Lubię sięgać po książki, od których bije ciepło, jest kilka polskich
autorek piszących właśnie w takim klimacie. Wśród nich znalazła się
Magdalena Kordel, która mnie podbiła serią o Malowniczem,
ale jeszcze wcześniej było niesamowicie zabawne Uroczysko. Przy którym
zaśmiewałam się do łez. Oczekiwałam wznowienia Sezonu na cuda, bardzo
chciałam posiadać wszystkie części opowiadających życie Majki.
Książka
dotarła do mnie akurat na Mikołaja, miałam cudowną niespodziankę do
czytania, ale... nie spieszyłam się z nim. Dawkowałam rozdziały dlaczego? O tym za chwilę.
Mieszkańcy Malowniczego pomalutku szykują się do zimy, jak to późną jesienią bywa, każdy zastanawia się, czy nadchodzące święta będą białe a może niestety deszczowe i co za tym idzie, ponure i bez klimatu. Majka również zamartwia się pogodą, niekoniecznie tęskni za zimnem i chłodem, którego tak brutalnie doświadczyła poprzedniej zimy, ale teraz wie, że śnieg będzie dodatkowym wabikiem dla wielbicieli sportów zimowych. Chyba nie spodziewała się by, pomyślenie życzenia zostało tak dobitnie odebrane, gdzieś tam w przestworzach...
Dodatkowym zmartwieniem jest klasa, której wychowawstwo otrzymała, może nie tyle sami uczniowie, ile antypatia dyrektorki do nieco oryginalnych poglądów młodzieży. Majka, jak to osoba otwarta i szukająca w każdym człowieku dobrych stron, nie potrafi być przeciwko swoim wychowankom. Na domiar złego jako nowa w kadrze, jeszcze niezaznajomiona ze zwyczajami panującymi w okresie przed świątecznym, zostaje rzucona na głęboką wodę, nie mając pojęcia jaką niespodziankę „szopkową” szykują nowocześni uczniowie...
Uroczysko oczekuje pierwszych świątecznych gości. Zima zaplanuje okazać się w swojej najbardziej majestatycznej krasie. Natomiast mieszkańcy będą musieli borykać z codziennością, Majka ponownie nie będzie umiała przejść obok cudzej krzywdy. Licząc na pomoc tajemniczego Anioła...
Napisałam na początku, że książkę czytałam powoli. I to jest prawda, nie śpieszyłam się, nie chciałam jak najszybciej zakończyć, ponieważ Sezon na cuda otula czytelnika takim niepowtarzanym klimatem. Jest coś w tych książkach, co sprawia, że wczuwamy się w nie, doświadczamy losów postaci. I chociaż fabuła nie zaskakuje niczym nowym, to przyznać trzeba, że potrafi zainteresować czytelnika.
Bohaterowie wzbudzają sympatię albo antypatię. Niektórzy potrafią rozbawić do łez, inni rozdrażnić i wywołać negatywne emocje.
Sama nie wiem dlaczego, mimo pozytywnych cech jednego z osobników, nie polubiłam go a chodzi o weterynarza. Niby dobry i zabawny, jednak nie mój typ mężczyzny. Chyba bardziej polubiłam ojca jednego z uczniów — taki bardziej naturalny się wydawał.
Podczas czytania odczuwałam tęsknotę, konkretnie za śniegiem. Tym puszystym, sięgającym kolan, który niegdyś towarzyszył nam każdej zimy a teraz... Można sobie poczytać w książce. Jednak to nie jest jedyny atut książki. Sezon ma w sobie coś takiego, co pozwala mieć człowiekowi nadzieje, na dobre zakończenie nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji. I chyba przede wszystkim dzięki temu tak trudno się z nim rozstać. Mieszkańcy mają swoje problemy i radości. Jak wszędzie. Dlatego są nam bardzo bliscy.
Bardzo lubię pióro Magdaleny Kordel, porusza tematy zwykłych ludzi, problemów, z jakimi większość z nas się zmierza, ukazując z różnych perspektyw, jednocześnie nie pozwalając by nadmiar złego przygniótł. Obiecując, że mimo najgorszego zimna, gdzieś znajdzie się zbłąkany koc, który otuli zmarznięte ramiona. Czy też tchnie wiarą w lepsze jutro,pokrzepiającym słowem, nie pozwalając przestać wierzyć w dobro drugiego człowieka.
Książkę polecam całym sercem, zwłaszcza teraz w te niekoniecznie piękne zimowe wieczory, jest świetnym poprawiaczem humoru, podnosi na duchu, nawet gdy jest bardzo źle.
Mieszkańcy Malowniczego pomalutku szykują się do zimy, jak to późną jesienią bywa, każdy zastanawia się, czy nadchodzące święta będą białe a może niestety deszczowe i co za tym idzie, ponure i bez klimatu. Majka również zamartwia się pogodą, niekoniecznie tęskni za zimnem i chłodem, którego tak brutalnie doświadczyła poprzedniej zimy, ale teraz wie, że śnieg będzie dodatkowym wabikiem dla wielbicieli sportów zimowych. Chyba nie spodziewała się by, pomyślenie życzenia zostało tak dobitnie odebrane, gdzieś tam w przestworzach...
Dodatkowym zmartwieniem jest klasa, której wychowawstwo otrzymała, może nie tyle sami uczniowie, ile antypatia dyrektorki do nieco oryginalnych poglądów młodzieży. Majka, jak to osoba otwarta i szukająca w każdym człowieku dobrych stron, nie potrafi być przeciwko swoim wychowankom. Na domiar złego jako nowa w kadrze, jeszcze niezaznajomiona ze zwyczajami panującymi w okresie przed świątecznym, zostaje rzucona na głęboką wodę, nie mając pojęcia jaką niespodziankę „szopkową” szykują nowocześni uczniowie...
Uroczysko oczekuje pierwszych świątecznych gości. Zima zaplanuje okazać się w swojej najbardziej majestatycznej krasie. Natomiast mieszkańcy będą musieli borykać z codziennością, Majka ponownie nie będzie umiała przejść obok cudzej krzywdy. Licząc na pomoc tajemniczego Anioła...
Napisałam na początku, że książkę czytałam powoli. I to jest prawda, nie śpieszyłam się, nie chciałam jak najszybciej zakończyć, ponieważ Sezon na cuda otula czytelnika takim niepowtarzanym klimatem. Jest coś w tych książkach, co sprawia, że wczuwamy się w nie, doświadczamy losów postaci. I chociaż fabuła nie zaskakuje niczym nowym, to przyznać trzeba, że potrafi zainteresować czytelnika.
Bohaterowie wzbudzają sympatię albo antypatię. Niektórzy potrafią rozbawić do łez, inni rozdrażnić i wywołać negatywne emocje.
Sama nie wiem dlaczego, mimo pozytywnych cech jednego z osobników, nie polubiłam go a chodzi o weterynarza. Niby dobry i zabawny, jednak nie mój typ mężczyzny. Chyba bardziej polubiłam ojca jednego z uczniów — taki bardziej naturalny się wydawał.
Podczas czytania odczuwałam tęsknotę, konkretnie za śniegiem. Tym puszystym, sięgającym kolan, który niegdyś towarzyszył nam każdej zimy a teraz... Można sobie poczytać w książce. Jednak to nie jest jedyny atut książki. Sezon ma w sobie coś takiego, co pozwala mieć człowiekowi nadzieje, na dobre zakończenie nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji. I chyba przede wszystkim dzięki temu tak trudno się z nim rozstać. Mieszkańcy mają swoje problemy i radości. Jak wszędzie. Dlatego są nam bardzo bliscy.
Bardzo lubię pióro Magdaleny Kordel, porusza tematy zwykłych ludzi, problemów, z jakimi większość z nas się zmierza, ukazując z różnych perspektyw, jednocześnie nie pozwalając by nadmiar złego przygniótł. Obiecując, że mimo najgorszego zimna, gdzieś znajdzie się zbłąkany koc, który otuli zmarznięte ramiona. Czy też tchnie wiarą w lepsze jutro,pokrzepiającym słowem, nie pozwalając przestać wierzyć w dobro drugiego człowieka.
Książkę polecam całym sercem, zwłaszcza teraz w te niekoniecznie piękne zimowe wieczory, jest świetnym poprawiaczem humoru, podnosi na duchu, nawet gdy jest bardzo źle.
Kordel <3 Mnie już samo wprowadzenie mnie rozbroiło emocjonalnie.
OdpowiedzUsuńNo to teraz mi powiedz, czy to jest przed cyklem malownicze, po czy w trakcie, bo już zgłupiałam :)
OdpowiedzUsuńPoza tym tam jest jakaś młoda nauczycielka i jej nietypwoi uczniowie! Już mi się podoba ;)
Nie czytałam żądnej książki Magdaleny Kordel, ale może najwyższy czas to zmienić :) Niestety trochę gubię się w tych częściach cyklu.
OdpowiedzUsuńJa też lubię powieści pełne wewnętrznego ciepła, zwłąszcza w okresie świątecznym. Dlatego chętnie zapoznam się z powyższą pozycją.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam do czynienia z autorką, ale widzę, że koniecznie muszę to zmienić!
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że okres świąteczny jest najlepszy na czytanie tego typu powieści.
OdpowiedzUsuńNiestety do tej pory nie miałam przyjemności poznać twórczości tej autorki, ale w najbliższym czasie zamierzam to zmienić. :)
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać, aż sięgnę po ten tytuł :D
OdpowiedzUsuńMusze poznac książki tej autorki! Nie wiem dlaczego ciągle to odkładam...
OdpowiedzUsuńPamiętam zimy -30 i śnieg po kolana. Wtedy to lekcji nie było i można było się powylegiwać dłużej. Ach te uroki życia na wsi... Chociaż teraz, gdy pracuję, nie chciałabym takich zim :)
OdpowiedzUsuńO tak, mnie też jakoś Czaruś nie leży, ojciec Filipka fajniejszy;)
OdpowiedzUsuńPo takiej recenzji pozostaje nam się tylko przyłączyć i polecić "Sezon na cuda" - również całym sercem! :)
OdpowiedzUsuń