listopada 29, 2014

listopada 29, 2014

Córka ognia i krwi

Córka ognia i krwi




Lubię gatunek fantasy,  a jeszcze bardziej wampiry. Oczywiście nie w każdym wydaniu. Bo napisać o tych stworach trzeba naprawdę umieć, jednak jako ich fanka często daję się skusić i sięgnąć po kolejną publikację z krwiożerczymi bestiami w roli głównej. W Córce ognia i krwi miałam poczytać o tych współczesnych, a więc zapowiadało się naprawdę interesująco. Zacznijmy od początku.
 
W sierocińcu znajdującym się na Wyspie Księżniczki Kamili stoi sierociniec, zaś jego patronką jest św. Hildegarda, właśnie w tym miejscu wychowuje się Nina, dziewczynka odznaczająca się krwistoczerwonymi włosami oraz odmiennym charakterem. Odmiennym od innych dzieci. Nina często chodzi zamyślona, rozmawia z księżycem, bądź marzy o niestworzonych rzeczach. Nikt nie wie jakie ma nazwisko. Kiedy trafiła jako maleńkie dziecko nie miała przy sobie żadnych dokumentów, nie jest wiadome kim byli rodzice sieroty.  Jedno jest pewne, wychowawczyni zajmująca się grupą do której należy Nina, nie znosi jej. Matylda krytykowała wszystkie poczynania wychowanki, buntowała innych nauczycieli przeciw niej, tak aby każdy współczuj jej jako poświęcającej się opiekunce.Nina zaś nie znosiła tej wstrętnej kobiety, która z niezrozumiałych dla niech przyczyn pałała tak wielką nienawiścią. W prawdzie zdawała sobie sprawę, że jest nieco inna od reszty dzieci, ale przecież zawsze starała się być grzeczna. Dobrze, że miała przy sobie chociaż jedną przyjazną osobę, w postaci przyjaciółki Angeliki. Koleżanka pocieszała i dzieliła z nią chwile radości i troski. do czasu gdy Nina skończyła trzynaście lat, od tego momentu zaczęły się przytrafiać niewytłumaczone zjawiska, których sama główna zainteresowana nie potrafiła zrozumieć. Sytuacja wymyka się spod kontroli pewnego popołudnia, kiedy to Matylda wzywa znienawidzoną uczennicę do swojego gabinetu...
 
Córka ognia i krwi została podzielone na dwie części, pierwsza opisuje pobyt Niny w sierocińcu, jej zmagania z nabuntowanymi nauczycielami. Druga zaś nawiązuje do świata magii no i wreszcie długo wyczekiwanych przeze mnie wampirów. O ile początek był napisany dosyć ciekawie, z zainteresowaniem śledziłam losy bohaterki, to jak w jej życiu zaczęły się dziać chwilami straszne zjawiska, tak w następnym etapie coś się zepsuło. Autorka upchała chyba wszystko co było możliwie, zaś nadmiar nowych postaci mnie najnormalniej w świecie przytłoczył, był moment kiedy pogubiłam się kto był kim, i jaka była jego rola. Zbyt wiele osób, a za mało wiadomości na ich temat, Pojawiali się nagle, robili pełno szumu i przeskok do następnego. Sama Nina była nijaka, może jeszcze w domu dziecka miała jakieś swoje zdanie, wyróżniała się i to było ciekawe, niestety później jej postać zbladła i zrobiła się bez wyrazu, tak naprawdę prym wiodła Morgana ze swoją świtą, a ona była tylko tłem. Angelika, przyjaciółka. Od zawsze wspierająca dziewczynkę, tylko ta  cała moc przyjaźni nagle osłabła w jednej chwili gdy pojawiła się szansa przebicia przez tłumy, a wizja pupilki przełożonej była na tyle piękna, iż zaślepiła jej uczucia do rzekomo najbliżej osoby. Jednak nie czepiajmy się, mowa o dzieciach, one mogą mieć inny tok rozumowania, bardziej pobieżne spojrzenie na definicje przyjaźni.  Dalej idąc, pojawiły się wampiry no i co? No i nic, nie wiedziałam co robić, udawać i nie zwracać uwagi na coś uformowane na kształt istoty nieśmiertelnej, czy pogodzić się z rozczarowaniem. Mimo wszystko czytałam dzielnie, mając nadzieje, na wielkie wydarzenie. Trzęsienia ziemi nie było, nic mnie nie zaskoczyło, poza zakończeniem, któremu czegoś brakowało, niestety z nadmiaru wszelakich postaci nie byłam i nie jestem w stanie powiedzieć co jest nie tak.
Ponarzekałam sobie, teraz przejdźmy do ogólnego podsumowania. Jako, że autorka jest tak naprawdę dzieckiem, bo te 14-15 lat  jawią mi się z bieganiem po podwórku i jeszcze z zabawami, załagodzę swoją ocenę, ponieważ Ulexia  ma jeszcze szansę dopracować swój warsztat, rozwinąć swoje umiejętności, i wtedy kto wie? Napisze naprawdę porywającą powieść. Na chwilę obecną jestem zmuszona napisać, że moje odczucia są mieszane, i nie potrafię powiedzieć czy polecam. Niech każdy zdecyduje sam.  Zamysł był dobry, tylko jak wspomniałam czegoś zabrakło. Za dużo różnych wątków, co zepsuło całość. Szkoda.
 
 
 
Za książkę chciałam podziękować Pani Dorocie z wydawnictwa Novae Res.
 
 

listopada 28, 2014

listopada 28, 2014

Łupieżcy Niebios

Łupieżcy Niebios



Obiecałam sobie, już jakiś czas temu, że absolutnie nie będę wchodziła w nową serię, bo wiadomo tyle książek jest do przeczytania, no i czekanie jest niebywale trudne na kolejny tom. Tak więc z mocnym postanowieniem Nie czytania czegoś co składa się z kilku tomów postanowiłam zagłębić się w lekturze Pięciu Królestw.  Okładka taka ładna, no i ten tytuł, opis jeszcze bardziej przyciągał, pomyślałam, a co mi zależy, w końcu jedna dodatkowa seria nie zrobi dla mnie różnicy. Czy było warto się skusić?
 
Dzień Halloween, niemalże każde dziecko przebrało się w jak najbardziej wymyślny strój, Cole uczeń szóstej klasy tym razem był strachem na wróble, nie takim zwykłym bo w jego kostiumie tkwiły złamane strzały. Chłopiec już planował co będzie robił wraz ze swymi przyjaciółmi po zakończonych lekcjach. Na wstępie mieli zamiar pozbierać cukierki, ale później coś o wiele ciekawszego. Cole dowiedział się o atrakcjach w pewnym nawiedzonym domu, rzekomo efekty miały być bardzo realistyczne. O umówionej godzinie spotkali się i ruszyli grupą szukać wrażeń. Już po przejściu przez próg mogło się wydawać, że coś jest nie tak. Jednak żadne z nich nie potrafiło się przyznać, że z chęcią opuścili by to miejsce, zgrywając więc odważnych poprosili właściciela by pokazał im coś naprawdę strasznego. Schodząc do przerażającej piwnicy nieświadomie podpisali na siebie wyrok. Gdyż ludzie znajdujący się na miejscu nie mieli ich tylko wystraszyć. Wydarzyła się dziwna rzecz, która sprawiła, iż koledzy chłopca gdzieś zniknęli. Cole udaje się w miejsce w którym ostatni raz się widzieli. W chwili gdy przekroczył niewidzialną granicę jego życie  wyglądało jak przygoda, niebezpieczna przygoda.
Miejsce do którego trafił jawi się jak ze snu, wszystko wydaje się być nierzeczywiste i sztuczne, jednak poza niemożliwymi rzeczami na Cole'a czyha wiele niebezpieczeństw.` Okazuje się, że znalazł się na Obrzeżach, części Pięciu Królestw, gdzie panują znacznie inne prawa niż na zewnątrz. Szukając swoich kolegów chłopiec wpada w tarapaty, i by móc ich uratować będzie zmuszony do wypełniania wielu zadań. Pozna nowych znajomych, z którymi się zżyje i będą sobie nawzajem pomagać.
Zewsząd otaczająca magia, ale nie tylko. W nieznanym świecie dzieje się coś niedobrego, zaś mały bohater znajdzie się w centrum zagrożenia, aby dotrzeć do szkolnych znajomych będzie musiał pomóc pewnej wyjątkowej dziewczynce.
 
 
Nie wiedziałam czego mam się spodziewać po Łupieżcach,  jak się szybko przekonałam postaciami wiodącymi były dzieci i obawiałam się, że fabuła może zakrawać o bajkę, z lekkim zabarwieniem fantasy. Jako, że było to moje pierwsze spotkanie z autorem nie miałam pojęcia, jak świetną potrafi stworzyć fabułę, która już po kilkudziesięciu stronach dosłownie mnie wciągnęła.  Wkraczając do Obrzeży, przeniosłam się do niesamowitego świata, gdzie po prostu wszystko było możliwe.
Muszę przyznać, że każda nowa przygoda, każdy dzień spędzony w tym miejscu był wielką niewiadoma, specjalnie napisałam dzień, ponieważ czytając wczuwałam się tak bardzo, że miałam wrażenie, iż faktycznie tam przebywam. Każda misja jaką wykonywał Cole była niesamowita, stresowałam się razem z nim, przeżywałam gdy miał problemy. Już naprawdę dawno nie czytałam książki skierowanej dla młodszego czytelnika, która tak bardzo by mną zawładnęła. Poza wspaniałym światem i zadaniami mamy tutaj pięknie ukazaną moc przyjaźni, odwagi jaką musiały wykazywać się dzieci, ale przede wszystkim Cole, który ryzykował własne życie by spróbować uwolnić kolegów.
 
Brandon Mull wykreował interesujący świat, tak naprawdę można było spodziewać się wszystkiego, realistyczne opisy sprawiają, iż oczami wyobraźni widzi się latające zamki wśród chmur, nieboloty, którymi poruszali się łupieżcy niebios. Tutaj dowiecie się czym jest formowanie, i co dzięki niemu można zobaczyć, jak działają pozory i dlaczego zostały stworzone. Gwiazdy na niebie będą miały inny układ, nawet księżyce nie będą takie jak znamy z własnego doświadczenia. Każda postać jest charakterystyczna, akcja nieprzewidywalna, jeżeli chcecie znaleźć się w świecie pełnym magii, gdzie kolejna strona, ba nawet zdanie otwiera drzwi do nowych przygód.  koniecznie sięgnijcie po Pięć Królestw.
Ze zniecierpliwieniem będę oczekiwała kolejnych części z serii, ponieważ wiem, że z pewnością mnie nie zawiodą. Jest to lektura dla młodszych i starszych, tak naprawdę dla każdego. Jeżeli miałabym postawić ocenę, dostałaby sześć z plusem. Gdyż w pełni  na nią zasługuje. Tym, którzy  się wahają powiem jedno, czytajcie! Nie rozczarujecie się, wręcz przeciwnie. Mogłabym pisać i pisać na temat książki, ale wtedy odebrałabym czytelnikom radość z czytania. Tutaj trzeba po prostu usiąść, zagłębić w lekturę, a nasza wyobraźnia poprowadzi do miejsc do tej pory nieznanych.
 
 
 
 
Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Egmont.
 
 

listopada 24, 2014

listopada 24, 2014

Poukładaj mi zycie

Poukładaj mi zycie



Zaciekawił mnie tytuł książki, spodziewałam się historii bardzo skomplikowanej, może czasami tajemniczej i naprawdę zaskakującej. Wprawdzie do debiutów z doświadczenia podchodzę z lekkim dystansem, ale mimo wszystko miałam nadzieje, że się nie rozczaruje. Jakie są moje wrażenia po książce Oli Józefiny Sokołowskiej ?
 
Zaczynami w chwili gdy główna bohaterka Lilianna kończąc szkołę średnią decyduje się pójść na studia, zaś miastem docelowym jest Toruń. Właśnie tam planuje spełniać swoje marzenia związane z tańcem ale i życiem studentki, a dokładniej mówiąc poczuć niezależność. Dziewczyna postanawia zamieszkać w wynajętym mieszkaniu dzieląc go z nową lokatorką, którą to wcześniej sama sobie wybrała. Karolina od początku zdobywa jej sympatię, co jest już pierwszym dobrym znakiem w tym nowym prawie dorosłym życiu. Na wydziale zwraca uwagę na jednego mężczyznę, wprawdzie jest ich wielu, ale jej uwagę przyciąga właśnie On.  Oczywiście nawiązują znajomość, w końcu są kolegami z roku, dlatego też sporo czasu spędzają na nauce oraz omawianiu różnych zagadnień, nie tylko tych związanych z uczelnią. Lilka się zakochuje, nie wie co czuje do niej Janek, ale to i tak nie ma znaczenia gdyż jest zajęty, mieszka ze swą dziewczyną. Zakazani mężczyźni zawsze przyciągali, nie tylko naszą bohaterkę. Dlatego też przez rok udawania, że nic do siebie nie czują bańka musiała pęknąć, a stało się to pod koniec sesji letniej. Kiedy po zdanych egzaminach, kolega postanowił uczcić radosny fakt wycieczką za miasto. niestety pogoda płata figla i zaczyna padać deszcz, jednak obojgu nie przeszkadza w spacerze, udają się nad rzekę gdzie stanie się coś, co odmieni życie obojga na zawsze...
 
Wydaje mi się, że w tym miejscu należy zakończyć zarys fabuły. Książka jest podzielona na dwie części. W pierwszej zostało ukazane życie studenckie Liliany, oraz relacje między nią a Jankiem. Tak naprawdę całość jest formą przypominającym pamiętnik, narracja jest pierwszoosobowa z perspektywy Lilki, która opowiada o ważnych wydarzeniach jej życia.  Nie spotkamy się z niczym nowym, powielony schemat miłości we "troje", oni się kochają, on jest z inną i nie wiadomo dlaczego się nie rozstaną skoro uczucie wygasło,  zakochani z niewiadomych przyczyn nie mogą być ze sobą. Ponieważ dorosłym ludziom trudno jest ze sobą porozmawiać, dlatego też oboje nie dają sobie szansy. Historia się kończy (w pierwszej części) tak jak się tego można było spodziewać, ponieważ całość jest przewidywalna nic nie było wstanie mnie zaskoczyć.
W drugiej części Liliana jest już dorosła kobietą, co się dzieje w jej życiu oczywiście nie zdradzę. Jej zachowanie mimo upływu lat niestety się nie zmienia, dalej żyje własnymi niewytłumaczonymi przekonaniami.
Nawiązując do postaci, tak szczerze nie mogę nic konkretnego na ich temat powiedzieć, ponieważ autorka poskąpiła dokładniejszych opisów. jeżeli już się coś zaczynało to nagle zostawało urwane. Odnosiłam wrażenie, że w zamyśle miało być dużo emocji, a mało faktów. Szkoda, ponieważ wystarczyło popracować i całość wypadłaby o wiele lepiej, a tak nie miałam szansy polubić, albo zżyć się z którymś z nich.
Całość jawi się jako jedna z wielu opowieści miłosnych, bez elementów zaskoczenia. Były momenty kiedy naprawdę się nudziłam, gdyż wiedziałam co za chwilę się wydarzy.
Jako,że książka jest debiutem nie będę jej oceniała zbyt krytycznie, mam nadzieje, że autorka nabierze wprawy i kolejna publikacja naprawdę miło mnie zaskoczy.
Mimo moich zastrzeżeń, nie mogę powiedzieć, że nie warto przeczytać , jeżeli będziecie potrzebować lekkiej lektury na wieczór, możecie śmiało sięgnąć po Poukładaj mi życie.



Recenzja przedpremierowa!


Za możliwość przeczytania chciałam podziękować pani Dorocie z wydawnictwa NOVAE RES .



listopada 22, 2014

listopada 22, 2014

Carnivia - Bluźnierstwo

Carnivia - Bluźnierstwo


Jako wielka fanka intryg, morderstw oraz rozwiązywania zagadek z ogromną ciekawością sięgnęłam po pierwszą cześć trylogii autorstwa Jonathana Holta. Akcja rozgrywa się w Wenecji, a więc i miejsce dość przyjemne, ale czy rzeczywiście takim jest? Piękne miasta mogą skrywać wiele tajemnic, zaś  wąskie uliczki po zapadnięciu zmroku zagrażające przypadkowemu przechodniowi. Wspaniałe Włochy, będące od zawsze celem wycieczek turystycznych, mają wiele tajemnic, problemów z którymi zmagają się mieszkańcy...

Noc zabawy, w Wenecji w czasie La Befany nikt nie spał, mieszkańcy miasta bawili się, nieświadomi tragedii jaka wydarzyła się u progu kościoła Santa Maria della Salute, gdzie zostało wyrzucone ciało kobiety. Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo śmierć przez utonięcie nie wzbudza zainteresowania większej grupy społeczności, jednak bulwersujący był fakt ubioru zmarłej, mającej na sobie strój katolickiego księdza. Wezwany na miejsce pułkownik Piola próbuje zrozumieć sens całego zdarzenia, czy śmierć była związana z tym w co była odziana kobieta? Może to był przypadkowy zbieg okoliczności, albo żart morderców? Dodatkowe pytania rodzą gdy na odsłoniętym ramieniu ukazują się dziwne tatuaże, wydające znakami okultystycznymi. Poproszony o konsultacje ojciec Uriel w pewnym sensie potwierdza przypuszczenia, niestety jego postawa wzbudza wiele wątpliwości. Zbyt wiele poszlak, a mało dowodów nakierowujących w konkretnym kierunku.

Pierwsza sprawa dotycząca zabójstwa jest dla Kapitan Kat Tapo wyzwaniem, dlatego też angażuje się w dochodzenie całą sobą. Wyruszając do prawdopodobnego miejsca zbrodni, a dokładnie mówiąc na opuszczoną wyspę, na której stoi opuszczony szpital psychiatryczny, teraz będący miejscem "wycieczek" śmiałków chcących wygrać zakłady  kto wytrzyma całą noc w nawiedzonym miejscu. Bo wyspa Poveglia kryje wiele legend, niektóre z nich są prawdziwe, ale jaka jest rzeczywistość? Czego mogą dowiedzieć się policjanci szukający śladów? Na miejscu Kat czuje się dosyć dziwnie kiedy jej partner sugeruje rozdzielenie się i samotne szukanie dowodów związanych z morderstwem.
Kapitan Tapo na jednej ze ścian znajduje dziwne znaki łudząco podobne do tatuaży na ciele martwej kobiety.
 
 
Daniele Barbo jest niesamowitym młodzieńcem, jako twórca wirtualnej Wenecji, zwanej Carnivią dysponującą ogromnymi możliwościami, czeka na wyrok sądu.
Jednak teraz zastanawia go fakt kto i dlaczego zostawia dziwne wiadomości w jego programie. Carnivia służy mieszkańcom do komunikowania się, z tą różnicą, że dzięki kodowaniu nikt nie może śledzić przebiegu rozmowy. Haker nie zdaje sobie sprawy, że jako jedyny może pomóc w rozwiązaniu sprawy, która z pozoru wyglądająca na zwykłe zabójstwo rozszerzy się na wielką skalę, zaś prawda jakiej się dowie będzie porażająca.  Co gorsza nie będzie wiadome kto jest wrogiem, a kto sojusznikiem.
 
Podporucznik Holly Boland  służąca dla Amerykańskiej jednostki dostaje przydział pełnienia swych funkcji w Wenecji, od zawsze lubiła to miejsce, dlatego z radością i nostalgią przybywa do Włoch. Już pierwszego dnia dostaje do wykonania sprawę, wydającą się błahą, jednak kończąc spotkanie jest pełna przedziwnych uczuć. Wie, że mogłaby zignorować zadanie, tłumacząc się brakiem dostępu do udostępnienia dokumentów, o które została poproszona. Jednak jest coś co nie daje jej spokoju. Wciąga się w historię wojny z przed wielu lat, nie mając pojęcia jakie poniesie konsekwencje.
 
 
Mam ochotę napisać jedno zdanie. Świetna książka, koniecznie trzeba po nią sięgnąć. Niestety to nie wystarczy, muszę uzasadnić swoje stwierdzenie. Przede wszystkim poziom. Było tak jak to sobie wyobraziłam. Każdy rozdział wprowadzał coś nowego, co zmuszało do myślenia, zastanawiania ,zaś ropy rozdzielały się, każdy wydawał się niby dobry, a jednak razem z bohaterami czułam, że czegoś brakuje w całej układance. Jonathan Holt poprowadził fabułę wielowątkowo , dzięki czemu uczestniczymy w dochodzeniu o zabójstwie, jego przyczyny, ale nie tylko. Jak wspomniałam poznajemy wspaniałego hakera Daniela, którego przeszłość jest dość tragiczna, przez co w konsekwencji staje się on takim człowiekiem, a nie innym. Tworząc Carnivię miał swój osobisty powód, który poznajemy dopiero na końcu, czego sama bym się się nie spodziewała.Jednak opis wirtualnej Wenecji wydaje się być tak realny, że przez chwilę miałam ochotę sprawdzić w sieci czy rzeczywiście istnieje...
Postać podporucznik Holly przez długi czas wydawała się bardzo niedostępna, jako kobieta zupełnie bezbarwna, jako żołnierz również nieprzychylna, a jednak dzięki jej determinacji wypłynęło wiele kluczowych faktów.
Każda postać, nawet ta wydająca się najmniej istotna wnosiła coś bardzo ważnego do fabuły. W jednej z recenzji przeczytałam, że autor dość często wplatał włoskie słowa, nie tłumacząc ich znaczenia, dzięki temu byłam przygotowana i nie zdziwił mnie ten zabieg, chwilami nie miałam pojęcia co oznacza użyty zwrot, na szczęście nie przeszkadzało mi w odbiorze całości. Dzięki krótkim rozdziałom nie miałam problemu z zapamiętaniem tego co działo się na przykład w scenie z udziałem podporucznik Holly. Zastanawiam się czy było coś do czego mogłabym się przyczepić, ale na szczęście niczego nie znajduję. Nie spodziewałam się, że rozwiązanie "zagadki" będzie tak straszne i przytłaczające. Niestety nie mogę zdradzić zbyt wiele, ponieważ odebrałabym czytelnikom całą radość czytania, chociaż słowo "radość" w tym wypadku jest wielce niestosowna, gdyż prawda z jaką zmierzą się Kat, Holly, Piola oraz Daniele była naprawdę przerażająca.
Niezwykle pochłonęła mnie książka, czytałam ją dosyć długo, ale nie z powodu braku zainteresowania, po prostu było mi szkoda zbyt szybko zakończyć.
Carnivia od początku do końca zaskakuje, wciąga i nie pozwala nie myśleć co się wydarzyło, jakie rozwiązanie przygotował nam autor. Ja byłam zaskoczona, chwilami nie mogłam pojąć tego co się działo. Kiedy dotarłam do końca nie mogłam uwierzyć, że to już. Cieszę się, że jest kolejna część. Mam nadzieje, że nie będę musiała długo czekać na powrót do Carnivi. Uwierzcie mi, ona przyciąga i to bardzo!
Szczerze polecam, fanom thrillerów, intryg,  morderstw z podłożem historycznym,  nie powinniście się rozczarować.




Za książkę chciałam podziękować Pani Annie z  Business & Culture oraz wydawnictwu Akurat.




listopada 16, 2014

listopada 16, 2014

Przystań Julii

Przystań Julii

 
 
Nadeszła pora kiedy kolejna seria została zakończona, tym razem kwiatowa. O kwiatach było sporo, szczerze się przyznam, że nic o nich nie przeczytałam, gdyż najnormalniej w świecie nie interesuje mnie ich pochodzenie, zajmowanie i tym podobne. Kwiaty są i jest dobrze, a jeżeli nie ma, to trudno.  Katarzyna Michalak jako, że od pewnego czasu prywatnie zajmuje się swym ogrodem, wiedze nabytą podczas jego zakładania postanowiła wykorzystać we wstępie do każdego rozdziału. Jak wspomniałam, dla mnie to były zbędne informacje, jednak wierzę, iż reszta czytelniczek chociaż rzuciła okiem.
Ostatnia, trzecia część tytułowo miała nawiązywać do Julii, i tak też chwilami było, gdyż nieprzerwanie od początku prym wiedzie Kamila, tak ta sama Kamila, której nie polubiłam, mimo dawania wielu szans, próbowania wczuć się w jej sytuację, położenie i ogólnie nawet przez moment starałam myśleć jak ona, ale nie. Ja taka nie jestem ,nie byłam i uchowaj Boże bym nigdy nie była. O ile w Gosi, oceniłam jej zachowanie łagodnie, tak tutaj.... jeszcze wrócę do jej postaci. Tymczasem wróćmy do początku.
Fabuła w ostatnim tomie dla mnie jest dość nie jasna, nie za bardzo zrozumiałam co miała w zamyśle autorka, ponieważ z jednej strony mamy rozpacz po śmierci Jakuba, kobiety nie potrafią się z tym pogodzić, zresztą nikt nie jest  w stanie pogodzić z uśmierceniem Jego, nawet ja sama. Łukasz jako nowy prezes wszystkiego czym zarządzał jego przyjaciel musi się dwoić i troić by dorobek życia nie poszedł na marne. Kamila siedzi i płacze, ale to nic nowego, ona ciągle płacze. Gosia też płacze.
Julia natomiast jedzie, do miejsca gdzie jak sądzi życie powinno samo się ułożyć.  Oczywiście musi zamieszkać w starym domku, o starym umeblowaniu, ponieważ skoro wieś to nie może być nic nowe, tylko stare. Na szczęście Julia nie ma nic przeciwko, wszak zamiana willi na taki dom jest dla niej niczym wielkim, standardem to one prawie wcale się nie różnią. Poza tym, że trzeba palić w piecu od centralnego, a do tego musi co jakiś czas podkładać (naprawdę?). Julia tego nie wiedziała, bo przecież ona od zawsze była panią na włościach, to nic, że pochodziła z biednej wiejskiej rodziny, tam pewnie w domu na wsi mieli elektryczne ogrzewanie i nie trzeba było podkładać.
Kobieta trafia do domu "Dorotki", nazwa ta wywodzi się od poprzedniej właścicielki, ciotki nowo przybyłej. Na szczęście Jula może liczyć na pomoc sąsiadów, a ściślej mówiąc jednego sąsiada Grzegorza, który jako jedyny naprawdę przypadł mi do gustu. Grześ ma pensjonat, taki typowy jaki można znaleźć jadąc na urlop w góry. Pomaga nieporadnej sąsiadce, gdy ta zapomina o podkładaniu do pieca. O piecu było naprawdę sporo, dlatego tak o nim pisze.
 
Tymczasem u Kamili i Gosi dzieje się,  ta pierwsza rozpacza, ale w przerwach przypomina sobie, że przyjaciółka jest w ciąży, więc koniecznie trzeba się nią opiekować, a dokładnie to nakarmić. Bo Gosia przestała jeść. jej się nie dziwię, zaawansowana ciąża, własne kalectwo i została sama. No ma jeszcze Kamilkę, która razem z nią siedzi i płacze. Na szczęście nasza najgłówniejsza postać serii opamiętuje się, i dochodzi do niej, że ciężarna wygląda źle, bardzo źle. Zaczyna więc działać. ale...
Tymczasem Łukasz otrzymuje tajemniczy list, o jego treści dowiadujemy się późno, zaś kiedy już się dowiadujemy to nie wiemy czy to jest prawda czy może kiepski żart. Jednak Łukaszowi do śmiechu nie jest, sprawa wygląda tragicznie, jest w patowej sytuacji a na dodatek ukochana co chwilę odstawia sceny zazdrości. Ponieważ kiedy mężczyzna się nie odzywa, a już tym bardziej kiedy odrzuca połączenie, oznacza kochankę. Biedny Łukasz o innych kobietach nie myśli, nie może choćby nawet chciał. Kiedy brat wysnuwa nierealne, ale jednak podejrzenie, jego świat na chwilę się zatrzymuje.
Gdzieś tam daleko w górach Julia prowadzi rozmowy z kotem, rozpamiętuje przeszłość, nawet wpada na szalony pomysł, który później zaczyna się realizować. Życie na wsi przestaje wydawać się takie złe, zwłaszcza gdy jest łącze z internetem, komórka ma nawet zasięg i może zadzwonić do przyjaciółek z ulicy leśnych dzwonków.
 
Byłam bardzo ciekawa jaka będzie Julia, czy się rozczarowałam? Nie mogę tego napisać. Przyzwyczaiłam się, że mogę spodziewać wszystkiego. Zostało oszczędzone wiele żyć, aż naprawdę byłam zdziwiona, po Gosi byłam przygotowana na armagedon, ale nie. Nasze trzy przyjaciółki mnie nie poruszyły w żaden możliwy sposób. Do Kamili płaczu, histerii, ataków złości zdążyłam się przyzwyczaić, widać są kobiety, które inaczej nie potrafią reagować. Gosia jak to Gosia,  wycofana bliska obłędu kobietka, której los nie oszczędził. Myślę, że chyba jej właśnie postać można było polubić, owszem potrafiła rozpaczać, popaść w swój "obłęd", ale tak naprawdę była sama, bez oparcia, gdyż płaczące koleżanki to nie jest podpora.  Z Julią nie potrafiłam się ani zidentyfikować, ani jej polubić, byłam mi obojętna mimo, że właśnie dla niej była poświęcona książka. Polubiłam Grzesia, bardzo pozytywna i pełna ciepła postać.  Sprawa z bohaterką wiodącą toczyła się wolnym spokojnym torem będąc uzupełnieniem do perypetii życiowych Kamili i Łukasza z Gosią w tle. Na polu Kamila i Łukasz dzieją się niestworzone rzeczy, ktoś nawet pokusił się o porównanie do telenoweli Brazylijskiej i niestety muszę się z nim zgodzić. Nie mogę napisać, że książka mnie znudziła, albo nie podobała się. Przeczytałam i nie poczułam nic. Ani żalu, że to już koniec, ani radości, że na szczęście koniec. 
Jedno do czego muszę, ale to muszę się przyczepić, po konsultacji z kilkoma osobami. Nie możliwe jest by kobieta, na godzinę po cesarskim cięciu trzymała w ramionach dziecko, z pewnością może mieć na to ochotę, ale nie godzinę po takiej operacji.  Chyba, że nie jest istotą z tego świata.
Mam mieszane uczucia, na pewno nie napisze, że tego nie można przeczytać, ale też nie porwało mnie. Miałam nadzieje, że będą zagadki, ale nie wzorowane na "Modzie na sukces" gdzie bohaterowie zmartwychwstają, albo są wstanie przeżyć wypadki śmiertelne. Tylko normalne, typowo życiowe. no niestety nie stało się tak. 
W moich odczuciach Przystań Julii wypada gorzej od poprzedniczki, ale lepiej od Ogrodu Kamili .
Z pewnością nie oceniłabym jej na maximum, gdyż to by było krzywdzące dla naprawdę dobrej literatury. Czytadło na jeden, góra dwa wieczory, dla oderwania od rzeczywistości. Dodatkowym plusem podbijającym ocenę jest piękna okładka, prezentuje się ślicznie i to jest wielki atut książki.
 
 
 
 
Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Znak literanova.
 
 

listopada 15, 2014

listopada 15, 2014

Stosik listopadowy! :)

Stosik listopadowy! :)



Przyszła pora na stosik, ale przy okazji chciałabym się wypowiedzieć, w kilku sprawach, które ostatnio gdzieś tam bocznymi drogami do mnie docierają, albo sama przypadkiem natknę się na omawiany temat.
Już od pewnego czasu zauważyłam poruszenie, na polu bloger-autor
bloger-czytelnik i co najważniejsze bloger-amator. Z tym pierwszym miałam okazję zmierzyć się dawno temu, bo wiadomo autorzy krytyki nie lubią, i kiedy piszemy tekst pozytywny, to nie ważne w jakiej formie, grunt to pochwała. Gorzej jeżeli nasza recenzja gani, wytyka nie daj Boże namawia do NIE czytania. Wtedy ów autor złej książki analizuje nasz tekst, jest bardzo dobry w tym co robi i ON wytyka NAM brak umiejętności w pisaniu, że jest spoiler, że nie mamy pojęcia czym jest PRAWDZIWA recenzja, pamiętajmy prawdziwe to te POZYTYWNE do negatywnych trzeba mieć odpowiednie wykształcenie i kwalifikacje. Następną sprawą jak się okazuje blogi książkowe są pisane źle, w dodatku nudno, nie wiem jak zdaniem czytelnika (nie blogera) powinna być prowadzona strona omawiająca literaturę. I ostatnie co mnie, bardzo ale to bardzo zaciekawiło to zarzucenie,że jest coraz więcej opinii byle jakich, że poziom recenzentów jest coraz niższy i... to chyba najbardziej mi się spodobało,że blogerzy chwalą by chwalić książki, bo znają autora;))) to jest mój ulubiony zarzut w całej tyradzie. Jest to prawdą,  bo według mojego skromnego zdania, koleżanki "po fachu" biorą wszystko, czytają i co najgorsze uważają,że WSZYSTKIE absolutnie WSZYSTKIE przeczytane pozycje są super, wspaniałe i trzeba KONIECZNIE przeczytać. Czasem mam ochotę napisać w takim komentarzu czy jest chociaż jedna książka, którą przeczytała i uznała za złą? Bo wybaczcie mi proszę, ale nie uwierzę by wszystko jak leci, nawet z lubianej kategorii trafiło w gust, tak wiem, ja jestem tą złą, czepiającą się, która pewnie krytykuje z powodu swej zawiści, bo sama nie piszę, bo nie wiem mam ochotę się na kimś wyżyć. Jednak prawdą jest, że poziom literatury spada, zaś główna fabuła woła o pomstę do niebios, bo fabuły to niestety nie ma. Idąc dalej, zainteresowały mnie czytane "na żywo" książki, oczywiście te ble ble. i komentarze do wybranych fragmentów. Przeczytałam kilka, nie wiem co myśleć.Wytłumaczcie mi po co? Owszem jest to śmieszne, ale nie szkoda czasu? Dziwne rzeczy zaczęły się dziać w sieci. Chyba jednak lepiej siedzieć z daleka od forów, nie czytać postów,które nawiązują do kłótni bo człowiek chcąc nie chcąc myśli o tym. Jak ja teraz :)) Musiałam się wam wygadać, jeżeli przeczytaliście to fajnie:D teraz zapraszam do stosikowej notatki:)


 1. "Wielka księga. Basa" Stanecka/Oklejak - Basię pokochałam i ja i dzieci, o jej przygodach uwielbiam czytać:).

2. "Poukładaj mi życie"  Sokołowska - Przedpremierowo, przeczytałam kilka stron z ciekawości. Zapowiada się hmmm...:)

3. "Ogród wyobraźni" Małgorzata Pietra - Polubiłam ostatnimi czasy książki z tłem historycznym, tak więc zobaczymy jak będzie tym razem.

4. "Córka ognia i krwi" Ulexia Faust - Cóż poradzę,że mam słabość do wampirków... ;))

5. "List" Richard Paul Evans - Wszystko, absolutnie wszystko co wyjdzie spod pióra tego autora przeczytam, w ciemno. 

6. "Bluźnierstwo" Jonathan Holt - Książkę czytam, jestem już w trakcie i ... ciekawa jestem jak będzie dalej :)

7. " Łupieżcy niebios" Brandon Mull - Miałam się nie pchać w kolejne serie, ale jakoś ta mnie przyciąga i to bardzo. 

8. "Przystań Julii" K. Michalak - Jest już przeczytana, opinia niebawem na blogu..

9. "Czarne skrzydła" Sue Monk Kidd - Przede wszystkim wielkie dziękuję w stronę Angeliki z Lustra rzeczywistości, która podarowała mi tę właśnie znaną już chyba każdemu książkę, jak tylko ogarnę te moje "na wczoraj" to siądę do tej:).

10. " Bracia Karamazov" Fiodor Dostojewski - To też czytam, bo wiecie ja potrafię kilka książek w jednym czasie i ogarniam, która jest która ;))) 

11. " Książka do kolorowania" Herve Tullet - nie ma jej na zdjęciu, bo nie chciało się pokazać.;) ale widać maleńki fragmencik

 To by było na tyle, macie, czytaliście, a może chcecie się wypowiedzieć w temacie do którego i ja się dołączyłam? :)



listopada 13, 2014

listopada 13, 2014

Poczekajka w nowej odsłonie

Poczekajka w nowej odsłonie




Trzecie wydanie Poczekajki uważam za chyba najładniejsze, mimo faktu jakim jest magia oddana w zielonej sukience, to ta pełna słońca i jakby pozytywnej energii zachęca do przeczytania i poznania treści.
Marzenia są czymś czego nie można nam odebrać, to dzięki nim człowiek może przetrwać czasem najtrudniejsze chwile w swoim życiu. Każdy ma różne pragnienia, jedni chcą uzyskać jak najlepsze kwalifikacje by później piąć się w górę po szczeblach kariery, inni zaś tak jak Patrycja marzą o domku, ale takim pod który koniecznie musi podjechać książę.

Dlatego ów domek nie może być pierwszym lepszym, tylko TYM właściwym. A gdzież on się znajduje? Tego niestety młoda weterynarz nie wiedziała,ale szukała dzielnie i nieustępliwie. W tym też celu (jako nowicjuszka czarownica) używała wahadełka, by jej wskazało drogę, gdzie powinna się udać. Najpierw miał odbyć się sabat, niestety nie na czarciej górze, a w domu. Ukrytym za żywopłotem. Nie wybierało się na niego dosiadając, ani wierzchu, ani miotły, a tak pospolicie... pks-em. Cóż zrobić. jakie czasy takie i środki komunikacji. Nasza Patrycja pojechała, przeżyła to co przeżyła, wcale mądrzejsza się nie poczuła, jednak działac nie zaprzestała. Jeździła swym autkiem, wraz z psem, a dokładnie pandą-pies bo Panda nie wyglądała jak pies, tylko jak coś futrzane, bez początku i końca. Podróżując tak, nie tylko po bezdrożach własnej ojczyzny, bo kobieta wyjechała też poza jego granicę, rozmyślała jak powinien wyglądać dom marzeń. I oto pięknego letniego dnia, gdy wydaje się,że już i tak źle być nie może, na leśnej drodze poczciwy pojazd odmawia współpracy... 
W tym właśnie momencie zacznie się akcja, która chwilami magiczna, chwilami zabawna, może i nawet absurdalna, nie jeden raz wzbudzi uśmiech na twarzy czytelników. Pojawią się mężczyźni, każdy będzie miał swoje za uszami, nawet ten dobry nie będzie dobrym, zaś przyjaciele nie do końca przyjaciółmi. Rodzona matka postanowi zrobić coś paskudnego, i chyba każdy w koło będzie widział co się świeci, poza jedną osobą, główną zainteresowaną, nieświadomą panią weterynarz.

Każda postać jest jakaś, nawet te mniej wyraziste wnoszą coś do fabuły, której motywem wiodącym jest miłość. Tylko taka troszkę bardziej wyreżyserowana niż szczera, bo tam gdzie bierze udział magia nic nie będzie takie jak być powinno. Wierząc w przepowiednie zaczynamy kreować inną rzeczywistość, ale czy jest ona tą jaką sami sobie wybieramy? Czy Patrycja trafnie odczyta dawane znaki i czy dom stanie się domem, a Amre tym dobrym?  Będzie się działo nie tylko na polu uczuciowym, bo w miejscu gdzie nocą w ogródku czyha z sekatorem ksiądz, może się naprawdę wszystko wydarzyć...


Z tego co słyszałam książka ta, zyskała swoich fanów i antyfanów, nie staram się na tym polu polemizować bo każdy ma prawo do własnego osądu. Ze swojej strony chciałam napisać,że owszem jest tam wiele "dziwnych" sytuacji , które przy głębszej analizie okazałby się absurdalne. Jednak ja podeszłam do serii poczekajkowej z humorem, nie zastanawiając się czy w Zamościu rzeczywiście jest Zoo, albo czy kiedyś ono tam się znajdowało. Ponieważ tak naprawdę mnie nie interesują fakty przy czytaniu literatury odprężającej. Szerze mówiąc całość mogłaby być jedną wielką fikcją, a i tak bym była zadowolona. Miałam się odprężyć, miałam chwilami wzruszyć, i tego właśnie oczekiwałam po literaturze  tej  kategorii. Nie zawiodłam się. Słyszałam poruszenie odnośnie naśmiewania się z mieszkańców wsi, osobiście bawiły mnie ukazane sceny, i szczerze muszę przyznać,że do tej pory można na nie jednej wiosce znaleźć takie "perełki", więc czy ugodził moją wiejską duszę sposób w jaki opisała to Michalak? Nie, uważam,iż każdy  powinien mieć na tyle rozwinięte poczucie własnej wartości, żeby nie odbierać personalnie ukazanych w krzywym zwierciadle książkowych poczkekajczan.
Muszę się przyznać,że właśnie taką Michalak lubiłam najbardziej, z serii poczekajkowych, kokardką czy owocowych w tej pierwszej odsłonie. Wiedziałam w jakim klimacie będzie toczyła się akcja,że na pewno nie jeden raz autorka mnie zaskoczy, ale w odpowiednich dawkach. Dla kogo mogę polecić Poczekajkę ? Każdemu, kto zechce się oderwać od rzeczywistości, pozwoli fabule wciągnąć,bez zadawania rzeczowych pytań... 
Jak wspomniałam książka należy do tych lekkich czytadeł, ale to jest właśnie jej zaleta. Polecam. 


 

listopada 07, 2014

listopada 07, 2014

Nie zapomnij o swoim życiu

Nie zapomnij o swoim życiu

Często bywa tak, że w pośpiechu bądź w nawale różnych spraw zapominamy o czymś ważnym. Dokładnie mówiąc, o naszym życiu. Kiedy już dostaniemy pracę, tę wymarzoną albo nawet i nie, ale mamy swoje miejsce, do którego w pewien  sposób przynależymy, zaczynamy robić to, co inni, zatracając siebie. W wielu przypadkach wyścig za karierą lub nawet świętym spokojem w miejscu pracy doprowadza do tego, że wyzbywamy się ważnych odruchów, integracji albo chociaż zwykłego przychylnego nastawienia do drugiego człowieka. A co się robi, żeby inni nas nie zaczepiali? Ignoruje, wymyśla powody, by nie zostać zaczepionym, no i kłamie... Bo w końcu dla chwili wytchnienia można sobie pozwolić na niewinne kłamstewko. Tylko co zrobić, kiedy od jednego się zaczyna, a później okazuje się, że zabrnęliśmy za daleko?


Zmiany nie zawsze bywają pozytywne, o czym przekonała się Lucy, jednak nie to jest dla niej najgorsze, ale świadomość przyznania się przed własną rodziną oraz znajomymi do porażki. Dlatego też w przypływie desperacji decyduje się na jedno kłamstwo, ale jak to bywa, kiedy się powie jedno, później ciągną się za tym konsekwencje, toteż, chcąc trzymać się jednej wersji, kobieta musi brnąć coraz głębiej i wymyślać przeróżne historie nie do końca zgodne z prawdą. Dzieje się tak przez dłuższy czas, aż do pewnego dnia, kiedy to wracając do swojego mikroskopijnego mieszkanka, znajduje list, dosyć intrygujący, bo od samego życia... Dziwna sprawa, ale Lucy gdzieś już słyszała o spotkaniu pewnej kobiety z własnym życiem, dlatego nie jest tym faktem aż tak zaskoczona, tylko ona sama nie do końca ma ochotę stanąć twarzą w twarz ze swoim.
W końcu udaje się, a spotkanie z nim, ze swoim życiem, sprawia, że zdaje sobie sprawę, iż niezupełnie jest ono takie, jak sobie wyobrażała. W dodatku jej oczom ukazuje się mężczyzna, niezbyt urodziwy, wręcz przeciwnie. Kiedy dowiaduje się, jaki cel ma owe spotkanie, jest zdziwiona i skonsternowana, gdyż nie tego oczekiwała, a to dopiero początek niełatwej drogi... 

Wiele słyszałam na temat tej właśnie publikacji, praktycznie same superlatywy. Dlatego też z ogromnym zainteresowaniem sięgałam po książkę napisaną przez jedną z moich ulubionych zagranicznych autorek.
Jest to bardzo nietypowa pozycja, bo sam fakt spotkania bohaterki ze swoim życiem wywołuje zdziwienie i ciekawi, czymże ono jest? Razem z Lucy zastanawiałam się, jak będzie wyglądało owe spotkanie, czego oczekuje od niej Życie. Okazuje się, że sprawy wyglądają zupełniej inaczej, niż się spodziewałam. Chwilami, podobnie jak bohaterkę, denerwowało mnie nastawienie życia do jej spraw. Dlaczego zachowywało się tak, a nie inaczej. Stwierdzenie, że chce dobrze, wiele razy doprowadzało do nieprzyjemnych sytuacji. Sama postać Lucy była mi bardzo bliska, może nie pod każdym względem,  ponieważ nie jestem zaplątana w spiralę kłamstw, ale wiele razy uciekałam sama przed sobą, by uniknąć stawienia czoła problemom, które pojawiły się nagle i namieszały... w życiu, oczywiście. Czytając, miałam wrażenie, że treść ma wiele odniesień, nie tylko do przedstawionego problemu, ale również ukazuje, jak my sami potrafimy zapomnieć o wielu ważnych sprawach. Trwając w czymś, co nie sprawia nam żadnej radości, uciekając przed zmierzeniem się z rzeczywistością i co najważniejsze, zadbaniem o to, by znaleźć odpowiednie rozwiązanie, omijając przeszkody, klucząc między może czasem niełatwą, ale mądrą decyzją, tkwiąc w próżni. Nie odczuwając żadnej radości, nie zdając sobie sprawy, że życie mija bez nas samych.  Mówi się, że nawet jeżeli my sami zapomnimy o sobie, o naszym życiu, to świat się o nas dopomni. Tak było z Lucy: udawała, starała się nie zwracać uwagi na narastający problem, aż w końcu do jej drzwi zapukało i przypomniało o sobie Życie. 

Dopóki istniejesz, istnieje również twoje życie. Dlatego, okazując miłość, czułość i uwagę mężom, żonom, rodzicom, dzieciom i przyjaciołom, nie powinniśmy zapominać i o nim, bo twoje życie to ty: zawsze trzyma za ciebie kciuki i dopinguje cię nawet wtedy, gdy myślisz, że ci się nie uda. Ja na chwilę z niego zrezygnowałam (...)

Jestem pod ogromnym wrażeniem, nie spodziewałam się, że książka aż tak mną zawładnie; wprawdzie styl autorki mógł mnie do tego nastawić, mimo wszystko tematyka była dość inna, więc miałam pewne obawy, czy to na pewno będzie to... a tutaj taka niespodzianka. Spędziłam niesamowite chwile, analizując i przegryzając wszystkie decyzje Lucy, tego, jak Życie decydowało o kolejnym posunięciu, o tym, jak niekiedy bezmyślnie powiedziane słowa niosły za sobą konsekwencje. Jak bardzo zżyłam się z jej własnym życiem i jak odnalazłam sens czegoś bardzo ważnego. Bardzo przeżywałam samo zakończenie, kiedy trzeba było zmierzyć się z nieuniknionym. Nie myślałam, że aż tak zidentyfikuję się z główną bohaterką; w końcu jej historia była inna od mojej, a jednak miałyśmy coś wspólnego i chyba właśnie to sprawiało, że była mi ona bliska, ale i chwilami drażniąca. W końcu tak łatwo wytknąć komuś jego błędy, nie widząc swoich.
Pora na życie  pozostanie w mojej pamięci bardzo długo. Wydaje mi się, że przeczytałam ją we właściwym momencie, bo potrzebowałam tego bodźca, który serwuje autorka. Książka ta zajmie ważne miejsce w mojej domowej biblioteczce, będę ją polecała każdemu, gdyż jest godna uwagi, warta poświęcenia chwili na jej przeczytanie. 


Tekst stanowi oficjalną recenzje zamieszczoną na stronie redakcji ESSENTIA



listopada 06, 2014

listopada 06, 2014

Mapa nieba

Mapa nieba


Chyba każdy z nas chociaż raz zadał sobie pytanie, co czeka nas Tam, po śmierci? czy istnieje inny wymiar, gdzie każda dusza opuszczająca swoje martwe ciało trafia. Może tak naprawdę przed nami jest nicość, rozpłyniemy się w niebycie i tak będzie wyglądał kres naszej ziemskiej egzystencji.. Myślę,że ta wizja jest bardzo przerażająca, ale pewności nie ma tak naprawdę nikt, jak to będzie. W poniższej książce, autor opowiada swoje własne przeżycia, przemyślenia. Czy dzięki Mapie Nieba będziemy bliżsi odpowiedzi?

Autor przede wszystkim stara przybliżyć czytelnikowi obraz życia, sferę duchową człowieka z perspektywy lekarza, neurochirurga, którego tok myślenia był bardziej pragmatyczny, aniżeli filozoficzny. Wszystko z czego się składamy, nasza budowa oraz wyjaśnienia na poszczególne zagadnienia mają odpowiedź, we wzorach, badaniach. Jeżeli coś jeszcze nie zostało wyjaśnione to kiedyś na pewno znajdzie się rozwiązanie. W taki sposób myślał do pewnego czasu, a dokładnie do wydarzenia, które zmieniło wszystko, po którym odrodził się na nowo. Jak twierdzi, ludzie znajdujący się na pograniczu śmierci, doświadczający czegoś tak niesamowitego wróciwszy do życia są inni. On również. Świat w którym znalazł się w czasie śmierci klinicznej był wspaniały i piękny, czy było to niebo? Uważa,że najprawdopodobniej tak było. Bo w miejscu w którym przez chwilę było dane mu znaleźć czuł się bezpiecznie, nie czuł strachu, bólu, niczego złego czego doświadczamy tutaj na ziemi. Otoczenie było urokliwe, miał świadomość,że gdzieś tuż przy nim są anioły, że jest również ktoś nad nimi, ktoś o wiele silniejszy. Czy tą osobą był Bóg?  
Powrót do życia, tutaj na ziemi był czymś dziwnym, krok po kroku musiał przypominać sobie o swoim poprzednim wcieleniu, bo od tej chwili był sobą, ale z innymi poglądami.  Mając świadomość,że jego doświadczenie było jak najbardziej realne, zastanawiał się co widzą inni ludzie, jakie mają swoje doświadczenia. Wydając książkę o tytule Dowód uświadomił wielu ludziom,że to co przeżyli nie jest wariactwem. Od tego momentu otrzymał wiele listów, opowiadających przeżycia z jakimi się zetknęli. Listy były różne, mniej lub bardziej przejmujące. Jednak po przeczytaniu każdego z nich padało pytanie. Czy to wszystko jest prawdą? 

Już w starożytności wielcy filozofowie próbowali odgadnąć czym jest ta inna materia, czy rzeczywiście istnieje inny świat, nie nad nami w sklepieniu niebieskim, ale równoległe do tego co jest teraz. Platon, Arystoteles czy Newton. Wszyscy zajmowali się według własnych poglądów jednym. Odnalezieniem odpowiedzi na pytanie sensu bytności. Czy mamy w sobie pamięć tego skąd pochodzimy? Może rzeczywiście w środku naszej duchowości ukrywają się wspomnienia miejsca,z którego zostaliśmy wysłani tutaj by żyć? 


Powyższa publikacja jest bardzo nietypowa, na samym początku miałam problem z wczuciem się w fabułę, jednak gdy minął pierwszy rozdział reszta po prostu sama się czytała. Wiem,że nie każdemu przypadnie do gustu tematyka, śmierć, to co dzieje się z nami później jest raczej tematem omijanym, i w rzeczywistości sama nie jestem zbyt wielką fanką takiej literatury, dlaczego? Ponieważ wprowadza mnie w dziwny stan odrętwienia, bo boję się tego co niewiadome. Jednak tego typu świadectwa, przykłady,że gdzieś tam naprawdę istnieje inne życie,że nie przestaniemy istnieć i może spotkamy się wszyscy razem dodaje nadziei, a  bez tej trudno by było funkcjonować każdemu człowiekowi. Przede wszystkim całość jest formą dogłębnej analizy tego co badali najsłynniejsi filozofowie, oraz poszczególnych przykładów opisywanych w listach. Szczerze przyznam,że oczekiwałam troszkę więcej, albo może bardziej ciekawych tych listów, przykładów różnych wydarzeń. A tak naprawdę osobą, która przeżyła faktyczną śmierć kliniczną jest sam autor, zaś poszczególne przykłady balansują między jawą, a czymś metafizycznym co nie do końca znajduje swoje logiczne wytłumaczenie. W ogólnym rozrachunku książka wypada dobrze, jest ciekawa, można wiele się dowiedzieć w poruszonej tematyce, co nie oznacza,że po zakończeniu będziemy pewni wszystkiego. Co to, to nie, ale... może odpowiedzi są bardzo blisko, tylko my ich nie potrafimy dostrzec? 
Myślę,że Mapa Nieba uzyskała by z mojej strony większą notę gdybym miała za sobą lekturę Dowodu, ponieważ obie w pewnym sensie tworzą spójną całość. W prawdzie autor wspomina na początku swoje przeżycie, ale to tylko w formie przypomnienia. Więcej zostało poświęcone na analizę i przemyślenia.
Komu mogę polecić? Chyba każdemu kto w pewien sposób interesuje się sprawami życia po śmierci,ale nie tylko. Czasem warto sięgnąć po coś z zupełnie innego gatunku.
 






listopada 05, 2014

listopada 05, 2014

Basia i narty

Basia i narty


Seria z Basią jest moją ulubioną z działu dziecięcego. Bo i jest świetnie zilustrowana, ma wielkie czytelne litery, ciekawą prostą w przekazie treść oraz interesuje, nawet mnie. 
Tym razem nasza główna bohaterka wraz ze swoją rodziną rozpoczyna ferie zimowe, w planach mają być narty. Każdy jest zadowolony, nawet podekscytowany. Tylko Basia ma problem, ponieważ jeszcze nigdy tego nie robiła i nie wie czy poradzi sobie z tym nie lada zadaniem. Tato oczywiście twierdzi,że nauczy, pomoże i nie powinna niczego obawiać. Jednak łatwo powiedzieć temu kto wie jak chodzić w nartach i ogólnie stoki są mu nie straszne,a co ma powiedzieć mała Basia? W domu stryjka czeka na całą rodzinę ciepłe przywitanie, nadchodzi długo wyczekiwany moment wyprawy na miejsce śnieżnych szaleństw, dziewczynce podoba się wszystko od kolorowych kramów po wyciągi, wszystko niestety nie przyćmiewa faktu,że niebawem przypnie do butów narty i zmierzy się ze swoją pierwszą w życiu górką... Na szczęście w odpowiednim momencie pojawia się stryjek, który wie jak sposobem zająć się zestresowaną Basią, dzięki żelkom oraz poczuciu bezpieczeństwa w towarzystwie wuja nowa narciarka uczy się ważnych trików związanych  z poruszaniem się na nartach, dzięki czemu już niebawem ma za sobą swój pierwszy zjazd z małej, aczkolwiek trudnej górki. 


Jak wspomniałam na początku serię z Basią polubiłam od razu, ma w sobie coś takiego co przyciąga, nie tylko dzieci, ale również dorosłych. Każda przygoda jest ciekawa i przypomina o wielu sprawach. Na przykład o tym,że dzieci nie zawsze potrafią przyznać się przed najbliższymi do własnych stresów, bo być może obawiają się słów dezaprobaty ze strony rodziców, bądź nie chcą ich zawieść. Najważniejsze jest by miały osobę do której poczują zaufanie i będą mogły zwierzyć z tego co najbardziej skryte. W przypadku Basi tym kimś był stryjek, który w lot zrozumiał jaki ma problem jego bratanica i zręcznie doprowadził do pozytywnego zakończenia sprawy z nauką na nartach. Wiadome jest,że rodzice kochają swoje dzieci i chcą dla nich jak najlepiej, jednak czasem wymagają zbyt wiele, nie wspierając w chwili gdy tego oczekują. Dzięki takim bajkom można zrozumieć zachowania oraz reakcje najmłodszych, sposobu w jaki do nich dotrzeć by wszystkie troski uciekły szybko i nie trapiły ich małych główek. 
Basia i narty bardzo trafnie zwraca uwagę na odnalezieniu wyczucia, w jaki sposób porozmawiać, zainteresować dziecko czymś nowym, by nie musiało przeżywać tego zbyt emocjonalnie. 

Szczerze polecam kolejną bajkę o Basi i jej rodzinie, jak dla mnie są one zbyt krótkie, ale wiem,że dzieci wprost za nimi przepadają, gdyż bohaterowie są bardzo radośni, fabuła wesoła i wciągająca. No i w dodatku jak zawsze pouczająca. Mam nadzieje,że uda mi się skompletować całość, ponieważ naprawdę warto mieć je w swojej domowej dziecięcej biblioteczce. 


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger