Autorkę poznałam jakiś czas temu przy innej pozycji, która to była bardzo zachwalana, każdy się zachwycał, ja troszkę mniej. Dlatego kiedy dostałam kolejną polecankę tego tytułu - ostatnimi czasy jestem za bardzo podatna na sugestię innych czytelników. W każdym razie powiedziano, że powinnam przeczytać. Na szczęście każdemu autorowi daję kilka szans, tak też było i tym razem.
Tematyka rzeczywiście ciekawa. Bo o sektach nie jeden raz słyszałam, ale chyba w żadnej jeszcze książce nie czytałam. Z chęcią i ciekawością zasiadłam do czytania, jakie tym razem było moje spotkanie z twórczością Mii Sheridan ?
Książkę zaczynami od prologu, który według mnie jest jednym wielkim spojlerem. No ale trudno. Widać autorka tego nie przemyślała. W każdym razie po prologu poznajemy dziesięcioletniego Caldera. Chłopca wychowującego się w osadzie, nad którą sprawuje pieczę niejaki Hector. Guru i przywódca. Dla większości ten wybrany przez ich Bogów - ich Ojciec. Mający poprowadzić swój lud do Elizjum kiedy nadejdzie czas wielkiej powodzi. Jednak zanim nastąpi przepowiadana tragedia, ich Pan musi poślubić zesłaną przez Bogów kobietę, ma ona mieć znak, dzięki któremu zostanie rozpoznana. Jako, że przywódca jeździ na tak zwane pielgrzymki w celu poszukiwań i nawracania zagubionych dusz w końcu odnajduje swojego anioła.
Mieszkańcy a wraz z nimi Calder oczekują kiedy zobaczą kobietę z przepowiedni, dzięki której nastąpi zbawienie. Jakie jest ich zdumienie gdy u boku mistrza widzą drobną dziewczynkę, nieco przestraszoną i wycofaną. Chłopiec od razu zwraca uwagę na oczy i coś bijącego z twarzy Eden. Ona również przygląda się właśnie jemu. Niestety ich losy są zupełnie inne. On jest zwykłym dzieckiem robotników. Ona wybraną. Nie mogą się widywać, nie mogą nawet ze sobą rozmawiać, ani tym bardziej bawić się.
Przepowiednia, przepowiednią, ale życie pisze różne scenariusze. I tym razem miało inne plany wobec dwójki małych dzieci. Między którymi pojawiła się nić sympatii i ciekawości. Eden potrzebowała kogoś z kim mogłaby porozmawiać i czuć zrozumienie. Calder był zafascynowany misją jaką dziewczynka miała spełnić. Jako jedyny odważa się zaprosić do zabawy, mimo zakazów o jakich wszyscy zdają sobie sprawę. Właśnie ten mały gest sprawia, że od tego momentu oboje są dla siebie bliżsi. I chociaż wiedzą jakie jest przeznaczenie, że Ona gdy osiągnie pełnoletność poślubi swego Ojca, to teraz najważniejszy jest czas, który im pozostał. Przyszłość jest nieważna. Muszą być ostrożni. Ponieważ ich znajomość jest niebezpieczna. Muszą się ukrywać. Im dłużej się nie widzą, tym większe jest przyciąganie.
Lata mijają nieubłaganie, dwoje młodych ludzi przestało być dziećmi, teraz odkrywają w sobie coś innego, czy miłość może mieć szanse w zaistniałej sytuacji?
Muszę się przyznać, że tę książkę przeczytałam jednym tchem. Byłam na maksa zafascynowana światem jaki ukazała autorka. Ponieważ jak wspomniałam we wstępie, nie miałam okazji czytać innej pozycji nawiązującej do sekty od wewnątrz. Tego jaka "polityka" obowiązuje, reguły i wymagania. I chociaż niekiedy odczuwałam pewien niedosyt to i tak uważam, że autorka świetnie sobie poradziła.
Mieszkańcy nie mieli możliwości wyjścia na zewnątrz, do złego świata, w którym byli sami źli ludzie, grzesznicy. Ba. Oni bali się pomyśleć o wyjściu poza granicę ich osady. Czuli się szczęśliwi ponieważ byli bezpieczni. Ich Ojciec dbał o swoje dzieci. Pracowali i żyli z tego co udało się uprawiać. A, że nie mieli łazienek, czy bieżącej wody? O pralce nie wspominając? Bóg przecież nie stworzył tego wszystkiego, a oni mieli być pokorni. I przyjmować los taki jaki został im dany. Bez wszelkich udogodnień. Zasada była jedna, im bardziej się poświęcasz tym lepszy los czeka Cię w ich raju....
Nie będę opisywała wszystkich zasad jakie panowały w sekcie, ale no naprawdę często budziły kontrowersje, a najgorsze było, że każdy się im poddawał, bo tak musi być. Bo jeden człowiek tak powiedział. Coś niesamowitego. Jak można potrafić manipulować ludzką psychiką, byłam no w sumie dalej jestem pod wrażeniem.
Jak każdy wie, nie lubię książek w których przewodzi wątek miłosny, jednak tutaj wielkie brawo dla Sheridan. Bardzo ładnie, wręcz delikatnie rozwijała uczucie głównych bohaterów. Ukazywała ich pytania, rozterki. Wzajemną fascynację. Pierwszy raz nie miałam uczucia typu - o Boże kiedy koniec. Wręcz przeciwnie. Kolejny plus książki.
Dodatkowo cały czas jesteśmy świadkami manipulacji Hectora, jego fanatyzmu i pierwszych buntów, niepewności czy aby wszystko czym karmi swoich poddanych jest prawdą? Zasiane ziarenko niepewności zaczyna kiełkować, a kiedy osiągnie konkretne rozmiary...
Będę polecała ten tytuł ponieważ naprawdę jest godny uwagi, mnie czytało się świetnie, cieszyłam się, że mam przy sobie drugą część, ale o niej następnym razem...:)
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Grupie Wydawniczej Helion.
Oj mam na nią apetyt
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię prologów, które zbyt dużo zdradzają . Czy skusze się na tę powieść - nie wiem - jakoś pomimo pozytywnej opinii niezbyt fabuła mnie zainteresowała.Chociaż sekty to interesujący pomysł.
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadam za powieściami, w których wątek miłosny jest najważniejszy, ale skoro w tym tytule to nie przeszkadza to jestem skłonna sięgnąć po książkę. Intryguje mnie także kwestia sekty i życia w takiej grupie.
OdpowiedzUsuńCałkiem zgrabnie napisana historia <3
OdpowiedzUsuńCzytałam jedną powieść autorki, ale mam na nią wielki apetyt! W sensie, że na jej książki . :D
OdpowiedzUsuńJestem w szoku, bo już myślałam, że skrytykujesz doszczętnie. Przecież to romans, kochana :) Mia Sheridan ładnie pisze, ma dar kobietka, choć czasem trochę smęci. Już czytasz Eden? I jak?
OdpowiedzUsuńAleż ja doskonale wiem, że romans. Napisałam, że podobał mi się opis rodzącego się uczucia i motyw sekty. Eden przeczytałam - nie będzie zachwytów. Nie będzie chwalenia. Cóż...
Usuń