Za każdym razem
kiedy spoglądam na okładkę, a dokładniej kota odnoszę wrażenie, że jest on
niesamowicie zirytowany. Większość ludzi uważa, że zwierzęta nie okazują
emocji. Nic bardziej mylnego, a koty są już w tym mistrzami. Zwłaszcza kiedy chodzi o
te negatywne. Właśnie dzięki czarnemu kotu zwróciłam uwagę na tytuł, bo skoro
dumnie widnieje to i musi mieć jakiś wkład w fabułę. Oczywiście przeczucie mnie
nie zawiodło.
Jednak kiedy
zasiadałam do czytania nie spodziewałam się jakim kotem okaże się czarny
futrzak, ponieważ Belzebub już z racji imienia, które zobowiązywało musiał być
dominujący, w dodatku silnie pilnujący własnego terenu...
Ile wspólnego będzie
miał z goła niepozorny kocur do tytułowego nieboszczyka - w dodatku wędrownego?
O tym już za chwilę.
O spadkach ostatnio
jest coraz częściej w literaturze - szkoda, że ja nie mam w posiadaniu jakiegoś
krewnego, który w drodze w zaświaty rzucił mi testamentem, a na nim jakaś ładna
sumka. Już nie będę taka pazerna, domu nie wymagam. No ale jednak domy są w modzie,
dlatego też nasi główni bohaterowie Marylka i jej mąż otrzymują dom oraz
aptekę. Po ciotce z którą dosyć długo nie utrzymywali kontaktów. Nic to. Zapis
jest, mówi kto ma przejąć działalność i dom. Młodzi małżonkowie mają głowy
pełne ambicji, jako wykształceni farmaceuci otrzymują w prezencie aptekę z
całym zapleczem. Nie lada gratka. Wiadomo jakie są czasy, a tutaj nie dość, że
własna i dobrze prosperująca działalność w spokojnym miasteczku i cztery
całkiem okazałe kąty. Spełnienie najskrytszych marzeń.
Do pewnego momentu
wszystko pięknie się układa. Nowi lokatorzy przeprowadzają się wraz ze swoim
skromnym dobytkiem życia. Porządkują nieco przykurzone pokoje, oglądają co
ciekawego zostało, a co należy wyrzucić. Załatwiają sprawy papierkowe przejęcia
apteki, a kot pilnuje domu. Chociaż wersja oficjalna to spanie, ale każdy wie,
że szanowny kot musi zrobić rozeznanie w terenie. Zwłaszcza kiedy pełno
nieznanych zapachów, zakamarków pod dostatkiem, kto wie co czai się za drzwiami
kolejnego pokoju.
Belzebub dumnie acz
ostrożnie przemierza kolejne pomieszczenia, ale to drzwi do piwnicy największe
budzą zainteresowanie, co się za nimi kryje? Niby otwarcie puszki pandory
spowodowało, że wszystkie nieszczęście spadły na ludzi, ale czasem wystarczy nie
w tym momencie co trzeba zajrzeć przez zamknięte piwniczne okienko...
Bardzo lubię lekkie
kryminały z czarnym humorem. Jest zagadka, ale przede wszystkim spora dawka
śmiechu. Zwłaszcza kiedy jedna z głównych ról należy do kota. Więcej do
szczęścia już nie potrzeba. Byłam ciekawa jak też pani Kursa wykreuje fabułę i
postaci, czy będzie czytało się lekko, zaś nakreślone sytuacje wywołają
uśmiech.
Muszę przyznać, że
książkę czytało się bardzo lekko, polubiłam bohaterów. Zwłaszcza dwie siostry,
które były dosyć ekscentryczne, a już w szczególności jedna - bojąca się ducha
zmarłej trzeciej siostry. Bo jak twierdziła, była tak wredna, że nawet po
śmierci z pewnością nie odpuści w dokuczaniu. Niby mówią, że zmarli już nie
zagrażają, ale kto ich tam wie.
Oczywiście moim
numerem jeden był kocur, dumny i wiedzący czego chce. Typowy samiec, nie
dostał to czego chciał to ukarał. No bo jakże? Człowiek, jego poddany się
buntuje? Tak być nie może i nie będzie. Świetnie autorka ukazała kocią
osobowość, rozmyślania i zachowania. Bardzo, ale to bardzo przypadło mi do
gustu. Perspektywa kocura. I to nie byle jakiego, władczego i obronnego! Strach
się bać, a jeszcze bardziej stanąć oko w oko z Belzebubem.
Podsumowując, po
książce nie należy oczekiwać nie wiadomo czego. Jest to przeze mnie roboczo
nazywany poprawiacz humoru na smutne wieczory, albo jak ktoś nie lubi -
deszczowe. Wtedy akurat spisze się bardzo dobrze. Bo można się nie jeden raz
uśmiechnąć. Może nie miałam ataków śmiechu, przez które musiałabym przerywać na
chwilę czytanie, ale jestem na tak do tego tytułu. Polecam.
Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu DużeKa.
Czasami taki rozsmieszacz jest od czasu do czasu potrzebny.
OdpowiedzUsuńOj tak, te spadki zaczynają się powielać. Ale powieść Alka Rogozińskiego Jak cię zabić kochanie jest genialne. ;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja mam podobne wrażenie, jak patrzę na okładkowego zwierzaka? ;)
OdpowiedzUsuńPewnie, że zwierzęta potrafią wyrażać emocje! Ten kociak to wygląda na nieźle wkurzonego :)
OdpowiedzUsuń