Chyba rozpocznę posty, właśnie o tytule wszystko i nic, bo czasem jest tyle tematów do poruszenia, co słychać, co się dzieje, aż trudno określić w jedną kategorie.
Listopad zaczął się u mnie od wizyt u weterynarza - dla odmiany od października, który był "lekarzowy". Jak widać rok muszę kończyć lecząc wszystko i wszystkich. Jednak zwierzęta wolałabym żeby miały oszczędzone takie przygody. Najpierw jedna z sióstr miała problemy z przewodem pokarmowym, gdy już się cieszyłam, że wyszła na prostą. Na nosku pojawiła się opryszczka, u kota trzeba interweniować szybko, inaczej powikłania mogą być różne. Dostałyśmy leki, już była poprawa. Gdy nagle, znowu problem z brzuszkiem. Kolejna wizyta i badania, padło w pewnym momencie podejrzenie jednej z najgorszych kocich chorób - nie ukrywam, gdy usłyszałam nogi się pode mną ugięły, ta choroba nie pozostawia złudzeń. Zabija bardzo szybko i brutalnie. Na szczęście testy wyszły negatywne, kolejne podejrzenie było równie groźne, ale tutaj również wynik dobry. Czyli jakieś zatrucie i chwilowo leczenie objawowe. Kicia biedna, wenflon, kroplówki i cała reszta. Przez kilka dni chodziła przerażona. W końcu chyba doszła do siebie. Mam nadzieję, że teraz będzie już dobrze. Zostanie nam tylko obie zaszczepić, a później kastracja.
Dziewczyny rosną jak na drożdżach, serce mnie jednak boli, kiedy jedna z nich tyle już wycierpiała, mam nadzieję, że nie będzie większych przykrych sytuacji. Niestety wizyt nie koniec, musiałyśmy jechać z psem do szczepienia, na wizycie sprawdziliśmy pewną narośl na oku - trzeba było usunąć. Umawianie na zabieg, szczepienie odroczone. Mama w stresie, bo zabieg, ja w stresie bo mam się przejmuje. W końcu pojechaliśmy, pies zobaczył znajome drzwi i dramat. Mama razem z nim, a jak już doszło do zastrzyku rozpętał się dramat, bo przecież jak można kłuć biednego pieska. Mimo trudnego początku, zabieg przebiegł spokojnie, pies został zapakowany do auta - gorzej było z wypakowanie, bo waga nie bagatela - 25 kilo ;))).
Całe popołudnie przespał pod kocykiem na tym dywaniku, niestety nie miał siły wspinać się na fotel, bo łapki się rozjeżdżały i w końcu padał zrezygnowany na podłogę. Musieliśmy okryć kocykiem, bo po wybudzeniu istniało ryzyko wychłodzenia, wiadomo nie ma co ryzykować, żeby się przeziębił. Oczko pomalutku się wygaja, miejmy nadzieję, że za miesiąc już tylko wizyta do szczepienia - chociaż z pewnością nie obejdzie się bez rozpaczy.
Żartuje sobie, że będąc na zwolnieniu mam więcej na głowie niż wtedy gdy normalnie jeździłam do pracy. No ale, wróciłam do domu. Myślę, że nieco odpocznę, będę chodziła z kotami na spacery. I pocieszę listopadem. Niezbyt wyczekuje grudnia, od jakiegoś czasu jestem przerażona, na myśl o tym miesiącu, ale dlaczego, może napiszę następnym razem.
Tak się u mnie zaczął Listopad - oby kolejne dni były bardziej pozytywne, chociaż nie powiem, by było źle, jednak tego stresu, który przeżyłam z kiciem, jednak wolałabym już uniknąć.
Na koniec wrzucam trochę zdjęć, które zrobiłam jak byłam u mamy. Poszłam na spacer gdy była ta piękna ciepła pogoda i... przeziębiłam pęcherz ;))). Zdjęcia za to wyszły fajne ;).
Takie posty są potrzebne od czasu do czasu Agnieszko. Siostra moja ostatnio wysterylizować musiała kocurka. Pozdrowienia, mamy listopad i w tle końcówka Pełni. A zdjęcia świetne :-) .
OdpowiedzUsuńPiękne slodziaki. Kocgam zwierzęta, sama mam psa tez pokaźnej wagi.miło mi że trafiłam na Twojego bloga. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOby teraz już tylko spokojnie mijał Wam czas, bo ciągły stres może przygnać i ludzkie choroby. Listopad mija ciepło, więc na spacery, na randkę ze słońcem!
OdpowiedzUsuńjotka
Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Kotki po wizycie u weta, pies po zabiegu. Dobrze wiem jaki to stres. Jakie one już duże i piękne!
OdpowiedzUsuńŚliczne jesienne krajobrazy.
Pozdrawiam serdecznie
Jakie piękne serduszka <3 Ucałuj obie kicie i psinkę od mojej kociej ferajny :)
OdpowiedzUsuńOby jak najmiej lekarzy przed wami. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńuściski
OdpowiedzUsuńCo tam pęcherz skoro zdjęcia piękne i urzekające!!!
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrowia dla wszystkich zwierzaczków. Sama mam pod opieką 4 koty i już tylko jednego psa, chucham i dmucham, ale co będzie to będzie. Im też nie wiadomo co pisane, tak jak i nam...
Przykro patrzy się na chorujące zwierzęta ;<
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zwierzaki będą się czuły dobrze i zdrowie im się poprawi. Ja ogromnie przeżywać cierpienie zwierząt, gdyż one same nie mogą sobie pomóc i zdane są na dobre serce człowieka.
OdpowiedzUsuń