca okazał się oryginalnym i ciekawym człowiekiem. Tylko czy samo pójście na spotkanie wystarczy? Jakie decyzje trzeba będzie podjąć do kolejnych kroków ku wielkiej zmianie, skreśleniu punktu z listy marzeń.. 

Cóż to była za przygoda, śmiałam się i denerwowałam - wiadomo na kogo. Och Konstancja! Długo pozostanie w mojej pamięci. Ciągle zastanawia mnie, czy jej uczucie względem córki to jeszcze była miłość czy już obsesja? Kalina walcząca o samą siebie, o to by zdążyć złapać marzenia póki jeszcze czuje, że jest kobietą. Zegar tyka, czas leci. Matka szpieguje. Trudno jest nie zdradzić planów, nie mając pewności, że jest to w ogóle możliwe, nie mając po swojej stronie nawet córki - bo Kira nauczyła się, że matka robi wszystko pod dyktando babki, dzięki temu ona sama, ma święty spokój. Jak więc zareaguje na bunt? Na coś, co nigdy nie miało miejsca w ich rodzinnym domu? 

Emocje, od początku do końca, ba! Zwłaszcza na końcu będą emocje. Czytałam i nie mogłam zrozumieć kiedy był już koniec. Tak szybko, że to już. A ja chciałam dalej, zżyłam się ze wszystkimi. No nie, poza jędzowatą Konstancją. Babsztyla nie można było polubić w żaden możliwy sposób. Czekam ze zniecierpliwieniem na kontynuację, ogólnie już bym chciała, ale cóż. No musicie wiedzieć, że Hormonia jest genialna. Trzeba ją przeczytać. Matka, córka babka, siostra i tak dalej. Każda kobieta. Musi i koniec. Mężczyźni również. Niechaj zrozumieją kobiety. Chociaż im łatwiej żyć w tym nierozumieniu, powtarzając - jestem facetem, wy jesteście z innej planety...


września 03, 2016

września 03, 2016

Czarne światło

Czarne światło



Niesamowicie spodobał mi się opis dotyczący fabuły oraz klimatu książki. Mroczny thriller osadzony w małym miasteczku, które jak wielu uważa kryje wiele tajemnic, a tylko z pozoru wydaje się zwyczajne i nawet w pewnym sensie nudne. Grupa archeologów zajmuje się szkieletami z dziesiątego wieku, które zostały pogrzebanymi jak wampiry. Miało być bardzo naukowo, a okazuje się, że ktoś kradnie odkopane szkielety, w jakim celu? Ciekawostka i powiem szczerze cała otoczka jawiła się czymś co powinno pochłonąć i trzymać w napięciu.


Niewielkie miasteczko pod Warszawą, okoliczny cmentarz na którym znajdują się szkielety, które w odległych czasach były przykładem pochówku ludzi, a raczej istot posądzonych o złe moce, czy też bycie wampirem. Dla władz mieszkańców znaleziska i cała akcja archeologiczna to nie lada gratka w celu reklamy i wabika dla potencjalnych przyjezdnych czy inwestorów.  Niewielka grupa naukowców, a dokładniej mówiąc ekipa składająca się z dwóch profesorów, trzech studentów i pomagiera w postaci lokalnego menela - Henia.  Jednym z ważnych osobistości jest znany niemalże każdemu światowej sławy antropolog Mario Ybl. I to głównie jego przybycie podbija rangę wykopalisk i tego co też się w nich znajduje. Sam zaś główny zainteresowany niewiele sobie robi z całego szumu, ponieważ wszystko i wszystkich ma totalnie gdzieś. Tak. Mario jest człowiekiem specyficznym, każdy się nim zachwyca, wiedzy można mu tylko pozazdrościć oraz pewności siebie. 

Wszystko ładnie pięknie, tylko co dzieje się ze szkieletami, które być powinny a nie ma, to znaczy jest tylko jeden. Ukryty w bagażniku samochodu. Kolega wielkiej sławy, Adam w strachu przed kolejną kradzieżą wozi dosłownie ze sobą ocalałe szczątki. W miasteczku niby nic ciekawego się nie dzieje. Poza nawiedzonym księdzem odprawiającym egzorcyzmy twierdząc, iż  jest świadkiem ucieczki "złego" z grobu. Zaginięciem szczątek i jeszcze czegoś...

 Przyznać się muszę, że byłam niezmiernie ciekawa powyższej książki, jak wspomniałam opis miał w sobie coś, co powodowało, że moja ciekawość wręcz nie mogła się pohamować przed rozpoczęciem czytania, gdy już tylko otrzymałam swój egzemplarz książki. 
Fabuła rozpoczyna w jakimś momencie i wolno, bardzo wolno toczy się do przodu. I niby ciekawie jest, ale po pewnym czasie zaczęłam odczuwać znużenie.  Bo terminologia, którą co chwila posługiwał się słynny Mario była chwilami dla mnie niezrozumiała, brak odnośnika do wyjaśnienia wcale nie ułatwiał sprawy. Tutaj muszę napisać, że czułam się jak studentka, która opuściła zbyt wiele wykładów i teraz ponoszę karę podczas czytania. Widać, że pani Marta Guzowska wiedzę ma przeogromną, co niemalże na każdej stronie ukazywała, szkoda tylko, że ja laik w dziedzinie archeologi, antropologi i pochodnych nie miałam okazji zapoznać się z głębszym wytłumaczeniem łacińskiego nazewnictwa w omawianych przykładach, ponieważ jak większość czytelników, jestem chłonna wiedzy i skoro zdecydowałam się na czytanie książki, która nawiązuje do takiej a nie innej tematyki, to z chęcią "po drodze" dowiedziałabym się czegoś interesującego. Niestety, autorka nie wyjaśnia. Mario rzuca naukowymi stwierdzeniami jakby uważał, że każdy szaraczek "liznął" w minimalnym stopniu archeologię w szkole średniej. Oczywiście mogłam posiłkować się internetem, ale wtedy całe czytanie nie miałoby przyjemności. Udawałam, że rozumiem i brnęłam dalej w fabułę. Widać aby czytać niektóre książki należy ukończyć odpowiednie uczelnie. Szkoda. 

Co do samych bohaterów. Nie wiem czy ktoś wydał mi się pozytywny, polubiłam nawiedzonego księdza ponieważ dzięki niemu coś się działo i chwilami było groteskowo zabawnie. Mario i Pola. On doprowadzał mnie do szału i to w tej najbardziej negatywnej formie. Miał wszystkich gdzieś, liczył się tylko on, jego lęk. Nie wiem, jak można zachwycać się nad jego postacią. Typowy zarozumiały buc, który zawsze ma rację, nie rozmawia tylko drwi oraz zaszczyca łaskawie swoim jestestwem. Cóż...najwidoczniej się nie znam. Pola, dziwna kobieta. Niby twarda, niby mająca własne zdanie a jakaś mimozowata.  

Całość jawi się dosyć dziwnie. W pewnym sensie nie czuję zachwytu nad książką, ale z drugiej strony ciekawiła mnie, może dlatego, że w odległej przeszłości marzyłam o studiach archeologicznych, ale szanowna mamusia sprowadziła mnie na ziemię jednym pytanie "gdzie sobie po tym znajdziesz pracę?", jak każdy wie, życie to nie książka i cudownym sposobem po wyrwaniu dyplomu z tegoż kierunku raczej nie zostałabym zawieziona w najlepiej prosperujące wykopy, dzięki którym żyłabym sobie jak pączuś w masełku. Wracając do książki, ciekawiła mnie sprawa z zaginionymi szkieletami, komu i do czego były potrzebne, obiecana tajemnica miasteczka również wabiła, więc czekałam aż coś zacznie z biegiem czasu wypływać. No i wypłynęło, tylko dosyć długo  musiałam poczekać, a do tego czasu znosiłam humorki Ybl-a, jego irracjonalne zachowanie, chwilami tak drażniące, że miałam ochotę zamknąć go nie na godzinę, a cały miesiąc w ciemnym pomieszczeniu - bo super antropolog cierpi na przykrą chorobę, panicznie boi się ciemności. Smutek wielki.  Niespecjalnie go jednak żałowałam. 

Podsumowując, fabuła ma w sobie coś, niestety wyszło na jaw, że jestem niedouczona, ponieważ najnormalniej w świecie nie wszystko o czym bohaterowie rozmawiali rozumiałam. Życie. Nie nazwę tego thrillerem, do Kinga to raczej bardzo, bardzo daleka droga. Kto w ogóle robi tego typu porównania? Jeszcze do Kinga.. No chyba, że chodziło TYLKO o małe miasteczko. W takim przypadku zgodzę się.  Dla mnie jest to ot taki kryminał, nie wstrząsnął mną, nie poczułam strachu, nawet przez chwilę, ale nie było źle. Podejrzewam, że fani autorki oraz rzekomo uwielbianego bohatera, będą zachwyceni. W moim odczuciu książka jest dobra.


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Burda Książki.

Data premiery - 14 września 2016

września 02, 2016

września 02, 2016

Silver. Pierwsza księga snów

Silver. Pierwsza księga snów


Każdy kto przeczytał trylogię czasu Kerstin Gier, wyczuł w jak ciekawym i wciągającym klimacie porusza się autorka. I chociaż tematyka i grupa docelowa kierowana jest zdawać by się mogło tylko do nastolatek, przyznać trzeba, że i nieco starsi z chęcią odejmą sobie lat i wciągną ten wykreowany niesamowity świat.  Tak było w przypadku poprzedniej serii, a jak sprawa się ma do Księgi snów? Czy i tym razem autorka stworzyło coś, co porwało i skupiło uwagę na dłużej? 

Poznajemy Liv, nastolatkę która niedawno przeprowadziła się wraz z siostrą, mamą i nianią do Londynu. Dla rodziny przeprowadzka nie jest niczym nowym, w pewnym sensie zaczęły być nieodłącznym elementem ich życia. Chociaż jak twierdzi matka - tym razem zostaną dłużej, a może i na zawsze. Dziewczynki oczywiście mają własne teorie, ale ich wyluzowana i bardzo tolerancyjna rodzicielka odznacza się od innych. Nie robi problemów tam gdzie inni, pozwala chodzić na imprezy i popełnić pierwsze głupstwa. Bo jak twierdzi, właśnie wtedy kształtuje się osobowość no i później miło się wspomina przeróżne młodzieńcze wyskoki. 
Jednak gdy pada to, co usłyszeć się spodziewały i to w sytuacji której nie do końca się spodziewały, wszystkie czują, że coś nieuchronnie się odmieni. Bo nowy dom nie dość, że z nowym potencjalnym tatusiem i jego dziećmi. Przystojnym synem i nieco zarozumiałej córką... 

Z nowym bratem Liv zapozna się bliżej w nieco dziwnej aranżacji, a dokładniej mówiąc podczas snu... I nic by nie było w samym śnie dziwnego, gdyby nie fakt jego realności i jeszcze czegoś. Na drugi dzień każdy uczestnik nocnych "przygód" doskonale będzie pamiętał o wydarzeniach minionej nocy... W jaki sposób dziewczyna znalazła się w śnie przyszłego "brata" i jego kolegów, co oznacza cała skomplikowana sytuacja? 
Nie dość, że nowa szkoła, znajomi, którzy nie za bardzo wydają się interesujący, dziwne sny i ... tajemnicza dziewczyna wiedząca wszystko o każdym uczniu, zamieszczająca na swoim blogu najskrzętniej skrywane tajemnice nastolatków. Kim jest, od kogo otrzymuje aż tak dokładne informacje. Same pytania, odpowiedzi trudno szukać, ale... Liv ma siostrę z zapędami detektywistycznymi, która bardzo szybko zaczyna własne dochodzenie. Jakie będą jego wyniki? Na czym polega tajemnica wspólnych snów i co się za nimi kryje? 

Przede wszystkim już na początku muszę wspomnieć o wydaniu książki, polubiłam wydawnictwo za to jak stara się by oprawa jak i wnętrze przyciągało, i było na wysokim poziomie estetycznym. Jednak w przypadku Silver zostałam wręcz oczarowana, solidna twarda okładka ze zdobieniami, tłoczeniami, ale nie tylko ona jest cudna.  Po otwarciu jest jeszcze piękniej, cudownie ozdobione strony. Coś niesamowitego. Czytałam i równocześnie podziwiałam każde zdobienie.  Brawo, brawo dla wydawnictwa! Mówią aby nie oceniać książki po okładce, ale no w tym konkretnym przypadku nie można nie zachwycać się. Co zaś się tyczy samej treści i świata jaki wykreowała autorka, postaram się o wszystkim dokładnie napisać. 

Początek historii jest ot taki lekki, nie dzieje się nic takiego by porwało czytelnika od pierwszej strony. Mimo tego czyta się dosyć lekko i przyjemnie. Akcja toczy miarowo, powoli jesteśmy zapoznawani z postaciami oraz ich rolami w całości. W końcu po pewnym czasie zaczynają się dziać różne wydarzenia za sprawą których nagle odczuwamy większe zainteresowanie. I jak z pierwszymi stronami odczuwałam lekki dyskomfort w wdrożeniu się, tak później wręcz żyłam snami Liv jak i rzeczywistością. Bo tak szczerze akcja dzieje się i w śnie, i w normalnym świecie. Jedno i drugie jest wciągające i nie nudzi. Fakt, że lektura typowo nastolatkowa przestaje przeszkadzać. Kerstin Gier  w bardzo sprytny sposób potrafi wmanewrować czytelnika by nie wiedząc kiedy siedział i czytał nie mogąc się oderwać. I chociaż fabuła nie należy do wgniatających w fotel, ja osobiście spędziłam bardzo przyjemnie czas czytając.  
Sprawy i problemy Liv w szkole, czy też w sennym świecie bardzo mnie pochłaniały. Polubiłam tę nastolatkę, jej szaloną i niesamowicie oderwaną od rzeczywistości matkę. Bardzo przypadł mi do gustu pomysł z kreowaniem wspólnych snów, szczerze mówiąc chciałabym aby coś takiego było możliwe.  Jestem ciekawa co wydarzy się w kolejnej części, w jaki sposób autorka poprowadzi fabułę. Wierzę, że i przy następnym spotkaniu będę zadowolona. Polecam każdemu fanowi autorki. 


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Media rodzina.



Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger