stycznia 08, 2018

stycznia 08, 2018

Artemis



Wiecie, czego bardzo nie lubię? Reklamowania książki, tytułem innej, wcześniej bardzo dobrze sprzedanej. Bo to tak, jakby ta nowa, jeszcze bez opinii czytelników, była tak słaba, że potrzebuje wsparcia czegoś, co zrobiło furorę. I teraz taka gwiazdka, ma podzielić się swym światłem z meteorytem, który wcale nie świeci, ale jak padnie blask, to może gdzieś się coś odbije i też się spodoba.

Dlatego, gdy tylko widzę podobne chwyty od razu mam podejrzenie, że coś pójdzie nie tak, albo po prostu wydawca kolejny raz chciał dobrze, a wyszło jak zwykle.

Zatem co sądzę o Artemis? Autora sławnego Marsjanina, którego to z ignorancji swej nie przeczytałam?



Jazz mieszka na księżycu. Wiele lat temu, ktoś tam wpadł na pomysł, by stworzyć księżycowe miasto i oto jest. Całość z opisu wygląda dosyć dziwaczne, niestety moja wyobraźnia niby rozwinięta, tutaj sobie marnie poradziła. W każdym razie Jazz tam mieszka od któregoś roku życia. Teraz już samodzielna, wynajmuje klitkę, zwaną przez siebie „pieszczotliwie” trumną.

Dziewczynie marzy się coś większego, no ale jej zarobki nie pozwalają na podniesienie standardu życia. Planowała, że po zakończonym kursie i zdaniu egzaminu, dzięki któremu będzie mogła dostać lepszą pracę, już niebawem przeniesie się do lepszego miejsca.

Niestety, pech albo coś innego, sprawiło, że egzamin oblała. Musi do niego podejść kolejny raz, a do tej pory, dalej będzie zarabiała marne gity. Tak, bo waluta księżycowa, a może Artemijska? Nie wiem jak to poprawnie odmienić, no waluta tegoż miasta jest nazywana gitami. Coś tam zostało wytłumaczone, ale autor tłumaczy tyle spraw, że no mój system się zawieszał.


Wracając do fabuły, nasza bohaterka, a nadmienić trzeba, że to nie jest jakaś milusia i słodziutka kobietka u progu dorosłości. Jazz ma niejedno na koncie, swoje życie prowadzi dosyć swobodnie, no i nie oszukując, cieszy się dość wątpliwą opinią.

Oczywiście nie wiele sobie z tego robi. Dla niej ważne jest, by kasa się zgadzała. Reszta to sprawy bez znaczenia.

To też, gdy pewnego księżycowego popołudnia, otrzymuje propozycje zarobku, który odmieniłby jej życie już na zawsze, zastanawia się tylko przez chwilę. Fakt, zadanie nie należy do łatwych, musi się do niego porządnie przygotować. No ale, nie jest niewykonalne. I to wystarczy by do podjęcia jednej decyzji.

Planowała szybką akcję, wszystko obmyślane tak, by każda niespodziewana sytuacja, mogła zostać automatycznie rozwiązana. Miało pójść sprawnie. Tylko niestety Jazz nie przewidziała jednego, co tak naprawdę ma oznaczać jej zadanie i jakie będą następstwa.




Zdecydowałam się na przeczytanie tej książki z kilku powodów. Bardzo lubię akcję rozgrywającą się w kosmosie i tym podobne, zmotywował mnie opis no i nie oszukujmy się, pozytywne opinie — chociaż jak teraz widzę, nie każdy pieje z zachwytu.

No ale o mnie, siadłam i z radością zagłębiłam się w lekturze, tej jakże interesującej historii. No i czytałam sobie i czytałam. I nie wiem.

Zacznijmy od Jazz, ona nie miała charakterku, ona była najnormalniej w świecie głupia jak but, ale żeby nie zrobić z niej mdłej superbohaterki, autor pokusił się o dziunie samo zło, która to swoimi występkami mogła naszkodzić, ale ogólnie to jest "wporzo" laska, więc trzeba ją uznawać za bohaterkę narodu.

Wykreowany świat, a dokładnie miasto księżycowe. Boże mój, jakieś bańki, jakieś inne dziwne rzeczy, nijak nie mogłam sobie dopasować bańki jako bańki, a ludzi, którzy tam mieli stworzone coś na wzór chałup. Nie wiem, możliwe, że jestem zbyt głupia. Nawet nie będę się z tym kłóciła. No ale ta woda, która podczas mycia krążyła ze ścieku, gdzieś tam się bardzo szybko oczyszczała i znowu leciała, to takie jakieś głupie i niedorzeczne. W sekundę się oczyściła? To cholera czym oni ją filtrowali? No ale to taki niuansik. Są o wiele lepsze smaczki, które nie jeden raz wprawiały mnie w zdumienie.


I ogólnie mam mieszane uczucia. Bo tak, do pewnego momentu czytało się nawet znośnie. Dziewczyna ganiała po mieście, rozwoziła paczki, poznawałam teren miasta, niektórych mieszkańców i całą resztę. W końcu nadeszła chwila, gdy Jazz rozpoczęła swoją misję, dzięki której miała stać się bogata. I... No i wtedy zaczęły się dziać cuda nie widy. Naprawdę. O Borze Tucholski, jakże autora tutaj poniosła wyobraźnia. Odleciał w kosmos i to konkretnie.

Ja naprawdę rozumiem, że to fantasy, że tutaj można naprawdę sobie pofolgować, ale są chyba jakieś granice. No przecież chwilami akcja trąciła tak haniebnym absurdem, że aż mnie się czytać tego nie chciało. To była naprawdę odlot w przestworza, tylko atrakcje niekoniecznie mnie zachwyciły.

Nie mam pojęcia czy polecam. Bo z jednej strony ot lekka bajeczka. Z drugiej, jeśli ktoś się nastawi na coś zajmującego i godnego uwagi, może się srogo rozczarować. Nie mam pojęcia ile w tym z Marsjanina i dobrze. Bo pewnie, gdybym miała w pamięci poprzednika, mogłoby być o wiele gorzej. A tak, oceniam tylko ten tytuł, który jest taki sobie, ot dla rozrywki podczas jazdy autobusem czy pociągiem.


Książkę przeczytałam dzięki Legimi.pl

4 komentarze:

  1. Marsjanina nie czytałam i nie bardzo mam ochotę czytać. Powyższa powieść też mnie nie zaciekawiła, tym bardziej, że masz mieszane odczucia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja niezbyt lubię powieści, w których akcja rozgrywa się w kosmosie, więc jednak mimo wszystko spasuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również chyba jednak nie sięgnę :) nie przepadam za tego typu opowieściami i ,,Marsjanina" też nie czytałam :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger