Muszę sobie jakoś odczarować styczeń. Dlatego postanowiłam zrobić wpis o poznawaniu ludzi w internecie, a dokładnie - potencjalnej "drugiej połowy". Będę brała te wszystkie określenia w cudzysłowie, ponieważ moje podejście do związków, jest bardzo różne od tego przyjętego w społeczeństwie. Zanim jednak dojdziemy do czegoś większego, trzeba zacząć od początku.
Korzystaliście kiedykolwiek z portali randkowych? Jest ich pełno i można powiedzieć, do wyboru do koloru. Aplikacje do telefonu i te bardziej klasyczne. Dla jednej grupy, miejsce niemożliwe spotkania kogoś konkretnego, inni czują się wręcz jak ryby w wodzie przeglądają profile nowych użytkowników.
Aplikacji miałam wiele, pisało się z różnymi ludźmi, ale to jak przesiewanie złota od śmieci. Znaleźć wartościową osobę, jest naprawdę bardzo trudno. Można się zniechęcić i wiele osób odpuszcza. Zazwyczaj większość wiadomości dotyczy seksu. Ja miałam taki etap, że pytałam konkretnie gdzie i kiedy, kto jaki lubi ów seks, skoro mi na dzień dobry pisze propozycje, to niech okaże swoją odwagę dalej. Uwierzcie, bardzo szybko odwaga nie sięgała nawet ustalenia terminu spotkania ;).
Ale jak to się u mnie zaczęło?
Pamiętam, jak wracałam z fatalnego weekendu. Byłam tak wściekła, że napisałam jeszcze z drogi, do brata by mi kupił jakiś czteropak piwa, bo potrzebuje żeby dobrze głowę przetrzepało. Brat nie pytał, brat rozumiał. Kupił. To był upalny dzień, mnie w środku wręcz roznosiło. Piwo było zimne, szybko zadziałało jak miało zadziałać. A ja, w tym swoim nerwie i pod wpływem, zasiadłam przed laptopem, otworzyłam stronę z jednym bardzo znanym portalem randkowym. Nadziobałam w opisie, żeby głupi ludzie do mnie nie pisali, bo takich nie lubię i nawet nie odpowiem. Nie pytajcie, o co chodziło z głupimi ludźmi, bo ja do dziś nie mam pojęcia, co się w mojej głowie ubzdurało pod wpływem emocji i alkoholu.
W każdym razie, stronę założyłam, kilka zdjęć wygrałam. Na koniec stwierdziłam, że gdzieś muszą być jacyś normalni faceci i poszłam spać. To było na przełomie lipca/sierpnia. O swoim koncie przypomniałam sobie końcem grudnia, na dwa dni przed sylwestrem.
Zalogowałam się i ujrzałam sporo głupich wiadomości - a przecież zastrzegłam, że nie chce głupot ;). I dwie od jednego użytkownika, wysłane w różnych odstępach czasu. Zaciekawiło mnie coś w wiadomości i odpowiedziałam by kontaktował się przez e-maila, ponieważ nie będę traciła pieniążków na opłacenie możliwości pisania, które zazwyczaj było jałowe i nie warte choćby złotówki. A ja, bardzo nie lubię wydawać pieniążków na głupoty.
W ten oto sposób, zaczęłam e-mailować z moim R, a nasza znajomość wcale nie miała w planach być początkiem czegoś poważnego. Kategorycznie tego odmawiałam, ponieważ w moim zamiarze było poznanie kogoś do wspólnych wycieczek i wyjścia do kina - później się okazało, że mój R kina nie znosi, ale to wyszło po czasie ;). W każdym razie, nasze wspólne pisanie było super, w końcu należało ustalić termin spotkania, bo dzieci nie jesteśmy, tylko dorosłe człowieki. Termin więc uzgodniliśmy, godzinę również. Ja wyszłam, On miał się zjawić. Poszłam, czekałam, a jego jak nie było, tak nie było... A zima wtedy przyszła piękna, wręcz bajkowa i bardzo mroźna.
Jak widzicie, strój by szalenie randkowy - jestem chodzącym memem dwóch wersji kobiet (jedna w szpilkach i kusej sukienusi) i ja, Muminek zawinięty szalikami, czapkami i opatulona, by żaden chłód się nie prześlizgnął.
Tamtego dnia się nie spotkaliśmy. Czekaliśmy w dwóch różnych miejscach. Oboje nie mieliśmy zasięgu. Kiedy ja poszłam jedną drogą żeby go poszukać, on ruszył drugą żeby szukać mnie. I się mijaliśmy. W końcu oboje odpuściliśmy, było zimno. Ja wróciłam do domu, on też. Później się śmialiśmy, że byliśmy tak blisko siebie, a jednak daleko.
I jeśli wtedy było zimno, to nasza kolejna "randka", odbyła się już w klimacie niemalże syberyjskim. Siarczysty mróz, piękne niebo, a oczy prawie stawały dęba. Do dziś się śmiejemy, że połączyły nas chusteczki higieniczne, ponieważ co chwila wycieraliśmy nosy z tego zimna ;).
To nasze spotykanie na kawę, której ja nie piję, oraz wyjścia do kina - którego R, nie znosi,. Trwa sześć lat. A, że 6 jest moją ulubioną liczbą, z tej okazji powstał post. Bo jeśli ktoś szuka, drugiej osoby w internecie i już powoli traci nadzieję, to spokojnie. Czasem trzeba "przerobić", setki porąbanych wiadomości, żeby trafić na tą jedną. Nie jest łatwo przekopać w gąszczu korespondencji, które napływają od "odważnych", przed monitorem. Często nawet spotkania okazują się nietrafione - takich również kilka miałam, ale trzeba podejść z nastawieniem na kolejne doświadczenie. Mam wrażenie, że najgorzej, gdy bardzo nam zależy. Oczekiwania są zgubne i mogą wiele zepsuć.
Właśnie - oczekiwania. Zazwyczaj logując się do portali, ludzie to robią z zamysłem znalezienia miłości. I od razu każda osoba, jest filtrowana jako potencjalny partner, mąż czy nawet ojciec dziecka. Napisałam z perspektywy kobiety, bo jednak nie wiem, jak sprawa wygląda od strony mężczyzn ;). Kobiety są niestety bardziej emocjonalne, zbyt szybko się angażują, przywiązują i później chyba bardziej rozpaczają gdy się nie uda.
Dlatego myślę, że w przypadku portali randkowych, lepiej nie startować z zamysłem znalezienia miłości, ponieważ presja może przytłoczyć obie strony. Tylko towarzysza, do wspólnej rozmowy czy wyjścia na spacer. A jeśli ma być więcej, to na pewno z czasem się uda.
Nie napiszę wam, że znalazłam w internecie miłość. Bo w moim słowniku to słowo nie figuruje. Nie wypowiadam magicznych słów, które dla większości są fundamentem związku. Mogę jednak napisać, że poznałam najlepszego przyjaciela i człowieka, który mnie rozumie i nie ogranicza. A właśnie brak ograniczenia, jest tutaj kluczowy. Nie deklarujemy sobie, że będziemy razem do grobowej deski. Wręcz przeciwnie, jeśli któreś z nas stwierdzi, że czas rozstania, podziękujemy sobie za wspólne lata i nasze drogi się rozejdą. Nie lubię tych deklaracji - razem aż do śmierci. To nie dla mnie, ja tego nie czuje. Mogę powiedzieć - razem, do póki nasz wspólny czas, będzie dawał przyjemność obu stronom.
Wiem, dla wielu osób, jest to postawa wręcz kontrowersyjna. Jednak oboje mamy takie samo podejście do relacji, nie chcemy się ograniczać, nie chcemy zmuszać. Łatwiej jest wiedząc, że nie musimy. I wiecie co? My bez naszego - musimy, robimy więcej razem, od tych, którzy sobie deklarowali przed ołtarzem czy urzędnikiem ;). Żeby nie było, ja nie mam nic przeciwko ślubom. O ile nie dotyczy mnie.
Zatem, czy warto szukać w internecie? Oczywiście! Tylko na początek należy uzbroić się w ogromne pokłady cierpliwości, sporo wyluzowania i po prostu nie snuć wielkich planów. Tylko dać się ponieść chwili - dziś jest dziś, a jutrem się nie przejmuje. Szczerze, jakby mi ktoś w pierwszych wiadomościach zadawał pytania "przyszłościowe", z pewnością zakończyłabym znajomość prędzej niż rozpoczęłam ;).
Uśmiechnąłem się kilka razy Agnieszko czytając Twego posta. Ważne, że znalazłaś. Doczytałem do końca, pozdrowienia :-) .
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie mi się czytało relację Waszej znajomości. Opisałaś to lekko, z humorem i jednocześnie z cennymi spostrzeżeniami. :)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przeczytałam ten post. Jest tu piękne osobiste doświadczenie i pewien instruktarz, jak podchodzić do portali randkowych. Masz lekkie pióro. Wiesz czego chcesz w związku. Umiesz pisać z humorem- bezcenne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Po prostu miałaś szczęście. Trafiłaś na odpowiedniego dla siebie człowieka.
OdpowiedzUsuńGratuluję :)
Szczęścia!
OdpowiedzUsuńPierwsze spotkanie mistrzowskie!
Cudownie było poznać Waszą historię... no i życzę Wam wszystkiego najlepszego! :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że korzystałam z portali randkowych, nawet pisałam o nich licencjat. Jednak mojego partnera poznałam na Facebooku, w momencie, kiedy byłam bardzo samotna i do tego w trakcie zapalenia kręgosłupa :D Jesteśmy zupełnie inni niż Ty i R., więc dyskutować nie będę. Ja na przykład nie waham się powiedzieć, że kocham tego człowieka i to całym sercem, on też otwarcie mówi o uczuciach. Każdy związek jest inny, ważne, żeby odnaleźć swoje szczęście. :)
Ależ historia :) Najważniejsze, że ma się obok osobę przy której można być sobą :)
OdpowiedzUsuńJa ze swoim M. zeszłam się dopiero po 9 latach od poznania, a w międzyczasie 3 lata w ogóle się nie widzieliśmy :P
Ciekawy post. Ja za to przez internet poznałam najlepszą przyjaciółkę, choć jej nie szukałam :)
OdpowiedzUsuńAle miło poczytać takie historie! Sama znam jedną osobę, która w sieci spotkała mężczyznę, z którym założyła rodzinę. Ja też korzystałam wielokrotnie z różnych portali randkowych, ale nigdy nic z tego nie wyszło, więc odpuściłam.
OdpowiedzUsuńZnam wiele par, ktorym zwiazki poznane w sieci wyszly i dzis sa w zgodnych, udanych malzenstwach :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie - www.katsuumi.pl
OdpowiedzUsuńFajny, ciekawy, lekki post z humorem jaki mi odpowiada ;)
OdpowiedzUsuńhmm... czekam na więcej??
Pozdrawiam i życzę wiele dobrego :)
Bardzo inspirująca historia. Daje wiarę, że jednak się da... W sumie znam wiele takich historii. Ale nie wiem, jak to się dzieje, że osobiście taką nie mogę się pochwalić :D
OdpowiedzUsuńFajna historia! Szkoda tylko, że słowo "miłość" u Ciebie nie istnieje, bo uważam, że miłość jak najbardziej istnieje :)
OdpowiedzUsuńZnam parę par, które poznały się przez Internet i do tej pory są w związku i najlepsze jest to, że nie poznali się na portalach randkowych ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno podniosłaś morale wielu zniechęconym osobom.
OdpowiedzUsuńPary z Internetu nie znam, ale już osoby, które poznały się w nietypowych okolicznościach już tak. z tego wniosek - nigdy nie mów NIGDY!
JOTKA
Oczywiście, że ludzie powinni być że sobą bo chcą a nie dlatego, że podpisali "umowę." Jednak w zawieraniu znajomości w Internecie warto być ostrożnym bo nie brak "szalenców" . Super, że znalazłaś przyjaciela, brarnią duszę 😊
OdpowiedzUsuńNie tylko poznałam swojego męża w sieci, ale do tego na blogu (on był z bloxa). Uważam, że szukanie pary na portalach randkowych to ciężka robota, sama nie miałam na to siły, ale znam takie portalowe małżeństwo. W życiu wszystko jedt możliwe.
OdpowiedzUsuńodcieni głupoty jest tak wile że czasu by nie starczyło by to opisać a są i tacy co by zaskoczyli. Konta na portalach miałam w życiu, pamiętam miałam kiedyś profil na jednym takim super gdzzie naprawdę fajne osoby były niestety miejsce już nie istnieje a poznalam tam partnera, jeszcze kilka innych osób naprawdę szkoda że ta strona to już przeszlość. Zgadzam się że trzeba wiele cierpliwości do odsiewania piasku w poszukiwaniu złota. Ja nie tylko złota szukałam złoto jest cenne i jest go mało ale miło też poznać kolege czy koleżankę to jest kogoś z kim można miło spędzić czas spotkać sie pogadać, super.
OdpowiedzUsuńMoja siostra poznała meża na Sympatii, można poznać w necie w teatrze, tramwaju sklepie... ważne by być otwartym na odpowiednią osobę, jak Twoja historia pokazuje można nawet sie mijać ale warto być wytrwałym i otwartym.
Co do motywacji osób szukających na portalach jest to niejednoznaczny temat. Są mężczyźni i kobiety szukający uciech cielesnych, spoko jeśli są uczciwi względem siebie, ale i tutaj nie takie proste. Dziś słyszałam podcast rozmowę Marty Linkiewicz i Karola Paciorka. psyholożka opowadała histrię pary która ustaliła że tylko sex. On opuszczał ją przed północą, było fajnie na tyle że pewnego razu postanowił zostać... dziś są parą, jak widać różnie to bywa, różne są relacje. "Z tym największy jest ambaras,
Żeby dwoje chciało naraz."
No i tutaj należy doprecyzować co konkretnie. Motywacje są bardzo różne obu płci, czasem wymieniałam sie doświadczeniami z różnymi osobami, słuchałam wypowiedzi i wnioskuję że różne osoby można spotkać warto być ostrożnym ale jednak otwartym i cierpliwym, racja z tym by nie angażować sie za bardzo i za szybko. Widzę że takie luźne zasady dobrze sie sprawdzają w Waszej relacji, super życzę kolejnych szczęśliwych lat.
Szczęściara. Ja przez internet pracuje i aż mnie skręca na samą myśl, żeby dobrowolnie jeszcze w nim przesiadywać. Lata temu jak jeszcze istniało Badoo znajomą "zatrudniłam" by mi konto obsługiwała, bo na pisanie co 5 minut "co robisz? a nic" krew mnie zalewa. Przy piwie to głosiłam chęć skonstruowania bota, który by na takie coś odpisywał, i żeby wyświetlał wiadomość jako powiadomienie na telefonie, dopiero jak będzie coś sensownego. Każdego faceta jakiego kochałam to wszystko dzięki spotkaniom na żywo. Na początku też dawałam solidną lekcje, jak olewałam każde co 5 minut "co robisz?" żeby wymusić wyjście na miasto :D
OdpowiedzUsuńŚwietna, podnosząca na duchu historia :)
OdpowiedzUsuńMój mąż znalazł mnie na Facebooku i tak już jesteśmy razem 12 lat :) Uważam, że kiedyś ludzie mieli trudniej. My teraz mamy internet, mnóstwo ludzi poznaje się w ten sposób :)
OdpowiedzUsuńZnam wiele par, które odnalazły siebie w Internecie, ale tak jak mówisz - to jak trafienie losu na loterii :) Ja sama znalazłam przyjaciela na odległość, bo lubię poznawać nowe kultury i tak jak Ty - nie lubię głupot. Tak więc moja znajomość z takim jednym Nepalczykiem trwa już od kilku lat i tak sobie czasami piszemy łamaną angielszczyzną i wysyłamy sobie zdjęcia z naszych krajów :)
OdpowiedzUsuńPiękna historia o przyjaźni i bliskości, z ciepłym uśmiechem ją przeczytałam. I moja historia jest internetowa, a dokładniej z Sympatii 🙂 Jesteśmy małżeństwem z 13-letnim stażem, znamy się od 15-tu, a mój obecny mąż był moją trzecią "sympatiową" znajomością 🙂 Więc da się, tylko tak jak napisałaś, trzeba mieć sporo szczęścia... Pozdrawiam Cię Agnieszko 😘
OdpowiedzUsuńSuper blog, fajnie się czyta.
OdpowiedzUsuńDawno, dawno temu korzystałam z czatów ale tylko przez komputer, bo w telefonach nie było jeszcze internetu hihi.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście większość rozmów mężczyźni kierowali na temat seksu... Ale były też i wartościowe osoby.
Życzę Wam wszystkiego dobrego :).
Gratuluję, że udało Ci się trafić na odpowiednią osobę na portalu randkowym i przetrwać tak długo ;) Czyli dla mnie też jest jakaś nadzieja, że w końcu trafię na kogoś normalnego :D
OdpowiedzUsuńCiekawa historia i jeszcze ciekawsze podejście do całej sprawy ;)
OdpowiedzUsuńZnam dwie szczęśliwe pary, które poznały się na tinderze lata temu, ale to chyba tyle z podobnych internetowych znajomości.
Sama nie korzystałam z takich portali, ale dobrze znam jedno małżeństwo, które poznało się przez internet. Bardzo dobre i udane małżeństwo :)
OdpowiedzUsuńPiękna historia :) najważniejsze, że jesteście razem, nieważne, czy się poznaliście przez portal randkowy, czy na weselu koleżanki :) życzę szczęścia :)
OdpowiedzUsuńCudownie - Twój przykład na pewno da siłę i nadzieje tym, którzy kogoś wartościowego tam w sieci szukają- ale jak pisałaś lekko nie jest i trzeba czasu oraz cierpliwości , aby znaleźć tam jakiegoś fajnego człowieczka. Żyj po swojemu, bądź szczęśliwa i miej w czterech literkach jakieś uwagi na temat ślubu czy dzieci- zauważyłam ,że ludzie kochają się wtrącać w cudze życie z cudownymi radami jak powinni żyć. Jak ostatnio usłyszałam " a Wy kiedy planujecie dziecko" to nie powiem, że mi się nóż w kieszeni nie otwierał. I nie ,że mam coś do dzieci, ale na ten moment ze swoimi się nie widzę. Życzę Wam zatem dużo dużo miłości Agnieszko :-)
OdpowiedzUsuńSuper historia! Znam kilka osób, które poznały w Internecie swoją drugą połówkę, więc widocznie jest to możliwe. ;) A ja nigdy za bardzo w to nie wierzyłam. ;)
OdpowiedzUsuńja męża poznałam przez Tindera xd
OdpowiedzUsuńja męża poznałam przez.... Instagram. Skomentowałam jego zdjęcie-mąż zajmuje się fotografią architektury, szybko rozmowa stała się prywatna i po 2 tygodniach się spotkaliśmy. Od 1,5 roku jesteśmy małżeństwem :) A wcześniej byłam bardzo na nie, przeciwko znajomościom z neta. Mój brat swoją narzeczoną poznał przez Tindera.
OdpowiedzUsuńKażdy człowiek jest zupełnie inny, to samo tyczy się relacji. No i super, że tak się oboje zgadzacie! Oby było tak dalej! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAga!
OdpowiedzUsuńCzytałam Twój post z uśmiechem na ustach i wielokrotnie potakiwałam głową. Świetna historia, podoba mi się Twoje podejście do sprawy. Ja jestem szczęśliwą mężatką od wielu lat, nie była to znajomość z internetu. Jak zwykle oczarowałaś mnie swoimi zdjęciami.
Życzę Wam dużo szczęścia:)