października 24, 2014

października 24, 2014

Fałszywe bogactwo

Fałszywe bogactwo


Ponownie wracamy do Zakonu Ciemności oraz bohaterów, którzy przez ostatnie dwa tomy zmagali się z zagadkami odkrycia znaków zbliżającego się końca świata,ale nie tylko. Bo w podróży pięcioosobowej grupy nie brakowało innych wydarzeń niosących zmiany w ich dotychczasowym spojrzeniu na świat. Każde z nich czegoś więcej się nauczyło, może i odkryło w sobie coś co było ukryte daleko w środku? 
Tym razem wraz z podróżnikami udajemy się do pięknej Wenecji, gdzie trwa karnawał. Czyli jak twierdzi brat Piotr wielki czas rozpusty i zgorszenia. Zadaniem jakie otrzymał Luca jest odnalezienia fałszerza złotych angielskich nobli, które to z dnia na dzień podbijają sferę finansową. Odtąd każdy przybyły wymienia swoje dukaty na choćby pół złotego nobla. Dlaczego? Tak naprawdę nikt tego nie wie, w prawdzie krąży plotka o rzekomym niepowodzeniu w odległym państwie, ale czy rzeczywiście tak jest? 
 Bohaterowie postanawiają wtopić się w lokalne towarzystwo podając się za rodzinę kupców,by mieć jak najlepszy dostęp do informacji, które mogą naprowadzić na cel.  Krążąc ulicami tego urodziwego miejsca, w czasie tak gorącym jakim jest karnawał poznają wielu ciekawych ludzi. Między innymi parę alchemików, podających się za całkiem inne osoby. To właśnie za murami ich domu odkryją coś co sprawi,że dreszcze przerażenia przebiegną po kręgosłupie, zaś pozostawione pytania nie tylko zostaną bez odpowiedzi ale również rzucą cień na dotychczasowe przekonania. 

W sercu Izoldy zrodzi się nieznane dla niej do tej pory uczucie, które chwilami będzie doprowadzało do szału, zaś ciekawość przed tym co zakazane przyćmi jej racjonalne myślenie, może na wszystko będzie miała wpływ atmosfera panująca w okresie karnawału? Iszrak w swej niezależności będzie próbowała dowiedzieć się jak najwięcej na temat pewnej sprawy, która dotyczy całej grupy, wiele pytań, mało wskazówek, zaś odpowiedź niby blisko a jednak daleko. Największe rozczarowanie czeka biednego Luce, dla którego cała podróż ma jeden określony kierunek, ale czy zawierzenie swojego życia osobie, której się nie widziało choćby przez chwilę na oczy ma sens?  Jak zakończy się kolejna misja i czy będzie miała ona wpływ na życie każdego z nich? 

Od jakiegoś czasu zrezygnowałam z czytania nowych serii, by móc dokończyć te zaczęte jakiś czas temu, czasem są one mniej lub bardziej interesujące. I jak na początku Zakon Ciemności wywołał we mnie bardzo pozytywne odczucia, tak po tej trzeciej części nie bardzo wiem co mam o niej myśleć. Zacznijmy więc od początku. Całość w żaden możliwy sposób mnie niestety nie porwała, owszem książka napisana jest przyzwoicie, fabuła została umieszczona w prawdziwych czasach, miejscach, opartych na rzeczywistych informacjach. Jak wiadomo nie zabrakło fikcji literackiej, w końcu opisane wydarzenia są wymyślone. I jak na początku serii fabuła wiała czymś tajemniczym, co zaostrzało klimat tamtejszej epoki, tak teraz zabrakło mi ważnych elementów. Tak naprawdę bywały chwile gdy treść mnie nużyła, ponieważ nie wnosiła niczego interesującego. Zachowanie bohaterów było nijakie. Jedynie Iszrak pozostawała sobą, zaś z pozoru najgłupszy Freize wiódł prym w tej właśnie części. Nie odczułam stopniowania napięcia, nie było charakterystycznego zakończenia, ot gdzieś postanowiono zakończyć przygodę i na siłę upchnięto to co niby miało być zaskoczeniem. Troszkę czuję się rozczarowana, liczyłam na więcej wrażeń, więcej nowych wiadomości w sprawie zwierzchnika Luki, a tutaj tylko leciutki zarys, więcej spekulacji niż konkretów. Szkoda, gdyż odnoszę wrażenie,że autorka postanowiła niepotrzebnie przedłużać serię, co tylko odbija się marnym skutkiem i zniechęceniem. Czasem lepiej stworzyć mniej, ale z lepszym efektem. 
Nie będę zniechęcała, gdyż na tym etapie szkoda rezygnować, może tylko ta część jest słabsza, zaś kolejna sprawi,że nie będę mogła oderwać się od stron? Oby tak było.


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Egmont.



października 20, 2014

października 20, 2014

Wróciłam!! jestem, kilka zdań i fotografii dla was mam :)

Wróciłam!! jestem, kilka zdań i fotografii dla was mam :)
Jeszcze nie tak dawno pisałam o moim strachu, o tym jak lecę na urlop i ogólnie przeżywałam lot samolotem.. no i ? No i było wspaniale!! Latanie może nie jest takie ekstra jak mi mówiono, ale również nie jest straszne. Najlepsza frajda to startowanie i lądowanie, reszta nuuudna. Irlandia, ładny kraj, czy piękny? Pod wieloma względami tak,jest piękny.. ale ja niestety nie poczułam do niego czegoś więcej. Owszem mogę jeszcze tam kiedyś polecieć, ale... nie umiałabym tam żyć. Dlaczego? Bo jest tam zimno mimo słońca, wieje wiatr, którego nie znoszę. Dwa tygodnie upłynęły tak naprawdę nie wiem kiedy, tyle się działo, tyle widziałam i teraz siedzę w domku, oglądam mój serial, piszę post wspominając to co niedawno było i tylko czasem jest mi żal,że do ładnych miejsc jest tak daleko, nie można wsiąść w autko i pojechać. 
Teraz coś dla tych co chcieli zobaczyć. Zapraszam do oglądania:)




                          Piękne miejsce znajdujące się na półwyspie Howth

                           
                                    Morze takie piękne, i ogólnie super widok gdyby nie wiatr.. ;)

                  
                     Nie wiem co ja miałam z tymi falami, ale jakoś zakochałam się w nich ;)

 
                    Dreptałam sobie i tylko cykałam fotki, niby zwykła woda, a ile radości.

 
                       Kamyczki, kamyczki, muszelki też były i to wieeelkieee :))))

 
                           Tutaj już ganiałam jak kozica po górach Wicklow ;)


                                                          Taki faaajny wodospad... ;)
                                                          Wodospadzik od góry :))


                                    Tutaj moje pierwsze spotkanie z Atlantykiem w Kilkee :)

 
                     Atlantyk w swej przerażającej odsłonie, ryk fal rozbijanych o skały
                               dla mnie był straszny, nie mogłam tego wytrzymać...

              


                            Widok piękny, ale i chwilami naprawdę straszny:) 

 
                               Klify Moher (ang. Cliffs of moher) widok po prostu niesamowity!


                        Ten tutaj mnie zachwycił i po prostu się w nim zakochałam..:)

           
                               Taaak się cieszyłam widząc napis w języku Polskim! :)))) hihhihi 

                             

                            Uwielbiałam oglądać starty i lądowania samolotów.. ;)))      

 Na tym zakończę moją mini relację z najfajniejszych i najbardziej udanych wakacji, bardzo bardzo długo pozostaną w mojej pamięci. Zdjęcia nie ukazują tego co widziałam będąc tam. Chłonęłam te piękne widoki i wiem,że kiedyś tam wrócę, ale jak wspomniałam na początku..mieszkać na wyspie nie umiałabym. Kiedy samolot wylądował na Wrocławskim lotnisku byłam szczęśliwa,że jestem w domu, że w Polsce:) Miło się zwiedza, poznaje nowe miejsca, ale dobrze jest wrócić do domku, gdzie czeka rodzinka, mamine pierożki i ukochany kotek!:)))


października 05, 2014

października 05, 2014

Lawendowo

Lawendowo




Jak wiecie, mam dość specyficzne podejście do twórczości Agnieszki Lingas-Łoniewskiej.  Kiedy już wydawało mi się,że zostałam kompletnie zrażona do jej książek, w ręce wpadła mi inna jej powieść, mroczna i chwilami straszna. I to właśnie dzięki niej stwierdziłam,że ta autorka naprawdę świetnie pisze. Tylko najwidoczniej podoba się w innej odsłonie. Troszkę z lękiem, ale i z ciekawością sięgałam po pierwszy tym trylogii. Jakie są moje wrażenia? I czy znowu się nie zraziłam?

Poznajemy Zuzannę, kobietę sukcesu, której życie kręci się wokół pracy. Dzierżąc wysokie stanowisko musi wywiązywać się ze swoich obowiązków bardzo dokładnie, w końcu odpowiedzialna kobieta zdaje sobie sprawę,że wizerunek firmy to zgrana i zdyscyplinowana załoga, dlatego ona nie pozwala na żadne potknięcia, nie jest koleżanką, wymaga i oczekuje konkretów. Nie mając litości nawet dla siebie samej. Toteż już od wielu lat zapomniała co to życie prywatne przed godziną dziewiętnastą. Uważając by wyjść z biura ze świadomością dopilnowania każdej sprawy. Zuza ma również rodzinę, dwie siostry i rodziców, ale od dłuższego czasu nie miała okazji się z nimi widywać. Praca zbytnio ją pochłaniała. dlatego też gdy mieszkająca w Chorwacji Gabrysia postanowiła zorganizować spotkanie ich trójki czuje nikłą chęć, ale z drugiej strony nie może pozostawić tego wszystkiego bez jej nadzoru... Jednak dzięki nieoczekiwanemu zwrotowi akcji kobieta pakuje walizki i udaje się na kilka dni odpoczynku, nieświadoma tego,że przeszłość nagle stanie jej przed oczami i to dosłownie, nie tylko w przenośni. Dawno ukrywane uczucie nagle powróci, zaś ona Zuzanna będzie musiała podjąć decyzję.  A wszystko w otoczeniu pięknej scenerii, szumiących fal oraz smakowitymi winami popijanymi w towarzystwie ukochany, zwariowanych sióstr. 

Lawendę można określić jako lekkie czytadło, do relaksu , poduszki i w podróż. Nie znalazłam w niej porywającej fabuł, która wciągnęłaby mnie do tego stopnia, aby podczas czytania zastanawiać się co będzie dalej, wręcz przeciwnie. Dziwnym trafem całość jest niesamowicie przewidywalna, do tego stopnia,że wręcz nie dziwiła mnie żadna decyzja podjęta przez bohaterów. Nawet cienia zaskoczenia nie otrzymałam. Widocznie w ten sposób ta książka miała być napisana. I była. Z tego co się zorientowałam autorka potrafi i to bardzo dobrze budować napięcie, grać na emocjach, ale kiedy tego chce. W przypadku Lawendy, akcja toczyła się leniwie, bez żadnych porywów, zaleciało romansem, obyczajówką. Pozycja nie wymagająca myślenia, żadnego zmuszania do analizowania wydarzeń, czyli w sam raz do odstresowania.  Uważam,że Lingas-Łoniewska znacznie lepiej odnajduje się w innej kategorii, te typowe kobiece są bez wyrazu, ale to tylko moje zdanie. Oczywiście nie mogę powiedzieć,że książka jest zła, nie. Całkiem przyzwoita, pozwala oderwać się od rzeczywistości, tak jak to było w moim przypadku zapomnieć o szalejącym stresie. Czyli swoje zadanie spełniła bardzo dobrze. W dodatku zakończenie sprawiło,iż naprawdę zaciekawiła mnie kolejna część, wydaje mi się,że tutaj akcja nabierze rozpędu, zaś bohaterowie zadziwią nie jeden raz. 
Polecam, ponieważ książkę czyta się naprawdę lekko, historia sama w sobie nie jest czymś odkrywczym, ale nic nie stoi na przeszkodzie przeczytać jeszcze raz o zawirowaniach sercowych nowych nieznanych postaci. 





PREMIERA KSIĄŻKI -25. 10. 2014 rok.



października 04, 2014

października 04, 2014

Nie bedzie mnie, ale wrócę, mam nadzieje .. ;)

Nie bedzie mnie, ale wrócę, mam nadzieje .. ;)


Kochani, tak oto ja, ta która panicznie boi się wysokości, ogólnie paraliżuje mnie strach gdy muszę się wdrapać na jaki kolwiek szczyt, ogólnie nie znoszę być nad ziemią, zdecydowałam się lecieć samolotem. Nie było to mądre z mojej strony, gdyż od tygodnia zamiast cieszyć się dwutygodniowym urlopem popadam w panikę, panika ta paraliżuje mnie kompletnie, do tego stopnia,że po głowie chodzi mi myśl ewentualnej ucieczki przed wejściem na pokład samolotu. Naprawdę, nie umiem się cieszyć z wyjazdu, który potrwa calutkie dwa tygodnie. Nigdy w swoim dorosłym życiu nie byłam na tak długim odpoczynku, no i fajnie, bo zielona wyspa, zwiedzanie, to nic,że deszcz no ale przecież nikt nie powiedział,że trzeba jeździć do ciepłych krajów. Można do Irlandii, jak w moim przypadku. No więc Agusia będzie zwiedzała, o ile przetrwa lot, samolotem, SAMA, nikogo przy mnie nie będzie. Nie dość,że pierwszy raz to jeszcze bez kogoś znajomego. Tragedia. Już mi się nie chce lecieć,ale lecę bo bilet już mam, więc głupio stchórzyć. Tylko martwię się o moje zdrowie psychicznie, zostanie mocno nadszarpnięte. No ale może jakoś się później ogarnę, zwiedzając. Może. Tymczasem chciałam się z wami na chwilkę pożegnać,żebyście nie myśleli,że już mnie nie będzie,że to już koniec z blogowaniem. Przez ten wyjazd nie jestem w stanie czytać, a niby wakacje powinny cieszyć. Niestety nie jest tak, kiedy chodzi o kogoś z panicznym lękiem, wtedy to jak kara, ale co tam. Każdy kto leciał wmawia mi,że na pewno będzie super. Fajnie, ale ja i tak nie wierzę. Mówcie i myślcie co chcecie. To będą najgorsze godziny w moim życiu. Jeszcze nawet nie jestem spakowana, udaję,że nie widzę uciekającego czasu. Jakby miało w czymś pomóc, ale nie pomoże,trzeba iść i coś wrzucić do walizki, a później czekać na moją własną zagładę. Mówię wam, nie przeżyję tego. Umrę ze strachu, zanim moja stopa pojawi się na pokładzie tego fruwającego żelastwa. 
Tyle, jakby co trzymajcie za mnie kciuki, w poniedziałek;))


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger