lipca 13, 2019

lipca 13, 2019

Trzy kroki od siebie



Sięgnęłam po ten tytuł, ponieważ byłam bardzo ciekawa, czy ukazana historia, mimo tematyki, będzie umiała mnie podbić. Motyw chorób i miłości, która nie ma prawa się przytrafić, była i chyba nadal jest radośnie wykorzystywany przez autorów. No ale, może akurat się przytrafi, że jednak forma mnie, nieco wymagającą w tej kwestii, czymś zaskoczy. Dlatego właśnie, postanowiłam przeczytać Trzy kroki od siebie.


Stella i Will chorują na tę samą chorobę. Mukowiscydozę. O ile ona, jest wręcz maniakalną perfekcjonistką, właśnie na polu leczenia, dbania o kondycje swojego organizmu. Tak, chłopak jest jej totalnym przeciwieństwem.

Dziewczyna za wszelką cenę chce być zdrowa, a przynajmniej na tyle sprawna, by dotrwać do przeszczepu płuc, dzięki któremu jej wyrok śmierci, o kilka lat się przesunie, a ona będzie mogła w miarę spokojnie funkcjonować. O swoim zmaganiu z chorobą, opowiada na kanale youtube. Zdaje raport praktycznie z każdego etapu życia, nawet jeśli jest fatalnie. Ukazuje swoją chorobę taką, jaką jest, bez kolorowania. Nie obiera jednak nadziei, zależy jej, by każdy potrafił, na tyle ile jest to możliwe, cieszyć się tymi lepszymi chwilami. Gdy atak mukowiscydozy słabnie i nie trzeba przebywać w szpitalu.

Zupełnie inaczej sprawa wygląda u chłopaka. W jego przypadku to matka jest tą, która za wszelką cenę chce wyrwać syna, ze szponów okrutnego wyroku. Nie oszukujmy się, ta choroba zabija, prędzej niż później. Każdy, kto się z nią zmaga, ma tego świadomość. I Will wie o tym, aż za dobrze. Dlatego chce żyć, tak po prostu. Tyle ile może, robić co chce, bez żadnych zakazów. Niestety, póki nie jest pełnoletni, musi wykonywać polecenia matki. I jeździć po szpitalach, testować przeróżne metody, bez żadnego efektu. No ale, jeszcze trochę i uwolni się od przymusu leczenia. Właśnie wtedy poznaje Stellę.

Dziewczyna, która chce żyć jak najdłużej. Chłopak, któremu zależy by czas, jaki mu został, był w pełni wykorzystany. Niekoniecznie na pobyty w szpitalach. Tych dwoje się pozna, zakocha i zrozumie, że nie wszystko może być takie, jak z pozoru się wydaje.


Teraz powinnam napisać, jakże się wzruszyłam, a nawet wylałam łzy podczas czytania tej opowieści. Byłoby to jednak kłamstwem. Nie płakałam, nie byłam wzruszona. Nie doświadczyłam żadnych wzniosłych uczuć podczas obcowania z tym tytułem.

Przede wszystkim postaci. Stella to typ dziewczyny, który cholernie mnie drażni. I ja, tak naprawdę nie wierzę, że takie typy ludzi istnieją. No ale, niechaj będzie, że ona rzeczywiście była cudownie wspaniała, skupiała się na uszczęśliwianiu każdego dookoła. Aż się mdło robi na samo wspomnienie, nawet nie miałam okazji poczuć współczucie ze względu na jej chorobę.

Polubiłam Willa, chociaż był jakiś. Potrafił łamać zasady, bo przecież co mu zrobią? Miał wywalone na te całą otoczkę leczenia. Co mnie rozśmieszyło, przy opisach jego uczuć, jakie rodziły się do Stelli, serio wierzycie, że facet/ chłopak właśnie tak się zachowuje? Nie no, jak zwykle było zrobione tak, by dziewczęta miały nadzieje, że takie Will*/y drepczą po bezdrożach świata. Nie, moje drogie, nie. Tak to działa.

Kolejna sprawa to ich pożal się boże uczucie, jejku, jakież ono było bez polotu, bez czegokolwiek, co sprawiłoby, żebym przez chwilę przypomniała sobie, jak to jest, gdy pojawiają się motylki w brzuchu. Tutaj nawet zamulona ćma, nie zatrzepotała. Nędza, nędza i to okrutna. Ja rozumiem, miał być dramatyzm, bo choroba w ich przypadku, uniemożliwiała dotyk, ba oni nie mogli być bliżej niż na odległość iluś tam metrów. Smutne, łzy w oczach i tak dalej.

I ta historia mogła być spoko, tylko komuś, kto pisał, nie udało się, bo nie mogłam w ani jednym momencie, poczuć tego, co bohaterowie. No nic, dosłownie nic.

A najgorsze jest to, że widziałam fragment filmu, i ja, wiernie walcząca o wyższość książki nad filmem, stwierdzam, że w dwuminutowym zwiastunie, poczułam całą gamę emocji, niż po przeczytaniu książki. A to boli, uwierzcie. Film wyszedł lepiej od książki. Zawiodłam się okrutnie.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Media rodzina.

2 komentarze:

  1. Ja książkę czytałam i mnie bardzo poruszyła. Ze względu na sytuację, w jakiej się znajduję, bardzo mocno utożsamiam się z bohaterami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Póki co oglądałam film, ale książkę planuję nadrobić :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger