grudnia 29, 2021

grudnia 29, 2021

Magiczny ekspres - Między światłem a cieniem

Magiczny ekspres - Między światłem a cieniem

 







Pamiętam zapowiedzi pierwszej części Ekspresu - gdy był on porównywany do Harrego Pottera, pamiętam również, jak bardzo się cieszyłam, że nigdy nie przeczytałam tej serii, która zyskała tylu fanów. Bo nie musiałam się zastanawiać, czy nowa seria, która właśnie wkraczała na rynek wydawniczy, będzie przypominała przygody Pottera.  

A później, później już czułam ogromną radość z czytania i przeżywania przygód razem z pasażerami magicznego Ekspresu. Zakończenie przyszło zbyt szybko, pozostało czekanie na kontynuację i ponownego przejazdu tajemniczym pociągiem, który przemierzał wszystkie kontynenty szukając dzieci z magicznymi cechami. 

Dlatego wyczekiwałam daty premiery, wręcz przytupywałam z niecierpliwością, aż w końcu przyjechała do mnie. Druga część Magicznego Ekspresu - czy moje oczekiwanie nie przemieniło się w rozczarowanie? Czy tym razem, wydarzenia były równie wciągające? 

Flinn nareszcie będzie pełnoprawnym uczniem Ekspresu. Wie, że jej pojawienie się w pociągu, nie było przypadkowe. I może wreszcie, odnajdzie więcej wskazówek dotyczących zaginięcia Jontego. 

Zdaje sobie sprawę, że coś musiało się wydarzyć, co sprawiło, że jej brat w niewytłumaczalny jak dotąd sposób, opuścił to miejsce. Tylko dlaczego i czy grozi mu jakieś niebezpieczeństwo? 

Tymczasem nowi znajomi, wciągają koleżankę w życie ucznia. Opowiadają różne historyjki, dzielą się swoimi problemami. Dzięki Pegs, Flinn ma okazję dowiedzieć ważnych ciekawostek. Natomiast Kasim, nakreśli nieco, kim są Szopy Pracze w pociągu i dlaczego mogą być w posiadaniu ważnych informacji dotyczących Jontego. 

Między zbieraniem informacji, a próbami pobierania nauki, po którą w końcu została tu wskazana, Flinn zwróci uwagę na dziwne zdarzenia, które będą miały miejsce w przedziałach pociągu. Pewne osoby zaczną wydawać się podejrzane. Aż wreszcie, niektóre zagadki zostaną rozwiązane, co nie oznacza, że wprowadzą spokój wśród mieszkańców Ekspresu. I wreszcie Flinn, kóra zostanie z jeszcze większą niepewnością na temat brata i jego wizerunku, który miała do tej pory w pamięci. Czy jest możliwe, że ta osoba, z którą niegdyś łączyła silna więź, mogła być inna?


Wiecie jak to jest, gdy długo się wyczekuje książki, tego wyglądania daty premiery, aż wreszcie jest! Teraz tylko musi do nas dotrzeć. I ten moment, kiedy rozpoczyna się czytanie. Ja bardzo długo wyobrażałam sobie, co będzie się działo, w jakim kierunku potoczy się fabuła, a wraz z nią, zagadka dotycząca zaginionego młodzieńca i kilku innych osób. 

Gdybym opinie do tej książki pisała moja wersja sprzed 8 lat, z pewnością byłabym bardziej surowa i może zbyt brutalna w ocenie. Aktualnie, myślę, że tę książkę można podzielić na dwie części. Pierwsza - w której nie dzieje się zupełnie nic ciekawego, Anca Sturn, chyba zrobiła bardzo brzydki zabieg, którego nie lubię u autorów. Mianowicie, postanowiła  przegadać, wcisnąć nijakie wątki i dialogi, byle tylko nastukać tekst. Dlatego zostaje serwowany, bardzo nieudolny wątek, nawet nie umiem nazwać uczucia, bardziej dziecinnego zadurzenia między Flinn, a Feodrem - chłopcem, który zrezygnował z nauki w ekspresie i podjął się pracy w kotłowni. Ładnie nazywany, przez innych mieszkańców - węglarczykiem.  Otóż należy mieć na uwadze, że Flinn jest trzynastolatką, ja wiem, dziewczynki w tym wieku mogą poczuć jakąś tam sympatię do chłopca, ale nie przesadzajmy, co na tym polu można było więcej zrobić? No nic, Dlatego, właśnie przez pierwszą połowę, jesteśmy świadkami dziecinnych kłótni, a raczej sprzeczek między tym dwojgiem. Bardzo naiwnych rozmyślań dziewczynki,nad zachowaniem Fedora. Cóż, no, ja mając 13 lat bawiłam się lalkami. Jestem z epoki, gdy dzieciństwo było dłuższe.  Trudno jest mi ocenić, o czym dziewczynka w tym wieku można marzyć w relacji z przyjacielem. 

Zostawmy te rozważania, ponieważ nie o tym jest książką - a jednak, przez połowę tekstu, niestety czytelnik musi sobie z nimi poradzić. By w końcu, po przekroczeniu magicznej strony. Nagle nasz pociąg, dostał wiatru w żagle, albo dokładkę do pieca - węglarczyk wziął się wreszcie za robotę, zamiast marzyć o małolacie. 

Akcja nabiera takiego tempa, że naprawdę się bałam, że ten nasz ekspres się wreszcie wykolei i nici z rozwiązania zagadki.  I teraz jest problem natury takiej, autorka - wprawdzie jest to druga książka  w dorobku, dlatego jestem łaskawa, ale jednak. Pokusiła się o znanych wśród pisarzy chwyt, mielenia o niczym w pierwszej części, by później zaserwować jazdę bez trzymanki, rozwalić wszystko i zostawić czytelnika z chaosem w głowie.  Naprawdę, nienawidzę tego, bo jestem zła. Mam świadomość, że jest wielkie prawdopodobieństwo powtórki w trzecim tomie. I ja, teraz co mam zrobić? Zostawić, serię, która naprawdę miała świetne rokowania. Może dalej nie jest zła - tylko mój wiek, lekko nie odnajduje się w aż tak młodzieńczych relacjach uczuciowych. Bo sama przygoda i zamysł, jest w bardzo moim guście. 

Rozpisałam się szaleńczo, ale to dlatego, że po limicie tekstu na Instagramie (tak, tam też jestem) miałam okropny niedobór słów I teraz, gdy nikt już mnie nie blokuje, czuje radość z pisania. Potrzebowałam sporo czasu by wrócić na stare śmieci, więc teraz będą lekko długie te moje teksty. 

Wracając do Magicznego Ekspresu - nie chcę jednoznacznie krytykować, ponieważ opisywane przygody są naprawdę ciekawe i potrafią w świetny sposób wprowadzić czytelnika w wykreowany świat. Myślę, że nie zawsze się to udaje pisarzowi, a zwłaszcza temu rozpoczynającemu. Dlatego nie chcę, zniechęcać ani siebie, a tym bardziej potencjalnych zainteresowanych serią. Mimo to, muszę być szczera, początek drugiego tomu, jest nudnawy, trzeba przez niego przebrnąć. A później, później leci samo. Czy polecam? Tak, ale trzeba mieć świadomość o wadach - chociaż są one w subiektywnej ocenie, innym mogą się podobać. 



grudnia 22, 2021

grudnia 22, 2021

Wigilia z nieznajomym

Wigilia z nieznajomym

 


Zazwyczaj nie czytuję książek w klimacie świątecznym. Wiadomo, musi być zachowana pewna konwencja, która mnie nie do końca przekonuje. Co innego, kiedy chodzi o książki Nataszy Sochy, jest to autorka, której styl, odbiega od tych cukierkowych, często przesłodzonych. Dlatego, nawet jeśli tytuł ma coś wspólnego ze świętami, czytelnik może być pewny, że ukazana historia, nie będzie powielaniem szablonów.
Gdy ukazała się zapowiedź niniejszej książki, byłam ciekawa, co tym razem, pisarka postanowiła ukazać czytelnikom. 
Z ciekawością zasiadałam do czytania, by poznać nowych bohaterów i ich historię. A jaka ona była?

Poznajemy Antoninę, kobietę, która jest w kwiecie wieku, mimo odchowanych dzieci. Jej życie do tej pory kręciło się wokół wychowywania córek, zajmowania domem, no i rzecz jasna pracą. Lubiła tę rolę, nawet trudy przygotowywania idealnie nastrojowych świąt, mimo że często była przemęczona. W końcu nadeszła pora, gdy jej córki stały się samodzielne - wręcz już dorosłe. A ona, nie musiała się martwić, czy wigilia będzie taka, jaką sobie wymarzyły. W pewnym sensie, odkąd dziewczynki wyrosły, coraz częściej miała ochotę na zupełnie inną wigilię. Taką po swojemu, według własnych zasad. Bez zastanawiania się, jaką potrawę ma zrobić w kolejności, czy makowiec wyszedł idealny i wreszcie, nie będzie musiała być idealną żoną, matką i gospodynią.
W tę wigilię Antonina wstała z mocnym postanowieniem, że przeżyje ten dzień inaczej jak do tej pory, nie będzie się przed nikim tłumaczyła, bo po prostu nie musi. Podjęła decyzję i wyszła z domu, nie mówiąc nic mężowi. Po prostu ubrała się i wyszła na ulicę. Zdecydowała na spacer, a później samotne wypicie kawy, bez przymusu rozmowy z kimkolwiek. Po prostu pobędzie sama, daleko od gotowania i pełnego stresu przygotowywania wieczornej uroczystości. Bo nie chce i nie musi.

Marcel również od dłuższego czasu, nie odczuwał radości z nadchodzących świąt. Coś sprawiło, że w jego życie wdarła się monotonia i rutyna. Tego dnia, postanowił wyjść na spacer z psem, żeby nie musieć myśleć o tym, co będzie działo się później. Następnie trafił do małej kawiarenki, jednej z nielicznych otwartej o wczesnej porze, która była klimatyczna i nienachalna. Chciał się napić kawy, w samotności i przemyśleć kilka spraw. Nie spodziewał się jednak, że na podobny pomysł wpadła jeszcze jedna osoba.

Gdy Antonina i Marcel, próbowali zaplanować wigilię po swojemu, nie wchodząc sobie wzajemnie w drogę, otrzymali niepokojącą wiadomość ze szpitala. Ich młodsza córka, miała poważne problemy z nerkami. I gdy padła decyzja o dłuższym zatrzymaniu na oddziale, poprosiła rodziców, by, zamiast siedzieć wraz z nią przy łóżku, spędzili ten czas wspólnie, robiąc rzeczy, których do tej pory nie mieli okazji.
Dla obojga był to pomysł dziwny, a nawet absurdalny. Zwłaszcza dla Antoniny, która miała na ten dzień, nieco inne plany. Dalekie od tego, by spędzić z własnym mężem. Niestety obiecała córce, że spełni jej prośbę i bez entuzjazmu, w towarzystwie małżonka opuściła szpital. I tak rozpoczęli wigilię w zupełnie inaczej, niż sobie planowali, a nadchodzące wydarzenia, były pełne nieprzewidzianych zbiegów okoliczności.

Zastanawiam się, od czego zacząć i czego nie napisać, by nie zdradzić zbyt wiele. Może zacznę od tego, że bardzo, ale to bardzo nie polubiłam Antoniny. Była to osobowość kobiety, której na pewno bym nie obdarzyła sympatią. Jej postępowanie i tłumaczenie swoich zachowań i decyzji, dla mnie były po prostu żenujące. Ja mam świadomość, że jest to postać fikcyjna, jednak takich Antonin z pewnością można wiele spotkać, albo na pewno minąć na ulicy, nie mając nawet świadomości, jak łudząco przypominają bohaterkę z kart stron książki.
Według mnie jest to postać egoistyczna i tchórzliwa, dokładnie tak i w tej kolejności. Nie mogę za wiele napisać, jestem jednak ciekawa, czy tylko we mnie, jej postępowanie i tłumaczenia, wzbudzały po prostu politowanie. No nie, nie umiem napisać niczego pozytywnego i chyba przez tę postać, ta książka była dla mnie męcząca w czytaniu.
Marcel, chociaż był ukazany w roli biernego męża, który nie potrafił odpowiednio komunikować się z własną żoną, wychodząc z założenia, że skoro mieszkają ze sobą, to właściwie nie ma sensu robić nic więcej, faktycznie gdzieś rozluźnił relację między nimi.

Niestety w moim odczuciu, wcale się temu mężczyźnie nie dziwiłam i każdy, kto pozna tajemnicę Antoniny, myślę, że będzie wiedział, co mam na myśli.

Przejdę zatem do wydarzeń, które zaczynają się dziać w momencie wyjścia naszych bohaterów ze szpitala. Bo ta chwila, proszę mi wierzyć, sprawia wrażenie, jakby nagle ktoś nacisnął przycisk - całe oczy zwrócone na tych dwoje, bo tylko im trafiały się tak przedziwne sytuacje. Nie wiem, niby było czasami ciekawie, gdzieś tam po drodze wesoło, a nawet nostalgicznie.

Mam niestety wrażenie, jakby kilka wątków z różnych książek, zostało wrzuconych do jednego, wymieszane i wyszło takie miszmasz. Oczywiście pojawiają się ciekawe postaci, które wzbudzają podczas czytania wesołość. Jest też rzecz jasna ukazanie wątku moralizatorskiego - tak zwany głębszy przekaz. Bo w końcu to książka świąteczna, w święta muszą być przemyślenia i wyciąganie wniosków. I później zakończenie, które pojawiło się nagle, bez wyjaśnienia tych wszystkich wątków. Jakbyśmy mieli sobie dopisać w głowie, co było dalej? Szczerze? Ja nie znoszę takich zabiegów. Nigdy nie byłam zwolenniczką otwartych zakończeń. A w tym przypadku, nie było nawet wyjaśnienia większości. Ja cały czas miałam wrażenie, że zabrakło przynajmniej jednego rozdziału. Ostatnia strona była dla mnie rozczarowaniem. Po nieco nudnawym początku i jako takim rozwinięciu, gdzie do zakończenia działo się dosłownie wszystko - brakowało latających małp - chociaż zwierząt naprawdę było wiele. Zakończenie wydało się po prostu przypadkowym. Ot, jakby nagle skończyły się pomysły na to, co dalej. I trzeba było wszystko zmieścić dosłownie w dwóch zdaniach.

Do mnie nie przemawia takie zakończenie i ja naprawdę, nie twierdzę, że jest to zła książka. Uważam ten tytuł za niedopracowany i jakby pisany na siłę bądź zbyt szybko. Czytałam sporo książek autorki, dlatego czuję się mocno zawiedziona. No cóż. Mam nadzieje, że to tylko moje odczucia.


Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKa

listopada 28, 2021

listopada 28, 2021

Dziewczyna z gór - Śniegi

Dziewczyna z gór - Śniegi

 


Pamiętam, jakie wywoływały we mnie emocje „Tropy”, historia porwania dziewczynki przez jej ojca. Jak próbowałam zrozumieć motywy mężczyzny, a później po prostu wchłonęła mnie ta historia. Żyłam nią i nie potrafiłam ocenić, kto był winny, a kto ofiarą? Nie wiedziałam, czy autorka napisze kontynuację, ale czekałam. Długo. I oto, jestem już po przeczytaniu dalszego ciągu tej historii.
Czy tym razem, moje stanowisko uległo zmianie? I mam swoich winnych tej sytuacji?

Życie Nadii, dziewczynki, której losem żyła cała Polska, znowu wywróciło się do góry nogami. Mimo że przez wiele lat jako dziecko, tęskniła do matki i poprzedniego życia. Wyobrażała sobie dzień, kiedy będzie mogła uwolnić się z niewoli, pobiegnie w ramiona matki. Z biegiem lat, jej opór słabł, aż wreszcie po prostu została przy Jakubie. Tworzyli duet, który dla postronnego widza wydawał się niesamowity, ale wzbudzał dziwne emocje. Widać było, że ojciec jest bardzo młody, często ludzie myśleli, że są rodzeństwem.

Niesamowita wiedza, jaką posiadał mężczyzna, wiele razy przydała się im obojgu. Nadia potrafiła rozpoznawać tropy wielu dzikich zwierząt, była zahartowana i fenomenalnie radziła sobie w ekstremalnych warunkach. Dzięki tym zdolnościom otrzymała świetną pracę w instytucie badawczym. Było to zajęcie, które dawało mnóstwo satysfakcji.

W końcu nadchodzi dzień, w którym zaginiona Nadia Okołotowicz, zostaje odnaleziona. A dokładnie, sama stawia się na komisariat policji i wyjawia, kim jest. Od tego momentu, jej życie dzieje się jakby poza nią. Badania, przesłuchania i w końcu spotkanie z rodziną. Obie czekały na tę chwilę wiele długich lat. Napisały sobie w głowie scenariusze tego momentu. I chociaż w głowie, jedna i druga, miały w pamięci małą dziewczynkę, to czas jest nieubłagany. Nadia wyrosłą na dorosłą już młodą kobietę. Dla obu jest to trudna chwila. Matka pamiętała małą dziewczynkę, a przed nią stoi piękna nastolatka.

Wyczekiwany powrót do domu. Miało być tak pięknie. A dziewczyna, nie potrafi odnaleźć się w tym miejscu. Tęskni do gór, martwi się o Jakuba, który w oczach wszystkich jest oprawcą, a ona? Nie potrafi o nim źle myśleć. Nikt jej nie pyta, jak traktował ją ojciec przez te lata, co robił? Jakie wiedli życie i czy tak po prostu, za nim tęskni. Wyrządził krzywdę całej rodzinie, ale czy rzeczywiście był jedynym winnym?

Policja prowadzi śledztwo, Jakuba porwała rzeka, zima jest w swoim szczycie. Zwykły człowiek, nie miałby wielkich szans na przeżycie. Tylko tutaj chodzi o człowieka, który nauczył się żyć z naturą, razem z jej mroczną i niebezpieczną stroną. Nadia wierzy, że jeśli ktoś mógłby przeżyć, to właśnie Jakub. Tylko czy zdążą go odnaleźć? I co się stanie, gdy do tego dojdzie?

Gdy zabierałam się za czytanie tej książki, nie czułam niepokoju - czy mi się spodoba? Co do tego, nie miałam żadnej wątpliwości. Byłam szalenie ciekawa, jak autorka poprowadziła losy Nadii i Jakuba, czy ich wspólna historia miała się zakończyć w momencie, gdy dziewczyna wkroczyła do komisariatu policji?

Najlepsze w tej książce, jest ukazanie wydarzeń, z różnych perspektyw i miejsc, również czasowych. Możemy zajrzeć do przeszłości, zobaczyć jak radził sobie młody mężczyzna z dzieckiem, którego praktycznie nie znał. Przyglądamy się, jak tworzy się niesamowita więź, chociaż tak naprawdę Jakub robił wszystko, by nie dopuść do siebie dziewczynki, jego urazy z przeszłości były silniejsze. Jednak gdzieś głęboko, czuł przywiązanie do dziecka, chciał jej pokazać inny świat, nauczyć wielu rzeczy.

Oczywiście, dla Nadii, sytuacja była o wiele trudniejsza, jako małej dziewczynce. Potrzebowała bliskości zaufanej osoby, czułości i opieki. Jej porywacz – ojciec. Skąpił okazywaniu uczuć, z początku robiła wszystko, żeby uciec, wydostać się z pułapki. Aż wreszcie, z biegiem czasu, zaakceptowała to nowe życie. I w pewnym momencie, chyba nawet pokochała.

Gdybym ktoś mnie zapytał, po czyjej jestem stronie? Miałabym trudności                              z odpowiedzeniem. Chociaż jestem do jednego z rodziców bardziej przychylna, to nie chcę jeszcze wystawiać końcowej oceny. Próbowałam odnaleźć się w uczuciach matki Nadii, która przez tyle lat wyczekiwała informacji dotyczącej dziecka. Nauczyła się jakoś funkcjonować z dnia nadzień. Snując plany, co zrobi, gdy jej ukochana mała córeczka wróci. Jak wspomniałam wcześniej, ta kobieta miała w pamięci małe dziecko. A wróciła, dorosła kobieta – samodzielnie myśląca, o własnym, zdaniu i ukształtowanej osobowości, Niekoniecznie zbieżnej z wizją i oczekiwaniami matki. Jest tu ukazana, naprawdę bardzo trudna sytuacja i relacja. Matka nie była do końca w porządku, odcięła Jakuba od córki.          I mimo że źle postąpił, czy zasługuje na kategoryczne potępienie?

Jestem niesamowicie ciekawa, co wydarzy się w trzecim tomie, nie mogę się już doczekać.  I mam ogromną nadzieje, że czas premiery, nie będzie aż tak odległy. Oczywiście, z całego mojego czarnego serduszka, polecam przeczytać obie części.


Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Secretum

listopada 21, 2021

listopada 21, 2021

Kucharka z Castamar

Kucharka z Castamar

 




Spotyka się książki, które przeczyta się raz i odchodzą w niepamięć. Czasem, tylko skojarzymy tytuł, że już go gdzieś poznaliśmy. Jednak nie zostaje w pamięci na tyle, by móc wspominać z jakimiś emocjami. Jest też grupa książek, które zachwycają i prowadzą nas przez koleje losów bohaterów, a my, czytelnicy, zatracamy się w opisanej historii. Gdzie każdy gest i spojrzenie, potrafią wywołać ogrom emocji. Takie książki, muszą być na półce obecne, bo chce się wracać choćby do fragmentów. 

Gdy zobaczyłam propozycje serialu - Kucharka z Castamar, nie miałam pojęcia, że jest książka. I mniej więcej na jej podstawie, zrealizowano krótki serial. Obejrzałam go i wtedy, dowiedziałam się, o książce. Niewiele się zastanawiając zamówiłam i czekałam. Wiedziałam, czułam, że mnie nie zawiedzie. Miałam świadomość, że na pewno będą różnice z tym, co zostało pokazane w serialu. Pełna radości, a wręcz euforii, zasiadłam do czytania. Miałam świadomość, że takie oczekiwania potrafią być zwodne, ale w przypadku tej historii, ja wiedziałam, po prostu wiedziałam, że pokocham książkę tak, jak pokochałam serial. A jak było dokładnie? Najpierw opiszę fabułę, by mniej więcej nakierować na wydarzenia, z którymi spotykamy podczas lektury. 


Poznajemy Clarę Belmontę, córkę lekarza służącego w gwardii jego królewskiej mości. Rodzina dziewczyny jest wyższa statusem, ponieważ lekarze byli bardzo szanowani i mieli swoje, zasługi, które doceniane były przez króla. To też, córki doktora Belmonte - bo Clara miała też siostrę, otrzymały porządne wykształcenie, a ich grono znajomych było z dobrymi koneksjami. 

Niestety sytuacja kobiet ulega zmianie, gdy głowa rodziny ginie, w prawdzie w chwale, ale dla trzech samotnych dam, nie wiele może to pomóc. Muszą oddać dom rodzinny, w którym spędziły piękne lata życia, bratu zmarłego ojca i męża.  Jedyną pociechą jest zamiłowanie matki i Clary do gotowania, obie dzięki swoim talentom, mogły jakoś zadbać o swoją teraźniejszość. 

W wyniku pewnych zdarzeń, Clara musi podjąć pracę sama, jej matka i siostra wyjeżdząją. Dziewczyna pracuje w szpitalu,  gotuje i można powiedzieć, że jakoś funkcjonuje. Tylko przychodzi dzień, w którym musi opuścić znajome i pod pewnym względem bezpieczne mury i udać do pracy w posiadłości Castamar. 


A Castamar, niegdyś słynące z najwspanialszych bali i spotkań elity, od kilku lat, jest otoczone smutkiem i żałobą. Żona don Diega de Castamar, zginęła w wypadku. Od tamtej pory, dziedzic rodu, żyje w rozpaczy i niekończącej żałobie. Matka i brat - który wzbudza wiele emocji, ale o tym najlepiej przeczytać. Próbują wesprzeć zrozpaczonego mężczyznę, niestety, wydaje się, że strata ukochanej Alby, jest nie do pokonania. 

Zmarła żona Diega - Alba, wzbudzała wiele emocji, wielu ją kochało. Znalazły się jednak osoby, które szczerze nienawidziły kobiety, która miała wszystko i potrafiła wykorzystać swoje atuty oraz władzę. im wyżej w hierarchii, tym większe uczucia zawiści i chęci odebrania, tego, czego samego nie można dostać od życia. Alba była kochana, przez dwóch mężczyzn, jeden się z nią ożenił. Drugi, pozostał ze wspomnieniami i marzenia. I z czymś równie mocnym jak miłość - z chęcią zemsty napędzaną zazdrością.  Właśnie ten mężczyzna, będzie budził wiele emocji, negatywnych rzecz jasna. 

Gdy Clara trafi do kuchni posiadłości Castamar, otrzyma posadę niższą jej talentowi i przede wszystkim pochodzeniu. Co od razu będzie zauważone przez innych pracowników. Znajdzie się osoba, której dobre maniery i nienaganne zachowanie, będzie bardzo przeszkadzało. Spokojna i serdeczna natura dziewczyny zaskarbi sobie sympatię kilku osób, jak się później okaże, które później pomogą gdy będzie tego potrzebowała. 

Oczywiście, ważne jest spotkanie Clary i Diega, które będzie po prostu przypadkowe i może na początku niezbyt przyjemne. Niemniej, wywoła u pana domu, wiele emocji oraz myśli.  Moment, gdy rodzina oraz przyjaciele będący w posiadłości zasmakują potraw przygotowanych przez niepozorną kucharkę, będzie tym zwrotnym. 

Jest powiedzenie, że miłość można uzyskać przez żołądek do serca. Tutaj, ta droga byłą szalenie fascynująca, ponieważ w pewnym momencie, Clara zaczęła się porozumiewać z Diegiem, poprzez właśnie potrawy. I tylko oni, wiedzieli, co miało być przekazane w podaniu takiego czy innego dania. 


Cóż, myślę, że o fabule można by pisać i pisać. Ja jednak uważam, że każdy, kto chociaż troszkę zainteresował tą historią, powinien sam, odkrywać kolejne etapy książki. Ja byłam naprawdę zafascynowana z jaką dokładnością wszystko zostało ukazane. 

Jest to książka wielowątkowa, dlatego poznajemy mnóstwo postaci, które z pozoru mogą się wydawać niezrozumiałe w danym momencie. Później, z biegiem kolejnych wydarzeń, okazuje się, że nagle otrzymujemy odpowiedź na wcześniejsze sprawy. Oczywiście będzie sporo intryg, ale to słowo wydaje się zbyt delikatne. Ponieważ co innego, gdy jedna osoba, robi na złość drugiej i wykrada cenny klejnot. A na przykład, gdy w grę wchodzi ludzkie życie. W kucharce z Castamar, zazdrość będzie wywoływała w ludziach najgorsze instynkty, budzące przerażenie i nawet niezrozumienie - że tacy ludzie mogą naprawdę istnieć. 

Pięknie zostało ukazane uczucie rodzące się pomiędzy Clarą i Diegiem. Tutaj nie ma wielkich deklaracji i uniesień, za to gesty i spojrzenia oddają taką chemię i czułość, że po prostu czuło się pod skórą wszystkie emocje. Uwielbiałam sceny z tym dwojgiem, jak cudownie można ukazać uczucie, nie pisząc wprost, jak można oddać szaleństwo zmysłów, bez dokładnych opisów. Myślę, że gra słów, budowanie napięcia, można uznać za majstersztyk. Ja pokochałam Diega, tego w jaki sposób myślał o ludziach, jak wspaniale walczył o Clarę i jego troskliwość, ulokowana w tak mocnym charakterze.  Jak niesamowicie potrafił wyłapywać, podsyłane przez dziewczynę potrawy, które były nawiązaniem do ich wspólnego sekretu.  Ach, ja bym mogła zachwycać się i zachwycać, po prostu uczucie między nimi jest tak pięknie budowane, bez pośpiech czy gwałtowności. No magia. 

Muszę napisać, że każda ukazana postać, ma mocno zarysowaną osobowość. Nie ma bohatera, nawet najmniej istotnego, który byłby nijaki. Tutaj każdy, odgrywa swoją rolę i robi to naprawdę świetnie. Wszyscy zostali dopracowani z niesamowitą dokładnością, za co uważam, należy się ogromne uznanie. Nie ma postaci płaskich i bez wyrazu.  Zwłaszcza, gdy się pozna Major domu i Donię Ursulę.  Zarządzających służbą i pracownikami domu. 

Zdaję sobie sprawę, że rozbudowane opisy, które często dotyczą gotowania - miłości Clary, mogą niektórych nużyć, zazwyczaj opisowe fragmenty spotykają się z nieprzychylną reakcją. Ja właśnie bardzo lubię takie rozwleczone wątki,  dzięki nim, można bardziej wczuć się w klimat. Niemniej, warto jest przemęczyć i poznać tę historię. W moim rankingu, Kucharka z Castamar plasuje się bardzo wysoko, polecam książkę i serial. 



października 24, 2021

października 24, 2021

Warto zobaczyć - Łęknica, Park Mużakowski i Geopark

Warto zobaczyć -  Łęknica, Park Mużakowski i Geopark

 


Do parku Mużakowskiego w Łęknicy zbieraliśmy się wyjechać już od kilku lat. Jednak ciągle coś nas odciągało, bo kierunek wyprawy nie taki, wiadomo. W końcu. Postanowiliśmy, że w tym roku nasz urlop będzie objazdowy. Zaplanowaliśmy sobie miejsca do odwiedzenia i realizowaliśmy kolejne punkty zwiedzania. 

Gdy przeglądałam zdjęcia w internecie, widziałam, że będzie to miejsce godne uwagi, ale! Nie miałam pojęcia, że zrobi na nas tak ogromne wrażenie. Oczywiście część Niemiecka, bo niestety ta "nasza", nie może się poszczycić pięknem ogrodów i roślinności. I przede wszystkim, to po stronie sąsiadów zza Nysy, znajduje się cudowny Zamek, który ogląda się z zachwytem. 

Gdzie się dokładnie znajduje to miejsce? Otóż Łęknica położona jest w województwie Lubuskim, nad rzeką Nysa Łużycka i to ona właśnie rozdziela Polskę od Niemiec, tak się stało, że jak w przypadku Zgorzelca i Gorlitz, miasto zostało podzielone rzeką, podobnie jest z Łęknicą i parkiem Mużkowski - Musskau. Z ciekawostek, powierzchnia zajmuje aż 728ha! Naprawdę jest gdzie chodzić, a uwierzcie, tam chce się chodzić i zachwycać. Bo sielskość i przepiękne widoki chcą zatrzymać na dłużej. 


Kolejną fajną i myślę na plus ciekawostką, jest możliwość posiedzenia w przyzamkowych ogrodach, na kocu, leżaczkach. Miejsce dostępne dla turystów pod każdym względem. Te łąki, okalane pięknymi krzewami i kwiatami, nie są tylko do patrzenia ze perspektywy wybranych alejek. Można śmiało przynieść kocyk i się położyć wśród pięknych okoliczności natury. Naprawdę jak dla mnie, genialna sprawa na piknik, relaks z książką, spacer z dziećmi i odpoczynek. 







Będąc w Łęknicy warto odwiedzić Geopark utworzony po dawnych kopalniach wydobywających węgiel oraz Iłów ceramiczny. Nie chcę się zagłębiać w genezę tego miejsca, ponieważ można sobie wyszukać na bardziej rzetelnych stronach, co dokładnie było wydobywane. Niemniej, chciałam pokazać to miejsce z perspektywy turysty. Szczerze, nie miałam pojęcia, jak ogromną powierzchnię zajmuje geopark. Mimo, że bardzo lubię chodzić i długie trasy nie robią na mnie wrażenia, to jednak żałowaliśmy, że nie mieliśmy rowerów. Ponieważ są tam świetne ścieżki w sam raz do jazdy na dwóch kółkach. Oczywiście pieszo jest równie w porządku, jednak więcej czasu się traci od przechodzenia        z jednego miejsca w drugie. A jeśli się ma ograniczony grafik i chce zobaczyć jak najwięcej - polecam rowery:)





       Kolor wody w jeziorkach przybrał rdzawo-pomarańczowy kolor, ponieważ jej odczyn jest kwaśny ze sporą zawartością żelaza. Jak widać, wystają tylko kikuty drzew, które po prostu nie przetrwały w tak niesprzyjających dla nich warunkach. Na żywo, ta woda i kikuty robią mocne wrażenie, jakby to był wycięty kadr z filmu o apokalipsie. Śmiało można w tym miejscu kręcić sceny do podobnych produkcji. 

Podróż do Łęknicy zajęła nam około 2h z nadrzutką, ale to dlatego, że jechaliśmy wioskami i miasteczkami. I chociaż trasa była urokliwa, to co nam rzuciło się w oczy, po przekroczeniu około 20km, granicy województwa lubuskiego? Brak ruchu na drogach, zwolnione tempo życia. Słuchajcie, wrzesień, środek tygodnia, ludzie do pracy, szkoła. Jakiś powinien być ruch na ulicach i w miasteczkach. A tam, sennie, bez widoku na ludzi. Był moment, kiedy krzyknęłam z radości na widok jadącego auta! Naprawdę, tam można było spotkać jeden przejeżdżający samochód na około 10km. Miejsce niby w tym samym kraju, niby nie tak daleko, a czas jakby stanął w latach 90'. W samej Łęknicy, gdzie granica za miedzą, również ruch drogą krajową był minimalny. Byłam w totalnym szoku. 

Zamiast ludzi, chyba szybciej można spotkać wilki - bo takie znaki drogowe widniały w niektórych miejscach. Aby zwolnić, bo są wilki :). 

Uważam, że w to miejsce, należy wybrać się z zamysłem spędzenia kilku dni. Na pewno nie będzie nudy, bo jest co zwiedzać i chłonąć świetne krajobrazy. Spokoju również nie powinno zabraknąć. 



października 17, 2021

października 17, 2021

Zabawa w chowanego

Zabawa w chowanego

 


Guillaume Musso jest autorem, którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Wiele słyszałam o jego twórczości, zazwyczaj były to słowa zachwytu i podziwu kunsztu pisarskiego. Mnie dosyć długo nie ciągnęło do książek autora, ale nie było konkretnej przyczyny. Ot, to nie był ten czas. W końcu, gdy rzucił mi się w oczy opis książki "Zabawa w chowanego", pomyślałam, że ukazana historia może być intrygująca. Zdecydowałam się na pierwsze spotkanie z twórczością Musso, nie mając wielkich oczekiwań, które jak wiadomo, często mogą okazać się rozczarowaniem. Już teraz mogę napisać, że postąpiłam słusznie. Najpierw jednak należy się kilka słów do fabuły i tego, co w niej zastałam.

Pisarka Flora Conway jest jedną najbardziej tajemniczych osobowości publicznych. Wydaje świetnie tytuły, plasujące się na najwyższych notach rankingów czytelniczych, ale nikt nie miał okazji poznać jej osobiście. Oczywiście oprócz agentki. Kobiety, która udziela wywiadów w imieniu swojej pracodawczyni, odbiera nagrody i reprezentuje wszędzie tam, gdzie jest oczekiwana Flora.
Jest to postawa o tyle zadziwiająca, że w dobie dostępu do internetu i social mediów, trudno jest nie zdradzić, chociaż najmniejszej obecności w świecie wirtualnym, skoro w realnym kontakty zostały kompletnie uniemożliwione.
Pisarka pozostaje nieugięta, nikt nie może dowiedzieć się, kim jest prywatnie, w co się ubiera, co je i jak spędza wolny czas, coś zupełnie niespodziewanego w XXI wieku.

Tymczasem Flora zmaga się z tragedią. Jej córka zaginęła. W dziwnych i niespodziewanych okolicznościach. Nikt nie potrafi wyjaśnić, co się stało. Dlaczego dziewczynka opuściła mieszkanie, skoro było to niemożliwe. I czy za zaginięciem córki Conway, odpowiedzialne są osoby trzecie? A może odpowiedzi należy szukać zupełnie gdzie indzie?

W tym samym czasie, setki kilometrów od tragedii Flory, można powiedzieć jej kolega po fachu, toczy walkę z samym sobą i byłą żoną. Mężczyznę dopadł kryzys. W dodatku dowiedział się, że jego i tak już pogmatwane życie osobiste skomplikuje się jeszcze bardziej. Romain jest człowiekiem słabego charakteru, zamiast walczyć o swoje racje, odpuszcza i popada w stan pogodzenia z losem.

Trochę dziwnym, rzekłabym dziwacznym sposobem, Romain o Conway nawiążą ze sobą strasznie skomplikowaną relację, która namiesza w życiu obojga jeszcze bardziej, a już najbardziej w głowach czytelników.

Pamiętam, jak była pozytywnie nastawiona do tej książki, z jaką ciekawością siadałam do czytania. I pierwsze, początkowe wrażenie, które na mnie wywarła. Podczas czytania pierwszych rozdziałów, byłam szalenie ciekawa i z fascynacją śledziłam każdą stronę. Zagadkowe zaginięcie dziewczynki, analizowanie zdarzeń. Tego, w jaki sposób Flora zaczyna odkrywać pewne układanki z tamtego feralnego dnia. I wreszcie wstrząsające odkrycie, o którym poinformuje kobietę znajomy policjant.

Wszystko w tej książce było ciekawe, do momentu, gdy poznajemy Romaina, a później zagłębiamy się w jego życie. Szczerze mówiąc, moment odkrycia, co i w jaki sposób połączyło obu pisarzy, był dla mnie totalnym rozczarowaniem. Mimo to czytałam książkę, z czystej ciekawości, co Musso jeszcze zaserwuje swoim czytelnikom. Nie mam pojęcia, jak pisał kiedyś, oceniam więc twórczość, na podstawie tego konkretnego tytułu. A dla mnie, od połowy było masło maślane, polewane rozpuszczonym masłem. Nie wiem albo jestem za głupia, albo ta fabuła odpłynęła gdzieś poza horyzonty mojej wyobraźni. Bardzo lubię, gdy zostają zacierane granice między tym, co zrozumiałe, a metafizyczne. W końcu za to pokochałam Richarda Evansa, ale o ile ten drugi potrafi przechodzić płynnie i spójnie z trudno zrozumiałych wydarzeń. Tak u Musso, był najzwyklejszy chaos. Być może, właśnie tym się odznacza jego fenomen, jeśli tak, ja będę musiała spasować.

Dokończyłam "Zabawę w chowanego" i miałam dosyć. W głowie czułam mętlik i znużenie. Frajda zastąpiła irytację i nie napiszę co jeszcze. Jestem rozczarowana, raczej nie zdecyduje się na ponowne spotkanie z tym pisarzem.


Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Secretum.

września 18, 2021

września 18, 2021

Wszystkie piosenki o miłości

Wszystkie piosenki o miłości

 



Książka Wszystkie piosenki o miłości, była w pewnym momencie omawiana wszędzie. Autorka zaserwowała czytelnikom podróż sentymentalną do przeszłości. Całość oparta na dwóch płaszczyznach czasowych, a główną osią całości - muzyka. Zbiór utworów, które bohaterowie słuchali w młodości.


Była to impreza organizowana w domu, Allison wybrała swoje najlepsze ciuchy, w których czuła się seksownie i miała w planach wypaść jak najlepiej w oczach Daniela. Był niesamowicie przystojny, chociaż spotykali się od jakiegoś czasu, zdawała sobie sprawę, jakie robił podobał się innym rówieśniczkom. Tym bardziej zależało dziewczynie, na wywarciu odpowiedniego wrażenia. Z kolei Daniel, był szalenie zauroczony Ali, tylko nie potrafił tego okazać, tak jakby sobie tego życzył. Na szczęście, często słowa można zastąpić czymś innym. 

Byli u końca szkoły średniej, snuli plany kontynuacji nauki daleko od domu. Zwłaszcza dziewczyna, tak naprawdę nikt nie wiedział, dlaczego nigdy, nikogo nie zapraszała do siebie. Zazwyczaj spędzała czas u Daniela, tam odrabiała lekcje i nawiązała więź z ojcem chłopaka.  

Układało się dobrze, Ali i Daniel mieli wspólnie zadebiutować na scenie, umówili się w konkretnym miejscu o ustalonej godzinie. Niestety dziewczyna nigdy nie dotarła na to spotkanie. I po tamtym feralnym dniu, już nigdy się nie zobaczyli. Chłopak nie miał pojęcia co się stało i dlaczego, jego ukochana zniknęła bez słowa. 

Wiele lat później, Ali jest znaną pisarką, mieszka w Australii, ma męża i dwie córki. Czuje się szczęśliwa. Przynajmniej żyje w takim przeświadczeniu, że to, co do tej pory osiągnęła, powinno dawać satysfakcję. Zwłaszcza, gdy ma w pamięci swoją przeszłość. Z Danielem, swoją dawną miłością, o którym przez lata nie myślała, nigdy nie porozmawiała. Nie wiedziała, co zrobił i jak ułożył sobie życie. Aż do tego pamiętnego powiadomienia, kiedy zobaczyła, że właśnie On, zaobserwował jej konto na jednym z portali społecznościowych. Dawne lata wróciły, wspomnienia zaczęły napływać. W końcu ciekawość, również zaczęła brać górę nad rozsądkiem. 

I tak, rozpocznie się korespondencja muzyczna, nie będą ze sobą pisali, na pewno nie za wiele. Zamiast tego, o wszystkim co czuli, co teraz czują, powie muzyka, która niegdyś, dawno, bardzo dawno temu ich połączyła. 


Autorka stworzyła bardzo ciekawą i w pewnym sensie nostalgiczną historię. I nie, nie jest słodka, wręcz przeciwnie. Wydawać się może, że będzie to lekki romans oparty na dawnych wspomnieniach. A tak naprawdę, rozdział po rozdziale odkrywamy tajemnice Ali. Co się stało, dlaczego tamtego dnia nie pojechała. Czy nie mogła później wyjaśnić ukochanemu swojego zachowania?

Jednocześnie przyglądamy się ich życiu tu i teraz. Ali mieszka w pięknym domu, ma dorosłe córki          i męża lekarza. Wydają się szczęśliwi. Tylko w życiu różnie się dzieje. Czasem nagłe zdarzenia, sprawia, że człowiek zaczyna przygląda temu co robi, analizować podjęte decyzje. Dla Ali, momentem zwrotnym będzie chyba sytuacja z najmłodszą córką. Uświadomi kobiecie pewne sprawy i to, czego ona tak naprawdę potrzebuje. Pytanie czy będzie miała odwagę pomyśleć o sobie w innej kategorii, niż do tej pory? 

Daniel ma pracę bardzo specyficzną, jemu samemu daje satysfakcję, ale często nie przekłada się ona z pozytywnym odbiorem jego partnerki. Żyją ze sobą, wychowali syna, który jest u progu dorosłości. Można powiedzieć, że również tworzą udany związek. Tylko gdy tego dnia, mężczyzna patrzy na profil kobiety, którą wiele lat temu kochał i łączyła bardzo wyjątkowa relacja, ma wrażenie jakby coś się zmieniało i nie wiedział do czego, ta droga może go doprowadzić. 

W tej książce emocje są bardzo namacalne, wspólnie z bohaterami odczuwamy tę niepewność oczekiwania, stres i euforie gdy przychodzi nowa wiadomość wraz linkiem do utworu. Możemy obserwować, jak w przypadku tych dwojga, czas zadziałał na korzyść, ale również też im wiele odebrał. Zadawane pytania w głowie, co by się stało, gdyby Ali postąpiła inaczej? Czy Daniel zrozumiałby jej sytuację? A może, właśnie to rozstanie, na tyle lat, było im obojgu potrzebne, w jakiś sposób uformowało ich osobowości, by teraz, móc spojrzeć na siebie zupełnie inaczej? 

Myślę, że jest to bardzo ciekawa książka, którą warto przeczytać, chociaż mam świadomość, że nie każdemu może przypaść do gustu tempo akcji, ponieważ jest ono nieśpieszne. Mnie akurat podobała się taka forma. Weszłam w tę historię i po prostu tam byłam. Jedynie utwory muzyczne, którymi tak zachwycali się nasi bohaterowie, kompletnie nie wpasowały się w mój gust. Każdy tytuł, który sprawdziłam był w moim odczuciu okropny, nie wiem, zazwyczaj lubię stare kawałki, a tym razem nie zaskoczyło. Niemniej, jest to tylko moje odczucie, w tamtych czasach, bez wątpienia te piosenki były hitem. Oczywiście będą też postaci, które od samego początku znienawidzimy, a inne będą nas stopniowo do siebie zniechęcały, tak było w moim przypadku. Chyba dzięki temu, ta historia jest prawdziwa.  

Wszystkie piosenki o miłości jest książką godną przeczytania, do mnie trafiła i myślę, że będę chciała przeczytać inne, nowe powieści autorki, jeśli się takie ukażą. 


września 17, 2021

września 17, 2021

Nowa odsłona bloga

Nowa odsłona bloga

 


Nareszcie przyszła chwila, kiedy mój blog się przeobraził. Od wielu miesięcy chodziła mi myśl o pewnej zmianie. Książki będą, bo one cały czas towarzyszą mi w życiu. Tylko w pewnym sensie przestały być na piedestale. Na równi z nimi uwielbiam podróże. Te małe, jak również bliskie, w okolicy, odkrywać nieznane mi miejsca, które są rzut beretem od domu. Jak to mówi przysłowie - cudze chwalicie... Tak, często nie znamy pobliskich, pięknych miejsc. I ja, od pewnego czasu odkrywam. Te większe i mniejsze. Dlatego postanowiłam na blogu, dzielić się tymi moimi wyprawami, pokazywać zdjęcia i po krótce przybliżać miejsce oraz ciekawostki z nim związane - jeśli takowe będą:)

Zależy mi również, aby na blogu można było poruszać tematy ważne, te które w danej chwili zaprzątają głowę. Dyskusja jak najbardziej jest mile widziana - zwłaszcza jeśli będą odmienne poglądy. Tylko bez naskakiwania wzajemnego. Kultura przede wszystkim:) 

Mam nadzieję, że będę teraz miała więcej czasu na przebywanie w tym miejscu. Tęskniłam za świetnym klimatem bloga. Dlatego chciałabym, aby ożył i znowu wrócili do niego dawni znajomi, będzie mi niezmiernie miło z nowych obserwujących. Fajnie jest pokazać większe treści, bez ograniczeń, jak na przykład instagram. Jest w porządku, ale dla mnie limit słów to dramat! Tutaj nie muszę się o to martwić:) 

Myślę, że wpisy będą się przeplatały, książkowe i podróżnicze. Te traktujące o życiu pewnie będą wtedy, gdy coś mnie natchnie. Jeśli znajdzie się pomysł z zewnątrz - będę pisała!:) 




marca 13, 2021

marca 13, 2021

Żniwiarz u bram

Żniwiarz u bram

 


Pamiętam, kiedy seria Ember in the Ashes podbiła większość czytelników. Jak byłam ciekawa, czy wszelkie zachwyty były przesadzone. Bo w końcu, często bywało tak, że publika piała z radości, a ja byłam rozczarowana. W przypadku "Imperium ognia" musiałam przyznać, że Saba Tahir napisała świetną książkę. Wyczekiwałam więc kontynuacji. Później pojawiła się "Pochodnia w mroku", która niby trzymała poziomom, a jednak nie czułam tego, co za pierwszym razem. Teraz, nadeszła pora na opinię o trzeciej - którą mylnie oceniłam, jako ostatnią.
Jakie było kolejne spotkanie z bohaterami, czy dowiedziałam się czegoś nowego? Czy zbliżamy się do zakończenia wojen i przede wszystkim - uzyskamy odpowiedzi na większość pytań?


Helena po klęsce, jaka spotkała jej ród, musi dbać o bezpieczeństwo siostry, walczyć z wrogiem, który czai się na każdym kroku i przede wszystkim wyprzedzać o krok, przebiegłą komendantkę. A ta, jest mocnym przeciwnikiem, nieznającym żadnych skrupułów. Helena - Kruk Krwi, czuje przy sobie ciągła obecność Zwiastuna Nocy, ma świadomość, że każda jego forma pomocy, będzie obkupiona wysoką ceną. Niestety, do tej pory, nie mogła liczyć na sojuszników. Ciągle, dzieją się wydarzenia, które niosą ze sobą coraz gorsze konsekwencje.

Laila musi rozwiązać tajemnicę swojego największego wroga. Ma świadomość, że czas się kończy. Nie wie, co się stanie, kiedy nie zdąży znaleźć odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Dodatkowo otrzymała trudne zadanie - musi odszukać pszczelarza. Tylko on wie, jaki wskazać kierunek, do walki ze Zwiastunem Nocy. Dodatkowo dziewczyna, musi zajmować się swoim bratem, który po pobycie w więzieniu w Kauf, nie potrafi wrócić do równowagi. Kolejna sprawa - rozstanie z Eliasem. Ukochany musiał zapłacić wysoką cenę za swoje decyzje, teraz musi przeprowadzać dusze w poczekalni. Uczucie tych dwojga zostało zepchnięte na daleki plan. I chociaż oboje starają się wypełniać swoje obowiązki, każde przeżywa tęsknotę i ból rozdzielenia.

Elias ma problem z panowaniem nad duszami. Jest ich coraz więcej w poczekalni, a on sam, miota się między magią, która chce go pochłonąć i odebrać resztki z człowieka, jakim jest. Mężczyzna ma świadomość, że kiedy Mauth przejmie nad nim kontrolę, wszyscy dla niego ważni ludzie, przestaną istnieć. On będzie prawdziwym strażnikiem poczekalni. Dusz jest coraz więcej, Dżiny nie dają ani chwili wytchnienia, dlatego odczuwa zmęczenie i poczucie porażki. W dodatku tęskni za swoimi bliskimi. Nie może im pomóc. Widzi, że dzieją się rzeczy dziwne i podejrzane, ale kiedy uzyska odpowiedź, wszystko ulegnie zmianie. Wszystko.

Kolejna podróż do Imperium, zmierzenie się z wszechobecnym okrucieństwem i bestialstwem. Z każdej strony można odczuć nadchodzące zagrożenie i mrok. Czy w końcu dowiemy się, co planuje Zwiastun Nocy?



Wspomniałam we wstępie, jak bardzo zachwyciłam się pierwszą częścią serii. I jak później, wyczekiwałam kolejnego tomu. Później moje emocje nieco opadły. Aż wreszcie podczas czytania "Żniwiarza u bram", miałam wiele razy uczucie przesytu. Jakby autorka, cały czas męczyła ten sam wątek, tylko czasem, dorzucała jeden drobny element, by czytelnik nie uciekł.
W końcu czytałam żeby po prostu skończyć i wiedzieć, czy oni się tam wszyscy pozabijali. Dopiero po pewnym czasie, dotarło do mnie, że "Żniwiarz u bram", nie jest finalnym tomem. Ta seria jeszcze nie ma zakończenia, a wszystkie wojny, okrucieństwa będą się ciągnęły w nieskończoność.

Rozdziały bez zmian - są krótkie, poza okrutnymi morderstwami, torturami i groźbami, które znamy już od pierwszej części - teraz nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Czasami dowiadujemy się jakiejś nowości, by zechcieć czytać dalej. I tak Laila, Helena i Elias, cały czas próbują coś zrobić, ale za każdą próbą czego by się nie dotknęli, napotykają trudności, opory, zdrady i tragedie.

Na początku, kiedy zaczynałam swoją przygodę z serią. Wszystkie te podłe intrygi, zagrywki imperatora oceniałam za przerażające. Teraz, miałam wrażenie powtarzalności, która o zgrozo - nie robiła już na mnie żadnego wrażenia. Chyba o wiele większy szok, wywarłoby na mnie, pojawienie się cudownej wróżki, która za sprawą jednego dotknięcia zaprowadziła pokój na tej pokrwawionej ziemi. Nie wiem, mam wrażenie, że Saba Tahir, w pewnym momencie zaczęła za dużo kombinować. Nie rozumiem, dlaczego ta historia nie mogła zakończyć się na trzech częściach. Jestem już umęczona, nie odczuwam nawet cienia zainteresowania - kto zwycięży. Dla mnie mogą się wszyscy wymordować. W tej książce śmierć i zabijanie zrobiło się nudne. Naprawdę, większe emocje wzbudziłby we mnie chociaż jeden rozdział, w którym bohaterowie wypełnili swoje zadanie od początku do końca.

Podsumowując, seria Ember in the Ashes, zapowiadała się świetnie i była do pewnego momentu. Niestety, moja ciekawość zakończenia gdzieś uciekła. Straciłam cierpliwość. Nie odczułam żalu, kiedy się dowiedziałam, że wydawnictwo nie wydrukuje ostatniej części. Wręcz przeciwnie. Na tym etapie, nie mogę napisać - nie czytajcie. Tutaj już każdy ma wyrobioną swoją opinię.



Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKa

marca 06, 2021

marca 06, 2021

Odwet

Odwet

 


Do przeczytania Odwetu, zbierałam się naprawdę bardzo długo. I nie chodziło o niechęć, bo thriller i to nie był, ten czas. Tylko, najnormalniej w świecie, sama nie miałam kiedy. W końcu, gdy znalazłam nieco więcej wolnej chwili, od razu sięgnęłam po książkę. Nie będę ukrywała, fabuła zaskakiwała mnie wiele razy, ale były momenty, gdy byłam w kompletnym szoku. Zacznijmy jednak, od początku. 


Libby znajduje się w trudnym momencie swojego życia. W wyniku pożaru szkoły, w której pracuje straciła ciąże. W prawdzie uznano ją za bohaterkę, bo uratowała swoich podopiecznych, jednak straciła to najważniejsze - swoje .Teraz, jest w stanie, który według opinii bliskich - męża i teściowej, powinna przepracować z terapeutą. Kobieta się jednak buntuje, dlatego kiedy, znajduje propozycje wymiany mieszkania z pewną rodziną, na okres dwóch tygodni, uznaje, że jest to szansa o której nawet nie śmiała pomarzyć. Nic, nie wzbudza jej wątpliwości. Wraz z mężem szykuje się do wyjazdu i docierają na miejsce późnym popołudniem.     

Posiadłość budzi zachwyt już na samym wjeździe. Jest to, piękna willa z okazałym grodem, a w pobliżu roztacza się widok na morze. Małżonkowie nie mogą uwierzyć, że ktoś posiadający taki dom, chciał zamienić się na mieszkanie właśnie z nimi. Mimo wszystko, już po chwili, dają się ponieść radości i zwiedzają przepiękne wnętrze domu.

Niestety sielanka i odpoczynek nie trwają zbyt długo. Ponieważ  w willi zaczynają się dziać dziwne i trochę niepokojące rzeczy, które pozornie mogą wydawać się błahe, a jednak u Libby wzbudzają strach. Mąż kobiety na początku uważa, że jego ukochana, jest jeszcze pod wpływem traumy, która doprowadza kobietę, do histerii. Niebawem, mężczyzna musi przyznać, że początkowe wypadki, nie były zbiegiem okoliczności, a w domu dzieje się coś niepokojącego. Oboje wyczekują dnia odjazdu z miejsca, które zamiast idyllą okazało się czymś odwrotnym. Wydaje się, że powrót do bezpiecznego domu, zakończy pasmo dziwnych zdarzeń i wrócą do równowagi, może i w ciasnym, ale jednak własnym mieszkaniu. Nie wiedzą, jak się mylą i czym, tak naprawdę okaże się powrót do domu. 

Jamie, nie jest świadomy, jakie tajemnice skrywa jego żona. Wie jedynie, że przeżyła tragedie podczas swojej wyprawy do Tajlandii. Jednak nigdy się nie dowiedział, czego była świadkiem w czasie swojego pobytu. Właściwie,  Libby nie wiele mówiła na temat przeszłości, nie lubiła roztrząsać wydarzeń, które już przeminęły.  Jak się okazuje, miała ku temu porządny powód. 



Gdy w opisie przeczytałam o tajemnicach, wiadomo byłam przygotowana na pewny zwrot akcji. Wydarzenia, które zmienią  zwrot akcji.  Nie miałam pojęcia, że autorka, pójdzie tak niespodziewanym torem. I byłam szalenie zdziwiona, gdy nagle wyszła na jaw tajemnica Libby.  Chyba  był to, jeden z mocniejszych elementów zaskoczenia, o jakim do tej pory czytałam. Wyczekiwałam naprawdę wszystkiego, a tutaj proszę. Autorce udało się zaskoczyć i to w jaki sposób. 

Dodatkowo, cały czas, jest poczucie, że coś się wydarzy jeszcze. Fabuła nie kręci się tylko wokół postaci Libby, oczywiście jest wspomniana tajemnica jej męża, chociaż w świetle tego, co okazuje się w związku z kobietą, wszystko co jest związane z mężczyzną - blednie. 

Poznajemy wielu bohaterów. Przede wszystkim rodzinę Jamiego, jego matkę oraz rodzeństwo. W pakiecie jest również  była dziewczyna. Tak, dokładnie. Rodzina męża Libby, bardzo często zaprasza na rodzinne spotkania, jego byłą ukochaną, która absolutnie nie odczuwa dyskomfortu z sytuacji. Siedzi sobie wśród rodziny, która nie jest jej, jej były facet przyjeżdża z żoną, a ona po prostu czuje się ważniejsza od niej. Mnie się szalenie podobało, jak oni tak sobie siedzieli, olewali Libby, za to, ta druga czuła się bardziej u siebie, niż właściwa synowa czy szwagierka . Ogólnie rodzina Jamiego, była taka wredna i niezbyt przyjemna.

Książka wciąga już od samego początku, napięcie jest budowane stopniowo i chociaż w moim odczuciu, nie było strasznie, lecz bardziej zagadkowo, nie można napisać, że książka jest przez to gorsza. Wręcz przeciwnie. Akacja nie jest mroczna, ale budzi pewno napięcie oczekiwania  - zaraz się coś wydarzy. I tak się dzieje. Mnie chyba, najbardziej zaskoczyła akcja z Libby i jeszcze jedną kobietą. Kto czytał, na pewno już wie, o jakim wątku piszę. W życiu się nie spodziewałam, takiego obrotu sprawy. I wreszcie zakończenie. Jestem niesamowicie ciekawa, czy będzie jakiś ciąg dalszy, czy tylko musimy zostać z tym, co autorka nam zaserwowała. Bo ja, czuje pewien niedosyt, chciałabym takiego twardego zakończenia. 



Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu W.A.B.


stycznia 04, 2021

stycznia 04, 2021

Wybrańcy

Wybrańcy



Wiele lat minęło, odkąd przeczytałam trylogię Niezgodna, autorstwa Roth. I szczerze mówiąc, tamta wywarła na mnie mieszane uczucia. Bo zamysł był naprawdę świetny, tylko autorka miała jeszcze nie za bardzo dopracowany warsztat pisarski.

 Niemniej, kiedy ukazała się zapowiedź Wybrańców, doszłam do wniosku, że trzeba dać kolejną szansę autorce, bo minęło sporo czasu od poprzednich i z pewnością zaszła zmiana w Veronice Roth, jak i jej stylu pisania. Poza tym, opis fabuły niesamowicie intrygował. I z jednej strony bałam się, bo reklamy były fascynujące - co nie zawsze idzie w parze z jakością treści. Mimo to, książkę postanowiłam przeczytać. A czy było warto i jakie emocje towarzyszyły podczas czytania, napiszę poniżej. 




Wybrańcy zaczynają się od wywiadów i raportów, są to zapiski wydarzeń, które miały miejsce przed dziesięcioma laty. Wtedy,  Stany Zjednoczone zostały zaatakowane przez dziwnego i niebezpiecznego osobnika. Nazwano go Mrocznym, nikt i nic nie było wstanie powstrzymać zniszczenia, jakie niósł wraz ze swoim przybyciem. Ofiary były liczone w tysiącach, a ich śmierć była wręcz przerażająca. I oto, okazuje się, że w przepowiedni pojawili się Oni - Wybrańcy. Pięcioro nastolatków, a w sumie jeszcze dzieci.  Otrzymali zadanie by stawić czoła groźnemu przeciwnikowi. Na początku muszą zostać odpowiednio przygotowani do tej roli. 

Gdy ich misja  została wykonana, a życie wróciło do normy, powinni cieszyć się z wygranej i pławić w chwale bohaterstwa. Niestety, nie wszyscy potrafili uporać się z wydarzeniami, których byli częścią. Najbardziej pokiereszowana psychicznie wydaje się Sloan, to ona musiała bezpośrednio skonfrontować się z Mrocznym, została porwana i przetrzymywana. Nikt nie wie, co wydarzyło się w tamtym czasie i czego doświadczyła. Nigdy nie opowiedziała o tamtym zdarzeniu, nikomu. Nawet swojemu ukochanemu, z którym żyła przez wiele lat i  łagodził tkwiące wewnątrz niej demony. 

Sloan najbardziej czuła się zżyta z Albim, może dlatego, że on rozumiał jej słabość i roztrój emocjonalny. Może też, łączyło ich wspomnienie porwania, które razem musieli przeżyć. Jedno jest pewne. Ta dwójka najgorzej radziła sobie z traumą po stoczonej bitwie. A radość i powrót do normalnego życia wydał się nieosiągalny.
 Co innego można było powiedzieć o pozostałej trójce. Matt - dowódca i oaza spokoju. Wiedział jak panować nad emocjami i co zrobić, aby grupa działała wspólnie. Twierdził, że zna Sloan lepiej, niż ona sama, tylko czy aby na pewno? Easter przekuła swoją misję w interes, dzięki czemu istniała w mediach społecznościowych i mogła naprawdę cieszyć się ze swojej sławy. Nie wracała wspomnieniami do walki, martwiła się o chorą na raka matkę i to było jej problemem numer jeden.  Najmniej wiemy na temat Ines, która wydawała się wyciszona, mało kontaktowa. Jakby była tłem całej piątki. 

Fabuła głównie dotyczy Sloan oraz jej walki z przeszłością, od której nie potrafi się uwolnić. Niby jest dobrze, ma chłopaka, mieszkają razem, a jednak nie czuje spokoju. Gdy mija głośna i radosna dziesiąta rocznica ich wygranej, okazuje się, że nie ona jedna nie radzi sama ze sobą. Przełomowa chwila, która zatoczy krąg. 

Nie mogę napisać za wiele o fabule. Tutaj trzeba poznać samemu, ponieważ Veronica Roth, genialnie steruje czytelnikiem.  Mnie troszkę nużą opisy - akcja zaczyna się od końca.  No nie dokładnie tak jest. Ma swój początek, nieco inny i właśnie dlatego, tak intryguje. Bo zaczyna w momencie, którego się nie spodziewamy.  W dodatku całość, jest podzielona na trzy części, które oddzielają od siebie pewne wydarzenia.  Mnie bardzo ciekawił rozwój wypadków i tego, w jaki sposób potoczy się akcja.
 Podczas czytania, czułam ogromne zaciekawienie i taką niewiadomą. Nie spodziewałam się, że autorka tak dobrze skonstruuje nową historię fantasy, by naprawdę mogła jeszcze zaskoczyć. A jednak się udało. 
 Na uwagę zasługuje igła, która była dołączona do egzemplarza książki. Bardzo byłam ciekawa dlaczego? No i wyjaśnienie można znaleźć, czytając książkę. Jednak nie będzie ono, tak wiadome, jak się może wydawać.

Wybrańców naprawdę warto przeczytać i myślę, że z tej historii byłyby świetny film. Ten tytuł Roth, przebił trylogię Niezgodnej bez dwóch zdań. Mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać kolejne książki w tym klimacie. Bo kończąc, czułam smutek, że to już. 


PREMIERA - 13.01.2021r. 


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger