czerwca 14, 2025

czerwca 14, 2025

No więc wyszłam... ;)

No więc wyszłam... ;)

 


Wyszłam z tej mojej gawry! Jejku człowiek się zakopał, bo zimno, a niby maj i miało być ciepło. Jednak nie było, więc znowu się wsunął pod kocyk, żeby przeczekać i jakoś dotrwać do czegoś lepszego. To nie, nie można sobie uciec przed światem, bo i tak zostanie znaleziony i zawołany;)


A już bardziej poważnie, nie wiem, spadła mi motywacja, nie do bloga, ale ogólnie. Na poważnie zimna aura chyba mnie zamroziła. Nie spodziewałam się końcem maja i początkiem czerwca chodzić w kurtce, grzać domu i całej reszty. To nie jest normalne, więc się schowałam, jak ten ślimak w swoim domku. Wracałam do domu, wskakiwałam pod koc i przeżywałam dramat, bo nie tak miało to wszystko wyglądać. No ale... tego leżenia nie było tak dużo. Nie myślcie sobie. 

Był wyjazd na zajęcia i na egzaminy, które szalenie mnie stresowały. Był zakup nowego czytnika, bo pierwszy zdechł i nie miał ochoty z martwych powstać - szuja. Więc go porzuciłam i kupiłam nowy. Więcej czytałam bo jakoś pod tym kocem, ciągnęło mnie do czytania o ile się nie uczyłam. 

A uwierzcie był moment, gdy podczas mycia zębów powtarzałam w głowie - testy projekcyjne to... testy osobowości to.. skala tego jest tym... Sten o wartości takiej oznacza... :)  







No więc padło na czytnik Onyx Boox Note Air 4 C,  nie będę czarowała, że go szukałam i cała reszta bzdetów na temat opinii ludzi. Nic takiego. Koleżanka kupiła jako pierwsza. Napisała wiadomość, że skoro ja w tamtym roku namówiłam ją na zakup iphone, to ona w tym roku musi mnie namówić na zakup czytnika. Nie było wyjścia. Kupiłam. Cena 2 200 zł w zaokrągleniu. Oszczędzę wam szukania:). 

W chwili obecnej jest mi trudno ocenić, czy był to dobry wybór. Prawda jest taka, że przeczytałam dwie książki, zrobiłam kilka notatek podczas zajęć i jeszcze się z nim zapoznaje w wolnym czasie. Czyli się jeszcze nie znamy, bo wolnego czasu na rozkminianie sprzętu mam mało ;).  Ale kiedy już go poznam zrobię update. 

Akurat na pierwszy ogień do przeczytania poszła moja ukochana książka. Część z Was, już widziała opinię, ta część, która jeszcze nie miała okazji, podrzucę niżej link z tytułem.


Mam książki, do których niezmordowanie muszę wracać - Inna Blue jest właśnie tym tytułem, z którym nie zamierzam się rozstawać. Ani w formie papierowej i jak widać w elektronicznej również. Niemniej zależało mi na sprawdzeniu jak się będzie czytało. Bo czytnik jest spory, nie ukrywam po małym ink booku, robi wrażenie. Tamten jest o wiele lżejszy, ale liczba minusów wywaliła skalę. Waga to chyba jeden z nielicznych plusów. 

Zatem jestem póki co szczęśliwym posiadaczem czytnika, który ma wspaniałe opinie, możliwości, których jeszcze nie odkryłam i nie miałam sposobności przetestować. Wszystko jednak przed nami:). 

W następnym poście, który będzie - obiecuję będzie! Napiszę o kolejnym wyjeździe do stolicy;). 

Tymczasem zostawiam Was z kwiatkami, które złapałam w maminym ogrodzie. 





maja 16, 2025

maja 16, 2025

Maj....

Maj....

 



Maj to miesiąc, na który mocno czekałam. Jest  nareszcie piękna zieleń wszystko kwitnie i... od wielu lat  - niemalże jak tradycja! panuje okrutne zimno. Nie mam pojęcia dlaczego, co i gdzie poszło nie tak. Jednak o ile sama majówka, a dokładnie kilka dni przed i chyba pierwszy maja, były ciepłe wręcz letnie, tak później po prostu nastąpiła katastrofa przez wielkie K.. a raczej Z jak zimno!

Spadek temperatury przyszedł oczywiście z deszczem - bo jakżeby inaczej. Zwróciłam uwagę, że jeśli są zapowiadane deszcze to dziwną zbieżnością w parze z zimnem...

Zanim zrobiło się wczesnowiosennie popędziliśmy w miejsca, gdzie ludzi jest minimum, za to natury bardzo dużo, a zieleni jeszcze więcej ;)) 









Było to moi drodzy, piękne kilka dni, kiedy miałam nadzieję, że może już niedługo wskoczę w sandałki bo w końcu złapałam pierwszą i niechcianą opaleniznę więc.... Ach ja naiwna...


    Wiatr w moich włosach nie wróżył niczego dobrego.. to była zapowiedź nadchodzącego zimnego frontu. O ile na sam deszcz każdy czekał, tak na spadek temperatury już niespecjalnie. 

  Jak wspomniałam,  chwilowe ciepło wykorzystałam na błądzenie ścieżkami niezaludnionymi. Łącznie w dwa dni zrobiliśmy ponad 30 km, nie ma szału, ale kondycja jakoś zjechała po zimie. A teraz nie mam ochoty wyściubiać nosa z domu, kiedy jest zimno. Znaczy poza pracą i uczelnią...

Z tęsknotą zerkam w stronę sukienek i moich nowych sandałków, które ociekają kiczem, ale są tak w moim stylu, że musiałam poczynić zakup. Inaczej bolałoby mnie serduszko, a nie lubię kiedy boli mnie serduszko. 

Tymczasem, stwierdziłam, że skoro moje aktualne stylówki wyglądają mniej więcej o tak:




W tych trampkach wcale nie było mi za ciepło, a wręcz targało po kostkach niemiłosiernie, ale już stwierdziłam, że no nie będę nosiła botek w maju! Nie i koniec. 

Ale później, gdy słońce szyderczo świeciło mi w twarz, a zimny wiatr smagał jeszcze mocniej zbuntowałam się w sobie i ubrałam Bożonarodzeniowy sweterek. Taki mój protest, nie wiem do kogo i po co, ale chyba wewnętrzny bunt musiał znaleźć upust;)))



Maj póki co, zaliczył brzydką pogodową porażkę. Jeszcze się łudzę, że te sukienki ubiorę do pracy, bo nie ukrywam mam dosyć swetrów i całego ciężkiego odzienia. W ogóle to w domu jest zimno i trzeba dogrzewać. Niedługo będzie okres grzewczy trwał do czerwca. 

Okej wynarzekałam się za wszystkie czasy. Najpierw brakowało mi zieleni, teraz brakuje ciepła. Chyba zacznę obstawiać czego mi znowu zabraknie... ;).  Na szczęście ludzi wkoło mam fajnych, więc jest równowaga. Na razie..


maja 01, 2025

maja 01, 2025

Urodziny bloga - (NIE) Szczęśliwa 13- tka? :) (:

Urodziny bloga - (NIE) Szczęśliwa 13- tka? :) (:


 Moi drodzy,  zleciał kolejny rok tutaj. Jak się cofnę wspomnieniami te 13 lat, muszę przyznać, że zmieniło się dosłownie wszystko. Począwszy ode mnie:). Ale to chyba akurat dobrze. Nie chciałabym myśleć jak tamta niepokorna dwudziestoparolatka. Gdzieś odleciała moja zadziorność. Czasem tylko wystawię pazurka, żeby nie wyszło, jaki się ze mnie budyń zaczął robić ;).

No więc minęło jak z bicza strzelił. Nie ma już większości ludzi, których wtedy poznałam - za niektórymi do tej pory tęsknie, bo ich obecność wnosiła tak wiele, ale co zrobić. Pojawili się inni, a w końcu nowe znajomości również mogą być wartościowe - albo i nie ;). 

Nie ma co ukrywać, zmian było wiele. Zmieniał się blog, to o czym pisałam. Z kim pisałam -  przez chwilę nie byłam tutaj sama. Później wróciłam do bycia solo. Tak, zmiany to taka pewna w niepewnej. Zawsze jakieś będą nawet jeśli myślimy, że raczej nie;) One i tak następują. Również te zewnętrzne! 

Pamiętam jak na początku, bardzo ukrywałam kim jestem, a tym bardziej jak wyglądam!:) Niedopuszczalne wręcz było ujawnianie siebie. Później jakoś samo wyszło. W pewnym momencie zabrałam moje zdjęcie gdzieś w zakładce o mnie, bo co chwila wyglądałam inaczej;))).  Dlatego dziś, przekrój tych wszystkich lat - nie wiem, czy będą chronologicznie, ale tutaj mogą odezwać się Ci, którzy są ze mną od początku i wyłapią..

To jak? Zaczynamy? 


                                                                        ;)  2012 (: 

                                                                2013


                                                                  2014




                                                                       2015


                                                                    2016

                                                                      2017

                                                                               2018

                                                                    2019 

                                                                   2020

                                                                      2021

                                                                            2022

                                                                        2023

                                                                             2024

                                                                     2025 !! (: 


O Mój Bożu! Cóż to była za długa podróż, ależ się umęczyłam:).  I tutaj tylko 13 twarzy Bruchalka + aktualny (żebyście się nie pomylili  czy coś), a jakbym miała stworzyć no nie wiem, 50 jak u Greya? Och litości...  

Tegoroczne urodziny bloga z lekkim sentymentem fotograficznym. Nie ukrywam, zawsze się głowię co ciekawego wymyślić na kolejną rocznicę, a potem siadam,  idę na żywioł i jest jak jest. Chaosu się nie da ogarnąć... a przynajmniej nie mój. 

Zdjęć mam o wiele więcej, ale jak patrzę na przedział 2013 - 2014 to coś się zadziało dziwnego i bardzo mało robiłam fotografii. Jakbym skupiła się tylko na czytaniu. Interesujące, na jakim byłam zakręcie życia? 

W każdym razie, lecimy z kolejnym rokiem. Jaki będzie? Któż to może wiedzieć.... oby tylko internety nam nie dołączyli i jakoś damy radę! ;) Nawet z kryzysami twórczymi, egzystencjalnymi i... itd. ;) 

kwietnia 28, 2025

kwietnia 28, 2025

Wakacje pod morzem

Wakacje pod morzem

 


Książkę wyszarpałam w biedronce na jakiejś promocji. Czasem przechadzając się po sklepie, lubię zajrzeć do koszy z książkami. Akurat wpadła mi w ręce, opis był dosyć osobliwy, o samej autorce wyczytałam tyle skrajnych opinii, że nie było innej możliwości. Musiałam sprawdzić o co tyle jazgotu, które opinie są prawdzie, albo zbliżone do mojego gustu lub nie. Zatem złapałam pod pachę, zapłaciłam, a później przeczytałam...


Leo odkąd jej matka zapadła w śpiączkę jest pod opieką brata. Nieco starszego, bo Robert dopiero niedawno osiągnął pełnoletność i aktualnie   zajmuje się szukaniem praktyk, które pozwolą mu nabrać doświadczenia w zawodzie, który chce w przyszłości wykonywać. Dziewczyna stara się wspierać brata, a na pewno nie utrudniać mu codzienności, która przyjęła taką a nie inną formę. Zastępowanie obojga rodziców nie jest łatwe dla tak młodego człowieka.

Oboje cały czas wyczekują informacji kiedy otrzymają wiadomość, że mam się wybudziła, niestety póki co, są zdani sami na siebie. Dlatego, gdy Robert otrzymuje propozycję odbycia stażu w hotelu, który niegdyś był bardzo bliski ich rodzinie, przyjmuję ofertę i tym samym, stawia Leo w sytuacji z której nie ma wyjścia. Musi pojechać z bratem nad morze i zamieszkać w hotelu "Bursztyn", w dzieciństwie lubili to miejsce, ale nagle coś się stało i przestali przyjeżdżać? Czy przyszła pora żeby otrzymać odpowiedzi?


Opis może zapowiadać, że będzie to taka z pozoru lekka, może i nawet przewidywalna letnia historia, gdzie dwoje nastolatków wybiera się nad wybrzeże, próbując udawać dorosłych. Znaczy Robert jest pełnoletni, co nie jest równoznaczne z byciem, a dokładnie zachowaniem jako dorosły. Jednak tutaj nie ma co czarować, chłopak otrzymał rolę tego dojrzalszego mimo wieku. Tak więc, wszystko co robi jest zaplanowane i milion razy przemyślane. 

A Leo? To dziewczyna o której jest wiele i niewiele. Wiemy na pewno, że ma problemy ze snem, a dokładnie nie śpi wcale. Od kiedy matka zapadła w śpiączkę, ona przestała spać. Taka lekko nierówna równowaga  - zamieszałam, ale to jest nic w porównaniu do tego co jest w książce.                                Leo jest nieznośnie szczera, co sprawia, że ma problemy w relacjach. Ja tego akurat nie zauważyłam, ale trzeba być mną żeby zrozumieć. Kto mnie zna, ten zrozumie dlaczego. Kto nie, cóż. Lepiej żeby dalej żył w błogiej niewiedzy. W każdym razie, informacji o dziewczynie jest mało, mimo jej głównej roli w całej historii. Zabawne prawda?  

Otóż moi drodzy, nieznajomość postaci, to nic w porównaniu co się dalej dzieje. . Jeśli przeczytacie w odmętach internetu jak pisze Marta Bijan, to z pewnością natkniecie się na przeróżne określenia np. "Dziwnie, odjechane czy - co tu miało sens?" Muszę przyznać, że trudno jest się z niektórymi nie zgodzić. Rzeczywiście, pomysł na fabułę Wakacji pod morzem, przerósł moje wyobrażenia i w pewnym momencie znalazłam się na etapie - o mój Boże, co się tutaj dzieje?! ale! Było to w pozytywnym wydźwięku, bo ja już wiedziałam czego się spodziewać. 

A czego powinni czytelnicy spodziewać po książce pani Bijan? Od razu uprzedzę - wszystkiego! Jeśli nie lubicie fabuły, która w pewnym momencie zaczyna jawić się jak odrealniona i nie wiecie, czy to już jest fantasy, a może jakieś słabe paranormal,  możecie odpuścić. Mnie te opinie nie zniechęciły. Lubię od czasu do czasu poczytać pokręcone opowiastki i tutaj tak było. Nie mam pojęcia, czy cokolwiek trzymało się kupy, ponieważ po zadaniu pytania, które zacytowałam wyżej, popłynęłam na fali tego, co stworzyła autorka.  

Jest to książka szalenie pokręcona i z gatunku spodziewajcie się wszystkiego i niczego konkretnego. Nic nie wniesie do waszego życia. Do odmóżdżenia i jednocześnie zjechania głowy nadaje się idealnie. Mnie było tego potrzeba - taki trochę reset od codzienności. Później szczęśliwie wróciłam do prawdziwego życia:).  Sami zdecydujcie czy chcecie zaryzykować, czy raczej odpuszczacie. 



kwietnia 21, 2025

kwietnia 21, 2025

Kwietniowe o wszystkim i o niczym

Kwietniowe o wszystkim i o niczym

 


Kwiecień jest miesiącem, który sprawdza mnie z każdej możliwej strony.  Nawet jeśli przez chwilę jest okej, to wiem, że nie mam co się za bardzo cieszyć, ponieważ już za zakrętem może czekać niespodzianka. Zatem w myśl sławnego serialu, który podbił wielu widzów - jestem  "Gotowa na wszystko". Właściwie jakby się zastanowić, wypada uważać co i o jakiej godzinie się wypowiada, bo... 

Ale zacznijmy od tego, że kwiecień był przeznaczony na naukę i wyjazdy do Warszawy, ach ta moja Warszawa... Pamiętacie jak pisałam, że mnie testuje? Oj to ostatnio przeszłam potężną próbę, czy naprawdę chcę tam jeździć..

Najpierw, gdy już miałam kupione wszystkie bilety na pociągu i opłacony nocleg. Rozchorowałam się i wyszło jak wyszło. Chora nie będę jechała. Ubolewałam okrutnie, ale co  było zrobić? Wiedziałam, że za dwa tygodnie kolejne zajęcia. Będzie ciepło pojadę na pewno. 

I wtedy na ponad tydzień przed, rozbolał mnie ząb, ale to tak, że nie obyło się bez mocnych leków, szukania dentysty, antybiotyku i nieprzespanych nocek. To nic, ja uparcie obstawałam, że jakoś to będzie. Pojadę bo przecież teraz nie odpuszczę.  Wiecie, najpierw byłam "naćpana" przeciwbólowymi", potem antybiotyk. Nieważne, na ostatnią chwilę kupowałam bilety, nocleg. Jadę! 

Mój R odwiózł mnie na stację, zamontował w pociągu, zapytał czy jestem pewna. No oczywiście, że byłam...

Godzinę od wyjazdu, przed stacją Wałbrzych Fabryczny, pociąg się zatrzymuje. Nikt nie wie dlaczego. Ja w pierwszej chwili myślałam, że pewnie będzie mijanka. Za kilka minut dowiadujemy się, że tym pociągiem już nigdzie tego dnia nie pojedziemy. Ktoś postanowił zakończyć swoje życie, skacząc pod nasz pociąg... Poruszenie konduktorów, nasz znaczy pasażerów szok, co dalej? Jesteśmy na jakimś pustkowiu, nie widać drogi, tylko wielka przepaść i drzewa z drugiej strony. Kto i jak do nas dotrze, jak my wyjdziemy? No nie mogliśmy wyjść. Musieliśmy czekać aż przyjadą wszystkie służby, nam podstawią drugi pociąg żeby kontynuować dalej podróż.


Do Warszawy dojechałam, ale nie ukrywam, że chciałam odpuścić. Chciałam wracać do domu i nie patrzeć już na pociągi, tory i wszystko co z nimi związane. Jednak nie o to chodzi. Przesadziłam się do mojego i pojechałam dalej. Mając w głowie, że to co poczuliśmy w czasie jazdy, nie było kamieniami, tylko wpadającym pod koła człowiekiem. I zostanie to ze mną już na zawsze.



Warszawa przywitała słońcem, piękną wiosną i zielenią, której u mnie jeszcze tyle nie było. Można powiedzieć, że życie toczyło się dalej jak gdyby nigdy nic. Gdzieś po drodze napotkałam taką piękną bramę wejściową na dziedziniec kościoła. 



Po zajęciach wybrałyśmy się z koleżankami na miasto, okazało się, że to czas pełni księżyca. Szkoda, że nie umiem zrobić pięknego zdjęcia. Cudnie wyglądał w towarzystwie stadionu. 

Moja miłość do Warszawy jest dosyć skomplikowana, ciągle coś mi wyskakuje nieoczekiwanego, ale nie potrafię się zrazić. Czasem tak po prostu jest. Ciągnie nas do miejsc, nawet jeśli wszystko wkoło jakby chciało nas zrazić i powiedzieć - odpuść.  



Bardzo ciekawy pomysł na uliczną biblioteczkę, zachwyciłam się mocno. Fajnie jest odkrywać interesujące miejsca, które nie są tymi powszechnie odwiedzanymi przez przyjeżdzających. Ale wystarczy o Warszawie. Powrót był spokojny, a po powrocie...


Okazało się, że będzie Zorza! Jakoś z rana otrzymałam info, że na wieczór będą cudne warunki zorzowe. Nie byłabym sobą, gdybym przepuściła taką okazję. Drzemka popołudniowa, a gdy się ściemniło wystartowałam na moje pustkowie umieszczone wysoko na górze, by móc wyglądać Zorzy. O Święci Pańscy, co to był za wieczór ileż się nabiegałam w tych ciemnościach;). Coś tam złapałam, ale trochę przegapiłam i wyszło jak wyszło. Nie ma tego efektu co w sierpniu ubiegłego roku, ale przyznam szczerze, że dla tych emocji, przebywania sobie nocą pod gwiazdami, zawsze warto. Była to ciepła noc i naprawdę nie miałam ochoty wracać do domu. Gdyby niebo się całkiem nie pochmurzyło, kto wie? Może bym została dużo dłużej? 



Nie mam pojęcia dlaczego jakość wyszła tak beznadziejna, jakbym zdjęcia robiła kalkulatorem, ale co poradzić. Może nieopatrznie i w emocjach poprzestawiałam coś w ustawieniach. Trudno, mimo wszystko widać, że zorza była. Chmury też ;)))). 

 Żeby już nie przedłużać tego wpisu, wrzucę jeszcze fotki z ostatniego spaceru w bardzo urokliwym miejscu. Niestety i tutaj chmury odebrały cały efekt - wrócę tam jeszcze! Tymczasem, nareszcie jest zielono! Pamiętacie jak pisałam, że będę kolorowała na zielono? Już nie muszę :)). 








kwietnia 05, 2025

kwietnia 05, 2025

Kolory zła - Biel

Kolory zła - Biel

 


W końcu  - mogę napisać już we wstępie, dotarliśmy do mojej ulubionej części z serii. Gdy pisałam, że kolory zła się rozkręcają, cały czas miałam w głowie właśnie Biel. Dlaczego? Co sprawiło, że właśnie ten kolor został na długo w mojej pamięci? Mam nadzieję, że będę umiała jak najbardziej obrazowo ukazać te elementy fabuły, które były mocne i wywarły ogromne wrażenie.

Standardowo zacznijmy od początku..


Jeden z tych zimowych dni, kiedy w końcu zaczyna padać śnieg i świat od razu wygląda inaczej.  Biel śniegu potrafi ukryć bałagan i szarość. Potrafi również uwydatnić to, co na nim się pojawi. Jak na przykład ślady krwi. 

Tamtego dnia, jedna z sopockich fotografek szykowała się do sesji rodzinnej. Wszystko było przygotowane, ale postanowiła jeszcze zerknąć przez okno. W momencie gdy w kamienicy na przeciwko zauważyła młodą dziewczynę. Pojawiła się na parapecie i po prostu skoczyła. Jakby w ogóle nie zastanowiła nad tym co robi. Po chwili jej ciało, leżało nieruchome w śniegowej bieli.

Gdy prokurator Bilski rozpoczyna sprawę samobójstwa Michaliny Kajm, studentki prawa. Nie ma jeszcze pojęcia jak mocno zaangażuje się w śledztwo, ale co najważniejsze do czego doprowadzą go aktualne wydarzenia. Między czasie,  będzie próbował uzyskać odpowiedzi na swoje prywatne dochodzenie,  a dotarcie do prawdy odmieni tak naprawdę wszystko. 

Zanim jednak cokolwiek zacznie wychodzić na światło dziennie  w sprawie śmierci młodej kobiety, ale i  zagadki sprzed lat. Bilski wraz ze swoimi kompanami, jak również pewną pomocniczką, zagłębią się w mroczny świat prostytucji.  



Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu będę mogła opisać Biel. A teraz mam wrażenie, że jakbym tego nie zrobiła, nie mam możliwości oddać emocji, jakie mi zaserwowała. No dobrze, ale od początku!

Przede wszystkim ukazanie brutalnego świata prostytucji. O ile każdy z nas, mniej lub więcej, wie na czym polega. Tak gdy przyszło zejść do podziemi i zobaczyć rzeczywistość, włos się jeżył na głowie i w ogóle wszędzie. Przede wszystkim,  autorka zaprezentowała chyba jedno z najmocniejszych wydań tej profesji, zakrawającą o sadyzm i jak ktoś ładnie określił - dewiację. Nie zamierzam oceniać ludzi korzystających z owych usług. Jednak tutaj działy się takie rzeczy, że chciałabym być na tyle naiwna, by wmawiać sobie, że to jest jedynie fikcja literacka. Tacy ludzie nie istnieją i nie robią tego o czym przeczytałam. 

Sobczak jak zawsze, fenomenalnie przygotowała się do tematu i bez żadnego owijania w bawełnę, bawienia w domysły zaserwowała czytelnikom całą brutalność. Tak, ta część jest bardzo brutalna i niesamowicie działająca na wyobraźnię. Niestety w tej okrutnej odsłonie.  Były sceny, które wolałabym sobie nie wizualizować i nie mieć świadomości, że dzieją naprawdę. I nie, nie chodzi o fantazje stricte erotyczne, ale najnormalniej w świecie uciechę z zadawania drugiej osobie krzywdy fizycznej balansującej na granicy życia. Za każdym razem zastanawiało mnie, co trzeba mieć w głowie, by czuć przyjemność na widok bólu u drugiego człowieka, jak może wywoływać satysfakcję zwykłe upodlenie. 

Biel mimo skojarzenia z czystością i czymś raczej przyjemnym. Jest jedynie zmyłką, bo tak naprawdę pod spodem, skrywa cały bród najgorszej strony człowieka. Co również mocno wchodzi w głowę, to uświadomienie, że często tymi, którzy mają nienormalne skłonności, są ci pozornie uprzejmi i złudnie budzący zaufanie. 

Muszę szczerze przyznać, że mimo całego okrucieństwa, jakie zostało zafundowane w Bieli, nie umiem napisać, że źle się czytało. Wręcz przeciwnie. Fabuła wciąga już od samego początku. Później zostajemy wciągnięci w wydarzenia z przeszłości. Kolejne brawo, za genialne odwzorowanie ówczesnej rzeczywistości i panującego klimatu PRL-u,  działań milicji i ich współpracy z "mewkami". Wszystko w jednej wielkiej otoczce kłamstwa, szantażu i udawanej przyjaźni.  W moim odczuciu trzecia część z serii jest najlepszą i pozostała faworytką. Może właśnie ta realność podziemi, wywarła aż tak mocne wrażenie. Szczerze polecam, ale ostrzegam - przyjemnie nie będzie, niemniej warto! 


Copyright © Niekończące się marzenia , Blogger