sierpnia 31, 2017

sierpnia 31, 2017

Ali i Nino

Ali i Nino

O książce, którą dzisiaj opiszę, krążą same peany pochwalne. Jakaż to przepiękna historia miłosna, osadzona w klimacie orientu, dwoje zakochanych wywodzących się z zupełnie odległych kultur i wyznań religijnych. Dzieli ich praktycznie wszystko. Łączy jedno — miłość. Czy to jedno uczucie jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody młodych i niedoświadczonych ludzi?

Jak głoszą blurby — jest to druga Love story, czy też Romeo i Julia. Szczerze? Nie działają na mnie tego typu chwyty marketingowe. O wiele bardziej podziałoby na korzyść coś innego. Niestety wydawcy, jak i księgarnie idą na łatwiznę. Cóż poradzić, trzeba mieć nadzieje, że książka jest rzeczywiście dobra i nie potrzebuje posiłkować się na sławie innych historii.

Pozostaje pytanie, czy opowieść o Ali i Nino rzeczywiście jest tak piękna, jak głoszą zachwyty, czy faktycznie porusza serca, pochłania czytelnika i pozostaje w pamięci na dłużej niż do zakończenia ostatniego zdania? Postaram się opisać moje wrażenia jak najdokładniej.

Poznajemy Alego Szyrwanszyra jeszcze na etapie edukacji w szkole, młodzieniec zamieszkuje wraz z rodziną i przyjaciółmi w Baku, miasteczku osadzonym na pograniczu Azji i Europy. Stąd rozterki miejscowych związanych z przynależnością. Cześć chce pozostać Azjatami, innych ciągnie do Europy - tego, jak twierdzą, bardziej rozwiniętego miejsca. Gdzie nie ma zacofania. W szkole uczą się dzieci różnych narodowości, kultur i religii, natomiast nad wszystkim pieczę sprawują... Rosjanie.

Ali jest już u progu dorosłości, jeszcze kilka egzaminów i oto będzie mógł na zawsze opuścić szkolne mury. Zdejmie mundurek i więcej go nie ubierze. Ma jedno marzenie, te najważniejsze. Poślubić Nino Kipiani, Gruzińską piękność, z którą znają się z czasów dzieciństwa. Dla Alego dziewczyna jest ucieleśnieniem ideału. I chociaż ich religie są zupełnie różne, młodzieniec ma dzieje na udaną wspólną przyszłość. W końcu liczy się tylko miłość.

Oboje wyczekują momentu, gdy będą mogli się połączyć, już na zawsze. Niestety los ma inne plany, wojna, która wybucha gdzieś tam daleko i na pierwszy rzut, niemająca wpływu na ich życie, zaczyna komplikować sytuację nawet w Baku.

Trzeba będzie wybrać między lojalnością do religii, państwa, władzy i własnego sumienia. Ali — młodzieniec, który nie chce walczyć w interesie kraju, którego nie uznaje za swój. Jaką decyzje podejmie w tak ważnej sprawie, czy miłość potrafi łączyć mimo tylu przeszkód na drodze?


" Naturalnie, że kobieta nie ma ani duszy, ani rozumu. Po co by je zresztą miała mieć? Wystarczy, że jest cnotliwa i urodzi wiele dzieci. Prawo mówi: świadectwo mężczyzny ma większą moc niż świadectwo kobiety. Nie zapominaj o tym Ali"


Sięgając po lekturę Ali i Nino, spodziewałam się wciągającej oraz naszpikowanej orientem powieści, która pochłonie mnie już od pierwszych stron. Jak się jednak okazało, opowieść snuta przez Kurbana Saida dosyć opornie się zaczęła. I niby nie była pisana trudnym językiem, bo w końcu kultura muzułmanów od jakiegoś czasu nie jest mi zupełnie obca, podobnie z ich nazewnictwem, to jednak było coś, co sprawiało, że nie mogłam poczuć fabuły.

Robiłam kilka podejść, z dosyć marnym skutkiem, w końcu siadłam i dosłownie na siłę zaczęłam czytać, mając nadzieje, że po pewnym czasie przekroczę magiczną granicę i pójdzie lżej.

Książkę muszę podzielić na dwie części, pierwsza, która niemiłosiernie się wlokła. I szczerze mówiąc, obawiałam się, że tak już będzie do samego końca. Odnosiłam wrażenie, że Said Kurban stworzył w pewnym sensie chaos, chcąc zawrzeć jak najwięcej informacji dotyczących miejsca oraz styku wielu kultur, co też uzyskało mierny skutek. Ponieważ nadmiar informacji przytłaczał, a nawet nużył.

Z kolei, gdy już zdaniem autora, czytelnik dowiedział się wszystkiego, co było najistotniejsze, akcja wychodzi jakby na prostą, jest porządek zdarzeń. Bez zbędnego zamieszana. Opisy są bardziej przejrzyste i nie sprawiają wrażenia zlepionych notatek w jedną całość.

Dlatego też mam mieszane uczucia. Nie potrafię powiedzieć, że książka jest zła i szkoda marnować na nią czasu. Ponieważ bardzo ciekawym doświadczeniem jest, sam fakt połączenia się par z zupełnie odległych światów kulturowych. Niemożliwe staje się możliwe. I chociaż same rodziny nie do końca są przekonane do słuszności wyboru swoich dzieci, to jednak młodzi uparcie dążą do realizacji swoich marzeń.

Oczywiście książka ukazuje o wiele więcej, niż samo uczucie tytułowych postaci, mamy tutaj wojnę, rozdarcie między przynależnością. Komu okazać lojalność, komu się sprzeciwić. Myślę jednak, że nie ma sensu zdradzać zbyt wiele. O wiele ciekawiej jest samemu odkrywać poszczególne wątki.

Historia Ali i Nino jest skomplikowana. Nie umiem napisać, by była piękna, ale też nie jest do samego końca tragiczna. Tchnie pewną nadzieją, nadzieją na to, że prawdziwa miłość przetrwa wszystko. I nic, ale to absolutnie nic, nie jest w stanie jej zniszczyć.

Niemniej, to nie jest lekka książka, którą się czyta „do kawy”, potrzebna jest uwaga i przegryzanie każdej informacji, bo podobnych fragmentów, jak widać w cytacie wyżej, znajdziemy sporo. Wywołują różne reakcje, ale taka jest ta religia. Tak oni żyją od lat. Czy każdy stosuje się do narzuconych reguł? Odpowiedzi na te i inne pytania, znajdziecie w książce.
 
                                                                                                                                                                                                                                                                          


sierpnia 16, 2017

sierpnia 16, 2017

Blisko Ciebie

Blisko Ciebie
źródło



Kolejne spotkanie z twórczością Kasie West, autorki kierującej swoje książki w stronę młodzieży. Jakoś tak się stało, że mimo swojego wieku, polubiłam tytuły, z którymi do tej pory miałam okazję się zapoznać. Nic więc dziwnego, że gdy tylko dostałam informacje o najnowszej, zapragnęłam przeczytać. I gdy tylko zjawiła się pod moim dachem, zasiadłam do czytania.

 
 
 
Jest zima, Autumn wraz ze swoimi najlepszymi kolegami wybiera się na wspólny weekend. Obiecała rodzicom, że będzie w stałym kontakcie, ponieważ niezbyt często zostaje na noc poza domem. Jednak tym razem miało być inaczej, miało pójść wszystko, jak należy. W końcu będzie mogła pobyć więcej ze swoim ukochanym Jeffem, który prawdopodobnie poprosi ją, by oficjalnie została jego dziewczyną. Dziewczyna musi tylko skorzystać ze szkolnej toalety. Specjalnie zostali dłużej, żeby zrobić zadania domowe przed wyjazdem. By później nie mieć żadnych zmartwień.

Wszyscy już opuścili budynek, auta czekały na ostatnich pasażerów. Autumn pobiegła tylko do tej nieszczęsnej toalety. I... została zamknięta w szkole. Jej wszystkie rzeczy były w samochodzie. Nie miała ze sobą nawet telefonu.

Chwila konsternacji, panika, po prostu natłok przeróżnych myśli i wizji. Została zamknięta w szkole, gdzie nikogo poza nią nie ma, jeszcze zabłysła myśl — że w końcu znajomi zauważą jej nieobecność. Ktoś się domyśli, zawrócą. Nie zostanie długo, maksymalnie kilka godzin. Można wytrzymać. Można prawda?

Dziewczyna nagle słyszy dźwięk, ktoś przemierza korytarz, nie jest sama. Strach paraliżuje, kto i czego chce? Czy może ją skrzywdzić?
Kiedy jej oczom ukazuje się znajoma twarz — znajoma z widzenia. Czuje coś w rodzaju ulgi, ale tylko na chwilę. W końcu dalej są zamknięci w szkole. Ona przez przypadek, a co z towarzyszem? Jakim cudem został w budynku? Też ktoś o nim zapomniał?

 
 
Gdy zapoznałam się z przedpremierowym opisem książki, troszkę się obawiałam, że historia, którą zaserwuje autorka, będzie naciągana. Z drugiej jednak strony, nie potrafiłam zignorować najnowszą pozycję West, jakby nie było, zaskarbiła sobie moje względy.
I muszę przyznać, że autorka wykonała kawał dobrej roboty. Przede wszystkim tematyka, którą poruszyła w fabule. Oczywiście wszystko dzieje się w klimacie szkolnym, nastolatki i ich pierwsze doświadczenia z uczuciami. Jednak tutaj mam coś jeszcze, coś, z czym coraz częściej zmaga się wielu ludzi. Chodzi o stany lękowe.

Nasza główna bohaterka od wielu lat próbuje sobie z nimi poradzić, w gronie rodzinnym wiedzą o jej problemie, niestety dziewczyna nie podzieliła się tym „sekretem” ze swoimi przyjaciółmi. Żadne z nich, nie miało pojęcia, dlaczego ich koleżanka nagle opuszcza imprezy, dlaczego często odmawia wspólnych noclegów.

Tym razem miało być inaczej, w końcu odważyła się na weekendowy wypad, czuła się na siłach, że sobie poradzi i wszystko będzie dobrze. Nie przewidziała, że spędzi go zupełnie inaczej. Nie miała przy sobie leków, zero kontaktów z kimś, kto wiedział co robić w razie ataku...

Ostatnio coraz więcej jest na temat stanów lękowych. I dobrze, ponieważ większość cierpiących na tę przypadłość, nie przyznaje się do tego. Może z podobnych powodów jak nasza bohaterka, nie chciała być traktowana inaczej, jakoś specjalnie. Inni po prostu się wstydzą „słabości”, jeszcze inni czegoś gorszego — wykluczenia. Tak, nasze społeczeństwo bardzo szybko bawi się w osądy. Jeśli masz problem z emocjami, ze swoją psychiką, która przecież również może zachorować i wymagać leczenia, taka osoba zostaje uznawana za wariata, czy kogoś niebezpiecznego. A tak naprawdę, wystarczy po prostu zachować się po ludzku. Stany lękowe są okropne. I nie powinny być tematem tabu.

Cieszę się, że Kasie West postanowiła o tym napisać, mam nadzieje, że każdy, kto przeczyta, chociaż w maleńkim stopniu zrozumie, że tacy ludzie potrzebują wsparcia, uspokojenia.

Spodobała mi się książka, chociaż samą Autumn średnio polubiłam, ponieważ pomijając jej lęki, była dosyć męcząca, nie potrafiła jasno określić swoich uczuć. Bez własnego zdania, zupełnie nie umiała postawić na swoim, próbując na siłę uszczęśliwić otoczenie, co często miało odwrotny skutek.

Tutaj myślę, ważną rolę odgrywa przemiana, jaka następuje, nie tylko u postaci przewodnich, ale wszystkich osób, które w jakiś sposób odgrywały rolę w ich życiu. Chyba najbardziej polubiłam Daxa, za jego bezpośredniość, nie odgrywał roli super faceta, nie był też jakąś sierotą, na którą zwróciła uwagę szkolna piękność.

Podsumowując, książkę czytało się ciekawie, tym razem mamy nieco poważniejszą tematykę, jakby nasza pisarka ewoluowała, widać jej twórczość wchodzi na wyższy poziom. Do tej pory w lekkich fabułach były tylko przemycane ważne wartości. Tu mamy konkretny, ale i zarazem delikatny problem, o którym jak się okazuje, wielu nie ma pojęcia. Warto przeczytać.
 
 

sierpnia 06, 2017

sierpnia 06, 2017

Moja Lady Jane

Moja Lady Jane



Książki o tematyce historycznej lubię bardzo, chociaż jak wiadomo, nie zawsze ma się Ten moment, na lekturę zajmującą o odległej epoce. Tym razem jednak, w moje ręce trafił tytuł, który owszem nawiązywał do przeszłości, ale... Autorki sprawiły, że to, co wyszło w finalnie, okazało się bardzo interesującą lekturą.

Byłam niesamowicie ciekawa, jak trzy kobiety ukażą prawdziwe wydarzenia połączone z fikcją, którą jak się okazuje, wcale sobie i nam czytelnikom, nie pożałowały. Jakież więc są moje wrażenia po przeczytaniu ostatniej strony? O tym już za chwilę.

Znajdujemy się w posiadłości młodego króla Edwarda, który to już na samym początku swego władania, dowiaduje się, że oto jego młode życie zmierza ku niechybnemu końcowi. Choroba, którą podstępnie trawiła organizm, właśnie zaczęła okazywać się w całej i niestety brutalnej okazałości. Czasu jest więc mało, co za tym idzie, należy przemyśleć sprawy państwowe. Tak, niestety król nie mógł umierać sobie ot tak, w spokoju. Trzeba było zająć się przyszłością ludu.  To też i doradcy, rzekomo zaufani. Snują plany, jakie wyjście z tej smutnej sytuacji będzie najkorzystniejsze.

I tu pada propozycja ożenku kuzynki króla - Lady Jane z synem jednego z najwierniejszych doradców - Giffordem. Oboje nie mają pojęcia, jaki los się im szykuje.  Król związany ze swoją kuzynką, chce, by najbliższa mu osoba została oddana dobremu i prawemu mężczyźnie. Co się tyczy tatusia przyszłego oblubieńca... Ten ma nieco innego pobudki, ale o tym będzie później.
Młodziutka Jane, nieco nieogarnięty w sprawach z niewiastami Gifford. Mają się poznać w dniu własnego ślubu. Ich małżeństwo ma być dla dobra kraju, najlepszym wyjście. Żadne z nich - nawet sam król. Nie mają pojęcia, że padają paskudnej intrydze... Jak więc zakończy się ta opowieść?

Chyba większość wie, z historii, jak długo Jane Grey piastowała swoje stanowisko. Jeśli ktoś nie wie, proszę szybko nadrobić braki. Pytanie, jak zakończyły tę właśnie historię autorki?

Mój opis wydaje się niezbyt zachęcający. Otóż celo w ten sposób napisałam. Książka od samego początku jest pisana bardzo swobodnie, co za tym idzie, nasze dworskie klimaty nie przytłaczają. I wszystko kojarzące się z odległymi epokami, tutaj jest ukazane bardzo, ale to bardzo lekko. Rzekłabym, że można chwilowo się pogubić, o jakich latach jest mowa, co jest oczywiście plusem.

No i jeszcze jedno. Chyba najważniejsze, autorki poszły nie tylko w swobodniejszy wydźwięk tejże historii. Ba, one ją bardzo ciekawie ukazały, wplatając w wątki magiczne. Dlatego proszę się nie zdziwić, gdy nagle mysz zamieni się w człowieka. Tak, tutaj możemy spodziewa się wszystkiego.

Byłam ciekawa czy taki sposób przypadnie mi do gustu. Bo i forma nieco inna, niż te, do których przywykłam. W dodatku wiedza, że całość została napisana w nieco weselszym tonie. No i kiedy w końcu zasiadłam do czytania... Tak przepadłam. Książka czyta się sama. Jest humor, jest tło historyczne, na którym opiera się całość. A elementy fantastyki zostały tak zgrabnie wplecione, że po prostu byłam skłonna uwierzyć, że działy się naprawdę. Wielkie brawo, jestem pod wrażeniem. Zawsze istnieje ryzyko, że całość wyjdzie sztucznie, nie będzie wiarygodnie przemawiało, a tutaj po prostu nie czuło się, kiedy z prawdy wchodziło w świat wymyślony.

Mam maleńkie zastrzeżenia, jeśli chodzi o zakończenie. Chyba spodziewałam się czegoś innego. Po wszystkich rewolucjach miałam nadzieje, że będzie bum, a niestety tego nie otrzymałam.

Mimo wszystko, książkę naprawdę warto przeczytać, ponieważ jest genialną lekturą na letnie popołudnia, deszczowe wieczory, po prostu każdy moment dobry, by poznać tę opowieść. Szczerze i od serca polecam.
 
 
Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Papierowe Motyle
Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger