lutego 12, 2015

lutego 12, 2015

Utrata




Bardzo długo myślałam jak opisać wrażenia dotyczące tej książki, tak naprawdę spodziewałam się czegoś zupełnie innego.  Wiedziałam, że będzie miłość, że będzie cierpienie. Tytułowa utrata mówi sama za siebie. Jednak nie spodziewałam się, że wydarzenia z jakimi przyjdzie mi się zmierzyć tak bardzo mną potrząsną, i wywołają taki napływ emocji.

Kiersten rozpoczyna naukę w collegu, wyjazd do akademika i nauka wśród młodzieży ma być dla dziewczyny formą terapii. Przez dwa lata siedziała zamknięta w domu, w swoim pokoju. Po tragedii jaka się wtedy wydarzyła odcięła się od świata zewnętrznego. Analizowała każdą decyzję z przestrachem by pochopne podjęcie nie doprowadziło do poważnych konsekwencji. Otulona lękiem i bólem trwała w swoim własnym świecie, gdzie czas jakby toczył się obok niej. Przybywając na uczelnię czuje się bardzo zagubiona, ma przy sobie coś co może pokonać napad lęku, ale... Czy Kiersten będzie potrafiła stawić czoła demonom, które każdej nocy odwiedzają ją we snach? Pierwszego dnia pobytu poznaje, a raczej wpada na chłopaka, nieziemsko przystojnego Westona, wydaje się, że scenariusz jest jak z bajki. Ona zagubiona, On obiekt westchnień każdej studentki. Jak to możliwe, że zwraca uwagę na przestraszoną, wręcz nieporadną pierwszoroczniaczkę?  Oboje mają jakieś sekrety, oboje badają siebie nawzajem, relacja między nimi nabiera tempa. Może się wydawać, że za szybko dzieją się wydarzenia. Kiersten z zamkniętej w sobie osoby staje się odważniejsza. Jakby nagle zrozumiała, że nie można uciekać od życia, za namową wujka Jo, stara się zachowywać jak każda młoda dziewczyna, być spontaniczna, nie analizować, nie myśleć. Żyć. Weston obiera sobie za cel pomóc nowo poznanej dziewczynie, jest w niej coś takiego co sprawia, że chce się nią opiekować. Pierwszy raz od jakiegoś czasu czuje, że ma ochotę wstać rano z łóżka, nie mogąc się doczekać widoku Kiersten.Niestety czas dla tych dwojga nie jest przyjacielem, Wes zdaje sobie z tego sprawę, jak można kogoś bronić, a jednocześnie zadać mu ból nie do przeżycia?


Mam wrażenie, że co bym nie napisała to i tak będzie za mało. Nie przekażę tego jak bardzo Utrata podbiła moje serce, ile emocji się przeze mnie przewinęło podczas czytania. Już sam prolog przedstawia nam sytuację z jaką będziemy musieli się zmierzyć wraz z bohaterką, ale znacznie później autorka serwuje kolejny cios. Kiedy miałam już nadzieje, że wszystko będzie tak jak powinno okazało się, że to było złudzenie, że życie potrafi zadrwić w najgorszy sposób. Może historia tych dwojga nie wydaje się niczym nowym, bo temat jaki poruszyła Rachel Van Dyken dosyć często pojawiał się w książkach, ale sposób w jaki grała na emocjach, w jaki prowadziła fabułę jest niesamowity. Wszystko dzieje się tak prędko. Jakby nagle ktoś za chwilę miał nacisnąć przycisk STOP koniec zabawy.  Na przykładzie Kiersten został ukazany bardzo delikatny temat jakim jest depresja, wycofanie się ze społeczeństwa z powodu lęku i bólu. Jak niewiele potrzeba by spaść na samo dno samego siebie, jak można zapomnieć o sobie i trwać z dnia na dzień. Terapeuci nie zawsze potrafią odnaleźć drogę do pacjenta, leki nie do końca są skuteczne, albo mają swoje skutki uboczne. A tak naprawdę najlepsze lekarstwo może stać na środku drogi, albo chodnika... Muszę przyznać, że bardzo polubiłam Kiersten, było mi jej niesamowicie żal, kibicowałam w walce z samą sobą, z lękiem który nie pozwalał jej normalnie funkcjonować. Westona po prostu pokochałam, za całokształt, potrafił być zabawny, flirtować i słuchać, ale przede wszystkim obserwować. Niesamowite było jak genialnie odczytywał gesty i mimikę dziewczyny. Sama chciałabym mieć takiego przyjaciela. Na uwagę również zasługują współlokatorka Lisa oraz jej kuzyn Gabe. Ta dwójka była po prostu świetnie ze sobą zgrana, zabawni i lojalni. Wujek Jo, wspaniały i wyrozumiały, opiekun i przyjaciel. Każda postać została bardzo dokładnie wykreowana, nikt nie był bezosobowy, nawet chwilowo pojawiająca się dawna "znajoma" Westona miała konkretnie zarysowaną osobowość. Z pozoru może się wydawać, że jest to kolejna książka o młodzieńczej miłości, po części tak jest, ale autorka poza tematem depresji poruszyła jakże trudny temat śmierci i walki o każdy dzień, o to by nie był stracony. Dlatego fabuła jest tak dynamiczna. Nawet radosnych momentach można odczuć uciekający czas... czas, którego nie obchodziło co się stanie gdy wybije godzina zero. 
Nie sądziłam, że tak bardzo będę przeżywała losy tych dwojga, miałam łzy w oczach kiedy domyślałam się co za chwilę się stanie, gdy  zbliżał się koniec nie potrafiłam powstrzymać płaczu. Końcowe słowa autorki nie potrafiłam już przeczytać. Uwierzcie, jest to historia opowiadająca o wydarzeniach, które mogą spotkać każdego, o bólu z którym wielu ludzi musi się zmagać, o nadziei bez której nie można żyć i  o miłości. Bo bez niej trudno byłoby walczyć.  Utrata tak naprawdę czyta się sama, wciąga i nie pozwala na oderwanie do ostatniej strony. Jestem zachwycona tą publikacją niosącą bardzo ważne przesłanie. Musicie przeczytać i poczuć te wszystkie emocje, towarzyszące jeszcze długo po odłożeniu książki.


Za możliwość przeczytania książki chciałam podziękować wydawnictwu Feeria.
Książka bierze udział w wyzwaniu 52 książki.


7 komentarzy:

  1. Moje zdanie jest takie samo, ryczałam na końcu tak jak i Ty... Coś niesamowitego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ksiązka już na liście czytelniczej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie za bardzo mnie interesuje ta książka...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta książka jest CUDNA. Niebawem i moja recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widać, jak wielkie wrażenie zrobiła na Tobie ta książka...

    OdpowiedzUsuń
  6. Twoja opinia zachęca mnie do przeczytania, ale z drugiej strony okładka mówi, że to nie będzie to, co myślę że będzie... Zastanowię się jeszcze nad tą pozycją.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam w planach. ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger