marca 31, 2023

marca 31, 2023

Podsumowanie marca

Podsumowanie marca

Marzec za chwilę odejdzie do przeszłości, ale warto się nad nim pochylić, bo trochę się działo. W moim przypadku idą zmiany, a zaczęłam od zwolnienia się z pracy. Tak, teraz jestem szczęśliwa - chwilowo - bezrobotną. Wcale nie narzekam. Chociaż jak pomyśleć, to mam pewien problem, bo stoję na zakręcie, nie wiem, co chce dalej robić zawodowo. Jedno wiem, na pewno nie dałabym rady dłużej w już byłej pracy. Dlatego gdy wiozłam wypowiedzenie czułam ogromną radość, a jeszcze większe gdy odbierałam świadectwo pracy. Cztery lata, które nie były łatwe. Czy żałuję? Na pewno nie, doświadczyłam wiele i na pewno wyciągnęłam wnioski. Mimo, że praca jaką wykonywałam dawała mi radość, przyszedł moment gdy wiedziałam, że już nie mogę dłużej. Potrzebuję zmiany, bo jednak to nie było to, co szukam. 

A więc - szukam pracy, bez stresu, na luzie. Jestem gotowa na wyzwania, nowych ludzi. Nie czuje stresu, wiem że znajdę. Tylko pytanie, gdzie mnie teraz poniosą nogi? ;).  Jestem typem człowieka, który nie planuje. Jak z promocjami, oglądam, przeglądam, czekam. I gdy poczuje - teraz! Podejmuję decyzję. Kusi mnie wyjazd, ale to jeszcze nie teraz, jeszcze za chwilę. Wiem, że pojadę gdzieś szukać siebie, bo potrzebuje zmiany takiej większej. 

Tymczasem, żyje tym co przyniesie jutro. A, że wiosną za pasem, to jak wiadomo, trzeba wejść w nią z radością i kolorami ;))). Pisałam ostatnio, że kupiłam płaszcz, taki typowo w moim stylu, gdzie można powiedzieć, że odzwierciedla moja osobowość. O to i on! :)




Zestawienie kolorystki jest według mnie idealne, mój R żartobliwie nazywa go kocem ;). wcale się nie dziwię bo jest to patchworkowy, więc pierwsze skojarzenie słuszne z kocem lub narzutą. Kupiony na stronie Naoko Store oczywiście upolowany na promocji, właśnie widzę, że teraz też jest zniżką, cena regularna to 499 zł, można go kupić 109 zł mniej, więc myślę, że się opłaci. Ja też zapłaciłam jakieś 360 zł, więc się cieszę, bo długo się czaiłam, że spadł z tych niespełna 500 złotych. 

Jakość jest naprawdę świetna, nie ma szans żeby zmarznąć, mimo braku ocieplenia, to jednak wykonany solidnie, pięknie się prezentuje, jestem niska więc u mnie sięga jak widać na zdjęciach, nieco wyższych kobietach z pewnością będzie prezentował jeszcze lepiej. Ja jestem szczęśliwa, bo naprawdę marzyłam o nim przez jakieś 2 lata. No i mam :). 

Kolejne zdobycze zakupowe to torebki, troszkę ich nazbierałam, nie wiem dlaczego, będę chyba codziennie z inną chodziła, ale na równi z butami, uwielbiam torebki. Nie potrafię mieć jednej...

To zaczynamy torebkowy przegląd 



Mała czarna na szybkie zakupy - jednak stwierdziłam, że będzie mi za mała, więc dokupiłam inna, ale ta kosztowała jakieś grosze, bo była wiadomo, na wyprzedaży w Sinsay za jakieś 23 zł. 


Tamta wydawała się za mała, więc postanowiłam kupić kolejną, tu trafiłam na special price w Zarze, wyszarpałam tę ślicznotkę, według mnie jest pod każdym względem idealna. Takie lubię. Cena po zniżce wyniosła jakieś 69 zł. 


No, ale przecież wiosna, więc muszą być kolory. Dlatego nie mogłam powstrzymać się przed tym maleństwem, której kolor wręcz uwielbiam. Również za grosze w Sinsay  za jakieś 25 zł. Kupiłam razem z tamtą czarną. Jakość obu jest dosyć licha, ale raz czasem, powinny wytrzymać. 



Te dokupiłam do kurtki, bo kupiłam sobie pufferkę, jasna, to i torebkę koniecznie musiałam mieć pasująca. Tutaj skusiłam się na zakup z Shein, tak wiem jakie są opinie o tej sieciówce, ale chciałam sprawdzić jakie te rzeczy są. No i będę szczera - bieda aż piszczy, ona na zdjęciu wygląda ładnie, ale w rzeczywistości... cóż, mam nadzieję, że po jednym wyjściu mi nie popęka - dam znać.  Cóż, Shein mnie nie przekonało. 


I na sam koniec, moje perełki, wisienka na torcie. Sami zobaczcie :). 



Sami przyznajcie, że nie mogłam ich nie kupić. Po prostu w chwili kiedy stanęłam przed nimi, wiedziałam, że na pewno wyjdą że mną ze sklepu. Kupione w Deichmann  za 69 zł, albo 79 ? Nie pamiętam, jakoś tak.  Grunt, że są kolorowe i już nie mogę się doczekać kiedy będę w nich biegała :). 

Jak to mój brat powiedział - nie musi mi nikt mówić, że jesteś, poznaję albo po butach, albo po kurtce, że to Ty ;)). 


Żegnam się z marcem, mając nadzieję, że kwiecień przyniesie zmiany, których długo wyczekuje, ale co będzie? Zobaczymy. 

Na pewno będą święta, na które moja mamusia już się szykuje, więc mogę być pewna, przyszły tydzień to kuchnia, chyba w niej zamieszkam, przy piekarniku ;)). 


marca 29, 2023

marca 29, 2023

Wiosna cudów

Wiosna cudów


 Są pisarze, których książki bardzo lubię czytać, mimo przerwy jaką czasami sobie robię od ich twórczości. Nie dlatego, że nagle stało się coś złego, po prostu zmiana tematyki jest zawsze mile widziana, ale wtedy dobrze jest mieć świadomość, że jest do kogo wrócić - jak do domu, po długiej podróży.  Do nowych bohaterów, którzy na pewno staną się bliscy i przez pewien czas zagoszczą w myślach.  

Tak właśnie jest z książkami Magdy Kordel, nawet gdy na chwilę się oddale od powieści, które tworzy, to wiem, że gdy wrócę, zastanę coś nowego, co mnie wciągnie i nie wypuści, do póki nie dowiem się wszystkiego. Jedno jest zawsze pewne - ten jedyny i niepowtarzalny klimat, za który tak bardzo cenię autorkę. I myślę, że większość osób, które przeczytały chociaż jedną książkę, będą wiedziały o czym piszę. 

Niebawem będzie premiera Wiosny cudów - gdy tylko zobaczyłam zapowiedź, nie miałam wątpliwości czy chcę przeczytać. Teraz, postaram się napisać dlaczego warto sięgnąć po tę książkę. 



Stella mieszka w małym miasteczku o dosyć sympatycznej nazwie - Kotków. Jak to bywa w małych miasteczkach, atmosfera jest rodzinna, ale jak to również można zauważyć w rodzinie, zbywają właśnie, nieporozumienia, a nawet pewne spory i coś jeszcze. W rodzinie można się kłócić, można się na siebie boczyć, ale nikt z zewnątrz nie może skrzywdzić. Podobnie jest w Kotkowie, mieszkańcy lubią się ze sobą posprzeczać, ale na pewno nie pozwolą na krzywdę. 

I właśnie o tym, za jakiś czas dowie się Stella, ale jeszcze nie teraz. Bo aktualnie jej głowę zajmuje problem, którego wszyscy się obawiali, ale ona sama nie dopuszczała, że może się zdarzyć.  Wrodzone zaufanie albo jak kto woli naiwność, doprowadziła do sytuacji, która nie ukazuje jej przyszłości zbyt kolorowo. A jak to z problemami bywa, lubią pojawiać się w parze - w końcu równowaga być musi.

Nie ma co ukrywać, jednym z problemów, które nagle pojawią się w życiu z Stelli będzie przyjazd dwóch mężczyzn. Wzbudzą wiele emocji wśród mieszkańców - i to jakże skrajne. 

A gdzieś pomiędzy ludzkimi sporami i przedawnionymi żalami, stoi piękny dwór, który swoje lata świetności ma w dalekiej przeszłości, ale czeka i wierzy, że ostatnie słowo nie zostało powiedziane. Bo przecież starość nie musi oznaczać zapomnienie, wręcz przeciwnie, może skrywać  bardzo wiele, a jeszcze więcej oferować. Tymczasem, trzeba czekać, aż ciemne chmury odejdą, a promienie słońca przyświecą tam, gdzie powinny. 


Musicie wiedzieć, że książki Magdy Kordel są jak ten mięciutki kocyk, który często jest potrzebny, gdy na zewnątrz jest zimno, a życie nie pomaga. Wtedy najlepiej zakopać się pod tym kocykiem i właśnie z książką Magdy. Dlaczego? Bo chyba jest jedną z niewielu Pisarek, która tak cudownie pokazuje, że życie mimo problemów i swoich niedoskonałości może być i jest dobre. I nawet jeśli wpadniemy w przysłowiowy dołek, to tylko dlatego, że musimy na coś zwrócić uwagę.  Bo po każdej burzy wychodzi słońce, a jeśli jest za daleko, to zamiast siedzieć i płakać, że go nie ma, trzeba się zmobilizować i poszukać. 

Nie chcę za wiele pisać na temat fabuły ponieważ uważam, że dobrze jest samemu odwiedzić Kotków, poznać siostry, które prowadzą piekarnie - a te wypieki to naprawdę bym z chęcią spróbowała i żałuję, że w pobliżu nie mam takiego miejsca.  

Poczuć ten niepowtarzalny klimat, ale żebyście nie myśleli, to nie jest typowo słodka czy przesłodzona historia. Jest tutaj dobro i zło, ale przede wszystkim motto - co dajesz to otrzymasz, jeśli czynisz zło, ono do ciebie wróci, może nie dziś, nie jutro, ale wróci. I zawsze należy pamiętać, by nie krzywdzić celowo drugiego człowieka. 

Jest to powieść nie tylko o ludziach, ale i o domach. Tych opuszczonych, które mają swoją przeszłość, odczuwalną zaraz po wejściu. Jedne wręcz nawołują, przyciągają nieznana energią, by znów w nich zamieszkać, ale są i te niechętne, może zdarzyło się w nich coś złego? I jak to z ludźmi, tak i domy, nie chcą do siebie wpuścić obcego..

Bardzo lubię sagi, a zwłaszcza takie, gdzie tajemnice mają odniesienie we współczesności. Jestem ogromnie ciekawa co wydarzy się jeszcze, ale teraz muszę znowu czekać. Jedyne co pozostaje - szczerze polecić Wiosnę cudów, jest to książka, która po prostu zaprasza i gdy już przyjmiecie zaproszenie, na pewno nie będziecie żałowali. Jak w przytulnym domu, z którego nie chce się wychodzić. 


 PREMIERA KSIĄŻKI  - 12.04.2023 


Książkę przeczytałam dzięki współpracy z wydawnictwem W.A.B. 


marca 18, 2023

marca 18, 2023

Kolejna odsłona o wszystkim i o niczym ;)

Kolejna odsłona o wszystkim i o niczym ;)


 Polubiłam posty o wszystkim i o niczym. Bo można napisać o wielu tematach bez żadnego ograniczenia tytułu ;). Dziś będzie zbiorczo - wyprawa z ostatniej niedzieli, kiedy to jeszcze zima nam przypomniała o sobie, mam nadzieję ostatni raz, ale wiadomo. Wszystko jest możliwe. Wprawdzie zapowiadają na nowy tydzień temperatury nawet do 18-tu kresek, jednak i kwiecień potrafi być kapryśny, dlatego radość z dystansem.

A tydzień temu wybraliśmy nie całkiem daleko do domu, na pewny punkt widokowy, z którego widać większość ważnych szczytów w okolicy. Pogoda była piękna, słoneczko i śnieg, ale w powietrzu już można było poczuć siłę nadchodzącej wiosny, gdy tylko słońce wspięło się wyżej, grzało naprawdę mocno. 

Mam nadzieję, że przy przybliżeniu będzie widoczny napis wyjaśniający co widać i gdzie się znajduje. Właściwie my po przeczytaniu dalej nie wiedzieliśmy dlaczego miejsce nazwano krzyżowa i dlaczego musi stać krzyż, w końcu teren w środku pola, ale kiedyś to mam wrażenie stawiali krzyże wszędzie gdzie popadło.

Jednak zanim dotarliśmy na miejsce niżej kościoła, znajduje się świetną wieża, nie wiem co się kiedyś tam znajdowało, przyznaje miałam sprawdzić i zapomniałam, w każdym razie z pewnością z jej szczytu byłby zacny widok. Niestety nie sprawdziliśmy ponieważ jest zakaz wstępu. Cóż, obeszliśmy dookoła, pozaglądaliśmy i na obejściu smakiem się skończyło.







Nie powiem, kusiło mnie okienko, ale jednak jest zbyt obszerna żeby przecisnąć pomiędzy drutami,gdyby ich nie było, moja szatańska dusza z pewnością by mnie popchnęła do zwiedzenia tej piwniczki ;)



Tymczasem zmieniamy scenerię, bo chyba w czwartek, tak sądzę. Miałam zaplanowane żeby przy okazji wyprawy na zakupy zrobić mini sesję, aby pokazać mój promocyjny nabytek. Otóż jak wielokrotnie powtarzam, łowca promocji wszelakich jestem, a przez przypadek trafiłam na pogłębioną wyprzedaż w Sinsay - nie jestem jakaś wielka fanka, ponieważ jakościowo to te ubrania pozostawiają wiele do życzenia, jednak prezentują niektóre naprawdę uroczo. Dlatego gdy wypatrzyłam pewien płaszczyk za całe 54 Zeta, przecenione chyba ze 119 zł, a może i więcej on kosztował. Nie wiem, ale postanowiłam kupić, bo mój kolor, więc cóż to jest te 50 z hakiem.  A jak tu pokazać jak nie mojej totalnie mało profesjonalnej sesji? Przygotowałam statyw, wszystko cacy. Zapakowałam się do auta. Pojechałam, znalazłam miejsce i... zobaczyłam, że zostawiłam statyw w domu ;). Brawo ja! Co poradzić, potrzeba matką wynalazków, za statyw robił mi słup energetyczny ;)))). I jeszcze ściana ogrodzenia. Cóż. wyszło jak wyszło, ale można się pośmiać. Właściwie to ta sesja to taka typowo moja. Nie ogarnięta :)). 


Jak widać profesjonalizm pierwsza klasa, a dzięki ustawieniu na tej ściółce, wszystkie otwory w telefonie miałam zapchane, później przez godzinę wydziobywałam ziemię i różne cuda, żeby móc podłączać ładowarkę i słuchawki. 

Tak, to jest to zdjęcie gdzie za statyw posłużył słup, bardzo przydatne te wycięcia w betonie, mogłam sobie spokojnie oprzeć ustawić, ogólnie polecam. Niezawodne. Oczywiście modelka ze mnie drewniana, nie mam pojęcia jak dziewczyny to robią, że tak fajnie się ustawiają, ja mam problem z rękami, co z nimi robić. Te ustawienia a'la poprawiania włosów w moim wykonaniu wyglądają jakbym próbowała się obronić przed spadającymi światem. Inne pozy to już kosmos, powykręcane kończyny jakbym cierpiała na chorobę stawów. Ale, tutaj widać płaszczyk, ma fajne złote guziczki, kolor przyznajcie cudo. Tylko właśnie, jakość. Ubrałam go dwa razy, nosiłam łącznie z 3h, a już rękawy mają kuleczki.... Więc cena adekwatna do jakości. 


O, a to jest moje ulubione, kiedy sobie idę żeby się ustawić, ale zapomniałam, że 10 sekund to jednak szybko. Za to jest naturalne, w miarę, bo jak idę to też się mocno skupiam żeby nie wywinąć orła.


Mam nadzieję, że w nowym tygodniu uda się zrobić fotki płaszcza, który jest przepiękny, ale i mega oryginały jeśli chodzi o print i tu już trzeba takie zestawienia. Jakość to zupełnie inna bajka w porównaniu do prezentowanego dzisiaj. Jednak i cena swoje robi, a i tak, wyszarpany na promocji - wiadomo.  Zatem. Z ubraniowej sesji tyle, miało być fajnie, a wyszło jak zwykle ;). 

Na zakończenie pochwalę się moim pierwszym wypiekiem z ciasta drożdżowego, bo będę szczera, ja nigdy nie piekła, dopiero w tym roku zaczęłam i tak naprawdę raczkuje w tej dziedzinie. Ciasto drożdżowe jest debiutem, ale już mi się podoba. Myślę, że będzie ulubionym. Były też eklerki, ale zanim zdążyłam zrobić fajne zdjęcie, zostały zjedzone...



                            tak tylko dodam, że są to bułki z serem :) i lukier, lukier musi być. 


Asa znalazłam zdjęcie, które wysłałam mamusi! ;) ogólnie to nie widziałam, że ciasto parzone tak trudno się rozprowadza żeby miało oczekiwany kształt, dlatego są jakie są, ale były pyszne, krem zrobiłam sama, tak więc - duma ;). 

marca 14, 2023

marca 14, 2023

Po tamtej stronie piekła

Po tamtej stronie piekła

 

Śpieszę kochani z opinią do drugiej części serii, która myślę będzie pretendowała do ulubieńców roku - a to dopiero początek. Dlatego uwierzcie, jest mocny zawodnik na rynku czytelniczym. Jako, że jest to recenzja przedpremierowa, będziecie mieli czas na zastanowienie, chociaż nieskromnie uważam, że nie ma nad czym się zastanawiać. Jednak po kolei, do chwalenia za co i dlaczego, przyjdzie odpowiedni czas. 


Relacje sióstr Wiktorii i Magdy nie zmieniają się, niby obie nie pałają widoczną niechęcią, a jednak gdzieś między słowami można wyczytać zgrzyty, te ukryte żale sprzed lat. Czy powodem jest różnica charakteru, czy problem tkwi w zupełnie innym miejscu? 

Wiktoria decyduje się na pewną wyprawę z dnia na dzień. Nie ma właściwie w tym nic nadzwyczajnego, poza tym, że nie zdaje sobie sprawę jakie konsekwencje poniesie. I jak zderzenie z rzeczywistością, która nie zawsze jest sprawiedliwa - zaboli. 

Tymczasem Magda będzie miała swoje wzloty i upadki. Z jednej strony poczuje, że powinna zmienić życie, ale z konsekwencją i wytrwałością będzie nieco gorzej. Niespodziewanie sporym wsparciem w kryzysowych sytuacjach będzie dziadek.  Wydarzenie, które okaże punktem zwrotnym w życiu Wiktorii będzie miało ogromny wpływ na Magdę i kto wie? Może dla ich siostrzanej relacji jest jeszcze nadzieja? 

A w dalekiej i właściwie nie dalekiej przeszłości jest środek wojny. Bracia Teodor i Bruno walczą z przeciwnikiem. Bruno siłą wciągnięty do armii wroga, z kolei drugi bliźniak broni wyspy królowej. Chociaż z tą obroną w przypadku tego niespokojnego mężczyzny bywało różnie. Raz  w większej, raz mniejszej chwale. Jedno jest pewne   - latali i pragnęli by to piekło skończyło się jak najszybciej, a oni wreszcie mogli wrócić do swoich bliskich. 


Niespokojne czasy i zawirowania życiowe braci, które z pewnością będą miały swoje przełożenie na przyszłość. A ta ukaże, że niektóre sytuacje lubią się powtarzać, chociaż nie w tym pozytywnym znaczeniu. Czy jednak można uniknąć kolejnych błędów i czy opamiętanie nie przyjdzie za późno? 



Druga część ukazuje nam o wiele poważniejsze sytuację, bo w pierwszej części autor wprowadza w rodzinne zawiłości i tajemnice, dając do zrozumienia, że odkrywanie ich nie będzie zbyt proste i z pewnością wywoła w czytelniku mnóstwo emocji. Tylko w rzeczywistości ponowne spotkanie z bohaterami jest mocnym uderzeniem.  Bardzo mocnym, a ten ból będzie b długo. 

Zacznijmy od Wiktorii i Magdy, nie ma co ukrywać, relacje dziewczyn pozostawiają wiele do życzenia. Różne charaktery i jakieś przedawnione żale. To wszystko co zbiera się latami i uwiera coraz mocniej z dnia na dzień. Niby człowiek wie, że powinien wyłożyć swoje żale i powiedzieć co boli, ale z drugiej strony, łatwiej jest pielęgnować urazy. Aż pewnego dnia, Magda ma jedyną okazję by odbudować nadszarpniętą więź z siostrą, ale sprawa nie będzie prosta. Kobieta będzie musiała zmierzyć z ogromnym wyzwaniem, od którego w pewnym sensie, zależne będzie dalsze życie Wiktorii. O ile już nie będzie za późno..

Gdy przenosimy się w sam środek wojny, możemy być pewni, że nie będzie taryf ulgowych, a bezwzględna rzeczywistość pojawi się w swojej najgorszej odsłonie. Śledzimy losy Bruna i Teodora, każdy zmaga się z wrogiem, ale można powiedzieć, że to Teodor znalazł się w tym bardziej znośnym miejscu, gdzie jego życie nie jawiło się tak okropnie, jak brata bliźniaka. Bo Bruno musi zmierzyć się ze świadomością dla kogo walczy. Chociaż trafił w sam środek piekła, nie poddawał się i nawet w tych strasznych chwilach próbował namiastki normalności. Tylko jak bywa na niepewnym gruncie, nie można czuć stabilizacji gdy z każdej strony czyha śmierć. 

Obaj żyli jednym - by znaleźć rodziców. By odzyskać co utracenie - również ich niezbyt udane braterskie więzi. Jednak w obliczu okrucieństwa, które przeżywali, to wspomnienia z beztroskich czasów trzymały przy zdrowych zmysłach. Pozostaje pytanie, czy odnajdą się pośród wojenne pożogi i czy będą mieli szansę zacząć wszystko od nowa? 

Mam tyle myśli w głowie, tyle uczuć towarzyszyło podczas czytania. I odnoszę wrażenie, że co bym nie napisała, to moje słowa nie oddadzą tego, jak ta książka mocno zapadła w mojej głowie. Jak bardzo przeżywałam wydarzenia, które często budziły gniew, nierozumienie z pytaniami - dlaczego? Jeśli namawiałam do przeczytania pierwszej części, tak w tym przypadku powiem tylko jedno, po prostu trzeba przeczytać. Nie ma innej możliwości. 

Jestem pod ogromnym wrażeniem jak autor odzwierciedlił wojenną zawieruchę, jak obrazowo ukazał każde wydarzenia - chociaż czasem, miałam trudność w czytaniu opisów. Bo były okropne i świadomość, że miały miejsce, że to fikcja oparta o prawdziwe wydarzenia,  sprawiały ból. W każdym fragmencie przebija przygotowanie do tematu, za co ogromne brawo, bo nie wszystkim pisarzom tak zmyślne udaje się oddać grozę, surowość i tragizm tamtych wydarzeń. 

Nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać, ta książka jest niesamowita. Zakończenie zabolało mnie bardzo mocno, cały czas żyję nadzieją, że może to jednak nieprawda, nie chce żeby tak było. Ogromnie zżyłam się z bohaterami, cały czas myślałam o każdym i nawet, gdy już odłożyłam książkę, była w moich myślach przez wiele dni. Pisałam w głowie opinie, ale nie potrafię ubrać słowami, co ta historia ze mną zrobiła. Po prostu czytajcie. 



Premiera książki 22.03.2023

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem W.A.B





marca 10, 2023

marca 10, 2023

Sroka

Sroka

 


Kolejna książka, którą przeczytałam za sprawą opinii na jednym z blogów - niestety jak zwykle zapomniałam i kogo widziałam. W każdym razie, recenzja była na tyle intrygująca, że od razu wyszukałam w zasobach biblioteki i zabrałam do czytania. 


Poznajemy młodą parę Marisę i Jake'a, którzy planują wspólnie zamieszkać. Szukają odpowiedniego domu, który będzie idealny. Gdy trafiają na ten właściwy, nie mają wątpliwości. Kobieta jest zachwycona, oddzielna pracownia w której może tworzyć rysunki do bajek, które ilustruje. Jake pracuje w firmie, o której Marisa wie niewiele, jednak jakoś nie miała potrzeby dowiadywać czym konkretnie. Ważne, że są razem, a ich relacje są wspaniałe. Do pewnego czasu. Gdy z powodu przejściowych problemów finansowych, ukochany sugeruje by wynająć jeden z pokoi. Pieniądze od lokatora mają podreperować ich wspólny budżet, co wyjdzie tylko na plus. 

W ten sposób w życiu tych dwojga pojawia się Kate. Zupełnie przeciwieństwo nieśmiałej i w pewnym sensie wycofanej Marisy. Lokatorka jest osobą pewną siebie, co najciekawsze - bardzo szybko aklimatyzuje w domu, świetnie orientując w położeniu wszystkich rzeczy. Do pewnego momentu ich wspólna codzienność jest przyjemna, chociaż przychodzi dzień, kiedy Marisę zaczynają niepokoić niektóre] zachowania tej dwójki. Odnosi wrażenie, że Kate i Jake się znają, ale nie chcą do tego przyznać. Coraz baczniej obserwuje kobietę, która nagle wdarła się do jej poukładanego życia. 

Jakie tajemnice są ukrywane i co doprowadzi do odsłonięcia prawdy, ale najważniejsze jakie przyniosą konsekwencje? 



Czytałam w opiniach, że książka zaskoczy, ale szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, że właśnie w taki sposób autorka poprowadzi fabułę. Co tutaj się wydarzyło! Do tej pory jestem pod wrażeniem, bo miałam wiele teorii, ale tego co zastałam w żadnym wypadku, ale od początku. 

O Marisie na początku dowiadujemy się niewiele - tworzy autorskie bajeczki, które samodzielnie ilustruje, każda jest zrobiona indywidualnie na zamówienie pod konkretne dziecko.  Zamieszkanie w nowym domu jest wielkim wydarzeniem w życiu, nareszcie ma oddzielna pracownie w której może poświęcić się zajęciu w spokoju . Dotychczas gnieździła się w maleńkim mieszkanku, w którym często gościła jej jedyna przyjaciółka. Teraz relacje kobiet nieco się rozluźniły, ponieważ jak uważała Marisa, koleżanka zazdrościła jej szczęścia, które objawiło się w osobie ukochanego.

Jake to mężczyzna ułożony i pełen troski wobec Marisy, która w pewnym momencie ich wspólnego mieszkania, zaczęła zachowywać troszkę dziwnie. Gdy pojawiła się Kate, dotychczas zdystansowany zaczyna okazywać pewne cechy, którymi nie obdarzał swojej wybranki. 

I wreszcie Kate, która weszła do życia zakochanej pary, w bardzo przebojowy sposób. Z pewnością siebie, która często onieśmielała samą Marisę. Bardzo dobrze wiedziała, co lubi Jake, oraz gdzie pracuje. W domu , w którym zamieszkała, czuła się jak u siebie. 

Cała trójka zachowuje się dosyć dziwnie. Widzimy jak Kate i Jake stają się dla siebie bliscy, a Marisa nie ma pojęcia o co chodzi. Czy jest jakaś tajemnica, której nie poznała z przeszłości swojego ukochanego? A może nowa lokatorka, nie jest całkiem obca, jak się jej z początku wydawało? 

Nie będę ukrywała, że to co napisałam wyżej, jest tylko kroplą w całości, tak naprawdę jedna wielka niewiadoma, ponieważ prawda, która jest odkrywana skrawek po skrawku wywiera naprawdę ogromne wrażenie. Co ciekawe mamy wgląd na dwie perspektywy. Marisy i Kate. Pojawia się jeszcze jedna postać, która sporo namiesza i wywoła mnóstwo emocji - niekoniecznie pozytywnych. 

Sroka jest książką, którą zaczyna się czytać i nie przerywa do póki nie dowie prawdy. Zarwałam dla niej połowę nocy, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie dowiedzieć kto jest kim i o co chodzi. Świetnie rozegrana akcja, genialny pomysł i ukazanie problemu, który na pierwszy rzut oka, może być niewidoczny.  Warto poznać ten tytuł, chociaż zdaje sobie sprawę, że nie każdy się odnajdzie. Niemniej, emocje towarzyszą od samego początku do końca. 

marca 08, 2023

marca 08, 2023

Po tamtej stronie chmur

Po tamtej stronie chmur

 


Twórczość Pana Bechtera została przeze mnie odkryta zupełnym przypadkiem i muszę przyznać, że był to bardzo trafny przypadek. Od pierwszej przeczytanej książki wiedziałam, że każda kolejna będzie godna uwagi i warta przeczytania. Nawet zaczęłam wyglądać zapowiedzi i kolejnych premier. Niewielu jest pisarzy, którzy w moim prywatnym rankingu, plasują bardzo wysoko, bym wyczekiwała nowego tytułu. Pan Tomasz Bechter trafił i mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie. Tymczasem, przychodzę z pierwszą częścią rodzinnej sagi - Po tamtej stronie chmur.  Jaką historię opowiada o czy warto poznać? 


Akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych - czyli co lubię najbardziej. Współczesność i czasy chwilę przed drugą wojną. 

Poznajemy Magdę, która opiekuje się swoim już nieco niedomagającym dziadkiem, staruszek ma początki demencji, chociaż trzeba przyznać, że kiedy trzeba, potrafić zaskoczyć bystrością umysłu. Kobieta natomiast, można pomyśleć cicha bohaterka, która troszczy się o najstarszego z rodziny. Jednak nie do końca tak jest, ponieważ Magda, została zmuszona do zamieszkania z dziadkiem, w wyniku pewnego zdarzenia, którego przyczyna jest bardziej złożona. Teraz jednak, utknęła w tym miejscu, jest samotna, rodzice wydzielają pieniądze na niezbędne wydatki, młodsza siostra podróżuje po świecie, a ona, przygląda się wszystkiemu i nie wie, czy jeszcze jest dla niej jakąś nadzieja na zmianę. 

Przenieśmy się w czasie, są lata dwudzieste minione wieku, w Wielkopolsce przychodzą na świat bliźnięta - Bruno i Teodor, dzieci  Barona Stainke, wychowują się w pięknym majątku. Można powiedzieć, że bracia poza tym, że są braćmi nie łączy nic. Ogień i woda, można tak nazwać. Bruno, spokojny, wręcz wyciszony, sprawiający wrażenie niedorozwiniętego umysłowo, lecz rodzina bardzo szybko się przekona, że to wrażenie jest bardzo błędne. Z kolei Teodor - żywe srebro, nadrabia za siebie i brata. Jeśli coś zostało zniszczone, można było mieć pewność, kto przyłożył rękę. Odmienność chłopców była widoczna również w ich relacjach. Bardzo żywiołowy Teodor, dokuczał cichemu i małomównemu Brunowi. Zbiegiem lat, ta przepaść się powiększała, aż pewnego dnia.. 


Zawirowania życiowe dwóch sióstr, które nie mają pojęcia jaką tajemnicę z przeszłości ukrywa dziadek. Uważny za niespełna rozumu, wymyślający historię, o których nikt nigdy nie słyszał.

 A między wszystkim - burzliwe losy braci lotników, wchodzących w młodość gdy wybucha wojna, jaka przyszłość ich czeka? 


Nie będę ukrywała, że to wątki przeszłości były moimi ulubionymi. Jednak nie można powiedzieć, by w teraźniejszości było źle. Wręcz przeciwnie. Nie ma co się oszukiwać, dziadek jest tutaj postacią bardzo charakterystyczną, mimo, że nie gra pierwszych skrzypiec, trzeba przyznać jego obecność została mocno zaznacza - i bardzo dobrze. 

Co można napisać o  siostrach Magdzie i Wiktorii? Mam coś pecha, bo trafiam ostatnio na bohaterki, które nie należą do grupy, lubianych przeze mnie. Ciekawe? Może wbrew wszystkiemu są podobne do mnie i dlatego czuje irytację? W każdym razie, ta pierwsza - nieradząca ze swoim życiem, zawieszona pomiędzy tym, co było wcześniej, a teraz. Nie wie, co zrobić by ruszyć do przodu. Czuje porażkę, a nawet wstyd przed znajomymi i rodziną, jednak nie stara się za bardzo, by to życie uległo zmianie. Druga z sióstr jest pełna życia, niczego się nie boi, czerpie pełnymi garściami. Tylko w jej zachowaniu jest za wiele buty i wyższości. Pełna ignorancji oraz egoizmu. Świat jest dla niej, oraz inni ludzie - zwłaszcza mężczyźni. 

Można zauważyć pewne podobieństwa w relacjach między braćmi Steinke, a siostrami Magdą i Wiktorią. Chociaż bliźniaków powinna łączyć szczególna więź, trudno jej szukać u Teodora i Bruna. Ten pierwszy uważa się za pępek świata, pupilek matki, która nie jeden raz wybroniła przed gniewem ojca. Często drażniło go u brata, pewna nieporadność i zainteresowania tym, co On uważał za głupie. A Bruno uwielbiał przyrodę i zwierzęta, interesowało go wszystko co działo wkoło. Owady, rośliny i prace w rolnictwie. Przeglądał albumy, czytał książki by wiedzieć jak najwięcej. Unikał Teodora, który zazwyczaj robił na złość, a bardzo często krzywdził tych, na których Brunowi zależało.  Obaj nie zdają sobie sprawy, że za kilka lat, los postawi ich po dwóch stronach barykady i rozpocznie się rywalizacja, ale  na śmierć i życie.  

Chciałabym napisać, że książka wciągnęła mnie od samego początku. Jednak tak się nie zadziało. Nie mam co ukrywać. Postać Magdy mnie męczyła, nie lubię ludzi, którzy żyją bo żyją, a najlepiej kiedy przepraszają za swoje istnienie. A taka właśnie, ukazuje się nam Magda. Na szczęście jest dziadek, a później przenosimy się wstecz i wtedy, już całość nabiera rozpędu . Z każdą kolejną strona fabuła wciąga coraz bardziej. I jeśli początek mnie lekko zaniepokoił, czy aby na pewno dobrze trafiłam, to szybko moje wątpliwości zostały rozwiane. Później, nie mogłam się oderwać. Z bólem serca odkładałam książkę, kiedy już zaistniała potrzeba. Jeszcze większa była moja radość, że już w podróży była do mnie druga część - którą teraz kończę. 

Autor kolejny raz nie dość, że mnie nie rozczarował, to w dodatku stworzył taka historię, która naprawdę wywiera ogromne wrażenie. Jest mi trochę trudno pisać, bo w głowie mam już obrazy, z kolejnego tomu, a tam się dopiero dzieje.. Dlatego, jeśli zdecydujecie się na przeczytanie, to od razu obie części, ponieważ konieczne jest czytanie w ciągłości. Ja ostatnio żyje tylko tą historią. 

Chyba nie muszę więcej pisać, z całego czarnego serduszka polecam. Nie ma możliwości, żeby ta książka zawiodła, a pamiętajcie - w drugiej dzieje się tyle, że o matko jedyna. Czytajcie! 


marca 03, 2023

marca 03, 2023

Bez wyboru

Bez wyboru

 


Od jakiegoś czasu wróciłam do namiętnego czytania kryminałów i thrillerów. Przesyt jaki mnie ogarnął minął i teraz, wręcz poszukuje fabuły, która trzyma w napięciu od początku do końca, a akcja jest prowadzona w taki sposób, że do ostatniej strony nie mam pojęcia jakie będzie rozwiązanie. 

Z zainteresowaniem przeczytałam zapowiedź książki - Bez wyboru. Opis od razu przykuł moją uwagę, dlatego nie ukrywam, bez wahania zdecydowałam się przeczytać.  Zerknęłam na opinie, które są naprawdę bardzo wysokie i pochlebne, ale czy moja dołączy do tego grona?  Zacznijmy od początku. 


Jak wskazuje opis, a również początek książki, zostają znalezione zwłoki kobiety. Dreszczyk niepokoju i można rzec, makabrycznej otoczki, dodaje sposób w jaki potraktowano ciało oraz gdzie znaleziono. Mordercy zależało by wywarło wrażenie no i się udało. Nie mogło paść na lepszy moment. Znany festiwal światła w Łodzi, mnóstwo ludzi,pięknych iluminacji, a między wszystkim - zwłoki kobiety, w stanie, które wywołuje wiele emocji.  Ktoś wyciął na plecach nazwisko. Nie przypadkowe oczywiście. Bo należące do śledczej, która aktualnie nie była aktywna zawodowo. 

Co to może oznaczać? Czy oprawca chciał dać do zrozumienia, że Zoja Sterlak - bo o niej mowa. Będzie kolejna ofiarą, czy może jest to zaproszenie, do dziwnej "zabawy", a do tego zadania została wytypowana konkretna osoba? 

Akurat tak się składa, że Zoja właśnie wróciła do kraju w celu uporządkowania spraw prywatnych. Jej partnerzy z pracy, przekonują by została na miejscu, przyjrzała się sprawie, ale jednocześnie była bardzo ostrożna, ponieważ nie wiedzą, jaki kolejny krok planuje morderca. 

Między akcją tu i teraz, mamy wgląd do przeszłości. Łódź czasów wojny i pewna żydowska rodzina, która doświadcza wszystkiego, co zaserwowali Niemcy temu narodowi. Ukazane są pewne urywki, które za każdym razem wywołują złość, gniew i smutek. I jak nie trudno się domyślić. Mają znaczenie, w sprawie, do której została wciągnięta Zoja. 



Nie będę ukrywała, że dla mnie, najciekawsze w książce, były wątki z przeszłości. I to właśnie one, były największym spoiwem fabuły. Mimo, że każde przeniesienie do przeszłości nie było trudne, miało w sobie coś, co nie pozwalało oderwać od czytania. 

Jednak muszę nakreślić postaci jak i całą resztę. Na początek Zojka Sterlak - typ kobiety, który mnie doprowadzał do szału. Nie mogłam znieść jej zachowania. Osobowość, która manifestuje swoje "mamwszystkowdupie", nie ważne, że morderca na nią poluje, a ona jest ponoć doświadczoną i bardzo inteligentną śledcza. Nie zauważyłam tego za bardzo. Na pierwszy plan wychodzi pewność siebie, która jest przejawiana bezmyślnością i usilnym graniem na przekór.  < Mam czegoś nie robić? Nie ma sprawy, właśnie to zrobię >. Takie dziecinne gierki, nie pasowały do zawodu, który reprezentowała. 

Zauważyłam, że wielu czytelników zachwyciła właśnie ta postać, ale ja niestety nie należę do grupy fanów i właśnie przez Zojkę, denerwowało mnie czytanie. A szkoda, bo to była naprawdę ciekawie rozegrana zagadka. 

Idziemy dalej. Kardas -facet, który jest. I gdyby nie ciągle powtarzanie jego nazwiska, uwierzcie, nie zwróciłabym na niego uwagi. To takie tło, albo cień swojej koleżanki, w którą niby jest zapatrzony, ale ja również nie byłam wstanie wyczuć, czy to opisywane coś, jest, czy po prostu musimy uwierzyć. 

Mam ogromny problem z tą książką. Ponieważ główny temat, zabójstwo, a raczej kto bawi się w kotka i myszkę, co planuje i jakie ma powiązanie z przeszłością, było szalenie ciekawe. Tylko w całości, przeszkadzała mi główna bohaterka. Dawno już, nie mogłam zdzierżyć zachowania kluczowej postaci. I co gorsze, ona mogła być wkurzająca, ale poza tym wszystkim, nie było nic. Nie wyróżniła się świetnym zmysłem, wręcz przeciwnie. Była głupia jak but, a nawet dwa. Robiła błąd za błędem, aż miałam ochotę pomoc temu zabójcy. Wtedy byłoby ciekawie. 

Jak widać, sporo emocji towarzyszy, ale czy są na tyle mocne, by zachęcić do czytania? Myślę, że musicie sami sprawdzić. To nie jest zła książka, tylko Zoja jest beznadziejna, przerysowana, przez co ja odebrałam jako kompletna idiotkę. Jedno jest pewne, autorka pisze bardzo ciekawie i ma pomysły na fabułę. Tylko mogłaby zaprzestać wzorowania amerykańskimi bohaterami, bo tutaj ciągnie bardzo, no i kimś jeszcze. Czy Zojka nie przypomina czytelnikom innej, znanej i pyskatej postaci literackiej? 

Podsumowując, filarem książki jest zagadka z przeszłości oraz informacje, których można się dowiedzieć. Reszta się kręci, kołem napędowym początku. Czytajcie, bo nie oceniam źle, ale pamiętajcie, ja nie kibicowałam głównej bohaterce. 



Książkę przeczytałam we współpracy z Wydawnictwem Znak Crime.

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger