grudnia 28, 2017

grudnia 28, 2017

Grzesiuk król życia

Grzesiuk król życia
źródło

Odkąd pamiętam, biografie stanowiły dla mnie wyzwanie. Bo czytanie o życiu kogokolwiek wydaje się wkraczaniem w sferę, która nie zawsze powinna być ujawniona. Takie jest moje zdanie. Z drugiej strony, ciekawość ludzi, którzy w taki czy inny sposób zasłynęli bądź wpłynęli na życie społeczeństwa, budzi pewne zainteresowanie.

Dosyć nieśmiało i niepewnie poruszam się po tej właśnie tematyce. Podczytuje biografię, wspomnienia ich samych i ludzi, którzy znali daną osobę. Tym razem padło na Stanisława Grzesiuka. 

 
 
Słyszał o nim niemalże każdy, a ten, kto nie słyszał, powinien swoją niewiedzę choćby troszkę uzupełnić. Żeby być świadomym istnienia tego człowieka. I chociaż jak każdy z nas, nie był idealny, to jednak nie można powiedzieć, że był zwykłym artystą, który sobie po prostu trafił na dobry moment i wypromował.

Grzesiuk to osobowość, obok której nie można przejść obojętnie. Wychowywał się w Czerniakowie i część wspomnień pochodzi właśnie stamtąd. Jednak jego domem i miejscem, które kochał całym sobą, którego był i jest wizytówką to Warszawa.

Śpiewał o niej, tworzył dla niej, po prostu żył tym miastem, które zachował w pamięci, jeszcze przed wybuchem wojny.

Niektórzy twierdzą, że jest to nazbyt przerysowany obraz, że takiej Warszawy nie znajdzie się w rzeczywistości, ani też w kronikach. Może prawdą więc jest, że Warszawiakiem trzeba się czuć tam w środku, a nie tylko mieszkać. To coś, co ponoć zrozumieją tylko oni. Ci, którzy wiedzą, że tłum w tramwaju nie jest czymś strasznym, a normalnym. Zwykłe sprawy, a jednak bardzo istotne.

Bardzo ciekawiła mnie postać "Króla życia", skąd ta nazwa, dlaczego właśnie taki przydomek otrzymał Grzesiuk?

Najlepiej zacząć od początku książki, która wprowadza nas do historii tego człowieka w chwili jego śmierci. Brzmi może absurdalnie, ale tak nie jest. Chociaż na mnie ten rozdział tak smutny, a zarazem piękny wywarł ogromne wrażenie.

Gdzieś jest napisane, że Grzesiuk nie miał czasu, żeby umrzeć. On mimo świadomości swojego stanu, był ponad niego, jakby miał mnóstwo spraw do załatwienia. I śmierć po prostu musiała poczekać na odpowiednią chwilę albo zabrać go w tak zwanym biegu.

Jednak zanim śmierć, trzeba cofnąć się do życia. Życia, które często nie oszczędzało. A, które On tak bardzo kochał i jak twierdził, trzeba akceptować takie, jakie się otrzymało. Bez zbędnego narzekania.

Nie lubił nudy, która doprowadzała go do szału. Nawet choroba, nie potrafiła przytrzymać w bezruchu zbyt długo.

"W dzień muszę leżeć, bo pilnuje mnie cały personel oddziałowy.  Wieczorem co pewien czas zagląda lekarz dyżurny. A ja nie mogę uleżeć. Więc wychodzę i robię kolegom różne kawały."*

Na co dzień, nie pokazywał swoich uczuć, które kojarzyły się z trudnymi czasami, wspomnieniami pełnymi strachu, bólu i smutku. Twierdził, że ta sfera nie nadaje się do pokazu. Dlatego większość zachowała go w pamięci jako dowcipnisia, człowieka cieszącego się jazdą "zapchanym tramwajem" albo na niewygodnej desce.

"Sława Przybylska: Wiedziałam o jego obozie, wiedziałam, że był ciężko chory, ale ten człowiek miał w sobie  więcej radości z życia niż ludzie, którzy nie doświadczyli ułamka takiej tragedii jak on.  Pomyślałam, że ludzie, którzy przeżyli taką traumę, potrafią mieć dystans do życia. (...)"*

 
 
 
 
 
Przeczytałam tylko kilka biografii, więc nie mogę poszczycić się wielką znajomości, tego gatunku. Jednak uważam, że właśnie ta, będzie bardzo długą moją faworytką. I chociaż nie lubię oceniać cudzego życia, bo każde wyjątkowe, nosi znamiona cierpień i radości. Wzlotów i upadków, to w jakiś sposób historia Tego człowieka bardzo wryła się w moją głowę.

Może dlatego, że ogromnym podziwem darzę wszystkich tych, którzy byli więzieni w obozie koncentracyjnym. Podziwiam ich za wolę życia, za to, jak potrafią żyć pomimo traumatycznych wspomnień. I co najważniejsze, to zazwyczaj oni, potrafią się najpiękniej uśmiechać do życia. Coś niesamowitego i godnego naśladowania. Bo to właśnie my, będący szczęściarzami urodzonymi i wychowanymi w spokoju, nie umiemy cieszyć się zwykłym dniem. Bo deszcz pada, bo kolejka do kasy, bo kawa za gorzka. Jakie to jest płytkie. I mam na myśli przede wszystkim samą siebie. Często siedzę i najnormalniej w świecie gderam. Zamiast po prostu się cieszyć. Tym, co mam, bo moje mało dla kogoś będzie wszystkim. Więc dlaczego nie jest dla mnie?

Myślę, że powyższy cytat, mówi sam za siebie. Przykre jest jednak to, że dopiero przeżyta tragedia czy trauma, zmusza nas, do uzmysłowienia, czym jest życie.

Książkę oczywiście polecam z całego serca, będę do niej często wracała. Wydaje mi się, że jej nie trzeba streszczać, opisywać by zachęcić. Ten tytuł po prostu trzeba samemu przeczytać, żeby zrozumieć. 
Świetnie napisana, można w niej znaleźć niepublikowane do tej pory opowiadania, opatrzona fotografiami. Jednym słowem - idealna.




Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKA.

grudnia 13, 2017

grudnia 13, 2017

Bardzo biała wrona

Bardzo biała wrona
źródło

Mając naście lat, marzy się piękna, wręcz bajkowa miłość. Czasem te wyobrażenia są przerysowane, pod wpływem czytanych książek, oglądanych filmów. Czekając na to prawdziwe uczucie, snuje się plany, jakie będzie? Czy wybranek serca okaże się ideałem?

No i przede wszystkim, skąd wiadome jest, że to, co poczuliśmy, jest prawdziwą miłością i na czym ona w ogóle polega?

 
 
Natalia jest zwykłą nastolatką. Zanim nią została, dorastała w bardzo dobrym domu, pełnym miłości i uwagi. Ma kochających rodziców, świetnego wujka, którego uważała za ideała mężczyzny. Dopóki ten, nie przyprowadził pewnego dnia do ich domu, swojej przyszłej żony. Wtedy właśnie dziewczyna poczuła, że z uczuciami trzeba uważać. I chyba pierwszy raz poczuła, czym jest kogoś utracić.

Teraz kiedy jest już nieco starsza, rozpoczyna naukę w szkole średniej. Nowe wyzwania, ale i znajomi. Może pozna kogoś ciekawego. Nie spotykała się jeszcze z chłopcami. Dlatego też nie zwraca uwagi, gdy starszy Norbert zaczyna się koło niej kręcić. Niby przypadkowe spotkania, rzucone w biegu cześć, no ale co z tego? Przecież on jest z klasy maturalnej, ma swoje towarzystwo, nie taka zwykła Natalia.

A jednak. Chłopak nie bez powodu przecina ścieżki dziewczyny. Okazuje się, że od jakiegoś czasu nie potrafi przestać o niej myśleć. I to myślenie coraz częściej zaczyna przypominać obsesje. O czym niestety nie ma pojęcia główna zainteresowana.


Mija czas, para zaczyna się spotykać. Norbert jest kochanym i uczuciowym partnerem, jednak jego zachowanie dosyć często bywa dziwne. Czego nie zauważa Natalia. O wszystkie złe sytuacje obwinia siebie. Nawet troskę koleżanek zaczyna odbierać jako atak.
Dotąd poukładane życie rodzinne i koleżeńskie zaczyna się rozsypywać. Wszystko kręci się wokół Norberta i jego nakazów lub zakazów. Miłość wymaga poświęceń, ale czy na pewno takich? I tylko z jednej strony?



,,Owszem, gdzieś na samym dnie duszy przyczaiła się mroczna myśl, że w końcu chłopcy mają tysiące rozmaitych dróg, żeby zdobyć dziewczynę, i jedną z nich jest z pewnością czarowanie jej wizją cudownej, wspólnej przyszłości, takiej "na zawsze razem".




Trudna jest to książka. Bo jakże oceniać miłość? Nawet tę źle interpretowaną? Toksyczną? Jakże łatwo powiedzieć stojąc z drugiej strony — zostaw go. Często oceniałam, często mówiłam, co ja bym zrobiła, będąc w cudzej sytuacji. Tak. Jak bardzo prosto jest nam rozwiązywać nie swoje problemy.

Denerwowałam się podczas czytania. Drażniła mnie ślepota Natalii, że nie widziała, jak bardzo jest sterowana przez ukochanego. Tylko że ja nie byłam zaangażowana emocjonalnie. Byłam widzem, który ma ogląd na dwie strony. Łatwo było powiedzieć — zakończ ten związek.

Później przyszło zastanowienie, czy abym sama nigdy nie była niewidząca we własnym życiu? Bo toksyczne relacje zdarzają się, nie tylko w zestawieniu ona i on. Równie dobrze może być przyjaźń, a raczej jej złudzenie. I wiele innych relacji międzyludzkich.

Autorka ukazała nam miłość nastolatków. Naiwnej Natalii i wyrachowanego Norberta, który miał trudne dzieciństwo. W książce padło pytanie — czy trudnym dzieciństwem można wytłumaczyć każdą podłość? Często bywa ona wytłumaczeniem, bo tak jest łatwo. Powiedzieć, miałem w życiu źle, mam prawo teraz się mścić.

Myślę, że jest to jedna z najlepszych, ale i trudniejszych książek Ewy Nowak. Nie potrafię jednoznacznie jej ocenić. Nie umiem napisać, że czyta się dobrze. Bo tak nie jest. Nie potrafię powiedzieć, że jest lekka. Bo nie jest. Jednak jestem pewna, warto przeczytać. Polecam.


Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Papierowe Motyle.


grudnia 01, 2017

grudnia 01, 2017

Śpiąca królewna

 Śpiąca królewna

Tym razem przybywam z bajką, która swego czasu wywołała wiele emocji. Tych pozytywnych, jak i negatywnych. A wszystko przez sposób, w jaki została wydana. Przejdę może do rzeczy.

Nowe i jakby odświeżone wydanie bajek z tak zwanej klasyki zostało ukazane w tak jakby pierwotnej wersji. Czyli bez załagodzenia historyjek, bez koloryzowania i tej całej pięknej otoczki, którą pamiętamy ze swojego dzieciństwa. Społeczność podzieliła się na dwie grupy. Zachwyconych i oburzonych. Jakie było i jest moje stanowisko względem Śpiącej królewny?

 
O czym bajka opowiada, większość z nas wie. Ten, kto nie wie, powinien nadrobić. Być może zainteresuje się właśnie tym wydaniem książki?

Pamiętam, gdy przyszły do mnie dwa tytuły. Pierwszym był nieszczęsny Czerwony Kapturek, który po prostu wprawił mnie w osłupienie. Brutalne opisy, ilustracje rodem z horroru dla dzieci. Cóż, tamta wersja absolutnie nie trafiła ani do mnie, ani do dzieci, którym pokazałam.

Teraz nadeszła pora na Śpiącą królewnę, no i tutaj sprawa wygląda nieco inaczej, niż w straszącej poprzedniczce. Owszem, ilustracje pozostawiają wiele do życzenia, o czym za chwilę będziecie mogli, sami się przekonać. No ale na szczęście treść nie wieje strachem, który przeraził mnie w tej pierwszej.





Nie wiem sama, czy ja się nie znam? Czy te ilustracje są tylko dla mnie dziwne? Nie wiem, być może wielcy znawcy sztuki widzą coś, czego ja nie dostrzegam. Mimo wszystko uważam, że taka forma obrazków raczej odstraszy dziecko. Te twarze jakby demoniczne, wyglądaj jak bohomazy. Tyle pocieszenia, że historyjka królewny jest wierszowana i nie ma brutalnych opisów.





Sama nie wiem, patrzę i patrzę no i nie. Nie potrafię polecić. Tutaj decyzję pozostawiam indywidualnie. Mnie nie przekonuje ani twarda okładka, która swoją drogą przytłacza szarością, ale widać chodziło o minimalizm. Nie trafia do mnie również cena. Bo jednak za tę sumę można zakupić coś ładniejszego i bardziej przykuwającego uwagę. Oczywiście, jest to moja subiektywna ocena, jeśli znajdą się zwolennicy, bardzo proszę o komentarz. Wiadomo, ilu ludzi, tyle gustów. 


Tekst stanowi oficjalną  recenzje dla portalu DużeKA


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger