listopada 22, 2022

listopada 22, 2022

Zimowy spacer jesienią ;)

Zimowy spacer jesienią ;)

 

Mówią, że nie ma złej pogody na wyjście w góry, jest tylko nieodpowiednie ubranie i przygotowanie. Coś w tym jest, ale jak się mieszka obok szczytów, siłą rzeczy i raczej samoistnie przychodzi zmiana w garderobie, gdy warunki pogodowe ulegają ochłodzeniu. I tak, jeszcze niedawno pokazywałam typowo listopadowe widoki i kolory, by za kilka dni, dreptać po skrzypiącym śniegu, mieniącym przepięknie w słońcu - tam na szczycie możliwe, że jeszcze się utrzymuje, bo u mnie po dwóch dniach spłynął i pozostawił tylko błotko, które nocami ścina mróz, ale nie o tym dziś. Dzisiaj pokażę Wam kochani, jak minęła moja sobota i dokąd się wybrałam. 

Jak tylko zobaczyłam w prognozie pogody, że w sobotę i niedzielę, po wcześniejszych opadach śniegu ma być mroźno i słonecznie, wiedziałam, że musimy iść na Wysoki Kamień. Wstyd się przyznać, w Szklarskiej Porębie byłam wiele razy, ale do Wysokiego Kamienia nie poszłam jak dotąd nigdy. Pogoda wymarzona, jak tylko się przygotowaliśmy, wyruszyliśmy w drogę, by jak najwcześniej znaleźć na trasie. Im wcześniej tym mniej ludzi. My ludzi nie lubimy, więc... 


Widoki były zachwycające, z tego wszystkiego nie zrobiłam zbyt wiele zdjęć, ponieważ cały czas przyglądałam się grze świateł na zamarzniętych gałęziach i śniegu, który skrzył się jak kryształki. Zabrzmiało patetycznie, ale jeśli zima - to tylko w górach. Nic, nie robi takiego wrażenia, jak słońce nad szczytami pokrytymi śniegiem. Zdjęcia tego nie oddają. 

Trasa jest banalnie lekka i szybka, gdyby nie fakt, że jeszcze byłam pod wpływem antybiotyku, który niestety mocno mnie osłabił - tak, zapalenie pęcherza okazało się troszkę zbyt mocne i musiałam niestety wspomóc paskudnym antybiotykiem. Co niestety odebrało mi siły, kto mnie dobrze zna, ten wie. Nie umiem chorować biernie, nawet podczas gorączki wstanę i zrobię przemeblowanie w domu. Tak więc, gdy już poczułam jako tako lepiej, musiałam wyjść z domu. A gdzie, jeśli nie w góry?  Padło na Wysoki Kamień, bo szlak krótki, mało wymagający, a widoki zacne. Jeśli ktoś ma dobrą kondycję, śmiało podejdzie w 40 min. Mnie zajęło niecałą godzinkę, musiałam robić przerwy, ale podejrzewam, że w normalnych okolicznościach byłoby krócej.  Ścieżki można wybrać różne, zazwyczaj polecane są od słynnego w Szklarskiej Porębie - Zakrętu Śmierci. Jest parking, wystarczy podejść kawałek ponad drogę i znaleźć żółty szlak zmierzający na szczyt.  My poszliśmy jakimś innym ( chyba czerwonym)  - czego nie żałuję, bo był o wiele ciekawszy i piękniejsze widoki, za to zeszliśmy już żółtym, no i było tak średnio, dlatego będę polecała czerwony.  A teraz zapraszam do zdjęć. 










Wysoki Kamień jest położony w Górach Izerskich, a z jego szczytu można podziwiać panoramę Szklarskiej Poręby oraz pięknych Karkonoszy, chociaż uważam, że Izery mają wiele do zaoferowania pięknych widoków. Niezmiennie pozostanę fanką Rudawek, jednak oddać trzeba, że pasmo Karkonoszy robi wrażenia, gdy się spogląda z innych szczytów :). W planach mam jeszcze Szrenicę, ale to już na pewno nie podczas weekendu i poczekam, aż będzie więcej śniegu. Bo teraz to może być różnie, nie bardzo chce iść po lodzie - wyciągi nie dla mnie. No i teraz już trzeba przygotować raczki ;)).  Idziemy dalej...



Widok już przy wieży, której zdjęcia są wyżej, jednak nie można na nią wejść, jeszcze jest w remoncie, ja niewiele straciłam, bo nigdy nie wchodzę na żadną wieżę widokową, w tym przypadku uruchamia się mój lęk wysokości. 




Tutaj widok na schronisko z zewnątrz i w środku - niestety nie mogłam zrobić zdjęć od dołu, ponieważ było bardzo dużo ludzi siedzących do mnie przodem, nie opublikuje takich zdjęć, nie mając zgody, a pytać każdego z osobna, gdzie w większości byli to Czesi, średnio mnie zachęcało, więc jest sufit i fragment ścian, poniżej stoją stoły z ławkami - jest przepiękny kaflowy piec - nie mogłam się do niego dostać, tyle ludzi się wtoczyło, jak tylko strzeliłam to zdjęcie, że po prostu wstaliśmy i wyszliśmy. 


Przy zejściu minęliśmy takie skałki, ale już nie chciało się nam wchodzić i zaglądać co ciekawego kryją z drugiej strony. Może innym razem, gdy się tutaj wybierzemy na spacerek, sprawdzimy jaki widok zasłaniają. 

A zatem, sezon zimowy w górach uważam za rozpoczęty - chyba mój ulubiony. Już nie mogę się doczekać następnych wypraw. Lubicie chodzić zimą po górach? 


listopada 20, 2022

listopada 20, 2022

Legenda - druga część Caravalu

Legenda - druga część Caravalu

 


Niedawno pisałam jak cieszyłam się z ponownego wydania serii Caraval. Pierwsza część mnie pochłonęła za pierwszym jak i drugim razem. Jednak byłam niezmiernie ciekawa co też autorka zaprezentuje w kolejnym tomie, czy aby poziom zostanie utrzymany? I niepowtarzalna atmosfera będzie towarzyszyła jak poprzednio? 

Bardzo długo przyszło mi czekać na Legendę, bałam się bardzo rozczarowania, że oto po świetnym wstępie, okaże się, że autorka nie dźwignęła tematu - jak często już się spotykałam z podobnym zjawiskiem. Zaczynałam czytanie z rezerwą i oto, mam za sobą tę część, jaka była? 


Caraval, za którym przez wiele lat tęskniły siostry - a przynajmniej jedna z nich. Został zakończony, życie ich obu zmieniło się bardzo, ale nie w ten sposób jaki sobie wyobrażały. Scarlett podjęła się gry, której zasady przekroczyły najśmielsze oczekiwania, a po wygranej nie bardzo wie, co myśleć. 

Z kolei Donatella musi dotrzymać obiecanego słowa - ktoś kogo nie zna, pomógł jej dostać się na wyspę razem z siostrą, obiecał, że wezmą udział w grze, ale będzie musiała udzielić bardzo ważnej informacji dotyczącej samego Legendy. Czas leci, a dziewczyna nie wie, w jaki sposób uzyskać potrzebne informacje. Pomoc przychodzi pod postacią kolejnej rozgrywki, o tyle niespodziewanej i wyjątkowej, bo z okazji urodzin władczyni jednej z wysp. Zazwyczaj trzeba czekać kolejny rok do ponownego Caravalu, ale okazja jest wyjątkowa. 

O ile Scarlett stanowczo odmawia wyprawy i udziału w imprezie, o tyle Tella, jest zdesperowana. Musi dostać się na wyspę, chce uczestniczyć w Caravalu nie jako widz - jak było poprzednim razem, ale być uczestnikiem i zmierzyć z zadaniami. Stawka jest bardzo wysoka, a ona musi zaryzykować wszystko, bo tylko wtedy będzie mogła otrzymać nagrodę o którą włączy -  i nie jest to spotkanie z samym Legendą, stawka jest o wiele wyższa. 


W tej części do głosu dochodzi Tella - co mnie niezmiernie cieszyło, ponieważ właśnie tę siostrę polubiłam w pierwszej części. Jej postać była mi od początku bliższa, nie wywoływała niechęci i irytacji. Może dlatego, że podejmowałabym podobne decyzje? Nie mam pojęcia. W każdym razie młodsza z sióstr z determinacją postanawia stawić czoła grze, w której rzeczywistość zaciera się ze złudzeniem. Dodatkowo sprawy nie ułatwiają pewne komplikacje, po dotarciu na wyspę z powodu kłopotów z zakwaterowaniem, daje się w ciągnąć jak uważa w niewinne kłamstewko, a cena będzie dosyć wysoka.

Pojawiło się sporo nowych postaci, jak również informacji na temat matki sióstr. Z pierwszego tomu dowiadujemy się tylko, że opuściła niespodziewanie ich zamek, przez co ojciec zmienił się w okrutnego człowieka. Nikt nie wiedział dlaczego do tego doszło, jaki był prawdziwy powód. Teraz będzie okazja odkryć sporo z tajemnic, jakie skrywała i co mogło przyczynić do jej zniknięcia. 

W moim odczuciu ta rozgrywka była o wiele bardziej mroczna od poprzedniej, zadania równie interesujące i wystawiające na próbę, ale to właśnie pewien nowy element zaważył na całości. Na którego czele stał następca tronu oraz to, kim był i skąd pochodził. 

Legenda przebiła Caraval, co mnie niezmiernie cieszyło, już odliczam dni do premiery ostatniego tomu, ciekawa jestem finału, jak się zakończy i czym zaskoczy autorka. Bo widać, nie obniża poziomu, a wręcz podniosła bardzo wysoko. 

Cóż mogę napisać, ja będę zachęcała do poznania tej serii, oczywiście mam świadomość, że sporo osób nie będzie przekonana, ale czasem warto się przełamać i sprawdzić. 


listopada 13, 2022

listopada 13, 2022

Zapraszam na spacer

Zapraszam na spacer







 Dziś postanowiłam zrobić wpis spacerowy, a dokładnie, pokaże wam trasę jaką ostatnia wybraliśmy żeby dojść do tamu. Zazwyczaj idziemy normalna droga, ale stwierdziliśmy, że ciekawie będzie zajść od innej strony i nieco ominąć ruchliwa ulicę. Jako, że było święto - 11-ty listopada, to wiadomo ruch wzmożony. Dlatego padło na ścieżkę wzdłuż rzeki i kawałek wąwozu. Nie powiem, klimat był lekko upiorny - bo już zmierzchało, a dodatkowo dzień pochmurny, więc w lesie między skałami było genialnie, chociaż jak stwierdziłam, sama na pewno bym się tą trasą nie wybrała. To co? Idziemy? 


Jeszcze dodam, że rzeka, o której mowa do Bóbr :). Podczas spaceru zastanawiałam się czy miałabym odwagę mieszkać tak blisko koryta, zwłaszcza, że większość domów usytuowana jest poniżej koryta. Cóż, niektórzy jak widać lubią życie na krawędzi, ale dziś nie o domach. 



W rzece jest mnóstwo powalonych drzew i szczerze to dla mnie widok jak z planu do jakiegoś dobrego horroru, naprawdę czy taka aura była, czy moja wyobraźnia się uaktywniła, ale wszystko wyglądało tajemniczo i trochę dziwnie? ;)


Przez spory odcinek widoki były właśnie takie jak na zdjęciu wyżej, zastanawialiśmy się dlaczego są powalone, bo wąwóz, wiatr średnio tam mocno wieje, chyba skłaniamy się ku teorii, że podmokła Ziemia, nie utrzymuje tak ciężkich drzew. 


Ścieżka, która szliśmy wyglądała mniej więcej w ten sposób, tutaj akurat nie jest poprzecinana leżącymi konarami drzew przez, które trzeba było przeskakiwać. 


Mnie się szalenie podobają te zdjęcia, wyszły mrocznie i tajemniczo, tak listopadowo. Dużo ludzi nie lubi ten miesiąc bo jest ponury, a dla mnie ma w sobie coś niesamowitego. 


Na pewnej skale można zobaczyć taki oto znak, nie mamy pojęcia co oznacza, kto go umieścił. Może gdzieś jest informacja, trzeba będzie się zainteresować. 


A tutaj już widok na naszą tamę, przeszliśmy jak wspomniałam od innej strony, zazwyczaj idziemy na górę tamy, ale teraz chcieliśmy z innej perspektywy. Dlatego nie mam zdjęć z góry. Mimo wszystko, ten widok równie pięknie się prezentuje. 



A tutaj "domek Muminków", to znaczy ja go tak nazwałam. Nie mam pojęcia co to jest i dlaczego. Jednak gdy zobaczyłam pierwszy raz, moim skojarzeniem były właśnie Muminki.  I to już koniec naszego krótkiego spaceru. W rzeczywistości trwał ponad godzinę, a może i dłużej? Trasa dosyć spora, ale my lubimy dużo chodzić, więc to była tylko rozgrzewka poobiednia.  

Jak minął wam dłuższy weekend? - ja średnio teraz odczuwam te nadprogramowe wolne, ale normalnie z pewnością bardzo bym się cieszyła z dodatkowego dnia odpoczynku. 

listopada 11, 2022

listopada 11, 2022

Dziewczyna z gór - Ogień

Dziewczyna z gór - Ogień

 



Wyczekiwałam kolejnego tomu Dziewczyny z gór. Jest to seria, obok której trudno przejść obojętnie i nie spotkałam się z negatywnymi opiniami. Nie ma co się dziwić. Nazwisko autorki mówi samo za siebie. Małgorzata Warda jest jedną z niewielu autorek, tak rzetelnie przygotowujących się do pisania. Książki dopracowane są pod każdym względem, dlatego tutaj nie może być mowy o złym poziomie. Jedyne czego czytelnik może być ciekawy, to tego, w jaki sposób będą poprowadzone losy bohaterów i z jakimi wydarzeniami będziemy się zmierzać razem z nimi. Byłam niezmiernie ciekawa, jak potoczy się przyszłość dwojga ludzi, których życie było szalenie poplątane, ale na swój sposób niesamowite i można powiedzieć wyjątkowe. W tej części dowiadujemy się, co spotka Jakuba i jak poradzi sobie z tym wszystkim Nadia.

Wiemy już, że Jakub musi odbyć swoją karę za popełnione w przeszłości błędy. Nawet jeśli jego poczynania miały pewne usprawiedliwienie, to jednak działał wbrew prawu, a jak wiadomo, takie czyny muszą być odpowiednio osądzone, czy sprawiedliwie? Mężczyzna jednak nie stara się sprzeciwiać zarzutom, ma świadomość, że musi stawić czoła konsekwencjom. Jeśli czegoś się obawia, to tylko reakcji i zachowania Nadii, która bardzo przeżywa całą sytuację i jest rozdarta pomiędzy nim a swoją matką. Dodatkowo jego choroba się nasiliła, objawy są coraz bardziej uporczywe i tak naprawdę, nikt nie wie, czy jego organizm wytrzyma do końca wyroku.

Z kolei Nadia kolejny raz musi przewartościować swoje życie, zmierzyć się z następstwami decyzji, które podjęła, by ratować ojca. Zdaje sobie sprawę, że jej działanie nie było poprawne, jednak nie umiała inaczej. Matka nie potrafi jej zrozumieć, od dawniej nie umieją się porozumieć. Gdzieś na przestrzeni lat, zatarła się między nimi więź, która tworzyły.

Jest jeszcze jedna osoba, której życie nie rozpieszczało od najmłodszy lat. Wspomnienia z dzieciństwa to chowania przed ostrzałem samolotów i bombardowaniem. Później wyprawa, która miała odmienić przyszłość, a tak naprawdę prowadziła prosto do piekła. Polla doświadczyła wiele złego, ale umiała cieszyć z tego, co otrzymała. Niestety chwilowy spokój się skończył, a ona będzie musiała szukać pomocy w nieznanym.

Mogłabym rozpisać się na temat fabuły, ale myślę, że tutaj na etapie trzeciej części, każdy, kto już rozpoczął swoją przygodę z bohaterami, będzie po prostu chciał przeczytać, a poznawanie fabuły jest w tym przypadku zbędne. Ze swojej strony mogę napisać, dlaczego warto czytać wszystkie trzy części i jak odebrałam ten - mam nadzieję, że nie ostatni.

Wiele razy pisałam, że pióro Małgorzaty Wardy, nie należy do łatwych, natomiast poruszone problemy nigdy nie są jednoznaczne. Nie ma dobrych i złych postaci, każda jest złożona i przedstawiona z różnych stron, a ich ocena pozostaje dla czytelnika.

Dlatego, gdy poznajemy historię Jakuba, Nadii i jej matki, trudno jest powiedzieć, kto jest tutaj tym źle postępującym, kto ofiarą, a kto powinien otrzymać współczucie. Bo postępowanie mężczyzny nie było prawidłowe, nie powinien był zrobić tego, co uczynił, jednak bardzo, ale to bardzo trudno jest mu przypisać etykietę przestępcy. Z każdą przeczytaną stroną, ukazuje się sylwetka kogoś, kto wzbudza w czytelniku zrozumienie.

Gdy poznajemy Nadie, jest dzieckiem, przyglądamy się małej dziewczynce, wyrwanej z domu rodzinnego, która nie rozumie, co się dzieje. Chce wrócić do swoich rodziców, chce być w bezpiecznym miejscu. Tymczasem jej nową rzeczywistość ukazuje się surowością gór i dzikością natury. Człowiek, do którego czuła nienawiść, zaczyna wzbudzać inne emocje, z każdym dniem, gdy poznają się coraz bardziej. W końcu dziewczyna nie czuje potrzeby powrotu do poprzedniego życia. Gdy ma możliwość ucieczki, nie robi tego. Rozpoczyna dorosłe życie u boku - jak wielu będzie mówiło - porywacza. Tylko dla niej, Jakub będzie ojcem, którego pokocha całym sercem.

Jest matką Nadii, której kobieta na początku każdy współczuje. Podczas czytania, można sobie wyobrażać, jaki przeżywała horror, szukając córki, umierając ze strachu. By później, bolesna prawa uderzyła z potężną mocą - Nadia miała wolną wolę, mogła się odezwać, ale tego nie zrobiła. I nawet gdy córka do niej wróciła, nie potrafiła jej zrozumieć. Nie potrafiła kochać tego dziecka, które zmieniło się w kobietę.

W tej książce fantastycznie ukazane są emocje bohaterów, tego, w jaki sposób każde wydarzenie odcisnęło na nich piętno. Jak już wyżej napisałam, matka i córka, gdzieś zatraciły swoje relacje. Ta pierwsza cały czas miała w pamięci małą dziewczynkę, gdzieś w głowie, nie aktualizowała jej wieku, wyczekiwała ukochanej małej córeczki. A tymczasem, w progu domu pojawiła się dorosła kobieta, która nie jest podatna na zdanie rodziców, twardo stąpa po ziemi i co najgorsze - kocha człowieka, którego ona szczerze nienawidzi.

Niesamowita jest to historia i mogę napisać tylko tyle, że szczerze polecam, mając nadzieję, że to jednak nie koniec.


Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Secretum

listopada 08, 2022

listopada 08, 2022

Z cyklu o wszystkim i o niczym

Z cyklu o wszystkim i o niczym


Chyba rozpocznę posty, właśnie o tytule wszystko i nic, bo czasem jest tyle tematów do poruszenia, co słychać, co się dzieje, aż trudno określić w jedną kategorie.  

Listopad zaczął się u mnie od wizyt u weterynarza - dla odmiany od października, który był "lekarzowy". Jak widać rok muszę kończyć lecząc wszystko i wszystkich. Jednak zwierzęta wolałabym żeby miały oszczędzone takie przygody. Najpierw jedna z sióstr miała problemy z przewodem pokarmowym, gdy już się cieszyłam, że wyszła na prostą. Na nosku pojawiła się opryszczka, u kota trzeba interweniować szybko, inaczej powikłania mogą być różne. Dostałyśmy leki, już była poprawa. Gdy nagle, znowu problem z brzuszkiem. Kolejna wizyta i badania, padło w pewnym momencie podejrzenie jednej z najgorszych kocich chorób - nie ukrywam, gdy usłyszałam nogi się pode mną ugięły,  ta choroba nie pozostawia złudzeń. Zabija bardzo szybko i brutalnie. Na szczęście testy wyszły negatywne, kolejne podejrzenie było równie groźne, ale tutaj również wynik dobry. Czyli jakieś zatrucie i chwilowo leczenie objawowe. Kicia biedna, wenflon, kroplówki i cała reszta. Przez kilka dni chodziła przerażona. W końcu chyba doszła do siebie. Mam nadzieję, że teraz będzie już dobrze. Zostanie nam tylko obie zaszczepić, a później kastracja. 



Dziewczyny rosną jak na drożdżach, serce mnie jednak boli, kiedy jedna z nich tyle już wycierpiała, mam nadzieję, że nie będzie większych przykrych sytuacji. Niestety wizyt nie koniec, musiałyśmy jechać z psem do szczepienia, na wizycie sprawdziliśmy pewną narośl na oku - trzeba było usunąć. Umawianie na zabieg, szczepienie odroczone. Mama w stresie, bo zabieg, ja w stresie bo mam się przejmuje. W końcu pojechaliśmy, pies zobaczył znajome drzwi i dramat. Mama razem z nim, a jak już doszło do zastrzyku rozpętał się dramat, bo przecież jak można kłuć biednego pieska. Mimo trudnego początku, zabieg przebiegł spokojnie, pies został zapakowany do auta - gorzej było z wypakowanie, bo waga nie bagatela - 25 kilo ;))). 


Całe popołudnie przespał pod kocykiem na tym dywaniku, niestety nie miał siły wspinać się na fotel, bo łapki się rozjeżdżały i w końcu padał zrezygnowany na podłogę. Musieliśmy okryć kocykiem, bo po wybudzeniu istniało ryzyko wychłodzenia, wiadomo nie ma co ryzykować, żeby się przeziębił. Oczko pomalutku się wygaja, miejmy nadzieję, że za miesiąc już tylko wizyta do szczepienia - chociaż z pewnością nie obejdzie się bez rozpaczy.



Żartuje sobie, że będąc na zwolnieniu mam więcej na głowie niż wtedy gdy normalnie jeździłam do pracy. No ale, wróciłam do domu. Myślę, że nieco odpocznę, będę chodziła z kotami na spacery. I pocieszę listopadem. Niezbyt wyczekuje grudnia, od jakiegoś czasu jestem przerażona, na myśl o tym miesiącu, ale dlaczego, może napiszę następnym razem. 


Tak się u mnie zaczął Listopad - oby kolejne dni były bardziej pozytywne, chociaż nie powiem, by było źle, jednak tego stresu, który przeżyłam z kiciem, jednak wolałabym już uniknąć. 

Na koniec wrzucam trochę zdjęć, które zrobiłam jak byłam u mamy. Poszłam na spacer gdy była ta piękna ciepła pogoda i... przeziębiłam pęcherz ;))).  Zdjęcia za to wyszły fajne ;).










listopada 05, 2022

listopada 05, 2022

Caraval

Caraval

 raz przeczytałam Caraval kilka lat temu,  kiedy to został wydany w innym wydawnictwie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale po świetnej kampanii promocyjnej, ta historia nie zyskała wielu zwolenników. I kiedy kolejne tomy w innych krajach podbijały listy czytelnicze u nas coś zdechło. Mnie ogromnie bolało serce, bo to była jedna z tych książek, które porywają czytelnika do magicznego świata, gdzie iluzja miesza się z rzeczywistością. Niestety, seria została brutalnie przerwana. 

Śledziłam bardzo długo informacje na temat wznowienia, w końcu gdy straciłam nadzieję i rozważałam zakupienie w obcym języku by jakoś sobie przetłumaczyć, okazało się, że inne wydawnictwo wykupiło prawa do serii. I oto Caraval powraca! Musiałam wrócić ponownie do początku, by poczuć jeszcze raz tę historię i zdecydować, czy po tylu latach, jeszcze posiada swoją magię?


Scarlet od najwcześniejszego dzieciństwa marzyła o wzięciu udziału w Caravalu. Zasłyszane opowieści jawiły się niczym niesamowita przygoda, o której nie zapomina się do końca życia. Wysyłała listy do mistrza Legendy z prośbami o zaproszenie. Niestety, lata mijały a odpowiedzi nie otrzymywała. W końcu gdy osiągnęła odpowiedni wiek, miała wyjść za mąż za pewnego hrabiego - nie wiedziała jak wygląda i jak się nazywa, ponieważ ojciec utrzymywał w tajemnicy wszelkie informacje. Ogólnie był okrutnym człowiekiem i obie siostry - bo oprócz Scarlet była jeszcze Donatella, marzyły o jednym. By wyrwać się spod władzy tego strasznego człowieka, jakim stał się ich ojciec. 

Zamążpójście było więc szansą dla nich obu, dlatego starsza siostra wyczekiwała dnia zaślubin z nadzieją na lepszy los. I właśnie gdy już czasu było coraz mniej, niespodziewanie otrzymuje list od samego Legendy z zaproszeniem do udziału w Caravalu. Marzenie, które przez lata zajmowało jej głowę, jest na wyciągnięcie ręki. Jednak Scarlet nie może pozwolić sobie na takie ryzyko. Opuszczenie wyspy za zgodą ojca jest niemożliwe, a ucieczka będzie wyrokiem dla nich obu. Wtedy szansa na ślub zostanie zaprzepaszczona. Decyzja może być jedna - musi zrezygnować z dziecięcego marzenia. 

Tymczasem Tella, która od lat wiedziała o pragnieniu siostry, stara się za wszelką cenę przekonać, by nie odrzucała zaproszenia i szansy, na odmianę losu, niekoniecznie za sprawą ślubu z nieznajomym człowiekiem. Bo skąd może wiedzieć, czy nie okaże się jeszcze gorszy od ich ojca? Dlatego postanowia wziąć sprawy w swoje ręce i z pomocą pewnego żeglarza, szykuje podstęp w celu wywiezienia siostry na wyspę. 

Gdy Scarlet orientuje się w jaką pułapkę zawiodła Tella, jest wściekła, chce wracać, mając na dzieje, że ojciec nie zauważył ich nieobecności. Jednak gra się właśnie rozpoczęła. Nie może opuścić wyspy bez siostry, a tą odnajdzie dopiero gdy weźmie udział w Caravalu. Magicznej grze, która trwa przez kilka nocy, wszystko co się dzieje jest iluzją i nie wiadomo kto jest prawdziwy, jaką cenę należy ponieść za odpowiedzi na zadawane pytania i przede wszystkim, kim jest sam mistrz Legenda? Czy po zakończeniu gry będzie mogła go poznać? 


Wspomniałam, że wróciłam do tej książki po wielu latach i pamiętam, jak za pierwszych razem zachwyciłam się niesamowitym klimatem, jaki towarzyszył podczas gry. Caraval to zabawa na wielką skalę, odbywa się na wyspie, specjalnie stworzonym miejscu, które przypomina magiczne miasteczko. Tak naprawdę nikt nie wie, co jest iluzją, a co rzeczywistością. Czas płynie zupełnie inaczej, rozgrywki są dosyć trudne i wymagają sporo wysiłku. Dodatkowo, wszystko dzieje się w nocy, więc jest aura tajemniczości. 

Trochę się obawiałam, jak odbiorę ponowne spotkanie i czy ponownie poczuje to coś, co towarzyszy podczas czytanie właśnie tej historii, czy przygoda wciągnie mnie jak wtedy. Moje obawy były bezpodstawne. Caraval jest niesamowity, trudno jest napisać, co tak naprawdę wciąga w tej historii. Może fakt, że jesteśmy widzami przedstawienia, mamy swoje typy, co wydarzy się w kolejne rozgrywce, kto jest kim, a później się okazuje, że scenariusz był zupełnie inny, a my siedzimy w osłupieniu, zastanawiając jak do tego doszło? 

Każda z postaci jest jakaś, jeśli ma denerwować, to będzie i to tak porządnie, czarny charakter będzie czarnym charakterem, lawirującym i pojawiającym znikąd. Obie siostry są zupełnie różne. Ja na przykład nie polubiłam Scarlet, och jakże mnie ta postać drażni, trudno jest się z nią zgadzać i popierać decyzję. O wiele bliżej było mi do Telli. Postaci męskie, też są ciekawe i niejednoznaczne. Co najważniejsze - nie ma tutaj ckliwych scen miłosnych, egzaltacji całej reszty, której nie znoszę. 

To jest Caraval - gra o wszystko. Ufać można tylko sobie i to też nie zawsze. 

Mam świadomość, że nie jest to książka dla każdego, ale będę szczerze namawiała, by nie myśleć o niej jak o bajce fantasy, ale jak o niesamowitej przygodzie, której jeszcze nie miało się okazji przeżyć. 


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger