listopada 18, 2019

listopada 18, 2019

Chilli

Chilli



Książkę Pauli Rewko zaczęłam czytać dosyć dawno, ale sporo wydarzeń, których miało miejsce, sprawiło, że porzuciłam lekturę na kilka tygodni. W końcu jednak należało zakończyć coś, co się zaczęło i nawet dobrze czytało. I tak, po sporym opóźnieniu, Chilli została przeczytana, a o tym, jak odebrałam tę książkę, już za chwilę.

Mea jest studentką psychologii, dziedzina ta od wielu lat pasjonuje dziewczynę. Przeczytała sporo książek tematycznych, na wykłady biega z ciekawością, jej wyniki w nauce są zadowalające. Tylko to wszystko, nie sprawia jej radości. Wręcz przeciwnie, jest kobietą sfrustrowaną, często wybuchową. Można by stwierdzić, że z jej psychiką nie do końca jest tak, jak należy. A może wręcz przeciwnie?

Pewnego dnia, postanawia założyć Grupę Demolka, za sprawą której, chce odmienić mieszkańców Gdańska. Potrzebuje tylko wzbudzić zainteresowanie odpowiednich osób, by zechciały do niej dołączyć i wspólnie siać zniszczenie. No i oczywiście, zależy jej na zainteresowaniu mediów i społeczności. W końcu nic nie ruszy, jeśli inni nie będą odpowiednio reagowali na poczynania jakiejś tam grupki narwańców.
Wszystko zostaje dokładnie przemyślanie. Akcja nabiera tempa z każdym dniem, coś w co nie do końca wierzyła, rozwija się naprawdę szybko. Celem jest zwrócenie uwagi ludzi, na to, co jest najważniejsze. Metody jakimi posługuje się Grupa Demolka, wzbudza wiele kontrowersji i strachu, a to dopiero początek. Po aktach wandalizmu, przywódczyni, postanawia pójść o krok dalej.  Policja jest bezradna, nikt nie potrafi namierzyć grupę, nie wiadomo, kiedy i gdzie zaatakują. Czego chcą i do czego zmierzają?
I tylko główna dowodząca wraz ze swoimi współpracownikami, zamierza doprowadzić swój plan do końca, ale czy realizacja odniesie zamierzone efekty? Jaki będzie finał Grupy Demolka?

Dawno już nie czytałam książki, która wzbudzała we mnie, tyle sprzecznych odczuć. Bo z jednej strony poczynania bohaterki były słuszne. Chciała uzmysłowić społeczeństwu, że sprawy materialne, nie powinny przyćmiewać tego, co jest ważniejsze od super auta, czy najdroższych butów. A by poczuć radość, nie trzeba czekać na gwiazdkę z nieba, tylko doświadczać w małych rzeczach.

Z drugiej jednak strony, jej postępowania niosło wiele sprzeczności. Mea to postać złożona. Z euforii popadała w smutek i złość. Nigdy nie było wiadomo jaki wybuch reakcji będzie jej dotyczył. Jeśli ktoś chciałby określić, że była nienormalna, to powiem, że tak byłoby najłatwiej. Myślę, że tutaj chodziło o coś zupełnie innego. Wielkich odkrywców również uważano za wariatów. A takimi nie byli. Tylko w tamtych czasach, ich poczynania wyprzedzały epokę. I chociaż nasza bohaterka nie próbuje odnaleźć antidotum na nieuleczalną chorobę, albo polecieć w kosmos za pomocą parasolki. To jej sposób postrzegania świata i chęć potrząśnięcia nim, może wywołać takie reakcje. Jest wariatką. Bo tak się określa ludzi odstających od reszty. Bo nie wpisuje się w narzucane przez lata ramy.

Książka wzbudza mnóstwo emocji. Nie potrafię określić, jak oceniam postępowanie bohaterki. Ponieważ sama Mea nie wzbudziła mojej sympatii, I to nie za sprawą swoich poglądów. Tylko po prostu, nie we wszystkim co wytykała ludziom, była konsekwentna w odniesieniu do siebie. Dlatego w pewnym stopniu, zachowywała się jak hipokrytka.
Ważne jest, że dotknęła wielu problemów współczesnego świata. Ludzie zamiast doświadczać życia, pędzą ku zdobyciu jak największej ilości pieniędzy. Nie czują, są jak roboty. I często gubią, co powinno być priorytetem.
Gdzieś przeczytałam, że metody jakie obrała były za bardzo brutalne. Nie wiem, nie odczułam tego w ten sposób. Bardzie uznałam za zbyt nierealne i niektóre sytuacje zbyt naciągnięte, by mogły być możliwe.

Podsumowując, książka Pauli Rewko jest warta przeczytania, choćby po to, by zrozumieć, że nie wszystko co w życiu uznajemy za ważne, takim jest. I może warto przyjrzeć się temu światu, który obrał niezbyt dobry kierunek, może czas by coś z tym zrobić? Mniej brutalnie, ale stanowczo?

Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Papierowe motyle

listopada 14, 2019

listopada 14, 2019

Znany szum morza

Znany szum morza

Sagę Nadmorską rozpoczęłam z polecenia, tak się stało, że zaciekawiła mnie i wyczekiwałam kolejnych tytułów. I teraz mam już za sobą zakończenie trylogii, która wywołała we mnie wiele uczuć. Mam nadzieje, że dam radę napisać swoją opinię na tyle zrozumiale, by nie wyszło, że jak zwykle jestem ta zła.

Ostatnią bohaterką jest Jagoda. Córka i wnuczka. Dwie ukochane kobiety w jej życiu, matka Gabriela i babka Marcjanna, doświadczyły w życiu wiele zła i cierpienia. Historia rodziny jest trudna, ale zarazem ciekawa i pasjonująca. Dla młodej dziewczyny, stojącej u progu dorosłości, jawi się czymś fascynującym. Ma nadzieje, że kiedyś wspomnienia, które skrupulatnie spisuje, doczekają się publikacji. Tymczasem, jej życie zajmuje chłopa, a dokładnie Tomek. Planują wspólną przyszłość. Tylko tak się składa, że każde ma inne wyobrażenie tego życia we dwoje.

Młoda kobieta ma skryte marzenia, ale również poczucie obowiązku i odpowiedzialności za rodzinę. Nie chce zostawiać samej matki z chorym ojcem, zwłaszcza że Gabriela, odkąd doszło do wypadku męża, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i założyła własny biznes. Każda pomoc jest na wagę złota, chociaż nie wymaga by córka, spędzała każdą wolną chwilę w pracy, to tak naprawdę cieszy się z tego oparcia.

Jagoda pragnie zostać w Ustroniu, nie widzi swojej przyszłości w wielkim mieście, jednocześnie kocha swojego chłopaka, Rozdarcie pomiędzy miłością do rodziny a mężczyzną, przysporzy wielu rozterek, ale również wzbogaci o ważne doświadczenia. Tylko czy będzie umieć wyciągnąć z nich nauki?

Pierwsze kroki ku dorosłości, próba odczarowania fatum wiszącego nad kobietami z rodziny. Czy Jagodzie uda się poskładać to, co dawno zdaje się, zostało utracone?

Wyczekiwałam zakończenia trylogii, byłam bardzo ciekawa, w jaki sposób autorka zakończy Sagę Nadmorską. Jednocześnie tęskniłam do bohaterek, ponieważ nie ukrywam, zżyłam się z tymi kobietami. Nawet jeśli nie zawsze popierała ich postępowania, to jakoś tak po prostu, dobrze mi było w Ustroniu.

Dlatego, gdy tylko ukazał się tytuł, od razu postanowiłam przeczytać. Sporo czasu upłynęło, a dopiero teraz mogę opisać jakie odczucia towarzyszyły mi podczas czytania i czy finał był tym, czego oczekiwałam?

Zacznijmy od Jagody, poznajemy ją, gdy jest jeszcze w szkole średniej. Planuje pójść na studia, pracować i pomagać matce, w jakim stopniu będzie miała możliwości. Dziewczyna spotyka się z Tomkiem, chłopakiem z Ustronia, który właśnie rozpoczął studia w Szczecinie. Jest zachwycony wielkim miastem i jawiącymi się perspektywami. Bardziej doświadczona osoba, mogłaby stwierdzić, że zachłysnął się nowym, i po prawdzie, tak właśnie się zachowywał. A Jagoda wiernie czekała i z każdym dniem, nie wiedziała co zrobić ze swoją przyszłością.

Przyglądamy się również dwóm pozostałym kobietom z rodu. Marcjanna i Gabriela wiele w życiu przeszły, ta pierwsza za wszelką cenę starała się nadrobić stracony czas z córką, pomagać i wspierać. Druga natomiast, każdego dnia udowadniała przede wszystkim sobie, że jest silna i samowystarczalna. Co trzeba przyznać, było godne podziwu, zajmowała się niepełnosprawnym mężem, który wyrządził jej wiele krzywdy. Pracowała, była dobrą matką, jak i córką.

W finale sagi dzieje się naprawdę wiele. I kiedy czytałam, to w pewnym momencie zwątpiłam, której z kobiet dotyczy. I ja wiem, nie powinnam się czepiać, że było tego aż tyle. Tylko miałam wrażenie, jakby zbyt wielu tematów dotykała. Dla mnie te wszystkie wydarzenia lepiej było rozbić na jeszcze jedną część. Nie lubię, gdy w jednym tomie, chce się napisać o wszystkim, ponieważ wtedy, fabuła traci na wartości. Takie są moje odczucia. Uważam, że lepiej poprowadzić jeden, dwa wątki od początku do końca, niż kilka na raz i nie wyczerpać do końca.

Podsumowując, Saga Nadmorska to bardzo ciekawa i dobrze napisana trylogia. I chociaż miałam jakieś swoje zarzuty, nie potrafię się za bardzo czepiać. Wyczekiwałam każdej kolejnej, autorka bardzo dobrze potrafiła wzbudzić emocje, a to jest najważniejsze. Jeśli ktoś zastanawia się, czy warto, odpowiem, że tak.






listopada 09, 2019

listopada 09, 2019

Royal. Przysięga ze złota

Royal. Przysięga ze złota



Dawno mnie tutaj nie było, ale w końcu nadeszła chwila, kiedy postanowiłam powrócić, niczym feniks z popiołu i tak dalej.

I tak oto, dziś przychodzę z opinią, do piątej już części serii Royal. Przysięga ze złota. Musiałam nieco poczekać na przeczytanie kontynuacji, przyznam się szczerze, byłam niezmiernie ciekawa, co wydarzy się w krainie Viterry. No i najważniejsze, jaki poziom utrzymuje autorka. Bo pamiętam, że w poprzednich tomach bywało różnie, ale nie przedłużając, słów kilka na temat tej, która miała odkryć wiele tajemnic.

Mam nadzieje, że dla osób, które nie zapoznały się z serią, czytanie tekstu, może okazać się spoilerem? Skoro już wszystko mamy jasne, możemy zająć się fabułą. Zapraszam do czytania!

Tatiana z coraz większymi emocjami oczekuje finału. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że z pozoru przyjemna zabawa w show, zamieniła się nie tylko w huśtawkę na polu sercowym, ale i stała się zagrożeniem dla jej życia. Teraz powoli dochodzi do formy, ale strach przed tymi, którzy ją uwięzili i grozili, pozostaje. Kto i dlaczego posunął się do czegoś takiego? Czy sprawca zostanie zatrzymany? Na odpwowiedzi, jeszcze chwilę wraz z bohaterką będziemy musieli poczekać.

Tymczasem trwają przygotowania do najważniejszego wieczoru. Philip ma wybrać tą jedyną, pozostały tylko dwie uczestniczki, Charlotte i Tatiana, pierwsza jest pewna swej wygranej, druga szczerze wierzy w deklaracje księcia. Chce jedynie, mieć już za sobą ten ostatni występ. I móc w pełni cieszyć swoim uczuciem.

Niestety jak to w takich historiach bywa, scenariusz jest nieco inny. W najbardziej podniosłym momencie, książę zaskakuje swoją decyzją. Wszystkich, oprócz mnie.

A później, później mamy dramat naszej odrzuconej, niedoszłej przyszłej królowej. Co można oczywiście zrozumieć. Zawód miłosny i to na oczach publiki. Musiało zaboleć. Dlatego też, by wyleczyć zszargane emocje, dziewczyna udaje się w pewne miejsce, gdzie ma nabrać dystansu i nabrać nowego doświadczenia, które być może w przyszłości pomoże w dalszej karierze zawodowej, bardziej domyślni, z pewnością będą wiedzieli, o co chodzi, a do czego niebawem powrócę w tekście.

Odrzucona i zraniona Tatiana, przygotowania do ślubu przyjaciółki i pierwsze kroki w nowej rzeczywistości po konkursie, jak się to skończy?

Napiszę szczerze, już na wstępie. Decyzja o dokończeniu tej serii była pod wpływem, wydarzeń, które miały miejsce w minionym czasie. I chyba zakończyłabym przygodę z tą serią wcześniej, gdyby nie fakt, że potrzebowałam czegoś naprawdę lekkiego do poczytania. Royal miałam już rozpoczęty, więc postanowiłam dać szansę autorce. Czy słusznie?

Zacznijmy od postaci Tatiany. No była jaka była. Na początku bardzo polubiłam, w jaki sposób wykreowała ją autorka. Niestety im dłużej w Royal, tym bardziej miałam dosyć. Naprawdę. Ona była taka naiwnie męcząca. Tak, możemy wszystko tłumaczyć młodością, ale czytelnik może znosić pewne zachowania przez chwilę, a nie trzy kolejne części, Najbardziej rozbawiły mnie, czego zresztą do tej pory nie rozumiem, lekcje walk. Nie wiem, nie mam pojęcia, dlaczego Fast, uparła się, by stworzyć obraz walecznej nastolatki, która co? No właśnie, w jaki sposób wykorzysta swoje umiejętności?

Kolejna sprawa, Philip, ojejku, jakże prawdziwie napisała jedna z recenzentek, autorkę znowu poniosło. Bo sceny z księciem były tak męczące, że aż nie chciało się tego czytać i jak widziałam jego imię w tekście, miałam ochotę przekartkować książkę. Nie o taki efekt chyba chodziło? A może. Nie znam się w sztuczkach wielokątów miłosnych.

Chyba najlepszą postacią, o której z przyjemnością się czytało, był Henry. Tak, to taka osoba, której pojawienie się powodowało uśmiech na twarzy. I chyba dla niego, chce się czytać. Nawet jeśli nie jest teoretycznie postacią przewodnią.

Przysięga ze złota, jest nudna. Naprawdę muszę to napisać. Ponieważ oprócz momentu wyboru wybranki życia, do samego zakończenia, nie dzieje się nic, co mogłoby sprawić, że te wszystkie strony miały sens. Fabuła, której zresztą próżno szukać, jest przegadana w byle jaki sposób. Główni bohaterowie zaczynają męczyć niemiłosiernie. Gdyby nie posiadanie finalnego tomu, pewnie bym się nie pokusiła o sięgnięcie. A tak, zrobiłam to, by mieć po prostu za sobą.

Na ogólne podsumowanie Serii Royal, przyjdzie czas, dziś muszę Wam napisać, jak to jest z Przysięgą, a niestety, w moim odczuciu, wyszło bardzo źle. Nawet potrzeba czegoś niewymagającego nie pomogła, Umęczyłam się czytaniem. Szkoda.




Książkę miałam możliwość przeczytać dzięki wydawnictwu Media Rodzina.



Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger