lutego 17, 2017

lutego 17, 2017

Flower. Jak kawiat

Flower. Jak kawiat

Charlotte jest ambitną uczennicą, zaplanowała sobie przyszłość i uparcie dąży do wytyczonych celów. Nie chce powielić schematów rodziny, gdzie najpierw matka, a później siostra zostały samotnymi matkami, których przyszłość nie jawiła się zbyt kolorowo. Dziewczyna chciała do czegoś dojść. Żeby zrealizować plany, potrzebna była konsekwencja. Dlatego też nastolatka, nie umawia się z żadnymi chłopcami, nie uczęszcza na organizowane imprezy rówieśników. Uczy się pilnie w domu, korzysta z zajęć na uczelni, które mają jej pomóc w dostaniu się na wymarzone studia. I oczywiście pracuje. W Ameryce wszystkie nastolatki pracują po szkole. Takie zaradne są.

W końcu nadchodzi dzień, a dokładniej popołudnie, gdy życie Charlotte ulega zmianie, z początku ona sama nie zdaje sobie z tego sprawy. Ot normalne popołudnie w pracy, otwierają się drzwi, a w nich pojawia się On, nieziemsko przystojny. Chce kupić bukiet kwiatów, Ona mu doradza, opowiadając, jakie lubi kwiaty, które co oznaczają. Później nabija rachunek i się żegnają. Jednak ta wizyta z pozoru zwykłego klienta rozburza wewnętrzny spokój nastolatki, który pogłębia się już następnego dnia.

Zwykła dziewczyna z aspiracjami i bogaty młodzieniec. Jak każdy wie albo i nie, ale teraz już wiedzieć będzie. Takie związki nie mogą przetrwać. Dlaczego? Po prostu nie mogą. W dodatku On ma jakieś tajemnica, Ona...

Jak zakończy się relacja poukładanej Charlotte i tajemniczego, nieziemsko przystojnego Tate'a?
 

Widząc zapowiedź Flower, wyobraziłam sobie zupełnie inną historię. Miałam wobec niej bardzo wysokie oczekiwania. Wydawnictwo kolejny raz postawiło na piękną promocję, okładka przyciągająca. Byłam przekonana, że wnętrze porwie mnie i nie będę mogła się oderwać.

Niestety, historyjka duetu Craft&Olsen okazała się nudną i irytującą. Na początku łudziłam się, że wstęp, który bardziej przewidywalny nie mógł zostać zrobiony, był tylko pomyłką przy pracy. Jakież było moje rozczarowanie każdą kolejną stroną. Przemęczyłam tę książeczkę. W normalnych warunkach zostałaby przeczytana w jedno popołudnie. Tym razem męczyłam się wiele dni, z rozpaczą sięgając w celu zakończenia.

Przede wszystkim pomysł na fabułę — której zresztą nie było. Dziewczyna wielka kujonka, żyjąca w określonych schemacie. Chłopak bogaty i tajemniczy. W chwili, gdy się poznają nagle jedno i drugie zaczyna wielką przemianę. I tutaj zaczynają się dziwactwa, melodramaty i sam jeden Bóg wie co jeszcze.

Charlotte nagle chyba zapomina, że ma mózg, albo chociaż resztki zdrowego rozsądku, no chociaż dumę. Skoro rozum na widok przystojniaka się ulotnił, można było pozostawić jej dumę. Niestety nie. Dziewczyna zachowuje się jak samica podczas okresu parowania. Biega za młodzieńcem, narzuca mu się w bardzo żenujący sposób. Obraża, kiedy ten nie chce pochopnie zrobić czegoś, co oboje mogą żałować. Bezczelny! Ona chce i On musi! Jak to tak odmawiać. Charlotte podjęła decyzję. Koniec bycia grzeczną, a tutaj rozczarowanie.

Druga sprawa. Dziewczyna ma przyjaciela. Rozmawiają ze sobą o wszystkim. Jak to przyjaciele. Jednak w chwili, gdy Ona wchodzi relację z chłopakiem, zaczyna robić z tego wielką tajemnicę. Okłamuje każdego w koło. Tłumacząc, że nie jest gotowa.
 Przepraszam bardzo. Nie jest gotowa powiedzieć kumplowi od lat, że spotyka się z facetem, ale wskoczyć do łóżka nowo poznanemu jest? Chyba się pogubiłam albo nie nadążam za tokiem rozumowania młodzieży.

I została wisienka na torcie. Czyli coś, co najbardziej uwielbiam w tego typu książeczkach. Rozstają się i wracają do siebie. Nienawidzą i kochają. I tak na okrętkę.

Autorki widać bardzo chciały stworzyć emocje. Tak się starały, że im to aż za bardzo wyszło. Bo zamiast wczuć się w relacje dwojga nastolatków, czytałam coraz mocniej zirytowana. Nie mogąc się doczekać zakończenia

Niesamowicie płaska i bez polotu opowiastka, która gdyby nie odpowiednia promocja, nie zostałby aż tak wychwalana. Wiem, że sporo osób będzie tego broniło, argumentując wiekiem i młodzieńczą naiwnością. I zgodzę się. Niestety nie pojmuje braku szacunku i własnej dumy. Charlotte to dziewczyna, która nagle przestaje myśleć, facet pstryknie jej pieniążkami przed oczami i biega radośnie po sklepach, fryzjerach, salonach piękności.... Tak. Bardzo mądre i pouczające.
 

Droga młodzieży, Wy kochane nastolatki. Gdy spotkacie bogatego młodzieńca, pamiętajcie, że zanim wskoczycie mu do łóżka, niech was zaopatrzy w markową garderobę i zafunduje wizytę u kosmetyczki.

Taka oto nauka wychodzi z tej jakże cudownej książeczki. Flower. Jak kwiat. Chyba raczej jak... Biedne kwiaty zostały zniżone do poziomu tak płytkiej historyjki. Smutne.


Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Literackiego.

lutego 15, 2017

lutego 15, 2017

Czerwony kapturek

Czerwony kapturek
Bajki, znamy od wczesnego dzieciństwa, kiedy to rodzice czytali nam, a później sami pomalutku składając literki, w poszczególne wyrazy, odkrywając na nowo, znane już historyjki. Nie będę ukrywała, jako dziecko bardzo lubiłam te z pięknymi ilustracjami. Feeria barw oraz w mych dziecięcych oczach realistyczny wygląd postaci.

Gdzie Królewna Śnieżka miała czarne jak heban włosy, czerwone niczym płatki róż usta, białą jak śnieg cerę... Ilustracje, bardzo wiele nam oddawały, bo skąd miałam wiedzieć, jak to wygląda heban? Dzięki namalowanym czarnym włosom zrozumiałam, że heban czymkolwiek nie był, na pewno był koloru głębokiej czerni, bez żadnych domieszek.
Bajki, to dzięki nim dzieciństwo nabierało uroku, każde dziecko mogło wyobrazić siebie jako ulubioną postać, wybranej historyjki. Księżniczki, rycerza, a może Kubusia Puchatka?
Przepiękne książeczki, ustawiane na półeczce, czekające, by znowu przeczytać i przy okazji podziwiać ilustracje...





Niedawno otrzymałam książeczki dla dzieci. Taka informacja widniała na stronie wydawnictwa, które od lat bardzo szanuje i podziwiać. Jednak tym razem poczułam się rozczarowana. Dlaczego?

Rzekome bajeczki dla dzieci, które w moim mniemaniu miały być podziwiane, okazały się nie tylko szkaradne, ale wręcz odpychające.

Przeczytałam dokładnie informację zawartą na samym końcu tej jakże nowoczesnej publikacji. I o ile rozumiem chęć powrotu do pierwotnej wersji tekstu, tak nie zgadzam się, by ta forma powinna była zostać skierowana do najmłodszych czytelników.

Twórcom, a również wydawcy pomylił się chyba przedział wiekowy odbiorcy. Może są dzieci, które nie przestraszą się przekazu tekstu i braku zakończenia, które zostało zmienione. Niestety mam świadomość, że większość po prostu się przestraszy. Mało tego. To, co rzuca się w oczy, to ohydne ilustracje, szkaradne a wręcz groteskowe.

Wyobraźnia małych dzieci potrafi spłatać figle. O ile jedno dziecko nie zobaczy w obrazkach niczego dziwnego, tak inna grupa będzie przerażona zniekształconą dziewczynką, jak i również wilkiem, którego ja sama chyba bym nie poznała, gdyby nie fakt, że znam historyjkę.







Mała zgadywanka, co okazuje powyższy bohomaz? Bo ja szczerze mówiąc, wątpię w jego prawdziwe przeznaczenie. Cały czas wmawiam sobie, że ta „bajka” jest jednym wielkim nieporozumieniem. Żeby nie być gołosłowna i czepiać się, dla samego czepiania, bo „tej jak zwykle się nie podoba”, poszłam z bajką do znajomych mam i ich dzieci. Dowiedzieć się u głównych zainteresowanych, jak też ta cudowna publikacja zostanie odebrana.

Zacznę od tego, że już samem matki nie chciałyby pokazywać ten wytwór dzieciom - Bo się wystraszą. No ale w końcu bajeczka dla dzieci prawda? Może to mamusi histeryzują i nawiedzone blogerki.

Niestety, nie tylko my poczułyśmy niechęć, dzieciom wcale nie spodobały się ilustracje. Nie miały pojęcia, dlaczego dziewczynka ma dziwną głowę, a wilk ma oczy jedno pod drugim.

Teraz moje pytanie. Kto wypuścił ilustracje przekłamujące obraz rzeczywisty? Dzieci uczą się. Tego, co znajduje się na ich twarzy. Teraz patrząc na obrazeczki, jakże urokliwe i pouczające, sama zastanawiam się, gdzie jest moje drugie oko. Dlaczego nie pod spodem, a z lewej/prawej strony?

Brawo droga autorko ilustracji, brawo wydawco. Niniejsza Bajka naprawdę powinna być skierowana do najmłodszych czytelników. Nauczyciele nauczania początkowego powinni zostać uprzedzeni, by przygotować odpowiedzi na pytania — dlaczego ja nie mam takich oczu, jak czerwony kapturek w bajeczce?

Na koniec mam przeuroczy fragmencik, kończący jakże milutką i pouczającą bajeczkę. Mnie uczono morałów. Widzę, teraz nastąpiła nowa moda. Tak mało jest brutalności. Włóżmy jeszcze troszkę do książeczek dziecięcych.

Czytałam już o zachwytach, o jakim fenomenie okazuje się najnowsze wydanie Czerwonego Kapturka. Naprawdę? Taka jest cudowna? Bo co? Bo obrazki są obrzydliwe, tekst nie do przyswojenia dla dziecka — starszym owszem, ale nie dzieci. Proszę pamiętać, że odbiorcami są dzieci. Jedno zrozumie, a większość będzie miała problem z przyswojeniem tekstu.

Przeraża mnie wszechobecna komercja, teraz produkuje się wszystko, aby tylko być na TOP-ie, aby czymś zabłysnąć. Szkoda.

Chciałabym wymazać z pamięci te szkaradne obrazki, które wypaczyły mi zapamiętane z dzieciństwa. Nie muszę iść z postępem, swoim dzieciom w otoczeniu dalej będę polecała starsze, ale przyjaźniejsze wersje. Na przykład takie.


źródło


Nie polecam najnowszego wydania Czerwonego Kapturka, nie dałbym nikomu w prezencie tego wytworu. Jestem przerażona pomysłem. Zastanawiam się, co zrobić z tym czymś.  Uważam, że dzieci powinny zaznajomić się z łagodniejszą wersją bajki.  Mają czas by zostać uświadomionym o otaczającej brutalności. 



Tekst stanowi oficjalną recenzję dla portalu DużeKa.

lutego 13, 2017

lutego 13, 2017

Śpiący Giganci

Śpiący Giganci

Śpiący Giganci wywołują wiele emocji, niektórym ukazana historia przypadła do gustu, innym nie za bardzo. Jedno jest pewne. Opowieść wywołuje pewne emocje i reakcje. Po wielu pozytywnych recenzjach zdecydowałam się zapoznać z tytułem. Później, gdy książka już była u mnie, okazało się, że jednak nie jest idealna. Co ostudziło moją radość, ale i przygotowało na ewentualne zgrzyty.

W końcu zasiadłam do czytania, jakie są moje wrażenia po zakończonej lekturze? Postaram się o wszystkim dokładnie napisać.


Naszą przygodę rozpoczynamy w chwili, gdy jedenastoletnia Rose, podczas spaceru wpada w wąwóz, a przynajmniej tak się jej wydaje, idąc lasem, nie spodziewała się zobaczyć, czegoś nadzwyczajnego, jednak coś zwróciło jej uwagę i po chwili leżała w wielkiej jamie.
Gdy ekipa ratunkowa w końcu ją wyjęła i szum ustał, dziewczynka wróciła do normalnego życia. Później się okazało, że to, na co wpadła, było olbrzymią ręką...

Kilkanaście lat później, dorosła już Rose zostaje wezwana na rozmowę z tajemniczym mężczyzną. Pytania dotyczą zdarzenia, które miało miejsce w dzieciństwie, tego, co kobieta robiła przez kolejne lata życia, jakimi torami poszła jej kariera zawodowa.

Podobne rozmowy z mężczyzną o nieznanym imieniu i nazwisku odbyło jeszcze kilka osób. Między innymi piloci Kara Resnik i Ryan Mitchell, Vincent Couture znawca języków. Przynajmniej tak go nazywano, jednak Vincenta o wiele bardziej interesowały liczby, nauki ścisłe.

Wymieniona czwórka została wybrana do przeprowadzania badań nad częściami, podobnymi do tej, na którą wpadła mała Rose. Skąd pochodzą? Jakie jest zastosowanie i dlaczego zostały ukryte głęboko w ziemi? Czym jest potężny gigant?

Rozpoczynając przygodę ze Śpiącymi Gigantami, nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. W jaki kierunku poszedł autor. Na szczęście, dzięki zapoznaniu się z recenzją Kaś(czworgiem oczu), wiedziałam jaką formę wybrał autor. Otóż w tej książce nie znajdziecie dialogów, całość została napisana na wzór raportów. Wywiady z poszczególnymi członkami załogi, ale nie tylko z nimi.

Mnie akurat ten zabieg nie przeszkodził w czytaniu, wręcz przeciwnie, miła odmiana. Jednakże zdaję sobie sprawę, że nie każdemu może przypaść do gustu.

Słów kilka na temat fabuły. Początkowa rezerwa ustąpiła ciekawości. Z każdą kolejną stroną byłam zastanawiałam się nad tym, co powstanie z ułożonych elementów robota. I gdy już będzie kompletne jakie będzie krył w sobie funkcje. 
Ogólnie całość nie jest poświęcona wyłącznie robotem, chociaż to o niego głównie chodzi. Mamy jednak wgląd na badania, relacje między załogą pracującą przy wydobywaniu, a w końcu składaniu maszyny.

Autor bardzo wnikliwie ukazuje czytelnikowi, jakie ewentualne konsekwencje mogłyby przynieść podobne znaleziska. I nie chodzi tylko o konkretny kraj, tylko cały świat. Tego, z czym może zderzyć się ludzkość, jak wiele teorii może nagle zostać obalonych, albo wystawionych na próbę. Przeprowadzane badania chwilami, jak dla mnie, były zbyt skomplikowane, ale myślę, że dla fanów nauk ścisłych mogą być to, interesujące doświadczenia, nawet jeśli są na razie tylko fikcyjne.

Moje wrażenia po zakończeniu książki są bardzo pozytywne, czytałam z ogromnym zainteresowaniem. Każda kolejna strona wprowadzała mnie w coraz większe zdziwienie, jednak one wszystkie były niczym, w porównaniu do tego, co serwuje zakończenie. Jestem bardzo ciekawa kolejnej części. Mam kilka swoich teorii, teraz muszę czekać do sprawdzenia tej prawdziwej.

Chciałabym Śpiących Gigantów polecić każdemu, niestety wiem, że nie każdemu przypadnie do gustu tematyka oraz styl obrany przez autora. Mimo wszystko uważam, że warto. Mnie się bardzo podobała i ze zniecierpliwieniem oczekuję kolejnej części.



Za możliwość przeczytania książki, dziękuję Wydawnictwu Akurat.

 

lutego 08, 2017

lutego 08, 2017

Zaczytani w Gimnazjum - Czyli byłam gościem w szkole :)

Zaczytani w Gimnazjum - Czyli byłam gościem w szkole :)

 Wspólne zdjęcie ze szkolnymi aktorami oraz Panią Elżbietą:) 


Kochani, od kilku miesięcy szykowałam się do pewnego wydarzenia. O niczym nie informowałam, ponieważ byłam zajęta oraz w pewnym stopniu zestresowana.

Gdy otrzymałam propozycję, myślałam, że mam pojawić się w jednej z klas, ot opowiedzieć coś o sobie i mojej pasji. Później dowiedziałam się, że szykuje się większe przedsięwzięcie.

W
Gryfowskim Gimnazjum od kilku lat jest prowadzone wyzwanie czytelnicze, w którym chętni czytają książki odpowiadające danym kryteriom. Na koniec zostają wybrani laureaci z najlepszymi osiągnięciami. Według mnie jest to wspaniała idea, promowanie czytelnictwa i zachęcanie po sięgnięcie różnych gatunków.

Nowy rok 2017 został ogłoszony rokiem Zaczytanych, z tej okazji zostałam poproszona do Gimnazjum w Gryfowie Śląskim, na spotkanie z uczniami, jako gość chciałam przybliżyć młodzieży czytelnictwo oraz to, jak można podzielić pasję czytania z blogowaniem. Opowiadałam o moich początkach jako blogera, w jaki sposób wygląda nasze zajęcie, jak wiele można zyskać dzięki blogosferze, ale nie tylko tam.


Wszystko dzięki wspaniałej polonistce, Pani Elżbiecie Demidow, cudowny pedagog, ale przede wszystkim człowiek. Jako gość, ale i również obserwator, miałam okazję zobaczyć, jak cudowny kontakt ma Pani Ela ze swoimi uczniami.
 Pani Elżbieta  — główna organizatorka oraz uczennica Madzia:)

Na początku uczniowie przygotowali inscenizację - Sąd nad książką. Byłam pod ogromnym wrażeniem talentu oraz
niesamowitej interpretacji ról, miałam wrażenie, że oglądam prawdziwych aktorów, którzy od lat wystawiają sztuki na scenie. Przepięknie! Mam nadzieję, że każdy z występujących będzie szlifował swoje talenty, ponieważ szkoda by było zmarnować. 

   Młodzi aktorzy, którzy cudownie wcielili się w swoje rolę, gratulacje!


Po zakończonym przedstawieniu młodzież zadawała pytania dotyczące bloga, pisania recenzji oraz tego, jak wygląda współpraca z wydawnictwami. Byłam mile zaskoczona, ponieważ pytań było naprawdę sporo, tutaj chciałam obalić stereotyp, że w gimnazjum trudno jest poprowadzić spotkanie — nic bardziej mylnego. Moje wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Pełna aula, nikt nie przeszkadzał, nie odczułam dyskomfortu braku zainteresowania.

Gdy młodzież uzyskała odpowiedzi na większość pytań, nasze role się odwróciły. Zorganizowałam mini konkurs, dzięki wydawnictwom, które sponsorowały nagrody, mogłam podarować laureatom piękne upominki książkowe.

Konkurs był z wiedzy znajomości omówionych lektur, tutaj kolejna niespodzianka, uczniowie bardzo dobrze poradzili sobie, a zapewne również byli zestresowani. Pytania nie należały do łatwych, dlatego wielkie gratulacje bardzo dobrej pamięci. Widać lektury obowiązkowe są bardzo dobrze utrwalane.


Laureaci konkursu z wybranymi przez siebie książkami:)
Muszę napisać kilka słów na temat atmosfery. Uwierzcie, byłam niesamowicie spięta, trema przed wystąpieniem przy tak wymagającej publiczności dawała się we znaki. Na szczęście moja wiara w młodzież została przywrócona i to w piękny sposób. Oni naprawdę czytają! Potrafią rozmawiać na temat literatury, mają swoje ulubione gatunki, próbują nowych. Chyba nie ma nic piękniejszego jak widok młodych ludzi z książką w ręku.

Atmosfera panująca w szkole — cudowna. Było mi żal opuszczać mury G
imnazjum w Gryfowie. Uważam, że gimnazjaliści potrafią zaskoczyć z tej dobre strony, co udowodnili wczoraj.

Chciałam jeszcze podziękować wydawnictwom, które tak cudownie zareagowały na akcję organizowaną w gimnazjum. W gronie fundatorów  się znaleźli:


Wydawnictwo Literackie, Wydawnictwo Znak, Grupa Wydawnicza Foksal, Wydawnictwo Feeria, Wydawnictwo Akurat, Wydawnictwo MG, Wydawnictwo Novae Res, Wydawnictwo Media Rodzina oraz książka ze specjalną dedykacją od Pani Krystyny Mirek.


Nagrodzenie uczniowie napiszą kilka słów na temat otrzymanych książek. Ich opinie będą publikowane u mnie na blogu. Mam nadzieję, że będzie to bardzo ciekawe doświadczenie:) 


Na koniec czekała mnie przesympatyczna niespodzianka, otrzymałam ręcznie zrobioną pamiątkową książkę oraz piękny kwiat. Serdecznie dziękuję!:)




lutego 07, 2017

lutego 07, 2017

Załatw pogodę, ja zajmę się resztą

Załatw pogodę, ja zajmę się resztą

Zanim dowiedziałam się jaki tytuł nosi niniejsza książka, miałam przed sobą fragment, na którym widniał napis — po prostu przeczytaj. Jak było napisane, tak też zrobiłam. 
Z tak nietypową promocją książki jeszcze się nie spotkałam. Tym bardziej byłam zaciekawiona, o czym będzie opowiadała historia i czy sam pomysł na reklamę wystarczy?

Pola Kukułka, opiekująca się trójką dzieci. Samotna, ale poszukująca. Musi mieć męża, aby panie z ośrodka nie odebrały jej dzieci. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Zwłaszcza kiedy jest się kobietą dosyć nietypową.

Dzieci również mają osobliwe charakterki. Jedno nie mówi, ot po prostu nie wydaje z siebie dźwięków, drugie nadrabia za wszystkie — opowiadając przeróżne historyjki. Nieprawdziwe rzecz jasna. I ostatnie, samotnik z wyboru. Razem tworzą zgrane trio, potrafią się porozumieć — jak to dzieci. Niestety w szkole bywają z nimi problemy, którymi interesują się dwie panie. Roboczo nazwane wiewiórkami.

Kobieta nie ma wyboru, zajmowanie się dziećmi oraz domem, zarabianiem na utrzymanie wykańczają. Potrzebuje pomocy, chociażby po to, aby dwie kobiety śledzące poczynania jej rodziny, przestał mieć wątpliwości czy powinna wychowywać latorośle.

Gdzie szukać odpowiedniego kandydata na męża? I przede wszystkim, kto najlepiej pasuje do tej jakże odpowiedzialnej roli? Na pewno musi mieć dobrą pracę i lubić dzieci. No i jeszcze jest Pola, która zawsze czeka na „gong”, co jeśli amant się znajdzie, a ona nie usłyszy tego, co powinna? Związać się z kimś tylko i wyłącznie dla dobra rodziny? A może jest szansa, by ktoś pokochał Kukułkę wraz z całym inwentarzem?

Niespodziewanie, ku zdziwieniu szukającej, na horyzoncie, a dokładniej mówiąc w polu widzenia Poli Kukułki, ukaże się trzech urodziwych mężczyzn. Droga przed ołtarz jest wyboista i często usłana niekoniecznie samym kwieciem. Komu zaufać, jak sprawdzić kto jest właśnie TYM? Rzeczywistość już zaciera ręce, a Pola? Pola musi jeszcze chwilę poczekać....

Gdy otrzymałam wspomniany na początku fragment książki, zasiadłam do czytania po kilku dniach. Czułam zainteresowanie, ale musiałam znaleźć odpowiednią chwilę, dlatego, gdy nadeszła, wciągnęłam się w czytanie i nie potrafiłam oderwać.
I najgorsze co mogło mnie spotkać, to przerwanie historii w najbardziej kluczowym momencie, chciałam wiedzieć, jak dalej potoczą się losy bohaterów, a tutaj nie tak prędko. Musiałam czekać na rozwiązanie zagadki związanej z tytułem, następnie na pełny egzemplarz.

Pola Kukułka jest postacią, z którą może zidentyfikować się wiele kobiet. I nie trzeba być matką, by poczuć bliskość i sympatię do tej kobiety. Lekko, a może nawet bardzo roztrzepana, czasem oderwana od rzeczywistości. Niesamowicie uczuciowa i chwilami nieporadna. Nie, nie ma syndromu sierotki, wręcz przeciwnie. Radzi sobie z przeciwnościami jak tylko potrafi i zdoła.

Tutaj każdy bohater, nawet ten najbardziej epizodyczny odgrywa ważną rolę. Dzięki czemu całość jest dopracowana pod każdym względem. Nie można się do niczego przyczepić.
Moim faworytem wśród mężczyzn był... Rysiek, brat naszej głównej postaci. Genialny facet, wspaniały brat. Takiego z całym świecznikiem szukać. Dbać i doceniać. Bawił i rozczulał.

Nie będę zdradzała zbyt wiele, nie chcę odbierać przyjemności odkrywania poszczególnych historii, które przeplatają się ze ścieżkami Poli Kukułki, każda z nich jest bardzo ważna i wartościowa.

Z czystym sumieniem polecam ten tytuł, nikt nie powinien czuć się zawiedziony. Świetna lektura na leniwe popołudnie albo gdy potrzebujemy poprawić sobie humor. Romantyczna historia, która nie sprawia wrażenia nudnej i przegadanej.


Za możliwość przeczytania książki, chciałam podziękować Wydawnictwu Literackiemu.



lutego 02, 2017

lutego 02, 2017

I prawda ujrzała światło dzienne - czyli jestem....

I prawda ujrzała światło dzienne - czyli jestem....
Moi drodzy, miała dzisiaj być recenzja. Nawet rozpoczęłam pisanie - to znaczy napisałam tytuł książki i dodałam zdjęcie. Jednak pisanie opinii zaprzestałam. Od teraz, gdy prawda o mnie się wydała, nie wiem co dalej będzie. Mało tego. Nie tylko o mnie prawda, jest mi raźniej gdyż razem z moją prawdą, wyszła również o Irence, znanej ze strony - Zapatrzona w książki. Niestety mój, jak i jej blog, powinny nosić nazwy - My Hejterki. Tak. Teraz już wiecie. Myślałyśmy, że dobrze się kryjemy  Tyle starań, lat wkładu. A jednak, zostałyśmy zdemaskowane. 


źródło


 Muszę zacząć naszą historię od początku. Z Irenką
źródło
poznałyśmy się na zgrupowaniu - Koła dzieci gospodyń wiejskich. Akurat musiałyśmy obierać jajka do sałatki warzywnej. Irenie się nie chciało, więc ja obierałam, ona mówiła. Od dawna czułyśmy, że nasze życie wieje nudą. Jako, że od niedawna jej wieś i moja również. Zostały podłączone do świata - internetu. Zakiełkował w nas plan. Musiałyśmy ułożyć tylko strategię działania. Irena -  prowodyrka. Jako pierwsza wbiła się w świat blogowy. Aby zbadać teren. O wszystkim mnie informując. Ja zaś czekałam. Na odpowiedni moment, by pojawić się nieśmiało, nikogo nie znając. Robiąc rozeznanie. Tak naprawdę, działałyśmy w dobrej komitywie. Bujak zdawała wszystkie relacje, śledziła każde wydarzenie. Radziła co i do kogo pisać. Nawet psuła moje pierwsze opinie, bym była bardziej wiarygodna. Lecz nasze zamiary były jasne. Otóż.....
Naszym marzeniem było - zostać Rasowymi Hejterkami!!!! 
Tyle starań, ukryć, w końcu działać w tej branży nie jest tak łatwo. 
Udawać, że się nie znamy.  Na blogu i facebooku. Wyższa szkoła jazdy. 



źródło

W końcu nadeszła chwila gdy mogłyśmy rozpocząć naszą znajomość. I tak oto, już całkiem na legalu zjednywałyśmy sobie ludzi. Irena - ta dobra i ja - ta zła. Od początku podzieliłyśmy swoje role. Musiałyśmy się równoważyć. Bo jak to? Jedna chwali, a druga to samo krytykuje, a jednak się lubią? niepojęte!  Nie wiedziałyśmy, że przyjdzie dzień, kiedy nasze spiski zostaną zdemaskowane. I na światło dzienne ukarze się potajemny hejt. 
Tak, wraz z Ireną biegamy po blogach nielubianych autorów, śledzimy ich krytyki, pławimy się w nienawiści do nich. Kibicujemy gdy fala hejtu wylewa się z blogów. Mamy tak ogromną radość, że z tej okazji urządzamy sabaty.
 Miałyśmy dosyć obierania jajek do sałatki, chciałyśmy spełnić marzenie. Wszystko miało wyglądać tak pięknie. Splendor i fani. Tyleż było przed nami....Niestety. Trzeba pozamykać kramiki i wrócić na cotygodniowe zgrupowania przy garnku. 

źródło
 

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger