Dawno nie czytałam książek, które sprawiały, że nie potrafiłam się od nich oderwać, chociaż na chwilę. I szczerze powiedziawszy, bardzo tęskniłam za tym uczuciem. Miałam nadzieję, że nowo kupione tytuły, a chociaż jeden z nich, sprawi, że wreszcie fabuła książki pochłonie mnie bez reszty. Jako pierwszą, postanowiłam poczytać Amy Harmon i jej Biegając boso.
Czy okazała się tym, czego oczekiwałam i poczułam znane i ukochane uczucie przynależności do bohaterów?
Kiedy umiera mama Josie, dziewczynka przestaje być dzieckiem. Nie dlatego, że nagle dorosła. Po prostu nikt w domu nie miał czasu, tak ją traktować. Ojciec miał sporo pracy na głowie, a wolne chwilę spędzał na tęsknocie za ukochaną. Byli też starsi bracia, jednak jak to między chłopcami bywa, dominowały inne priorytety niż skupianie uwagi nad młodszą siostrą.
Dlatego nauczyła się radzić sama. Chciała być potrzebna, uważała, że jako jedyna kobieta w domu, musi się nim odpowiednio zająć. Sprzątać i gotować. Opiekować rodziną. Dorosła szybciej od swoich rówieśników. Miała swój świat i niechętnie wpuszczała innych do niego. Może nie była typem popychadła, ale odstawała od reszty koleżanek i kolegów.
Do szkoły dojeżdżała autobusem, był to czas, gdy mogła w spokoju poczytać książki. A te, kochała szczerze i nie potrafiła z nimi rozstać. Podobnie było z muzyką. Gdy umarła matka, dziewczynka przypadkiem trafiła do domu nowych sąsiadów, tam nauczyła się jak grać i czytać nuty. Tam poczuła, że muzyka to coś więcej.
Gdy poznała Samuela, była trzynastolatką, zagubioną, ale czującą co chce zrobić w swoim życiu. Miała pasje i ogromne marzenia. Ukazała temu młodemu mężczyźnie, czym jest piękno muzyki, jak potrafi unieść i wycisnąć wszystko z człowieka.
Potrafili godzinami ze sobą rozmawiać. Mimo sporej różnicy wieku, pomagali sobie wzajemnie. Ona zyskała przyjaciela i kogoś, kto potrafił ją w pełni zrozumieć. On, że ukazała mu świat w zupełnie innej perspektywie.
]
Aż przyszedł dzień, w którym Samuel wyjechał. I zabrał ze sobą część Josie i jej przyjaźni. Ich drogi się rozeszły na wiele lat.
Dziewczynka dorosła, a w jej życiu wydarzyło się wiele rzeczy. Przestała być tą pełną ekspresji i marzeń Josie Jo. Zeszła na ziemię. I zobaczyła świat, tak, jak go wcześniej widział Samuel. Teraz to on, musi pomóc swojej przyjaciółce, wznieść się ponad to, co doświadczyła. Czy mu się uda?
Biegając boso, jest książką przepiękną. Mogłabym na tym jednym zdaniu zakończyć. Jednak wiem, że to będzie za mało. Każdy, kto zobaczy okładkę, pomyśli - jakiś romans. Nie, to nie jest romans. Historia Josie i Samuela opowiada o miłości. A dokładnie, o wielu stronach tego uczucia. Miłości córki do ojca i rodzeństwa. Miłości do muzyki i książek. Miłości dwojga ludzi, którzy za szybko się poznali i nie mogli być razem. I wreszcie o bólu, który dotyka, gdy tracimy tę miłość.
Ta książka, była pierwszą od bardzo dawna, którą czytałam do późna w nocy. Mimo, że musiałam rano wstać do pracy. Czytałam i nie umiałam się oderwać. A kiedy już to zrobiłam, to cały czas byłam w niej myślami. Ta książka pojechała ze mną do pracy, jeździła ze mną, do póki jej nie przeczytałam. Musiała być przy mnie, a ja musiałam, przeczytać chociaż kilka zdań.
I właśnie o takim uczuciu pisałam we wstępie. Gdy jesteśmy bezwolni. Gdy podczas tych chwil obcowania z tytułem, nie potrafimy myśleć o niczym innym. Trudno jest znaleźć takie książki, trudno jest znaleźć perełki w zalewie wszystkiego, co reklamowane. Ja jednak wiem, mam to szczęście, że kilka lat temu, poznałam i pokochałam Amy Harmon, za to, jak cudownie pisze o ludziach dla ludzi.
Polecam Biegając boso, każdemu, kto lubi niebanalne historie o życiu, o sile przyjaźni i miłości. No i o muzyce, ponieważ tej, będzie bardzo dużo.