lipca 29, 2022

lipca 29, 2022

Pierwsza dziewczynka

Pierwsza dziewczynka

 


Zupełnym przypadkiem, gdy robiłam listę książek pobieranych na urlop, trafiłam na ten tytuł. Byłam mocno zdziwiona, ponieważ w żadnej zapowiedzi nie zauważyłam wzmianki o nowości mojej ulubionej autorki.  Bardzo miła niespodzianka, bez zastanowienia pobrałam na półkę i wyczekiwałam urlopu. Szczerze, nawet nie czytałam opisu, nie interesował mnie, bo i tak przeczytam wszystko co napisze Amy Harmon - nawet książkę kucharską. 

Tym razem autorka zabiera nas do odległej krainy, gdzie władza nad wybranymi plemionami jest sprawowana przez króla, którego wybrać mogą uprzywilejowani opiekunowie. Zajmują bardzo ważne stanowisko, bowiem tylko oni posiadają moc runiczną, potrafią się nimi posługiwać, a najwyższy opiekun ma zdolność widzenia przyszłości. Aby panował porządek wśród plemion, z każdego klanu, jest wybierany król, po śmierci poprzednika. Dzięki takiemu porządkowi, przez wiele dekad nie dochodziło do waśni i panował spokój. Aż do pewnego dnia. 

Desdemona i Dagmar, rodzeństwo, które poznajemy jeszcze jako dzieci. On wie, że chciałby wstąpić do opiekunów i oddać modlitwie, służyć Odynowi. Ona, chce zostać wojowniczką. Jednemu z rodzeństwa udaje się spełnić marzenie, ale drugie - dziewczynka, a dokładnie kobieta, w żalu i gniewie, które nastąpiło po odrzuceniu jej uczucia i później dziecka, decyduje się oddać syna bratu, sama przed śmiercią, rzuca klątwę na wszystkich z plemienia ojca swojego dziecka. Odtąd, nie urodzi się żadna dziewczynka. Konsekwencje słów umierającej kobiety, będą latami przysparzały cierpienia wielu rodzinom, aż w końcu się pojawi. 

Pierwsza dziewczynka - Alba. Co sprawi, że na przeklętych ziemiach urodzi się dziewczynka? Jak okrutny kandydat na króla, będzie próbował przekonać do siebie opiekunów i poddanych? Czy będzie wiedział, że nazywany przez miejscowych świątynny chłopak - Bayr, jest jego własnym potomkiem?


Napiszę już teraz, to nie jest książka dla wszystkich. Amy Harmon, kolejny raz mnie zaskoczyła, znowu poszła w stronę, której po niej się nie spodziewałam. Chociaż to nie jest pierwsza książka z kategorii fantasy, to jednak teraz było zupełnie inaczej. Przede wszystkim tło historii. Akcja rozgrywa się na przestrzeni wielu lat. Poznajemy rodzeństwo Desdemonę i Dagmara jako dzieci, później są dorośli, pojawia się Bayr i to jego los okazuje się być tym, który śledzimy.  Między tym, wszystkim widzimy skutki rzuconej klątwy, która coraz bardziej utrudnia życie. Modlitwy opiekunów, specjalne runy, nic nie przynosi oczekiwanych efektów. 

Aż wreszcie, jest dziewczynka - maleńka Alba, jak światło w ciemną noc. Jej życie staje się najważniejsze. Autorka zmienia perspektywy, możemy przyglądać się życiu na świątynnym wzgórzu, ale również poza jego murami. Jest sporo postaci, Dagmar, Bayr, inni wodzowie, którzy odgrywają kluczowe role, opiekun Ivo - bardzo złożona osobowość, trudno napisać czy się go lubi, ale jest niesamowicie przyciągająca, jego sylwetka została fenomenalnie ukazana, budził respekt i aurę tajemniczości. Kolejna jest Zjawa, kobieta, która przeraża swoim wyglądem, ale równocześnie jest piękna. Nosi w sobie tajemnice, której wyjawienie może odmienić życie po prostu wszystkich. 

I jest wreszcie on, potężny wódz, pretendent do tronu. Bezwzględny i okrutny, nie liczący się z nikim i niczym. Będzie chciał uzyskać władzę za wszelką cenę, nawet jeśli miałby poświęcić życie wielu ludzi. Jego przeciwnikiem okaże się chłopiec o sile wieku mężczyzn, potrafiący bronić gołymi rękami, ale zanim dojdzie do konfrontacji, wydarzy się wiele złego.  Klątwy mają to do siebie, że muszą zebrać odpowiednie żniwo. 

Napisałam, że nie jest to książka dla każdego, bo tak jest. Ta historia sporo zaczerpnęła z mitologii nordyckiej, pisałam o runach, które towarzyszą bohaterom praktycznie cały czas, to one kierują ich życiem. Jest oczywiście odniesienie do Odyna, ale również wielu innych postaci czy miejsc. Jeśli ktoś nie jest fanem tego gatunku, może nie do końca poczuć klimat i atmosferę. Ja wprawdzie nie jestem fanką Wikingów, tak tutaj naprawdę, byłam zafascynowana tym wszystkim, ale to pióro Harmon,  uwielbiam jej rozprawiania nad ludźmi, bo nie brakuje analizy słabości jak i siły, która drzemie w większości nas, w zależności, czemu pozwolimy dojść do głosu. 

Jest to bardzo ciekawa książka, nieszablonowa historia, która na pewno nie spodoba się miłośników typowych romansów, ponieważ wątki miłosne jeśli są, to nie grają pierwszych skrzypiec, chyba właśnie tym, zaskoczyła mnie Harmon,  w tej książce, na pierwszym miejscu co innego zostało ukazane. Co takiego? Tego nie napiszę, zachęcam zainteresowanych do przeczytania. Jeśli lubicie niebanalną fabułę, która jest inna od większości propozycji czytelniczych, sięgnijcie po Pierwszą Dziewczynkę. 

Ja znowu pozostaję w oczekiwaniu, na kolejną nowość, mając nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo.  



lipca 25, 2022

lipca 25, 2022

Krótki urlop - mini relacja

Krótki urlop - mini relacja

 


Pierwszy urlop w tym roku dobiegł końca - jakaż ja jestem po nim zmęczona ;), śmiałam się w pracy, że po powrocie z wyjazdu, powinno być jeszcze kilka dni odpoczynku. U mnie pełne szaleństwo, wróciłam w niedzielę rano, by na następny dzień iść do pracy. Nie powiem, niedziela była mordercza, a jeszcze się uparłam by zrobić pranie. Bo jak, zacząć nowy tydzień z brudami,. w rezultacie, popołudniu kompletnie odjechałam, ścięło mnie przepięknie. Tydzień nad morzem, uważam za zdecydowanie za długo, mnie jednak woda nudzi, trochę pospacerowałam plażą, popatrzyłam na monotonny widok, a później uciekałam nad jezioro ;). 


Jezioro - tam mogłam siedzieć, a dokładniej leżeć, odpoczywać, napawać się cudowną cisza i czytać książki, coś pięknego. Na plaży, cóż, mnóstwo dzieci, jeden wielki hałas, mój Boże, jakie to było straszne. Właśnie dlatego zawsze wybieram się na urlop we wrześniu, żeby nie słuchać tych wrzasków. Niestety teraz, nie ja wybierałam termin, a towarzysząca mi mamusia, więc nie było wyjścia.  Jednak zapowiedziałam, że w przyszłym roku nie jedziemy nad morze;).

Podczas urlopu mam czas by czytać, normalnie wiadomo, po pracy w domu jest mnóstwo zajęcia, to w ogrodzie. Bilans  wakacyjny jest taki, dwie książki przeczytane. Na pewno będą opinie.  


Bardzo dużo chodziłam, nie potrafię wypoczywać biernie. Leżenie godzinami na plaży, to kompletnie nie moje klimaty, bo i tak się nie opalam, w rezultacie obeszłam wzdłuż i wszerz kilka razy,  miejscowość w której byłyśmy.  Tam już na pewno więcej nie pojadę ;)). No nie mam co ukrywać, ja kocham góry, morze tylko na dwa, góra trzy dni, później po prostu nie idzie wytrzymać. Jednak czego, nie robi się dla mamusi;). 

Jeszcze w trakcie pobytu, trafiałam w internecie na świetne promocje moich ukochanych marek odzieżowych, tak więc, czekam na paczki, na pewno zaprezentuje swoje łupy, bo naprawdę trafiłam cudne obniżki. 




Cóż mogę jeszcze napisać, ogólnie odpoczęłam od pracy,ale brakowało mi ciszy i spokoju. Ciągły hałas nie sprzyjał naładowaniu baterii w pełni. Muszę mieć ciszę i tyle, co poradzę. Mam nadzieję, że we wrześniu będzie spokojnie, aktywnie i bez dzieci ;). Niestety, jestem zła wiedźma, ale towarzystwo dzieci doprowadza mnie do szału.
 Jeśli chodzi o ceny, którymi ciągle straszą i krążą wręcz legendy. Czy jest drogo? A gdzie jest tanio? U mnie wszystko kosztuje o wiele więcej, dlatego ceny w knajpach nie przerażały, zdążyłam się przyzwyczaić. Możliwe, że w innych częściach kraju jest taniej.  Ja się nastawiłam na odpowiednie wydatki, nie żałowałam sobie i mamie niczego, a jeszcze wróciłam z ładna sumką na koncie, tak więc, chyba bez dramatu. 

Tylko rybka w tym roku, nie była tak smaczna jak poprzednio, nad tym, obie z mamusią mocno ubolewamy ;(. 

Tymczasem, zabieram się za odwiedzanie Waszych blogów, pora nadrobić zaległości :) 

lipca 19, 2022

lipca 19, 2022

Some mistakes were made

Some mistakes were made



 


Ostatnio miałam lekki zastój czytelniczy i za nic nie mogłam zdecydować co czytać, a jak już brałam książkę do ręki, to jednak chęci mnie opuszczały. Ewidentnie jest to czas, kiedy jestem po prostu przemęczona i nawet czytanie jest zbyt wielkim wysiłkiem.  

W końcu przy deszczowej niedzieli, stwierdziłam, że co, jak nie młodzieżówka, lekka i przyjemna. Akurat dotarł do mnie egzemplarz recenzencki, więc postanowiłam przeczytać. Staram się omijać debiuty, ale czasami ryzykuje i daję szansę nowym autorom, może trafię na kogoś wyjątkowego? Pozostaje pytanie, czy Kirstin Dwyer, ma potencjał, a historia, którą proponuje czytelnikom jest warta przeczytania? 

Poznajemy Ellis w dniu zakończenia liceum. Z bliskich osób są przy niej przyjaciel Tucker oraz ciotka u której zamieszkała w ostatniej klasie szkoły. Myślami  dziewczyna jest przy zupełnie innej sobie, ale zdaje sobie sprawę, że dawne uczucia odeszły w niepamięć, a teraz powinna się skupić na planach dotyczących najbliżej przyszłości - czyli studia. Tylko wcześniej, będzie musiała zmierzyć się z ludźmi, którzy jeszcze niedawno byli jej najbliżsi, a teraz jakby przestali. 

Jest jeszcze Easton, brat Tuckera, dawniej przyjaźnił się z Ellis, można by stwierdzić, że relacje tych dwoje były bardzo bliskie, pod każdym względem. Jednak doszło do pewnego zdarzenia, które ich rozdzieliło, a teraz, nie wiedzą jak mają ze sobą rozmawiać i w ogóle traktować. 

Przyjęcie organizowane z okazji urodzin matki Tuckera i Eastona, jest bardzo ważną uroczystością dla całej rodziny. Ellis, była i w pewnym sensie cały czas jest ważną osobą w ich życiu, dlatego otrzymała zaproszenie na imprezę. Tylko po wszystkim co się wydarzyło, trudno jest po prostu przyjechać do miejsca, które kiedyś było dla niej całym światem, a później go straciła..


Z książkami dla młodzieży wiąże się zawsze pewne ryzyko. Wiadomo, że będą schematyczne - co nie jest niczym złym, ale ważne jest, by w znane i dosyć często stosowane ramy, włożyć coś, co zaskoczy i przyciągnie uwagę czytelnika. 

O pięknych przyjaźniach z lat dzieciństwa, okres nastoletni i tak dalej, przeczytałam mnóstwo książek. Jak również o tym, że nagle spadła asteroida z nieba i tę więź szlag trafił, również. Nie czuje się tym zaskoczona. Mimo wszystko, za każdym razem, jestem ciekawa, co nowego dany autor stworzy, czy pójdzie utartym torem, czy może zejdzie z trasy, będzie kluczył nieznanymi ścieżkami i dopiero na końcu zobaczymy, że dotarliśmy do mety. 

W pewnym sensie Kristin Dwyer, nie odeszła zbyt daleko od głównej drogi. Spotykamy się z bohaterami, którzy już są po tak zwanych przejściach - chociaż dopiero zaczynają pełnoletniość. Zadziało się coś niedobrego, dlatego musieli zrezygnować ze wspólnej przyszłości. Całość powinna skrywać skomplikowaną historię, która wyrwie duszę z zawiasów.  Nie do końca tak było Bo potencjał w tej historii zapowiadał się naprawdę przyzwoity. Ellis, pochodziła z zupełnie innej rodziny od Eastona, co również nie jest zaskoczeniem, ale tutaj, można było pójść głębiej. 

Podobnie było ze zdarzeniem, które zaważyło na losie tej pary, mnie to troszkę nie do końca przekonało, ale nie chcę być zbyt surowa, książka jest debiutem. Można pewne niedopracowania wybaczyć. 

Jedno jest pewne, autorka ma świetne pióro, bardzo lekko i sprawnie prowadzi czytelnika przez fabułę, nawet jeśli widzimy powtarzalność historii, czyta się przyjemnie i z zaciekawieniem. Gdyby tylko pewne wątki były bardziej rozbudowane, a niektóre sceny pogłębione, mogłabym stwierdzić, że Some Mistakes Were Made, jest naprawdę świetną książką. 

Było przyzwoicie, wręcz poprawnie, nie ma wielkich zarzutów, ale niestety nie mogę napisać, że jest to tytuł, który należy przeczytać. Przyjemna lektura na letnie popołudnia, żeby się zrelaksować i odstresować, jak najbardziej polecam. Ze swojej strony dodam, że będę śledziła losy autorki, jest potencjał, jeśli się rozwinie, kolejne mogą być naprawdę bardzo dobre. 



Książka przeczyta we współpracy z Chilli Books.




P.s aktualnie  przebywam na urlopie,  odwiedzę wszystkich po powrocie 😀.  




lipca 13, 2022

lipca 13, 2022

Łobuz kocha najbardziej ?

Łobuz kocha najbardziej ?

 


Wczoraj byłam świadkiem pewnej sytuacji, która wywołała we mnie sporo emocji, a później również przemyśleń. Nie na darmo jest tytuł posta, bo chciałam zapytać, jak reagujecie na podobne zdarzenia, które mogą mieć miejsce, albo może byliście świadkami. Już piszę o co konkretnie. 

W godzinach południowych, byłam na spacerze, tak zwanym "służbowym", bo nie prywatnie, a w formie pracy, którą wykonuje. Wracając, między blokami, z grupą moich współtowarzyszy byliśmy świadkami pewnego incydentu. Młoda para - w każdym razie na pewno młodsi ode mnie. Szła sprzeczając się bardzo głośno, co sprawiło, że z automatu odwróciliśmy się w ich kierunku, dziewczyna była dosyć mocno roztrzęsiona i zapłakana, on coś krzyczał, nie wsłuchiwałam się dokładnie, bo nie interesował mnie temat sporu, ale w pewnym momencie, dziewczyna zawróciła i chciała odejść od jak mniemam, swojego partnera, a on, przy nas wszystkich uderzył i popchnął tę młodą kobietę, aż się przewróciła na pobliski żywopłot. Wszystko miało miejsce na naszych oczach. 

Ja, jak to ja, jestem zbyt impulsywna, od razu zareagowałam - zapytałam mężczyznę, jak może w taki sposób zachowywać wobec kobiety i co sobie wyobraża. Otrzymałam w odpowiedzi, że ta pani, nie chciała dać jakiś dokumentów, a na moje - czy przemoc była potrzebna, usłyszałam soczyste "spierdalaj". Cóż, przynajmniej nie dostałam po głowie. Mogło być gorzej. 

Bardzo mnie to roztroiło, nie lubię przemocy - żadnej, rozumiem emocje, nie twierdzę, że owa kobieta była bez winy. Nie twierdzę, że ów mężczyzna  nie miał prawa do nerwów, jeśli rzeczywiście z powodu złośliwości partnerki, nie mógł otrzymać dokumentów. Tylko czy przemoc fizyczna była potrzebna? Nie rozumiem takiego zachowania. To działa oczywiście w obie strony, wiem, kobiety również potrafią być agresywne. Tylko tak mnie później naszło. Ja jedna zareagowałam, ktoś na oczach ludzi, został ofiarą, nikt nic nie widział, nie chciał widzieć. Później możemy przeczytać - tragedia na oczach ludzi, dlaczego nie było reakcji? 

Wiem, są przypadki gdy ofiara, nawet jeśli dostanie manto na oczach ludzi, będzie broniła oprawcy. Znam bardzo dobrze z autopsji. I nie jeden raz, miałam już poczucie zniechęcenia, gdy pomagałam, przejmowałam, przeżywałam cała sobą, a później ofiara i tak wybierała kata. Czasem, ludzie nie chcą pozwolić sobie na pomoc. 

Co robić, gdy jednak dzieje się zło na naszych oczach? Reagujecie? Czy może uważacie, że sprawa was nie dotyczy i odchodzicie bez słowa? Ja zawsze reaguje, a później sobie myślę, że kiedyś mogę sama skończyć jak ofiara. 

Nie chcę teraz rozprawiać, o tym, dlaczego kobiety/ mężczyźni żyją z osobą agresywną, dlaczego pozwalają sobie na podobne zachowanie. Ze mną by nie przeszło. 


Takie pozostawiam rozmyślania, trochę ciężkie, ale widać ostatnie dni przed tym krótkim urlopem, dają się mocno we znaki. Na pocieszenie, mam już prawie wszystko spakowane;). Książki załadowane na półce czytnika, oby do piątku. Tymczasem, zapraszam do dyskusji, jestem ciekawa Waszego punktu widzenia.



lipca 08, 2022

lipca 08, 2022

Inna Blue

Inna Blue


 Myślę, że nie muszę pisać, jak ogromną jestem fanką Amy Harmon. Jak mocno pokochałam historie, które wyszły spod pióra tej kobiety.  Mam wrażenie, że każda kolejna jest jeszcze lepsza i trudno będzie utrzymać poziom, a jednak później, okazuje się, że autorka ustawioną przez samą siebie poprzeczkę podwyższa z takim talentem i czytelniczymi emocjami, wprost nie do uwierzenia.

Muszę opowiedzieć Wam maleńką część historii Blue, a później, mam nadzieję, zrozumiecie dlaczego odebrałam tę książkę tak, a nie inaczej. 



Blue jest dosyć dziwną dziewczyną. Znaczy, charakterystyczną. Rzuca się w oczy jej styl, uroda i sposób bycia. Jest takim wyzwaniem dla otoczenia. Zadziorna, pewna siebie i arogancka. Taką postawę przyjęła, taką siebie stworzyła, aby móc funkcjonować w świecie, który nie miał za wiele litości dla tej młodej osoby. Nauczyła się życia szybko i zrozumiała, że lepiej być tą, którą się unika, niż gnębioną. Nie pokazywać prawdziwiej twarzy dla własnego bezpieczeństwa. 

Pewnego dnia, na pierwszej lekcji nowego roku. Pojawia się Pan Wilson, młody nauczyciel historii, który zamierza w nieco inny sposób przekazywać swoją wiedzę młodym ludziom. Już od początku zwraca uwagę na Blue, ona na niego też. I nie chodzi tu o zainteresowanie dziewczyna-facet. Ona jest dla niego zagadką, widzi pod jej wyzywającym ubiorem i makijażem kogoś innego. On denerwuje dziewczynę, ale również fascynuje swoją wiedzą i tym, w jaki sposób rozmawia z uczniami. Chce dowiedzieć się na jej temat prawdy, a ona tę prawdę ukrywa całą sobą. 

W końcu nadejdzie dzień, kiedy kulturalny i ułożony Pan Wilson, zderzy się z prawdą, a raczej częścią prawdy na temat Blue. A ona sama, zrozumie, że to, co uważała za swoją historię, jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej.  

Razem z nauczycielem, który wbrew swoim zasadom, będzie próbował pomóc i wspierać pogubioną nastolatkę, Blue odkryje czym może być wsparcie i przyjaźń drugiego człowieka. 


W życiu, a nawet w najśmielszych przypuszczeniach, nie spodziewałam się, że za tą niepozorną okładką, w tej niezbyt obszernej książeczce, znajdę tak piękne wnętrze, które nie pozwoli mi przestać o nim myśleć. O historii, która zabrała mnie w podróż, a później porzuciła i odmieniła wszystko. 

Zacznę od Blue, jest to dziewczyna trudna. Naprawdę, jej prowadzenie się, to jak pokręcone miała sposoby na swój wizerunek i radzeniem sobie z przeszłością i teraźniejszością. Nie oceniam jej negatywnie, nie chcę i nawet nie mam prawa. Co nie znaczy, że nie czułam żalu, do tego, jak przez pewien czas, nie szanowała samej siebie. Ta postać jest naprawdę niesamowicie złożona, wywołuje wiele emocji w czytelniku. Nie można potępiać jej, ale trudno też uznać za zrozumiałe, pewne jej zachowania. 

Pan Wilson, to mężczyzna o którym marzy chyba większość kobiet. Nie nastolatek, one mają jeszcze w głowie takich typowych mięśniaków, liderów grupy. Wilson to dżentelmen w każdym calu. Sposób wypowiadania się i obycia. Od niego wręcz emanowało ciepłem i dobrem. Nie wiem, czy miał jakieś wady, ja mu oddałam serce bardzo szybko. A później to już po prostu się zatraciłam i przepadłam. 

Zderzenie dwojga tak różnych ludzi. Z odmiennych środowisk, było naprawdę mocne. Ona widziała w nim nauczyciela, który nie ma pojęcia o prawdziwym życiu. On chciał jej za wszelką cenę pomóc i wydobyć prawdziwą Blue.  

Tak zaczęła się ich wspólna przygoda. Odkrywania skrawek po skrawku historii małego ptaszka, który wypadł z gniazda..

Nie wiem, co mogłabym napisać, by wyrazić słowami, jak wspaniała jest to książka. Jak cudownie autorka prowadziła tych dwoje. Jak Pan Wilson fenomenalnie wykładał lekcje historii. Właśnie za to, można go było z miejsca pokochać.  Gdybym w szkole miała takiego nauczyciela historii z pewnością ten przedmiot byłby moim ulubionym. Bo mówić tak, by inni stracili poczucie czasu i nie chcieli przestać słuchać - trzeba mieć naprawdę dar. Mnie wystarczyło samo czytanie. Później, po prostu udowadniał jaką wartość ma siła przyjaźni. 

Nie mogę napisać o wielu wydarzeniach, szkoda bo wtedy byłoby łatwiej przekonać Was do sięgnięcia po Blue. Z drugiej jednak strony, myślę jaka to piękna przygoda czeka tego, kto zdecyduje się na poznanie bohaterów. I jak bardzo zazdroszczę, przeżywania. Przeczytałam tę książkę kilka razy, za każdym odkryłam coś innego, ale równie mocno, zachwycałam się relacją Wilsona i Blue, ale i wydarzeniami, które miały miejsce. Jak wspaniale można napisać o przyjaźni i uczuciach. Niewiele jest współcześnie takich pisarzy. 


Jestem naprawdę ogromną fanką Amy Harmon, uważam że Inna Blue nie zasłużyła na takie przejście w ciszy. Dla mnie, ta książka jest rewelacyjna i po prostu trzeba przeczytać. Trzeba i koniec.  Zawsze gdy przypadkiem trafiam na perełki, ubolewam, jak bardzo zostały pominięte, jak ich wyjątkowość przepadła między schematami i płytkimi historyjkami. Czasem mam ochotę przeprowadzić akcję, promocji niedocenionych książek, które aż krzyczą - Czytajcie!


Chyba, że ktoś nastawi się na tępe dialogi i akcje rodem z Greya, to nie. Proszę, nie czytajcie. Bo później czytam w opiniach - książka mi nie podeszła ponieważ opisy lekcji były nudne...
Tak, ja wiem, jakie oczekiwania mają niektóre dziewczęta, chwalą szmiry, a wartościowe, gdzie dzięki Bogu, nie ma orgii grupowych, krytykują, za kawałek ukazanej historii. A wiedza jak widać boli, oj boli. 

Pozostawiam Was z tym tytułem, mając nadzieję, że zainteresujecie się i zdecydujecie poznać przepiękną historię. 




lipca 05, 2022

lipca 05, 2022

Poznajcie nowych członków rodziny - siostry Twix-y

Poznajcie nowych członków rodziny - siostry Twix-y


 W naszym domu pojawiły się siostry. Nie wiedziałam kiedy, będę gotowa na nowe cztery łapki, ale wiedziałam, że na pewno będę chciała mieć dwójkę. Po śmierci mojego kociego dziecka, nie mogłam znieść tej okrutnej ciszy  i pustki w domu, która przypominała mi o stracie. Sporo osób namawiało, by od razu adoptować "nowe". Dla mnie zwierzę to nie zabawka, dlatego nie umiałam zastąpić ukochanej kotki, kolejnym. Bo ja nie straciłam rzeczy, tylko stworzenie, które kochałam najmocniej na świecie, a jej nieobecność boli mnie do dziś. 

Powiedziałam sobie, że jak poczuje, że to jest ten czas, to w domu pojawią się koty. I pewnego dnia, koleżanka wystawiła ogłoszenie - jej dziadek miał do oddania te ślicznotki. Nie zastanawiałam się nawet chwili, wiedziałam, że już dłużej czekać nie będę. 

Dziś pojechaliśmy z moim R, po nasze kocie siostrzyczki. Teraz jest etap adaptacji w domu. Troszkę maluchy są nieśmiałe, ale dostały swój kocyk, zabawki i się oswajamy ze sobą. 



Imion jeszcze nie mają - ja mam swoją zasadę, zwierzęta same przyniosą swoje imię, które będzie do nich pasowało, a nie to, jakie ja sobie wymyślę. Jestem ciekawa, jakie te dwie słodziaczki wybiorą imiona. Już zauważyłam różnice w zachowaniu, jedna jest spokojniejsza, druga to mała diablica. 




Jestem szczęśliwa. W końcu w domu będą tuptały moje kochane łapki. Nie umiem funkcjonować bez kotów 
I chociaż wiem, że w moim sercu, zawsze będzie tęsknota za jedną z najcudowniejszych istot - bo tak mądrego kociego dziecka, nie spotyka się często, to muszę jakoś żyć dalej. Będę o niej pamiętała. 
 A tymczasem, rozpoczynam nowy etap z siostrami. Mam nadzieję, że będzie im z nami dobrze :). 

lipca 02, 2022

lipca 02, 2022

Polecam i opowiadam

Polecam i opowiadam


Miałam napisać post podsumowujący czerwiec, ale jakoś wyszło, że niewiele ciekawego mogłabym napisać. Nie zwiedziłam zbyt wiele, alergia nieco uniemożliwiła wyjazdy, później rozchorowała się moja mam i długi weekend spędziłam na doglądaniu chorowitki.  Z książkami było mi nie po drodze, ogólnie nie polubiłam się z czerwcem, co poradzić. Jedyne co wychodzi na plus, moje szkolenie:). 

Na szczęście już jest lipiec, mój ulubiony miesiąc zaraz po maju. W drugiej połowie miesiąca uciekam nad morze, tylko 8 dni, ale zawsze coś, może troszkę naładuje baterii i wytrwam do września.  Jest lato, więc i owoce. Gdy byłam nastolatką, okropnie nie lubiłam zbierać tych wszystkich porzeczek, wiśni, truskawek i całej reszty. Och jakże byłam nieszczęśliwa. Teraz, sama wyszukuje czy już coś dojrzało, niespiesznie sobie skubie owocki i delektuje zapachem. Czy to już starość?;) 



Chciałam Wam polecić świetny cykl - Ksiądz Rafał. Jestem świadoma, że wiele osób, może być zrażona już samym tytułem. Uważam, że te książki, są jednymi z najlepszych jakie do tej pory miałam możliwość czytać. Recenzje znajdziecie TuTu i Tutaj, zapraszam do przeczytania, ponieważ opisałam w nich moje emocje zaraz po zakończonej lekturze. Obiecałam sobie, że będę te książki promowała, bo są godne poznania, przez każdego. Nieważne czy ktoś jest wierzący, niepraktykujący itp. Autor fantastycznie ukazał postać tytułowego księdza Rafała, oddał klimat opisywanych czasów, ale przede wszystkich, społeczeństwo i portret człowieka. Przyznam się szczerze, ja do tych książek wracam średnio raz w roku, za każdym razem odkrywam coś nowego. Jest niewiele takich tytułów, ale w tym przypadku, będę powtarzała ciągle i niezmiennie, to są tytuły, które warto poznać, bo tak dobrze, to już niewiele pisarzy potrafi pisać. Mam nadzieję, że kiedyś, przestaną mnie boleć te zamknięte drzwi, a jeśli chcecie dowiedzieć się o co chodzi, zapraszam do przeczytania:).  Mam nadzieję, że chociaż jedną osobę zainteresuje. 




Lubię zapach lata, wszystkich owoców i warzyw, pachnących kwiatów. Szkoda, że moje ukochane tulipany już nie kwitną, muszę poczekać znowu do wiosny. Na szczęście jest sporo polnych, które przynoszą wiele radości.  Mam nadzieję, że lipiec będzie udanym miesiącem, czego życzę sobie i Wam:).


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger