kwietnia 05, 2025

kwietnia 05, 2025

Kolory zła - Biel

Kolory zła - Biel

 


W końcu  - mogę napisać już we wstępie, dotarliśmy do mojej ulubionej części z serii. Gdy pisałam, że kolory zła się rozkręcają, cały czas miałam w głowie właśnie Biel. Dlaczego? Co sprawiło, że właśnie ten kolor został na długo w mojej pamięci? Mam nadzieję, że będę umiała jak najbardziej obrazowo ukazać te elementy fabuły, które były mocne i wywarły ogromne wrażenie.

Standardowo zacznijmy od początku..


Jeden z tych zimowych dni, kiedy w końcu zaczyna padać śnieg i świat od razu wygląda inaczej.  Biel śniegu potrafi ukryć bałagan i szarość. Potrafi również uwydatnić to, co na nim się pojawi. Jak na przykład ślady krwi. 

Tamtego dnia, jedna z sopockich fotografek szykowała się do sesji rodzinnej. Wszystko było przygotowane, ale postanowiła jeszcze zerknąć przez okno. W momencie gdy w kamienicy na przeciwko zauważyła młodą dziewczynę. Pojawiła się na parapecie i po prostu skoczyła. Jakby w ogóle nie zastanowiła nad tym co robi. Po chwili jej ciało, leżało nieruchome w śniegowej bieli.

Gdy prokurator Bilski rozpoczyna sprawę samobójstwa Michaliny Kajm, studentki prawa. Nie ma jeszcze pojęcia jak mocno zaangażuje się w śledztwo, ale co najważniejsze do czego doprowadzą go aktualne wydarzenia. Między czasie,  będzie próbował uzyskać odpowiedzi na swoje prywatne dochodzenie,  a dotarcie do prawdy odmieni tak naprawdę wszystko. 

Zanim jednak cokolwiek zacznie wychodzić na światło dziennie  w sprawie śmierci młodej kobiety, ale i  zagadki sprzed lat. Bilski wraz ze swoimi kompanami, jak również pewną pomocniczką, zagłębią się w mroczny świat prostytucji.  



Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu będę mogła opisać Biel. A teraz mam wrażenie, że jakbym tego nie zrobiła, nie mam możliwości oddać emocji, jakie mi zaserwowała. No dobrze, ale od początku!

Przede wszystkim ukazanie brutalnego świata prostytucji. O ile każdy z nas, mniej lub więcej, wie na czym polega. Tak gdy przyszło zejść do podziemi i zobaczyć rzeczywistość, włos się jeżył na głowie i w ogóle wszędzie. Przede wszystkim,  autorka zaprezentowała chyba jedno z najmocniejszych wydań tej profesji, zakrawającą o sadyzm i jak ktoś ładnie określił - dewiację. Nie zamierzam oceniać ludzi korzystających z owych usług. Jednak tutaj działy się takie rzeczy, że chciałabym być na tyle naiwna, by wmawiać sobie, że to jest jedynie fikcja literacka. Tacy ludzie nie istnieją i nie robią tego o czym przeczytałam. 

Sobczak jak zawsze, fenomenalnie przygotowała się do tematu i bez żadnego owijania w bawełnę, bawienia w domysły zaserwowała czytelnikom całą brutalność. Tak, ta część jest bardzo brutalna i niesamowicie działająca na wyobraźnię. Niestety w tej okrutnej odsłonie.  Były sceny, które wolałabym sobie nie wizualizować i nie mieć świadomości, że dzieją naprawdę. I nie, nie chodzi o fantazje stricte erotyczne, ale najnormalniej w świecie uciechę z zadawania drugiej osobie krzywdy fizycznej balansującej na granicy życia. Za każdym razem zastanawiało mnie, co trzeba mieć w głowie, by czuć przyjemność na widok bólu u drugiego człowieka, jak może wywoływać satysfakcję zwykłe upodlenie. 

Biel mimo skojarzenia z czystością i czymś raczej przyjemnym. Jest jedynie zmyłką, bo tak naprawdę pod spodem, skrywa cały bród najgorszej strony człowieka. Co również mocno wchodzi w głowę, to uświadomienie, że często tymi, którzy mają nienormalne skłonności, są ci pozornie uprzejmi i złudnie budzący zaufanie. 

Muszę szczerze przyznać, że mimo całego okrucieństwa, jakie zostało zafundowane w Bieli, nie umiem napisać, że źle się czytało. Wręcz przeciwnie. Fabuła wciąga już od samego początku. Później zostajemy wciągnięci w wydarzenia z przeszłości. Kolejne brawo, za genialne odwzorowanie ówczesnej rzeczywistości i panującego klimatu PRL-u,  działań milicji i ich współpracy z "mewkami". Wszystko w jednej wielkiej otoczce kłamstwa, szantażu i udawanej przyjaźni.  W moim odczuciu trzecia część z serii jest najlepszą i pozostała faworytką. Może właśnie ta realność podziemi, wywarła aż tak mocne wrażenie. Szczerze polecam, ale ostrzegam - przyjemnie nie będzie, niemniej warto! 


marca 30, 2025

marca 30, 2025

No i przespałam...

No i przespałam...

 


Nie wiem jak to się stało, ale jakoś przespałam marzec. Znaczy ciągle się zbierałam do napisania i za każdym razem coś mi przeszkadzało. Tłumaczyłam sobie - spokojnie, miesiąc długi, nadrobisz. No i co? No i już musztarda po obiedzie. Rzutem na taśmę wrzucę post o swoim spacerach. A miały być kolory zła i jeszcze jedna szalenie pokręcona książka, która to ojejuśku zmasakrowała mi głowę;). Pytanie tylko - czy pozytywnie? ;) 

W każdym razie marzec, to nie do końca przespany miesiąc dosłownie. W sensie fizycznym śpię jakoś mniej, ale bywa, że nawet czuję się wyspana. Na pewno było bardzo pracowicie, ale też starałam się pomalutku rozruszać mięśnie. Zimą więcej kocykowałam, no i efekty są troszkę słabe. Na szczęście przebudziłam swoje lenistwo i mam zamiar wziąć za siebie. 


No więc, gdy tylko widziałam słońce, musiałam niczym ta ćma, wylecieć na spacer. Wprawdzie skrzydeł brakuje, w sumie to lepiej, bo musiałyby być ogromne żeby mnie unieść;).  Dlatego w moim przypadku chodzenie, chodzenie i jeszcze raz chodzenie. Tuptałam sobie radośnie pewnej słonecznej niedzieli. Podziwiałam widoki, które znudzić się nie mogą, aż w pewnym momencie udziabał mnie pies. A raczej suczka, która chwilę wcześniej miała być tylko szczekająca, a właścicielka niespecjalnie przejmowała się agresywnym zachowaniem pieskowej i stała nawołując, bo przecież w jakim celu ruszyć cztery litery i zabrać zwierzę? 

Na szczęście udziabanie było z tych niegroźnych, niemniej jakoś zniechęciło mnie do dalszego spacerowania. Czasem mam wrażenie, że ludzie powinni mieć testy na odpowiedzialność posiadania futrzaka...


Widoki miałam naprawdę zacne, temperatura również sprzyjała przebywaniu na zewnątrz. W pewnym momencie - zanim doszło do udziabania. Straciłam wręcz rachubę czasu. Tak sobie szłam i szłam. I doszłam do wniosku, że samotne wyjścia są naprawdę spoko - pod warunkiem, że nic nas nie atakuje;). 

W moim ulubionym Cieplickim parku zaczyna się robić zielono, więc i spacery będą przyjemniejsze. Już nie mogę się doczekać na wybuch soczystej zieleni. Jest to mój ulubiony czas w roku. Kiedy mogę siedzieć non stop na łące i gapić się w tę zieleń. Jak jakaś uzależniona.


A tutaj dla odmiany kontrast. Jejku jaki ten widok mógłby być piękny... a jest szary, bury i ponury. Wręcz depresyjny. Co zrobić. Ostania wyprawa była jakaś nieudana. Nawet widok nadgryzionego słońca mnie nie ucieszył. Miały być piękne widoki i w ogóle. 


Jak widać, skrzydła mi nie urosły, polatać nie mogę. Entuzjazmu też specjalnego nie było. Ale jak tak sobie dreptałam po bezdrożach, to zastanawiałam ile jeszcze będę musiała czekać aż zrobi się zielono. Bo niby nie jest za zimno, nawet całkiem ciepło, a ta szarość coś nie chce zmienić koloru, a ja nie lubię zbyt długo czekać. I jak tak dalej pójdzie. Zacznę malować wszystko na zielono! Mówię Wam! Tak zrobię;) 

Muszę w końcu zabrać się za opisanie Bieli i Żółci, no i nawet zdążyłam przeczytać najnowszy Błękit. Tyle do nadrobienia...ale opiszę. Obiecuję!  Idę do Was:). 

marca 15, 2025

marca 15, 2025

Karnawał

Karnawał

 


Książki Alicji Sinickiej są ciekawe i dobrze się czyta, pod warunkiem, że zrobi się odstępy między kolejnymi tytułami. Akurat byłam po dłuższym nieczytaniu autorki, więc postawiłam sprawdzić co tam w trawie piszczy, czy pewna powtarzalność dalej ma się dobrze, czy jednak poszła troszkę dalej w swojej twórczości.  

Tym razem padło na Karnawał - książkę kupiłam jakoś w grudniu, przeczytałam w lutym, a opiszę teraz. Lekkie obsunięcie, ale to nic. Pamiętam dobrze o czym fabuła i nawet jakie towarzyszył mi wrażenia w trakcie i na zakończenie.


Mija dziesięć lat od tragicznej nocy na wyspie Czarci Ostrów. Amelia - jedna z ocalałych studentów, jakoś poukładała swoje życie. Mimo potwornych wspomnień starała się normalnie funkcjonować, chociaż trudno jest powiedzieć, że po czymś takim jeszcze kiedykolwiek będzie "normalnie". W każdym razie, teraz miała córeczkę, dzięki której jej życie miało sens i chciała stawiać czoła przeciwnościom losu. W końcu tamta noc minęła bezpowrotnie, uciekli z wyspy i wszystko się ułożyło. 

Tak jej się wydawało. Do czasu, gdy otrzymała list. Nagle przeniosła się w czasie. Do tamtej grudniowej nocy, kiedy mieli w planie świetną zabawę. A jedyną osobą, która "dobrze się bawiła", był morderca przed, którym starali się uciec i ocalić życie.  Była świadoma, że poszukiwania tamtego człowieka nic nie dały. Nie dowiedzieli się kim był. Pytania powracają wraz zawartością listu od nieznanego nadawcy. Amelia zdaje sobie sprawę, że to nie może być przypadek. Przeszłość powraca i wie, że znowu zaczyna się gra z czasem. Tylko czy i tym razem kobiecie uda się ocalić nie tylko swoje życie, ale i córki? 



Jak wspomniałam na początku, byłam bardzo ciekawa konstrukcji fabuły. Po dosyć długiej przerwie od książek autorki miałam nadzieję, na pewną zmianę. W pewnym sensie muszę przyznać, że  było lekko inaczej, stary schemat gdzieś jakby się zatarł, albo to właśnie zasługa czasu. Muszę sobie porównać z innymi aktualnymi tytułami Sinickiej.  

Tymczasem Karnawał - warto nie warto? Zacznijmy od początku. Fabuła podzielona na dwie płaszczyzny czasowe. Czyli noc tytułowego karnawału, kiedy to grupa studentów wyrusza na wyspę, gdzie planują urządzić zabawę sylwestrową. W zamyśle mają się przebrać, a kto nie będzie chętny może włożyć maskę. Właśnie ta maska stanie się symbolem śmierci. Bo do zabawy dołączy morderca ukrywający twarz za maską. 

Akcja to retrospekcje z przeszłości jednego z mężczyzn będących  wtedy na wyspie i wrzutki nawiązujące do sytuacji, którą w danej chwili przeżywa Amelia. Po tych dziesięciu latach, jest niby bardziej doświadczona, ale stare lęki pozostały. Z ich grupy przeżyło jeszcze trzy osoby. Jednym z nich, jest mężczyzna, który był dla niej bardzo bliski. Jednak po wydarzeniach tamtej nocy ich drogi się rozeszły. Kobieta pomału się dźwignęła, poznała męża urodziła córkę i nawet zdążyła się rozwieść. By po latach, zupełnym przypadkiem znowu go spotkać. Kiedyś był dla niej ważny i jak się okazało, czas tego nie zmienił. Razem będą próbowali stawić czoła temu, który już raz prawie zniszczył ich życie. 

Karnawał jest ciekawie skonstruowaną książką, trudno jest mi określić thrillerem, ponieważ nie czułam aż takich emocji. Bardziej mogłabym sklasyfikować do dobrego kryminału. Jest tu zagadka kto zabijał przed laty i wraca po dekadzie. Potężnych emocji nie odczuwałam, gdzieś miałam z tyłu głowy - będzie wszystko okej. A w końcu nie o to chodzi podczas czytania thrillera. Niemniej, szacunek za końcowy plot twist, którego kompletnie się nie spodziewałam i mnie kompletnie rozbił. Nie umiem stwierdzić, czy samo zakończenie do mnie przemówiło. Mimo wszystko, to była dobra książka i mogę polecić. 


marca 08, 2025

marca 08, 2025

Melduję się w marcu! :)

Melduję się w marcu! :)

 


W końcu marzec! Czyli miesiąc w którym nawet jeśli będzie zimno, to nic. Bo marzec = wiosna. Więc już musi być dobrze. Nie ukrywam, luty od zawsze jest dla mnie miesiącem, który się ciągnie i kojarzy z szarością. Od wielu lat nie ma zimy, więc patrzenie na bury krajobraz nie napawa optymizmem. Na szczęście jest już marzec. Co za tym idzie, pierwsze przedwiosenne spacery, bo w końcu astronomicznie jeszcze zima, której nie ma ;). 

Popędziliśmy  więc w poprzedni weekend w teren, moim celem było szukanie wiosny. Jeszcze średnio z roślinami. Gdzieś tam widziałam pojedyncze przebiśniegi, ale ogólnie krucho. Po śniegu zostało błotko. Na szczęście słońce rekompensowało wszystkie niedogodności. 



Wybraliśmy się niedaleko, do pobliskiej wioseczki. Bardzo lubię jej położenie. Jak już się wjedzie na szczyt rozpościerają się przepiękne widoki na wszystkie pasma gór, bo i Karkonosze i Izery można podziwiać. Jest to miejsce, gdzie mogłabym mieć dom. Póki co, pozostają mi wycieczki i małe zachwyty podczas spacerów. Teraz jeszcze nie ma tego uroku. Jak już zrobi się zielono, postaram się uchwycić więcej. 

Pozostałości pieca wapiennika w kamieniołomie w Radomicach 

                            Góra pieca, tak sobie stanęliśmy żeby z cienia wyszło "oko" ;) 


Bardzo lubię odkrywać ciekawostki w miejscu, które jest blisko. Niby w Radomicach bywałam często na spacery, ale do kamieniołomu nie zachodziłam i pieca nie widziałam. 


Lubię ruiny starych zabudowań, mają w sobie pewną tajemnicę. Czym dawniej były, kto tam przebywał. Jakie wspomnienia zostały zatrzymane w tych resztkach ścian? 


Jak napisałam na początku - tutaj wypatrywałam wiosny i pierwszego ciepłego powiewu, zwiastującego koniec zimna :)


         Na koniec wycieczki uwieczniłam ciekawy mural zatytułowany "Gniazdowanie" 

                 Tydzień temu szukałam wiosny, a dziś już znalazłam! :) 


Nie ma co ukrywać, zimno z pewnością jeszcze wróci, a razem z nimi kurtki, czasem może i czapki. Jednak powtórzę. Marzec to wiosna i nic mi już humoru nie popsuje ;). 
 

lutego 23, 2025

lutego 23, 2025

Kolory zła - Czerń

Kolory zła - Czerń



Opisywanie kolejnych części, zawsze wiąże się z pewnymi utrudnieniami, ponieważ jest w głowie świadomość, że są osoby, które jeszcze nie zaczęły pierwszego i siłą rzeczy, czytając opinie do kontynuacji, dowiedzą się czegoś co zadziało się w poprzednim. Będę starała się unikać takich elementów, ale jakby co, czytajcie uważnie - ha! taki mój haczyk, żeby przeczytać całość, bo uprzedzę, gdy będą informacje nawiązujące do pierwszej. Zobaczymy kto jest czujny.  

Czerń moi drodzy w moim przypadku była częścią przełomową i czytałam z zaciekawieniem, a nawet pewnym niepokojem, dlaczego?  


To jest ten moment, kiedy nawiązuje do finalnych wydarzeń z Czerwieni.. 

Bilski po sprawie ze Skalpelem, która w założeniu miała się przyczynić do rozkwitu kariery zawodowej, skończyła się upadkiem i to bolesnym. Oddelegowanie do innej jednostki - jak ładnie brzmi prawda?  Niestety miejsce przydzielone, było niczym zesłanie. Kartuzy, będące od zawsze przedmiotem żartów i kpin ze strony Sopockich policjantów. Od teraz będzie miejscem, w którym musi odnaleźć się dumny prokurator. Wszystko legło w gruzach, a miejscowi "koledzy" nie motywują do działania. Wręcz przeciwnie. Zawodowo i prywatnie jedna wielka katastrofa. Czy jest szansa na odwrócenie złej passy? 

Tymczasem w Sopocie zostaje zgłoszone zaginięcie dziewczynki, sprawą zajmuje się asesor Anna Górska, której kariera wystrzeliła niczym świeży wiosenny szczypiorek. Mimo dramatycznych wydarzeń, kobieta zamiast się załamać, poczuła, że to jest właśnie jej czas i nic nie jest wstanie zatrzymać na drodze kariery. A zaginięcie nastolatki będzie kolejnym etapem do szczytu. 

A w lekko sennych Kartuzach, gdzie psy niczym nie szczekają, bo nawet one są znudzone życiem, dzieją się bardzo ciekawe wydarzenia. Począwszy od podejrzanie zapyziałej komendy policji, w której nigdy nie ma żadnych poważnych zgłoszeń, po tajemnicze zniknięcie chłopca, który był, później wyjechał, na końcu nikt nie wiedział co się z nim stało.  Aż  do czasu, gdy  pewnego z pozoru wesołego dnia, podczas festynu, zostaje uprowadzony syn znanej pisarki.  

Można się pokusić o podejrzenie, że dla prokuratora nadarza się niebywała okazja do wykazania swoich umiejętności. Jak się okaże, lokalna społeczność będzie dosyć oporna do współpracy, a i koledzy z komendy, równie bez entuzjazmu będą chętni do pomocy. Pozostaje więc pytanie, co ukrywają Kartuzy i jak związek z porwaniem chłopca, ma zaginięcie Sopockiej dziewczynki? 

Wiele tropów, które prowadzą w interesujące miejsce - kościół. Co najdziwniejsze, często zaczyna padać określenie potwór z Kartuz. Kim jest i do czego jest zdolny? Czy zaginionym dzieciom grozi niebezpieczeństwo? 



Gdy pisałam, że Czerwień jest dobrym wprowadzeniem do serii. Miałam na myśli wydarzenia, które zaczynają się dziać na ścieżce zawodowej Leopolda Bilskiego, właśnie od Czerni postać prokuratora zaczyna nabierać kształtu, a czytelnik wraz z nim, przekopuje się przez wszystkie meandry ludzkiego upadku. Bo tak można nazwać degradacje stanowiska, rozpad życia prywatnego oraz psychiczną niemoc. Twardy i jak dotąd niezłomny prokurator osiadł na mieliźnie życia. Czy będzie miał na tyle siły, by się wygrzebać i dumnie powrócić? 

Najpierw trzeba rozwiązać zagadkę zaginionego chłopca, który po prostu rozpłynął się w powietrzu i mimo tłumów ludzi, nie został przez nikogo zauważony. Tutaj jesteśmy świadkami, jak postać prokuratora miota się między chęcią wykazania się zawodowo, a oporem, który pojawia się z każdej możliwej strony.  Nie na darmo pisałam o postaciach Pająka i Kity, bo właśnie oni, będą obstawiać tyły, pomagać koledze z ukrycia. By w końcu już oficjalnie pojawić się Kartuzach. Nie ma co ukrywać, pojawienie się tej pary w towarzystwie Anny Górskiej wywoła ciekawe emocje.

Czerń, jest bardziej mroczna i trzyma w napięciu. Mamy wgląd na to, co dzieje się z porwanymi dziećmi. Między czasie kluczymy wraz Bilskim i Górską w poszukiwaniu porywacza, podejrzanego o zamiar morderstwa. Sytuacja zaczyna się robić coraz bardziej napięta. Czas ucieka, a po drodze zaczynają wychodzić wieloletnie ukrywane brudy lokalnej społeczności. Dodatkowo ciało chłopca z  odciętą głową umieszczoną między nogami, działa na wyobraźnie. Kto dopuszcza się aktu takiego bestialstwa i co nim kieruje?  Nie ukrywam, nie miałam zielonego pojęcia, obstawiałam jak zawsze nie tę osobę co trzeba. I teraz nie wiem, czy jest mi bardziej przykro, że mój zmysł tropiciela zdechł, czy jednak się cieszę, bo miałam element zaskoczenia. Ach te dylematy czytelnika. W każdym razie. Szczerze polecam Czerń, a jak już dojdziecie do Czerni, to kolejne.. poczekajcie na opinie. Zrozumiecie. 



lutego 17, 2025

lutego 17, 2025

Kolory zła - Czerwień

Kolory zła - Czerwień


W końcu nadeszła wiekopomna chwila, opiszę Kolory Zła! No dobrze, może nie wiekopomna, ale jednak dawno nie zabierałam się za opinie książek, dlatego chwila podniosła. W ostatnim czasie moja motywacja oscylowała pomiędzy - nie chcę i nie widzę sensu. Na szczęście się odwiesiłam i wracam. Kto chce będzie czytał, a reszta wiadomo. 

Zatem dziś pierwsza część serii, od której większość poznała Małgorzatę Oliwię Sobczak, ale ja nigdy nie idę za tłumem i zaczęłam od d.. strony, znaczy się w odwrotnej kolejności, nie od debiutu. Jednak Ci co mnie znają, wiedzą, że potrafię czytać od środkowego tomu, by potem cofnąć do początku. Także sami rozumiecie.  Grunt, że nadrobiłam zaległości i teraz nie wiem, co dalej zrobić ze swoim życiem. Nie pozostaje nic innego, jak pomęczyć Was opiniami. Zaczynamy!


Sopocka plaża, a w morzu dryfujące zwłoki kobiety. Pierwsze hipotezy - z pewnością ktoś się utopił. Sprawa zaczyna się komplikować, kiedy po wydobyciu ciała okazuje się, że denatka została pozbawiona ust. Kto i dlaczego posunął się do takiego "oznaczenia" ofiary? Kim była i co  zrobiła? No i przede wszystkim, kto zabił?

Do sprawy zostaje przydzielony prokurator Leopold Bilski. Rozpoczyna dochodzenie, szukanie elementów układanki, które mogłyby przybliżyć rys psychologiczny mordercy. Im bardziej prokurator zagłębia się w sprawę, tym więcej mrocznych faktów zaczyna być odkrywana. Czego nikt by się nie spodziewał, śmierć kobiety, jest podejrzanie podobna, do morderstwa sprzed 17- tu lat, gdy zginęła córka znanej sędzi Heleny Boguckiej.

Dlaczego po tylu latach zginęła kobieta w podobnych okolicznościach, jej ciało zostało pozbawione okaleczone w podobny sposób. Co najważniejsze, fizycznie bardzo przypominała zabitą córkę sędzi? Jak te dwie sprawy mogą się ze sobą łączyć i jaki motyw ma morderca? 


Nie będę ukrywała, że ta część serii, jest przeze mnie, najmniej lubianą. Nie wiem właściwie dlaczego, ponieważ motyw morderstwa i cała zawiłość sprawy, była szalenie mroczna i chwilami wywoływała niepokój podczas czytania. Niemniej zabrakło mi tego czegoś, co sprawia, że nie mogę się oderwać od stron. Oczywiście byłam bardzo ciekawa, rozwiązania zagadki, ale, no właśnie zostało no ale. 

Żeby nie było, że tylko narzekam. Uważam Czerwień za dobrą książkę, ale z widocznymi cechami wstępu do serii, która uwierzcie z każdym kolejnym tomem podnosi poprzeczkę coraz wyżej. Co najważniejsze, o czym pisałam w moich poprzednich skrótach do innej serii Sobczak. Autorka fenomenalnie przygotowuje się do warstwy psychologicznej. Widać, że jest to temat do którego podchodzi bardzo poważnie i wykazuje się ogromną dokładnością. Za każdym razem, gdy jest ukazany inny portret psychologiczny, jestem pod wrażeniem. Wspaniale zrobiony research, który nie jest potraktowany tylko pobieżnie, bo przecież można się zawsze zasłonić fikcją literacką. Jak już wiele razy spotkałam się z czymś podobnym. W przypadku Sobczak, nie ma mowy o pisaniu bzdur wyssanych z palca, bądź lekkim odjechaniu wyobraźni. 

Przyjrzyjmy się jeszcze postaciom - prokurator Bilski, taki facet, który wzbudza mieszane uczucia. Niby ma coś w sobie, a jednak nie do końca wiemy, czy go polubimy, czy może jednak jeszcze trzeba poczekać na ostateczny osąd. Ciekawi współpracownicy - Kita i Pająk, którzy może nie odgrywają ról pierwszoplanowych, to jednak ich obecność w fabule dopełnia całości. Oczywiście sędzia Helena Bogucka i jej córka - na temat, której jest dosyć sporo, dzięki rzutom w przeszłość. Obie skrywające swoje sekrety, z tą różnicą, że jedna z nich, zapłaciłą wysoką cenę..

Podsumowując, jak napisałam nieco wyżej. Czerwień może nie porywa, ale jest naprawdę dobrym początkiem kolejnych tomów. Gdzie akcja będzie rozkręcała się coraz mocniej. Już mam swój "ulubiony kolor". Wstrzymam się jednak ze zdradzeniem, o którym myślę. Dajcie znać, czy już przeczytaliście Kolory zła? Może widzieliście film? Nie będę oszukiwała, jak zobaczyłam, kogo obsadzili w roli Bilskiego, odpuściłam. W mojej wyobraźni wygląda zupełnie inaczej. I niech tak zostanie.  A książkę polecam!

lutego 13, 2025

lutego 13, 2025

Krasnale

Krasnale

 


Myślę, że większość  wie -  zapewne jest grupa ludzi nie wiedząca o Wrocławskich Krasnalach. Zazwyczaj gdy jadę właśnie do Wrocławia, szukam tych małych figurek. Według mnie, jest to świetna atrakcja dla każdego turysty. Krasnale są w różnych miejscach i można się na nie natknąć chodząc uliczkami miasta. Wiem, że jest nawet specjalna mapa, gdzie są lokalizacje wszystkich krasnali. Jednak dla mnie największą frajdą jest odkrywanie ich zupełnie przypadkowo. 




Gdyby ktoś był zainteresowany liczbą krasnali, jest ich dosyć pokaźna grupka, bo wynosi około 350, a każdego roku przybywają nowe. Bardzo mnie cieszy, że są kolejne do odkrycia, jednak nie ukrywam, że w sumie znalazłam zaledwie 50 ;). Więc mam sporo do nadrobienia! Ostatnio miałam okazję, ponieważ wracając z Warszawy, postanowiłam zatrzymać się we Wrocławiu i pospacerować po mieście, dzięki temu, spotkałam kolejne i te, które już wcześniej widziałam. Niemniej i tak, zawsze wywołują uśmiech. 

Zatem pokaże, te które napotkałam na drodze, może ktoś, kto zna dobrze miasto i będzie wiedział jaką trasą się poruszałam ;). 










Naprawdę, bardzo lubię te urocze ozdoby miasta. Tym bardziej, że często nawiązują do miejsca, w których są umieszczone, lub znanych osób bądź zawodów :). 




Mimo, że nie jestem wielką fanka Wrocławia, jak wiele razy wspominałam, moje serce zostało w Warszawie. To dla krasnali lubię czasem się wybrać, gdy jestem przejazdem :). 



Dajcie znać, czy widzieliście już krasnale, jak wam się podoba taka atrakcja miasta? A może planujecie odwiedzić Wrocław i wybrać się w ich poszukiwaniu?:)

lutego 07, 2025

lutego 07, 2025

Flow - bajka

Flow - bajka

 

                                                                              źródło

Obiecałam, że napiszę nieco więcej o bajce, która mnie urzekła. Nie miałam wcześniej pojęcia o tej produkcji, więc był to czysty przypadek, że zdecydowałam się pójść właśnie na Flow.  Przeglądałam ofertę Kinoteki, no i nagle rzucił mi się kot. Czytam opis - o kocie, który chodził własnymi ścieżkami i nie lubił wody... Myślę, jest kot, czego chcieć więcej. Idę pooglądam.   Z początku myślałam, że bajka typowo dla małego odbiorcy,...


                                                                              źródło

Bajka w reżyserii Gintsa Zilbalodisa, Łotewskiego pochodzenia, zaskoczyła mnie ogromnie. Przede wszystkim dialogi - a dokładnie ich brak. Jakież było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że zwierzęta nie mówią. Dziwne prawda? W bajkach zazwyczaj zwierzątka porozumiewają się ludzkim głosem. Reżyser jednak postawił na naturę, każde występujące zwierzę wydaje swoje prawdziwe dźwięki. Kot, pies, Kapibara, czy ptak, którego nazwy nie znam i nie mam pojęcia jaki to gatunek. W każdym razie, jest "mowa" naturalna oraz przepiękna muzyka i... woda. 

Bo miejsce w którym mieszka Flow, zostaje zalane wodą. Z każdą kolejną chwilą tej wody jest coraz więcej, a zwierzęta próbują się ratować w każdy możliwy sposób. Również Flow. Chcąc przeżyć musi zaryzykować i dostać się na łódkę. Na której schroniła się Kapibara. Strach i walka o przetrwanie. Zwycięża to drugie, bo mimo lęku, kot nie ma wyjścia. Musi się jakoś pogodzić z towarzystwem stworzenia, którego nie zna i się boi. 


                 źródło

Później do tej dwójki dołączają pies, lemur i właśnie ptak o nieznanej nazwie. Osobliwa grupa, ale przepięknie ukazane zostało, jak różne gatunki zwierząt próbują wspólnie walczyć o przeżycie. Jak strach i niepewność, często różne negatywne sytuacje, budują więź. Wszystko spięte muzyką, która po prostu jest niesamowita. Czasem może i nawet wydawać przerażająca.

Nie ukrywam, że nie jest to bajka dla każdego, ponieważ nieco mroczny klimat, niepewność i wiele ukazanych emocji, nie wszystkim przypadną do gustu. Mnie zachwyciła od początku do końca. Jeszcze nigdy nie widziałam, tak pięknie  ukazanej śmierci. Nie miałam pojęcia, że jest to w ogóle możliwe. Tutaj są dwa momenty, oba zostały pokazane zupełnie inaczej. Nie umiem zdecydować, który wzbudził we mnie większe wzruszenie. Jednak były naprawdę poruszające i chyba lepiej, nikt jak dotąd tego nie zrobił. W moim odczuciu oczywiście. 

Flow to bajka bardzo głęboka, serwująca paletę wielu emocji, trzeba oglądać i przeżywać. To nie jest płytka produkcja z dialogami, które mają śmieszne scenki sytuacyjne z życia ludzi. Chociaż i takich nie brakuje, gdy patrzymy na zachowania zwierząt, można się pokusić o stwierdzenie - drugiego dna. 


Szczerze polecam, jeśli lubicie nieszablonowe produkcje, które wymagają nieco więcej uwagi i skupienia. Czasem może analizy. Czy jest to bajka dla dzieci? Myślę, że na pewno nie dla tych całkiem małych. Ja bym się pokusiła podciągnąć poprzeczkę o takie 12+ żeby dobrze było zrozumiane przesłanie bajki. 




lutego 04, 2025

lutego 04, 2025

Ach Warszawa...

Ach Warszawa...

 


Jestem, jestem! Wiem, miało być więcej, ale no tak się zadziało, że ostatni tydzień stycznia położył mnie do łóżka. Dopadło i mnie, nie miało litości. Jedyne o czym marzyłam, to by przestało boleć - wszystko. A gdy już mi przeszło... popędziłam do Warszawy. Ledwo żywa, ale uparta, bo zajęcia. Bo przecież nie odpuszczę. Bo przecież to WARSZAWA, a ja kocham to miasto. I jak się okazało. Warszawa postanowiła przetestować tę moją miłość...


Zaczęło się od tego, że bardzo chciałam poganiać po mieście, miałam cudowne plany.  Nie dbałam o brak siły, bo przecież po chorobie, ledwo zipałam, to nic. Wyobraźcie sobie, że pełna radości wjeżdżam do mojego kochanego miasta, a tam... szaro, deszczowo i po prostu obrzydliwe.  Nic to, myślę. Dam radę. Zostawiłam walizeczkę i popędziłam do muzeum iluzji....



Na temat Cosmic Muzeum, naczytałam się wielu pozytywnych opinii. Wszyscy zachwalali, że jest to miejsce, które wręcz trzeba odwiedzić będąc w Warszawie. Dlatego niewiele się zastanawiając, w ten deszcz i wiatr podreptałam do muzeum. Kupiłam bilet - bez zniżki calutkie 40 zł. Weszłam, przeszłam i moja pierwsza myśl - to tyle? Słuchajcie, pierwszy raz w życiu, miałam ochotę podejść do kobiety sprzedającej bilety i powiedzieć, że cena jest nieadekwatna do tego, co oferują. Rozczarowanie to mało powiedziane. Zaledwie dwie atrakcje, robią robotę, które można zobaczyć w internecie i to niestety one są chwytliwe. Nic poza tym.  Już Wam pokazuje, o co tyle "krzyku". 


Sala lustrzana...






Jak wspomniałam, jest to jedyne miejsce, które robi fajne wrażenie i można chwilę posiedzieć ze względu na zmieniające się kolory światełek. 


Kolejnym miejscem jest pokój, którego nie ma...




Tak, to by było na tyle. Reszta to po prostu jakieś tam przedmioty, które sami możemy zrobić z efektem iluzji, aa no i pokój z piłeczkami plastikowymi, Różowy. Nie wiem, jaka to iluzja, ale możliwe, że nie ogarnęłam. 


Jak widać po mojej minie. Nie umiałam ukryć rozczarowania, więc wyszłam i stwierdziłam, że idę się przejść. Mimo deszczu - pomyśleć co dalej.  

I kiedy tak sobie szłam i już miałam zwątpić w moje uczucie i w ogóle, stwierdziłam, że się nie poddam. Mimo nieudanego wyjścia do muzeum, pogody. Warszawa mnie nie zniechęci. I tak stałam przed pałacem kultury, gdy nagle mnie olśniło. KINOTEKA!  sprawdziłam repertuar i weszłam do środka.


Na co poszłam? wystarczy spojrzeć na plakaty. To był impuls. Jest kot, jest intrygujący opis. Kupiłam bilet i czekałam na seans. Jednak o czym była bajka, jak bardzo mnie poruszyła i dlaczego całym sercem polecam. Napiszę osobny wpis. Bo Flow, zasługuje na specjalny wpis.  Jednak gdy wyszłam z kina, wiedziałam, że tak miało być. Że nie na darmo ta pogoda i zimno, prowadziło w wiadomym kierunku. 

                                                                   foto autorstwa koleżanki 

A to już na chwilę przed powrotem, kiedy razem z moimi kobietkami z grupy, musiałyśmy zejść na perony, by odszukać swoje pociągi. Wiecie to takie niesamowite. Cztery kobiety. Każda z innej strony Polski. Umówiłyśmy się przez internet, przyjechałyśmy i mieszkałyśmy te kilka dni. Było naprawdę dobrze. Śmiałyśmy się, bo przecież zawsze jest ryzyko, bo różnie bywa. Ale jakie to fajne, mieć zaufanie i wierzyć, że są dobrzy ludzie, Tak po prostu :). 

foto autorstwa koleżanki ze studiów


Napiszę tak. Warszawę dalej kocham i nic tego nie zmieni. To miasto, ma w sobie to coś, co mnie przyciąga. Zawsze wracam naładowana pozytywną energią. Dodatkowo poznałam super kobietki. Czego chcieć więcej? 


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger