września 14, 2014

września 14, 2014

Porozmawiaj z księżycem



Nie wiem dlaczego, ale po krótkim opisie od wydawcy stwierdziłam,że książka przypadnie mi do gustu, może i nie zapowiadała się na coś wielce porywającego, ot dzieje rodziny mieszkającej  Warszawie, autorka zaś ukazuje losy Radziwiłłowiczów na przestrzeni kilkunastu lat, dzięki czemu mamy wgląd na najważniejsze etapy życiowe każdego z członków rodziny jak i ich wspólnych znajomych.

Akcja rozpoczyna się w roku 1990 w wieczór wigilijny, rodzina Radziwiłłowiczów szykuje się wspólnie do spędzenia świątecznej kolacji, dwoje rodziców oraz czwórka rodzeństwa, dzielą się obowiązkami by wszystko było gotowe o czasie. Już od pierwszych stron można zauważyć, iż wszyscy są ze sobą niesamowicie zżyci, zaś w domu nie brakuje poczucia humoru, który jest zauważalny na każdym kroku. Trzy siostry oraz brat, Helena, Agata i Celinka no i Karol, niby każde od siebie różne, a jednak widoczne są podobieństwa, zwłaszcza jeżeli chodzi o dwie najstarsze siostry. Natomiast Cela nazywana przez wszystkich Ciri łączy niewidzialna nić porozumienia z bratem, nie tylko ze względu na dzielący wspólnie pokój, czy faktu, iż oboje są najmłodszymi w rodzinie. Po prostu dziewczynka bardzo dobrze potrafi wychwytać humory brata oraz jego emocje, częste rozmowy sprawiają,iż wie praktycznie wszytko na temat Karola, nie jeden raz więcej niż pozostali członkowie rodziny. 
Dzięki przeskokom w czasie uczestniczymy w pierwszych związkach najstarszych sióstr, ich rozstaniach złamanych sercach, podjęciach pracy, ale i również widok na rozwój emocjonalny Celi, która już jako mała dziewczynka była poważniejsza niż jej rówieśnice, nie wiele mówiła,ale była świetną obserwatorką, w dodatku kiedy już się odzywała potrafiła odciąć się ciętą ripostą. Mimo, iż autorka przybliża nam każdą z postaci, a jest ich naprawdę sporo i możemy bez problemu wczuć się w każdą z nich, to jednak można odczuć, iż największa uwaga skupiona jest na najmłodszej latorośli tejże rodziny.
Dzieje się bardzo wiele wesołych jak i wzruszających sytuacji, nie brakuje również chwil kiedy w Warszawskim mieszkanku śmiech ustępuje ciszy, zaś w oczach domowników można dostrzec smutek, a nie niekiedy rozpacz. Jak to bywa w życiu...

Będę szczera, tutaj nie można zrobić typowego opisu fabuły, ponieważ musiałabym streścić całą książkę a tego nie dość,że nie chcę to po prostu nie mogę uczynić. Trzeba samemu usiąść i dać się wciągnąć w ten wspaniały klimat jaki zbudowała autorka, za co serdecznie dziękuję. Ponieważ dawno nie czytałam tak wciągającej zwykłej, niezwykłej sagi rodzinnej, która pochłonęła mnie do tego stopnia,iż nie potrafiłam oderwać się nawet gdy naprawdę musiałam, a jeżeli już to robiłam, to myślami byłam z moimi ulubionymi bohaterami, z którymi się zżyłam i niesamowicie polubiłam. 
Przede wszystkim kreacja postaci, nie można stwierdzić,iż któraś z nich była obojętna. Nie. Każda, ale to każda była charakterystyczna, pozytywna, wesoła bądź drażniąca. Eufrozyna i Juliusz, przykład rodziców, którzy potrafią kochać, rozmawiać ze swoimi dziećmi i być oparciem dla innych, mimo różnych przeciwności losów zawsze przy sobie. Agata oraz Helena, obie miały w sobie dobroć, ale i potrafiły postawić na swoim jeżeli sytuacja tego od nich wymagała.  Celina, od dziecka charakteryzowała się silną osobowością,ale również wrażliwością, nie potrafiła przejść obojętnie obok krzywdy bądź problemów bliskich jej osób, nie dało się nie polubić tej może z początku niezbyt urodziwej dziewczynki. Kiedy w jej życiu dochodzi do tragedii, przechodzi wewnętrzną przemianę, która poprzestawia jej dotychczasowe życie. 
Nie mogę nie wspomnieć o pewnej, bardzo ale to bardzo irytującej postaci. Karolina, tak pustej i wrednej baby nie można było znieść, za każdym razem kiedy wysuwała się na pierwszy plan miałam ochotę, na miejscu Ciri, Agaty lub Heli przywalić jej po głowie. Zołza jakich mało, w dodatku głupia. 
Czytając czułam się jakbym uczestniczyła we wszystkim co działo się w tej niezwykłej rodzinie, kiedy przytrafiało się coś przykrego bądź radosnego smuciłam i śmiałam na przemian. Pani Justyna wyczarowała coś niesamowitego, język jest taki lekki, nic nie wydaje się sztuczne bądź nie na miejscu. Dialogi genialne prowadzone, potyczki słowne, sprzeczki ukazane dosłownie tak, jak można spotkać w niejednym domu.
Jestem pod ogromnym wrażeniem stworzenia historii o ludziach, którzy wiodą zwykłe życie, a jednak tak poprowadzić całość by porywało choćby jedno zdanie. 
Kiedy przewracałam ostatnią kartkę nie mogłam zrozumieć, dlaczego to już koniec? Przecież oni wszyscy byli, są dla mnie bardzo bliscy. Jestem pewna,że jeszcze nie jeden raz wrócę do tej książki, mam nadzieje,że autorka napisze kontynuacje, gdyż nie wyobrażam sobie by nie spotkać się ponownie z Radziwiłłowiczami i dowiedzieć jak potoczyły się ich dalsze losy. 
Cóż mogę więcej powiedzieć, Porozmawiaj z księżycem jest fantastyczną książką, nic dodać nic ująć.  Trzeba przeczytać i koniec.



9 komentarzy:

  1. Sagi rodzinne uwielbiam. Póki co, poszły w odstawkę, ale na pewno do nich wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  2. z tego co piszesz, watro się nią zainteresować :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale mnie zaciekawiłaś. Chciałabym poznać tę książkę, jestem zaintrygowana.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie spodziewałam się aż tak dobrej książki :) W dodatku-sagi rodzinne to mój słaby punkt :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoro trzeba przeczytać, to trzeba:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam sagi rodzinne, muszę przeczytać. Okładka bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sagom rodzinnym nigdy nie mówię nie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo twojej pozytywnej recenzji jakoś nie mam przekonania do tej książki, ale też nie mówię jej nie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie nastawiałam się do lektury w 100% pozytywnie, a mimo to jestem pod ogromnym wrażeniem. Dawno nie czytałam książki tak prawdziwej, szczerej i pełnej ciepła. Ja również czułam się jakbym tam była, to wszystko było tak niezwykle bliskie.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger