dy
Właśnie zauważyłam, że coś niewiele piszę o książkach. Nie żebym nie czytała, co najciekawsze mam kilka tytułów do opisania. Tylko jakoś tego nie czuję. Dawniej pisanie o książkach samo wychodziło, a teraz zagrzebuje się w słowach, by w końcu stwierdzić, że to nie to i usuwam. No, ale już nie narzekam. Wymarudziłam o pogodzie i deszczu. Aż w końcu zrobiło się jakby cieplej i nawet słońce poświeciło dwa dni. Coś niesamowitego. To też wyskoczyliśmy na mały spacer.
Przechadzając się dziś leśną ścieżką, mój R stwierdził, że właściwie można nigdzie nie jeździć bo w koło jest tak pięknie i w ogóle. Niby tak, ale szybko sprowadziłam naiwnego na ziemie. Wszak każdy wie, że siedzenie w domu i nic nierobienie jest niemożliwe. Po sprzątaniu wzięłam się za malowanie, tak więc podejrzewam, że gdybym miała siedzieć cały urlop w domu. To przeprowadziłabym generalny remont.
Mimo wszystko, jest coś w tym co mój R mówił. Niby fajnie gdzieś pojechać. Ale już jest dramat. Bo koty zostaną i będą mocno tęsknić, a jeśli one będą tęsknić, to nam będzie smutno. Oczywiście będzie do nich przychodził wyznaczony opiekun. Niemniej to nie będziemy my. Mój R jest w wielkim dramacie, więc go nie podkręcam, mnie samą skręca na myśl, że one biedne będą płakały, a my sobie zdrajcy pojedziemy. No ale wyjazd jest potrzebny.
Podejrzewam, że skończy się jak wtedy, gdy pojechałam z mamą. Mama się dowiedziała, że jedna kicia odmówiła jedzenia, bo to nie mama karmiła. Mama się rozpłakała, wpadła w rozpacz i skróciłyśmy wyjazd, bo kicia tęskniła.
Z dobrych wiadomości. Kupiłam sobie mop parowy. Już drugi w tym roku. Pierwszy był z Viledy. Mój Boże jakie to było beznadziejne urządzenie. Niby firma spoko, ale będę szczera. Co mnie on nerwów kosztował to moje, by po miesiącu się zepsuć. Znaczy ułamała się ta część, która skręca mopem. Dałam do reklamacji, ale nie naprawili, chcieli oddać pieniądze albo wymienić na nowy. Wzięłam pieniążki i zakończyłam przygodę z mopem parowym. No, ale przy tych kotach to jednak trzeba. Zrobiłam zatem drugie podejście. Dużo tańszy z tyloma nakładkami, że byłam w szoku, bo w tej cenie to i ścierek ma więcej niż Vileda i się świetnie odpina i można nim okna myć. A jak zacnie czyści kanapy. No złoto! Jak będziecie chcieli poczynię sesję zdjęciową mojego nowego przyjaciela. Jest ładny i naprawdę fajny. Ciągle nim mopuje. Dlatego muszę pojechać z domu. Bo się uzależniłam od MOPA! ;)
Miejsce w którym robiłam zdjęcia wyżej, jest moim aktualnym odkryciem. Wiedziałam, że jest mała elektrownia wodna. Z taką mini zaporą i dosyć sporym zbiornikiem wodnym. Jednak nie miałam pojęcia, że z jednej strony brzegu jest taka przeurocza ścieżka, gdzie są poustawiane ławeczki, albo te BOBRY! Mówię Wam, one robią tutaj robotę. Wiecie Bobry nad Borem;). Fajny pomysł, niby nic takiego, ale jest klimacik. Przeszliśmy jeszcze przez zaporę na drugą stronę i wiecie co? Z tamtej strony nie ma już tego efektu. Nawet nie chodzi o brak ławek, czy Bobrów, ale jakoś jest nijak.
Także myślę, że znalazłam nową bazę wypadową na samotne spacerki, może nawet do posiedzenia z książką w plenerze.
A tutaj wspomniana zapora. Jak widać niepozorna. Miejscowość nazywa się Wrzeszczyn - nie pytajcie, nie mam pojęcia skąd ta nazwa ;). Tak więc, jeśli przypadkiem znajdziecie się w okolicy polecam przejść się przyjemną ścieżką spacerową, która doprowadzi do Siedlęcina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz