źródło |
Ten tekst miał powstać już dawno, ale jakoś ciągle nie miałam możliwości, by usiąść i poukładać wszystko jak należy. No i nareszcie jest niedziela, mogę sobie wylać pewne gorzkie żale — w
końcu w kościele katolickim pora Wielkiego Postu, atmosfera
odpowiednia.
No ale, ja nie na temat zapatrywań religijnych miałam pisać, a czegoś zupełnie innego. Pamiętacie te czasy, kiedy książki o zgrozo się czytało i po zakończeniu pisało opinię, pod którą była często zażarta dyskusja? Pewnie większość nie będzie miała pojęcia, o czym piszę. Jaka dyskusja, jakie czytanie. I nie, nikogo tutaj nie oskarżam, tylko ostatnio zderzyłam się z brutalną rzeczywistością, schowaną pod płaszczem instagrama.
To jak? Wiecie coś na temat dyskusji o przeczytanej książce? Pewnie, że NIE! Teraz się już tego nie praktykuje. Teraz nadeszła era Instagrama, a co za tym idzie, robienia pięknych schematycznych zdjęć. Nie ważne co wpadnie pod obiektyw. Jeśli masz profil książkowy, zapodajesz zdjęcie książki. I koniec. Na co czytać? Ma być fotka. Ma przyciągnąć uwagę tłem, kompozycją. I... KONIEC. TADAM! Takie szaleństwo. Za starych czasów, gdy wchodziłam na salony blogowania, recenzowania, człowiek się spinał, żeby opinia miała sens, żeby zainteresowała czytelnika, pobudziła do rozmowy.
Aktualnie książek większość ludzi prowadzących profile nie czyta, bo po co? Ma być ładne zdjęcie, licznik polubień ma się zgadzać. A nie, jakieś głupie rozmowy, o czym była książka, kogo to obchodzi? Chyba tylko takie dinozaury jak ja...
Słuchajcie, no i mam lekki ból, bo cholera co się porobiło? Te wstrętne zdjęcia z gołymi nogami i książką, serio??? Chyba gorzej upaść nie można było. Słuchajcie, mnie jako czytelnika interesuje, co WY tam napiszecie o przedstawionym tytule, a nie tępe pytania — Jak mija Wam słodziaki dzień? I mnie, jako kobietę ani nie grzeją, ani nie ziębią te Wasze roznegliżowane kopytka, które psują do książki jak pięść do oka, w sumie ta pięść lepiej z okiem się podpasuje...
Rozumiem, nie chce się już nikomu tworzyć elaboratów o książce, ale chyba sklecenie kilku zdań o tym, co przeczytaliście, podbicie do dyskusji nie sprawia trudności? Czy może jednak boli? I w sumie jak pomyślę o tych nogach, to moda nastała nie tylko na kontach książkowych, innych również. I tutaj w samo sedno tej całej szopki trafiła moja kochana Pudi , której fanką stałam się jakiś czas temu. Nasze tematyki blogowe i instagramowe różnią się konkretnie, a jednak podobne rzeczy nas denerwują.
Miałam zrobić karykaturę tych nóg, ale Wiola jakiś czas temu mnie ubiegła, trafiła celnie i stwierdziłam, że królowej nie można naśladować;) Także poniżej, pokażę Wam, jak to wygląda, trendy, klonowane i radośnie praktykowane przez większość Instagrl.
źródło |
A wiecie, dlaczego tak mnie to wkurza?
Bo nie ma w tym nic z naturalności. Wszystko sztuczne, wyreżyserowane,
ktoś mi ostatnio pisał o spójności, jaka spójność? Ludzie, nie udawajmy,
czytanie? Podrzućcie fotkę, kawy i książki na stole, będzie super. A te
całe sesje, gdzie tylko podkładacie produkt pod tło, wzbudzają we mnie i
z tego, co już wiem, u wielu innych, mdłości. Nie, to nie jest fajne.
Ja też lubię ładne zdjęcia, ale nie sztuczność, jest diametralna różnica między zrobionym ładnie zdjęciem, a paskudnie sztuczną pozą, w dodatku klonem z wielu innych profili.
Wiecie, jak wchodzę na konta, a na lubię sobie czasem pobiegać wirtualnie, mam wrażenia, jakby ciągle była u jednej osoby, jeden schemat — kawa, książka, jakieś rozsypane płatki kwiatków, co większe burżujki kładą całe wiechcie, kocyk i kopyta. YEAH! To jest to!
Ja też lubię ładne zdjęcia, ale nie sztuczność, jest diametralna różnica między zrobionym ładnie zdjęciem, a paskudnie sztuczną pozą, w dodatku klonem z wielu innych profili.
Wiecie, jak wchodzę na konta, a na lubię sobie czasem pobiegać wirtualnie, mam wrażenia, jakby ciągle była u jednej osoby, jeden schemat — kawa, książka, jakieś rozsypane płatki kwiatków, co większe burżujki kładą całe wiechcie, kocyk i kopyta. YEAH! To jest to!
I nie przyczepiam sie tej kawy, moja kochana Kasiek,
bardzo często wrzuca fotki z kawą i książką, ale one są swojskie,
często piżamowe, naturalne, bez tej całej szopki. Co najważniejsze, z Kasią można porozmawiać o wybranym tytule, a nie tylko wejść by pochwalić — "jajć jakie słitaśnie zdjątko! Aaaa!"
I powiem szczerze, ja
takie profile uwielbiam. Gdzie jest misz masz, są piękne zachody słońca,
jest książka pod pachą, znajdzie się też nadgryziona kanapka.
źródło |
Widzicie różnice? Nie trzeba śmiesznie wywalonych gołych nóg, nie potrzeba wiechcia kwiatów — dajcie
tym roślinom spokojnie rosnąć, by zdjęcie było ciepłe, klimatyczne i aż
przyciągało uwagę. Nie trzeba urządzać sesji zdjęciowych, które po
prostu są sztuczne, pod publikę. Nie pokazują rzeczywistości, tylko
kreują i promują sztuczność. I jeśli ktoś mi zarzuci, że jestem
zazdrosna, bo moje konto ma tylko 390 obserwujących, to powiem jedno, tak sobie
to tłumaczcie. Mogę mieć o wiele mniej, byle tylko Ci ludzie, czytali
moje wpisy, a nie odhaczali polubienie. Lajk za lajk.... Tak się teraz zbija popularność.
Ja się chyba zgubiłam w tym świecie. Te siedem lat temu, gdy zaczynałam pisać pierwsze opinie, byłam w stresie, czy dobrze wyjdzie, kto przyjdzie do mnie z komentarzem, jak potoczy się dyskusja. Nie miałam pojęcia o żadnych współpracach. Blog założyłam po to, by mieć z kim porozmawiać o przeczytanych książkach. Teraz... teraz nikt nie rozmawia. Teraz robi się tylko zdjęcia. Na instagramie jest walka o obserwatorów, o to, by czym prędzej nawiązać współpracę. Fajnie, tylko gdzieś w tym wszystkim zgubiło się coś ważniejszego. A najgorsze jest, że do tego wyścigu szczurów dołączyła się grupa osób, po których nigdy bym się tego nie spodziewała. I taki żal mnie dopadł. Bo po co? Naprawdę w dzisiejszym świecie, nie można być po prostu sobą? Skończyły się rozmowy, teraz liczy się prześciganie, kto zrobi fajniejsze zdjęcie.
Ja się chyba zgubiłam w tym świecie. Te siedem lat temu, gdy zaczynałam pisać pierwsze opinie, byłam w stresie, czy dobrze wyjdzie, kto przyjdzie do mnie z komentarzem, jak potoczy się dyskusja. Nie miałam pojęcia o żadnych współpracach. Blog założyłam po to, by mieć z kim porozmawiać o przeczytanych książkach. Teraz... teraz nikt nie rozmawia. Teraz robi się tylko zdjęcia. Na instagramie jest walka o obserwatorów, o to, by czym prędzej nawiązać współpracę. Fajnie, tylko gdzieś w tym wszystkim zgubiło się coś ważniejszego. A najgorsze jest, że do tego wyścigu szczurów dołączyła się grupa osób, po których nigdy bym się tego nie spodziewała. I taki żal mnie dopadł. Bo po co? Naprawdę w dzisiejszym świecie, nie można być po prostu sobą? Skończyły się rozmowy, teraz liczy się prześciganie, kto zrobi fajniejsze zdjęcie.