źródło |
Lubicie konie? Może jest ktoś, kto lubi na nich jeździć, może kogoś
fascynuje oglądanie wyścigów konnych czy uczestniczenie w nich?
Ja koni od zawsze się bałam, nie w ten sposób, o jakim większość pomyśli, że zrobią mi krzywdę. Kopnie i zabije. Po prostu czułam do nich bardzo silny respekt. I nie rozumiałam wielu rzeczy, które dotyczyły traktowania tych zwierząt. Jedno jednak było dla mnie od zawsze wiadome. To konie zawsze najbardziej cierpiały przez ludzi i dla ludzi. Pod pięknym płaszczem miłości. Tylko jakiej?
Ja koni od zawsze się bałam, nie w ten sposób, o jakim większość pomyśli, że zrobią mi krzywdę. Kopnie i zabije. Po prostu czułam do nich bardzo silny respekt. I nie rozumiałam wielu rzeczy, które dotyczyły traktowania tych zwierząt. Jedno jednak było dla mnie od zawsze wiadome. To konie zawsze najbardziej cierpiały przez ludzi i dla ludzi. Pod pięknym płaszczem miłości. Tylko jakiej?
Zonia szykuje się do ważnego wydarzenia, niebawem odbędzie się egzamin, dzięki któremu, o ile dobrze pójdzie, otrzyma stypendium. Zanim jednak się to stanie, musi bardzo intensywnie trenować. Pod okiem byłego mistrza jeździectwa — jej ojca. Dyscyplina i zasady, wpajane przez całe dzieciństwo, wpłynęły na jej postrzeganie pewnych spraw, ale czy te wszystkie regułki, rzekome twarde zasady, były tymi słusznymi?
Rodzice nastolatki mają stadninę, jednak ta nie została utworzona z powodu wielkiej miłości do koni. Tak wyszło, ojciec wspomniana sława, matka weterynarz. Często musiała zająć się porzuconymi, chorymi końmi. No i tak jakoś wyszło. Oczywiście mieli też swoje. Bo kto nie chciałby pobierać lekcji u sławy? Człowieka z tytułem i medalami. Co z tego, że sam „bohater”, nie miał specjalnego podejścia do ludzi, a tym bardziej zwierząt. Po prostu wcześniej miał wygrywać wyścigi. Za wszelką cenę. Kluczowe stwierdzenie.
Zonia również miała zrobić wszystko, by zdobyć medale, a następnie stypendium. Miała wykonać to, co zaplanował ojciec. I dziewczyna tak robiła, do pewnego momentu.
Nie bez przyczyny, wspomniałam we wstępie o wyścigach. I zanim nawiążę do książki, chciałam o czymś napisać. Jakiś czas temu, oglądałam relacje z wyścigów jeździectwa. Nie mogłam spać w nocy, akurat nadawali w telewizji i patrzyłam. Cały czas się zastanawiałam. Kto wygrywa? Człowiek? Jak? Siedzi na tym biednym stworzeniu i wydaje polecenia, wcześniej intensywnie go trenując. Czy koń odczuwa radość? Nie zauważyłam, by którykolwiek zarżał z satysfakcji, po dobrze przebiegniętej rundzie. I moje pytanie? Jaki jest cel tego „sportu” i co ma udowodnić?
Zonia, jak jej ojciec i chyba wielu ludzi, którzy wpadli w sidła tego dziwnego pędu, chciała zdobywać medale, mistrzostwa. Chciała być kimś. Tylko jakim kosztem? Już nie chodzi, o to, że jako córka właścicieli, musiała zajmować się obrządzaniem zwierząt. Wykonywała więcej, niż na przykład jej koleżanka, która przyjechała do nich, na same treningi.
Dziewczyna bardzo chciała tego stypendium. Jednak nie mogła przeżyć, że straciła swojego konia. Po pewnym incydencie jej ukochana Grzywa opuściła ich dom. Dlaczego? I czy musiało się tak wydarzyć. Mimo czasu ona ciągle myślała o swoim koniu. Próbowała go odszukać. W pewnym momencie do tych poszukiwań dołączył jeden z pracowników jej ojca. Młody chłopak. Bojaźliwy w stosunku do koni. I nierozumiejący radości ze zmuszania zwierząt, do wykonywania poleceń. Za wszelką cenę.
Bo musicie wiedzieć, że konie biegające w wyścigach, te piękne nagrody, ten cały splendor, przepłacają życiem. Nie czują radości. Częściej ból i strach. No ale, przecież one muszą to robić, by ludzie byli zadowoleni. Bo koń musi poczuć bat, bo bez wędzidła nie będzie posłuszny. Ja bym tym wszystkim bohaterom, włożyła wędzidełko do paszczaków i ciągała, wydając przy tym rozmaite rozkazy.
Tutaj świetną postacią jest mały Staś, ja to dziecko wręcz pokochałam. Za to, jak swoją dziecięcą szczerością i ciekawością, pokazywał okrucieństwo dorosłych. Straszne jest, czytanie o tym, co człowiek potrafi zrobić dla sławy, dla medalu. Ja rozumiem sport, w którym stajemy do konkurencji osobiście. A nie, siedząc na grzbiecie, wydając polecenia i jeszcze mając za złe, gdy w chwili udręki zwierzę zareaguje obroną.
Przeczytałam tę książkę, utwierdziłam się w tym, co widziałam od dawna. Tutaj mowa o koniach, na nich więc się skupię. Bo one, zawsze musiały cierpieć przez głupotę i egoizm ludzki. Na wojnie, na pięknych przejażdżkach albo wyścigach. I co najgorsze, ludzie Ci, twierdzą, że kochają swoje zwierzęta.
Książkę oczywiście polecam. Zwłaszcza dla tych, którym się wydaje, że takie przejażdżki na konikach, są super cacy, będziemy mówić, co mają robić, a one się ucieszą.
Tekst stanowi oficjalną recenzje dla portalu Papierowe Motyle.
Pamiętam, że kiedyś lubiłam książki autorki i chętnie wrócę do jej twórczości. Myślę, że za jakiś czas sięgnę po tę pozycję. :)
OdpowiedzUsuńHmm... Sama nie wiem, jeszcze się zastanowię.
OdpowiedzUsuń