października 31, 2015

października 31, 2015

Pożegnanie nadziei

Pożegnanie nadziei


Chyba nikt nie lubi pożegnań, nawet a może szczególnie jeżeli chodzi o ulubione książki, czy serie. Niestety wiemy, że musi nadejść chwila gdy sięgniemy po ostatni tom, kiedy wybierzemy się w ostatnią podróż z ulubionymi bohaterami, aż w końcu przeczytamy ostatnie zdanie, z bólem stwierdzając, że tam dalej naprawdę nie ma jeszcze jednej ukrytej strony. 
Tak, pożegnania bywają okrutne. I na mnie musiała przyjść ta chwila, gdy wraz z Malice wyruszyłam w podróż, podróż jawiąca się samymi niewiadomymi, oprócz jednego. Zakończenia. Jakiego?  Czy właśnie takiego się spodziewałam? Czy i tym razem moje oczekiwania zostały spełnione? 


Malice wróciła do domu, do ukochanego kota i spraw, które potrafi kontrolować i sprawić by jej życie było udane. Jak się okazało śmierć babci nie była prawdziwa, zaś kraina jaką zamieszkuje jest dalece odległa od tej, w której dorastała wnuczka. Elegestia, znajdująca w innym wymiarze, magia na wyciągnięcie ręki oraz... smoki. Smoki, z którymi chce rozpocząć wojnę babcia.  
Dla Malice sprawy wydają się bardzo odległe, wrogowie babci nie są jej wrogami, wojna wydaje się nie być jej wojną. Kiedy jednak staruszka, a zarazem królowa krainy wzywa swą jedyną krewną okazuje się, że wszystko co działo się do tej pory zmierzało ku właśnie tej chwili. Problem w tym, że sama główna zainteresowana nie chce brać udziału w rozgrywce między wrogimi nacjami. 
Smoki bardziej ją fascynują niż zagrażają, nasza złośnica czuje wewnętrzne rozdarcie. Co innego działać w pojedynkę w małych zleceniach, co innego walka, w której mają zginąć tysiące smoków.  Trudne decyzje, jeszcze trudniejsze motywy. Dawna Malice, ta złośliwa i beztroska doświadcza zupełnie nowych doznań, skończył się czas zabawy i niewinnych utarczek słownych, czasem psikusów. 
Królowa oczekuje wierności, by jej jedyna wnuczka, księżniczka stanęła u boku i przewodziła walce, w której zwycięży tylko jedna strona. W której życia zostanie pozbawionych wielu niewinnych i dobrych ludzi. Jaką decyzję podejmie Malice? Czy może być dobre wyjście z beznadziejnej sytuacji? 

 
Pożegnanie Nadziei, pożegnanie z Malice i trylogią. Czuję ogromny smutek. Tego rozstania bardzo się obawiałam i nie chciałam. Przedłużałam zakończenie książki. Robiłam wszystko by ten moment nadszedł jak najpóźniej, ale... stało się. 
Po raz drugi znalazłam się w Elegestii,  gdzie smoki naprawdę istnieją, gdzie życie wygląda jak w średniowieczu, a jednak magia jest czymś zupełnie normalnym. Wraz z bohaterką przeżyłam wiele przygód, które z początku rozbawiały do łez, doprowadzały do bólu przepony, gdy ataki śmiechu nie mogły minąć ot tak. Z pozoru niewinna historia z biegiem czasu zyskiwała wyraźniejszych barw. W drugim tomie my, czytelnicy zauważyliśmy, że nasza kochana złośnica przechodzi zmianę, że w jej charakterze zachodzą zmiany, które sama nie do końca akceptuje i przyswaja, jednak to w ostatnim spotkaniu możemy powiedzieć, że Malice przeszła ogromną przemianę.  Osobiście nie wiem jak to się stało, ale odnosiłam wrażenie, że są one naturalne i  mimo, że chwilami bardzo brakowało mi ciętego języka dziewczyny, czy jej złośliwych sztuczek, to gdzieś podświadomie czułam, że tak właśnie musi być.  Zakończenie przygody nadchodziło wielkimi krokami. Nie próbowałam go sobie wyobrazić. 
Iga Wiśniewska jest mistrzynią w zaskakujących zakończeniach, dlatego każdy kto zasiada do lektury książek tej właśnie autorki, powinien być przygotowany na jedno. Wielką niewiadomą. 
Przyznam się, że jest mi niezmiernie smutno, że to już koniec, będzie mi bardzo brakowało Malice, jej paskudnej natury i humoru.  Nie spodziewałam się, że aż tak bardzo zżyje się ze wszystkimi postaciami, nawet z kotem. Nie mam pojęcia jak Iga to robi, ale każda jej książka, którą do tej pory przeczytałam sprawia, że jestem pod wrażeniem talentu. Cały czas zaskakuje, wodzi czytelnika za nos, by nagle dać pstryczka w nos. Nie ma szans na schematy i szablony. 
Chciałabym przekazać jak bardzo jestem pod wrażeniem wszystkich trzech części, jak bardzo podbiły moje serce. Wiem, że na pewno do nich wrócę, ponieważ o Malice nie sposób zapomnieć.  Gdybym miała napisać o samym zakończeniu, padło by pytanie. Dlaczego? Z drugiej strony może właśnie tak powinno było się stać. Tak, tylko Iga potrafi pozostawić czytelnika z masą pytań po zakończeniu książki. Polecam z całego serca, Całość! 


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Miasto książek.
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki. 

października 20, 2015

października 20, 2015

Pożegnanie z wodospadami

Pożegnanie z wodospadami

Wszystko kiedyś ma swój koniec. I tak przyszła pora by rozwiązać zagadki, znaleźć odpowiedzi na dawno zadane pytania i... pożegnać się z bohaterami których przez cztery tomy zdążyło się polubić i znielubić, ale bez względu na wszystko przywiązać. 
Nie ukrywam, niecierpliwie oczekiwałam tego piątego tomu, tego co zawarła w nim autorka, w końcu zaserwowała czytelnikom tyle niewiadomych, że wreszcie napięta do granic możliwości cierpliwość musiała znaleźć ukojenie. 
Jak więc wyglądało moje ostatnie spotkanie z Kylie, Holiday, Burnettem, Derekiem, Lukasem, Mirandą i Dellą? Czy w końcu dostałam satysfakcjonujące odpowiedzi? Zacznę od początku.

Kylie znalazła się w miejscu gdzie nie jest jedynym kameleonem, ale czy to ją uszczęśliwia? Czy pobyt w miejscu gdzie wydawałoby się powinna czuć jak u siebie, jest takim rzeczywiście? Nastolatka tęskni za wodospadami, za przyjaciółmi z którymi musiała się rozstać. Komendantką Holiday i nawet Burnettem, jej serce dalej się goi po zdradzie, której dopuścił się Lukas. I chociaż upłynął czas, ona sama nie potrafi przejść do tego z odpowiednim dystansem. W dodatku życie wśród najbliższych jawi się jak więzienie. Pozostali ukrywający się okazują niezadowolenie z jej obecności. W końcu najgorszy wróg poluje na Kylie, przez co cały gatunek czuje się zagrożony.  
Czas jednak nie jest jej sprzymierzeńcem. Mario chce zakończyć to co zaczął i nie odpuści dopóki nie rozegra ostatnią bitwę na śmierć i życie.   Same wybory, dobre, złe i niewidome. Jedno jest pewna, trzeba dokonać zmian, trzeba ruszyć w stronę o jakiej zadecyduje przeznaczenie.

Czy młoda kameleonka dowie się czegoś nowego o sobie samej i temu do czego została powołana, kim będzie zjawa nie dająca spokoju, uparcie chcąca zwrócić na siebie uwagę. Jakim sposobem przedmiot będzie wędrował śladem  Kylie i przede wszystkim dlaczego? Co autorka zafunduje w ostatecznej rozgrywce i czy finał usatysfakcjonuje ? 


Trudno jest opisywać ostatnią z części, zawsze czai się strach przed zdradzeniem zbyt wielu szczegółów.  Dlatego postanowiłam skrócić do maksimum zarys fabuły, by przejść do mych wrażeń po zakończeniu sławnej serii. A były... no były i chyba nawet w większości są one mieszane. 
Wiem, będę nudna, będę powtarzalna, ale... autorka w tym tomie już naprawdę, ale to naprawdę przesadziła. Otóż Kylie cały czas, na okrągło zagryzała usta. Ba! ona robiła to praktycznie non stop! Ja rozumiem, że czasem ze stresu można złapać za wargę, ale ludzie! Naprawdę to musiało się dziać co najmniej po trzy razy na każdej ze stron? I nie, nie przesadzam. Tak było. 
Ogólnie bardzo dużo oczekiwałam po moim ostatnim spotkaniu w wodospadach, wyobrażałam sobie, że autorka zaserwuje przysłowiowe "bum", czy zastałam coś właśnie takiego? Sama nie wiem. 
W pewnym sensie było troszkę inaczej, towarzyszyło pewne napięcie podczas czytania, ale.., bez fajerwerków.  
Miłosny trójkąt dalej trwał, ale o dziwo Lukas aż tak mnie nie drażnił jak było do tej pory. Nawet chwilami było mi go żal. Nie, nie polubiłam go. Jestem wierna własnym przekonaniom,  cały czas miałam Dereka za swojego faworyta. Na jaki wybór zdecydowała się Kylie? Wraz z dziewczyną zmierzamy ku zakończeniu "przygody".  A zakończenie było... No było. I chyba tak naprawdę tutaj powinnam zakończyć.  
Muszę przyznać, że chyba zbyt wysoko podniosłam poprzeczkę i chyba stąd moje lekkie rozczarowanie. Wyobrażałam sobie niestworzone rzeczy, A tutaj.. Owszem, coś się wydarzyło. Było chwilami dramatycznie i koniec. 
Troszkę sobie ponarzekałam, ale tak w ogólnym rozrachunku książka nie jest zła. Nawet mogłabym się pokusić, że seria została "porządnie" zamknięta.  Rozstanie nie było bolesne,  otrzymaliśmy odpowiedzi na pytania i przyszła pora zamknięcia ostatniej strony.  
Oczywiście chyba nie muszę nikogo przekonywać do sięgnięcia po Wybraną o zmroku , na tym etapie nawet nie powinno być żadnych wątpliwości. Powinnam też podsumować całą serię, przy której miło spędziłam czas. Dzięki Delli i Mrandzie nie jednokrotnie było przezabawnie, wraz z Kylie tworzyły zgrane trio. Holiday, wierna przyjaciółka i wsparcie dla obozowiczów. 
Wodospady cienia polecam fanom fantasy, którzy lubią wampiry, wiedźmy oraz inne nadprzyrodzone postaci. Wrażeń na pewno nie zabraknie. 


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Feeria. 
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki. 

października 16, 2015

października 16, 2015

Diabli nadali

Diabli nadali

Zawsze, ale to zawsze kiedy dochodzą mnie wieści (nawet te niepotwierdzone) o najnowszej książce Olgi Rudnickiej, przytupuje nóżkami. Ze szczęścia, ze zniecierpliwienia i ogólnie jest szał, szał wyczekiwania. Lata temu, gdy przez przypadek zamówiłam debiutancką powieść autorki, nie wiedziałam jeszcze, nie miałam pojęcia, że oto popełniłam spontaniczną i najwspanialszą decyzję w moim czytelniczym życiu. Tak, tego dnia gdy wracałam do domu z pracy dzierżąc w dłoniach książkę, zrozumiałam, że to nie jest pierwszy i ostatni raz, że oto trafiłam na autorkę nie byle jaką. I teraz, gdy chyba już każdy zna nazwisko kobiety piszącej tak wspaniałe powieści, czuje się szczęśliwa, że moja przygoda jest od początku, nie z polecenia, a z przeczucia, które po kilu zdaniach, nie wiele mówiącego opisu podpowiedziało bym zaryzykowała i zakupiła.
Każda kolejna książka jest lepsza od poprzedniej, jak Olga Rudnica to robi? Nie mam pojęcia, lecz moja radość jest nieskończona.
O czym więc jest najnowsza publikacja? Jakie zapewniła mnie, wiernej czytelniczce, wrażenia? Przekonajcie się czytając dalszą część opinii.


Pierwsze dni bywają trudne, zwłaszcza w pracy. Każdy chyba wie, że w czasach gdy praca jest niemalże nagrodą, stanowisko w dobrej firmie, nawet śmieszny staż, jawi się niemalże przedsionkiem nieba. Dla Moniki, jeszcze nieświadomej wydaje się, że praca jako pomocnicy tych bardziej zapracowanych nie będzie zbyt ambitna i trudna, jednak i tak czuje stres. Jak wiadomo nowi ludzie i całe to otoczenie. Już na wstępie zostaje przywitana w sposób daleki od jej wyobrażeń, później jest już tylko gorzej...
Na szczęście zjawia się jedna osoba z wyciągniętą na pomoc ręką i to chyba dzięki niej Monika zbiera się w sobie, by stawić czoła samemu... Diabłu czyli dyrektorowi Dagmarowi Różykowi i Magdzie Wikcińskiej znanej jako Zdzira, przez wielkie Z.

Pierwsze co czuje Monika po otworzeniu drzwi do gabinetu dyrektora to szok i niedowierzanie. Jej szef został zabity. Owszem, nie miała najlepszego zdania na temat Diabła, był kobieciarzem i flirciarzem, jednak w pewien sposób polubiła tego pewnego siebie mężczyznę, jak teraz będzie działała firma bez Różyka? Kto i dlaczego posunął się do zbrodni?
Wszyscy pracownicy zaczynają spekulować, kiedy policja zajmuje się przesłuchaniami każdy wydaje się mieć motyw. W końcu większość kobiet wodziła za dyrektorem maślanymi oczami. Mężczyźni nienawidzili rywala, który nie musiał robić zupełnie nic, by kobiety klękały pod jego nogami.
Według większości główną podejrzaną jest Zdzira, to ona nie potrafiła uwieść szefa, piekielnie zazdrosna, nienawidziła każdej potencjalnej rywalki.
 Monice natomiast nie pasuje całość tej dziwnej układanki, kiedy policja próbuje zasugerować, że jest pierwsza na liście podejrzanych, ponieważ jako ostatnia widziała Różyka samego, podejmuje własne kroki w sprawie by dowiedzieć się czegoś więcej. Dzięki pomocy Mateusza, znajomego pracującego w policji zyskuje kilka ważnych informacji. Jednak dalej pozostaje główne pytanie. Komu Dagmar Różyk tak mocno zalazł za skórę, że postanowił uciec się do morderstwa właśnie w taki sposób?

Nie wiem czy można z tego typu wyznaniami w opiniach, ale muszę. Kocham Olgę Rudnicką!
Jest wspaniałą pisarką, kiedy biorę do rąk jej kolejne dzieło wiem, jestem przekonana, że po zakończeniu będę rozpaczała, że to już, tak szybko nastał koniec. I dlaczego tak długo muszę czekać na następną.
Wracając do samej książki. Diabli nadali są wspaniale napisanym kryminałem, który zawiera nie tylko tak charakterystyczny humor Rudnickiej, ale coś jeszcze, co? Tego nie zdradzę, zachowam tajemnicę by każdy potencjalny czytelnik mógł lepiej wczuć się w atmosferę.
Co do samej fabuły. Jak zawsze skrojona na idealną miarę. Nawet gdybym chciała, to nie potrafiłabym się do niczego przyczepić. Bohaterowie nietuzinkowi, każdy wyrazisty i odgrywający mniejsze bądź większe znaczenie w całości utworu. Skoro już jestem przy postaciach, muszę wspomnieć o niektórych.

Monika, miała charakterek, żadna ciapa, żadna ofiara życiowa. Dziewczyna z zasadami potrafiąca tupnąć nóżką kiedy należy. Tatuś i braciszki... Wspaniała mieszanka wybuchowa z ciocią Tereską na czele. Jednak najważniejszy i najbardziej przeze ulubiony to... Diabeł! Pokochałam go z miejsca, nie dlatego, że taką odgrywał rolę, ale za jego genialne relacje z Moniką, za jego podejście do Filipka i Zdziry. Coś przepięknego i no ja.. po prostu kocham tego Faceta! Bardzo kocham. Wpadłam w Diabelskie macki i dobrze mi z tym.
Wątek z morderstwem, szacunek. Tylko Olga Rudnicka z tak poważnej sprawy potrafi zrobić komedię i to jeszcze na najwyższym poziomie. Tutaj nie tyle samo śledztwo wiodło prym, a co innego. Niestety nie mogę zdradzić niczego więcej. Nie odbiorę tej przyjemności innym czytelnikom. Jedno jest pewne. Każdy kto zasiądzie do lektury nie oderwie się zanim nie zakończy. Ja mimo choroby, mimo złego samopoczucia czytałam do rana, co chwila wybuchając śmiechem. I śląc miłosne spojrzenia w stronę wiadomo kogo.
Niestety wszystko co dobre ma swój koniec, gdy dotarłam do ostatniej strony po praz pierwszy od bardzo dawna poczułam smutek. Smutek, że już muszę rozstać się z ludźmi do których zapałałam aż tak wielką sympatią.
Mam nadzieje, że nie ma osoby, która czuje niepewność względem najnowszej pozycji, bo jeżeli tak jest pozbądźcie się ich. Diabli nadali trzeba, po prostu trzeba przeczytać! Jestem zachwycona formą autorki, która umacnia się z każdą kolejną wydaną książką.

Tekst stanowi oficjalną recenzję dla portalu secretum
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki.

października 12, 2015

października 12, 2015

Sisi. Cesarzowa mimo woli.

Sisi. Cesarzowa mimo woli.

Z historią jednej z najsłynniejszych cesarzowych zapoznałam się już jako dziecko. Oglądając piękny film opowiadający o pięknej miłości rodem z bajki, życiu niezupełnie takim jakie można sobie wyobrażać w pałacu u boku ukochanego, a przede wszystkim zapoznaniem z tym co tam wewnątrz nie zawsze było kolorowe, jak to się wydaje ludziom z zewnątrz. Jak autorka ukazała cesarzową Elżbietę? Czy obraz przedstawiony w filmie jest podobny do spostrzeżeń autorki? W celu dowiedzenia się czegoś więcej, albo  spojrzenia z nieco innej perspektywy sięgnęłam po książkę pani Allison  Pataki, o której wspomnę w poniższej opinii. 

Historia rozpoczyna się w domu rodzinnym młodziutkiej Sisi, która to wraz ze swą siostrą Heleną przekomarza się z bratem, który niezupełnie jest taki jak można by sobie wyobrażać. Nie spodziewające się nadchodzącej zmiany, dziewczęta wszczynają spór z bratem. Od zawsze w ich rodzinie panowała większa swoboda, oczywiście obowiązywała etykieta, lecz matka nie wychowywała ich zbyt surową ręką. Elżbieta była przyzwyczajona do konnych przejażdżek o każdej możliwej porze, bądź nocnych spacerów...
Kiedy pamiętnego wieczoru padają słowa, których żadna z sióstr się nie spodziewa, nikt nie ma pojęcia, że oto teraz historia została zaplanowana w nieco innych sposób, zaś główna zainteresowana mająca być oparciem dla przyszłej cesarzowej znajdzie się na jej miejscu. 
Podróż do miejsca, które jawi się jak ze snów. Nie jedna panna chciałaby znaleźć się na miejscu Heleny, oprócz niej samej. Nieśmiała i nieco wycofana Nene, zamiast radości czuje przerażenie. Jedyną otuchą jest świadomość, że u boku będzie miała ukochaną siostrę.

Los zadecydował inaczej. Między przyszłym cesarzem, a Elżbietą kiełkuje uczucie, którego żadne z nich się nie spodziewało. I to właśnie młodsza z sióstr zostaje wybrana na przyszłą żonę. Z początku radość, ekscytacja. Ślub i życie jak z bajki. Czy jednak rzeczywiście? 
Niedoświadczona i nieświadoma Sisi, nie spodziewa się, że od teraz każdy dzień będzie diametralnie różnił się od tego, które ma w pamięci z domu rodzinnego. Rola przyszłej cesarzowej jest odpowiedzialna, stanie u boku męża, cesarza jest przywilejem, ale i również poświęceniem własnej prywatności. Etykiety, plany dnia. No i przede wszystkim, co najważniejsze. Pozbawienie intymności, relacji z własnymi dziećmi... Miłość doprawiona goryczą.


Przede wszystkim muszę wspomnieć o stylu autorki. Troszkę się obawiałam sposobu jaki obierze pani Patak, na szczęście już po przeczytaniu pierwszych zdań uspokoiłam się. Historia, która od zawsze mnie fascynowała została przedstawiona bardzo przychylnie w stronę odbiorcy. Czyta się z ogromnym zainteresowanie i lekkością, za co jestem ogromnie wdzięczna.
Jak wspomniałam na wstępie, chciałam porównać film z książką, która jak wiadome zawsze różni się od ekranizacji. I tak oto dzięki autorce dowiedziałam się więcej na temat ojca Sisi, oraz relacji panujących w domu między rodzicami cesarzowej. Niezmiernie zdumiała mnie postawa Heleny. Nie spodziewałam się, że aby była tak nieśmiałą i zamkniętą w sobie kobietką.  Matka również troszkę odbiegała od moich oczekiwań, jednakże największy szok przeżyłam przy Nene. 
Chyba każdy kto w mniejszym, bądź większym stopniu zapoznał się z historią Sisi, nie tylko przez film, zdaje sobie sprawę, że była to kobieta nieszczęśliwa. Życie, które z pozoru jawiło się wspaniale tak naprawdę nie przynosiło zbyt wielu powodów do radości. 
Cesarz, bądźmy szczerzy, był trudnym człowiekiem, który niekoniecznie przypominał księcia z baśni. Sisi musiała z początku młoda, nie mająca siły przebicia dość nieporadnie walczyła o swoje racje, ciotka przy każdej możliwej okazji przysparzała trosk. Zofia władcza, nieznosząca sprzeciwu w każdej nadarzającej się okazji sprzeciwiała się decyzjom synowej. Chyba największym ciosem było odseparowanie od dzieci.  
Dworskie życie niosło więcej wymagań i zakazów niż mogła sobie wyobrazić. Z biegiem czasu, nabierała więcej pewności siebie. Dzięki wrodzonej dobroci oraz chęci pomagania innym podbiła serca poddanych. I chociaż we własnym życiu nie mogła wygrać z intrygami ciotki, tak w niektórych sprawach uparcie dążyła do celu. 

Uważam, że autorka bardzo dobrze poradziła sobie z tematem, który zapewne zainteresują sporą część odbiorców. Opowieść snuje się bardzo realnie, dzięki czemu chyba każdy doskonale może się wczuć w omawiane czasy. Poczuć skrawek historii, na której znaczący wpływ miała ta niepozorna cesarzowa.
Pozostaje pytanie, dla kogo powyższa książka? Wydaje mi się, że dla każdego. Nie tylko pasjonatów historii, ale również lubiących opowieści o miłości, osadzonej  w dalszej przeszłości.
Ze swojej strony dodam jeszcze, że książkę czyta się naprawdę szybko, jest bardzo wciągająca, nie można się nudzić. Szczerze polecam.

Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu HarperCollins.

października 09, 2015

października 09, 2015

Klątwa Utopców

Klątwa Utopców





Pióro pani Iwony Banach polubiłam już przy pierwszym spotkaniu, kiedy to podczas czytania zrozumiałam, że jej styl jest przede wszystkim lekki i zabawny. Okraszony ogromną dozą ironii, czyli tym wszystkim czego oczekuję po pewnych lekturach. Kiedy już mniej więcej pojęłam w jakiej tematyce oscylują jej powieści, wiedziałam, ba byłam wręcz przekonana, że siadając do  tego tytułu ani przez chwilę nie poczuję rozczarowania. Jak więc było w przypadku "Klątwy utopców"? Zapraszam do recenzji.
 
Poznajemy Dagmarę, która z początkiem lata, zamiast na wymarzone wakacje z ukochanym, musi wybrać się na nudną wieś do dziadka. Dziadka będącego ekscentrycznym i dość trudnym staruszkiem.  Traf chciał, że ostatnia gospodyni uciekła z domu dziadziusia z krzykiem, i biednej wnuczce nie pozostało nic innego jak spakować walizki i udać się na uroczą prowincję. Na szczęście mając do towarzystwa koleżankę z dawnych lat, która w przeciwieństwie do poszkodowanej czuła się podekscytowana wyprawą.
 
Z pozoru niewinny pobyt u najstarszego z rodu oraz szukanie nowej gospodyni znajdzie swój finał w zupełnie innym miejscu.
 
Dagmara wraz  ukochanym Filipem i dwojgiem jego znajomych trafia na Roztocze w poszukiwaniu przyjaciółki, do wsi jeszcze bardziej zacofanej niż sobie mogła to wyobrazić. Zajeżdżając pod wskazany adres grupa nie ma pojęcia czy dziadkowi poprzewracało się w głowie, czy ktoś pokusił się o kiepski żart. Oczom nowo przybyłych ukazuje się solidna budowa, w dodatku porządnie nadgryziona zębem czasu.  Na domiar złego właśnie we wnętrzu tego przybytku starszy pan zażądał oczekiwania na swoją osobę.  Zmęczeni, lekko przerażenie, ale przede wszystkim zirytowani udają się do środka gdzie zastają zaginioną Kingę, o dziwo w całkiem dobrym nastroju. Sprawa wygląda co najmniej podejrzanie, zwłaszcza nieobecność dziadka. Tym bardziej, że zamiast generała na przeciw wychodzi im pani Stasia, sąsiadka staruszka.
 
Już tej samej nocy "goście" opuszczonego domu, a dokładniej mówiąc starego zakładu psychiatrycznego dostąpią wstrząsających doznań. Niestety nawet za dnia Utopce nie będą jawiły się zbyt przyjaźnie.  Jest to miejsce gdzie każdy dokładnie dogląda własnej zagrody, dba o pielęgnowanie starych tradycji i... nie jest przychylnie nastawiony do zagrożenia z zewnątrz. Zwłaszcza młodych kobiet. Chyba każdy wie, z autopsji czy telewizji, że najlepszymi strażniczkami "tradycji wiejskich" są... nie kto inny jak okoliczne matki i babcie...
 
Mogłabym napisać bardzo dużo o samej fabule, która porwała mnie od pierwszej strony, ale nie mogę, wręcz nie mam prawa odbierać potencjalnemu czytelnikowi radości odkrywania zdanie po zdaniu, skrawek po skrawku tajemnicy i humoru zawartego na kartach powieści.
 
Zacznę od samych bohaterów. Pani Banach wspaniale kreuje sylwetki postaci, od irytującej i jak dla mnie bezmyślnej Dagmary po nieocenioną Kusiakową. Dzięki, której moje mięśnie brzucha pracowały na najwyższych obrotach przy dzikich napadach śmiechu.
 
Wszyscy bohaterowie są dokładnie dopracowani, nawet Ci, wydający się najmniej ważni, uważajcie to tylko pozory. Autorka w każdej chwili potrafi zaserwować ukrytym asem w rękawie.
 
Mówiąc szczerze, nie spodziewałam się aż takiej dawki poczucia humoru, i chociaż chwilami powinno zrobić się groźnie, bo był trupy, było zagrożenie życia, to jakoś nie byłam w stanie opanować śmiechu w tych z goła najniebezpieczniejszych momentach.

Pokochałam Kusiakową, była i nadal jest moją ulubioną postacią. Polowanie na demony z niezawodną chochlą będę wspominała do końca życia. Jednak chyba nic nie przebije farbowania włosów...

" -U fryzjera tak panią urządzili? (...)
-  A gdzież tam. Krycha trochę ludzi czesała, ale tera to już ni, poza tym to kosztuje. Sama zrobiłam.
-  Jasne, tylko koszt farby...
- A po co mi? U starego w warsztacie bejcę znalazłam, trochę już przechodzona była, ale wiśniowa... Porządna, nie jakaś tam chemia! "

Nie jestem wstanie opisać wszystkich przezabawnych sytuacji, książkę po prostu trzeba, a raczej należy przeczytać! Zwłaszcza w te nadchodzące ponure, czasem deszczowe dni. "Klątwa utopców"  zaserwuje tyle emocji, że nawet jesienne wichury nie będą zdolne oderwać od stron. No i jeszcze zagadka dziadka, na której rozwiązanie przyjdzie bardzo długo poczekać.  Z ogromnym żalem rozstawałam się z bohaterami i starym szpitalem.  Mam nadzieje, że autorka szykuje kolejną, równie świetną książkę. Szczerze i z całego serca polecam fanom kryminałów z ogromną dozą czarnego humoru w stylu... no sami się przekonacie, z pewnością nikt się nie rozczaruje.

"- Mamuniu, co żeście tatusiowi zrobili? - Kusiakowa popatrzyła na rodzicielkę z niekłamanym przestrachem.  - Znowu żeście go bili? Wypić chłopu nie dacie, a potem się dziwić, że nerwy.
 - Kiedy nie! Tatunio od wczoraj nie wytrzeźwiał, pod jabłonką śpi, jeszczem go nie prała! (...)"

 Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKa.
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki.

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger