O książce, którą dzisiaj opiszę, krążą same peany pochwalne. Jakaż to
przepiękna historia miłosna, osadzona w klimacie orientu, dwoje
zakochanych wywodzących się z zupełnie odległych kultur i wyznań
religijnych. Dzieli ich praktycznie wszystko. Łączy jedno — miłość. Czy to jedno uczucie jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody młodych i niedoświadczonych ludzi?
Jak głoszą blurby — jest to druga Love story, czy też Romeo i Julia. Szczerze? Nie działają na mnie tego typu chwyty marketingowe. O wiele bardziej podziałoby na korzyść coś innego. Niestety wydawcy, jak i księgarnie idą na łatwiznę. Cóż poradzić, trzeba mieć nadzieje, że książka jest rzeczywiście dobra i nie potrzebuje posiłkować się na sławie innych historii.
Pozostaje pytanie, czy opowieść o Ali i Nino rzeczywiście jest tak piękna, jak głoszą zachwyty, czy faktycznie porusza serca, pochłania czytelnika i pozostaje w pamięci na dłużej niż do zakończenia ostatniego zdania? Postaram się opisać moje wrażenia jak najdokładniej.
Poznajemy Alego Szyrwanszyra jeszcze na etapie edukacji w szkole, młodzieniec zamieszkuje wraz z rodziną i przyjaciółmi w Baku, miasteczku osadzonym na pograniczu Azji i Europy. Stąd rozterki miejscowych związanych z przynależnością. Cześć chce pozostać Azjatami, innych ciągnie do Europy - tego, jak twierdzą, bardziej rozwiniętego miejsca. Gdzie nie ma zacofania. W szkole uczą się dzieci różnych narodowości, kultur i religii, natomiast nad wszystkim pieczę sprawują... Rosjanie.
Ali jest już u progu dorosłości, jeszcze kilka egzaminów i oto będzie mógł na zawsze opuścić szkolne mury. Zdejmie mundurek i więcej go nie ubierze. Ma jedno marzenie, te najważniejsze. Poślubić Nino Kipiani, Gruzińską piękność, z którą znają się z czasów dzieciństwa. Dla Alego dziewczyna jest ucieleśnieniem ideału. I chociaż ich religie są zupełnie różne, młodzieniec ma dzieje na udaną wspólną przyszłość. W końcu liczy się tylko miłość.
Oboje wyczekują momentu, gdy będą mogli się połączyć, już na zawsze. Niestety los ma inne plany, wojna, która wybucha gdzieś tam daleko i na pierwszy rzut, niemająca wpływu na ich życie, zaczyna komplikować sytuację nawet w Baku.
Trzeba będzie wybrać między lojalnością do religii, państwa, władzy i własnego sumienia. Ali — młodzieniec, który nie chce walczyć w interesie kraju, którego nie uznaje za swój. Jaką decyzje podejmie w tak ważnej sprawie, czy miłość potrafi łączyć mimo tylu przeszkód na drodze?
Jak głoszą blurby — jest to druga Love story, czy też Romeo i Julia. Szczerze? Nie działają na mnie tego typu chwyty marketingowe. O wiele bardziej podziałoby na korzyść coś innego. Niestety wydawcy, jak i księgarnie idą na łatwiznę. Cóż poradzić, trzeba mieć nadzieje, że książka jest rzeczywiście dobra i nie potrzebuje posiłkować się na sławie innych historii.
Pozostaje pytanie, czy opowieść o Ali i Nino rzeczywiście jest tak piękna, jak głoszą zachwyty, czy faktycznie porusza serca, pochłania czytelnika i pozostaje w pamięci na dłużej niż do zakończenia ostatniego zdania? Postaram się opisać moje wrażenia jak najdokładniej.
Poznajemy Alego Szyrwanszyra jeszcze na etapie edukacji w szkole, młodzieniec zamieszkuje wraz z rodziną i przyjaciółmi w Baku, miasteczku osadzonym na pograniczu Azji i Europy. Stąd rozterki miejscowych związanych z przynależnością. Cześć chce pozostać Azjatami, innych ciągnie do Europy - tego, jak twierdzą, bardziej rozwiniętego miejsca. Gdzie nie ma zacofania. W szkole uczą się dzieci różnych narodowości, kultur i religii, natomiast nad wszystkim pieczę sprawują... Rosjanie.
Ali jest już u progu dorosłości, jeszcze kilka egzaminów i oto będzie mógł na zawsze opuścić szkolne mury. Zdejmie mundurek i więcej go nie ubierze. Ma jedno marzenie, te najważniejsze. Poślubić Nino Kipiani, Gruzińską piękność, z którą znają się z czasów dzieciństwa. Dla Alego dziewczyna jest ucieleśnieniem ideału. I chociaż ich religie są zupełnie różne, młodzieniec ma dzieje na udaną wspólną przyszłość. W końcu liczy się tylko miłość.
Oboje wyczekują momentu, gdy będą mogli się połączyć, już na zawsze. Niestety los ma inne plany, wojna, która wybucha gdzieś tam daleko i na pierwszy rzut, niemająca wpływu na ich życie, zaczyna komplikować sytuację nawet w Baku.
Trzeba będzie wybrać między lojalnością do religii, państwa, władzy i własnego sumienia. Ali — młodzieniec, który nie chce walczyć w interesie kraju, którego nie uznaje za swój. Jaką decyzje podejmie w tak ważnej sprawie, czy miłość potrafi łączyć mimo tylu przeszkód na drodze?
" Naturalnie, że kobieta nie ma ani duszy, ani rozumu. Po co by je zresztą miała mieć? Wystarczy, że jest cnotliwa i urodzi wiele dzieci. Prawo mówi: świadectwo mężczyzny ma większą moc niż świadectwo kobiety. Nie zapominaj o tym Ali"
Sięgając po lekturę Ali i Nino, spodziewałam się wciągającej oraz
naszpikowanej orientem powieści, która pochłonie mnie już od pierwszych
stron. Jak się jednak okazało, opowieść snuta przez Kurbana
Saida dosyć opornie się zaczęła. I niby nie była pisana trudnym
językiem, bo w końcu kultura muzułmanów od jakiegoś czasu nie jest mi
zupełnie obca, podobnie z ich nazewnictwem, to jednak było coś, co
sprawiało, że nie mogłam poczuć fabuły.
Robiłam kilka podejść, z dosyć marnym skutkiem, w końcu siadłam i dosłownie na siłę zaczęłam czytać, mając nadzieje, że po pewnym czasie przekroczę magiczną granicę i pójdzie lżej.
Książkę muszę podzielić na dwie części, pierwsza, która niemiłosiernie się wlokła. I szczerze mówiąc, obawiałam się, że tak już będzie do samego końca. Odnosiłam wrażenie, że Said Kurban stworzył w pewnym sensie chaos, chcąc zawrzeć jak najwięcej informacji dotyczących miejsca oraz styku wielu kultur, co też uzyskało mierny skutek. Ponieważ nadmiar informacji przytłaczał, a nawet nużył.
Z kolei, gdy już zdaniem autora, czytelnik dowiedział się wszystkiego, co było najistotniejsze, akcja wychodzi jakby na prostą, jest porządek zdarzeń. Bez zbędnego zamieszana. Opisy są bardziej przejrzyste i nie sprawiają wrażenia zlepionych notatek w jedną całość.
Dlatego też mam mieszane uczucia. Nie potrafię powiedzieć, że książka jest zła i szkoda marnować na nią czasu. Ponieważ bardzo ciekawym doświadczeniem jest, sam fakt połączenia się par z zupełnie odległych światów kulturowych. Niemożliwe staje się możliwe. I chociaż same rodziny nie do końca są przekonane do słuszności wyboru swoich dzieci, to jednak młodzi uparcie dążą do realizacji swoich marzeń.
Oczywiście książka ukazuje o wiele więcej, niż samo uczucie tytułowych postaci, mamy tutaj wojnę, rozdarcie między przynależnością. Komu okazać lojalność, komu się sprzeciwić. Myślę jednak, że nie ma sensu zdradzać zbyt wiele. O wiele ciekawiej jest samemu odkrywać poszczególne wątki.
Historia Ali i Nino jest skomplikowana. Nie umiem napisać, by była piękna, ale też nie jest do samego końca tragiczna. Tchnie pewną nadzieją, nadzieją na to, że prawdziwa miłość przetrwa wszystko. I nic, ale to absolutnie nic, nie jest w stanie jej zniszczyć.
Niemniej, to nie jest lekka książka, którą się czyta „do kawy”, potrzebna jest uwaga i przegryzanie każdej informacji, bo podobnych fragmentów, jak widać w cytacie wyżej, znajdziemy sporo. Wywołują różne reakcje, ale taka jest ta religia. Tak oni żyją od lat. Czy każdy stosuje się do narzuconych reguł? Odpowiedzi na te i inne pytania, znajdziecie w książce.
Robiłam kilka podejść, z dosyć marnym skutkiem, w końcu siadłam i dosłownie na siłę zaczęłam czytać, mając nadzieje, że po pewnym czasie przekroczę magiczną granicę i pójdzie lżej.
Książkę muszę podzielić na dwie części, pierwsza, która niemiłosiernie się wlokła. I szczerze mówiąc, obawiałam się, że tak już będzie do samego końca. Odnosiłam wrażenie, że Said Kurban stworzył w pewnym sensie chaos, chcąc zawrzeć jak najwięcej informacji dotyczących miejsca oraz styku wielu kultur, co też uzyskało mierny skutek. Ponieważ nadmiar informacji przytłaczał, a nawet nużył.
Z kolei, gdy już zdaniem autora, czytelnik dowiedział się wszystkiego, co było najistotniejsze, akcja wychodzi jakby na prostą, jest porządek zdarzeń. Bez zbędnego zamieszana. Opisy są bardziej przejrzyste i nie sprawiają wrażenia zlepionych notatek w jedną całość.
Dlatego też mam mieszane uczucia. Nie potrafię powiedzieć, że książka jest zła i szkoda marnować na nią czasu. Ponieważ bardzo ciekawym doświadczeniem jest, sam fakt połączenia się par z zupełnie odległych światów kulturowych. Niemożliwe staje się możliwe. I chociaż same rodziny nie do końca są przekonane do słuszności wyboru swoich dzieci, to jednak młodzi uparcie dążą do realizacji swoich marzeń.
Oczywiście książka ukazuje o wiele więcej, niż samo uczucie tytułowych postaci, mamy tutaj wojnę, rozdarcie między przynależnością. Komu okazać lojalność, komu się sprzeciwić. Myślę jednak, że nie ma sensu zdradzać zbyt wiele. O wiele ciekawiej jest samemu odkrywać poszczególne wątki.
Historia Ali i Nino jest skomplikowana. Nie umiem napisać, by była piękna, ale też nie jest do samego końca tragiczna. Tchnie pewną nadzieją, nadzieją na to, że prawdziwa miłość przetrwa wszystko. I nic, ale to absolutnie nic, nie jest w stanie jej zniszczyć.
Niemniej, to nie jest lekka książka, którą się czyta „do kawy”, potrzebna jest uwaga i przegryzanie każdej informacji, bo podobnych fragmentów, jak widać w cytacie wyżej, znajdziemy sporo. Wywołują różne reakcje, ale taka jest ta religia. Tak oni żyją od lat. Czy każdy stosuje się do narzuconych reguł? Odpowiedzi na te i inne pytania, znajdziecie w książce.