marca 13, 2021

marca 13, 2021

Żniwiarz u bram

Żniwiarz u bram

 


Pamiętam, kiedy seria Ember in the Ashes podbiła większość czytelników. Jak byłam ciekawa, czy wszelkie zachwyty były przesadzone. Bo w końcu, często bywało tak, że publika piała z radości, a ja byłam rozczarowana. W przypadku "Imperium ognia" musiałam przyznać, że Saba Tahir napisała świetną książkę. Wyczekiwałam więc kontynuacji. Później pojawiła się "Pochodnia w mroku", która niby trzymała poziomom, a jednak nie czułam tego, co za pierwszym razem. Teraz, nadeszła pora na opinię o trzeciej - którą mylnie oceniłam, jako ostatnią.
Jakie było kolejne spotkanie z bohaterami, czy dowiedziałam się czegoś nowego? Czy zbliżamy się do zakończenia wojen i przede wszystkim - uzyskamy odpowiedzi na większość pytań?


Helena po klęsce, jaka spotkała jej ród, musi dbać o bezpieczeństwo siostry, walczyć z wrogiem, który czai się na każdym kroku i przede wszystkim wyprzedzać o krok, przebiegłą komendantkę. A ta, jest mocnym przeciwnikiem, nieznającym żadnych skrupułów. Helena - Kruk Krwi, czuje przy sobie ciągła obecność Zwiastuna Nocy, ma świadomość, że każda jego forma pomocy, będzie obkupiona wysoką ceną. Niestety, do tej pory, nie mogła liczyć na sojuszników. Ciągle, dzieją się wydarzenia, które niosą ze sobą coraz gorsze konsekwencje.

Laila musi rozwiązać tajemnicę swojego największego wroga. Ma świadomość, że czas się kończy. Nie wie, co się stanie, kiedy nie zdąży znaleźć odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Dodatkowo otrzymała trudne zadanie - musi odszukać pszczelarza. Tylko on wie, jaki wskazać kierunek, do walki ze Zwiastunem Nocy. Dodatkowo dziewczyna, musi zajmować się swoim bratem, który po pobycie w więzieniu w Kauf, nie potrafi wrócić do równowagi. Kolejna sprawa - rozstanie z Eliasem. Ukochany musiał zapłacić wysoką cenę za swoje decyzje, teraz musi przeprowadzać dusze w poczekalni. Uczucie tych dwojga zostało zepchnięte na daleki plan. I chociaż oboje starają się wypełniać swoje obowiązki, każde przeżywa tęsknotę i ból rozdzielenia.

Elias ma problem z panowaniem nad duszami. Jest ich coraz więcej w poczekalni, a on sam, miota się między magią, która chce go pochłonąć i odebrać resztki z człowieka, jakim jest. Mężczyzna ma świadomość, że kiedy Mauth przejmie nad nim kontrolę, wszyscy dla niego ważni ludzie, przestaną istnieć. On będzie prawdziwym strażnikiem poczekalni. Dusz jest coraz więcej, Dżiny nie dają ani chwili wytchnienia, dlatego odczuwa zmęczenie i poczucie porażki. W dodatku tęskni za swoimi bliskimi. Nie może im pomóc. Widzi, że dzieją się rzeczy dziwne i podejrzane, ale kiedy uzyska odpowiedź, wszystko ulegnie zmianie. Wszystko.

Kolejna podróż do Imperium, zmierzenie się z wszechobecnym okrucieństwem i bestialstwem. Z każdej strony można odczuć nadchodzące zagrożenie i mrok. Czy w końcu dowiemy się, co planuje Zwiastun Nocy?



Wspomniałam we wstępie, jak bardzo zachwyciłam się pierwszą częścią serii. I jak później, wyczekiwałam kolejnego tomu. Później moje emocje nieco opadły. Aż wreszcie podczas czytania "Żniwiarza u bram", miałam wiele razy uczucie przesytu. Jakby autorka, cały czas męczyła ten sam wątek, tylko czasem, dorzucała jeden drobny element, by czytelnik nie uciekł.
W końcu czytałam żeby po prostu skończyć i wiedzieć, czy oni się tam wszyscy pozabijali. Dopiero po pewnym czasie, dotarło do mnie, że "Żniwiarz u bram", nie jest finalnym tomem. Ta seria jeszcze nie ma zakończenia, a wszystkie wojny, okrucieństwa będą się ciągnęły w nieskończoność.

Rozdziały bez zmian - są krótkie, poza okrutnymi morderstwami, torturami i groźbami, które znamy już od pierwszej części - teraz nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Czasami dowiadujemy się jakiejś nowości, by zechcieć czytać dalej. I tak Laila, Helena i Elias, cały czas próbują coś zrobić, ale za każdą próbą czego by się nie dotknęli, napotykają trudności, opory, zdrady i tragedie.

Na początku, kiedy zaczynałam swoją przygodę z serią. Wszystkie te podłe intrygi, zagrywki imperatora oceniałam za przerażające. Teraz, miałam wrażenie powtarzalności, która o zgrozo - nie robiła już na mnie żadnego wrażenia. Chyba o wiele większy szok, wywarłoby na mnie, pojawienie się cudownej wróżki, która za sprawą jednego dotknięcia zaprowadziła pokój na tej pokrwawionej ziemi. Nie wiem, mam wrażenie, że Saba Tahir, w pewnym momencie zaczęła za dużo kombinować. Nie rozumiem, dlaczego ta historia nie mogła zakończyć się na trzech częściach. Jestem już umęczona, nie odczuwam nawet cienia zainteresowania - kto zwycięży. Dla mnie mogą się wszyscy wymordować. W tej książce śmierć i zabijanie zrobiło się nudne. Naprawdę, większe emocje wzbudziłby we mnie chociaż jeden rozdział, w którym bohaterowie wypełnili swoje zadanie od początku do końca.

Podsumowując, seria Ember in the Ashes, zapowiadała się świetnie i była do pewnego momentu. Niestety, moja ciekawość zakończenia gdzieś uciekła. Straciłam cierpliwość. Nie odczułam żalu, kiedy się dowiedziałam, że wydawnictwo nie wydrukuje ostatniej części. Wręcz przeciwnie. Na tym etapie, nie mogę napisać - nie czytajcie. Tutaj już każdy ma wyrobioną swoją opinię.



Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKa

marca 06, 2021

marca 06, 2021

Odwet

Odwet

 


Do przeczytania Odwetu, zbierałam się naprawdę bardzo długo. I nie chodziło o niechęć, bo thriller i to nie był, ten czas. Tylko, najnormalniej w świecie, sama nie miałam kiedy. W końcu, gdy znalazłam nieco więcej wolnej chwili, od razu sięgnęłam po książkę. Nie będę ukrywała, fabuła zaskakiwała mnie wiele razy, ale były momenty, gdy byłam w kompletnym szoku. Zacznijmy jednak, od początku. 


Libby znajduje się w trudnym momencie swojego życia. W wyniku pożaru szkoły, w której pracuje straciła ciąże. W prawdzie uznano ją za bohaterkę, bo uratowała swoich podopiecznych, jednak straciła to najważniejsze - swoje .Teraz, jest w stanie, który według opinii bliskich - męża i teściowej, powinna przepracować z terapeutą. Kobieta się jednak buntuje, dlatego kiedy, znajduje propozycje wymiany mieszkania z pewną rodziną, na okres dwóch tygodni, uznaje, że jest to szansa o której nawet nie śmiała pomarzyć. Nic, nie wzbudza jej wątpliwości. Wraz z mężem szykuje się do wyjazdu i docierają na miejsce późnym popołudniem.     

Posiadłość budzi zachwyt już na samym wjeździe. Jest to, piękna willa z okazałym grodem, a w pobliżu roztacza się widok na morze. Małżonkowie nie mogą uwierzyć, że ktoś posiadający taki dom, chciał zamienić się na mieszkanie właśnie z nimi. Mimo wszystko, już po chwili, dają się ponieść radości i zwiedzają przepiękne wnętrze domu.

Niestety sielanka i odpoczynek nie trwają zbyt długo. Ponieważ  w willi zaczynają się dziać dziwne i trochę niepokojące rzeczy, które pozornie mogą wydawać się błahe, a jednak u Libby wzbudzają strach. Mąż kobiety na początku uważa, że jego ukochana, jest jeszcze pod wpływem traumy, która doprowadza kobietę, do histerii. Niebawem, mężczyzna musi przyznać, że początkowe wypadki, nie były zbiegiem okoliczności, a w domu dzieje się coś niepokojącego. Oboje wyczekują dnia odjazdu z miejsca, które zamiast idyllą okazało się czymś odwrotnym. Wydaje się, że powrót do bezpiecznego domu, zakończy pasmo dziwnych zdarzeń i wrócą do równowagi, może i w ciasnym, ale jednak własnym mieszkaniu. Nie wiedzą, jak się mylą i czym, tak naprawdę okaże się powrót do domu. 

Jamie, nie jest świadomy, jakie tajemnice skrywa jego żona. Wie jedynie, że przeżyła tragedie podczas swojej wyprawy do Tajlandii. Jednak nigdy się nie dowiedział, czego była świadkiem w czasie swojego pobytu. Właściwie,  Libby nie wiele mówiła na temat przeszłości, nie lubiła roztrząsać wydarzeń, które już przeminęły.  Jak się okazuje, miała ku temu porządny powód. 



Gdy w opisie przeczytałam o tajemnicach, wiadomo byłam przygotowana na pewny zwrot akcji. Wydarzenia, które zmienią  zwrot akcji.  Nie miałam pojęcia, że autorka, pójdzie tak niespodziewanym torem. I byłam szalenie zdziwiona, gdy nagle wyszła na jaw tajemnica Libby.  Chyba  był to, jeden z mocniejszych elementów zaskoczenia, o jakim do tej pory czytałam. Wyczekiwałam naprawdę wszystkiego, a tutaj proszę. Autorce udało się zaskoczyć i to w jaki sposób. 

Dodatkowo, cały czas, jest poczucie, że coś się wydarzy jeszcze. Fabuła nie kręci się tylko wokół postaci Libby, oczywiście jest wspomniana tajemnica jej męża, chociaż w świetle tego, co okazuje się w związku z kobietą, wszystko co jest związane z mężczyzną - blednie. 

Poznajemy wielu bohaterów. Przede wszystkim rodzinę Jamiego, jego matkę oraz rodzeństwo. W pakiecie jest również  była dziewczyna. Tak, dokładnie. Rodzina męża Libby, bardzo często zaprasza na rodzinne spotkania, jego byłą ukochaną, która absolutnie nie odczuwa dyskomfortu z sytuacji. Siedzi sobie wśród rodziny, która nie jest jej, jej były facet przyjeżdża z żoną, a ona po prostu czuje się ważniejsza od niej. Mnie się szalenie podobało, jak oni tak sobie siedzieli, olewali Libby, za to, ta druga czuła się bardziej u siebie, niż właściwa synowa czy szwagierka . Ogólnie rodzina Jamiego, była taka wredna i niezbyt przyjemna.

Książka wciąga już od samego początku, napięcie jest budowane stopniowo i chociaż w moim odczuciu, nie było strasznie, lecz bardziej zagadkowo, nie można napisać, że książka jest przez to gorsza. Wręcz przeciwnie. Akacja nie jest mroczna, ale budzi pewno napięcie oczekiwania  - zaraz się coś wydarzy. I tak się dzieje. Mnie chyba, najbardziej zaskoczyła akcja z Libby i jeszcze jedną kobietą. Kto czytał, na pewno już wie, o jakim wątku piszę. W życiu się nie spodziewałam, takiego obrotu sprawy. I wreszcie zakończenie. Jestem niesamowicie ciekawa, czy będzie jakiś ciąg dalszy, czy tylko musimy zostać z tym, co autorka nam zaserwowała. Bo ja, czuje pewien niedosyt, chciałabym takiego twardego zakończenia. 



Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu W.A.B.


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger