Lubię gatunek fantasy, a jeszcze bardziej wampiry. Oczywiście nie w każdym wydaniu. Bo napisać o tych stworach trzeba naprawdę umieć, jednak jako ich fanka często daję się skusić i sięgnąć po kolejną publikację z krwiożerczymi bestiami w roli głównej. W Córce ognia i krwi miałam poczytać o tych współczesnych, a więc zapowiadało się naprawdę interesująco. Zacznijmy od początku.
W sierocińcu znajdującym się na Wyspie Księżniczki Kamili stoi sierociniec, zaś jego patronką jest św. Hildegarda, właśnie w tym miejscu wychowuje się Nina, dziewczynka odznaczająca się krwistoczerwonymi włosami oraz odmiennym charakterem. Odmiennym od innych dzieci. Nina często chodzi zamyślona, rozmawia z księżycem, bądź marzy o niestworzonych rzeczach. Nikt nie wie jakie ma nazwisko. Kiedy trafiła jako maleńkie dziecko nie miała przy sobie żadnych dokumentów, nie jest wiadome kim byli rodzice sieroty. Jedno jest pewne, wychowawczyni zajmująca się grupą do której należy Nina, nie znosi jej. Matylda krytykowała wszystkie poczynania wychowanki, buntowała innych nauczycieli przeciw niej, tak aby każdy współczuj jej jako poświęcającej się opiekunce.Nina zaś nie znosiła tej wstrętnej kobiety, która z niezrozumiałych dla niech przyczyn pałała tak wielką nienawiścią. W prawdzie zdawała sobie sprawę, że jest nieco inna od reszty dzieci, ale przecież zawsze starała się być grzeczna. Dobrze, że miała przy sobie chociaż jedną przyjazną osobę, w postaci przyjaciółki Angeliki. Koleżanka pocieszała i dzieliła z nią chwile radości i troski. do czasu gdy Nina skończyła trzynaście lat, od tego momentu zaczęły się przytrafiać niewytłumaczone zjawiska, których sama główna zainteresowana nie potrafiła zrozumieć. Sytuacja wymyka się spod kontroli pewnego popołudnia, kiedy to Matylda wzywa znienawidzoną uczennicę do swojego gabinetu...
Córka ognia i krwi została podzielone na dwie części, pierwsza opisuje pobyt Niny w sierocińcu, jej zmagania z nabuntowanymi nauczycielami. Druga zaś nawiązuje do świata magii no i wreszcie długo wyczekiwanych przeze mnie wampirów. O ile początek był napisany dosyć ciekawie, z zainteresowaniem śledziłam losy bohaterki, to jak w jej życiu zaczęły się dziać chwilami straszne zjawiska, tak w następnym etapie coś się zepsuło. Autorka upchała chyba wszystko co było możliwie, zaś nadmiar nowych postaci mnie najnormalniej w świecie przytłoczył, był moment kiedy pogubiłam się kto był kim, i jaka była jego rola. Zbyt wiele osób, a za mało wiadomości na ich temat, Pojawiali się nagle, robili pełno szumu i przeskok do następnego. Sama Nina była nijaka, może jeszcze w domu dziecka miała jakieś swoje zdanie, wyróżniała się i to było ciekawe, niestety później jej postać zbladła i zrobiła się bez wyrazu, tak naprawdę prym wiodła Morgana ze swoją świtą, a ona była tylko tłem. Angelika, przyjaciółka. Od zawsze wspierająca dziewczynkę, tylko ta cała moc przyjaźni nagle osłabła w jednej chwili gdy pojawiła się szansa przebicia przez tłumy, a wizja pupilki przełożonej była na tyle piękna, iż zaślepiła jej uczucia do rzekomo najbliżej osoby. Jednak nie czepiajmy się, mowa o dzieciach, one mogą mieć inny tok rozumowania, bardziej pobieżne spojrzenie na definicje przyjaźni. Dalej idąc, pojawiły się wampiry no i co? No i nic, nie wiedziałam co robić, udawać i nie zwracać uwagi na coś uformowane na kształt istoty nieśmiertelnej, czy pogodzić się z rozczarowaniem. Mimo wszystko czytałam dzielnie, mając nadzieje, na wielkie wydarzenie. Trzęsienia ziemi nie było, nic mnie nie zaskoczyło, poza zakończeniem, któremu czegoś brakowało, niestety z nadmiaru wszelakich postaci nie byłam i nie jestem w stanie powiedzieć co jest nie tak.
Ponarzekałam sobie, teraz przejdźmy do ogólnego podsumowania. Jako, że autorka jest tak naprawdę dzieckiem, bo te 14-15 lat jawią mi się z bieganiem po podwórku i jeszcze z zabawami, załagodzę swoją ocenę, ponieważ Ulexia ma jeszcze szansę dopracować swój warsztat, rozwinąć swoje umiejętności, i wtedy kto wie? Napisze naprawdę porywającą powieść. Na chwilę obecną jestem zmuszona napisać, że moje odczucia są mieszane, i nie potrafię powiedzieć czy polecam. Niech każdy zdecyduje sam. Zamysł był dobry, tylko jak wspomniałam czegoś zabrakło. Za dużo różnych wątków, co zepsuło całość. Szkoda.
Za książkę chciałam podziękować Pani Dorocie z wydawnictwa Novae Res.