marca 18, 2023

marca 18, 2023

Kolejna odsłona o wszystkim i o niczym ;)

Kolejna odsłona o wszystkim i o niczym ;)


 Polubiłam posty o wszystkim i o niczym. Bo można napisać o wielu tematach bez żadnego ograniczenia tytułu ;). Dziś będzie zbiorczo - wyprawa z ostatniej niedzieli, kiedy to jeszcze zima nam przypomniała o sobie, mam nadzieję ostatni raz, ale wiadomo. Wszystko jest możliwe. Wprawdzie zapowiadają na nowy tydzień temperatury nawet do 18-tu kresek, jednak i kwiecień potrafi być kapryśny, dlatego radość z dystansem.

A tydzień temu wybraliśmy nie całkiem daleko do domu, na pewny punkt widokowy, z którego widać większość ważnych szczytów w okolicy. Pogoda była piękna, słoneczko i śnieg, ale w powietrzu już można było poczuć siłę nadchodzącej wiosny, gdy tylko słońce wspięło się wyżej, grzało naprawdę mocno. 

Mam nadzieję, że przy przybliżeniu będzie widoczny napis wyjaśniający co widać i gdzie się znajduje. Właściwie my po przeczytaniu dalej nie wiedzieliśmy dlaczego miejsce nazwano krzyżowa i dlaczego musi stać krzyż, w końcu teren w środku pola, ale kiedyś to mam wrażenie stawiali krzyże wszędzie gdzie popadło.

Jednak zanim dotarliśmy na miejsce niżej kościoła, znajduje się świetną wieża, nie wiem co się kiedyś tam znajdowało, przyznaje miałam sprawdzić i zapomniałam, w każdym razie z pewnością z jej szczytu byłby zacny widok. Niestety nie sprawdziliśmy ponieważ jest zakaz wstępu. Cóż, obeszliśmy dookoła, pozaglądaliśmy i na obejściu smakiem się skończyło.







Nie powiem, kusiło mnie okienko, ale jednak jest zbyt obszerna żeby przecisnąć pomiędzy drutami,gdyby ich nie było, moja szatańska dusza z pewnością by mnie popchnęła do zwiedzenia tej piwniczki ;)



Tymczasem zmieniamy scenerię, bo chyba w czwartek, tak sądzę. Miałam zaplanowane żeby przy okazji wyprawy na zakupy zrobić mini sesję, aby pokazać mój promocyjny nabytek. Otóż jak wielokrotnie powtarzam, łowca promocji wszelakich jestem, a przez przypadek trafiłam na pogłębioną wyprzedaż w Sinsay - nie jestem jakaś wielka fanka, ponieważ jakościowo to te ubrania pozostawiają wiele do życzenia, jednak prezentują niektóre naprawdę uroczo. Dlatego gdy wypatrzyłam pewien płaszczyk za całe 54 Zeta, przecenione chyba ze 119 zł, a może i więcej on kosztował. Nie wiem, ale postanowiłam kupić, bo mój kolor, więc cóż to jest te 50 z hakiem.  A jak tu pokazać jak nie mojej totalnie mało profesjonalnej sesji? Przygotowałam statyw, wszystko cacy. Zapakowałam się do auta. Pojechałam, znalazłam miejsce i... zobaczyłam, że zostawiłam statyw w domu ;). Brawo ja! Co poradzić, potrzeba matką wynalazków, za statyw robił mi słup energetyczny ;)))). I jeszcze ściana ogrodzenia. Cóż. wyszło jak wyszło, ale można się pośmiać. Właściwie to ta sesja to taka typowo moja. Nie ogarnięta :)). 


Jak widać profesjonalizm pierwsza klasa, a dzięki ustawieniu na tej ściółce, wszystkie otwory w telefonie miałam zapchane, później przez godzinę wydziobywałam ziemię i różne cuda, żeby móc podłączać ładowarkę i słuchawki. 

Tak, to jest to zdjęcie gdzie za statyw posłużył słup, bardzo przydatne te wycięcia w betonie, mogłam sobie spokojnie oprzeć ustawić, ogólnie polecam. Niezawodne. Oczywiście modelka ze mnie drewniana, nie mam pojęcia jak dziewczyny to robią, że tak fajnie się ustawiają, ja mam problem z rękami, co z nimi robić. Te ustawienia a'la poprawiania włosów w moim wykonaniu wyglądają jakbym próbowała się obronić przed spadającymi światem. Inne pozy to już kosmos, powykręcane kończyny jakbym cierpiała na chorobę stawów. Ale, tutaj widać płaszczyk, ma fajne złote guziczki, kolor przyznajcie cudo. Tylko właśnie, jakość. Ubrałam go dwa razy, nosiłam łącznie z 3h, a już rękawy mają kuleczki.... Więc cena adekwatna do jakości. 


O, a to jest moje ulubione, kiedy sobie idę żeby się ustawić, ale zapomniałam, że 10 sekund to jednak szybko. Za to jest naturalne, w miarę, bo jak idę to też się mocno skupiam żeby nie wywinąć orła.


Mam nadzieję, że w nowym tygodniu uda się zrobić fotki płaszcza, który jest przepiękny, ale i mega oryginały jeśli chodzi o print i tu już trzeba takie zestawienia. Jakość to zupełnie inna bajka w porównaniu do prezentowanego dzisiaj. Jednak i cena swoje robi, a i tak, wyszarpany na promocji - wiadomo.  Zatem. Z ubraniowej sesji tyle, miało być fajnie, a wyszło jak zwykle ;). 

Na zakończenie pochwalę się moim pierwszym wypiekiem z ciasta drożdżowego, bo będę szczera, ja nigdy nie piekła, dopiero w tym roku zaczęłam i tak naprawdę raczkuje w tej dziedzinie. Ciasto drożdżowe jest debiutem, ale już mi się podoba. Myślę, że będzie ulubionym. Były też eklerki, ale zanim zdążyłam zrobić fajne zdjęcie, zostały zjedzone...



                            tak tylko dodam, że są to bułki z serem :) i lukier, lukier musi być. 


Asa znalazłam zdjęcie, które wysłałam mamusi! ;) ogólnie to nie widziałam, że ciasto parzone tak trudno się rozprowadza żeby miało oczekiwany kształt, dlatego są jakie są, ale były pyszne, krem zrobiłam sama, tak więc - duma ;). 

marca 14, 2023

marca 14, 2023

Po tamtej stronie piekła

Po tamtej stronie piekła

 

Śpieszę kochani z opinią do drugiej części serii, która myślę będzie pretendowała do ulubieńców roku - a to dopiero początek. Dlatego uwierzcie, jest mocny zawodnik na rynku czytelniczym. Jako, że jest to recenzja przedpremierowa, będziecie mieli czas na zastanowienie, chociaż nieskromnie uważam, że nie ma nad czym się zastanawiać. Jednak po kolei, do chwalenia za co i dlaczego, przyjdzie odpowiedni czas. 


Relacje sióstr Wiktorii i Magdy nie zmieniają się, niby obie nie pałają widoczną niechęcią, a jednak gdzieś między słowami można wyczytać zgrzyty, te ukryte żale sprzed lat. Czy powodem jest różnica charakteru, czy problem tkwi w zupełnie innym miejscu? 

Wiktoria decyduje się na pewną wyprawę z dnia na dzień. Nie ma właściwie w tym nic nadzwyczajnego, poza tym, że nie zdaje sobie sprawę jakie konsekwencje poniesie. I jak zderzenie z rzeczywistością, która nie zawsze jest sprawiedliwa - zaboli. 

Tymczasem Magda będzie miała swoje wzloty i upadki. Z jednej strony poczuje, że powinna zmienić życie, ale z konsekwencją i wytrwałością będzie nieco gorzej. Niespodziewanie sporym wsparciem w kryzysowych sytuacjach będzie dziadek.  Wydarzenie, które okaże punktem zwrotnym w życiu Wiktorii będzie miało ogromny wpływ na Magdę i kto wie? Może dla ich siostrzanej relacji jest jeszcze nadzieja? 

A w dalekiej i właściwie nie dalekiej przeszłości jest środek wojny. Bracia Teodor i Bruno walczą z przeciwnikiem. Bruno siłą wciągnięty do armii wroga, z kolei drugi bliźniak broni wyspy królowej. Chociaż z tą obroną w przypadku tego niespokojnego mężczyzny bywało różnie. Raz  w większej, raz mniejszej chwale. Jedno jest pewne   - latali i pragnęli by to piekło skończyło się jak najszybciej, a oni wreszcie mogli wrócić do swoich bliskich. 


Niespokojne czasy i zawirowania życiowe braci, które z pewnością będą miały swoje przełożenie na przyszłość. A ta ukaże, że niektóre sytuacje lubią się powtarzać, chociaż nie w tym pozytywnym znaczeniu. Czy jednak można uniknąć kolejnych błędów i czy opamiętanie nie przyjdzie za późno? 



Druga część ukazuje nam o wiele poważniejsze sytuację, bo w pierwszej części autor wprowadza w rodzinne zawiłości i tajemnice, dając do zrozumienia, że odkrywanie ich nie będzie zbyt proste i z pewnością wywoła w czytelniku mnóstwo emocji. Tylko w rzeczywistości ponowne spotkanie z bohaterami jest mocnym uderzeniem.  Bardzo mocnym, a ten ból będzie b długo. 

Zacznijmy od Wiktorii i Magdy, nie ma co ukrywać, relacje dziewczyn pozostawiają wiele do życzenia. Różne charaktery i jakieś przedawnione żale. To wszystko co zbiera się latami i uwiera coraz mocniej z dnia na dzień. Niby człowiek wie, że powinien wyłożyć swoje żale i powiedzieć co boli, ale z drugiej strony, łatwiej jest pielęgnować urazy. Aż pewnego dnia, Magda ma jedyną okazję by odbudować nadszarpniętą więź z siostrą, ale sprawa nie będzie prosta. Kobieta będzie musiała zmierzyć z ogromnym wyzwaniem, od którego w pewnym sensie, zależne będzie dalsze życie Wiktorii. O ile już nie będzie za późno..

Gdy przenosimy się w sam środek wojny, możemy być pewni, że nie będzie taryf ulgowych, a bezwzględna rzeczywistość pojawi się w swojej najgorszej odsłonie. Śledzimy losy Bruna i Teodora, każdy zmaga się z wrogiem, ale można powiedzieć, że to Teodor znalazł się w tym bardziej znośnym miejscu, gdzie jego życie nie jawiło się tak okropnie, jak brata bliźniaka. Bo Bruno musi zmierzyć się ze świadomością dla kogo walczy. Chociaż trafił w sam środek piekła, nie poddawał się i nawet w tych strasznych chwilach próbował namiastki normalności. Tylko jak bywa na niepewnym gruncie, nie można czuć stabilizacji gdy z każdej strony czyha śmierć. 

Obaj żyli jednym - by znaleźć rodziców. By odzyskać co utracenie - również ich niezbyt udane braterskie więzi. Jednak w obliczu okrucieństwa, które przeżywali, to wspomnienia z beztroskich czasów trzymały przy zdrowych zmysłach. Pozostaje pytanie, czy odnajdą się pośród wojenne pożogi i czy będą mieli szansę zacząć wszystko od nowa? 

Mam tyle myśli w głowie, tyle uczuć towarzyszyło podczas czytania. I odnoszę wrażenie, że co bym nie napisała, to moje słowa nie oddadzą tego, jak ta książka mocno zapadła w mojej głowie. Jak bardzo przeżywałam wydarzenia, które często budziły gniew, nierozumienie z pytaniami - dlaczego? Jeśli namawiałam do przeczytania pierwszej części, tak w tym przypadku powiem tylko jedno, po prostu trzeba przeczytać. Nie ma innej możliwości. 

Jestem pod ogromnym wrażeniem jak autor odzwierciedlił wojenną zawieruchę, jak obrazowo ukazał każde wydarzenia - chociaż czasem, miałam trudność w czytaniu opisów. Bo były okropne i świadomość, że miały miejsce, że to fikcja oparta o prawdziwe wydarzenia,  sprawiały ból. W każdym fragmencie przebija przygotowanie do tematu, za co ogromne brawo, bo nie wszystkim pisarzom tak zmyślne udaje się oddać grozę, surowość i tragizm tamtych wydarzeń. 

Nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać, ta książka jest niesamowita. Zakończenie zabolało mnie bardzo mocno, cały czas żyję nadzieją, że może to jednak nieprawda, nie chce żeby tak było. Ogromnie zżyłam się z bohaterami, cały czas myślałam o każdym i nawet, gdy już odłożyłam książkę, była w moich myślach przez wiele dni. Pisałam w głowie opinie, ale nie potrafię ubrać słowami, co ta historia ze mną zrobiła. Po prostu czytajcie. 



Premiera książki 22.03.2023

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem W.A.B





marca 10, 2023

marca 10, 2023

Sroka

Sroka

 


Kolejna książka, którą przeczytałam za sprawą opinii na jednym z blogów - niestety jak zwykle zapomniałam i kogo widziałam. W każdym razie, recenzja była na tyle intrygująca, że od razu wyszukałam w zasobach biblioteki i zabrałam do czytania. 


Poznajemy młodą parę Marisę i Jake'a, którzy planują wspólnie zamieszkać. Szukają odpowiedniego domu, który będzie idealny. Gdy trafiają na ten właściwy, nie mają wątpliwości. Kobieta jest zachwycona, oddzielna pracownia w której może tworzyć rysunki do bajek, które ilustruje. Jake pracuje w firmie, o której Marisa wie niewiele, jednak jakoś nie miała potrzeby dowiadywać czym konkretnie. Ważne, że są razem, a ich relacje są wspaniałe. Do pewnego czasu. Gdy z powodu przejściowych problemów finansowych, ukochany sugeruje by wynająć jeden z pokoi. Pieniądze od lokatora mają podreperować ich wspólny budżet, co wyjdzie tylko na plus. 

W ten sposób w życiu tych dwojga pojawia się Kate. Zupełnie przeciwieństwo nieśmiałej i w pewnym sensie wycofanej Marisy. Lokatorka jest osobą pewną siebie, co najciekawsze - bardzo szybko aklimatyzuje w domu, świetnie orientując w położeniu wszystkich rzeczy. Do pewnego momentu ich wspólna codzienność jest przyjemna, chociaż przychodzi dzień, kiedy Marisę zaczynają niepokoić niektóre] zachowania tej dwójki. Odnosi wrażenie, że Kate i Jake się znają, ale nie chcą do tego przyznać. Coraz baczniej obserwuje kobietę, która nagle wdarła się do jej poukładanego życia. 

Jakie tajemnice są ukrywane i co doprowadzi do odsłonięcia prawdy, ale najważniejsze jakie przyniosą konsekwencje? 



Czytałam w opiniach, że książka zaskoczy, ale szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, że właśnie w taki sposób autorka poprowadzi fabułę. Co tutaj się wydarzyło! Do tej pory jestem pod wrażeniem, bo miałam wiele teorii, ale tego co zastałam w żadnym wypadku, ale od początku. 

O Marisie na początku dowiadujemy się niewiele - tworzy autorskie bajeczki, które samodzielnie ilustruje, każda jest zrobiona indywidualnie na zamówienie pod konkretne dziecko.  Zamieszkanie w nowym domu jest wielkim wydarzeniem w życiu, nareszcie ma oddzielna pracownie w której może poświęcić się zajęciu w spokoju . Dotychczas gnieździła się w maleńkim mieszkanku, w którym często gościła jej jedyna przyjaciółka. Teraz relacje kobiet nieco się rozluźniły, ponieważ jak uważała Marisa, koleżanka zazdrościła jej szczęścia, które objawiło się w osobie ukochanego.

Jake to mężczyzna ułożony i pełen troski wobec Marisy, która w pewnym momencie ich wspólnego mieszkania, zaczęła zachowywać troszkę dziwnie. Gdy pojawiła się Kate, dotychczas zdystansowany zaczyna okazywać pewne cechy, którymi nie obdarzał swojej wybranki. 

I wreszcie Kate, która weszła do życia zakochanej pary, w bardzo przebojowy sposób. Z pewnością siebie, która często onieśmielała samą Marisę. Bardzo dobrze wiedziała, co lubi Jake, oraz gdzie pracuje. W domu , w którym zamieszkała, czuła się jak u siebie. 

Cała trójka zachowuje się dosyć dziwnie. Widzimy jak Kate i Jake stają się dla siebie bliscy, a Marisa nie ma pojęcia o co chodzi. Czy jest jakaś tajemnica, której nie poznała z przeszłości swojego ukochanego? A może nowa lokatorka, nie jest całkiem obca, jak się jej z początku wydawało? 

Nie będę ukrywała, że to co napisałam wyżej, jest tylko kroplą w całości, tak naprawdę jedna wielka niewiadoma, ponieważ prawda, która jest odkrywana skrawek po skrawku wywiera naprawdę ogromne wrażenie. Co ciekawe mamy wgląd na dwie perspektywy. Marisy i Kate. Pojawia się jeszcze jedna postać, która sporo namiesza i wywoła mnóstwo emocji - niekoniecznie pozytywnych. 

Sroka jest książką, którą zaczyna się czytać i nie przerywa do póki nie dowie prawdy. Zarwałam dla niej połowę nocy, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie dowiedzieć kto jest kim i o co chodzi. Świetnie rozegrana akcja, genialny pomysł i ukazanie problemu, który na pierwszy rzut oka, może być niewidoczny.  Warto poznać ten tytuł, chociaż zdaje sobie sprawę, że nie każdy się odnajdzie. Niemniej, emocje towarzyszą od samego początku do końca. 

marca 08, 2023

marca 08, 2023

Po tamtej stronie chmur

Po tamtej stronie chmur

 


Twórczość Pana Bechtera została przeze mnie odkryta zupełnym przypadkiem i muszę przyznać, że był to bardzo trafny przypadek. Od pierwszej przeczytanej książki wiedziałam, że każda kolejna będzie godna uwagi i warta przeczytania. Nawet zaczęłam wyglądać zapowiedzi i kolejnych premier. Niewielu jest pisarzy, którzy w moim prywatnym rankingu, plasują bardzo wysoko, bym wyczekiwała nowego tytułu. Pan Tomasz Bechter trafił i mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie. Tymczasem, przychodzę z pierwszą częścią rodzinnej sagi - Po tamtej stronie chmur.  Jaką historię opowiada o czy warto poznać? 


Akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych - czyli co lubię najbardziej. Współczesność i czasy chwilę przed drugą wojną. 

Poznajemy Magdę, która opiekuje się swoim już nieco niedomagającym dziadkiem, staruszek ma początki demencji, chociaż trzeba przyznać, że kiedy trzeba, potrafić zaskoczyć bystrością umysłu. Kobieta natomiast, można pomyśleć cicha bohaterka, która troszczy się o najstarszego z rodziny. Jednak nie do końca tak jest, ponieważ Magda, została zmuszona do zamieszkania z dziadkiem, w wyniku pewnego zdarzenia, którego przyczyna jest bardziej złożona. Teraz jednak, utknęła w tym miejscu, jest samotna, rodzice wydzielają pieniądze na niezbędne wydatki, młodsza siostra podróżuje po świecie, a ona, przygląda się wszystkiemu i nie wie, czy jeszcze jest dla niej jakąś nadzieja na zmianę. 

Przenieśmy się w czasie, są lata dwudzieste minione wieku, w Wielkopolsce przychodzą na świat bliźnięta - Bruno i Teodor, dzieci  Barona Stainke, wychowują się w pięknym majątku. Można powiedzieć, że bracia poza tym, że są braćmi nie łączy nic. Ogień i woda, można tak nazwać. Bruno, spokojny, wręcz wyciszony, sprawiający wrażenie niedorozwiniętego umysłowo, lecz rodzina bardzo szybko się przekona, że to wrażenie jest bardzo błędne. Z kolei Teodor - żywe srebro, nadrabia za siebie i brata. Jeśli coś zostało zniszczone, można było mieć pewność, kto przyłożył rękę. Odmienność chłopców była widoczna również w ich relacjach. Bardzo żywiołowy Teodor, dokuczał cichemu i małomównemu Brunowi. Zbiegiem lat, ta przepaść się powiększała, aż pewnego dnia.. 


Zawirowania życiowe dwóch sióstr, które nie mają pojęcia jaką tajemnicę z przeszłości ukrywa dziadek. Uważny za niespełna rozumu, wymyślający historię, o których nikt nigdy nie słyszał.

 A między wszystkim - burzliwe losy braci lotników, wchodzących w młodość gdy wybucha wojna, jaka przyszłość ich czeka? 


Nie będę ukrywała, że to wątki przeszłości były moimi ulubionymi. Jednak nie można powiedzieć, by w teraźniejszości było źle. Wręcz przeciwnie. Nie ma co się oszukiwać, dziadek jest tutaj postacią bardzo charakterystyczną, mimo, że nie gra pierwszych skrzypiec, trzeba przyznać jego obecność została mocno zaznacza - i bardzo dobrze. 

Co można napisać o  siostrach Magdzie i Wiktorii? Mam coś pecha, bo trafiam ostatnio na bohaterki, które nie należą do grupy, lubianych przeze mnie. Ciekawe? Może wbrew wszystkiemu są podobne do mnie i dlatego czuje irytację? W każdym razie, ta pierwsza - nieradząca ze swoim życiem, zawieszona pomiędzy tym, co było wcześniej, a teraz. Nie wie, co zrobić by ruszyć do przodu. Czuje porażkę, a nawet wstyd przed znajomymi i rodziną, jednak nie stara się za bardzo, by to życie uległo zmianie. Druga z sióstr jest pełna życia, niczego się nie boi, czerpie pełnymi garściami. Tylko w jej zachowaniu jest za wiele buty i wyższości. Pełna ignorancji oraz egoizmu. Świat jest dla niej, oraz inni ludzie - zwłaszcza mężczyźni. 

Można zauważyć pewne podobieństwa w relacjach między braćmi Steinke, a siostrami Magdą i Wiktorią. Chociaż bliźniaków powinna łączyć szczególna więź, trudno jej szukać u Teodora i Bruna. Ten pierwszy uważa się za pępek świata, pupilek matki, która nie jeden raz wybroniła przed gniewem ojca. Często drażniło go u brata, pewna nieporadność i zainteresowania tym, co On uważał za głupie. A Bruno uwielbiał przyrodę i zwierzęta, interesowało go wszystko co działo wkoło. Owady, rośliny i prace w rolnictwie. Przeglądał albumy, czytał książki by wiedzieć jak najwięcej. Unikał Teodora, który zazwyczaj robił na złość, a bardzo często krzywdził tych, na których Brunowi zależało.  Obaj nie zdają sobie sprawy, że za kilka lat, los postawi ich po dwóch stronach barykady i rozpocznie się rywalizacja, ale  na śmierć i życie.  

Chciałabym napisać, że książka wciągnęła mnie od samego początku. Jednak tak się nie zadziało. Nie mam co ukrywać. Postać Magdy mnie męczyła, nie lubię ludzi, którzy żyją bo żyją, a najlepiej kiedy przepraszają za swoje istnienie. A taka właśnie, ukazuje się nam Magda. Na szczęście jest dziadek, a później przenosimy się wstecz i wtedy, już całość nabiera rozpędu . Z każdą kolejną strona fabuła wciąga coraz bardziej. I jeśli początek mnie lekko zaniepokoił, czy aby na pewno dobrze trafiłam, to szybko moje wątpliwości zostały rozwiane. Później, nie mogłam się oderwać. Z bólem serca odkładałam książkę, kiedy już zaistniała potrzeba. Jeszcze większa była moja radość, że już w podróży była do mnie druga część - którą teraz kończę. 

Autor kolejny raz nie dość, że mnie nie rozczarował, to w dodatku stworzył taka historię, która naprawdę wywiera ogromne wrażenie. Jest mi trochę trudno pisać, bo w głowie mam już obrazy, z kolejnego tomu, a tam się dopiero dzieje.. Dlatego, jeśli zdecydujecie się na przeczytanie, to od razu obie części, ponieważ konieczne jest czytanie w ciągłości. Ja ostatnio żyje tylko tą historią. 

Chyba nie muszę więcej pisać, z całego czarnego serduszka polecam. Nie ma możliwości, żeby ta książka zawiodła, a pamiętajcie - w drugiej dzieje się tyle, że o matko jedyna. Czytajcie! 


marca 03, 2023

marca 03, 2023

Bez wyboru

Bez wyboru

 


Od jakiegoś czasu wróciłam do namiętnego czytania kryminałów i thrillerów. Przesyt jaki mnie ogarnął minął i teraz, wręcz poszukuje fabuły, która trzyma w napięciu od początku do końca, a akcja jest prowadzona w taki sposób, że do ostatniej strony nie mam pojęcia jakie będzie rozwiązanie. 

Z zainteresowaniem przeczytałam zapowiedź książki - Bez wyboru. Opis od razu przykuł moją uwagę, dlatego nie ukrywam, bez wahania zdecydowałam się przeczytać.  Zerknęłam na opinie, które są naprawdę bardzo wysokie i pochlebne, ale czy moja dołączy do tego grona?  Zacznijmy od początku. 


Jak wskazuje opis, a również początek książki, zostają znalezione zwłoki kobiety. Dreszczyk niepokoju i można rzec, makabrycznej otoczki, dodaje sposób w jaki potraktowano ciało oraz gdzie znaleziono. Mordercy zależało by wywarło wrażenie no i się udało. Nie mogło paść na lepszy moment. Znany festiwal światła w Łodzi, mnóstwo ludzi,pięknych iluminacji, a między wszystkim - zwłoki kobiety, w stanie, które wywołuje wiele emocji.  Ktoś wyciął na plecach nazwisko. Nie przypadkowe oczywiście. Bo należące do śledczej, która aktualnie nie była aktywna zawodowo. 

Co to może oznaczać? Czy oprawca chciał dać do zrozumienia, że Zoja Sterlak - bo o niej mowa. Będzie kolejna ofiarą, czy może jest to zaproszenie, do dziwnej "zabawy", a do tego zadania została wytypowana konkretna osoba? 

Akurat tak się składa, że Zoja właśnie wróciła do kraju w celu uporządkowania spraw prywatnych. Jej partnerzy z pracy, przekonują by została na miejscu, przyjrzała się sprawie, ale jednocześnie była bardzo ostrożna, ponieważ nie wiedzą, jaki kolejny krok planuje morderca. 

Między akcją tu i teraz, mamy wgląd do przeszłości. Łódź czasów wojny i pewna żydowska rodzina, która doświadcza wszystkiego, co zaserwowali Niemcy temu narodowi. Ukazane są pewne urywki, które za każdym razem wywołują złość, gniew i smutek. I jak nie trudno się domyślić. Mają znaczenie, w sprawie, do której została wciągnięta Zoja. 



Nie będę ukrywała, że dla mnie, najciekawsze w książce, były wątki z przeszłości. I to właśnie one, były największym spoiwem fabuły. Mimo, że każde przeniesienie do przeszłości nie było trudne, miało w sobie coś, co nie pozwalało oderwać od czytania. 

Jednak muszę nakreślić postaci jak i całą resztę. Na początek Zojka Sterlak - typ kobiety, który mnie doprowadzał do szału. Nie mogłam znieść jej zachowania. Osobowość, która manifestuje swoje "mamwszystkowdupie", nie ważne, że morderca na nią poluje, a ona jest ponoć doświadczoną i bardzo inteligentną śledcza. Nie zauważyłam tego za bardzo. Na pierwszy plan wychodzi pewność siebie, która jest przejawiana bezmyślnością i usilnym graniem na przekór.  < Mam czegoś nie robić? Nie ma sprawy, właśnie to zrobię >. Takie dziecinne gierki, nie pasowały do zawodu, który reprezentowała. 

Zauważyłam, że wielu czytelników zachwyciła właśnie ta postać, ale ja niestety nie należę do grupy fanów i właśnie przez Zojkę, denerwowało mnie czytanie. A szkoda, bo to była naprawdę ciekawie rozegrana zagadka. 

Idziemy dalej. Kardas -facet, który jest. I gdyby nie ciągle powtarzanie jego nazwiska, uwierzcie, nie zwróciłabym na niego uwagi. To takie tło, albo cień swojej koleżanki, w którą niby jest zapatrzony, ale ja również nie byłam wstanie wyczuć, czy to opisywane coś, jest, czy po prostu musimy uwierzyć. 

Mam ogromny problem z tą książką. Ponieważ główny temat, zabójstwo, a raczej kto bawi się w kotka i myszkę, co planuje i jakie ma powiązanie z przeszłością, było szalenie ciekawe. Tylko w całości, przeszkadzała mi główna bohaterka. Dawno już, nie mogłam zdzierżyć zachowania kluczowej postaci. I co gorsze, ona mogła być wkurzająca, ale poza tym wszystkim, nie było nic. Nie wyróżniła się świetnym zmysłem, wręcz przeciwnie. Była głupia jak but, a nawet dwa. Robiła błąd za błędem, aż miałam ochotę pomoc temu zabójcy. Wtedy byłoby ciekawie. 

Jak widać, sporo emocji towarzyszy, ale czy są na tyle mocne, by zachęcić do czytania? Myślę, że musicie sami sprawdzić. To nie jest zła książka, tylko Zoja jest beznadziejna, przerysowana, przez co ja odebrałam jako kompletna idiotkę. Jedno jest pewne, autorka pisze bardzo ciekawie i ma pomysły na fabułę. Tylko mogłaby zaprzestać wzorowania amerykańskimi bohaterami, bo tutaj ciągnie bardzo, no i kimś jeszcze. Czy Zojka nie przypomina czytelnikom innej, znanej i pyskatej postaci literackiej? 

Podsumowując, filarem książki jest zagadka z przeszłości oraz informacje, których można się dowiedzieć. Reszta się kręci, kołem napędowym początku. Czytajcie, bo nie oceniam źle, ale pamiętajcie, ja nie kibicowałam głównej bohaterce. 



Książkę przeczytałam we współpracy z Wydawnictwem Znak Crime.

lutego 28, 2023

lutego 28, 2023

Makijażowe (nie) polecanki

Makijażowe (nie) polecanki

 


Dziś o kosmetykach do makijażu, post nie sponsorowany, bo jeszcze nie awansowałam na jakąś znaną influencerkę, co za tym idzie - będzie bardzo szczerze, a przy okazji napomknę, do czego niektóre znane influ są zdolne i dlaczego im nie ufam, a jeśli już, to jest to, jedna, jedyna blogerka, której reklamy produktów są szczere i na pewno nie przekupione. 

Wszystkie przedstawione produkty zakupiłam za swoje ciężko zarobione pieniążki, nie jest tego wiele - bo i mój makijaż nie należy do profesjonalnych. Zazwyczaj jest minimum z minimum :). A zatem, zaczynamy. 




Pierwszy weźmy podkład VICHY -  wyrównujący powierzchnię skóry. Same dobre opinie, stwierdziłam, że mogę drugi raz dać szansę tej marce, lata temu, bardzo się rozczarowałam, jak wiadomo ceny są wygórowane. Podobnie było i w tym przypadku. Cena to około 75 zł. 
Zacznijmy od koloru, jest bardzo jasny, w okresie zimowym, jeszcze można przełknąć, ponieważ w moim przypadku skóra twarzy jest zawsze bledsza. Czy krycie satysfakcjonujące? Średnio, wszystko zależy od oczyszczenia i przygotowania skóry, mam na myśli takie bardzo porządne. Jeśli będzie po peelingu z mocnym nawilżeniem, podkład ładnie złapie i zrobi efekt jaki jest obiecany. Tylko nie oszukujemy się, codziennie nie można robić peelingu, a ten produkt, nie lubi się z jakąkolwiek przeszkodą na skórze. Tak więc, potrafi ciasteczkować i nieładnie zbierać w newralgicznych miejscach. Oceniam go średnio, czy kupię? Na pewno nie. 

Druga opinia o będzie to THE BALM - Z tego co wyczytałam na stronie, nie jest to podkład, a krem koloryzujący, podobny do CC lub BB, właściwie nie wiem, jaka jest różnica, między jednym a drugim. W każdym razie, z tym kosmetykiem miałam pod górkę, nawet planowałam go oddać koleżance. Przede wszystkim zapach, jest bardzo intensywny i może przeszkadzać. I krycie, a dokładnie dopasowywanie do skóry. Pierwsze moje spotkanie z nim, było okropne, czułam na skórze, jakbym nałożyła szpachle, dyskomfort okropny. Zmyłam po 10 min. Kolejnym razem, zważył się okrutnie, a we mnie strzelił piorun, bo to nie jest kremik za 15 zł,. tylko 120 zł. Więc za tę cenę mogę mieć oczekiwania. 
I wreszcie, kiedy miałam go oddać, postanowiłam dać trzecią i ostatnią szansę. Słuchajcie. Jest super. W końcu załapałam, gdzie był mój błąd - nakładałam zbyt szybko po aplikacji kremu, widać tutaj, trzeba odczekać znacznie dłużej niż w przypadku innych, znanych mi podkładów. 
Czy polecam? Tak, ale trzeba mieć na uwadze mocny zapach i dosyć trudne początki :). 



Ach tusze do rzęs, nie twierdzę, że nie potrafię wyjść bez pomalowanych rzęs do ludzi, ale jednak lubię mieć podciągnięte - zwłaszcza gdy moje własne nie należą do zbyt długich. Tuszy mam mnóstwo przetestowanych, tutaj nowości, które miały super reklamy, a jak było w praktyce? 




GOSH - Fajny tusz, delikatnie wydłużający i pogrubiające rzęsy, nie jest wodoodporny, osobiście nie używam takich tuszy, ponieważ efekt jest gorszy, niż normalnymi. Szczoteczka silikonowa, nabiera mało produktu, dzięki temu nie skleja rzęs, ale też nie ma jakiegoś efektu wow, jest dobry na takie codzienny makijaż, gdy nie zależy na mocnym podkreśleniu oka.  Cena około 35 - 40 zł. 


RIMMEL - W moim prywatnym rankingu, jest to największy koszmarek wśród tuszy. Wszystko jest tu źle. Szczoteczka, która chyba przystosowana do tuszowania krowich rzęs, sam produkt okropnie śmierdzi, jest go za dużo, wylewa się z każdej strony, szczoteczka nie ogarnia, w rezultacie wszystko jest posklejane, a w dodatku, moje oczy reagują alergicznie. Od razu łzawią i pieką. Okropny tusz, takiego badziewia jeszcze na zaznałam. Cena około 30 zł. 


STARS - w opisie jest - kosmicznie wydłużone rzęsy - bardziej uśmiać się nie mogłam. Kosmicznie to może są, ale pokruszone;). Tusz nijaki. Nic nie robi, tylko brudzi, skleja jeśli będzie kilka warstw, a na końcu przemieni w efektowne kulki - a może to miały być gwiazdy? ;).  
Kupiłam na jakiejś promocji, więc nie ubolewam, bo straciłam jedyne 15 zł, cena regularna chyba 25 



LOREAL TELESCOPIC LIFT  - I moja wisienka na torcie. Tusz o którym była potężną afera na Tok Toku. O matko jedyna. Co tam się działo! Jakąś influ, zrobiła reklamę, ale w reklamie dokleiła rzęsy, zrobiło się śledztwo, aferki, jak można, płatna reklama, a tutaj oszustwo, doklejone rzęsiska. Czyli warto czy nie warto. Jaki jest ten tusz, dlaczego firma nie zbojkotowała współpracy, influ posypali się obserwatorzy. No nic, tylko popcorn, siadać i oglądać. Ale do rzeczy. Tusz. Cena nie byle jaka, bo 85 zł. Teraz, czy warto? Ano, niewiadomo. Stwierdziłam, muszę sprawdzić, bo i tak musiałam nowy, to kupię. Jednak jak mnie już znacie, mistrz cebuli, łowca promocji. Przyczaiłam się i czekałam. W końcu jest! 36 zł, mniej raczej nie będzie, biorę go. Przyjechał. I wiecie, to jest chyba jeden, z tych tuszy, po których, nawet moje maleństwa wyglądają jak firanki. Nawet własna mamusia była w szoku, jak zobaczyłam efekt. Szczoteczka trudna w ogarnięciu, nie każdemu podejdzie, ale ja lubię wyzwania, więc jest ok. 
Napiszę tak, nie wiem, czy zapłaciłabym 85 zł, ale te 40 można śmiało wydać, jest naprawdę w porządku. 



EYELINERY - bez nich moje życie nie ma sensu, no może przesądzam, ale bez kreski czuje się łyso. To jak bez brwi. Brwi i kreska to podstawa. Mogę nie mieć wytuszowanych rzęs, ale kreskę muszę mieć, bo inaczej, no nie potrafię. Taka moja słabość. No ale, kupić dobry eyeliner, nie łatwo. Zwłaszcza, kiedy się na tendencje do łzawienia, gdy ciągle pociera oczy - bo przecież muszę inaczej się uduszę. Testowałam wiele. Moim numerem jeden, zawsze będzie ten z MAC, ale niestety został wyprany i stracił na mocy {*}. 
Tutaj zestawienie wszystkich, które używałam, albo jeszcze dokańczam. Najnowszy nabytek to wodoodporny Esence - taki sobie, szału nie robi, czterech liter nie urwało. Ujdzie. 


I tak - Eveline - bardzo przyzwoity pisak, niestety końcówka bardzo szybko wysycha, przez co jaskółka wychodzi średnio, trzeba się nagimnastykować, żeby było ładnie. Szkoda, bo długo się trzyma, jak na produkt z tej półki cenowej ( około 25 zł). 
Bourjois - mój najlepszy eyeliner - ogromna szkoda, że nie mają w wersji wodoodpornej, wtedy miałabym swój ideał wśród pisaków. A tak, jest dobry, pod warunkiem, że śmiejemy się bez łez ;). Cena około 25 -30 zł. 
MISS SPORTY - To jest jakieś nieporozumienie, końcówka jak u markera, ścięta pod dziwacznym skosem, grupa, nie, no, badziew nad badziewiem, skrobał powiekę, aż do dziś mam dreszcze. 
ORIFLAME - o kochani, to był pretendent do podium, niestety jego wada, było zbyt szybkie wyschnięcie końcówki, ale jakże on się trzyma oka, jaka głęboka czerń. Czy ktoś jest konsultantem tej firmy, z chęcią kupię ;). 



I na sam koniec glazura ;). Czyli kiedy wszystko co jest, naciapane, trzeba podrasować, żeby miało ręce i nogi, a dokładnie - kształty. 
Bronzer BahamaMama  The Balm - nie należy do tanich, więc powinien być genialny. A jest, średni. Nawet powiem, bardzo średni. Opornie się rozprowadza, mam pędzle do konturowania Hakuro, więc sorry, to nie wina byle jakiego włosia. Poza tym, z niższej półki Rimmel, pięknie się poddaje. Tutaj,. klapa, nie polecam, cena nie idzie w parze z jakością. Jak widać, influ sporo wzięły za reklamę;). Cena wersja mini 55 zł. 
The Balm rozświetlacz - jak z bronzerem, ładnie wygląda w opakowaniu, na skórze to lekkie nieporozumienie, jak się ciapnie tak zostanie, nie współpracuje z pędzlem, o wiele lepszy efekt miałam z MUR. Mimo, że był taniutki.  Cena - wersja mini 55 zł.
INGRID puder prasowany - puder używam bardzo sporadycznie, zazwyczaj jest przeze mnie omijany podczas makijażu, ale raz czasem, się zdarzy, więc kupiłam na promocji, serię, która miała być super, jest ok, bez szału. Nie widzę nadzwyczajnego efektu. Cena 15 zł w promocji. 


Uff dobrnęliśmy do końca, mam nadzieję, że podołaliście, bo naprawdę wiele mnie kosztowało stworzenie tego postu.  Nie jestem znawcą, opinie są subiektywne, jak u zwykłego konsumenta, który szuka swoich makijażowych perełek :).  Jeśli macie sprawdzone kolorowymi, dajcie znać, zwłaszcza eyelinera - dalej szukam tego naj, naj  :)).  



lutego 25, 2023

lutego 25, 2023

Z tej strony Sam

Z tej strony Sam



 Gdy decydowałam się przeczytać tę książkę, nie miałam pojęcia, jaka zrobi się sławna. Ot, zobaczyłam opis i stwierdziłam, że może być ciekawa, ponieważ czasami lubię tematy młodzieżowe. I nagle, okazało się, że „Z tej strony Sam” jest wszędzie - przynajmniej w moim książkowym otoczeniu. Większość opinii wyrażała zachwyt, że to cudowny wyciskacz łez, bez chusteczek nie ma sensu zasiadać do lektury oraz jak to złamie serce. Z moim czarnym sercem nie tak łatwo, ale kto wie? Sprawdziłam, z lekką rezerwą do zapoznanych opinii, czy i u mnie nie obyło się bez siąkania nosem?


Julie ma siedemnaście lat i do tej pory jej plany na życie były konkretne. Gdy tylko ukończy szkołę średnią, wyjeżdża na studia wraz ze swoim chłopakiem. Odkąd zamieszkała w Ellensburgu, marzyła tylko o tym, by w końcu się z niego wyrwać. Niczego nie pragnęła bardziej. Później, kiedy poznała Sama, również i on dołączył do realizacji zamierzonego celu. Chcieli wynająć mieszkanie i wspólnie rozpocząć dorosłe życie.

Tylko czasem z planami bywa tak, że potrafią legnąć w gruzach. Tak się również stało w życiu Julie, gdy pewnego wieczoru, jej ukochany chłopak zginął w wypadku. Od zdarzenia minęło kilka dni, odbył się pogrzeb, ale dziewczyna nie chce wychodzić z domu. Nie kontaktuje się z nikim, ma wrażenie, że cała tragedia nie miała miejsca, a wszystko jest tylko koszmarem.
W końcu jednak decyduje się opuścić pokój, który przez pewien czas był bezpiecznym azylem, oddzielającym od świata zewnętrznego. Pakuje wszystkie rzeczy, które należały do chłopaka i wynosi na śmietnik. Nie chce ich widzieć, ponieważ postanawia zapomnieć o człowieku, którego już nigdy nie zobaczy.

Pewnego wieczoru, podczas pierwszego spaceru po śmierci ukochanego, Julie dociera na cmentarz, jednak nie jest w stanie wejść dalej i odszukać grobu. W rozpaczy odruchowo sięga po telefon i wykonuje połączenie do Sama, ku jej zdziwieniu, a nawet szoku, chłopak odbiera. Słyszy jego głos. Nastolatka jest przekonana, że zaczęła tracić zmysły, a głos, który słyszy w głośniki telefonu, jest jej omamem słuchowym. Tylko że on naprawdę do niej mówi, ba, nawet zapewnia, że również nie rozumie, jak to jest możliwe, ale skoro się udało, to powinni z tego korzystać.

W ten dziwny i niewyjaśniony sposób, Julie ma możliwość kontaktu ze swoim zmarłym chłopakiem. Nie wie, przez jaki czas Sam będzie odbierał od niej telefony, ale jej życie, zaczyna się skupiać na telefonie, a dokładnie wyczekiwaniu do kolejnej rozmowy. Jak długo potrwa łączność z zaświatami? Co będzie później i czy dziewczyna będzie umieć powiedzieć „żegnaj"?

Przyznajcie, że pomysł na fabułę wydaje się bardzo interesujący, a nawet intrygujący. Nie ukrywam, byłam bardzo ciekawa, jak autor poprowadzi tę historię i czy rzeczywiście bez wspomnianych chusteczek się nie obejdzie.

Zacznijmy od głównej postaci - Julie. Ojejku, nie mogę inaczej zareagować. Tej dziewczyny nie szło polubić. Naprawdę, mimo całej tragedii, którą w moim odczuciu, nieudolnie próbował wykreować autor. Cierpienie dziewczyny było dla mnie nieuchwytne. I żeby nie było, ja nie twierdzę, że tragedia, która się wydarzyła, nie sprawia bólu, niestety sposób, w jaki autor ukazał jej cierpienie, był tak płaski i nijaki, że tego nie dało się zdzierżyć. Julie była postacią, która skupiała się tylko na sobie - to jest w pewnym sensie zrozumiałe, ale robiła to w sposób, który szalenie irytował. Ja nie widziałam jej żałoby, depresji i dramatu. Nic, ona była po prostu zła, że jej cały plan się rozwalił, nie wyjedzie z chłopakiem ze znienawidzonego miasta, musi teraz wszystko zmieniać, a wcale tego nie chce. O i tyle.

Bardziej można było poczuć tęsknotę i faktycznie ból po stracie, ze strony przyjaciela oraz kuzynki Samuela. Ich uczucia były o wiele bardziej prawdziwe. I żeby nie było, mnie nie chodzi o to, by siedzieli i płakali - absolutnie, nie uważam również, by płacz był jedynym wyznacznikiem tęsknoty i straty. Tylko kiedy podczas czytania, widzimy zachowania tej dwójki oraz Julie, to tej ostatniej sprawia wrażenie, jakby była obrażona na cały świat za zepsucie idealnego scenariusza życia.

Mam wrażenie, że od pomysłu do dobrego wykonania, coś się mocno autorowi zepsuło. Tutaj jest naprawdę wiele nieścisłości, które zaburzają czytanie. Rozumiem, że młodsi czytelnicy nie będą, aż tak spostrzegawczy, jednak w swoim życiu przeczytałam wiele książek o podobnej tematyce, które były naprawdę dobre. Ten tytuł jest mocnym średniakiem, któremu brakuje prawdziwych emocji. Bo właśnie zabrakło realności. Jako czytelnik, nie miałam możliwości wejść w postać Julie, czuć co ona czuła, a właśnie na to liczyłam.

Co najważniejsze, w książce jest okropny bałagan między wątkami. Okropne przeskoki w czasie, które czasem są zaznaczone na - kiedyś i teraz. Jednak w większości, podczas czytania rozdziału, nagle w kolejnym akapicie, jesteśmy we wspomnieniach czy jakiejś retrospekcji, która ukazuje wyrywek z czasów życia Sama. Super, tylko dlaczego nikomu nie przyszło do głowy, na rozdzielnie, na, chociaż zmianę czcionki czy oddzielenia od reszty, dając znać, że właśnie będzie zmiana w czasie. Jeden wielki chaos, który nie czytało się przyjemnie.

Odnoszę wrażenie, że poziom książek, które teraz są głośno promowane, mocno spadł. Bardzo mnie to smuci, coraz częściej spotykam rażące błędy również ortograficzne, brak oddzielenia części tekstu. Fabuły tworzone byle jak, bez spójności. Co jest tego powodem? Czy poziom czytelników aż tak się obniżył?

Nie wiem, czy mogę polecić ten tytuł, ponieważ za sam pomysł, szkoda tracić czas, jednak zauważyłam, że grupa docelowa nie zauważyła bardzo poważnych błędów. Chaosu i braku spójności w fabule wybaczyć nie potrafię i nie chcę. Sami zdecydujcie, ja o tej książce nie będę pamiętała, o nazwisku autora tym bardziej.



Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Papierowe Motyle

lutego 21, 2023

lutego 21, 2023

Zamek Czocha

Zamek Czocha


Dzisiaj zabieram Was do Zamku Czocha. Z tym zamkiem to jest moja prywatna Wesoła historyjka, ponieważ mieszkałam większość swoje życia, praktycznie pod samym zamkiem, tylko po drugiej stronie jeziora. I nigdy nie byłam w środku :). Z zewnątrz oglądałam go przy każdej porze roku, gdy tylko ktoś przyjeżdżał z daleka, prowadził w moje ulubione miejsce wąwozu, gdzie można było przyglądać się budowli. Tylko nigdy nie weszłam do środka. Nie wiem, dlaczego, jak do tego doszło. Nie wiem.

W końcu stwierdziłam, że po tych 35 latach życia, nadeszła pora zapoznania od środka :). Zabrałam moja super ekipę - synów brata, bo w końcu ferie zimowe. I pojechaliśmy zwiedzać. Nie wiem, kto się bardziej cieszył, ja czy oni. 



Moje ulubione miejsce w zamku, najbardziej przypadło mi do gustu i szczerze mówiąc, szkoda było wychodzić. Niestety pani przewodnik, ciągnęła dalej, więc pozostały mi tylko zdjęcia.  Ogólnie do tej biblioteki są dwa wejścia. Tajemne i normalne. Wiadomo, że dla zwiedzających, jako atrakcja są udostępnione tajemne. Tylko, że dla osób z klaustrofobią, niekoniecznie podejdzie. Pani grzecznie zapytała, kto cierpi na te przypadłość i poprowadziła bezpieczna droga. Ja niestety, musiałam zostawić moją klaustrofobię za drzwiami, dzieci wystrzeliły jak z procy do tego wąskiego przejścia - nie miałam szans się wycofać ;). 



Kolejne miejsce do którego wspinaliśmy się tymi strasznie wąskimi i krętymi schodami. Mój Boże, czego to człowiek nie jest wstanie zrobić dla dzieci ;D. Dla nich atrakcja, ja miałam dramat, ale co zrobić. Zostawić nie mogłam, trzeba było strach schować w kieszeń. To jest prawda, że rodzicielstwo leczy z wielu przypadłości. Jako ciotka, stwierdzam, że to jest możliwe ;). Jednak uśmiechy od ucha do ucha, gdy jako pierwsi otworzyli ukryte miejsca - bezcenne. 


Tutaj jest ołtarz do rytuałów Masońskich, na witrażach są umieszczone symbole, które mają swoje znaczenie w rytuałach. Sporo ciekawostek z nimi związanych było. Nie będę oczywiście pisała, może ktoś planuje odwiedzić, dlatego sam o nich usłyszy :). 



Tak komnata jest możliwa do wynajęcia na noc - ale nie dobę. Tylko noc. Razem z chłopcami stwierdziliśmy, że zasnąć byłoby w niej trudno, jakoś za dużo tego wszystkiego, wystrój przytłacza. Najlepszy był telewizor w złotej ramie ;))))). Jak to mój A, stwierdził - zawiesili go w tej ramie, bo wiadomo, że nikt tam nie zaśnie ;). Dzieci mają ciekawe uwagi i spostrzeżenia. 


To okienko jest umieszczone w wieży widokowej. Kolejna zabawna sytuacja, kiedy pani przewodnik kończąc oprowadzanie, tłumaczy, że na wieżę idziemy już bez niej, tylko powie jak wygląda dojście, bo może nie każdy będzie miał odwagę wejść. Bo najpierw kamienne schody, a później trochę inne schody, a na końcu drabina. Mnie troszkę się słabo zrobiło - mam potężny lek wysokości. No więc pytam, te moje dzieci, czy chcą iść, czy dadzą radę po drabinie - miałam szczera nadzieję, że drabina zniechęci. 
Nie zniechęciła, wręcz przeciwnie. Pognali w podskokach, nie było wyjścia. Tym razem lęk wysokości musiałam schować w kieszeń. Bałam się jak nie wiem co, ale wiecie, chyba ta odpowiedzialność za dzieci, spowodowała, że nie skupiałam na swoim strachu. Dałam radę! Dziś mnie bolą okrutnie nogi, pewnie dlatego, że byłam cholernie spięta ;).  Jednak warto było! 



    I najlepsza reakcja tego małego człowieka - Ciociu! Zobacz - Morze! ;) Zdjęcia są trochę średniej jakości, światło było niesprzyjające. Trudno. Najważniejsze, że dzieci szczęśliwe, wycieczka udana. 



 




         Na koniec zdjęcie wykonane przez młodego fotografa ;) Zaraz po wyjściu z Zamku. 



lutego 17, 2023

lutego 17, 2023

Panna bez majątku

Panna bez majątku

 


Trochę zabawianie wstawiać zdjęcie książki w jesiennym anturażu, ale tak się złożyło, że zrobiłam bardzo dawno, książkę również przeczytałam dawno, a jakimś nieoczekiwanym splotem wydarzeń, umknęło mi napisanie opinii. Na szczęście nic straconego, może być w jesiennej odsłonie, chociaż teraz bliżej do wiosny, bo z zimy raczej niewiele w tym roku skorzystamy.


A zatem dziś przychodzę z "Panną bez majątku", książka, która należy do cyklu - W dolinie Narwii, z tego, co się zorientowałam, można czytać tę serię bez zachowania kolejności, ponieważ każda opowiada odrębną historię.
Małgorzata Strzelecka jest szlachcianką o dobrym pochodzeniu, jednak sam tytuł niewiele może zdziałać, ponieważ finanse rodziny są w opłakanym stanie. Kobieta zdaje sobie sprawę, że w jej przypadku idealnym wyjściem jest zamążpójście z mężczyzną, który będzie bardziej majętnym. Co rzecz jasna zawęża pole wyboru, gdyż ochotników na żonę bez odpowiedniego posagu jest niewielu.


W dodatku Małgorzata nie należy do kobiet, które tylko czekają na wydanie za mąż. Bynajmniej, jej zainteresowanie światem, a zwłaszcza nauką, często wprawiają w zakłopotanie płeć "brzydką", bo jak wiadomo, żona ma być ładna i zajmować się domem, a zadawanie pytań zupełnie jej nie przystoi. Taka cecha u panny na wydaniu nie jest mile widziana, zwłaszcza w sytuacji, w której znalazła się młoda Strzelecka.
Tymczasem, jest lato i kobieta spędza ten czas w posiadłości stryja. Upały, które za dnia uprzykrzają życie, wcale nie dają oddechu nocą, dlatego w przypływie odwagi, kobieta wymyka się z domu, by popływać w pobliskim jeziorku. Nie jest świadoma, że na podobny pomysł wpadła jeszcze jedna osoba. I nie będzie nią druga kobieta.


Ksawery Wigura przybył do swojej ciotki, ponieważ poprosiła go o pomoc w pewnej delikatnej sprawie. Otóż po śmierci męża, w domu zaczęły dziać dziwnie rzeczy. Wdowa uparcie przystawała przy wersji, że to duch zmarłego hałasuje w obejściu i niektórych pomieszczeniach zabudowy. Jedna młody baron uważa te teorie za niedorzeczną. Niemniej, nie chce okazać ignorancji względem ciotki. Dlatego postanawia wprowadzić w życie pewien plan, zapolowania na duchy.


Nocne eskapady to jedno, ale dręcząca duchota, sama wiedzie go do jeziorka, które kusi chłodną wodą. Traf chce, że gdy już zanurzy się w kojącej wodzie, dostrzeże, że nie jest sam, a jego towarzyszką jest, półnaga dama.
Zabawna sytuacja, zważywszy na czasy, w których rozgrywa się akcja książki, panna samotnie pluskająca w sadzawce bez towarzystwa odpowiedniej osoby i kawaler. Oboje w dosyć skąpej garderobie. Co z tego może wyniknąć?



Trochę celowo zawarłam w opisie fabuły, sam początek książki. Z pewnością pierwszą myślą, może być - ot przewidywalny romans. I tak i nie, jak wiadomo, te z tłem historycznym mają o wiele więcej do zaoferowania, jednak nie ma sensu ukrywać, że to romans. Bo oczywiście taki jest cel książki. Na szczęście, jak to bywa w tej kategorii literatury, można znaleźć sporo ciekawych wątków, jak również postaci.
Zacznijmy od głównej bohaterki, o ognistym temperamencie, który w dodatku ma poparcie w ogromnej wiedzy i inteligencji kobiety. Z jednej strony zaleta, ale zważywszy na wspomniane czasy, kobieta, która wykazywała się większą wiedzą od mężczyzny, traciła na atrakcyjności. Jak wiadomo, to mężczyźni mieli być wszechwiedzący i z dobrotliwym uśmiechem, tłumaczyć nieroztropność i brak rozeznania na temat swoich towarzyszek życia. Dlatego Małgorzata stanowiła pewne wyzwanie dla potencjalnego wybranka. W dodatku, manifestując swoją niezależność, ubierała się dosyć ekscentrycznie, jak na pannę gotową do wydania.
Z kolei baron Wigura, planował podczas pobytu u ciotki, nabrać większego doświadczenia w obyciu z kobietami. Do tego jednak potrzebował kobiety zamężnej, która znudzona życiem u boku wybranka, szukała niezobowiązującej rozrywki. Bo Ksawery, absolutnie nie planował ożenku, a już na pewno nie w tak młodym wieku. Najpierw musiał skosztować tego i owego. A na horyzoncie, zamiast ponętnej, cudzej żony, poznaje Małgorzatę, której usposobienie, jest dalekie od tego, co dotychczas doświadczał ze strony kobiet. Zwłaszcza tych, czyhających na dobry mariaż.
Gdy zaczynałam czytanie, nie wiedziałam jaki kierunek w fabule wybierze autorka. Bo patrząc na obszerność, domyślałam się, że płytki romans to nie będzie. I się nie pomyliłam. Wątków jest tutaj sporo, ale jednym i według mnie - najciekawszym, była tajemnica związana z podejrzanymi hałasami, które dochodziły z głębi komnat, oraz dalszych pomieszczeń majątku ciotki Wigury. Byłam niesamowicie ciekawa, co się za tym kryje, a każda kolejna wskazówka pobudzała jeszcze bardziej. Bo o ile duchy rzeczywiście stanowiły ciekawy kąsek z lekkim dreszczykiem, tak odkryta prawda, była chyba o wiele bardziej przerażająca.
I mogłabym napisać, że była to lektura wręcz idealna, jednak znalazło się kilka zgrzytów, które mi zaburzały czytanie. Otóż niektóre wątki, były zbyt mocno rozciągnięte, przez co czytałam i miałam wrażenie, że zaraz przekartkuje strony, by znaleźć się w interesującym dla mnie miejscu. Nie interesowały mnie opisy garderoby występujących kobiet ani analizy pewnych niuansów, które niewiele wnosiły do samej fabuły. A tylko służyły za zapychacze. Nie wiem, dlaczego autorka skupiła się na sprawach nieistotnych, kiedy całość miała fantastyczny zamysł.
Nie napiszę, że nie polecam, ponieważ mimo tych mankamentów, które mnie nużyły, całość plasuje się bardzo dobrze. Akcja z tajemnicą jest naprawdę świetna i to właściwie on, mimo że nie odgrywa pierwszych skrzypiec, dodaje pewnej atmosfery tajemniczości, może i nawet dreszczyku niepokoju.
Jest sporo potyczek słownych, zabawnych sytuacji, które świetnie wplecione dodają książce odpowiedniego klimatu. Świetne odzwierciedlenie w osadzonym czasie, właściwie dobrane słownictwo, które nie składa się z przypadkowych słów, charakterystycznych dla danej epoki. Warto przeczytać.



   Tekst
 stanowi oficjalną recenzje dla portalu  DużeKa

lutego 10, 2023

lutego 10, 2023

Nawet nie zauważysz

Nawet nie zauważysz

 


Chwilkę mnie tutaj nie było, jakoś ten czas przeleciał nie wiem kiedy. Niby nic wielkiego się nie działo, ale z pisaniem miałam nie po drodze. Jako, że nie lubię pisać na siłę i o byle czym, zrobiłam minimalną przerwę. A zatem, już mi popuściło, wracam z opinią do książki o której wcześniej pisałam. Na publikację czeka już kolejny tytuł, więc nadrobię zaległości. 

Dziś jednak o Nawet nie zauważysz - jak to bywa,  trafiłam na recenzję i postanowiłam sprawdzić czy i mnie przypadnie do gustu. Jest to debiut, a z debiutami bywa różnie. Jak było w przypadku tego tytułu?


Chloe Sevre właśnie dostała się na Wydział Psychologii, bardzo jej zależało na tym kierunku i na tej konkretnej czelni. Wszystko miała zaplanowane. Od wielu lat marzy o dniu, w którym zrealizuje zemstę na pewnym chłopaku. I mimu upływu lat, nie zapomniała, a wręcz czuła się napędzana myślą tego, co chce uczynić. 

Jest jeszcze jedna rzecz, bardzo ważna. Dziewczyna jest zdiagnozowaną psychopatką, co ułatwiło wiele spraw. Otóż decydując się na wzięcie udziału w pewnym projekcie, dostała stypendium, które pokryło koszty uczelni. Badanie kliniczne, w którym zdecydowała się wziąć udział, ma za zadanie ustalić, czy psychopaci mają możliwość normalnego życia i czy z góry są spisani na porażkę. Uczestników jest siedmioro. Wszystko wydaje się być ciekawe, nie wzbudza żadnych wątpliwości. 

Do momentu, w którym podczas badań zostaje zamordowany jeden ze studentów. Może nic dziwnego, ale miejsce jest specjalnie odizolowane, dostęp mają tylko upoważnione osoby, więc mordercą musi być ktoś z terapeutów albo samych badanych. Tylko kto i czy planuje kolejne morderstwa? 


Chloe planując swoją własną zemstę, zostaje wciągnięta w dodatkowe śledztwo nad osobą, która postanowiła zlikwidować studentów z projektu. Nikt nie wie, kto i dlaczego pragnie ich śmierci, ale sprawa zaczyna robić się coraz poważniejsza. Dziewczyna nie ma wyjścia, musi dowiedzieć się kim są pozostali członkowie i wybadać, czy wśród nich, jest morderca. 

Grupa psychopatów, a wśród nich może ukrywać się ten zły. Kto i dlaczego chce ich zlikwidować oraz co ma wspólnego sprawa sprzed wielu lat seryjnego zbrodniarza UGR-a? 


Mam ochotę napisać - ale ta książka mnie przemieliła. Może nie dzieją się jakieś brutalne sytuację, posoka się nie wylewa litrami, a wnętrzności nie wypadają, jednak to było zupełnie nowe doświadczenie. 

Autorka pisze o psychopatach, no jak wiemy, psychopaci to grupa ludzi, która ma problem z odczuwaniem pewnych emocji. I ja się zgodzę z jedną z opinii, gdzie było napisane, że podczas czytania czuło się jak Ci ludzie. To znaczy, nie było strachu. Ja również się nie bałam, ba! Weszłam w postać Chloe tak mocno, że w pewnym momencie już kibicowałam jej w tym planie morderstwa! Coś niesamowitego, bo przecież robiła źle, jej plany były wręcz okrutne. A jednak, autorka fenomenalnie ukazała czytelnikom co mają w głowach psychopaci, jakie instynkty nimi kierują, jak odczuwają wydarzenia, które u wielu "normalnych", będą działały wręcz paraliżująco. 

Poznajemy innych uczestników projektu, każdy ma swoje dziwactwa, ale z drugiej strony, według mnie, czułam ogromne zainteresowanie ich zachowaniem. Ciekawostką jest, że prawdopodobnie psychopaci nie są zdolni do uczucia jakim jest miłość. Nie działają dla dobra innych, nie myślą o tym, jak ktoś może odbierać ich postępowanie. Brakuje empatii i przede wszystkim umiejętności postawienia na miejscu osoby czującej. Ja im w pewnym sensie zazdroszczę, czasem chciałabym nie przeżywać tragedii innych, nie rozpaczać nad zabitym ptaszkiem. 

Wracając do książki, Chloe prowadzi własne śledztwo, chce koniecznie dowiedzieć kto dybie na jej życie, próbuje ustalić jakie osoby mają dostęp do informacji na temat badanych studentów. I podczas tego jej dochodzenia, w normalnych warunkach, odczuwałabym strach, a tutaj, było zupełnie inaczej. Cały czas towarzyszyła ciekawość, kiedy ujawni się ta osoba, czy faktycznie któryś z grupy psychopatów odkrył swoją morderczą naturę? 

Naprawdę, uważam, że ta książka serwuje nowe doświadczenie, którego na pewno nie zapomnę. Czytałam dosyć długo, ponieważ jest obszerna i nie ukrywam, to wchodzenie w głowy psychopatów pobiera naszej własnej energii. Ja po przeczytaniu stu stron, czułam się obciążona, ale z chęcią wracałam do lektury. Polecam każdemu, kto odnajduje się w podobnych klimatach.


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger