MENU

kwietnia 21, 2025

kwietnia 21, 2025

Kwietniowe o wszystkim i o niczym

 


Kwiecień jest miesiącem, który sprawdza mnie z każdej możliwej strony.  Nawet jeśli przez chwilę jest okej, to wiem, że nie mam co się za bardzo cieszyć, ponieważ już za zakrętem może czekać niespodzianka. Zatem w myśl sławnego serialu, który podbił wielu widzów - jestem  "Gotowa na wszystko". Właściwie jakby się zastanowić, wypada uważać co i o jakiej godzinie się wypowiada, bo... 

Ale zacznijmy od tego, że kwiecień był przeznaczony na naukę i wyjazdy do Warszawy, ach ta moja Warszawa... Pamiętacie jak pisałam, że mnie testuje? Oj to ostatnio przeszłam potężną próbę, czy naprawdę chcę tam jeździć..

Najpierw, gdy już miałam kupione wszystkie bilety na pociągu i opłacony nocleg. Rozchorowałam się i wyszło jak wyszło. Chora nie będę jechała. Ubolewałam okrutnie, ale co  było zrobić? Wiedziałam, że za dwa tygodnie kolejne zajęcia. Będzie ciepło pojadę na pewno. 

I wtedy na ponad tydzień przed, rozbolał mnie ząb, ale to tak, że nie obyło się bez mocnych leków, szukania dentysty, antybiotyku i nieprzespanych nocek. To nic, ja uparcie obstawałam, że jakoś to będzie. Pojadę bo przecież teraz nie odpuszczę.  Wiecie, najpierw byłam "naćpana" przeciwbólowymi", potem antybiotyk. Nieważne, na ostatnią chwilę kupowałam bilety, nocleg. Jadę! 

Mój R odwiózł mnie na stację, zamontował w pociągu, zapytał czy jestem pewna. No oczywiście, że byłam...

Godzinę od wyjazdu, przed stacją Wałbrzych Fabryczny, pociąg się zatrzymuje. Nikt nie wie dlaczego. Ja w pierwszej chwili myślałam, że pewnie będzie mijanka. Za kilka minut dowiadujemy się, że tym pociągiem już nigdzie tego dnia nie pojedziemy. Ktoś postanowił zakończyć swoje życie, skacząc pod nasz pociąg... Poruszenie konduktorów, nasz znaczy pasażerów szok, co dalej? Jesteśmy na jakimś pustkowiu, nie widać drogi, tylko wielka przepaść i drzewa z drugiej strony. Kto i jak do nas dotrze, jak my wyjdziemy? No nie mogliśmy wyjść. Musieliśmy czekać aż przyjadą wszystkie służby, nam podstawią drugi pociąg żeby kontynuować dalej podróż.


Do Warszawy dojechałam, ale nie ukrywam, że chciałam odpuścić. Chciałam wracać do domu i nie patrzeć już na pociągi, tory i wszystko co z nimi związane. Jednak nie o to chodzi. Przesadziłam się do mojego i pojechałam dalej. Mając w głowie, że to co poczuliśmy w czasie jazdy, nie było kamieniami, tylko wpadającym pod koła człowiekiem. I zostanie to ze mną już na zawsze.



Warszawa przywitała słońcem, piękną wiosną i zielenią, której u mnie jeszcze tyle nie było. Można powiedzieć, że życie toczyło się dalej jak gdyby nigdy nic. Gdzieś po drodze napotkałam taką piękną bramę wejściową na dziedziniec kościoła. 



Po zajęciach wybrałyśmy się z koleżankami na miasto, okazało się, że to czas pełni księżyca. Szkoda, że nie umiem zrobić pięknego zdjęcia. Cudnie wyglądał w towarzystwie stadionu. 

Moja miłość do Warszawy jest dosyć skomplikowana, ciągle coś mi wyskakuje nieoczekiwanego, ale nie potrafię się zrazić. Czasem tak po prostu jest. Ciągnie nas do miejsc, nawet jeśli wszystko wkoło jakby chciało nas zrazić i powiedzieć - odpuść.  



Bardzo ciekawy pomysł na uliczną biblioteczkę, zachwyciłam się mocno. Fajnie jest odkrywać interesujące miejsca, które nie są tymi powszechnie odwiedzanymi przez przyjeżdzających. Ale wystarczy o Warszawie. Powrót był spokojny, a po powrocie...


Okazało się, że będzie Zorza! Jakoś z rana otrzymałam info, że na wieczór będą cudne warunki zorzowe. Nie byłabym sobą, gdybym przepuściła taką okazję. Drzemka popołudniowa, a gdy się ściemniło wystartowałam na moje pustkowie umieszczone wysoko na górze, by móc wyglądać Zorzy. O Święci Pańscy, co to był za wieczór ileż się nabiegałam w tych ciemnościach;). Coś tam złapałam, ale trochę przegapiłam i wyszło jak wyszło. Nie ma tego efektu co w sierpniu ubiegłego roku, ale przyznam szczerze, że dla tych emocji, przebywania sobie nocą pod gwiazdami, zawsze warto. Była to ciepła noc i naprawdę nie miałam ochoty wracać do domu. Gdyby niebo się całkiem nie pochmurzyło, kto wie? Może bym została dużo dłużej? 



Nie mam pojęcia dlaczego jakość wyszła tak beznadziejna, jakbym zdjęcia robiła kalkulatorem, ale co poradzić. Może nieopatrznie i w emocjach poprzestawiałam coś w ustawieniach. Trudno, mimo wszystko widać, że zorza była. Chmury też ;)))). 

 Żeby już nie przedłużać tego wpisu, wrzucę jeszcze fotki z ostatniego spaceru w bardzo urokliwym miejscu. Niestety i tutaj chmury odebrały cały efekt - wrócę tam jeszcze! Tymczasem, nareszcie jest zielono! Pamiętacie jak pisałam, że będę kolorowała na zielono? Już nie muszę :)). 








Podobne Posty:

10 komentarzy:

  1. Ale przygody! jak już wreszcie dojechałaś, to stolica nieźle Cię ugościła!
    Zdjęcia wyszły świetne, takie zjawiska trudno się fotografuje, nie bądź dla siebie tak surowa.
    Wielu kolorów na wszystkich twoich ścieżkach , no i zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcia są interesujące, a zorza wyszła na prawdę ładnie. Do Warszawy rzadko jeżdżę. Byłam na jakimś egzaminie i warsztatach. Pozdrawiam 💖

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć ;) Trochę spóźnione ale... Wesołych Świąt ♥ Mam nadzieję, że święta minęły ci miło ;)
    Pozdrawiam serdecznie 🤗
    Angelika

    OdpowiedzUsuń
  4. Widać kwiecień-plecień nie tylko w pogodzie...

    OdpowiedzUsuń
  5. To ciężkie doświadczenie z tym dojazdem do Warszawy.
    Zorza przepiękna i te zdjęcia natury cudne!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej, przygody doświadczają Cię ostatnio, Aga.
    Przyznam Ci się, że też w swoim życiu miałam raz taką przygodę z postojem pociągu właśnie z tego samego powody. I powiem Ci, że rozumiem... jaka trauma zostaje w człowieku i tkwi tam jak drzazga.
    Zdjęcia zorzy świetne, super Ci wyszły.
    I tak fotka z tym różowym plecaczkiem... miodzio :)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  7. Trudno mi sobie wyobrazić, co czujesz po tej podróży pociągiem. Mam nadzieję, że ten ślad z czasem choć trochę się zagoi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zorza polarna to niesamowite zjawisko, marzę, by kiedyś ją zobaczyć.​

    OdpowiedzUsuń
  9. Warszawa to miasto moich marzeń. Jak to z moimi marzeniami bywa, wyszło jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger