Mam ogromną nadzieje, że kolejna opinia do tego właśnie tytułu nie zniechęci potencjalnych czytelników. Miałam jeszcze troszkę odczekać z opisaniem swoich wrażeń. Jednak nie potrafię, jest mi niezmiernie trudno powstrzymać kłębiących się emocji.
Książka wydaje się niepozorna, ba! Okładka według mnie jest wręcz koszmarna, jest sztampowa, jeszcze koszmarne złote kropki, które się ścierają, palcami zjechałam trzy i zanim się domyśliłam, że unicestwiłam je za pomocą ocierania przez dłuższą chwilę siedziałam zastanawiając się skąd się wzięły na skórze złote drobinki. Taka niespodzianka. Wracając do okładki, ona jest brzydka. Nie przykuwa uwagi, kojarzy się z tanim romansidłem. Nie wiem jaki był zamiar, dlaczego doszło do tak beznadziejnego wyboru. Pozostaje jeszcze pytanie do treści, czy wnętrze się broni?
Julie jest normalną nastolatką, w prawdzie jej rodzice są po rozwodzie, mieszka z matką zaś ojca widuje niezbyt często, ale jakoś niespecjalnie czuje się jak ofiara. Oczywiście brakuje jej normalności rodziny, ale jeżeli ktoś pomyśli, że jest to kolejna bohaterka z ukrytymi traumami będzie w błędzie. Julie jest normalna, na tyle ile pozwala jej wiek. Popełnia błędy i tak między innymi jednym z nich już na starcie jest nie sprawdzenie wiarygodności pośrednika oferującego mieszkanie dla studentów. Teraz siedzi na ulicy nieznanego miasta, w okropnym upale i czuje, że jest bardzo źle. Chcąc nie chcąc musi powiadomić matkę, nocować na chodniku nie może, potrzebna jest pomoc. Ona sama czuje się zbyt zrozpaczona i zagubiona. Na szczęście odsiecz przychodzi.
Powiada się, że znajomości nawiązane w okresie studiów są trwałe, chyba coś w tym jest ponieważ dawna koleżanka Kate (matki Julie) bez problemu oferuje podwoje własnego domu, wysyłając po dziewczynę swojego syna. Dzięki pechowi przyszła studentka zyskuje darmowe lokum i coś jeszcze, co? O tym przyjdzie się jej przekonać później.
Matt jest mózgiem. Matematyka czy inne ścisłe dziedziny nie stanowią dla niego żadnego problemu. Godzinami przesiaduje w książkach, bądź przed monitorem komputera rozwiązując coraz to nowsze zadania. Nie posiada życia towarzyskiego, kiedy się nie uczy zajmuje młodszą siostrą. Od pewnego czasu nową lokatorką domu, która dość niespodziewanie wtargnie w życie rodziny Watkinsów. I to nie chodzi o fakt, że Matty nie polubi Julie, chociaż często będą mieli odmienne zdania, on nie będzie umiał zrozumieć jej podejścia do pewnych spraw, Julie natomiast usilnie będzie próbowała zmienić styl ubierania chłopaka. Bo kto nosi tak dziwaczne koszulki i ogólnie z bezguściem trzeba walczyć. Pełno słownych utarczek, masa niedomówień.
Osobą o której najmniej wiadomo jest Celeste, dziwnie wysławiająca jak na swój wiek, o jej ubiór również nie miał kto zadbać, ale nie to będzie głównym problemem. Dziewczynka jest inna, czego nie można nie zauważyć, nikt nie chce porozmawiać na ten temat. Nikt nie chce spróbować zmienić tego z czym żyli do tej pory. Jak więc w całej sytuacji odnajdzie się Julie?
Kim jest ciągle podróżujący Finn, mimo nieobecności tak mocno uczestniczący w każdej chwili życia członków rodziny, później samej Julie, na czym polega jego wyjątkowość?
Kiedy otrzymałam swój egzemplarz książki (o którym zapomniałam, że zamawiałam. Zaczynam się poważnie obawiać o mój stan pamięci i ogólnie umysłowy), widząc okładkę byłam troszkę zniechęcona. Odniosłam dziwne wrażenie, że oto nabyłam kolejną nastolatkową opowiastkę, na domiar złego będę musiała męczyć z czytaniem i na końcu porządnie skrytykować. By kolejny raz stać się złą i najgorszą. Mimo wszystko dzielnie zasiadłam do czytania. Nie będę czarowała o tym jak fabuła od razu mnie porwała, jak wciągnęłam się od pierwszych stron. Wcale tak nie było, wręcz przeciwnie. Po przeczytaniu chyba 50 stron odłożyłam książkę na półkę i wzięłam się za inną lekturę. Dopiero po chyba trzecim podejściu - naprawdę okładka i te obrzydliwe złote kropki źle na mnie działały, zaczęłam czytać. Czytać tak z zainteresowaniem, wczuwając w życie bohaterów z ukazanego problemu, o którym na dobrą sprawę wiemy nie wiele. Razem z Julie czujemy, że coś jest nie w porządku, jednak znikąd nie możemy zyskać wskazówki.
Przyglądamy się relacjom między Julie a całą rodziną Watkinsów, na pozór bardzo porządną i ciepłą. Rodzice osiągnęli swoje stadia kariery zawodowej, Matt wykazuje dobre zadatki na bycie kogoś kim tylko zechce, musi tylko ukończyć studia z najlepszymi wynikami, co w jego przypadku nie wydaje się zbyt trudne. No i zostaje jeszcze Celeste, już nie dziecko, ale jeszcze nie kobieta. Jest bardzo intrygująca. Wypowiada się jakby żyła w innej epoce i była dojrzałą kobietą, nie nastolatką rozpoczynającą przygodę z życiem. Córka Watkinsów nie ma koleżanek, nie spędza czasu sama, do szkoły zawsze jest odwożona przez Matta. Dlaczego została aż tak ograniczona, dlaczego ma dziwne upodobania o których nie mogę napisać (niechaj będzie zaskoczeniem), brakuje najważniejszej osoby. Finna. Tego o którym każdy ciągle mówi, tego który ciągle podróżuje. Musi być kimś wyjątkowym. Nawet Julie zechce się z nim zapoznać, chociaż wirtualnie, z początku tylko ot tak. Jednak nawet na portalu, poprzez wysyłanie zwykłych wiadomości można poczuć do drugiej osoby coś więcej niż tylko sympatię. Szkoda, że znajomość odbywa się tylko i wyłącznie za pośrednictwem czata...
Podejrzewam, że większość pomyśli, że To skomplikowane Julie to kolejna ckliwa książeczka o życiu studenckim, o jakiejś tam nastolatce jakich pełno. Ja zaś wam powiem, że nie jest tak. Mylne mogą być pierwsze wrażenia, nawet albo i przede wszystkim po tym co napisałam. Celowo nie odkryłam głównego i bardzo istotnego wątku. Ponieważ autorka bardzo powolutku wprowadza czytelnika w swoją historię, razem z Julie musimy błądzić, popełniać błędy, szukać odpowiedniego wytłumaczenia. A i tak kiedy przyjdzie do finału odpowiedź będzie jeszcze bardziej poplątana i szokująca. Miałam wiele swoich teorii, rozważań czy podejrzeń, ale nie spodziewałam się takiego właśnie obrotu sprawy.
Co w książce podobało mi się najbardziej? Chyba sposób w jaki autorka zmusza czytelnika do wczucia w atmosferę, w życie bohaterów, oni zaczynają być nami, albo my nimi . Przeżywamy każde wydarzenie, nawet to najmniejsze. Nic nie zostało wymuszone, przerysowane tylko po to, aby dodać większej dramaturgii. Absolutnie nie. I owszem, na początku mnie było trudno cofnąć się do umysłu nastolatki, do jej problemów. Jednak później tak kompletnie zapomniałam o różnicy wiekowej, o fakcie, że dawno temu minęły czasy moich zmagań z pierwszymi krokami w dorosłym życiu. Byłam Julie, byłam też Mattem, przez chwilę nawet Celeste - chociaż ona jest bardzo, bardzo długo ogromną zagadką, nie jesteśmy do niej dopuszczani, nie możemy zrozumieć dlaczego zachowuje się właśnie tak. Muszę powiedzieć, że wczułam się całą sobą. Przeżywałam pierwsze spojrzenia, rozmowy na wiadome tematy (nie ma seksów! Hurra!), ale tutaj autorka poruszyła znacznie poważniejsze problemy, takie na polu psychologicznym. Nie bawimy się w terapeutów, tylko uświadamiamy sobie jak kruche są emocje, jak niewiele potrzeba do odebrania szczęścia. Jak później długą drogę trzeba przebyć do odzyskania równowagi.
Jestem pod ogromnym wrażeniem, niepozorna, nie nawołująca. Praktycznie nie mająca tego czegoś, nagle wdziera się do umysłu, później serca i nie opuszcza. Nawet kiedy odkładamy książkę. Kiedy ostatnia kropka zostaje postawiona nie chcemy wracać do teraz i tutaj. Jeszcze nie, jeszcze chwilę chcemy być tam i spróbować uspokoić natłok myśli. Pożegnać z ludźmi, którzy przez tę chwilę byli tak bardzo bliscy, bo byli nami, a my nimi. Niesamowite. Książka, którą trzeba przeczytać.
Ej, faktycznie... Tyle razy mignęła mi ta okładka, ale w sumie nie ma w sobie nic specjalnego, więc nie zwróciłam na nią uwagi. Nawet nie spodziewałam się, że może skrywać aż tak dobrą historię. ;)
OdpowiedzUsuńWidziałam ją na zapowiedziach. Kiedyś może się skuszę. ;)
OdpowiedzUsuńCiągle nie mam mimo że bardzo chcę! Zazdroszczę, że miałaś okazję przeczytać!
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że mamy bardzo podobne wrażenia. Okłada co prawda aż tak mi się nie niepodobała ;), choć kojarzyła mi się z klasyczną lekką młodzieżówką. Początkowo też ciężko było mi się wczuć i do tego znajdowałam powtórzenia które mnie denerwowały (Mat... Mat; on... on). Ale potem wkręciłam się i to jak autorka poprowadziła akcje mocno mnie zaskoczyło. Naprawdę warto było ją poznać :)
OdpowiedzUsuńSkoro piszesz, że trzeba, to może bym w wakacje mogła spróbować;)
OdpowiedzUsuńMiałam okazję się na nią wymienić, może jeszcze nie jest za późno:) Zaraz zobaczę co da się zrobić:)
OdpowiedzUsuńNa mnie również książka zrobiła duże wrażenie
OdpowiedzUsuńOoo, bardzo mnie tą recenzją zainteresowałaś. Wcześniej spodziewałam się czegoś do bólu sztampowego i niewartego uwagi (nie ukrywajmy, takiego samego, jak okładka), a okazuje się, że może z tego wyjść coś niesamowitego. Sam opis jest dosyć niepozorny, ale jestem pewna, że pod kurtyną nijakości skrywa się naprawdę piękna i wzruszająca historia ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na recenzję "Ból za ból"! pattbooks.blogspot.com!
....Na tym blogu , jak w piekarni , ciągle coś ,,wychodzi z pieca'' , jeszcze człowiek dobrze nie przepracuje w sobie poprzedniej recenzji , a tu już kolejna . Jednak to dobrze !!!! , bo to dobitnie pokazuję , że piszące Tutaj osoby czytają mnóstwo!!!! . Dzięki czemu mogą porównywać , zachęcać , lub też zniechęcać ewentualnych czytelników. Z racji odbywającego się we Francji święta futbolu , mój czas przeznaczony na czytanie bardzo się skurczył .Lecz jak to bywa u Samców ( nawet tych czytających ) , przyjdzie taka pora , że powrócą czytelniczo - witalne siły , i stanę do Lektury !!!! . Czytający Samiec .
OdpowiedzUsuń