grudnia 22, 2021

grudnia 22, 2021

Wigilia z nieznajomym

 


Zazwyczaj nie czytuję książek w klimacie świątecznym. Wiadomo, musi być zachowana pewna konwencja, która mnie nie do końca przekonuje. Co innego, kiedy chodzi o książki Nataszy Sochy, jest to autorka, której styl, odbiega od tych cukierkowych, często przesłodzonych. Dlatego, nawet jeśli tytuł ma coś wspólnego ze świętami, czytelnik może być pewny, że ukazana historia, nie będzie powielaniem szablonów.
Gdy ukazała się zapowiedź niniejszej książki, byłam ciekawa, co tym razem, pisarka postanowiła ukazać czytelnikom. 
Z ciekawością zasiadałam do czytania, by poznać nowych bohaterów i ich historię. A jaka ona była?

Poznajemy Antoninę, kobietę, która jest w kwiecie wieku, mimo odchowanych dzieci. Jej życie do tej pory kręciło się wokół wychowywania córek, zajmowania domem, no i rzecz jasna pracą. Lubiła tę rolę, nawet trudy przygotowywania idealnie nastrojowych świąt, mimo że często była przemęczona. W końcu nadeszła pora, gdy jej córki stały się samodzielne - wręcz już dorosłe. A ona, nie musiała się martwić, czy wigilia będzie taka, jaką sobie wymarzyły. W pewnym sensie, odkąd dziewczynki wyrosły, coraz częściej miała ochotę na zupełnie inną wigilię. Taką po swojemu, według własnych zasad. Bez zastanawiania się, jaką potrawę ma zrobić w kolejności, czy makowiec wyszedł idealny i wreszcie, nie będzie musiała być idealną żoną, matką i gospodynią.
W tę wigilię Antonina wstała z mocnym postanowieniem, że przeżyje ten dzień inaczej jak do tej pory, nie będzie się przed nikim tłumaczyła, bo po prostu nie musi. Podjęła decyzję i wyszła z domu, nie mówiąc nic mężowi. Po prostu ubrała się i wyszła na ulicę. Zdecydowała na spacer, a później samotne wypicie kawy, bez przymusu rozmowy z kimkolwiek. Po prostu pobędzie sama, daleko od gotowania i pełnego stresu przygotowywania wieczornej uroczystości. Bo nie chce i nie musi.

Marcel również od dłuższego czasu, nie odczuwał radości z nadchodzących świąt. Coś sprawiło, że w jego życie wdarła się monotonia i rutyna. Tego dnia, postanowił wyjść na spacer z psem, żeby nie musieć myśleć o tym, co będzie działo się później. Następnie trafił do małej kawiarenki, jednej z nielicznych otwartej o wczesnej porze, która była klimatyczna i nienachalna. Chciał się napić kawy, w samotności i przemyśleć kilka spraw. Nie spodziewał się jednak, że na podobny pomysł wpadła jeszcze jedna osoba.

Gdy Antonina i Marcel, próbowali zaplanować wigilię po swojemu, nie wchodząc sobie wzajemnie w drogę, otrzymali niepokojącą wiadomość ze szpitala. Ich młodsza córka, miała poważne problemy z nerkami. I gdy padła decyzja o dłuższym zatrzymaniu na oddziale, poprosiła rodziców, by, zamiast siedzieć wraz z nią przy łóżku, spędzili ten czas wspólnie, robiąc rzeczy, których do tej pory nie mieli okazji.
Dla obojga był to pomysł dziwny, a nawet absurdalny. Zwłaszcza dla Antoniny, która miała na ten dzień, nieco inne plany. Dalekie od tego, by spędzić z własnym mężem. Niestety obiecała córce, że spełni jej prośbę i bez entuzjazmu, w towarzystwie małżonka opuściła szpital. I tak rozpoczęli wigilię w zupełnie inaczej, niż sobie planowali, a nadchodzące wydarzenia, były pełne nieprzewidzianych zbiegów okoliczności.

Zastanawiam się, od czego zacząć i czego nie napisać, by nie zdradzić zbyt wiele. Może zacznę od tego, że bardzo, ale to bardzo nie polubiłam Antoniny. Była to osobowość kobiety, której na pewno bym nie obdarzyła sympatią. Jej postępowanie i tłumaczenie swoich zachowań i decyzji, dla mnie były po prostu żenujące. Ja mam świadomość, że jest to postać fikcyjna, jednak takich Antonin z pewnością można wiele spotkać, albo na pewno minąć na ulicy, nie mając nawet świadomości, jak łudząco przypominają bohaterkę z kart stron książki.
Według mnie jest to postać egoistyczna i tchórzliwa, dokładnie tak i w tej kolejności. Nie mogę za wiele napisać, jestem jednak ciekawa, czy tylko we mnie, jej postępowanie i tłumaczenia, wzbudzały po prostu politowanie. No nie, nie umiem napisać niczego pozytywnego i chyba przez tę postać, ta książka była dla mnie męcząca w czytaniu.
Marcel, chociaż był ukazany w roli biernego męża, który nie potrafił odpowiednio komunikować się z własną żoną, wychodząc z założenia, że skoro mieszkają ze sobą, to właściwie nie ma sensu robić nic więcej, faktycznie gdzieś rozluźnił relację między nimi.

Niestety w moim odczuciu, wcale się temu mężczyźnie nie dziwiłam i każdy, kto pozna tajemnicę Antoniny, myślę, że będzie wiedział, co mam na myśli.

Przejdę zatem do wydarzeń, które zaczynają się dziać w momencie wyjścia naszych bohaterów ze szpitala. Bo ta chwila, proszę mi wierzyć, sprawia wrażenie, jakby nagle ktoś nacisnął przycisk - całe oczy zwrócone na tych dwoje, bo tylko im trafiały się tak przedziwne sytuacje. Nie wiem, niby było czasami ciekawie, gdzieś tam po drodze wesoło, a nawet nostalgicznie.

Mam niestety wrażenie, jakby kilka wątków z różnych książek, zostało wrzuconych do jednego, wymieszane i wyszło takie miszmasz. Oczywiście pojawiają się ciekawe postaci, które wzbudzają podczas czytania wesołość. Jest też rzecz jasna ukazanie wątku moralizatorskiego - tak zwany głębszy przekaz. Bo w końcu to książka świąteczna, w święta muszą być przemyślenia i wyciąganie wniosków. I później zakończenie, które pojawiło się nagle, bez wyjaśnienia tych wszystkich wątków. Jakbyśmy mieli sobie dopisać w głowie, co było dalej? Szczerze? Ja nie znoszę takich zabiegów. Nigdy nie byłam zwolenniczką otwartych zakończeń. A w tym przypadku, nie było nawet wyjaśnienia większości. Ja cały czas miałam wrażenie, że zabrakło przynajmniej jednego rozdziału. Ostatnia strona była dla mnie rozczarowaniem. Po nieco nudnawym początku i jako takim rozwinięciu, gdzie do zakończenia działo się dosłownie wszystko - brakowało latających małp - chociaż zwierząt naprawdę było wiele. Zakończenie wydało się po prostu przypadkowym. Ot, jakby nagle skończyły się pomysły na to, co dalej. I trzeba było wszystko zmieścić dosłownie w dwóch zdaniach.

Do mnie nie przemawia takie zakończenie i ja naprawdę, nie twierdzę, że jest to zła książka. Uważam ten tytuł za niedopracowany i jakby pisany na siłę bądź zbyt szybko. Czytałam sporo książek autorki, dlatego czuję się mocno zawiedziona. No cóż. Mam nadzieje, że to tylko moje odczucia.


Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKa

13 komentarzy:

  1. Nie przepadam za takimi świątecznymi książkami i widzę, że ta opisywana zdecydowanie by mnie do nich nie przekonała ;<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, to wcale się nie dziwię:)) Ja też zbyt wielka fanka tej kategorii nie jestem, a tutaj miałam nadzieję na coś lepszego;)

      Usuń
  2. Witaj Agnieszko, dodałem Twój blog do u siebie do blogrolla :-) Bardzo dziękuję za odwiedziny u mnie i za komentarze :-) Pozdrawiam serdecznie, z książek świątecznych - około - świątecznych nieodmiennie polecam "Podarunek" Cecelii Ahern. Czytałem bodajże w 2011 roku i byłem zachwycony :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo:) tak, czytałam Podarunek, to bardzo klimatyczna książka. Ja jeszcze polecam Richarda Paula Evansa - Obiecaj mi. Wspaniała książka, zresztą jak większość autora. Pisze w podobnym klimacie co Ahern. Tylko bardziej magicznie, ale daleko do fantasy:)

      Usuń
  3. Szkoda, że się zawiodłaś. To zawsze przykre jak się zawodzi na powieści autora, którego się lubi.
    Ja twórczości autorki nie znam, bo mi z nią nie po drodze, więc ja raczej nie będę miała okazji zawieść się na tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że nie udało mi się w tym roku przeczytać żadnej książki o tematyce świątecznej. Nie znam za bardzo książek tej autorki, myślę że ta mogłaby mi się spodobać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. JA podobnie, nie czytuję książek i ni oglądam raczej filmów światecznych, ten ostatni mnie skusił;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przepadam za świątecznymi książkami, bo są dla mnie zbyt przesłodzone. Ale nieco kusi mnie poznanie tajemnicy bohaterki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawno nie sięgałam już po książki Sochy, ale w sumie mam ochotę się zmierzyć z tą. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Znana pisarka, chociaz u mnie jeszcze nie gosciła

    OdpowiedzUsuń
  9. Także nie przepadam za takimi zakończeniami, więc Ci się nie dziwię :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Brzmi ciekawie. Zima jeszcze jest można czytać książki świąteczne. Kiedyś oglądałam jakiś program, w którym się były bezdomny chwalił, jak go młoda dziewczyna zaprosiła na wigilię i mógł spokojnie się umyć i zjeść. Ogółem nie polecałabym takiej naiwności, nigdy nie wiesz na kogo trafisz.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger