marca 16, 2024

marca 16, 2024

Mało mnie tutaj..

Mało mnie tutaj..

 

                            Kura i kogutek dla zwrócenia uwagi, albo wsparcia estetycznego ;)(:

Na początku tego roku, miałam bardzo mocne postanowienie, że będzie dużo więcej postów i ogólnie regularnie zacznę wszystkich odwiedzać. I wiecie jak to jest, jak z powiedzeniem sobie - przestaje jeść słodycze, po czym idziemy po batonika, bo właśnie teraz jest ta ogromna potrzeba zjedzenia. Naprawdę była przekonana, że moje pisanie będzie częste, bo tematów nigdy nie brakowało. Niestety zabrakło czegoś innego. Zajmowałam się i nie umiem poradzić z przełamaniem. 

Najpierw byłam chora, później jak już się ogarnęłam, wróciłam do pracy, do codzienności, gdzieś mi wszystko zaczęło uciekać. Bo w domu dużo do zrobienia, bo już cieplej i fajnie coś w ogrodzie porobić. To wybrałam się z koleżanką z pracy do kina, na film o którym chce bardzo napisać, bo wywarł na mnie tak mocne wrażenie, że jeszcze na drugi dzień o nim rozmawiałyśmy. Mimo, że to nie była żadna głośna produkcja i ogólnie, ktoś mógłby przejść obok niego bez entuzjazmu, jednak więcej  napiszę o nim później. Obiecuję! 



Po moim czytelniczym zrywie, podczas choroby nie pozostało śladu. Utknęłam z czytaniem, co złapie za jakiś tytuł, mam wrażenie - to nie jest to. Jest tyle książek, a trafić na naprawdę interesującą i wciągająca, graniczy z cudem. Coraz częściej mam ochotę wracać do starych i sprawdzonych. Boli mnie, że moje ulubione autorki, albo nie piszą, albo nie są wydawane w Polsce. I mam nerwa na siebie, że nie znam angielskiego, wtedy mogłabym czytać i mieć w d.. naszych wydawców, którzy stawiają na jakieś taśmowe produkcję, które są jak odciśnięte od kalki, a naprawdę wartościowe umierają niezauważone... 

Ot, widzę taki mi post się tutaj buduje lekko narzekający, przeplatany frustracją? Dziwne, humor mam od jakiegoś czasu całkiem w porządku, ale jak widać coś w środku uwiera. Chyba ta blokada, o czym pisać? Na ile można sobie pozwolić, nie lubię cenzury, no ale.. 

Odbiegając od narzekania - jak Wam się podobają prezentowane kury? :) O te kury walczyłam niczym lwica, ogólnie moja mamusia w tym roku złapała bakcyla żeby mieć kury na święta. W sensie takie ozdoby. Tak mnie tym nakręciła, że biegałam po sklepach w poszukiwaniu kur ;)). Nie zające, nie kurczaki, czy jajka, tylko kury! 

No ale jak kura, powinien  być i kogut. Dlatego kupiłam komplet., Bardzo piękny moim skromnym zdaniem. Zachwycam się nim, mama również. Warto było - dla ciekawych, cena - 59 zł. 

Kupiłam jeszcze dwie inne, jedna z Biedronki, poniżej pokaże. W każdym razie, ostatnio sobie gdzieś orbituje i szukam samej siebie w sobie. Zwróciłam uwagę, że mam ochotę na jakąś podróżą sama ze sobą. Tylko nie wiem kiedy. Bo na majówkę jadę z mamą haha. No ale, nic straconego, mama się już "ustawiła" z koleżankami w miejscu w którym będziemy, więc będę mogła pobyć sama.


                                                            Kura biedronkowa za 15 zł 

Ogólnie to planujemy ruszyć z załatwianiem spraw dotyczących budowy domu. Jejku jak pomyślę o całym przedsięwzięciu to już mi się słabo robi. I jak bardzo nie mogę się doczekać stanu - już po, tak myślę o tym, co będzie w trakcie, doprowadza do nie powiem czego. No ale, jak zaczniemy to pójdzie prawda? Niech mnie ktoś pocieszy błagam. Działka jest cudowna, widoki jeszcze bardziej. Tylko te procedury, wszystko... ojej. No narzekam! ;)  wybaczcie, ale czasem chyba człowiek musi ha ha. 


Tak więc, jak widzicie moi drodzy - o ile doczytaliście całość i przebrnęliście przez moje wypociny, jestem sobie. Pracuje i chyba najbardziej na tym skupiam. Wiecie, już dawno praca nie dawała mi tyle przyjemności. Naprawdę i chyba dlatego jest mnie mniej, bo po pracy, zajmuje domem i tak to się kręci. Aaa no i ciągle kupuje. Mam wiele nowości, jak chcecie, to dajcie znać zrobię prezentacje ;) 

Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnieliście. Czytam wasze posty, tylko zazwyczaj najnormalniej w świecie, komentuje w głowie i idę dalej. Wybaczcie!! 




marca 02, 2024

marca 02, 2024

Cześć w marcu! :) (:

Cześć w marcu! :) (:

 

Witajcie w marcu! :) Marzec to taki miesiąc kiedy jest jeszcze zimno, często lubi przymrozić, a nawet sypnąć śniegiem, ale człowiek wie, już czuje nadchodzące ciepło. I to jest piękne. Jednak dziś nie o pogodzie.  Dziś będzie modowo z końcowymi wspominkami i przemyśleniami, jak człowiek nie docenia tego co ma, chociaż w tym przypadku będzie, czego nie było.. ale o tym za chwilę. Bo najpierw wspomniana moda.

Okres jesienno-zimowy jest dla mnie gromadzeniem. Garderoby na wiosnę i lato ;). Te zimne i ponure dni, umilam sobie szperaniem w sieci, wiele razy wspominałam, że jestem łowca promocji. Dlatego większość przedstawianych rzeczy będzie właśnie perełkami promocyjnymi, Nie wszystkie, ale i tak nie żałuję ich zakupu. Zaczynamy? :)




      Pierwsze są buciki, których nie planowałam kupić. Podczas szukania botków na teraz, wpadła mi przed oczy strona Brilu, a tam wyprzedaż bucików. Zajrzałam i oczy prawie mi wypadły :) siłą nie wiem jaką powstrzymałam się by nie kupić więcej... A te butki, były przecenione z 350 zł na 79 zł. Sami rozumiecie, trzeba było. A jakie wygodne! Ojeju, mięciutkie, pasują idealnie. Wiem, obcas prawie żaden, ale już nie mogę wysokich, mój krzywy kręgosłup bardzo dobitnie daje do zrozumienia co sądzi o pięknych szpilkach.. 



Kolejna para butków, która wpadła mi w oczy - popielate pantofelki, tutaj obcasik nieco większy, ale oczywiście bez szału. Wiem, dla kobiet lubiących zgrabne szpileczki wyglądają mało atrakcyjnie.. jednak czasem trzeba iść na kompromisy z samym sobą :). Cena podobną, obniżka z 300 zł z hakiem, na 79 zł.  


A zaczęło się od tych botków :) Bo właśnie konkretnie o takich "obów" mi chodziło. Chciałam na lekkim słupku, który będzie wygodny. Te mi wyskoczyły jako pierwsze. Idealne i szalenie wygodne. Tutaj obniżka również zacna, chociaż nieco droższe od dwóch powyższych - 119 zł chyba z 300 zł z hakiem. 

Jak widzicie trafiłam na piękną promocje w klepie Brilu. A teraz zaprezentuje trencz jaki zakupiłam podczas ferii zimowych u przyjaciółki. 


Płaszczyk wpadł mi w oczy jak tylko weszłam do sklepu. Wisiał sobie i gdy tylko spojrzałam, wiedziałam, że musi być mój, Przymierzyłam i przepadłam :). Kupiłam w niemieckim H&M za 49 euro. 


Kolejnym łupem jest marynarka. I tak, wiem. Kolory z pewnością większość odstraszą ;) ale kocham kolory, a wiosną to kolory i będę w niej dumnie paradować. Jest idealna. Taka moja. Dokupiłam do niej jasnożółte spodnie livansy, ale to już pokaże jak się kiedyś ubiorę, jak razem się prezentują :).  Marynarkę kupiłam w sprzedaży internetowej za 129 zł. 


Na koniec o przemyśleniach, jakie mnie naszły podczas wykopania pewnych zdjęć (zamieszczę poniżej). Otóż zaczęłam się odchudzać! Zrezygnowałam ze słodzenia herbaty i kawy, co dla mnie jest naprawdę wielkim wyzwaniem. Słodziłam dużo, o wiele za dużo. Dodatkowo wzięłam się za ćwiczenia. No i kochani, nie ma nic lepszego w odchudzaniu jak porządny motywator. Szukałam w odmętach galerii pewnego zdjęcia, aż trafiłam na perełki z zamierzchłej przeszłości. 


No więc kochani, jak zobaczyłam te zdjęcie, zrozumiałam jaki człowiek w młodości potrafi być głupi. Ja tutaj ważyłam naprawdę mało, moja figura była super. A cały czas mówiłam, że jestem gruba. Więc chudłam, chudłam i chudłam, aż przestałam kontrolować to odchudzanie. 


Tutaj ważyłam jeszcze mniej, a wiecie co widziałam patrząc w lustro? GRUBE NOGI. Boże, ileż bym dała by moje nogi teraz tak pięknie wyglądały... i mogłabym się zaśmiać na te wspomnienia, ale one nie są przyjemne. Bo mimo uśmiechu, był to najgorszy czas w moim młodym życiu, a etap gdy robiłam te zdjęcia, poprzedził mój najgorszy stan odżywiania. Jak pisałam, straciłam kontrolę i przyszedł moment, kiedy przestałam jeść. Po prostu już nie jadłam. O tym, jak do perfekcji opanowałam okłamywanie każdego, że jem, może kiedyś napiszę. 

A przemyślenia mam takie, że bycie perfekcyjnym potrafi doprowadzić do nieszczęścia. Dlatego teraz, zaczynam dbać o siebie z głową. Sprawdzam co i jak, żeby mój organizm nie dostał po d... ale nie mam parcia żeby gwałtownie zrzucić wagę. Grunt to dobre samopoczucie:)






lutego 29, 2024

lutego 29, 2024

Zniszcz mnie jeszcze raz

Zniszcz mnie jeszcze raz

 

                                                                             źródło

 

 Podczas choroby czytam sporo - o ile gorączka, czy inne dolegliwości nie są zbyt problematyczne. W każdym razie, jest to czas kiedy czytam. Właśnie w chwili niedyspozycji sięgam po nieco lżejsze gatunki, bo organizm obciążony, to nie ma sensu dodatkowo umysłu poniewierać. Sięgam po lżejsze pozycje, co nie oznacza, że lubię czytać jakieś badziewia. Tutaj trafiło na tę pozycję -  miała dobre opinie - chyba przestanę brać pod uwagę niektóre recenzje..  Dziś przychodzę z opinią do książki,  która zapowiadała się naprawdę bardzo interesująco.. a jak było w rzeczywistości? 

 

 

Lea jest uczennicą szkoły baletowej. To miejsce jest dla niej wszystkim - również domem w którym jeśliby miała możliwość spędzałaby każdy wolny dzień. Mimo panujących reguł, które niejednego mogłyby odstraszać, dziewczyna nie miała z nimi problemu. Może dlatego, że w swoim rodzinnym domu czuła się jak intruz. Ojciec wojskowy, który z rodziną postępował jak z żołnierzami. Zamiast rozmów od zawsze były polecenia i ewentualna krytyka. Dlatego  panujące w paryskiej szkole zasady nie były straszne. Tam przynajmniej nie musiała widzieć wiecznie niezadowolonej twarzy ojca. 

Niestety wakacje, czy inne przerwy od szkoły musiała spędzać z rodzicami, chociaż czasem po prostu uciekała i nawet przestano zwracać uwagę na obecność uczennicy w terminie, gdy nikogo nie było. Zamykała się w pokoju dzielonym z przyjaciółką i po prostu odpoczywała. 

Pewnego popołudnia niespodziewanie wpadła pod nogi młodemu mężczyźnie. Przypadkowe spotkanie, które miało się zakończyć w chwili rozejścia się każdego w swoją stronę. Jakież było zdziwienie dziewczyny, kiedy podczas rozpoczęcia roku szkolnego nieznajomy z parku okazał się nowym nauczycielem tańca. Lea wiedziała, ze znajomość jaka się wtedy rozpoczęła, na pewno nie będzie miała dalszej kontynuacji. Nauczyciel i uczennice. Nie miało żadnych rokowań na przyszłość. 

Przez dłuższy czas obojgu udwało się utrzymywać postawę nauczyciel - uczennica, ale z każdym kolejnym dniem poznawali się coraz bardziej. Nie było łatwo udawać, że widzą się poraz pierwszy, a rozmowa wtedy w parku dawała nadzieję na podtrzymanie znajomości. W sytuacji jakiej się znajdowali, trudno było udawać, że poznali się dopiero w szkole. Oboje czuli do siebie jakieś przyciąganie. Cedric za wszelką cenę starał się zachowywać profesjonalnie, jednak widział w Lei kogoś bliskiego sobie. A i ona, czuła się przy tym mężczyźnie bezpieczniejsza. 

Zaczęło się od indywidualnych lekcji tańca, które nie były niczym niedozwolonym w szkole. Jednak dla obojga z biegiem czasu, stawały się czymś więcej. Pilnowali, by nikt nie zwrócił uwagi na ich już mniej formalną relację. Aż do mometnu gdy doszło do pewnego wydarzenia..

 


Ta historia zapowiadała się naprawdę obiecująco i miała ogromny potencjał. Przede wszystkim tematyka tańca - bardzo lubię i ciągle się łudzę, że w końcu trafię na książkę, napisaną przez kogoś, kto wykorzysta ten temat, nie tylko jako tło, a będzie więcej czasu poświęcała temu wątkowi.

 Kolejna sprawa. Znajomość Lei i Cedrica, tutaj trochę zabawnie było powtarzane jaka jest między nimi różnica wieku. I jeszcze bym zrozumiała, gdyby w chwili pozania się Lea miała 15 lat a chłopak jakieś 24, ale tutaj nie było tragedii. Lea była u progu 18- tki, a Cedric miał 25 lat. Nie wiem, dlaczego było ukazane jako zbrodnia i ogólnie dramat.  Rozumiem problem relacji uczennica - nauczyciel. Gdzie wchodzimy w rejony etyki zwodowej, regulaminu i całej reszty. Jednak autorka bardziej postawiła na wiek. Zbrodnia po prostu zbrodnia. Siedem lat różnicy...

Nie przypadkowo urwałam opis fabuły w momencie kiedy doszło do pewnego zdarzenia. Właśnie do tego momentu książka jeszcze bardzo dobrze rokowała i miałam szczerą wiarę, że pójdzie w świetnym kierunku. Niestety szybko zrozumiałam, że jest to równia pochyła i od teraz nic dobrego autorka nie ukaże. 

Przykro jest mi to pisać a nawet używać takie wyrażenia, ale nic innego nie przychodzi do głowy. Bo po prostu autorka zamordowała połowę książki. Nie mam pojęcia co się wydarzło. Czy nagle przerwała pisanie i później już nie umiała połączyć wątków? Postać Cedrica z każdą kolejną stroną odlatywała do wymiarów nierealnych. Mam świadomość, że kobiety tworząc postacie męskie idealizują bohaterów. W tym przypadku wyszła cukierkowa papka, po której zaczęło mnie mdlić.  

Z kolei Lea zachowywała irracjonalnie i kompletnie nie pojmowałam w jakim kierunku zmierza ta postać. O ile na początku polubiłam kreację dziewczny, tak później coraz mocniej zaczynała mnie irytować, by wreszcie doprowadzać do nerwów. 

Muszę napisać, że druga połowa książki jest po prostu koszmarkiem, który nie wnosi niczego interesującego do fabuły. Chyba lepiej było zostawić czytelnikowi pole do popisu co mogło być dalej. Szkoda, ponieważ takie zmarnowanie potencjału jest wręcz bolesne. Jedynym plusem jest szybkie czytanie, ale nie o to chodzi.


lutego 27, 2024

lutego 27, 2024

Idzie wiosna?

Idzie wiosna?

 

Tytuł może mylący, ale spokojnie. Za chwilę o wiośnie:). Tymczasem podrzucam pierwsze zdjęcia Heksy! Nie jest łatwo uchwycić w bezruchu to małe stworzenie. Na szczęście czasem panienka ładnie się ustawi. Na zdjęciach gdzie jest sama nie widać, ale jak zobaczycie jedno złapane razem z Bobo - to wtedy można zauważyć jaka jest maleńka. Na szczęście Bobo jest cudowna i mimo swoich gabarytów, a co tym idzie siły, nie reaguje agresją na zaczepki Heksy. A uwierzcie, potrafi dokuczyć i to mocno. Na szczęście Bobo ze stoickim spokojem podchodzi do żywiołwości małej pchły. 

Miałam podejrzenia, że dziewczyny szybko znajdą łatwy język, właśnie za sprawą spokoju u Bobo. W dodatku jak już potwierdziło się moje dawniejsze przypuszczenie - Bobina nie umie się bronić. Heksa czasem naprawdę sobie z nią poczynia, a ona zamiast ostrzegawczo zasygnalizować, że nie chce. Po prostu ucieka...  No cóż. Taka jest. Na szczęście ma dużo swojej przestrzeni, więc kiedy potrzebuje pobyć sama, bez problemu ma możliwość. 

 


 Heksa okazała się małą/wielką gadułą. O ile Bobo dużo gada, to Heśka po prostu potrafi zagadać. Wiem jak to się czyta. Jednak Bobo jak wcześniej pisałam, ma swój fajny sposób porozumiewania, nie tyle miauczy, co wydaje śmieszne dźwięki. Okazuje się, że Heśka ma podobnie, tylko w nieco innej wersji. Jeszcze zabawniejszej, A gdyby ktoś się zastanawiał, za kim chodzi krok w krok mała zdrajczyni, To odpowiedziedź brzmi - oczywiście, że nie za mną. Do mnie przychodzi w nocy spać ;))).  Charakterek ma i to konkretny, rośnie nam mała zadziorka. Tyle czasu walczyła o przetrwanie i teraz widać jakie cechy pomogły jej w tej walce ;). 

 


Czasami potrafi wyglądać słodko i niewinnie, ale niech was nie zwiedzie ten pełen słodyczy widok. Heksa jest prawdziwą Heksą ;)). 

  Mniej więcej taka jest różnica między Bobo a Heśką ;) szkoda, że nie były bardziej bokiem, wtedy lepsze efekt ich wielkości, ale tylko takie zdjęcie udało się strzelić, zanim zaczęły przemieszczać.  Dwie Buraski w domu ;))). 

 


 


Moje pierwsze w tym roku!! :) na tym drugim zdjęciu jest uchwycona pszczółka :) No wiosna jak nic, zima już poszła. Tak ma zostać i koniec:).



lutego 24, 2024

lutego 24, 2024

Chcę właśnie ciebie

Chcę właśnie ciebie


 

 Słowem wstępu, z racji choroby, która jeszcze średnio chce odpuścić, ale już jest lepiej. Przeczytałam sporo książek. Spodziewajcie się opinii. Będą różne. Jak zawsze wybczacie brak mojej aktywnosci. Czytałąm wasze posty, ale nie zawsze miałam siłę skomentować, bo pisać byle co, to ja nie lubię...  a teraz już o książce.



Pisałam już kiedyś, że książki Agaty Polte, mają w sobie bardzo przyjemny klimat, dzięki któremu szybko można wtopić się fabułę. Dlatego, gdy  dowiedziałam się o nowości, nie miałam żadnych wątpliwości, czy chcę przeczytać. Okładka jest łudząco podobna do poprzedniczki, ale to nic. Liczy się wnętrze. To też, przy pierwszej możliwej okazji, wzięłam się za czytanie.  

Oczywiście na początek zabiorę Was do zarysu fabuły, a później opowiem jak tym razem odebrałam najnowszy tytuł autorki. 

 

 

Poznajemy Sel, dziewczyna studiuje i mieszka ze swoim chłopakiem. Znaczy moża uznać tę informację za nieco nieaktualną, bo jest w trakcie podejmowania decyzji o opuszczenia zdrajcy. O ile przyjaciółki propozycja będzie aktualna i przejdzie przez akceptację jej brata bliźniaka -  wtedy wyprowadzi się od faceta, który obiecywał złote góry a wyszło jak zwykle. 

Niby problem mieszkaniowy nie wydaje się wielki, jednak Sel ma sporo obaw. Rylan - wsomniany wcześniej bliźniak przyjaciółki, jest trochę niechętnie nastawiony do Sel. No może więcej niż trochę. A mieszkanie jest wspólne i jego zdanie jednak ma znaczenie. Dlatego dziewczyna trochę się niepokoi, czy nie zostanie bez dachu nad głową. 

 Na szczęscie po kilku potyczkach słownych, ustalają warunki mieszkania i jeden problem z głowy. Niestety jest ich dosyć sporo. Musi jakoś rozwiązać sprawę z chłopakiem, który postąpił podle i w żaden sposób nie umiał dać sobie przetłumaczyć, dlaczego Sel nie chce mieć z nim więcej do czynienia. W dodatku zaczęły wychodzić inne sprawy, które zatajał przed własną dziewczyną. 

Mieszkanie z przyjaciółką byłoby idealne, gdyby nie obecność jej brata. I mimo pewnego uroku, jaki posiadał chłopak, tych dwoje nie mogło się ze sobą porozumieć. Rylan ciągle prawił złośliwie przytyki w kierunku Sel, a dodatkowo sytuacji nie ułatwiało studiowanie na tym samy kierunku. Co wiązało się ze wspólnymi niektórymi zajęciami. Dziewczyna miała ambitne plany - marzyła o wydaniu swojej książki, którą pisała w każdej wolnej chwili. Jej wierną czytelniczką była przyjaciółka. Szczerze namawiająca do pokazania tekstu komuś, kto się na tym zna. 

Gdy docieranie się w nowym mieszkaniu zaczyna wychodzić na prostą, kłopoty nadciągają z innej strony. I to bardziej absorbujące. Sel będzie potrzebowała wsprarcia, a wiadomo, że często przychodzi z najmniej oczekiwanej strony..



Na wstępie ciśnie mi się by słowami piosenki, śpiewanej przez Marylę Rodowicz zacząć moją opinię - "ale to już było.." Bo właśnie to pomyślałam po rozpoczęciu czytania, a później, niby fabuła miała inne tory, ale cały czas kręciła się wokół tej pierwszej ramy, czy też schematu wykorzystanego w poprzedniej książce, którą naprawdę szczerze polecam. Jednak gdy już ją poznacie, ten tytuł nie przyniesie tyle frajdy. 

Mam nadzieję, że napiszę tak, by nie porównywać za bardzo do "Zawsze chodziło o ciebie", ponieważ trudno jest mając w pamięci zachwyt nad poprzedniczką, nie mieć wrażenia, że autorka poszła na jednej fali z kolejną produkcją. I niby dobrze, bo ten schemat zawsze się wybroni, jednak chciałam nowego. Tego czegoś nieoczkiwanego, co mnie będzie zaskakiwało z każdą kolejną stroną, ale do brzegu. 

Kolejny raz mamy dziewczynę i chłopaka, którzy się nienawidzą, ale tak naprawdę niewiedzą dlaczego dokładnie. Coś gdzieś kiedy, no i poszło. Ona miała beznadziejnego faceta, który swoim zachowaniem postawił kropkę nad i, do zamknięcia związku. Żeby jednak nie było łatwo, ma jakieś podłe plany wobec byłej dziewczyny, bo plama na honorze i te sprawy. Naprawdę, to jest bardzo podobne do tego, co czytałam wcześniej. Jedyna różnica, to wiek naszych postaci. Wcześniej fabuła opisywała życie licealistów, tutaj są studenci. 

Sel i Rylan, są naprawdę świetnie skonstruowanymi postaciami, których nie można nie polubić. Bo mają swoje wady  i zalety, a wspólne wątki czyta się bardzo przyjemnie. Fabuła porusza wiele ciekawych wątrków - dziewczyna piszę książkę, uczęszcza na zajęcia, które przygotowują do pisania i właśnie te fragmenty są bardzo ciekawe, a dzieje się sporo poza studiami. Dlatego nie mogę napisać, by tutaj wszystko było złe.  Tylko cały czas, z tyłu głowy jest ta myśl - to było, tak już było. Nie twierdzę, że identycznie, kalka w kalka, ale kto jest spostrzegawczy, ten zobaczy.

Wielka szkoda, ponieważ znam już twórczość Agaty i wiem, że pisze naprawdę dobrze. Nie wiem, dlaczego poszła na taką łatwiznę. I żeby nie było, ja absolutnie nie zniechęcam do przeczytania "Chcę właśnie ciebie", ale uczuciwie piszę, że jeśli znacie wyżej wymieniony tytuł, poprzedzający ten, to naprawdę możecie mieć podobne uczucia podczas czytania. I nie, to też nie jest złe, ale dla mnie pozostało uczucie ogromnego niedosytu. Byłam nakręcona na nowość, a otrzymałam przerobioną potrawę. Może i smaczną, ale bez efektu wow. 

Oczywiście uważam, że "Chcę właśnie ciebie" warto przeczytać, ponieważ na pewno można miło spędzić czas podczas lektury, ale chciałam lojalnie uprzedzić. Zdaje sobie sprawę, że wielu osobom może to nie przeszkadzą i super. Jednak dla mnie jest to minus, a nigdy nie ukrywam, jeśli takowe znajdę.  

 

 

 


lutego 17, 2024

lutego 17, 2024

O wszystkim i o niczym :)(:

O wszystkim i o niczym :)(:

 


Mimo, że połowa lutego za pasem, to mnie już coraz bardziej tęskno do wiosny. Ostatnio poczyniłam mini zakupu zapychaczy wiosennych, ale stwierdziłam - muszę! ;) nie lubię tego zatrzymania, kiedy już nie ma okresu świątecznego, a zima raczej przypomina jesień, do wiosny jednak zbyt daleko, ale termometr wskazuje jakby jednak było bliżej niż dalej. Dlatego ja już tworzę wiosnę i nawet jeśli zima wróci, to nic ;). 

Przestałam obiecywać, że będę częściej i tutaj i  u was, bo ostatnio mam tak napięty czas, a wieczorem padłam niczym naleśnik i nijak się wyspać nie mogę. Zatem, nie gniewajcie się na mnie, staram się jak mogę, ale zaraz Wam wyjaśnię między innymi dlaczego, jest mnie mniej. 


Wczoraj (tj, 16.02)  stojąc na dyżurze, taki miałam piękny widok rano i po prostu nie mogłam nie zatrzymać tej chwili na zdjęciu. Czasem narzekam jak muszę iść, a jest mróz i wieje, często jednak lubię się zachwycać otoczeniem gór. A kiedy wychodzi ponad słońce, dzieje się magia :). No ale, co się dzieje  u mnie..

W drugim tygodniu ferii, a dokładnie pod koniec tygodnia, siedziałam sobie przy oknie, zerkałam na szary świat i myślałam, gdy  nagle usłyszałam, jak mój R w emocjach mówi - patrz! Kot! No więc ocknęłam się i patrzę, rzeczywiście tupta małe coś, jakby kot i nagle znika sobie pod przyczepą sąsiada. Wiedziałam, że kot ani nie nasz, ani sąsiadów. Wyglądało to to nawet z daleka na zabiedzone i jakby lekko poturbowane. Niewiele myśląc stwierdziłam, że jest kot, trzeba dać jeść. Nałożyłam jedzonko i wyniosłam w miejsce, którędy szła ta sierotka. 

I tak wynosiłam przez dwa tygodnie, a kociątko, gdy tylko znikałam, wybiegało, pospieszne wyjadało i uciekało. Za każdym razem, kiedy szłam, mówiłam do tego koteczka, żeby oswajał z moim głosem. Wyniosłam w jedzonku tabletkę na odrobaczenie, bo nie trzeba być znawcą, by wiedzieć, że ta sierotka miała sublokatorów w sobie. 

A po dwóch tygodniach, kiedy wyszłam z jedzonkiem, moja kocia podopieczna odezwała się do mnie. I to był przełom. Na początku z oddali wołała mnie, ale bała się podejść, z każdym kolejnym wyniesieniem jedzonka, podchodziła bliżej i bliżej. Dopiero kiedy odważyła się podejść do mnie na wyciągnięcie ręki, zobaczyłam jaką jest kruszynką. Dosłownie maleństwo. Nie mam pojęcia, czy to jest jeszcze kocie dziecko, czy z powodu głodu niewyrośnięte kotek. W każdym razie. Kicia pewnego dnia weszła za nami do domu i już w nim została :). Teraz nadrabia jedzenie i spokojny sen. Nie wiem, skąd się wzięła i co przeżyła. Jednak wiem, że ta przeszłość nie była przyjemna. Bo dawno nie widziałam, żeby jakikolwiek kot, zeżarł mi obierki po ogórkach. A ona zjada wszystko, co zjeść może. 

Na pewno podzielę się zdjęciem nowej lokatorki, ale jeszcze nie teraz. W chwili obecnej próbujemy oswoić kicie nie tylko z nami. Jest Bobo, więc obie muszą przejść socjalizację, widują się chwilami, na odległość, żadna nie jest agresywna. Mimo wszystko, pamiętamy o traumach Bobo, dlatego nie pozwalamy by odczuła obecność nowego zwierzęcia, jako zagrożenie. I tak o to, musimy po pracy zajmować futrami. Bo kiedy jedno z nas jest u malutkiej, drugie musi być z Bobo, żeby  nie czuła się odrzucona.  Mam nadzieję, że następna aktualizacja, będzie już z fotorelacją ;). 

Ostatnio poczyniłam zakupy na Temu. Nie bardzo jestem fanką takich stron internetowych, gdzie można kupić wszystko za dosłownie grosze. Koleżanka mi tak polecała, że myślę - a wezmę i zamówię jakieś bzdety biurowe. No i padło na organizery na biurko, korektory w taśmie, kalendarz na biurko i inne zabawki. Za wszystko co tutaj widać zapłaciłam jakieś 70 zł z hakiem bez kosztów wysyłki. Czy warto? za te cenę spoko, ale jaka cena, taka jakość ;). Nie wiem, czy będę jeszcze chciała tam kupować. Znacie te stronę? macie fajne polecanki? Dajcie znać. 


Szukamy wannę! No i teraz zaczynają się schody. Ja chcę taką na nóżkach, jak widać na zdjęciu. Jestem oczarowana właśnie w takim stylu. Tylko teraz nie wiem, boję się żeby te nóżki nie były jakieś nietrwałe. Mimo wszystko chyba jednak skusimy się na opcję wolno stojącą, bo te zabudowane są dla mnie beznadziejne. Jak uważacie? 


Moi drodzy, przyjrzyjcie się dobrze zestawu ze zdjęcia, bo o ten woreczek i jego wątpliwie atrakcyjną zawartość była afera ;) Wiem, nie każdy posiada tik tok - rozumiem i nie namawiam. Jednak dzięki tej aplikacji czasem człowiek, może zobaczyć, jaki upadek społeczny dzieje się na naszych oczach. O te woreczki, niektóre kobiety stoczyły walkę, ponieważ były za darmo. Co się zadziało? Gawiedź rzuciła się niczym dziki na żołędzie i nie znając pojęcie umiar w praktyce, brano po kilkanaście. Ja to nawet nie wiedziałam za co i kiedy w sklepie Rosssman, są wydawane te woreczki, były jakieś znaczki, jakieś produkty z promocji. Dostałam i nie wiedziałam za co, a z tego co widziałam, rekiny biznesu próbowały te woreczki sprzedać na Vinted, jednak dostały bana, ponieważ produktów gratis nie można sprzedać. Teraz moje pytanie - czy dla tych kilku śmieci warto jest robić z siebie pośmiewisko? ;) 
p. s Opaska jest straszna, ciśnie w głowę okrutnie ;). 


A tutaj, po raz pierwszy w tym roku wypad do parku, żeby posiedzieć w słoneczku i się wygrzać. Było jakieś 16 stopni i po prostu grzech nie skorzystać. Dlatego po wyjściu z pracy, radośnie popędziłam do mojego ulubionego miejsca. Wczoraj padło na kawę w plenerze ;) tak nie wiele, a ile radości. 


lutego 13, 2024

lutego 13, 2024

Jedyne prawdziwe miłości

Jedyne prawdziwe miłości

 



 Kolejna książka po którą sięgnęłam od razu po zapoznaniu się z przeczytaną opinią. Byłam niezmiernie ciekawa jak autorka ukaże tak skomplikowany i można powiedzieć ciężki wątek. Sama wielokrotnie podczas czytania, miałam pełno myśli - jakby to było znaleźć się w podobnej sytuacji? Już nie trzymam w niepewności i opisuje o czym jest - Jedyne prawdziwe miłości i czy warto przeczytać?


Emma odkąd pamiętała chciała wydostać się z rodzinnego miasteczka w którym, jej rodzice zaplanowali przyszłość. Zupełnie inną od tej, którą ona sobie wymarzyła. Oni chcieli, by jedna z córek przejęła rodzinną księgarnie, ale żadna specjalnie się nie kwapiła. W pewnym momencie, ku temu zajęciu przychylna była starsza z sióstr. Co dało Emmie potwierdzenie, że ona nie musi. A kiedy w końcu zaczęła się spotykać ze szkolną miłością Jessem, wiedziała, że zaraz po ukończeniu szkoły oboje wyjadą. 

Wszystko potoczyło się jak zaplanowali. Podróżowali wszędzie tam, gdzie tylko mieli możliwość. Dziewczyna prowadziła podróżniczy blog, dzięki któremu co nieco zarabiała, opłacano jej podróże, mogła spełniać marzenia. Nawet wydała książkę podróżniczą. Kochali siebie i życie w słonecznej Kalifornii, do której wracali ze swoich podróży. Gdy przyszła odpowiednią chwila Jess się oświadczył i wzięli ślub. Wszystko było idealne, chociaż po latach na walizkach, Emma poczuła, że chciałaby nieco zwolnić, ale najpierw czekała parę rocznica ślubu. Do której nie doszło. Bo Jess dostał propozycję wyjazdu, właśnie w tym dniu. Miał się odezwać po wylądowaniu na miejscu, ale nigdy tego nie zrobił. Helikopter, którym leciał mężczyzna wraz z resztą podróżników się rozbił.   

Życie Emmy się zatrzymało. Nie wiedziała jak ma funkcjonować bez ukochanego. Wszystko co do tej pory miało sens, nagle zgasło. Na początku czekała, nie chciała przyswoić informacji, że mąż nie żyje i więcej go nie zobaczy. Tęskniła i rozpaczała całą sobą. Wróciła do domu rodzinnego, trwała w swoim dawnym pokoju. Dzień za dniem, pielęgnowała rozpacz. Aż w końcu pewnego dnia wstała. 

Podniosła się  marazmu nie dla siebie, ale dla kogoś, żeby pomóc. Nie wiedziała, że będzie to przełomowy dzień. I gdy już pomału zaczęła układać swoje życie, kiedy po długim czasie pożegnała się z mężem pozwalając sobie na nowe uczucie. Zadzwonił telefon, a po drugiej stronie usłyszała głos Jessa...



Zaznaczę już na początku -według mnie, ważnym a może i najważniejszym w książce wątkiem, nie jest problem, z którym mężczyzną będzie lub powinna być Emma. Kogo wybierze i czy nasze typy będą właściwe. Zupełnie co innego uważam za filar fabuły. 

Zacznijmy od początku - Emmy, która w okresie dorastania miała potrzebę ucieczki z życia, które ograniczało. Chciała a wręcz pragnęła zobaczyć coś więcej, niż księgarnie rodziców. I gdy to marzenie w końcu nabrało realnych kształtów, kiedy miała przy sobie miłość życia i spełnione pasje, jej świat nagle runął. 

Kobieta - bo Emma w chwili gdy zostaje bez męża jest u progu trzydziestki. Nie wie, co ma zrobić. Młodość umarła wraz z tym, którego kochała. Nie potrafi wrócić do pasji, napędzającej jej dotychczasowe życie, ponieważ łączyło się z bólem straty.  Samo mieszkanie w Kalifornii bez Jessa, wydawała się niemożliwe. Dlatego nawet bez analizy zysków i straty, wróciła do rodzinnego domu, by się zamknąć przed tamtą sobą, odciąć od życia, które już nigdy nie wróci. 

Dzień po dniu przechodzi przez żałobę i ból straty, by później odkryć, że życie od którego wiele lat temu uciekła, daje jej mnóstwo radości. Po pewnym czasie wynajmuje mieszkanie, przejmuje większość obowiązków w księgarni - co jak się okazuje ku jej własnemu zdziwieniu,  sprawia wiele radości i satysfakcji. 

Emma przechodzi wewnętrzną przemianę, która sprawia, że na nowo cieszy się życiem. W wersji spokojnej, bez szaleństwa odpraw na lotnisku. A w dodatku poczuła, że potrafi kochać i stworzyć kolejny związek. Zupełnie inny od poprzedniego, ale równie mocny. Nie znaczy, że zapomniała o Jessie, na zawsze pozostanie w jej sercu. Jednak pozwoliła sobie zamknąć jego rozdział i cieszyć, że mogli przeżyć wspólnie wiele pięknych chwil. 

Autorka pięknie ukazała przemianę Emmy, to jak w pewnym momencie zaczęła być inną osobą. Może na początku trudno jej samej było się z tym oswoić. By w końcu cieszyć nowym życiem. Powrót zaginionego męża sprawia, że kobieta nie wie kim jest. Czy jest tą Emmą, którą była przy Jessie, czy może drugą? Jedno jest pewne, żeby zrozumieć samą siebie, musi odbyć podróż. 

Uważam, że ukazanie wątku przemiany i kochania dwa razy mocno, jest bardzo ważne. Często słyszałam, że ludzie nie powinni się zmieniać. Jakże jest to złe myślenie. Oczywiście, że powinni się zmieniać. Jakby to było, zatrzymać się na etapie nastoletnim? Wiadomo jest, że nasze postrzeganie świata jest inne na każdym etapie życia. Możliwe jest zatem, że niektórzy ludzie z naszego znikają życia, bo po prostu poszliśmy innymi drogami. To nie jest złe. I właśnie takie przykłady ukazała autorka, bardzo pięknie i mądrze. Dlatego szczerze polecam, by niektórzy zrozumieli, że żadna relacja na siłę nie ma sensu. A już słowa - do grobowej deski, są po prostu nieprzemyślane. 

Żeby nie było - ja nie twierdzę, że ludzie nie mogą być ze sobą do końca życia. Jeśli związek rzeczywiście obojgu daje satysfakcje, radość i po prostu jest dobrze. Niech trwa jak najdłużej. Jednak często przysięga mylona jest z poświęcenie, a według mnie, nie ma nic gorszego. Być razem, a obok siebie. 

 Dlatego właśnie warto przeczytać ten tytuł, ponieważ jak wspomniałam wcześniej, autorka wspaniale ukazała, że losy dwojga ludzi potrafią się zmienić, brutalnie przerwać i szukanie siebie, może oznaczać zmianę. Przeczytajcie, polecam! 



Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger