Pokazywanie postów oznaczonych etykietą media rodzina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą media rodzina. Pokaż wszystkie posty

grudnia 29, 2021

grudnia 29, 2021

Magiczny ekspres - Między światłem a cieniem

Magiczny ekspres - Między światłem a cieniem

 







Pamiętam zapowiedzi pierwszej części Ekspresu - gdy był on porównywany do Harrego Pottera, pamiętam również, jak bardzo się cieszyłam, że nigdy nie przeczytałam tej serii, która zyskała tylu fanów. Bo nie musiałam się zastanawiać, czy nowa seria, która właśnie wkraczała na rynek wydawniczy, będzie przypominała przygody Pottera.  

A później, później już czułam ogromną radość z czytania i przeżywania przygód razem z pasażerami magicznego Ekspresu. Zakończenie przyszło zbyt szybko, pozostało czekanie na kontynuację i ponownego przejazdu tajemniczym pociągiem, który przemierzał wszystkie kontynenty szukając dzieci z magicznymi cechami. 

Dlatego wyczekiwałam daty premiery, wręcz przytupywałam z niecierpliwością, aż w końcu przyjechała do mnie. Druga część Magicznego Ekspresu - czy moje oczekiwanie nie przemieniło się w rozczarowanie? Czy tym razem, wydarzenia były równie wciągające? 

Flinn nareszcie będzie pełnoprawnym uczniem Ekspresu. Wie, że jej pojawienie się w pociągu, nie było przypadkowe. I może wreszcie, odnajdzie więcej wskazówek dotyczących zaginięcia Jontego. 

Zdaje sobie sprawę, że coś musiało się wydarzyć, co sprawiło, że jej brat w niewytłumaczalny jak dotąd sposób, opuścił to miejsce. Tylko dlaczego i czy grozi mu jakieś niebezpieczeństwo? 

Tymczasem nowi znajomi, wciągają koleżankę w życie ucznia. Opowiadają różne historyjki, dzielą się swoimi problemami. Dzięki Pegs, Flinn ma okazję dowiedzieć ważnych ciekawostek. Natomiast Kasim, nakreśli nieco, kim są Szopy Pracze w pociągu i dlaczego mogą być w posiadaniu ważnych informacji dotyczących Jontego. 

Między zbieraniem informacji, a próbami pobierania nauki, po którą w końcu została tu wskazana, Flinn zwróci uwagę na dziwne zdarzenia, które będą miały miejsce w przedziałach pociągu. Pewne osoby zaczną wydawać się podejrzane. Aż wreszcie, niektóre zagadki zostaną rozwiązane, co nie oznacza, że wprowadzą spokój wśród mieszkańców Ekspresu. I wreszcie Flinn, kóra zostanie z jeszcze większą niepewnością na temat brata i jego wizerunku, który miała do tej pory w pamięci. Czy jest możliwe, że ta osoba, z którą niegdyś łączyła silna więź, mogła być inna?


Wiecie jak to jest, gdy długo się wyczekuje książki, tego wyglądania daty premiery, aż wreszcie jest! Teraz tylko musi do nas dotrzeć. I ten moment, kiedy rozpoczyna się czytanie. Ja bardzo długo wyobrażałam sobie, co będzie się działo, w jakim kierunku potoczy się fabuła, a wraz z nią, zagadka dotycząca zaginionego młodzieńca i kilku innych osób. 

Gdybym opinie do tej książki pisała moja wersja sprzed 8 lat, z pewnością byłabym bardziej surowa i może zbyt brutalna w ocenie. Aktualnie, myślę, że tę książkę można podzielić na dwie części. Pierwsza - w której nie dzieje się zupełnie nic ciekawego, Anca Sturn, chyba zrobiła bardzo brzydki zabieg, którego nie lubię u autorów. Mianowicie, postanowiła  przegadać, wcisnąć nijakie wątki i dialogi, byle tylko nastukać tekst. Dlatego zostaje serwowany, bardzo nieudolny wątek, nawet nie umiem nazwać uczucia, bardziej dziecinnego zadurzenia między Flinn, a Feodrem - chłopcem, który zrezygnował z nauki w ekspresie i podjął się pracy w kotłowni. Ładnie nazywany, przez innych mieszkańców - węglarczykiem.  Otóż należy mieć na uwadze, że Flinn jest trzynastolatką, ja wiem, dziewczynki w tym wieku mogą poczuć jakąś tam sympatię do chłopca, ale nie przesadzajmy, co na tym polu można było więcej zrobić? No nic, Dlatego, właśnie przez pierwszą połowę, jesteśmy świadkami dziecinnych kłótni, a raczej sprzeczek między tym dwojgiem. Bardzo naiwnych rozmyślań dziewczynki,nad zachowaniem Fedora. Cóż, no, ja mając 13 lat bawiłam się lalkami. Jestem z epoki, gdy dzieciństwo było dłuższe.  Trudno jest mi ocenić, o czym dziewczynka w tym wieku można marzyć w relacji z przyjacielem. 

Zostawmy te rozważania, ponieważ nie o tym jest książką - a jednak, przez połowę tekstu, niestety czytelnik musi sobie z nimi poradzić. By w końcu, po przekroczeniu magicznej strony. Nagle nasz pociąg, dostał wiatru w żagle, albo dokładkę do pieca - węglarczyk wziął się wreszcie za robotę, zamiast marzyć o małolacie. 

Akcja nabiera takiego tempa, że naprawdę się bałam, że ten nasz ekspres się wreszcie wykolei i nici z rozwiązania zagadki.  I teraz jest problem natury takiej, autorka - wprawdzie jest to druga książka  w dorobku, dlatego jestem łaskawa, ale jednak. Pokusiła się o znanych wśród pisarzy chwyt, mielenia o niczym w pierwszej części, by później zaserwować jazdę bez trzymanki, rozwalić wszystko i zostawić czytelnika z chaosem w głowie.  Naprawdę, nienawidzę tego, bo jestem zła. Mam świadomość, że jest wielkie prawdopodobieństwo powtórki w trzecim tomie. I ja, teraz co mam zrobić? Zostawić, serię, która naprawdę miała świetne rokowania. Może dalej nie jest zła - tylko mój wiek, lekko nie odnajduje się w aż tak młodzieńczych relacjach uczuciowych. Bo sama przygoda i zamysł, jest w bardzo moim guście. 

Rozpisałam się szaleńczo, ale to dlatego, że po limicie tekstu na Instagramie (tak, tam też jestem) miałam okropny niedobór słów I teraz, gdy nikt już mnie nie blokuje, czuje radość z pisania. Potrzebowałam sporo czasu by wrócić na stare śmieci, więc teraz będą lekko długie te moje teksty. 

Wracając do Magicznego Ekspresu - nie chcę jednoznacznie krytykować, ponieważ opisywane przygody są naprawdę ciekawe i potrafią w świetny sposób wprowadzić czytelnika w wykreowany świat. Myślę, że nie zawsze się to udaje pisarzowi, a zwłaszcza temu rozpoczynającemu. Dlatego nie chcę, zniechęcać ani siebie, a tym bardziej potencjalnych zainteresowanych serią. Mimo to, muszę być szczera, początek drugiego tomu, jest nudnawy, trzeba przez niego przebrnąć. A później, później leci samo. Czy polecam? Tak, ale trzeba mieć świadomość o wadach - chociaż są one w subiektywnej ocenie, innym mogą się podobać. 



stycznia 04, 2021

stycznia 04, 2021

Wybrańcy

Wybrańcy



Wiele lat minęło, odkąd przeczytałam trylogię Niezgodna, autorstwa Roth. I szczerze mówiąc, tamta wywarła na mnie mieszane uczucia. Bo zamysł był naprawdę świetny, tylko autorka miała jeszcze nie za bardzo dopracowany warsztat pisarski.

 Niemniej, kiedy ukazała się zapowiedź Wybrańców, doszłam do wniosku, że trzeba dać kolejną szansę autorce, bo minęło sporo czasu od poprzednich i z pewnością zaszła zmiana w Veronice Roth, jak i jej stylu pisania. Poza tym, opis fabuły niesamowicie intrygował. I z jednej strony bałam się, bo reklamy były fascynujące - co nie zawsze idzie w parze z jakością treści. Mimo to, książkę postanowiłam przeczytać. A czy było warto i jakie emocje towarzyszyły podczas czytania, napiszę poniżej. 




Wybrańcy zaczynają się od wywiadów i raportów, są to zapiski wydarzeń, które miały miejsce przed dziesięcioma laty. Wtedy,  Stany Zjednoczone zostały zaatakowane przez dziwnego i niebezpiecznego osobnika. Nazwano go Mrocznym, nikt i nic nie było wstanie powstrzymać zniszczenia, jakie niósł wraz ze swoim przybyciem. Ofiary były liczone w tysiącach, a ich śmierć była wręcz przerażająca. I oto, okazuje się, że w przepowiedni pojawili się Oni - Wybrańcy. Pięcioro nastolatków, a w sumie jeszcze dzieci.  Otrzymali zadanie by stawić czoła groźnemu przeciwnikowi. Na początku muszą zostać odpowiednio przygotowani do tej roli. 

Gdy ich misja  została wykonana, a życie wróciło do normy, powinni cieszyć się z wygranej i pławić w chwale bohaterstwa. Niestety, nie wszyscy potrafili uporać się z wydarzeniami, których byli częścią. Najbardziej pokiereszowana psychicznie wydaje się Sloan, to ona musiała bezpośrednio skonfrontować się z Mrocznym, została porwana i przetrzymywana. Nikt nie wie, co wydarzyło się w tamtym czasie i czego doświadczyła. Nigdy nie opowiedziała o tamtym zdarzeniu, nikomu. Nawet swojemu ukochanemu, z którym żyła przez wiele lat i  łagodził tkwiące wewnątrz niej demony. 

Sloan najbardziej czuła się zżyta z Albim, może dlatego, że on rozumiał jej słabość i roztrój emocjonalny. Może też, łączyło ich wspomnienie porwania, które razem musieli przeżyć. Jedno jest pewne. Ta dwójka najgorzej radziła sobie z traumą po stoczonej bitwie. A radość i powrót do normalnego życia wydał się nieosiągalny.
 Co innego można było powiedzieć o pozostałej trójce. Matt - dowódca i oaza spokoju. Wiedział jak panować nad emocjami i co zrobić, aby grupa działała wspólnie. Twierdził, że zna Sloan lepiej, niż ona sama, tylko czy aby na pewno? Easter przekuła swoją misję w interes, dzięki czemu istniała w mediach społecznościowych i mogła naprawdę cieszyć się ze swojej sławy. Nie wracała wspomnieniami do walki, martwiła się o chorą na raka matkę i to było jej problemem numer jeden.  Najmniej wiemy na temat Ines, która wydawała się wyciszona, mało kontaktowa. Jakby była tłem całej piątki. 

Fabuła głównie dotyczy Sloan oraz jej walki z przeszłością, od której nie potrafi się uwolnić. Niby jest dobrze, ma chłopaka, mieszkają razem, a jednak nie czuje spokoju. Gdy mija głośna i radosna dziesiąta rocznica ich wygranej, okazuje się, że nie ona jedna nie radzi sama ze sobą. Przełomowa chwila, która zatoczy krąg. 

Nie mogę napisać za wiele o fabule. Tutaj trzeba poznać samemu, ponieważ Veronica Roth, genialnie steruje czytelnikiem.  Mnie troszkę nużą opisy - akcja zaczyna się od końca.  No nie dokładnie tak jest. Ma swój początek, nieco inny i właśnie dlatego, tak intryguje. Bo zaczyna w momencie, którego się nie spodziewamy.  W dodatku całość, jest podzielona na trzy części, które oddzielają od siebie pewne wydarzenia.  Mnie bardzo ciekawił rozwój wypadków i tego, w jaki sposób potoczy się akcja.
 Podczas czytania, czułam ogromne zaciekawienie i taką niewiadomą. Nie spodziewałam się, że autorka tak dobrze skonstruuje nową historię fantasy, by naprawdę mogła jeszcze zaskoczyć. A jednak się udało. 
 Na uwagę zasługuje igła, która była dołączona do egzemplarza książki. Bardzo byłam ciekawa dlaczego? No i wyjaśnienie można znaleźć, czytając książkę. Jednak nie będzie ono, tak wiadome, jak się może wydawać.

Wybrańców naprawdę warto przeczytać i myślę, że z tej historii byłyby świetny film. Ten tytuł Roth, przebił trylogię Niezgodnej bez dwóch zdań. Mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać kolejne książki w tym klimacie. Bo kończąc, czułam smutek, że to już. 


PREMIERA - 13.01.2021r. 


kwietnia 13, 2020

kwietnia 13, 2020

Cynamon sekrety i ja

Cynamon sekrety i ja


Nadeszła pora, na zakończenie cynamonowych tajemnic. Rozwiązania zagadki, niewyjaśnionych przeskoków między światami Vicky. Na wszystkie zadane pytania, nareszcie otrzymamy odpowiedzi i później, pozostanie nam, pożegnać się z bohaterami.  
Długo zastanawiałam się w jaki sposób autorka poprowadzi fabułę, czy rozwiązanie od razu miała w głowie? Czy może postaci zaczęły żyć własnym życiem i finał nastąpił sam z siebie. Jedno jest pewne, sekrety ujrzą światło dzienne, a jakie wniosą zmiany w życiu głównych bohaterów? 


Tym razem, nasza Vicy trafia do świata pararealnej siebie, gdzie jej rodzina wygląda niemalże idealnie, tak, jak zawsze chciała, by zostało u niej w domu. Tylko, dlaczego jej drugie Ja, zachowuje się tak dziwnie, kiedy wracają na swoje miejsca? Za każdym razem, okazuje się, że dziewczyna, robi okropny bałagan w całym domu. Jakby chciała zrobić totalną demolkę. Co ją ku temu skłania? Dlaczego nie współpracuje, jak poprzednie wcielenia? Konstantin ma swoje teorie, a już niedługo okażą się one słuszne. 

W dodatku w prawdziwym życiu, między dwojgiem zakochanych, stanie na drodze, piękna sąsiadka i zupełnie nie przypadkiem, była dziewczyna Konstantina. Jak się okaże, wprowadzi sporo zamieszania w życiu tych dwojga.  

Jak już mowa o życiu uczuciowym, nasza bohaterka, w końcu dowie się, co było powodem rozstania rodziców. Dlaczego do niego doszło i kto przyłożył do tego ręce. Sprawa, okaże się bardziej skomplikowana, niż można by było przypuszczać. A wszystkiemu, okażą się winne cukierki. 



Trudno jest pisać o ostatniej części, w taki sposób, by jak najmniej wyjawić, a zachęcić do sięgnięcia po książkę. Myślę, że tutaj nie pozostaje za wielki wybór, jeśli ktoś dojechał do końca drugiego tomu, nie pozostaje nic innego, jak przeczytać trzeci i dowiedzieć się dlaczego Victoria przemieszczała się miedzy wymiarami. 

Ja mogę napisać, że zachowanie jej ostatniego wcielenia, będzie okropnie drażniące i nijak nie będzie można polubić tej postaci. Swoim postępowaniem, okrutnie mnie drażniła i jakbym była na miejscu Vicky, miałabym ochotę skopać tyłek, tamtej swojej wersji.  

Co do samej zagadki, dlaczego Vicky cierpiała na tę przypadłość? No powiem szczerze, akurat takiego wyjaśnienia absolutnie się nie spodziewałam. Nie wiem, czy oczekiwałam właśnie tego. Nie specjalnie zrobiło na mnie wrażenie. Troszkę czułam się zawiedziona. Gdzieś tam w środku, chciałam żeby to było bardziej z efektem wow. No niestety, nie doświadczyłam aż takich emocji, co nie znaczy, że było źle.  

Bardziej jestem ciekawa, czy autorka powiedziała ostatnie słowo. Mimo, że zakończenie wyjawia wszystkie sekrety, to jednak odniosłam wrażenie, jakby ta historia jeszcze całkowicie się nie zakończyła. I można by, sporo namieszać w fabule. Z jednej strony chyba bym chciała. Z drugiej, obawiam się, by nie wyszedł efekt przekombinowania. 

No nic,  zobaczymy co czas przyniesie. Cynamon przechodzi do serii przeczytanej, która w ogólnych rozrachunku plasuje się całkiem przyzwoicie. To przyjemna trylogia, z którą można spędzić wieczory w ramach relaksu. Ja ze swojej strony polecam. 


Książkę przeczytałam, dzięki uprzejmości wydawnictwa Media Rodzina. 




lutego 23, 2020

lutego 23, 2020

Cynamon kłopoty i ja

Cynamon kłopoty i ja
 


Z Cynamonem to u mnie trochę jak z burzliwym związkiem. Pierwsza część chwilami, okrutnie denerwowała i już w pewnym momencie, powiedziałam sobie koniec, nie będę się brała z drugi tom, ale było coś, co mnie kusiło. Dlatego gdy ujrzałam zapowiedzieć, no nie potrafiłam się oprzeć. Pomyślałam, że druga szansa, a jeśli się rozczaruje, rzucam w kąt i suchej nitki nie zostawię. Takie miałam mocne postanowienie. 
Książkę przeczytałam dawno, jeszcze w ubiegłym roku, latem z tego co pamiętam. Tylko nie potrafiłam zabrać się za opisanie. Sama nie rozumiem dlaczego. I teraz, kiedy wyszła zapowiedzieć trzeciej, myślę sobie, trzeba wreszcie wypowiedzieć się o poprzedniczce, czy trafiła do kąta i teraz spadną na nią cięgi krytyki? O tym przekonacie się w dalszej części tekstu. 


Vicky już oswoiła się ze swoimi przeskokami między światami. Teraz tylko pozostaje zrozumieć jaki mają one cel i wyciągać z nich jak najwięcej wniosków. 
Tym razem, kolejna wizyta w ciele para realnej Victorii ukazuje, zupełnie inną rzeczywistość niż poprzednio.  Świat w jakim żyje jej drugie wcielenie, jawi się na pewien sposób smutno i sprawia, że nasza bohaterka czuje smutek, ale wdzięczność za to, gdzie żyje i jakie relacje łączą ją z rodziną. 

Tym razem, przygody będą może mniej szalone, chociaż nie, będzie się działo. Tylko druga Vicky okaże się zupełnym przeciwieństwem poprzedniczki, a nawet mniej odważna od naszej Victorii. Brzmi nieco poplątanie, ale jeśli ktoś już rozpoczął swoją przygodę z Cynamonem, powinien zrozumieć. 

W każdym razie, będziemy świadkami postępów poszukiwań ciotki Vicky, poznamy nowych mieszkańców pensjonatu, którzy sporo namieszają w całym domu. Będzie sporo nowych, kluczowych informacji, ale niestety nie uzyskamy jeszcze odpowiedzi na najważniejsze pytania.
Jedno jest pewne, uczucie zakochanych nie osłabnie, a nasza bohaterka zrozumie, że niesienie pomocy, nie zawsze wychodzi na dobre. 


Trudno, a raczej burzliwie rozpoczęła się moja przygoda z Cynamonem. Byłam bliska zaniechania czytania, ale gdzieś w środku czułam, że muszę. Nie umiałam się rozstać z bohaterami książki. A ciekawość przypadłości bohaterki zaintrygowała mnie do tego stopnia, że nie było wyjścia. Musiałam dać szansę, czego teraz nie żałuję.  Ponieważ Cynamon. kłopoty i ja, przeczytałam ekspresowo. Pochłaniałam książkę, śledząc z zaciekawieniem każde kolejne wydarzenia. Nie odczułam nudy, czy wątpliwości, czy aby słusznie dałam szansę.  Nic podobnego. 

W tej części, Vicky jest bardziej ogarnięta w tych przeskokach między światami. Potrafi więcej dowiedzieć się o swoich wcieleniach, wszystko za sprawą pomysłu, na jaki wpadła jej przyjaciółka. Dzięki temu, obie osoby, mogą zostawiać informacje na swój temat oraz tego, jakie prowadzą życie. Oczywiście nie zabraknie wpadek, które troszkę namieszają w życiu obu nastolatek. 

No i jeszcze jedna sprawa. Wydarzy się coś, czego nikt - nawet ja, nie mógł się spodziewać. Jestem ciekawa, jak akcja dalej się potoczy, ponieważ po tym, co ujawniło się w drugiej części, zastanawiam się w którym kierunku całość zmierza. Mam nadzieje, że poziom będzie utrzymany, a jeśli poszybuje do góry, to tylko się cieszyć. 

Myślę, że po tę serię można śmiało sięgnąć. Każdy, kto tak jak i ja, interesuje się podróżami w czasie i podobną tematyką, spędzi przyjemnie czas podczas lektury Cynamonu. 


Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Media Rodzina. 

grudnia 13, 2019

grudnia 13, 2019

Royal. Miłość z aksamitu

Royal. Miłość z aksamitu


W końcu nadeszła pora, by opisać ostatni tom serii Royal oraz podsumować całą historię. Jeśli ktoś śledzi moje opinie od początku, wie jak zmienne bywało moje zdanie na temat poszczególnych części. Bo i poziom autorki wydawał się to spadać, to szybować nieco w górę. 

Jak było na ostatniej prostej? Czy Valentina Fast zaskoczyła czytelników i jeżeli tak, to czym? No i przede wszystkim, odpowiedź na główne pytanie, warto przeczytać serię Royal? O tym już za chwilę. 

Zbliża się ślub przyjaciółki Tatiany, do którego przygotowywało się niemalże całe królestwo. Uroczystość ma być piękna, bo i dopięta na ostatni guzik. I chociaż główna bohaterka, ma przed sobą trudne zadanie - wytrzymać towarzystwo księcia, który złamał jej serce. To cieszy się ze szczęścia jedynej, z którą połączyła nic przyjaźni.  

Na wiele zagadek jeszcze nie uzyskała odpowiedzi, ale ma świadomość, jak wieloma kłamstwami była otaczana do tej pory, pozostaje więc pytanie, jakie będą miały skutki w przyszłości Tani? 

W końcu, gdy wszyscy zebrani świętują zaślubiny, okazuje się, że Viterra została zaatakowana. Nie wiadomo kto i dlaczego dokonał napaści. Tatianie przypadkowo udaje się uciec tajnymi przejściami, a miejsce do którego trafia sprawia, że całe dotychczasowe życie, zostaje postawione głowę. A to dopiero początek trudności jakie staną na jej drodze. 

Okaże się, że rozterki z jakimi zmierzała się do tej pory, były niczym w porównaniu do tego, co teraz będzie musiała zrozumieć i poukładać w głowie. No i najważniejsze, dziewczyna będzie miała świadomość, że część przyjaciół została w niebezpieczeństwie. Plan pomocy jest trudny, ale czy niemożliwy? 

Do czego doprowadzi nas finał książki? Jakie wydarzenia czekają naszych bohaterów i czym jest prawdziwe szczęście? 


Powinnam szczerze napisać, jak wiele mieszanych uczuć towarzyszyło mi podczas czytania Royal. Pamiętam, jak pozytywne emocje odczuwałam po pierwszej części. Byłam zachwycona lekkością i bajkowym klimatem książki. Naprawdę, zostałam wręcz nim oczarowana.
 Później, dostałam kuksańca w bok, bo kontynuacja okazała się po prostu nudna i przeciągana, byle tylko było coś. Żadnych konkretów, takie flaki z olejem, które można sobie odpuścić i przeskoczyć do następnego rozdziału, a raczej tomu. 

Tak się niestety działo dosyć często, pierwsza połowa książki nieznośnie nużyła, później autorka musiała się ocknąć z letargu i nadrabiała na końcówce. I piszę o całej serii, nie tylko tym ostatnim. A skoro już o nim mowa. Miłość z aksamitu jest przyzwoicie napisana. Nie mogę wyznać, że mnie powaliła na kolana, byłoby to jawnym kłamstwem. Po prostu w tym przypadku, autorka już nie mogła sobie pozwolić na wodzenie czytelnika za nos, potrzebne były konkrety, wyjaśnienia pewnych niedokończonych spraw i wreszcie rozstrzygnięcie losów naszych bohaterów. Tak też się stało. 

Mogę zatem napisać, jestem usatysfakcjonowana. Bo pewne elementy były nawet dla mnie zaskoczeniem. Na przykład osoby, która była zdrajcą, w życiu bym się nie spodziewała, że to właśnie ta postać. 

Kolejna sprawa, bardzo ciekawie autorka ukazała motyw świata pod kopułą, dlaczego ludzie odcięli się od tego co było z zewnątrz i reakcja mieszkańców na atak. Myślę, że Valentina Fast bardzo dobrze poradziła sobie z tym wątkiem i ciekawie go poprowadziła. Tutaj naprawdę ogromny plus. 

Sami bohaterowie, no jak wspomniałam wcześniej, kilka części wstecz, Tatiana okrutnie mnie drażniła, nie wspominając Philippa. Tutaj czytałam ze względu na Henry'ego, postać najlepsza, najbardziej pozytywna. Według mnie, był filarem tej serii. Dla niego, chciałam wracać do książki, gdy czułam ogromne znużenie. 

Podsumowując, seria Royal jest dosyć nawiną i momentami ckliwą bajeczką. Można poczytać dla relaksu. W chwili, gdy czujemy przesyt czymś ciężkim i potrzebujemy oderwania od codzienności. Jest to seria dla niewymagających. Bo jeśli liczycie na serie o Bóg wie, jakim poziomie, możecie się srogo rozczarować. I nie, nie zniechęcam, uczciwie informuje. Seria Royal jest tak lekka, że można sobie podczytywać do porannej kawy, a nie przeżywania ogromu emocji. 


Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Media  Rodzina,


listopada 09, 2019

listopada 09, 2019

Royal. Przysięga ze złota

Royal. Przysięga ze złota



Dawno mnie tutaj nie było, ale w końcu nadeszła chwila, kiedy postanowiłam powrócić, niczym feniks z popiołu i tak dalej.

I tak oto, dziś przychodzę z opinią, do piątej już części serii Royal. Przysięga ze złota. Musiałam nieco poczekać na przeczytanie kontynuacji, przyznam się szczerze, byłam niezmiernie ciekawa, co wydarzy się w krainie Viterry. No i najważniejsze, jaki poziom utrzymuje autorka. Bo pamiętam, że w poprzednich tomach bywało różnie, ale nie przedłużając, słów kilka na temat tej, która miała odkryć wiele tajemnic.

Mam nadzieje, że dla osób, które nie zapoznały się z serią, czytanie tekstu, może okazać się spoilerem? Skoro już wszystko mamy jasne, możemy zająć się fabułą. Zapraszam do czytania!

Tatiana z coraz większymi emocjami oczekuje finału. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że z pozoru przyjemna zabawa w show, zamieniła się nie tylko w huśtawkę na polu sercowym, ale i stała się zagrożeniem dla jej życia. Teraz powoli dochodzi do formy, ale strach przed tymi, którzy ją uwięzili i grozili, pozostaje. Kto i dlaczego posunął się do czegoś takiego? Czy sprawca zostanie zatrzymany? Na odpwowiedzi, jeszcze chwilę wraz z bohaterką będziemy musieli poczekać.

Tymczasem trwają przygotowania do najważniejszego wieczoru. Philip ma wybrać tą jedyną, pozostały tylko dwie uczestniczki, Charlotte i Tatiana, pierwsza jest pewna swej wygranej, druga szczerze wierzy w deklaracje księcia. Chce jedynie, mieć już za sobą ten ostatni występ. I móc w pełni cieszyć swoim uczuciem.

Niestety jak to w takich historiach bywa, scenariusz jest nieco inny. W najbardziej podniosłym momencie, książę zaskakuje swoją decyzją. Wszystkich, oprócz mnie.

A później, później mamy dramat naszej odrzuconej, niedoszłej przyszłej królowej. Co można oczywiście zrozumieć. Zawód miłosny i to na oczach publiki. Musiało zaboleć. Dlatego też, by wyleczyć zszargane emocje, dziewczyna udaje się w pewne miejsce, gdzie ma nabrać dystansu i nabrać nowego doświadczenia, które być może w przyszłości pomoże w dalszej karierze zawodowej, bardziej domyślni, z pewnością będą wiedzieli, o co chodzi, a do czego niebawem powrócę w tekście.

Odrzucona i zraniona Tatiana, przygotowania do ślubu przyjaciółki i pierwsze kroki w nowej rzeczywistości po konkursie, jak się to skończy?

Napiszę szczerze, już na wstępie. Decyzja o dokończeniu tej serii była pod wpływem, wydarzeń, które miały miejsce w minionym czasie. I chyba zakończyłabym przygodę z tą serią wcześniej, gdyby nie fakt, że potrzebowałam czegoś naprawdę lekkiego do poczytania. Royal miałam już rozpoczęty, więc postanowiłam dać szansę autorce. Czy słusznie?

Zacznijmy od postaci Tatiany. No była jaka była. Na początku bardzo polubiłam, w jaki sposób wykreowała ją autorka. Niestety im dłużej w Royal, tym bardziej miałam dosyć. Naprawdę. Ona była taka naiwnie męcząca. Tak, możemy wszystko tłumaczyć młodością, ale czytelnik może znosić pewne zachowania przez chwilę, a nie trzy kolejne części, Najbardziej rozbawiły mnie, czego zresztą do tej pory nie rozumiem, lekcje walk. Nie wiem, nie mam pojęcia, dlaczego Fast, uparła się, by stworzyć obraz walecznej nastolatki, która co? No właśnie, w jaki sposób wykorzysta swoje umiejętności?

Kolejna sprawa, Philip, ojejku, jakże prawdziwie napisała jedna z recenzentek, autorkę znowu poniosło. Bo sceny z księciem były tak męczące, że aż nie chciało się tego czytać i jak widziałam jego imię w tekście, miałam ochotę przekartkować książkę. Nie o taki efekt chyba chodziło? A może. Nie znam się w sztuczkach wielokątów miłosnych.

Chyba najlepszą postacią, o której z przyjemnością się czytało, był Henry. Tak, to taka osoba, której pojawienie się powodowało uśmiech na twarzy. I chyba dla niego, chce się czytać. Nawet jeśli nie jest teoretycznie postacią przewodnią.

Przysięga ze złota, jest nudna. Naprawdę muszę to napisać. Ponieważ oprócz momentu wyboru wybranki życia, do samego zakończenia, nie dzieje się nic, co mogłoby sprawić, że te wszystkie strony miały sens. Fabuła, której zresztą próżno szukać, jest przegadana w byle jaki sposób. Główni bohaterowie zaczynają męczyć niemiłosiernie. Gdyby nie posiadanie finalnego tomu, pewnie bym się nie pokusiła o sięgnięcie. A tak, zrobiłam to, by mieć po prostu za sobą.

Na ogólne podsumowanie Serii Royal, przyjdzie czas, dziś muszę Wam napisać, jak to jest z Przysięgą, a niestety, w moim odczuciu, wyszło bardzo źle. Nawet potrzeba czegoś niewymagającego nie pomogła, Umęczyłam się czytaniem. Szkoda.




Książkę miałam możliwość przeczytać dzięki wydawnictwu Media Rodzina.



lipca 13, 2019

lipca 13, 2019

Trzy kroki od siebie

Trzy kroki od siebie


Sięgnęłam po ten tytuł, ponieważ byłam bardzo ciekawa, czy ukazana historia, mimo tematyki, będzie umiała mnie podbić. Motyw chorób i miłości, która nie ma prawa się przytrafić, była i chyba nadal jest radośnie wykorzystywany przez autorów. No ale, może akurat się przytrafi, że jednak forma mnie, nieco wymagającą w tej kwestii, czymś zaskoczy. Dlatego właśnie, postanowiłam przeczytać Trzy kroki od siebie.


Stella i Will chorują na tę samą chorobę. Mukowiscydozę. O ile ona, jest wręcz maniakalną perfekcjonistką, właśnie na polu leczenia, dbania o kondycje swojego organizmu. Tak, chłopak jest jej totalnym przeciwieństwem.

Dziewczyna za wszelką cenę chce być zdrowa, a przynajmniej na tyle sprawna, by dotrwać do przeszczepu płuc, dzięki któremu jej wyrok śmierci, o kilka lat się przesunie, a ona będzie mogła w miarę spokojnie funkcjonować. O swoim zmaganiu z chorobą, opowiada na kanale youtube. Zdaje raport praktycznie z każdego etapu życia, nawet jeśli jest fatalnie. Ukazuje swoją chorobę taką, jaką jest, bez kolorowania. Nie obiera jednak nadziei, zależy jej, by każdy potrafił, na tyle ile jest to możliwe, cieszyć się tymi lepszymi chwilami. Gdy atak mukowiscydozy słabnie i nie trzeba przebywać w szpitalu.

Zupełnie inaczej sprawa wygląda u chłopaka. W jego przypadku to matka jest tą, która za wszelką cenę chce wyrwać syna, ze szponów okrutnego wyroku. Nie oszukujmy się, ta choroba zabija, prędzej niż później. Każdy, kto się z nią zmaga, ma tego świadomość. I Will wie o tym, aż za dobrze. Dlatego chce żyć, tak po prostu. Tyle ile może, robić co chce, bez żadnych zakazów. Niestety, póki nie jest pełnoletni, musi wykonywać polecenia matki. I jeździć po szpitalach, testować przeróżne metody, bez żadnego efektu. No ale, jeszcze trochę i uwolni się od przymusu leczenia. Właśnie wtedy poznaje Stellę.

Dziewczyna, która chce żyć jak najdłużej. Chłopak, któremu zależy by czas, jaki mu został, był w pełni wykorzystany. Niekoniecznie na pobyty w szpitalach. Tych dwoje się pozna, zakocha i zrozumie, że nie wszystko może być takie, jak z pozoru się wydaje.


Teraz powinnam napisać, jakże się wzruszyłam, a nawet wylałam łzy podczas czytania tej opowieści. Byłoby to jednak kłamstwem. Nie płakałam, nie byłam wzruszona. Nie doświadczyłam żadnych wzniosłych uczuć podczas obcowania z tym tytułem.

Przede wszystkim postaci. Stella to typ dziewczyny, który cholernie mnie drażni. I ja, tak naprawdę nie wierzę, że takie typy ludzi istnieją. No ale, niechaj będzie, że ona rzeczywiście była cudownie wspaniała, skupiała się na uszczęśliwianiu każdego dookoła. Aż się mdło robi na samo wspomnienie, nawet nie miałam okazji poczuć współczucie ze względu na jej chorobę.

Polubiłam Willa, chociaż był jakiś. Potrafił łamać zasady, bo przecież co mu zrobią? Miał wywalone na te całą otoczkę leczenia. Co mnie rozśmieszyło, przy opisach jego uczuć, jakie rodziły się do Stelli, serio wierzycie, że facet/ chłopak właśnie tak się zachowuje? Nie no, jak zwykle było zrobione tak, by dziewczęta miały nadzieje, że takie Will*/y drepczą po bezdrożach świata. Nie, moje drogie, nie. Tak to działa.

Kolejna sprawa to ich pożal się boże uczucie, jejku, jakież ono było bez polotu, bez czegokolwiek, co sprawiłoby, żebym przez chwilę przypomniała sobie, jak to jest, gdy pojawiają się motylki w brzuchu. Tutaj nawet zamulona ćma, nie zatrzepotała. Nędza, nędza i to okrutna. Ja rozumiem, miał być dramatyzm, bo choroba w ich przypadku, uniemożliwiała dotyk, ba oni nie mogli być bliżej niż na odległość iluś tam metrów. Smutne, łzy w oczach i tak dalej.

I ta historia mogła być spoko, tylko komuś, kto pisał, nie udało się, bo nie mogłam w ani jednym momencie, poczuć tego, co bohaterowie. No nic, dosłownie nic.

A najgorsze jest to, że widziałam fragment filmu, i ja, wiernie walcząca o wyższość książki nad filmem, stwierdzam, że w dwuminutowym zwiastunie, poczułam całą gamę emocji, niż po przeczytaniu książki. A to boli, uwierzcie. Film wyszedł lepiej od książki. Zawiodłam się okrutnie.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Media rodzina.

maja 28, 2019

maja 28, 2019

Cynamon, chłopaki i ja

Cynamon, chłopaki i ja




Po literaturę młodzieżową, zawsze chętnie sięgałam, nie miałam z tym jakoś nigdy problemu. Chociaż od pewnego czasu, nieco rozjechało się moje zainteresowanie tym gatunkiem. Cynamon jednak już miałam, nie wypadało więc nie przeczytać. Jestem sroką okładkową, a ta jest naprawdę w moim klimacie, pozostawało pytanie, czy opisana historia, również wpasuje się w mój gust?


Vicky jest typową nastolatką, ma swoje kompleksy, ma też prawdziwą przyjaciółkę i pewną dosyć ciekawą, ale i kłopotliwą przypadłość. Czasami, gdy poczuje zapach cynamonu, przenosi się w inne miejsce. Tak, dokładnie tak. Jest w alternatywnej rzeczywistości. W swoim ciele, ale o nieco zmienionym wyglądzie, jak i otoczeniu. Dlaczego tak się dzieje? Tego nie wiadomo. Jej przyjaciółka ma swoje pewne teorie, ale na razie, żadna nie ma potwierdzenia.

Tymczasem dotychczasowe życie Vicky, toczy się wokół szkoły, nadchodzącego balu u jednej z najbogatszych rodzin i mamy. Może to dziwnie zabrzmiało, ale odkąd mama rozstała się z jej ojcem, jest sama. I każdy tym się interesuje, chce znaleźć odpowiedniego kandydata na męża.

Nastolatka ma problem z chłopcami, wiadomo w tym wieku to normalka. Jest po uszy zakochana w jednym, najbardziej jej zdaniem przystojnym młodzieńcem. Niestety ten, nie wykazuje żadnego zainteresowania. Co gorsza, podczas przeskoków w czasie, okazuje się, że jej alter ego, w przeciwieństwie do niej samej, bardzo dobrze sobie radzi w tych sprawach. I podczas tych podróży, zaczynają się dziać zabawne i chwilami kłopotliwe sytuacje.

Jest ich dwie, zupełnie różne, a jednak te same. Nie mają pojęcia, dlaczego co jakiś czas zamieniają się swoimi ciałami i lądują w zupełnie innej rzeczywistości. Co z tego może wyniknąć?


Na początku byłam niesamowicie ciekawa tej książki. Od zawsze lubiłam tematykę podróży w czasie. Po mojej ukochanej trylogii czasu jestem otwarta na każdą podobną. Dlatego, gdy przeczytałam opis cynamonu, bardzo chciałam przeczytać. No i, okazało się, że niezupełnie jest tak, jak oczekiwałam.

Owszem były przeskoki, ale całość jakaś taka rozwleczona, przegadana nie tam, gdzie trzeba i odnosiłam wrażenie, jakby autorka miała pomysł, ale nie umiała go przełożyć na fabułę. Przez co improwizowała. Niestety, takie uczucia towarzyszyły mi przez pierwsze chyba 170 stron. Tak, sprawdziłam, kiedy zaczęło się dziać na tyle ciekawie, bym chciała kontynuować Cynamon.

Później faktycznie robi się ciekawej. Przerzuty w czasie zaczynają mieć jakiś sens. Przede wszystkim są dłuższe, przez co wydarzenia nabierają innego znaczenia. Chwilami było naprawdę zabawnie, mogłam wczuć się w emocje bohaterki.

Lubię od czasu do czasu poczytać młodzieżówki, nie uważam, by były kierowane tylko i wyłącznie do grupy docelowej. W tym przypadku troszkę się rozczarowałam, nie potrafiłam wczuć w pewne sytuacje i dosyć długo fabuła po prostu mnie nudziła. Aż zaczęłam się zastanawiać, czy to czasem nie jest pora, by zakończyć przygodę z tą kategorią.

Mimo wszystko, obiektywnie oceniając książkę, muszę napisać, że nie jest ona zła. Po prostu u mnie nie zaskoczyło tak, jakbym tego sobie życzyła. Przynajmniej nie od razu. I chyba dlatego czuje się rozczarowana. Niemniej, książkę polecam fanom młodzieżówek.




Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Media Rodzina.


marca 07, 2019

marca 07, 2019

Mia i biały lew

Mia i biały lew


Od zawsze lubiłam książki, które dotyczyły przyjaźni między człowiekiem a zwierzęciem. Nie wiem, ale takie historie zawsze mnie rozczulały i wywoływały wiele przeróżnych emocji, zależnych od tego, jak potoczyły się losy.

Tym razem miałam możliwość poznać Mię i jej białego lwa. Duet dosyć osobliwy i można by powiedzieć, nieco niebezpieczny, jeśli chodzi o postać zwierzęcia. Jak wyglądały początki relacji tych dwojga, czy przyjaźń między człowiekiem a groźnym drapieżnikiem jest możliwa?


Mia wraz z rodzicami i starszym bratem zamieszkała w Afryce, na farmie dziadka, który przepisał ją swojemu synowi. Teraz ojciec dziewczynki, stara się, by to miejsce znowu odzyskało dawną świetność. Niestety ona, czuje się tam nieszczęśliwa. Przeprowadzka z Londynu była wbrew jej woli, zostawiła swoich przyjaciół, miejsca, które lubiła. W tym nowym i dzikim miejscu czuje się odosobniona.

Zupełnie inaczej nową sytuację odbiera jej brat, który jest bardzo wrażliwy, zwłaszcza na krzywdę zwierząt. W jego pokoju jest mnóstwo poranionych przedstawicieli różnych gatunków. Chłopiec bardzo mało się odzywa. Często ma w nocy koszmary, po których budzi się z krzykiem. Wierzy w pewną historię, którą opowiada mu matka, ale czy jest to tylko wymyślona legenda? Czy tkwi w niej ziarenko prawdy?

Dziewczynka bardzo długo buntuje się, nie potrafi pogodzić ze zmianą, jaka nastąpiła w jej życiu. I nawet gdy w ich domu pojawia się wyjątkowe zwierzę — biały lew, nie chce się z nim zapoznać. Ignoruje go i unika. Jednak mimo jej niechęci, kocię zaczyna dreptać właśnie za nią. Powoli zdobywa sympatię małej buntowniczki. A więź, jaka się stworzy między tym dwojgiem, zadziwi wielu ludzi.


Książkę czyta się niemal ekspresowo, tylko otworzyłam paczkę z przesyłką, siadłam i przeczytałam. A sama historia bardzo mnie wciągnęła. Poznajemy główną bohaterkę oraz jej rodzinę, wydaje się, że tworzą oni niemalże idealny obraz, który zakłóca krnąbrność dziewczynki. Jej niechęć do miejsca, w którym zamieszkała, otoczenia i szkoły, bije z każdej strony. W dodatku Mia nie lubi słuchać o tym, co dzieje się na farmie. Zwierzęta zamieszkujące ich dom, są dla niej przeszkodą.

Można by powiedzieć, że pierwsze strony ukazują, narzekającą na wszystko i wszystkich Mię, z jednej strony jest to troszkę irytujące, z drugiej jednak należy mieć na uwadze, że ona po prostu tęskni za swoim dawnym światem, a tutaj czuje się wyobcowana.

Moment, w którym zaczyna darzyć sympatią białe lwiątko, jest punktem zwrotnym, ale nie tylko w jej życiu. Dzięki tej relacji Mia zaczyna inaczej postrzegać zachowanie swojego brata. Interesować jego problemem, aż w pewnym momencie, między tym dwojgiem zaczyna się rodzić porozumienie.

Cała przemiana zachodząca w dziewczynce jest ukazana w ciągu kilku lat, nic nie wydarzyło się ot tak, jak za dotknięciem różdżki.

I można by pomyśleć, że od tej chwili będzie już cukierkowo i różowo. Nic bardziej mylnego. Rodzice mimo radości spowodowaną zmianą córki, cały czas uświadamiają, że lew, gdy dorośnie, będzie musiał opuścić pokój i ogólnie ich dom. Jest on drapieżnikiem, który w każdej chwili może zaatakować. Mia nie przyjmuje tego do wiadomości, jej uczucia są silne i jest przekonana, że Charlie — bo tak nazywa się lew, odwzajemnia podobnie.

Niestety, oboje będą musieli się przekonać, że nawet wyjątkowy lew, nie może żyć spokojnie, a ojciec, który przez cały czas opowiadał, jak działa na rzecz dobra dzikich zwierząt, potrafi zawieść zaufanie.

Bardzo ładna jest to historia, która ukazuje piękną przyjaźń, wychodzącą poza ramy zdrowego rozsądku. Każdy dorosły wie, że dzikie zwierzę, nawet oswojone, może być nieprzewidywalne, a instynkt potrafi z przyjaznego kotka, wydobyć okrutnego oprawcę. Z jednej strony można zrozumieć obawy rodziców dziewczynki, z drugiej więź tych dwojga, jest tak nieprawdopodobnie piękna, że chce się wierzyć w jej nieskończoność.

Było wiele chwil wzruszających, ale i mometami przerażających. Sytuacja, jakiej świadkiem była Mia, wywarła i na mnie ogromne wrażenie, żalu, a nawet gniewu. Niezrozumienia, jak ludzie mogą chcieć zabijać zwierzęta dla rozrywki, dla mnie jest to chore i powinno być zakazane, niestety jest wręcz odwrotnie.

Mimo że książeczka z pozoru wydaje się króciutka, to ma w sobie bardzo bogate i mądre wnętrze, szczerze polecam. Jestem niesamowicie ciekawa filmu.



Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Media Rodzina.


lutego 22, 2019

lutego 22, 2019

Royal. Korona ze stali

Royal. Korona ze stali
źródło


Już wcześniej wspominałam, jak seria Royal podbiła moje serducho. Mimo że nie obyło się bez pewnych zawirowań. Idealnie rzecz jasna nigdy być nie może. No ale, jesteśmy już za półmetkiem. Walka o koronę w królestwie to jedno, drugie to tajemnice, przypadkiem odkrywane przez Tanie. I odpowiedzi na pytania, a tych jest cała lista. Czy w tej części otrzymamy wyjaśnienia i w końcu dowiemy się, czy nasze typy na księcia były trafne? Sprawdziłam, a to, co zastałam wywołało we mnie, różne emocje, ale od początku.
 


Kandydatki powoli szykują się do wyjazdu. Mają odwiedzać wioseczki, aby mieszkańcy mogli jak najlepiej poznać swoje faworytki.
Tymczasem w wieży Tatiany i jej przyjaciółki panuje atmosfera oczekiwania. Chociaż nie przed podróżą, a tego, jak, zachowa się Philip. Z jednej strony młodzieniec deklaruje swoje uczucia do Tani, z drugiej, non stop adoruje Charlotte, co wprawia tę pierwszą w czarną rozpacz.

Jest jeszcze Henry, zawsze w pobliżu, służący swoją obecnością, zwłaszcza gdy należy wzbudzić zazdrość w niezdecydowanym przyjacielu. Sprawy przez jego zachowanie często się komplikują i obierają dziwny obrót, ku uciesze głównego prowodyra. Sama Tania ma nieco mieszane odczucia. Z jednej strony ma dosyć zagrywek Philippa, z drugiej czuje coraz większą sympatię do Henriego. A dzień odkrycia prawdy zbliża się wielkimi krokami.

Zanim jednak dochodzi do finału, światem kandydatek wstrząśnie kilka wydarzeń. Oczywiście w centrum jednego z nich będzie Tatiana, ale najważniejszym i tak będzie odpowiedź, kto jest Księciem?


Nie wiem, od czego mam zacząć. Bo z jednej strony książkę mogłabym podzielić na połowę. Pierwsza część była tragiczna. I nie boję się tego napisać. Fani, możecie mnie znienawidzić i znielubić, ale nad czym się zachwycać? Ciągłe rozterki Tani i zagrywki obu chłopców na początku mogły być urocze, dodawać smaczku, ale nieustanne powtarzanie oklepanych scenek, zaczęło być nużące. I będę teraz brutalnie szczera — miałam ochotę szurnąć książką. Ja mogę zrozumieć przedłużanie, budowanie napięcia i tym podobne. Jednak napięcie, a raczej nie napiszę co, wzbudziły we mnie nudne jak flaki z olejem potyczki między tym trójkątem, a w porywach kwartetem.

Później można odnieść wrażenie, że autorka budzi się z letargu, albo uświadamia sobie, że jednak jednym i tym samym, nie przytrzyma czytelnika. No i serwuje pewne akcje. Oczywiście nie są na ogromną skalę. Jednak coś się rusza.

Gdzieś wyczytałam, że postać Tatiany jest niemalże idealna. Trudno jest mi się na tym etapie zgodzić. O ile na początku polubiłam jej postać, tak teraz poczułam lekką niechęć. Nie wiem, jak zostanie ukazana w kolejnych częściach. Tutaj ewidentnie wyszło na minus.

W pewnym sensie poczułam się rozczarowana. Początek został paskudnie i bezsensu przegadany, by na końcówce namieszać, zabieg znany i każdemu znany. Czytelnik musi zostać czymś przykuty. A ja tego bardzo nie lubię, o czym już wcześniej pisałam. No cóż, na tym etapie nie mogę przerwać, bo jestem za bardzo ciekawa. Niemniej, jest mi szkoda, pogrywanie w taki sposób jest słabe. Młodsza część odbiorców daje się jeszcze temu złapać. Niestety dinozaury jak ja, bardzo zniechęca. I żal, bo naprawdę czasem lubię poczuć takie klimaty.

Nie mam zamiaru nikogo zniechęcać. Myślę, że jeśli ktoś dojechał do czwartego tomu, będzie czytał dalej. I moje odczucia nie będą miały znaczenia. Sama jestem najnormalniej w świecie ciekawa kontynuacji.




Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Media Rodzina.




września 28, 2018

września 28, 2018

Podniebny

Podniebny


Nie wiem jak Wy, ale ja pokochałam Kerstin Gier. Wszystkie napisane przez nią książki, po prostu połykam. Pamiętam, jak zakochałam się w Trylogii czasu, a serce z marcepana, stało się moim głównym cytatem. Później poznałam cudowne księgi snu i znowu przenosiłam się do niesamowitych wykreowanych miejsc. Pamiętam, kiedy w ubiegłym roku chyba, wypatrzyłam zapowiedź tej książki, nie mogłam się doczekać, aż ukaże się zapowiedź naszego wydania. I nareszcie! Jest, przeczytałam, zachwyciłam (jak zwykle) okładką. Teraz napiszę, o czym było, jak mi się podobało i czy warto po nią sięgnąć.


Gdzieś daleko w alpach, znajduje się hotel Château Janvier, przez większość nazywanym Podniebnym. To tutaj Fanny odbywa swoje praktyki, odkąd rzuciła szkołę, ku rozpaczy swojej rodziny. Akurat panuje okres przedświąteczny, zima jest w pełni, a i gości jak się okazuje, mają dopisać. Już jest oblężenie, ale apogeum dopiero nadejdzie.

Praca nie należy do łatwych, bo jako osoba do zadań wszelakich, musi wykonywać najgorsze czynności. W dodatku nie zaskarbiła sobie sympatii kilku dziewcząt. I jednego z młodszych hotelowych gości. Don, dziecko, które jest po prostu wszędzie, widzisz wszystko i potrafi napsuć krwi swoimi podłymi docinkami.

Dziewczyna ma sporo na głowie, w dodatku Don nie ułatwia pracy. Akurat, gdy czuje się najbardziej bezradna, poznaje Bena. Syna jednego z właścicieli. Młodzieniec okazuje się bardzo uprzejmy i pomocny. W przeciwieństwie do ojca, który na każdym kroku emanuje wyższością i pogardą do pracowników.
 
 W Podniebnym cały czas panuje dziwna atmosfera. Goście przybyli na święta i sylwestra, to bardzo szanowane osoby. Właściciel dwoi się i troi, by niczego nie zabrakło. A gdzieś w tle, majaczy coś złego i kot, którego nie ma. Zwany zakazanym kotem.

Hotel żyje własnym rytem, bliżej okresu świątecznego, zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Fanny obserwuje jednego z gości hotelowych, spacerujących po gzymsie budynku. Tristan — bo tak się nazywa śmiałek, pojawił się w Podniebnym i wywarł na dziewczynie dziwne wrażenie, jakby miał coś do ukrycia. Czy było ono słuszne?


 
Będę szczera, książkę wzięłam w ciemno. Nawet nie przeczytałam, o czym będzie. To też, przez naprawdę długi czas, nie miałam pojęcia, co tam się może takiego wydarzyć. Nie mogę napisać, by ta niewiedza, była czymś złym. Przeciwnie. Oczekiwałam elementu zaskoczenia. I to oczekiwanie, było czymś naprawdę niesamowitym.

Gier jak zwykle stworzyła świetny aurę tajemniczości, niby znajdujemy się górach. Niby mamy współczesność, a jednak podczas czytania, odnosi się wrażenie, jakby to miejsce, znajdowało się w innym wymiarze. Trudno jest mi dokładnie opisać, ale tak właśnie było. Autorka jak zwykle spisała się w budowaniu atmosfery i napięcia.

Nawet jeden z najmłodszych bohaterów, zachowywał się tak dziwnie, że cały czas zastanawiałam się, kim on jest, co zaraz się wydarzy nieoczekiwanego.

Nie muszę chyba pisać, że zasiadając do czytania, wkraczamy do Podniebnego i stajemy się jednym z pracowników, gościem, czy osobą przebywającą za murami tego budynku. Jak pewna postać powiedziała, można poczuć duszę tego miejsca. I tak właśnie jest.

I wreszcie główny wątek, nie macie pojęcia, jak byłam zdziwiona, kiedy doszło do kulminacyjnych scen. Nie wiem, ale tego się nie spodziewałam, a przynajmniej nie po tych osobach, które okazały się podejrzane.

Jest mi niezmiernie smutno. Książkę przeczytałam, a uwierzcie, robiłam częste przerwy, by jak najdłużej przebywać w Podniebnym. Teraz już mogę powiedzieć, że to był niesamowity pobyt. I szczerze Wam polecam odwiedziny. Szkoda, że to już za mną. Chciałabym jeszcze.



Za możliwość przeczytania książki, chciałam podziękować wydawnictwu Media rodzina.



września 24, 2018

września 24, 2018

Royal - Zamek z alabastru

Royal - Zamek z alabastru



Seria Royal ma w sobie coś dziwnego, z jednej strony można powiedzieć, że ot taka zwykła, dla niektórych nudnawa bajeczka. Z drugiej, przyciąga i chce się ją czytać. Ja miałam nieco mieszane uczucia, po bardzo wciągającym i przyjemnym pierwszym spotkaniu, przyszła druga, no i tutaj szczerze się wynudziłam. Obawiałam się, co zastanę w kolejnym etapie. W końcu na szczęście ciekawość zwyciężyła, Zamek z alabastru mam za sobą, a o moich wrażeniach, napiszę już za moment.



Dziewczęta przeszły do kolejnego etapu, co oznacza, że następny tydzień, będą wystawiane na próby, ćwiczenia i oczywiście randki. Cały czas, nie jest wiadomo, który z młodzieńców jest tym najważniejszym.

Tatiana również próbuje rozwiązać tę zagadkę, ale nie jest to jedyna niewiadoma, po nocy spadających meteorytów, kiedy nagle straciła pamięć, w jej głowie rodzi się coraz więcej pytań. Dziewczyna ma wrażenie, że coś zostało ukryte i bardzo chce dowiedzieć się co, dlaczego nie uzyskuje odpowiedzi?

Rywalizacja między uczestniczkami zaczyna się robić wyraźniejsza, nawiązują się sympatie i zainteresowanie konkretnymi osobami. A zwycięska para w poprzedniej konkurencji, czyli Tania i jej współlokatorka, otrzymują możliwość spełnienia jednego z wybranych marzeń, jakie one będą? Czego zażyczą sobie obie przyjaciółki?

Pozostaje jeszcze sprawa z Philippem, chłopak zachowuje się dziwnie, z jednej strony okazuje uczucie Tatianie, z drugiej adoruje Charlotte. Ta pierwsza czuje coraz większe rozgoryczenie i ból, wszak pierwsze zauroczenie bywa bardzo emocjonujące, no i te niedomówienia. Gdzie i kiedy widzi prawdziwego młodzieńca, a kiedy chłopak gra? No i przede wszystkim przed kim?

Już niebawem kolejna konkurencja, a po nim, będzie tylko ciekawiej, czym okaże się prawda pamiętnej nocy, ile jeszcze zagadek przed naszą główną bohaterką? I przede wszystkim, czym okaże się prawda?



Byłam niezmiernie ciekawa, ale i również odczuwałam rezerwę, gdy zasiadłam do Zamku z alabastru. Moje emocje były nieco ostudzone, bo druga część, nie spełniła moich oczekiwań. Tym bardziej poczułam radość, kiedy okazało się, że tutaj już nie ma nudy.

Tatiana wprawdzie dalej jest nieco pogubiona, plącze się niczym mucha w sieci, ale cóż poradzić. Człowiek zakochany nie potrafi kontrolować emocji i własnych reakcji. Zwłaszcza gdy z każdej strony, otrzymuje same pytania, jakieś niedokończone zdania i odpowiedź — to skomplikowane.

Oczywiście muszę wspomnieć o klimacie. Royal porwało mnie swoją bajkową atmosferą, jestem nią wręcz uwiedziona, naprawdę cieszę się, na myśl o kolejnych częściach. Ponieważ będę mogła dłużej przebywać w tej krainie.
Jestem niesamowicie ciekawa, co autorka szykuje w związku z tajemniczymi atakami rzekomych meteorytów. Mam nieco swoich podejrzeń, jednak chciałabym, aby to okazało się czym zupełnie innym.

Druga sprawa to książę, który jest tym właściwym, czy moje typy okażą się słuszne? Same zagadki, same pytania, a praktycznie żadnych rozwiązań.

Cieszę się, że dałam szansę tej serii, ponieważ jest ona naprawdę bardzo przyjemna. Czytanie wprowadza czytelnika do iście bajkowego świata, który jak wiadomo, nie zawsze jest całkowicie piękny, ale ma w sobie to, co sprawia, że chciałoby się przeżyć, chociaż jeden dzień na miejscu naszych bohaterek. Ja bym chciała.

Myślę, że na tym etapie już nie muszę namawiać, chyba że jest ktoś, kto ma serię przed sobą. Nie będę wmawiała, że książka zaskoczy niesamowitymi zwrotami akcji, ale ma coś takiego, co przyciąga i na chwilę odrywa od codzienności, a chyba o to chodzi w czytaniu. Polecam.



Za możliwość przeczytania książki, dziękuję wydawnictwu Media rodzina.




kwietnia 30, 2018

kwietnia 30, 2018

Royal. Kraina z jedwabiu

Royal. Kraina z jedwabiu


Wyczekiwałam kontynuacji tej serii, wręcz odliczałam dni do premiery i tego, kiedy w końcu będę mogła usiąść i poczytać. Bo kto zapoznał się z moją poprzednią opinią, ten wie, jak bardzo przypadła mi do gustu pierwsza część. Tego samego oczekiwałam od drugiej. Czy tak było? I świat wykreowany przez Valentine Fast, uwiódł mnie ponownie? O tym już za moment.


 
Dziewczęta obstawiają, kto jest księciem — nie tylko one, bo ja również. Atmosfera panuje dosyć napięta, bo każda chce zwrócić na siebie uwagę młodzieńców, zwłaszcza że jest ich tylko czterech, a ten najważniejszy, tylko jeden. Konkurencja więc jest spora.

Tania oczekuje chwili, gdy będzie mogła ze spokojnym sumieniem opuścić to miejsce. I chociaż plan nieco się skomplikował, bo jeden z młodzieńców, zawrócił w jej głowie, a ona, jako panna niemająca żadnego doświadczenia z chłopcami, ma problem z własnymi emocjami. W dodatku wszystko się dzieje się w koło jest grą, na której końcu, pozostanie tylko jedna zwycięska para.

Dziewczyna jak powtarzała na początku, tak i teraz utrzymuje, że na finale jej nie zależy, poza tym, zdaje sobie sprawę, że nie ma żadnych szans, oczywiście tylko ona tak myśli. Reszta konkurentek ma zupełnie inne zdanie, niektóre nawet próbują zepsuć groźnej rywalce opinię, ale i nie tylko. Na co nasza główna zainteresowana, zareaguje dosyć osobliwie.

W końcu dziewczęta otrzymują zadanie, nie jest ono łatwe, ale Tania ma pomysł i wie jak wykonać, by wraz ze swoją współlokatorką, mieć szansę w jego wykonaniu.

Na sam koniec, okażę się, kto szczęśliwie przejdzie do następnego etapu, i te, które będą musiały się pożegnać i pożegnać z szansą, niewygraną swojego życia.

Pozostaje najważniejsze, czy Tania, która bardzo chciała opuścić to miejsce, będzie miała szansę, i jak będzie wyglądała sprawa pierwszego zakochania się?
 
 


Och, och, jakże mam mieszane uczucia, po zakończonej lekturze. Przede wszystkim, zacznę od tego.
 
Droga autorko, nieładnie, tak pogrywać z czytelnikami. Ja wiem, poziom historii jest niski, grupa docelowa odbiorców to nastolatkowie, ale naprawdę? Trzeba było tego taniego chwytu, zresztą dawno temu wyświechtanego. No przecież do połowy, nic, ale to kompletnie nic się nie dzieje. Zastanawiałam się, po co i na co, zostało upchnięte te mdłe i niczego niewnoszące dialogi.

Tania ciągle płacze albo się denerwuje, albo sama nie wie, czego chce. I ok, ma prawo, tylko do jasnej ciasnej, NIE POŁOWA KSIĄŻKI. To naprawdę nie było fajne, czytać i zastanawiać się, czy czasem nie lepiej odłożyć i po prostu sobie odpuścić. Bo ja, naprawdę czekałam, i nie, nie oczekiwałam szaleństwa, ale jakiegoś poziomu.

Później, odniosłam wrażenie, że autorka nagle się przebudziła. Doszła do wniosku, że jednak trzeba coś zrobić, by czytelnicy sięgnęli po następną część, i wolno, bo wolno i w ślimaczym tempie, zaczęło się dziać. I znowu was rozczaruje, nie było niesamowitego zwrotu akcji, nie zostałam wciśnięta w fotel. Szczerze mówiąc, właśnie tego się spodziewałam. No i zakończenie, oczywiście skonstruowane tak, by chcąc nie chcąc, zapoznać się z trzecim tomem, a raczej tomikiem.

Bo nie oszukujmy się, kto ma książki, ten wie, że są one anemiczne. I śmiało, można było zmieścić się w dwóch osobnych tomach.

Jest mi przykro, ponieważ byłam nastawiona, na naprawdę kolejną dawkę, fajnej zabawy, a tak naprawdę, wynudziłam się, by później, poczuć po prostu niesmak. Bo wielu autorów, bawiło się właśnie tym sposobem, połowa fabuła flaki z olejem, a później, nagłe ratowanie, by publika przyszła po kolejne. Nieładnie. Wystarczyło napisać mniej, a porządniej.

Sama ciekawość, kto jest księciem, jaki historia będzie miała finał, jest niewystarczająca. Owszem, nie oczekiwałam lektury wysokich lotów, niestety, nie nastawiłam się na nudę. Nie chcę się całkowicie zniechęcać, ponieważ, może tutaj coś poszło nie tak. Jednak kłamać i wmawiać, że znowu jestem zachwycona — nie umiem. Mam nadzieje, że trzecia część, mnie nie rozczaruje.

Cóż mogę więcej napisać, myślę, że wszystko zostało powiedziane. Decyzje o przeczytaniu, pozostawiam Wam.




Za możliwość przeczytania książki, dziękuje wydawnictwu Media Rodzina.


lutego 27, 2018

lutego 27, 2018

Royal. Królestwo ze szkła

Royal. Królestwo ze szkła
źródło

W  ostatnim czasie sięgam po lżejsze lektury, może dlatego, że moja ukochana pora roku srogo mnie zawiodła i zamiast się nią cieszyć, mam takie nerwy, że szkoda słów. No i przez to wszystko, chodzę jakaś taka „tąpnięta” nie w tę stronę co trzeba. Nawet czytanie idzie mi opornie, a jeśli już, to coś, co nie wymaga skupienia, przenosi w inny, jakiś może ładniejszy świat. To też, gdy zobaczyłam zapowiedź Royal, pomyślałam sobie, że chyba powinnam przeczytać. I podejrzewam, że większość ludzie będzie w szoku, bo sama Irenka była przekonana o moim hejcie na tej książce, to zadziwię dziś wszystkich, ale o tym za chwilę.


 
Poznajemy Viterrę, królestwo stworzone po wielkiej wojnie, chyba trzeciej — przepraszam, jeśli coś namieszam, ale czytałam jakiś czas temu. W każdym razie Viterra znajduje się pod jakąś szklaną kopułą, chyba dla bezpieczeństwa, bo z tego, co rozbija się w mej pamięci, na zewnątrz jest skażone powietrze, ale jakim cudem u nich jest w porządku, zabijcie mnie — nie pamiętam. W każdym razie ludzie sobie tam żyją i są szczęśliwi. O ile przestrzegają głównych przepisów.

No i jeśli chodzi o przepisy to tutaj pora na naszą główną postać — Tatianę. Nastolatkę, która stoi już u progu dojrzałości, co za tym idzie, będzie mogła poślubić mężczyznę i założyć rodzinę. Dziewczyna nie bardzo ma na to ochotę, ale tak już jest w tym świecie. Jej marzeniem jest, zamieszkać z siostrą, bo po śmierci rodziców, wychowywały się u wujostwa. Ciotka koszmarna, wujaszek niby dobry. Gdy starsza z dziewcząt założyła sobie rodzinę, całe skupienie spadło na młodszą. No i teraz zaczyna się zabawa.

Cudowna cioteczka zgłosiła swą podopieczną do reality show. Stawką jest konkretna wygrana, bo finalistka, która dobrze wytypuje, poślubi samego księcia Viterry. A sprawa nie jawi się prosto. Ponieważ nikt nie wie, jak wygląda następca tronu.

Tatiana jest wściekła, nie planowała wziąć udziału w czymś tak beznadziejnym. Gdzie chodzi o przyszłość i walkę o zaślubienie kogoś, do kogo nic się nie czuje, trzeba być nazbyt wyrachowanym. Tatiana nie jest z tych. Nie, żeby była ofiarą losu. Ot po prostu marzy jej się romantyczna miłość. Jak to nastolatce.

Niestety, zostaje postawiona pod ścianą, musi wziąć udział. Od tego zależy jej przyszłość. I nie mam na myśli wygranej.
 
 


Przejrzałam na szybko opinie książki. No i troszkę jestem zdziwiona tak słabymi ocenami. A może to ja po prostu dałam się uwieść? Bo wiecie, Royal faktycznie nie należy do wybitnych. Jednak jest tak bajecznie napisana, że ja totalnie dałam się jej uwieść. Wpadłam w klimat. Wczułam się w rolę głównej bohaterki i wraz z nią przeżywałam wszystkie wydarzenia.

Co najważniejsze, Tatiana nie denerwuje. Jest naprawdę fajną nastolatką, naiwną tam gdzie powinna. To znaczy, potrafi źle interpretować intencje młodzieńców, potrafi marzyć, jak to bywa właśnie w tym wieku. Jednak nie przyćmiewa jej myślenia. Ona rozgląda się dookoła. I chociaż jej udział w grze jest wymuszony, to później opuszcza sobie niechęć i zaczyna kombinować, który z młodzieńców może być prawdziwym księciem.

A to jest, powiem wam najlepsze. Sama zaczęłam stawiać swoje typy, jednak sprawa nie wygląda prosto, bo każdy zręcznie manipuluje. Niby mam swojego, ale sama nie wiem, czy ten, to właśnie ten. Coś czuję, że w drugiej części dostanę pstryczka w nos, bo okaże się zupełnie co innego.

I wiecie co? Ja pokochałam tę zabawę. Normalnie chciałabym wziąć udział, dla samego klimatu dworskiego. Żeby poczuć się przez chwilę inaczej. Z chęcią obejrzałabym ekranizację. Nie obchodzi mnie krytyka innych. Ja się dałam temu uwieść. I odliczam do kolejnych tomów. I oby było ich jak najwięcej. Zakochałam się, to jest mój numer jeden w kategorii bajkowych.

Gdzieś słyszałam, że niektórym kojarzy się z serią Rywalki, ja na szczęście tego nie czytałam, nie mam porównania. Jeśli skończę to i będę cierpiała rozstanie, wtedy porozglądam się za rywalkami. A co będę sobie żałowała.

Mówię wam, teraz zimą, warto przenieść się do czegoś bajkowego, co nas, chociaż na chwilę zajmie czymś innym, niż mrozy i zimno. Polecam z całego serduszka. Czarnego, rzecz jasna.

 

lutego 21, 2018

lutego 21, 2018

5 sekund do IO. Rebeliantka

5 sekund do IO. Rebeliantka
źródło


Długo, oj bardzo długo przyszło czekać, na kolejną część książki. I szczerze mówiąc, gdy już Rebeliantka trafiła w moje ręce, miałam lekki problem z przypomnieniem sobie, na czym została przerwana poprzednia. Chyba tego w seriach nie lubię najbardziej, czasu oczekiwania, bo z jednej strony wiadomo, autor nie robot, z kolei pamięć jednak nie zapisuje wszystkiego. No i niestety, miałam troszkę braki. I z początku nie bardzo wiedziałam co i dlaczego się wydarzyło. Później jakoś już poszło.

Teraz pozostaje pytanie, czy i tym razem, było tak bardzo wciągająca i czy Pani Małgorzata Warda zaskoczyła mnie, czytelnika?




Mika podpisała umowę z firmą, która zajmuje się testowaniem nowej gry, bardzo realnej i bardzo niebezpiecznej, tutaj nie chodzi o zgubienie poczucia czasu, ale i narażenie własnego życia. O czym na własnej skórze przekonała się sama dziewczyna. 5 sekund do IO doprowadziło do wyniszczenia jej organizmu, gdyby w ostatniej chwili się nie odłączyła, gdyby. Śmierć podczas gry jest bardzo autentyczna, może wyrządzić szkody w naturalnym świecie.

Minął rok od pamiętnej tragedii, policja dalej prowadzi śledztwo, udział Miki niewiele posunął sprawę do przodu, przyjaciel jej ojca, czuje, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. I nie może narażać życia córki zmarłego kumpla. Nie wiadomo co robić, producent właśnie wypuścił nową grę, która ma być jeszcze gorsza od swojej poprzedniczki. Tylko nastolatka ma możliwość zagłębienia się do tego świata, musi być ostrożna. Jednak ryzyko zbyt duże, czy można zaufać tak młodej osobie?

Sama główna zainteresowana ma problem. Z jednej strony lojalność do policji, z drugiej w grę wchodzą uczucia do Janka, chłopaka poznanego na IO, odkryte przez nią tajemnice rzucają nowe światło, co nie znaczy, że ujawniając je, pomoże w sprawie, a może tylko zaszkodzić swojemu ukochanemu.

W dodatku zobowiązania, jakie wiążą się z dniem wejścia umowy w życie, zaczynają dawać o sobie znać. Jak ma teraz brać udział w zdradzie ludzi, których tak bardzo polubiła. A rzeczywistość wcale nie okazuje się łaskawa.

Czy ponowne przekroczenie progu świata gry, okaże się gorsze niż poprzednim razem? Co niesie za sobą rozwiązanie zagadki? I czy czasem, rzeczywiście lepiej żyć w niewiedzy?
 


Mam bardzo mieszane uczucia, bo jak wspomniałam we wstępie, bardzo, ale to bardzo oczekiwałam tej części. Byłam zachwycona IO, to też zaliczyłam lekkie rozczarowanie, kiedy pierwsze rozdziały, wcale nie pochłonęły mnie tak bardzo, bym nie potrafiła się oderwać od książki. Mało tego, czułam się chwilami znużona, miałam wrażenie, że jakoś za dużo jest tego samego co poprzednio. Powtarzane rozterki, te analizy wewnętrzne Miki, nie przemawiały do mnie.

Mimo wszystko nie poddawałam się, byłam zbyt ciekawa tego, co będzie dalej. Nie czytało się z zapartym tchem, ale coś trzymało mnie przy książce. I chyba to coś było, zapowiedzą tego, że naprawdę czasem warto, jest przetrzymać.

Akcja nagle nabrała innego wymiaru, nagle zaczęła pędzić i znowu nie mogłam wpaść w odpowiednie tempo, ale tym razem nie narzekałam. Byłam jedynie w szoku, ponieważ takiego obrotu chyba się nie spodziewałam. I jeśli w początkowych rozdziałach marudziłam, że jednak trzeciego tomu nie będę chciała czytać, tak po dobiciu do końca powiem jedno. Ja muszę koniecznie przeczytać!
No nie, co autorka zrobiła, to normalnie jakiś totalny odlot. Jestem pod wrażeniem i mam nadzieje, że nie będę musiała aż tak dłuuugo czekać?

Każdy, kto przeczytał pierwszą część, powinien sięgnąć po Rebeliantkę, a jeśli poczujecie jakieś dziwne opory w pierwszych rozdziałach powiem — Nic to. Czytajcie dalej. Naprawdę warto. Polecam! I dalej muszę czekać. Trudne życie oczekującego.



Za możliwość przeczytania książki, dziękuję wydawnictwu Media Rodzina.

czerwca 08, 2017

czerwca 08, 2017

Czerwień Rubinu

Czerwień Rubinu


Podróże w czasie, któż o nich nie słyszał. Wielu próbowało, a może i nadal po kryjomu próbuje, sprawdzić, czy istnieje możliwość poruszania się w czasie. Do przeszłości, a może i przyszłości. Bo wydaje mi się, że znalazłoby się sporo osób, które chciałyby wybrać się do konkretnego momentu w życiu i móc zapobiec czemuś albo sprawić, żeby podjęło się inną decyzję. Tak, sama chciałabym mieć możliwość zmiany jednej decyzji. Niestety, nie ma tak dobrze, można sobie pomarzyć. I zastanawiać, co by było, gdyby.

Podróże w czasie stały się dobrym materiałem na książki. Autorzy prześcigają się w coraz to lepszych pomysłach. I tak też, możemy cofnąć się przez portal, zegarek, tajemne drzwi, lub... dzięki posiadaniu wyjątkowego genu. Jak główna bohaterka historii, o której dzisiaj Wam opowiem.
 
 


Gewndolyn jest normalną nastolatką, to znaczy tak jej się wydaje. Mieszka wraz z matką i dwójką rodzeństwa w domu swojej babki Lady Aristy. Oprócz nich dom zajmują jeszcze ciotka Glenda z córką Charlottą oraz cioteczna babka Maddie. Ojców jakoś zabrakło. To znaczy, ojciec Gwen zmarł
na białaczkę, gdy była dzieckiem. Od tamtej pory zamieszkali wraz z babką i ciotkami.

Można by pomyśleć — szczęśliwy, wesoły dom. Otóż nic bardziej mylnego. Rodzina, z której się wywodzi, obdarzona jestem szczególnym genem, podróży w czasie. Nosicielką okazała się kuzynka, Charlotta, to też, od dziecka była specjalnie przygotowywana, szkolona i traktowana wyjątkowo. Gwen natomiast żyła na uboczu, ciesząc się, że ta cała maskarada ją ominęła. I teraz gdy skończyła szesnaście lat, nie musi odpowiadać na ciągłe pytania — czy czuje objawy, charakterystyczne pierwszemu przeskokowi w czasie.

Niestety, los bywa przewrotny i niespodziewanie, okazuje się, że to Gwendolyn przenosi się w czasie. Zupełnie nieprzygotowana, ląduje w odległej przeszłości, nie wiedząc co, powinna zrobić, jak się zachowywać. Z głową przepełnioną myślami, że doszło do paskudnej pomyłki, a ona jest tak jakby, tego ofiarą. A co najzabawniejsze, Charlotta pobierała nauki, zupełnie niepotrzebnie. Z czego na pewno nie będzie zadowolona ona sama, jak i jej matka.

Jednak nie to jest największym problemem, a fakt, że o całej sprawie, musiała dowiedzieć się loża, kontrolująca wszystkich podróżników oraz chronografu. Urządzenia pomagającemu na bezpieczne podróżowanie do przeszłości. Teraz, będą musieli wtajemniczyć Gwen, ale ile i jaką prawdę przedstawią nieświadomej dziewczynie? I czy będzie mogła zaufać ludziom, których tak bardzo obawiała się jej własna matka? Jaką tajemnicę skrywają strażnicy, dlaczego potrzebują krwi wszystkich podróżników. I przede wszystkim, jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Ona?
 
 


Długo oczekiwałam Czerwieni Rubinu, polubiłam twórczość Gier, dlatego każde kolejne spotkanie z postaciami wykreowanymi przez tę kobietę, uważam za niesłychanie ciekawe i wciągające. W dodatku podróże w czasie moja ulubiona tematyka. Chyba większość książek poruszających ten wątek, są moimi ulubionymi. I nie przejdę obojętnie obok żadnej.

Mowa jednak o Rubinie, tutaj jesteśmy dopiero wprowadzani do tematu. Nasza młoda bohaterka, nie jest świadoma, tego, jakie zadanie zostało jej przydzielone. Nagle, jej życie z dnia na dzień, ulegnie zmianie. I to takiej, która znacznie utrudni normalne funkcjonowanie. Codzienne poddawanie się elapsji, wypełnianie misji, o której celu nie ma pojęcia, bądź ma przedstawione tylko strzępki informacji. Mnóstwo pytań, jeszcze więcej oczekiwań i brak odpowiedzi. Jak więc odnaleźć się w podobnym położeniu? Na domiar złego, partnerem podróży jest przystojny, ale równie zarozumiały Gideon.

Nie wiem, jak to jest, ale Kerstin Gier, ma swoim piórze taką lekkość, która sprawia, że od pierwszych stron, czytelnik wpada w fabułę. I żyje nią, aż do przeczytania ostatniego zdania. Gdy widząc kropkę, przegląda stronę w szukaniu dalszej części tekstu, powoli rozumiejąc, że to już niestety koniec. 

Podsumowając, muszę ale to muszę pozachwycać się nad wydaniem. Uwielbiam Media Rodzinę, za to, jak cudownie, wręcz idealnie wydają książki. Dopieszczone w każdym calu (nie, nie mam prowizji za reklamę). Oryginalne okładki są genialne, jestem zakochana i ze zniecierpliwieniem będę oczekiwała kolejnych części. I Wam szczerze polecam trylogię czasu, jest naprawdę świetna. Nie tylko ze względu na swój wygląd. Wnętrze jest jeszcze lepsze.
 


 Za możliwość przeczytania książki, chciałam podziękować wydawnictwu Media Rodzina.


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger