Wyobraźcie sobie, że od dziecka marzycie o udziale w grze, która może
spełnić jedno wybrane życzenie. Zasady ustala tajemniczy człowiek,
którego niewiele osób widziało. Jest obdarzony magią, dzięki której
zasady są o wiele bardziej interesujące. Nie wiadomo jak od różnić
rzeczywistość, od fikcji. Trzeba być ostrożnym, ale i się wczuć. Wygrany może być tylko jeden, cena może być wysoka. Zadania do wykonania nieznane. W końcu otrzymujecie zaproszenie do Caravalu... Odważycie się zaryzykować?
Scarlett przez wiele lat wysyłała listy do Legendy, jej marzeniem było wziąć udział w corocznym Caravalu. W końcu nadszedł czas, kiedy przestała czekać, została zaręczona z nieznanym hrabiom. Pisywali do siebie listy, które napawały ją nadzieją na lepszą przyszłość. I nie chodziło o wielką miłość, tylko fakt, że w końcu będzie mogła wraz z siostrą opuścić wyspę, być z dala od okropnego ojca.
Niespodziewanie dziewczyna otrzymuje odpowiedź o Legendy, przy liście znajduje zaproszenia do Gry, dla siebie, siostry i narzeczonego. Po latach czekania i nadziei doczekała się, tylko teraz już nie czuje pragnienia przedostania się do wyznaczonego miejsca. Niebawem mają nastąpić zaślubiny, a po nich popłynie do nowego domu. Będzie bezpieczna — o ile przyszły mąż nie okaże się gorszy od ojca.
Scarlett postanowiła zrezygnować z udziału w grze, jednak jej młodsza siostra — Tella, ma nieco inne zdanie na ten temat. Za wszelką cenę chce pojechać na wyspę i poznać tajemniczego mistrza, zasmakować ryzyka, poczuć radość. Choćby miała za wszystko ponieść najwyższą cenę. Starsza siostra boi się gniewu ojca, nie ma pojęcia, w jaki sposób mogłyby dostać się na inną wyspę, ale tutaj z pomocą przychodzi nieznajomy żeglarz. Julian, przybił swoim statkiem do ich portu, miał zrobić przerwę i wracać. Dowiadując się o zaproszeniach, obiecuje obu dziewczętom pomoc. W zamian za uczestnictwo w grze.
Ucieczka z domu w sekrecie przed okrutnym ojcem. Tajemnicza wyspa i nieznajomy mężczyzna, którego Scarlett od początku nie polubiła. Gra, która rządzi się dziwnymi prawami. Tutaj magia jest na porządku dziennym. Kto jest sprzymierzeńcem, komu można zaufać? Gdzie szukać wskazówek, czas ucieka. Wygrana jest tylko jedna...
Nie wiem, jak to jest, ale czasami otrzymując zapowiedź nowej książki, czuję, po prostu wiem, że historia w niej zawarta będzie ciekawa.
Gdy otrzymała swój egzemplarz wraz z pięknym zaproszeniem do Caravalu, nie miałam jeszcze pojęcia, że rzeczywiście podczas czytania poczuje się jak uczestnik gry. Niewiele wiedziałam o autorce, debiutanckie książki bardzo często potrafią rozczarować, jednak gdzieś w środku czułam, że tym razem będzie dobrze. A było jeszcze lepiej, niż mogłam przypuszczać.
Zacznę od klimatu całości. Już sam wstęp jest ciekawy, mamy wgląd na listy, które słała Scarlett jako dziecko, prosząc o udział w grze. Ostatni jest inny, informuje o swoich zaręczynach i zaprzestaniu dalszych próśb. Poznajemy dziewczynę w chwili, gdy otrzymuje list od Legendy, list, o którym marzyła w dzieciństwie, teraz wydający się jak by spóźnionym. Pogodzona z nadchodzącą przyszłością chce zrezygnować. Dawne pragnienie straciło na mocy, gdy jako dziecko karmiona opowieściami babci, idealizowała sobie Caraval.
Na całe szczęście młodsza siostra ma inne plany, zapoznaje Scarlett z młodym żeglarzem, który proponuje pomoc w podróży. Scarlett oczywiście jest przeciwna, ale i temu potrafi zaradzić sprytniejsza Tella. Mimo sprzeciwu przyszłej mężatki wyruszają w podróż na nieznaną wyspę. Gdzie niebawem ma rozpocząć się pięciodniowa Caravala.
Zanim napiszę, jak wyglądało miejsce gry, co takiego spotkało naszych bohaterów, muszę wspomnieć, jak ich odbierałam. Bo przez bardzo, ale to bardzo długi czas, drażniła mnie Scarlett, normalnie nie potrafiłam jej zdzierżyć. I co najdziwniejsze, mimo że była niesamowicie irytująca, nie potrafiłam oderwać się od książki.
Autorka zrobiła coś genialnego, z jednej strony drażniąca Scarlett a z drugiej wyspa, zagadki, wskazówki naprowadzające i to przysłowiowe „coś”, co sprawiało, że czułam się uczestnikiem gry. I gdyby nie marudzenia dziewczyny, byłoby jeszcze lepiej.
Intrygował mnie Julian, nie wiedziałam, kim jest, niby jakiś żeglarz, ale cała jego wiedza na temat Caravalu wydawała się podejrzana. Po przybyciu na wyspę mają we trójkę wziąć udział w zabawie, ale nagle okazuje się, że Tella poszła sama, innym wejściem. Starsza siostra jest przerażona, że ojciec ich dopadnie i srogo ukarze nieposłuszeństwo. Dlatego przez długi fragment nie cieszymy się udziałem w grze, tylko jesteśmy świadkami jej lamentów.
I jak wspomniałam, dziewczyna denerwowała bardzo, ale mimo tego, czytałam z coraz większym zainteresowaniem, pochłonął mnie klimat wyspy, aranżacji miejsca, w którym znaleźli się uczestnicy, same reguły i wskazówki. Polecenia dodawały największego smaczku, aby dotrzeć na miejsce, trzeba było wypełnić wszystkie pięć zadań, co uwierzcie, wymagało sporo trudu i spostrzegawczości.
Nie byłam ciekawa czy Scarlett wygra, chciałam dowiedzieć się, kim jest Legenda, co zrobi na samym końcu podróży, akcja z każdą stroną nabierała tempa, ale.... zakończenie jest mistrzowskie.
Byłam zachwycona sposobem, w jaki autorka porywa czytelnika, weszłam w świat Caravalu, próbowałam odgadnąć, odpowiedzi, gdzie spodziewać się oszustwa, miałam swoje typy do samego Legendy — organizatora gry. Co najciekawsze, gdy zmierzałam już do końca, wydawało się, że wszystkie karty zostały odsłonięte, nagle...
Ze smutkiem odkładałam książkę, mając w głowie jeszcze więcej pytań, niż na samym początku. Przez pięć dni byłam uczestnikiem Caravalu, wraz z bohaterką, która po pewnym czasie przeszła przemianę, wpadłam w wir poszukiwań, odpowiedzi na zagadki i poszukiwaniach siostry. Zaskoczyły mnie ostatnie strony. Nie wiem jak dalej mam żyć. W dodatku cały czas odnoszę wrażenie, że wszystko, co napisałam, nie oddaje mojego zachwytu nad książką. Jest to jeden z najlepszych debiutów, jakie czytałam. Mam przeczucie, że niebawem, nazwisko autorki będzie bardzo znane.
Szczerze polecam, dajcie porwać się Caravalowi, I pamiętajcie, to tylko gra...
Scarlett przez wiele lat wysyłała listy do Legendy, jej marzeniem było wziąć udział w corocznym Caravalu. W końcu nadszedł czas, kiedy przestała czekać, została zaręczona z nieznanym hrabiom. Pisywali do siebie listy, które napawały ją nadzieją na lepszą przyszłość. I nie chodziło o wielką miłość, tylko fakt, że w końcu będzie mogła wraz z siostrą opuścić wyspę, być z dala od okropnego ojca.
Niespodziewanie dziewczyna otrzymuje odpowiedź o Legendy, przy liście znajduje zaproszenia do Gry, dla siebie, siostry i narzeczonego. Po latach czekania i nadziei doczekała się, tylko teraz już nie czuje pragnienia przedostania się do wyznaczonego miejsca. Niebawem mają nastąpić zaślubiny, a po nich popłynie do nowego domu. Będzie bezpieczna — o ile przyszły mąż nie okaże się gorszy od ojca.
Scarlett postanowiła zrezygnować z udziału w grze, jednak jej młodsza siostra — Tella, ma nieco inne zdanie na ten temat. Za wszelką cenę chce pojechać na wyspę i poznać tajemniczego mistrza, zasmakować ryzyka, poczuć radość. Choćby miała za wszystko ponieść najwyższą cenę. Starsza siostra boi się gniewu ojca, nie ma pojęcia, w jaki sposób mogłyby dostać się na inną wyspę, ale tutaj z pomocą przychodzi nieznajomy żeglarz. Julian, przybił swoim statkiem do ich portu, miał zrobić przerwę i wracać. Dowiadując się o zaproszeniach, obiecuje obu dziewczętom pomoc. W zamian za uczestnictwo w grze.
Ucieczka z domu w sekrecie przed okrutnym ojcem. Tajemnicza wyspa i nieznajomy mężczyzna, którego Scarlett od początku nie polubiła. Gra, która rządzi się dziwnymi prawami. Tutaj magia jest na porządku dziennym. Kto jest sprzymierzeńcem, komu można zaufać? Gdzie szukać wskazówek, czas ucieka. Wygrana jest tylko jedna...
Nie wiem, jak to jest, ale czasami otrzymując zapowiedź nowej książki, czuję, po prostu wiem, że historia w niej zawarta będzie ciekawa.
Gdy otrzymała swój egzemplarz wraz z pięknym zaproszeniem do Caravalu, nie miałam jeszcze pojęcia, że rzeczywiście podczas czytania poczuje się jak uczestnik gry. Niewiele wiedziałam o autorce, debiutanckie książki bardzo często potrafią rozczarować, jednak gdzieś w środku czułam, że tym razem będzie dobrze. A było jeszcze lepiej, niż mogłam przypuszczać.
Zacznę od klimatu całości. Już sam wstęp jest ciekawy, mamy wgląd na listy, które słała Scarlett jako dziecko, prosząc o udział w grze. Ostatni jest inny, informuje o swoich zaręczynach i zaprzestaniu dalszych próśb. Poznajemy dziewczynę w chwili, gdy otrzymuje list od Legendy, list, o którym marzyła w dzieciństwie, teraz wydający się jak by spóźnionym. Pogodzona z nadchodzącą przyszłością chce zrezygnować. Dawne pragnienie straciło na mocy, gdy jako dziecko karmiona opowieściami babci, idealizowała sobie Caraval.
Na całe szczęście młodsza siostra ma inne plany, zapoznaje Scarlett z młodym żeglarzem, który proponuje pomoc w podróży. Scarlett oczywiście jest przeciwna, ale i temu potrafi zaradzić sprytniejsza Tella. Mimo sprzeciwu przyszłej mężatki wyruszają w podróż na nieznaną wyspę. Gdzie niebawem ma rozpocząć się pięciodniowa Caravala.
Zanim napiszę, jak wyglądało miejsce gry, co takiego spotkało naszych bohaterów, muszę wspomnieć, jak ich odbierałam. Bo przez bardzo, ale to bardzo długi czas, drażniła mnie Scarlett, normalnie nie potrafiłam jej zdzierżyć. I co najdziwniejsze, mimo że była niesamowicie irytująca, nie potrafiłam oderwać się od książki.
Autorka zrobiła coś genialnego, z jednej strony drażniąca Scarlett a z drugiej wyspa, zagadki, wskazówki naprowadzające i to przysłowiowe „coś”, co sprawiało, że czułam się uczestnikiem gry. I gdyby nie marudzenia dziewczyny, byłoby jeszcze lepiej.
Intrygował mnie Julian, nie wiedziałam, kim jest, niby jakiś żeglarz, ale cała jego wiedza na temat Caravalu wydawała się podejrzana. Po przybyciu na wyspę mają we trójkę wziąć udział w zabawie, ale nagle okazuje się, że Tella poszła sama, innym wejściem. Starsza siostra jest przerażona, że ojciec ich dopadnie i srogo ukarze nieposłuszeństwo. Dlatego przez długi fragment nie cieszymy się udziałem w grze, tylko jesteśmy świadkami jej lamentów.
I jak wspomniałam, dziewczyna denerwowała bardzo, ale mimo tego, czytałam z coraz większym zainteresowaniem, pochłonął mnie klimat wyspy, aranżacji miejsca, w którym znaleźli się uczestnicy, same reguły i wskazówki. Polecenia dodawały największego smaczku, aby dotrzeć na miejsce, trzeba było wypełnić wszystkie pięć zadań, co uwierzcie, wymagało sporo trudu i spostrzegawczości.
Nie byłam ciekawa czy Scarlett wygra, chciałam dowiedzieć się, kim jest Legenda, co zrobi na samym końcu podróży, akcja z każdą stroną nabierała tempa, ale.... zakończenie jest mistrzowskie.
Byłam zachwycona sposobem, w jaki autorka porywa czytelnika, weszłam w świat Caravalu, próbowałam odgadnąć, odpowiedzi, gdzie spodziewać się oszustwa, miałam swoje typy do samego Legendy — organizatora gry. Co najciekawsze, gdy zmierzałam już do końca, wydawało się, że wszystkie karty zostały odsłonięte, nagle...
Ze smutkiem odkładałam książkę, mając w głowie jeszcze więcej pytań, niż na samym początku. Przez pięć dni byłam uczestnikiem Caravalu, wraz z bohaterką, która po pewnym czasie przeszła przemianę, wpadłam w wir poszukiwań, odpowiedzi na zagadki i poszukiwaniach siostry. Zaskoczyły mnie ostatnie strony. Nie wiem jak dalej mam żyć. W dodatku cały czas odnoszę wrażenie, że wszystko, co napisałam, nie oddaje mojego zachwytu nad książką. Jest to jeden z najlepszych debiutów, jakie czytałam. Mam przeczucie, że niebawem, nazwisko autorki będzie bardzo znane.
Szczerze polecam, dajcie porwać się Caravalowi, I pamiętajcie, to tylko gra...
PREMIERA KSIĄŻKI - 15.02.2017
Narobiłaś mi smaku. I dziewczyno ale masz tempo 😉
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że miałam tylko zerknąć i przepadłam;) Dla mnie świetna książka:)
UsuńChcę, pragnę, czekam! :) ~Sylwia
OdpowiedzUsuńWarto czekać, naprawdę:)
UsuńNie znam ale chętnie to zmienie w przyszłości :D
OdpowiedzUsuńZapowiada się niezwykle cudownie... Klimat gry musi być naprawdę świetnie opisany. Po tytule sądziłam, że to raczej nie dla mnie, choć słowa "smakował jak Północ" zaintrygowały mnie ze względu na moje fińskie zainteresowania (ale wiedziałam, że nie o to tutaj chodzi). Może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńDoprawdy nie rozumiem Znaku, nie dostałam tej pozycji, która pewnie by mnie urzekła ;) Za to trafił do mnie Evans, którego szczerze nie znoszę ;P
OdpowiedzUsuńChyba złożę reklamację :)
I straszcie Ci zazdroszczę, że jesteś już po lekturze i w dodatku takiej fascynującej ;)
Coś Ty, nie lubisz Evansa?! Ja go kocham, dlaczego do mnie nie przychodzą takie pomyłki?;( Buuu buuu. Jaki to tytuł?
UsuńMi ostatnio brakuje słów, nie wiem co się ze mną dzieje. Wiem co chcę powiedzieć/napisać, ale mi się to w słowa nie ubiera. Tytuł fajny - taki, że ciężko zgadnąć czego się spodziewać, coś jakby dawne czasy + jakaś gra, brzmi naprawdę intrygująco :)
OdpowiedzUsuńO nie, to nie dla mnie raczej.
OdpowiedzUsuń