grudnia 18, 2016

grudnia 18, 2016

Dary Anioła. Miasto kości



Dzisiaj przychodzę do Was nie tyle z opinią, ile notatką na temat książki i filmów Dary Anioła. Miasto kości. Chyba niemalże każdy słyszał o słynnej serii Cassandry Clare jak nie dzięki zapoznaniu z książkami, to chociażby filmem. Broń Boże serial — o tym za chwilę.

Dla tych nieznających. Nie mających pojęcia, o czym mowa. Nakreślę kilka słów wprowadzających. Bo w końcu tekst będzie należał do opinio podobnych;)

Zacznijmy od jednej z głównych bohaterek 
Clare. Z pozoru zwykłej nastolatki, mieszkającej z matką, ojciec niestety poległ na jakiejś wojnie w Iraku. Taka jest oficjalna wersja niebycia tatusia z rodziną. Dziewczyna ma przyjaciela Simona, który jest przy niej od wczesnego dzieciństwa. Dokładnie nie wiem ile się znają, ale mniejsza o szczegóły.

Pewnego wieczoru wybierają się do klubu - Pandemomium ( mam nadzieje, że nie przeoczyłam czegoś istotnego w nazwie, książka jest zbyt daleko żeby sprawdzić — najwyżej zostanę potraktowana hejtem za nieznajomość szczegółów). Wchodzą sobie do klubu za rzucającym się w oczy młodzieńcem mającym niebieską fryzurę, przez co bardzo skupia na sobie uwagę nie tylko płci pięknej. Simon również zainteresował się potencjalnym rywalem, jednak nie ze względu na urodę a fakt, że przyjaciółka nie mogła oderwać od niego oczu (ach ta skrywana zazdrość). Pominę kilka zdarzeń, dojdę do najważniejszego.

Impreza się rozkręca, nasza panna cały czas obserwuje niebiesko
włosego, kiedy nagle zbliża się do niego przepiękna dziewczyna. Później oboje zmierzają w ustronnym kierunku. Rozumiecie, przynęta złapała, trzeba korzystać... Nic z tych rzeczy co Wam wpadło do głowy. Otóż piękność ma troszkę inne plany względem swej niebieskiej ofiary. Clare, przez którą przeleciały dreszcze niepokoju, postanawia sprawdzić, czy aby wszystko w porządku. I na zapleczu staje się świadkiem czegoś strasznego. Piękna dziewczyna wraz z dwoma kompanami postanawiają zaciukać niebieskiego. Clare wpada niczym obrońca utrapionych, chce uratować nieszczęśnika. Oprawcy są w szokubo jak PRZYZIEMNA ich widzi.

Okazuje się, że ich troje, są NOCNYMI ŁOWCAMI (nie mylić z mordercami), oni owszem zabijają, ale demony. Jakim cudem Clare ich zobaczyła? Jest to ogromną zagadką dla wszystkich.

Nieco później... dzieje się straszna rzecz. Spanikowana matka Clare dzwoni by, ta nie wracała do domu, oczywiście co robią posłuszne nastolatki? Biegną sprawdzić do domu, dlaczego matka im zabroniła. Oczywiście jak się zapewne domyślacie decyzja nie była mądra — cóż wymagać od nastolatki. W domu czyha na niegrzeczną córkę dosyć osobliwa niespodzianka. W postaci demona- pożeracza. Fajna nazwa prawda? Nasza nieustraszona zabija demona, Jace — jeden z nocnych łowców, postanawia dziewczynę zabrać do Instytutu, gdzie znajduje się ich siedziba. Co dzieje się dalej, tego nie zdradzę, może ktoś zechce przeczytać książkę, ewentualnie obejrzeć film...

Teraz co nieco o moich wrażeniach. Zacznę od tego, że popełniłam ten kardynalny błąd i obejrzałam najpierw film a później, wzięłam za książki. Nie miałam serii, chociaż bardzo jej swego czasu pragnęłam. Dlatego w akcje dramatu postanowiłam złamać własne zasady. Teraz będę troszkę porównywała film i książkę.

Przeważnie bywa tak, że film ma się nijak do książki i przegrywa w przedbiegach. W tym przypadku i w moim odczuciu film wydaje się jakoś lepszy. I szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem, dlaczego został aż tak nisko oceniony. Aktorzy zostali fajnie dobrani — słyszałam wiele protestów, że Jezusie kochany, co za strasznie niepasująca obsada. Dla mnie teraz po zaznajomieniu z książką pasuje jeszcze bardziej. Mało tego, aktor wcielający się w postać Jace'a (Jamie Campbell Bower) świetnie odnalazł się w tej roli. Nie wyobrażam sobie by, mógł go zagrać ktoś inny. Podobnie było z Clare (Lily Collins) fakt, mogli dziewczynie zrobić bardziej rude włosy, bo w filmie są po prostu brązowe. Chociaż i tak jak dla mnie, mistrzostwem jest Magnus Bane (Godrfey Gao) cudowna charakteryzacja, te kocie spojrzenie( Mrrauu).

Ogólnie patrząc z perspektywy, to muszę się przyznać, że książkę czytałam z mniejszym zainteresowaniem, niż sobie wyobrażałam po zobaczeniu filmu. Siadłam do lektury. Było przyzwoicie, ale bez fajerwerków.

I nie było tak dlatego bo wiedziałam co będzie, już kilka razy sięgałam po książkę, na podstawie której oglądałam film. I nie miałam podobnego problemu. Wręcz przeciwnie. I szczerze mówiąc, ciesze się, że oglądałam film, ponieważ do każdej postaci mogłam przypisać konkretny wizerunek.

Ubolewam, że seria nie została nakręcona do końca. Twórcy po słabym odzewie ( przepraszam kogo? Ja chcę i to bardzo!) zrezygnowali z dalszych części. Ktoś inny wziął się za pisanie scenariusza i stworzył.... Tragiczny serial. O Boże Litościwy. W akcie desperacje i tęsknoty do normalnej produkcji włączyłam. I na wstępie umarłam z rozpaczy. Nad poziomem.

Na początek obsada. Została całkowicie zmieniona. Lily Collins zastąpiło jakieś dziewczątko z nie powiem jakim wyrazem twarzy i jeszcze gorszym sposobem bycia. Jej mimika, głos i całokształt sprawiały, że miałam ochotę zaciągnąć za rudę kłaczki poza kamery. Niestety nie mnie decydować.

Odtwórca Jace'a - hmmm szału nie ma, ale też bez tragedii. Jak na blondyna to też coś przegięli z przyciemnieniem;) Może zabrakło rozjaśniacza? Za to Clare jest ruda i głupia jak but. Albo dwa buty.

Zostawię już biednych aktorów. Przejdę jeszcze do zgodności. Ja nie wiem, czy to jakiś był festiwal. Kto wykombinuje najgłupsze sceny czy jak. Film pełnometrażowy odbiegał od oryginału. Ok, nie ma co dyskutować, jednak tam nie ma czasu na drobiazgi. Co innego serial. W tym czymś zrobili tak płytką i badziewną fabułę, że siąść, płakać, zastanawiając, nad czym bardziej. Poziomem odbiorców czy tego, jak twórcy obrażają widza, wypuszczając podobny wytwór....

Nie wiem, co mogłabym polecić. Książki są dobre — już zdradzę, że Miasto popiołów czyta się o niebo lepiej niż kości. Na pewno opiszę jak było dalej i czy warto. Natomiast szczerze i od serca NIE polecam serialiku. Koszmar. Strata czasu i kalorii. Nawet zimą.

Na zakończenie pozwoliłam sobie na małe porównanie aktorów - bo kto mi zabroni ;) 

źródło



Clare - Wydanie by Lily Collins

No nie jest ruda, ale ma o niebo mądrzejszy wyraz twarzy i mnie osobiście bardzo podoba jej gra aktorska. W sumie nie mogę się przyczepić do braku rudości. Tak lubię tę aktorkę;)











źródło
 
Jace - Jamie Campbell Bower

Zdradzić wam tajemnicę? Nie znosiłam tego aktora w Zmierzchu, nie mogłam na niego patrzeć. I kiedy wystąpił w tym filmie, nie mogę zrozumieć dlaczego tak się czepiałam. Uwielbiam jego mimikę, iskierki w oczach, ten uśmieszek. Achh Achhh  i oczęta. Jamie jest moich Jonathanem i nic tego nie zmieni :)







źródło      
 Magnus - Godfrey Gao

Sami przyznajcie.. jest genialny. Mój numer dwa, chociaż czasami nie wiem czy nie powinien być jeden;) Te kocie spojrzenie:))






      tutaj zapraszam do popatrzenia na serialowych, no .... ekhmm 
źródło
 Boziuuu, jaki ona ma dziwny wyraz twarzy, takiej słodkiej ... ;);) No w każdym razie wygląda na mało inteligentną:) Jace jak cię mogę. Szału nie robi, drzwi nie urywa, ale jest zjadliwy:)

 

5 komentarzy:

  1. Serial to totalna porażka... Nie mogę zrozumieć, jak ktoś mógł popełnić coś takiego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ani serial ani książki to nie moja bajka - totalnie :) próbowałam czytać i szybko "odpadłam" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszyłam się jak pojawiły się pierwsze informacje o serialu. Jednak już po pierwszym odcinku zrozumiałam, że to porażka i wręcz obraza dla całej serii. Docenilam po tym Lily i Jamiego!

    Dwie strony książek

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie odmawiam czytania i oglądania. Diabelskie maszyny mnie wykończyły.

    OdpowiedzUsuń
  5. Film jest dobry,ale książki jeszcze lepsze. Zgadzam się,że "Miasto kosci" czyta się średnio,ale dalsze części to rewelacja. Nie ma już bardziej zakazanej miłości niż ta która pojawia się na głównym planie. Kiedy już przeczytałam całą serię "Dary Anioła" i myślałam że już nic autorstwa Cassandry Clare mnie nie zachwyci bardzo się pomyliłam :-) Seria "Diabelkie Maszyny" jest jeszcze lepsza! Ciekawa podróż w czasie, zaskakujące nawiązanie do pierwszej serii. Moim zdaniem Pani Clare ma talent do podsycania emocji :-) Naprawdę warto poświęcić czas tym dwóm seriom. A żeby jeszcze bardziej zaciekawić napiszę ze będzie więcej takich serii :-)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger