Jak wiadomo, wszystko co dobre za szybko się kończy. Czas urlopu już za chwilę przejdzie do historii i zostanie wspomnieniem. Słodko gorzkim, bo lipiec wolałabym wymazać z pamięci i uznać, że go wcale nie było. Poza śmiercią Hesy wydarzyło się zbyt wiele złego, o czym nie chciałam i nie chcę tutaj pisać. W każdym razie. Lipiec przeciągnął mnie w każdy możliwy sposób i kiedy już myślałam, że gorzej nie będzie, okazywało się w jakim byłam w błędzie. Cóż, takie życie.
Ale! Nie na darmo napisałam słodko gorzkie wspomnienia. Bo między tym złym, próbowałam wyrwać chociaż trochę dobrego. Był urlop - w deszczu! A jakże! Bardzo proszę, nie piszcie mi, że nie ma złej pogody, tylko złe ubrania. Nie, nie i jeszcze raz nie. Podczas urlopu, chciałam pływać kajakiem, wygrzewać się w słońcu i korzystać z tego, czego nie mam przez cały smutny rok. Oczywiście na 5 dni wyjazdu wylosowałam 4 deszczowe. Milusio i w ogóle. Zaczęłam się już obawiać, że przez ten deszcz popadnę w nałóg wiadomy ;d - Taka ironia.
W tym roku postanowiliśmy pojechać do Wolsztyna. Jako, że pierwszym razem byliśmy tylko przejazdem i bardzo nam się spodobało. Stwierdziliśmy, by przyjechać ponownie na dłużej i na spokojnie zwiedzić miasto, popływać po jeziorze i ogólnie odpocząć w miłych okolicznościach przyrody.
Jak było, już wspomniałam wcześniej. Deszcz rujnował mój nastrój doszczętnie, ale nie myślcie sobie, że siedziałam i biadoliłam. Oczywiście, że nie. Między jednym opadem, a drugim, lecieliśmy chociaż trochę w teren, żeby nie dostać nie powiem czego.
Na kajak wybraliśmy się ostatniego dnia! No mówię Wam, radość niesłychana. Jeden dzień kiedy można było spokojnie popływać, a i tak, na środku jeziora... złapał nas deszcz. Także tak.
I wiecie w końcu doszliśmy z moim R do momentu, kiedy stwierdziliśmy, że Wolsztyn to zapamiętamy w deszczu, jako szary, bury i ponury. Nawet mieliśmy w planie skrócić wyjazd, bo na choinkę siedzieć i patrzeć jak pada. Lepiej już być w domu...
Ja Wam tutaj wyłowiłam kilka fotografii, które były właśnie w oknach pogodowych. Smutno mi było okrutnie, gdy w dniu wyjazdu zrobiło się upalnie i pięknie. Cóż. To był dopiero początek złego..
Wolsztyn to piękne miejsca spaceru brzegiem jeziora. Zostały utworzone świetne kładki nad wodą lub przy samym brzegu jeziora. Jest wiele miejsc do posiedzenia - pomostów, kwiatów, jak również terenów na spędzenie czasu z dziećmi. Gdy była już piękna pogoda, chodziliśmy wręcz kilometry tym pięknym miasteczkiem, bo uwierzcie ma ono swój urok. Co najciekawsze, nie jest oblegane przez turystów. Czyli tłumów tutaj nie uświadczycie. Nieco mnie to dziwiło, bo Wolsztyn słynie z Muzeum Parowozowni, jest również bardzo uroczy skansen - do którego się udaliśmy i zrobię relację w następnym poście. W Parowozowni byliśmy poprzednim razem i również uważam to miejsce za warte zobaczenia.
Podsumowując, mój pierwszy wyjazd nie był do końca udany, ale jednak człowiek chciał jakoś zrelaksować się i złapać lekki reset. Wyszło jak wyszło, pocieszała się, że za chwilę będzie mnie czekał kolejny, na który jeszcze bardziej czekała. O nim również napiszę, jak i o tym, jak się zakończył....
Tymczasem, postaram się do Was zajrzeć, musiałam sobie zrobić przerwę od pisania, zaglądania. Potrzebowałam oddechu po tych wszystkich przeżyciach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz