W książce przykuła moją uwagę okładka, ma w sobie coś ciepłego i przyciągającego, dlatego też mimo niezbyt ciekawie zapowiadającej się fabuły postanowiłam zaryzykować i przeczytać. O autorce jak dotąd nie miałam okazji słyszeć. Jako,że jestem otwarta na zapoznawanie się z nowymi pisarzami skusiłam się na Szczęście w kolorze burgunda, wrażenia są i owszem, ale jakie? O tym przekonajcie się z recenzji.
Magda jest żoną,matką ma nawet pracę. Jej małżeństwo jest normalne, bez porywów serc, romantyzmu i ogólnie zamiast ognia już dawno tli się leciutki płomyczek, co by nie zamarznąć. Nie ma co się dziwić, w końcu po piętnastu latach życia we dwoje może się coś zmienić. Czego nie bardzo rozumie główna zainteresowana, w prawdzie zdaje sobie sprawę,że współmałżonek jest zapracowany, ale dlaczego musiał zapomnieć o rocznicy ślubu? Właśnie teraz kiedy ona, Magda tak bardzo potrzebowała pobyć z nim sam na sam, ale zamiast mężusia w progu stanęli kochani teściowie, niczym zakopiańskie owieczki. Sama radość. Już wystarczy świadomość,że tu i ówdzie jest za dużo, chodzi o nadmiar ciałka rzecz jasna. Cóż.. lata świetności dawno przeminęły, zaś samo zaparcia do diety i ćwiczeń dziwnie jej brakuje. Najlepsze przyjaciółki Dorka i Majka wyglądają, fakt ta pierwsza nigdy nie miała problemu z nadwagą, zaś Majka prędzej potrafiła odmówić słodyczy, bądź zmobilizować się do ćwiczeń. Magda oczywiście również ma zamiar się odchudzać, tylko jeszcze nie do końca wie od którego jutra, ale ważne,że jest zdecydowana i potrafi przyznać sama przed sobą, że jej rozmiar jest więcej niż niezadowalający.
Od nieszczęsnej rocznicy ślubu zaczyna odczuwać podejrzenie, względem męża, może sama z siebie by nie wpadła na pomysł domniemanej zdrady, gdyby ziarenko niepokoju nie zasiała jedna z przyjaciółek. Dlatego też zaczyna obserwować, powątpiewać, ale nie działać. No bo sama niepewność nie jest dowodem zdrady.
Kiedy Boguś oznajmia,że na długo wyczekiwane rodzinne ferie zimowe nie pojedzie, Magda jest niemalże przekonana,iż w grę wchodzi jakaś flama. Zdobyć się na sprawdzenie, nie potrafi, ale.. nie ma nic przeciwko wypiciu grzańca z pewnym uprzejmym mężczyzną, nie samotnym na szczęście.
Trzy kobiety, każda ma z nich problem. Maja z zazdrosnym mężem, Dorka z Wallią, no a Magda? Przede wszystkim z brakiem własnej wartości no z mężem też...
Chciałabym napisać,że książka mnie zachwyciła, albo spędziłam w jej towarzystwie mile spędzone chwile. Niestety nie do końca tak było. Owszem książka nie jest zła, ba nawet mogę powiedzieć,że na dobrą sprawę nie powinnam się do niczego przyczepić, gdyby nie jedna rzecz. Okropnie się wynudziłam. Przede wszystkim główna bohaterka, taka jakaś ciamajda. Coś podejrzewała, ale wolała żyć w niewiedzy bo co będzie jeżeli jej czarne myśli się sprawdzą, więc lepiej nie robić nic, tylko ryczeć i żreć cukierki, albo ciastka. Potem siedzieć i użalać się nad sobą, bo nadwaga, co się dziwić, nie jedz tyle, nie będziesz marudziła. Majka i Dorka, o ile Majkę od razu polubiłam, tak o Dorce nie potrafię powiedzieć nic.Dla mnie była nijaka. Panowie są, nawet bardzo sympatyczni, aż chwilami nierealni, poza Bogusiem, gdyż ten wydaje się niezwykle tajemniczy w tym swoim nic nie robieniu w małżeństwie.
I jeszcze jedno, jeżeli tak sobie troszkę narzekam, muszę o tym wspomnieć. Niesamowicie drażniące był dla mnie wątki z teściową, nie z samego faktu,że jej osoba była paskudna, ale po co było rozwodzić się kilkoma stronami nad odczuciami Magdy, żeby one były jakieś wesołe, albo nie wiem wnosiły coś interesującego do fabuły. Nie. Takie przegadane, odnoszę wrażenie,że tylko po to by nabić większą ilość stron w książce. Zupełnie niepotrzebnie, bo bez tego byłaby niemalże przyzwoita. W ogólnym rozrachunku książka nie wypada źle, jest z kategorii tych co nie trzeba zmuszać się do myślenia, fabuła toczy się swoim rytmem, niespiesznie, chwilami może zbyt wolno, ale ogólnie jest dobrze. Ciekawie przedstawiona przyjaźń trzech kobiet, które mimo swoich własnych problemów, pracy i dzieci mają czas na ogólne wparcie, słowem i nie tylko. Nie mogę powiedzieć,że książka całkowicie nie przypadła mi do gustu, bo bym skłamała, ale czegoś i zabrakło. Czuję lekki niedosyt, mimo wszystko myślę,że warto po nią sięgnąć, gdyż czas poświęcony lekturze na pewno nie będzie zmarnowany. Szczęście w kolorze burgunda działa odprężająco i z tą myślą powinno się zasiadać do czytania.
Rzeczywiście, tak jak piszesz, Magda wkurza tym, że niepewności nie wyjaśnia u źródła, ale taka pewnie była konwencja. Dla rozrywki może być;)
OdpowiedzUsuńMówicie, że bohaterka wkurzająca? Hmmm... no zobaczymy...
OdpowiedzUsuńMnie książka ogólnie się podobała, chociaż główna bohaterka faktycznie wkurzająca. Mnie w każdym razie nie przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńJak widzę, książka ma trochę mankamentów. Jeszcze się nad nią zastanowię.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za książkami przy których mogę się wynudzić...
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, może kiedyś - ale jak na razie mam co czytać.
OdpowiedzUsuńNazwisko autorki słyszę po raz pierwszy, sama fabuła też jakoś nie bardzo mnie zachwyciła, chyba nie jest to książka dla mnie
OdpowiedzUsuń