lutego 25, 2023

lutego 25, 2023

Z tej strony Sam



 Gdy decydowałam się przeczytać tę książkę, nie miałam pojęcia, jaka zrobi się sławna. Ot, zobaczyłam opis i stwierdziłam, że może być ciekawa, ponieważ czasami lubię tematy młodzieżowe. I nagle, okazało się, że „Z tej strony Sam” jest wszędzie - przynajmniej w moim książkowym otoczeniu. Większość opinii wyrażała zachwyt, że to cudowny wyciskacz łez, bez chusteczek nie ma sensu zasiadać do lektury oraz jak to złamie serce. Z moim czarnym sercem nie tak łatwo, ale kto wie? Sprawdziłam, z lekką rezerwą do zapoznanych opinii, czy i u mnie nie obyło się bez siąkania nosem?


Julie ma siedemnaście lat i do tej pory jej plany na życie były konkretne. Gdy tylko ukończy szkołę średnią, wyjeżdża na studia wraz ze swoim chłopakiem. Odkąd zamieszkała w Ellensburgu, marzyła tylko o tym, by w końcu się z niego wyrwać. Niczego nie pragnęła bardziej. Później, kiedy poznała Sama, również i on dołączył do realizacji zamierzonego celu. Chcieli wynająć mieszkanie i wspólnie rozpocząć dorosłe życie.

Tylko czasem z planami bywa tak, że potrafią legnąć w gruzach. Tak się również stało w życiu Julie, gdy pewnego wieczoru, jej ukochany chłopak zginął w wypadku. Od zdarzenia minęło kilka dni, odbył się pogrzeb, ale dziewczyna nie chce wychodzić z domu. Nie kontaktuje się z nikim, ma wrażenie, że cała tragedia nie miała miejsca, a wszystko jest tylko koszmarem.
W końcu jednak decyduje się opuścić pokój, który przez pewien czas był bezpiecznym azylem, oddzielającym od świata zewnętrznego. Pakuje wszystkie rzeczy, które należały do chłopaka i wynosi na śmietnik. Nie chce ich widzieć, ponieważ postanawia zapomnieć o człowieku, którego już nigdy nie zobaczy.

Pewnego wieczoru, podczas pierwszego spaceru po śmierci ukochanego, Julie dociera na cmentarz, jednak nie jest w stanie wejść dalej i odszukać grobu. W rozpaczy odruchowo sięga po telefon i wykonuje połączenie do Sama, ku jej zdziwieniu, a nawet szoku, chłopak odbiera. Słyszy jego głos. Nastolatka jest przekonana, że zaczęła tracić zmysły, a głos, który słyszy w głośniki telefonu, jest jej omamem słuchowym. Tylko że on naprawdę do niej mówi, ba, nawet zapewnia, że również nie rozumie, jak to jest możliwe, ale skoro się udało, to powinni z tego korzystać.

W ten dziwny i niewyjaśniony sposób, Julie ma możliwość kontaktu ze swoim zmarłym chłopakiem. Nie wie, przez jaki czas Sam będzie odbierał od niej telefony, ale jej życie, zaczyna się skupiać na telefonie, a dokładnie wyczekiwaniu do kolejnej rozmowy. Jak długo potrwa łączność z zaświatami? Co będzie później i czy dziewczyna będzie umieć powiedzieć „żegnaj"?

Przyznajcie, że pomysł na fabułę wydaje się bardzo interesujący, a nawet intrygujący. Nie ukrywam, byłam bardzo ciekawa, jak autor poprowadzi tę historię i czy rzeczywiście bez wspomnianych chusteczek się nie obejdzie.

Zacznijmy od głównej postaci - Julie. Ojejku, nie mogę inaczej zareagować. Tej dziewczyny nie szło polubić. Naprawdę, mimo całej tragedii, którą w moim odczuciu, nieudolnie próbował wykreować autor. Cierpienie dziewczyny było dla mnie nieuchwytne. I żeby nie było, ja nie twierdzę, że tragedia, która się wydarzyła, nie sprawia bólu, niestety sposób, w jaki autor ukazał jej cierpienie, był tak płaski i nijaki, że tego nie dało się zdzierżyć. Julie była postacią, która skupiała się tylko na sobie - to jest w pewnym sensie zrozumiałe, ale robiła to w sposób, który szalenie irytował. Ja nie widziałam jej żałoby, depresji i dramatu. Nic, ona była po prostu zła, że jej cały plan się rozwalił, nie wyjedzie z chłopakiem ze znienawidzonego miasta, musi teraz wszystko zmieniać, a wcale tego nie chce. O i tyle.

Bardziej można było poczuć tęsknotę i faktycznie ból po stracie, ze strony przyjaciela oraz kuzynki Samuela. Ich uczucia były o wiele bardziej prawdziwe. I żeby nie było, mnie nie chodzi o to, by siedzieli i płakali - absolutnie, nie uważam również, by płacz był jedynym wyznacznikiem tęsknoty i straty. Tylko kiedy podczas czytania, widzimy zachowania tej dwójki oraz Julie, to tej ostatniej sprawia wrażenie, jakby była obrażona na cały świat za zepsucie idealnego scenariusza życia.

Mam wrażenie, że od pomysłu do dobrego wykonania, coś się mocno autorowi zepsuło. Tutaj jest naprawdę wiele nieścisłości, które zaburzają czytanie. Rozumiem, że młodsi czytelnicy nie będą, aż tak spostrzegawczy, jednak w swoim życiu przeczytałam wiele książek o podobnej tematyce, które były naprawdę dobre. Ten tytuł jest mocnym średniakiem, któremu brakuje prawdziwych emocji. Bo właśnie zabrakło realności. Jako czytelnik, nie miałam możliwości wejść w postać Julie, czuć co ona czuła, a właśnie na to liczyłam.

Co najważniejsze, w książce jest okropny bałagan między wątkami. Okropne przeskoki w czasie, które czasem są zaznaczone na - kiedyś i teraz. Jednak w większości, podczas czytania rozdziału, nagle w kolejnym akapicie, jesteśmy we wspomnieniach czy jakiejś retrospekcji, która ukazuje wyrywek z czasów życia Sama. Super, tylko dlaczego nikomu nie przyszło do głowy, na rozdzielnie, na, chociaż zmianę czcionki czy oddzielenia od reszty, dając znać, że właśnie będzie zmiana w czasie. Jeden wielki chaos, który nie czytało się przyjemnie.

Odnoszę wrażenie, że poziom książek, które teraz są głośno promowane, mocno spadł. Bardzo mnie to smuci, coraz częściej spotykam rażące błędy również ortograficzne, brak oddzielenia części tekstu. Fabuły tworzone byle jak, bez spójności. Co jest tego powodem? Czy poziom czytelników aż tak się obniżył?

Nie wiem, czy mogę polecić ten tytuł, ponieważ za sam pomysł, szkoda tracić czas, jednak zauważyłam, że grupa docelowa nie zauważyła bardzo poważnych błędów. Chaosu i braku spójności w fabule wybaczyć nie potrafię i nie chcę. Sami zdecydujcie, ja o tej książce nie będę pamiętała, o nazwisku autora tym bardziej.



Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Papierowe Motyle

13 komentarzy:

  1. Z jednej strony fajnie, że ludzie czytają, bo może komuś się dzięki temu wyrobi gust, z drugiej strony czytanie przestało świadczyć o czymkolwiek, większość i tak czyta gnioty i robi to kompulsywnie (myślę, że za sprawą promowania czytelnictwa oraz wraz z modą na influencerstwo książkowe, o książkach piszą ludzie, którzy w szkole mieli problem ze skleceniem prostego wypracowania na zadany temat). O części promowanych tytułów nie tylko nikt nie będzie pamiętał w następnym pokoleniu, ale całkiem prawdopodobne, że mało kto będzie pamiętał je za rok. Na równi z ich czytelnikami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutne jest to, co piszesz. Zgadzam się z komentarzem Moniki.
    Moim zdaniem to się zaczęło od "Zmierzchu" - absolutnego gniota, na punkcie którego oszalał cały świat, adresowanego właśnie do młodych czytelników. Byłam wtedy targetem i przyjaciółki dały mi "toto" na osiemnastkę, ale pięćdziesięciu stron nie przebrnęłam. Rozpacz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za Twój komentarz, w tej sytuacji rzeczywiście nie warto sięgać po tę pozycję...

    OdpowiedzUsuń
  4. jakoś o duchach i kontaktach z zaświatami nie za bardzo lubię czytać...

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlatego bardzo ostrożnie podchodzę do książek, których promocja jest wręcz nachalna...

    OdpowiedzUsuń
  6. Pomysł fajny, ale skoro kiepskie wykonanie, chaos itp., to ja sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sama fabuła wydaje się ciekawa. Szkoda, że książka tak słabo wypadła.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że książka nie do końca wypadła w pozytywny sposób. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Kolejna podobna opinia o książce i wiem, że na pewno tego nie przeczytam.
    Mam wrażenie, że obniżenie poziomu wydawanych książek to wina trzech rzeczy:
    - cięcia kosztów na korektę i redakcje tekstów, w słabej korekcie przoduje jedno wydawnictwo na rynku
    - wydawanie popularnych książek z wattpada, gdzie często te książki nie są przerabiane, aby nadawały się do formy książkowej - opowiadania z internetu są jednego specyficzne i inaczej tworzone przez publikację w rozdziałach
    - branie wszystkich viralowych książek z zagranicznego tiktoka - akurat to medium do sprzedaży się sprawdza, ale w przypadku promocji czytelnictwa uważam, że nie robi za wiele dobrego.
    W zagranicznej książkowej społeczności były jakiś czas temu dyskusje i dramy o to, czy lepiej być emocjonalnym czytelnikiem czy krytycznym. Mam nadzieję, że nie pomyliłam nazwa, bo tłumaczyłam z pamięci. W skrócie pierwsza grupa to osoby, dla których w książkach najważniejsze są emocje i to nic, jeśli książka ma jakieś technicznie wady, bo to właśnie te emocje są najważniejsze. Druga grupa podchodzi bardziej krytycznie i dla nich emocje nie mają wcale znaczenia. W tej dyskusji nie było właśnie miejsca na coś pomiędzy. Jak dla mnie patrzenie na książki wyłącznie pod kątem wzbudzanych emocji też się przyczynia do obniżenia jakości wydawanych książek.

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda... Oby kolejna lektura była bardziej udana. Ostatnio w zalewie książkowej tandety znalezienie wartościowej i dobrze zredagowanej publikacji jest coraz trudniejsze...

    OdpowiedzUsuń
  11. moje opinie o książkach, bardzo często rozmijają się z opiniami ogółu. Nie wiem może mam inny gust? Dużo widzę blogów czytelniczych, gdzie ludziom wszystko się podoba, i wszystko ma zawsze 10/10!

    OdpowiedzUsuń
  12. Tej książki akurat nie mam w planach, może i dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam opinie, że książka jest świetna, ja jednak jestem nią naprawdę zawiedziona.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger