listopada 15, 2016

listopada 15, 2016

Granat poproszę

źródło



Przyszedł czas, że i do mnie trafiła najnowsza książka Olgi Rudnickiej, jeszcze przed premierą zachwalana. I dziwnym trafem, nie zasiadłam od razu do czytania. Granat poproszę musiał swoje odleżeć. Dlaczego? W końcu ulubiona autorka, pewnik na dawkę dobrego humoru. Co się w takim razie stało? Czyżby mój za chwyt do kryminałów z czarnym humorem się ulotnił? Jak odebrałam długo wyczekiwany tytuł?

Poznajemy Emilię Przecinek. Znaną autorkę, piszącą dla kobiet. Czasy naszły takie, że o romantycznej miłości możemy tylko w książce, więc i popyt na historie w normalnym życiu już nierealne, jest spory. Dlatego kobieta zyskała sławę, pisząc o postaciach, których losy przeżywała całą sobą. Teraz była w trakcie tworzenia najnowszej powieści, co najgorsze jej agentka kazała pozbyć się babci Pelagii, której kobiety nie można było nie kochać, jak więc pisarka miała tak po prostu ją wykasować?
Na domiar złego dostaje informacje od męża, który stwierdza, że poznał inną kobietę, zakochał się i z nią odchodzi. Żarto od losu albo jakieś nieporozumienie. Pisze o wielkich miłościach, kiedy jej samej życie małżeńskie właśnie legło w gruzach. Dwoje dzieci zostaną bez ojca, a ona sama z kredytem hipotecznym do spłacenia.
Na szczęście albo i nie. Zależy z której strony spojrzeć, Emilia ma rezolutną córkę, Kropkę. Ona bardzo szybko uświadamia porzuconą matkę o ich stanie materialnym i fakcie ewentualnego zabezpieczenia. Matka i zarazem kobieta, nie wie, czy ma przeżywać ból zdrady, czy świadomość spłaty kredytu, z którym sama absolutnie sobie nie poradzi. Dlatego Kropka musi zrobić coś, co nie spodoba się nikomu, ale jest koniecznością...

Większość osób śledzących mojego bloga wie, że jestem ogromną fanką pióra Rudnickiej, wyczekuję każdej kolejnej książki niczym pierwszej gwiazdki. Dlatego nie mogło być inaczej z granatem, zaczęłam czytanie i... natrafiłam na pewien opór. Coś mnie się nie spodobało. Mianowicie, chodziło nawiązywanie do polityki. Bardzo, ale to bardzo nie lubię, kiedy w książkach spotykam się z prześmiewczymi określeniami w kierunku konkretnego ugrupowania. I nie w tym sensie, że mnie to jakoś szczególnie dotyka, po prostu w książce chcę mieć to, co mnie odpręża, sprawi, że oderwę się od takie, a nie inne rzeczywistości. Tutaj chodziło o jedną, konkretną, uważam, że zabieg ten był zupełnie niepotrzebny, bo Olga Rudnicka nie potrzebuje zniżać się do tego poziomu. Nie wiem czym, miało posłużyć, może taki chwyt reklamowy, dla przeciwników. Niestety należy pamiętać, że czytelnicy to różni ludzie, zwolennicy PiS, PO, Kukiza czy nawet Zenka spod monopolowego. Naśmiewaniem się na przykład z tego ostatniego można kogoś urazić. I po co? Czy warto zrażać do siebie czytelnika? Takie moje przemyślenie, bo no nie miałam ochoty na przytyki, które znalazły się w książce. Mam zasadę na „imprezie” i w książce żadnej polityki, i tematów religijnych. I tego zawsze się trzymam.

Wracając do samej fabuły, pomijając wyżej wymienione zarzuty, które po ominięciu można zapomnieć (aczkolwiek nie każdy musi), muszę powiedzieć, że książka dostarczyła mi mnóstwo uciechy. Zacznijmy od problemu Emilii, która jako porzucona żona i matka miała na głowie kredyt, z którym musiała sobie jakoś poradzić. Nie miała pojęcia co dzieje się z podłym już nie mężem. Ponieważ tchórz uciekł i z nikim się nie kontaktował.
Sprawa zrobiła się o tyle ciekawa, kiedy tematem rozwodu zainteresowały się dwie starsze panie. Matka porzuconej i teściowa. Dwie nielubiące się kobiety, teraz w tak niełatwej chwili zawiązują sojusz.
Cóż to był za duet! Za każdym razem, gdy obie matki wychodziły na pierwszy plan, a szczególnie ich rozmowy, płakałam ze śmiechu. No wręcz nie mogłam się opanować. Ich dialogi są po prostu genialne, przemyślenia. Polubiłam obie. One liczą się jako całość. Nie można tych dwóch rozdzielić.

Oczywiście jest jakiś wątek kryminalny, o którym każdy się dowiaduje, ja jednak nie o tym. Tutaj postaci odgrywają świetnie swoje role. Agentka Wieśka, Kropka i Kropeczek — zwłaszcza w natarciu przez obie babcie. Ten to miał przechlapane. No genialnie. Ubawiłam się niesamowicie, aż żałowałam, że książka tak szybko się skończyła.

Olga Rudnicka jest reklamą samą w sobie, nie potrzebuje namawiania, aby przeczytać. Wystarczy, że ukażę się nawet niepotwierdzona zapowiedź kolejnej książki, każdy zaznaczy sobie ten dzień w kalendarzu i zacznie odliczanie. Bo naprawdę jest na co, porządna dawka humoru gwarantowana. I co najważniejsze nie ma schematów, autorka zawsze czym zaskoczy, nowymi charakterami lub czymś innym.
Nie muszę nikomu polecać i specjalnie namawiać, każdy wie, że po prostu trzeba czytać i koniec.

 Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Secretum

19 komentarzy:

  1. Może się kiedyś skusze - jestem ciekawa pióra pisarki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie, jak nie przepadasz za typowymi kryminałami z humorem, to może Lilith? Taka lekko strasznawa, całkiem inna:)

      Usuń
  2. Bardzo lubię książki tej autorki, a moim numerem jeden jest oczywiście seria o Nataliach. Książki "Granat poproszę" jeszcze nie czytała, ale się skuszę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Natalek nic nie przebije. Są jedyne i niezastąpione! Uwielbiam! :)))

      Usuń
  3. Pfff, musisz mnie tak gnębić? Musisz?

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Ajaja to niedobrze jak kolejka, ale z drugiej strony... masz na co czekać!:)

      Usuń
  5. Moje zdanie na temat tej polityki znasz - ja nawet nie zwróciłam uwagi i gdyby nie Ty nawet bym nie wiedziała o tych aluzjach. Nie mniej - książka jest idealnym poprawiaczem humoru!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z Tobą, że pisarze nie powinni mieszać się do polityki, bo to zbyteczne i tylko psuje im renomę :) Książkę czytałam i gdyby nie ten mankament, to nie miałabym jej nic do zarzucenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, a już myślałam, że tylko mnie się to nie spodobało;)

      Usuń
    2. Nie jesteś na szczęście sama :D

      Usuń
  7. Mnie akurat te polityczne nawiązania rozbawiły, ale faktycznie - nie każdemu musi się to podobać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Ciebie rozbawiły, ale będzie inny czytelnik i poczuje się dotknięty...

      Usuń
  8. Uwielbiam humor Rudnickiej, ale tych okładek po prostu nie trawię ;) Polityka mówisz? Serio, jest tam nawiązanie do jakiegoś ugrupowania? Muszę przyspieszyć lekturę, bo w przeciwieństwie do Ciebie ucieszę się, jeśli znajdę tam przytyk do jednego ulubionego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jest, o konkretnym mowa, i nie chodzi, że o "Ty nie lubisz to się uciszysz. Uważam, że szacunek do czytelnika to podstawa, bo co jednego uraduje, drugiego zrazi. Tak już niestety jest. Podobnie jest z tematem religijnym. Wyśmiejesz islam, jeden się ucieszy, drugi poczuje urażony i zraniony. Dlatego są tematy, które się po prostu omija i już.

      Usuń
    2. *ucieszysz miało być, ach ta klawiatura;) od razu przyznam ci rację, bo już nie miałam ochoty znowu wypominać, ale okładki są obrzydliwe, no szpecą i tyle.

      Usuń
  9. Do tej pory przeczytałam dwie książki Olgi Rudnickiej. "Fartowny pech" ogromnie mi się spodobał. Kilka miesięcy temu czytałam za to "Zacisze 13" i szczerze mówiąc humor nie powalił mnie tak, jak w poprzedniej książce. Przede mną seria o Nataliach, bo o nich wiele dobrego słyszałam. Chętnie (po Twojej recenzji) sięgnę również po tę książkę. :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger